Chociaż kocham zwierzęta, potrafią mi się one śnić naprawdę dziwnie. Nie mam pojęcia skąd się to bierze.
O niepożądanym składzie
Siedziałam z tatą i planowaliśmy prezent na gwiazdkę dla mnie. Ojciec siedział przy komputerze i patrzył na ceny płyt. Nie mogłam podjąć tej trudnej decyzji, bo na obu krążkach mi zależało. W końcu mój dylemat przerwał dzwonek do drzwi.
Była to ciocia Ola.
– Przyjechałam, by wyciągnąć cię na miły spacerek. Co ty na to?
– Jak na lato – pomyślałam. Tata posiedzi sobie przed komputerem, a ja będąc na świeżym powietrzu, na spokojnie zdecyduję się którą płytę sobie zażyczyć.
– Ok. – odpowiedziałam znacznie mniej entuzjastycznie i ubrawszy się pośpiesznie, wsiadłam do samochodu. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ciocia nie zawiozła mnie najpierw do siebie, by zabrać Nelę i może Miśkę, jeśli wyrazi na to ochotę, tylko zatrzymała pojazd na jakimś obcym podwórku i kazała mi wysiąść.
Sama też wysiadła i podała mi paczkę jakichś żelek.
– Nie dawaj im tego – powiedziała zagadkowo i ujęła mnie pod rękę. Poprowadziła mnie przez wielki, opustoszały jesienią ogród.
Wreszcie zatrzymała się przed jakimś budynkiem gospodarczym i czekała. Już miałam się zapytać na co właściwie czekamy, kiedy uszom naszym dobiegł głos małej dziewczynki:
– A zabawimy się w kopciuszka?
– Nie teraz kochanie, bo chyba znów mamy gości. Trzeba wypuścić wielbłądy – odpowiedział mężczyzna i oboje wyjrzeli z drugiej strony budynku. Dziewczynka przyglądała się nam badawczo, a mężczyzna wydobył pęk kluczy i otworzył jedno z pomieszczeń.
Wyszły z niego trzy stworzenia. Najpierw podeszły do dziewczynki, a potem do mnie i zaczęły obwąchiwać, głównie kieszeń, w której trzymałam paczkę żelek.
– To są wielbłądy. Pamiętaj co ci mówiłam – powiedziała ciocia. Pogłaskałam jedno ze zwierząt.
Miało krótką, szorstką sierść jak koń, a nie jak wielbłąd. Raz w życiu dotykałam wielbłąda, ale bardzo dobrze zapamiętałam, że jego sierść, choć szorstka, jest wyraźnie długa i gęsta i wcale nie przypomina końskiej.
Może to jakiś inny rodzaj? Po chwili gwałtownie przerwałam rozmyślania, bo zwierzęta coraz nachalniej obwąchiwały moją kieszeń i próbowały się do niej dostać. Poza tym z szopy wyszło jeszcze z pięć tych dziwnych stworzeń i nacierało na mnie coraz bardziej, wydając nieprzyjemne pomruki. W końcu ciocia zarządziła koniec tej osobliwej zabawy, gdy jednemu z wielbłądów udało się wyciągnąć paczkę żelek i trzeba mu było ją wyrwać. Na szczęście pomógł nam w tym doświadczony właściciel zwierząt.
– Bardzo dobrze się spisałaś – pochwalił mnie mężczyzna. – Zobaczymy jak ci pójdzie następnym razem.
– Ale ja nie chcę następnego razu – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego głośną.
Poinformuję o tym ciocię, gdy będziemy wracać. Ten mężczyzna i jego zwierzęta są nieco dziwne, więc bałam się ich gniewu, dlatego siedziałam cicho.
– Następnym razem będzie z małpami – powiedział na odchodne mężczyzna.
– A czy to będą małpy, czy jakieś małpo podobne – odważyłam się zapytać.
– Zobaczysz – powiedział mężczyzna i ująwszy dziewczynkę za rękę oddalił się tam skąd przyszedł.
– A teraz możemy pobawić się w kopciuszka? – nudziła dziewczynka.
– Chyba tak – powiedział mężczyzna zrezygnowanym głosem.
Przebiegu zabawy już nie usłyszałam, bo opuściłyśmy dziwny ogród wraz z jego dziwnym właścicielem.
Jednak w drodze powrotnej nie poruszyłam tematu wielbłądów. W kieszeni miałam jeszcze te nieszczęsne żelki.
Ciekawe co by się stało, gdybym dała je tym zwierzętom. Może w domu ich spróbuję?
Zastałam tatę wyłączającego komputer. To może i nawet lepiej, bo na tym osobliwym spacerze nie miałam czasu na podejmowanie decyzji. A jeśli tata sam zdecydował? To trudno.
Przynajmniej ja nie będę musiała tego robić, a prawie zaraz po świętach są moje urodziny, więc będę mogła zażyczyć sobie tę drugą płytę.
Teraz bardziej interesowała mnie sprawa żelek.
– Tato? Spróbujemy tych żelek? – zapytałam wręczając mu paczkę.
– Na prawdę chcesz to jeść? W ich składzie są siki spracowanych kobiet.
– A skąd to wiesz?
– Bo te żelki pochodzą z dżungli.
– A czemu nie wolno ich dawać wielbłądom? Przecież to zwierzęta pustyni?
– Nikt nie może tego jeść, bo tam jest ukryta cała niedola tych nieszczęsnych murzynek – powiedział tata już nieco zniecierpliwiony moją dociekliwością.
Dałam więc sobie spokój z żelkami, ale postanowiłam, że wrócę kiedyś do tematu, a jeśli dalej nie będzie chciał mi tego wyjaśnić, to opowiem mu o spacerze z ciocią i wtedy już będzie musiał.
4 replies on “O niepożądanym składzie”
dziwne, naprawdę dziwne
OOOOOO. Tego chcemy drugą część! Bardzo bardzo bardzo!
taaak
Dziwny ten sen.