Categories
Co mi w głowie siedzi

Jestem Tosia – świnka morska rozetka

To jest historia mojej świnki opowiedziana jej oczami, niektóre fakty, zwłaszcza te początkowe – są zmyślone. Życzę miłej lektury
Kim jestem i skąd pochodzę, a także jak znalazłam stały dom
Mam na imię Tosia. Jestem świnką morską rasy rozetka. Urodziłam się 3 marca 2018 roku i obecnie skończyłam już prawie 3 lata. Mój ojciec był piękny, miał gęste futerko i rozwichrzoną czuprynę, matka nieco przylizana, ale pochodziła z giełdy i nie miała dobrych genów, za to ojciec został sprowadzony aż z Czech i miał szlacheckie pochodzenie.
Wszystkie znajome mojej matki dobijały się o mojego ojca, ale hodowca zdecydował, że to właśnie moja matka będzie pierwsza, bo w niej drzemie krew teddy, a on miał słabość do tej rasy. Moja matka naprawdę go pokochała i nie chciała się z nim rozstawać. On też za nią przepadał, ale hodowca upierał się, że skoro jest tak dobrym reproduktorem, to nie może marnować czasu przy jednej samicy. Miałam dwóch braci i oni byli bardziej puchaci, za to mieli gorsze kolory i byli słabsi witalnie a ja byłam głośna i energiczna, mój kwik słychać było na całą okolicę aż się hodowca martwił, czy sąsiedzi nie zgłoszą go, że zakłóca ciszę. Wychowywałam się z rodzeństwem, z ciotkami i jej dziećmi, a płeć męska była od nas odizolowana. Smutne, napuszone samce czekały, aż któraś z samic będzie gotowa do zabawy.
Kiedy nadszedł dzień wielkich zmian w chlewiku zapanowało poruszenie, bo matki i ciotki już przeczuwały co się wydarzy a my jeszcze nie, więc bawiliśmy się beztrosko, zajadali przysmaki.
Wczesnym rankiem, a w zasadzie w nocy ktoś zaczął nas wyłapywać i pakować do pudeł, więc podnieśliśmy wrzask a zwłaszcza ja go podniosłam, zdając sobie w pełni sprawę z donośności mego kwiku.
Nikt jednak nie przyszedł mi z pomocą i powieziono nas w nieznane. W sklepie zoologicznym klatka była znacznie ciaśniejsza a w sąsiednich boksach przebywały jakieś inne stworzenia wydające z siebie obce dźwięki. Z początku się ich baliśmy, ale szybko okazało się, że nie mają do nas dostępu.
Rozdzielono mnie z braćmi i dołączono do jakichś obcych świnek z innej hodowli, które były brudne i śmierdzące, ale całkiem niebrzydkie, puchate. Tóż obok nas boks pełen baraszkujących samców. W tej ciasnej klatce spędziłam około tygodnia – moje koleżanki sprzedały się szybciej.
Kiedy zostałam sama w boksie zrobiło mi się przykro i zaczęłam piszczeć żałośnie, więc dyżurująca sprzedawczyni wzięła mnie na chwilę na ręce, ale nie miała dla mnie zbyt wiele czasu.
Któregoś dnia, w godzinach popołudniowych, do sklepu zawitały dwie kobiety i mężczyzna i przyglądali się puchatym samcom, ale gdy dowiedzieli się, że to płeć męska zrezygnowali, a wtedy sprzedawczyni pokazała im mnie, bo moja puchata koleżanka była już w rezerwacji i wynieśli ją gdzieś. Młodsza kobieta przyglądała mi się uważnie , dotykała jakby chciała prześwietlić każdy włos mego futerka a ja czułam się taka gorsza od swych współbraci, że mam go zbyt mało i rzeczywiście ta rodzina, która mnie tak dokładnie wymacała nie kupiła mnie.
Jednak w tydzień później oni znów się zjawili i znów z żalem patrzyli na puchate samce a następnie młodsza kobieta zapytała sprzedawczynię, czy ta świnka o oklapniętych uszkach i śmiesznym fircykiem niczym ogon jest jeszcze do sprzedania.
Byłam do sprzedania, jak najbardziej, ale sprzedawczyni nie chciała mnie wyciągać, aby nie stresować, jednak ta rodzina się uparła i kobieta wyciągnęła świnkę. Po podobnych co w zeszłym tygodniu oględzinach rodzina wreszcie się zdecydowała i rozpoczęłam nowe życie.
Pierwsze dni w nowym domu
Było strasznie! Najpierw podróż trzęsącym się samochodem, następnie kolejne oględziny, już w całkiem nowym miejscu, a wreszcie nowa klatka. Jej podłoże podobne było do futer mych współbraci teddy, którym tak zazdrościłam bogatego owłosienia.
Stąpałam więc po nim delikatnie jak po czymś niezwykle cennym.
Jedynym znajomym miejscem była kuweta, która pachniała swojsko.
Przerażały mnie dźwięki tego domu oraz jego wielkość, bo kiedy moi nowi właściciele wyciągali mnie z klatki pokazywali mi jego głębie zabierając do innych pokoi, gdzie czekały na mnie nowe przedmioty i nowe dźwięki. Raz pan chciał mi coś podać do pyska, ale ja uciekłam, bo przeraziłam się bardzo. To, żeby mi wpuszczać do pyszczka jakąś kwaśną maź wymyślił weterynarz, do którego zabrał mnie pan któregoś dnia. On też mnie oglądał na wszystkie strony tyle że mniej delikatnie niż moi właściciele czy nawet sprzedawczynie ze sklepu. Bałam się, że po tej okropnej wizycie nie wrócę do domu, do którego już trochę się przyzwyczaiłam, ale znowu do sklepu. Na szczęście nic takiego się nie stało. Mieszkałam w pokoju z młodszą dziewczyną o imieniu Karolina, starsza kobieta miałam na imię Barbara, ale często jej w domu nie było – podobno mieszkała wtedy w niemczech. 1 z naszych samców podobno był z Niemiec sprowadzany i też wszystkie samice się o niego biły, ale on bardzo wybrzydzał i mimo gróź hodowcy tylko z niektórymi chciał się bawić.
Zaczęło się robić coraz fajnie, bo już mniej bałam się otoczenia, polubiłam nawet niektóre dźwięki, np.: muzykę puszczaną przez Karolinę, albo dźwięki dobiegające z kuchni, bo one zazwyczaj zwiastowały jedzenie.
Jedyne czego mi mocno brakowało to innych świnek, ale dało się to jakoś znieść zwłaszcza, gdy właściciele mieli dla mnie czas i spędzali go ze mną. Karola miała fajnych znajomych, którzy też za mną przepadali, Basia zaś miała siostrę, która nie obchodziła się ze mną zbyt delikatnie, choć sama podobno miała u siebie świnkę morską – jednego z tych puchatych samców, które tak bardzo są pożądane. Moje futerko też się znacznie poprawiło odkąd zamieszkałam z nowymi właścicielami – może nie było tak gęste i rozwichrzone jak u moich braci, ale było za to aksamitne w dotyku.
Przeprowadzka oraz inne wyjazdy
Czasami właściciele zabierali mnie do innego domu, gdzie czułam się bardzo nieswojo, ale przebywaliśmy tam zwykle tylko przez kilka dni.
Jednak któregoś dnia postanowili się oni przeprowadzić na stałe. Na szczęście ten ich nowy dom był łudząco podobny do poprzedniego, więc nie odczułam zbytnio tej zmiany zwłaszcza, że zmieniło się tylko otoczenie, a nie ludzie, którzy się mną opiekowali i dawali tak ważne dla małego strachliwego gryzonia poczucie bezpieczeństwa. Co jakiś czas zabierali mnie też do weterynarza, ale też już się mniej go bałam a raz nawet zagadnęłam do jednej pani i ona mi odpowiedziała. Smuciło mnie bardzo kiedy zostawałam sama, ale moje skargi nie pomagały, oni i tak wyjeżdżali, z czasem jednak tych wyjazdów było mniej i zaraz wam wyjaśnię dlaczego.
Czas pandemii. Już niemal od roku na świecie panuje coś takiego, co ludzie nazywają pandemią i to coś sprawia, że ludzie stali się bardziej strachliwi, gdyż boją się zachorować, więc większość czasu spędzają w swoich domach. Dla mnie to nawet lepiej, bo moja pańcia nie:
– wyjeżdża już na uczelnię;
– Chodzi do papugarni, gdzie bawi się z tą swoją Adelą, jakby nie miała mnie; Płyty kupuje tylko przez internet i ktoś je przynosi do domu, nie spotyka się ze znajomymi ani w domu, ani poza nim;
– Częściej ma chandrę, ale też ma więcej czasu dla mnie i dla swoich pasji; druga pani – Barbara, przestała wyjeżdżać do Niemiec.

Plusy i minusy świńskiego życia
Co mnie cieszy:
– ogórki oraz inne przysmaki dawane przez właścicieli, pieszczota ich rąk; dbanie o czystość klatki oraz stan zdrowia i dobre samopoczucie; dach nad głową, wygodna klatka o odpowiednich wymiarach, ciepło, miękkie posłanie, ciepło; towarzystwo człowieka, muzyka sącząca się z głośnika oraz inne domowe odgłosy;
– goście, którzy chwalą i podziwiają; poczucie bezpieczeństwa.
Co jest źle, czego nie lubię:
– kiedy właściciele wychodzą a zwłaszcza moja pani, która ze mną przebywa, chyba, że wraca z płytami, wtedy ok., bo w domu panuje radość i pojawiają się nowe brzmienia; Nienawidzę, gdy odciągają mnie od jedzenia, bo akurat chcą się ze mną bawić czy oglądać jakiś swój program;
– Kiedy się kłócą, bo stado zwaśnione, to stado zagrożone;
– Kiedy coś zmieniają w klatce, bo nie zawsze te zmiany są dobre;
– Kiedy jest wiosna i lato, bo wtedy częściej ich nie ma a ponadto w domu bywa zbyt gorąco i nie ma czym oddychać ani gdzie się ochłodzić;
– Kiedy pańcia ma problemy, bo wtedy bardzo się stresuje i głaszcze mnie mocno, jakby chciała pozbawić mnie futerka i jest bardzo nerwowa – krzyczy na mnie o byle co; Kiedy bierze udział w konkursach, bo wprawdzie potem przychodzą do niej paczki (głównie z płytami), które ona uwielbia, ale w czasie, gdy ona usiłuje coś wygrać trzeba siedzieć cichutko jak trusia i nawet nie oddychać a co dopiero mówić o jakimś kwiku czy stukaniu kulką o ścianki kuwety, podobnie sprawa się ma, gdy pańcia zdaje egzaminy, ale to tylko w czasie pandemii, bo wcześniej robiła to na uczelni i wtedy też rzadziej brała udział w konkursach, ale nie mam pojęcia, co ma jedno z drugim wspólnego; Czasami też nie lubię kiedy pańcia śpi, bo wtedy też wypada siedzieć cicho a mnie się często samej nudzi w klatce a zwłaszcza w nocy bądź nad ranem, kiedy jest absolutna cisza i w domu nic się nie dzieje a ja nie mogę już spać. Wtedy najczęściej zajmuję się czekaniem, bo moja pańcia prawie codziennie na coś czeka – a to na wyniki jakiegoś egzaminu, a to na ważną paczkę (dla niej wszystkie paczki są ważne), a to na imprezę urodzinową, bądź wypad do antykwariatu albo tej całej papugarni. Jeśli więc nie śpię i się nudzę, wtedy czekam na coś, co aktualnie zaprząta głowę pańci, bo mam nadzieję, że jak będę ją wyręczać w tym czekaniu kiedy ona śpi i nie może tego robić, to wtedy to, na co ona czeka przyjdzie szybciej;
– Zapomniałabym o najważniejszym, głównym minusem mieszkania tutaj jest brak drugiej świnki, bo nie ma z kim pogadać a pańcia ma dla mnie tak mało czasu i nie zdążę jej wszystkiego wymruczeć do ucha, zresztą ona nie zawsze mnie słucha, bo żyje tym swoim czekaniem, albo ogląda swoje ulubione programy telewizyjne. Czasami więc zastanawiam się jak wygląda ten puchaty Carmel o którym wspomina siostra drugiej pani, ale coś tak czuję, że nigdy nie będę miała okazji go zobaczyć. Ostatnio to nawet słyszałam, że on zachorował, że czuje się gorzej, bo jest stary, więc napisałam do niego list, aby mu dodać otuchy i przekazać nieco swoich sił witalnych.
Chyba powiedziałam Wam już wszystko, co powinnam przekazać o moim świńskim, rozetkowym życiu. Jak widzicie nie jest ono takie złe, choć początki były trudne. Moim marzeniem jest, aby właściciele spędzali ze mną większość swojego czasu – nie tylko tego, który nazywają wolnym oraz aby przyprowadzili mi przyjaciółkę. Życzę wszystkim świnkom oraz innym towarzyszom domowego życia, aby układało im się jak najlepiej i aby żyło im się jak najdłużej w dobrym zdrowiu i nie popadali w zwątpienia jak puchaty Carmel.
Wasza jak zwykle rozgadana świnka morska Tosia

Categories
Co mi w głowie siedzi

Kraina mgłą otulona – opowiadanie Amparo i Wiktora

1. Mgła
Młoda kobieta w długiej, granatowej pelerynie z kapturem wędrowała przez spowity tajemniczą mgłą las. Mgła była gęsta, lecz w pewien sposób nietypowa, gdyż mieniła się ona różnorodnymi odcieniami błękitu, które niekiedy intensywniały, przechodząc w granat lub fiolet, a niekiedy blakły do bardziej stonowanych barw. Spostrzegła również, że w powietrzu unoszą się niezliczone ilości malutkich cząsteczek. Przypominały podróżniczce gwiazdy na nocnym niebie. Miała również nieodparte wrażenie, że emitują bardzo słabe, blade światło. Spróbowała złapać jedną z tych drobinek, lecz zniknęła w jej dłoniach niczym topniejący płatek śniegu. Spróbowała jeszcze raz – z następną drobiną, a potem jeszcze z kolejną – obie próby zakończyły się takim samym skutkiem, jak pierwsza.
Dziewczyna z każdą chwilą była coraz bardziej zaciekawiona tajemniczym miejscem, przez które podróżowała. Zastanawiała się, czy nietypowa natura mgły jest spowodowana specyficznym rozproszeniem promieni słonecznych o danej porze dnia, czy może przyczyną tego zjawiska są malutkie, iluzoryczne cząsteczki błyszczące w mglistych obłokach… Jako że sama nie znała się zbyt dobrze na zjawiskach atmosferycznych, zakładała również, że powód może być kompletnie inny, o którym nie ma nawet pojęcia.
W pewnym momencie zatrzymała się i rozejrzała dookoła. Zdała sobie nagle sprawę z tego, że las był również bardzo osobliwy pod względem roślinności. Podłoże gęsto porastała szarozielona, bardzo krótka trawa. Sięgała ona zaledwie do kostek kobiety i rzadko kiedy zdarzały się wyższe źdźbła. Gdzieniegdzie, z rzadka, wyrastały niskie krzaki i krzewy, lecz nie wyróżniały się one w żaden sposób na tle reszty runa leśnego. Co dziwne, nie widać było żadnych kwiatów, a wyłącznie różnego rodzaju trawy. Drzewa również nie wyglądały zupełnie zwyczajnie. Większość z nich była naprawdę imponujących rozmiarów, sięgających niekiedy nawet do szóstego piętra. Kora na ich pniach miała bardzo blady odcień – przypominały one dziewczynie przemarznięte w zimę drzewa z sadu bliskiej jej osoby z dawnych czasów… Tylko kogo? Zdziwiła się – nie mogła bowiem sobie tego przypomnieć.
Podeszła do jednego większych drzew i położyła na nim rękę. Ku jej zaskoczeniu, kora była miękka i łamliwa. Z łatwością odłupała niewielki kawałek, który skojarzył jej się z kruchym ciastem, które niegdyś uwielbiała jeść.
Nagle dziewczyna zamarła w bezruchu i pośpiesznie zaczęła się rozglądać, jak gdyby czegoś szukała. Wtedy zdała sobie sprawę z tego, że do tej pory nie spotkała żadnych zwierząt. Nie znalazła nawet śladów ssaków, ptaków, czy owadów, które zazwyczaj zamieszkują lasy. W koronach drzew nie było żadnych gniazd, na ziemi ani śladu mrowisk ani nawet pajęczyn między krzewami. Nie usłyszała jeszcze żadnego świergotu czy pohukiwań. Las był skąpany w uporczywej ciszy, którą z rzadka przerywał jedynie szum liści szarpanych przez chłodny wiatr. Gdzież ja jestem? Pomyślała. Powoli zaczęło ją ogarniać uczucie niewytłumaczalnego zaniepokojenia.
Wędrowniczka odwróciła się plecami do drzewa i jeszcze raz rozejrzała. W zasięgu wzroku – czyli na około 10 metrów – nie widać było żadnej drogi ani tym bardziej jakichkolwiek punktów odniesienia. Tylko blada roślinność skąpana w błyszczącej mgle. Oparła się o drzewo plecami i wzięła głęboki wdech przez nos. Powietrze, które wypełniło jej płuca było zimne, miało także dziwny, orzeźwiający zapach, po którym dziewczyna poczuła zaskakujące odprężenie. Podobnie jak powietrze po ulewnym deszczu – tak samo powietrze w mglistym lesie – było bardzo przyjemne i kojące.
Przez chwilę zdawało jej się, że ma potrzebę wzięcia jeszcze jednego, głębokiego wdechu, lecz w tej samej chwili poczuła jak naraz uchodzi z niej całą energia. Poczuła się jakby po całym dniu ciężkiej pracy ktoś przykrył ją ciężkim kocem.
Niech to szlag, to bez sensu – pomyślała. Co ja tu w ogóle robię? Jak ja się tu w ogóle znalazłam? No i dlaczego nic nie pamiętam? Nagle w zakapturzonej głowie podróżniczki zaczęły kłębić się tuziny pytań, lecz z każdą sekundą czuła że robi się coraz bardziej rozkojarzona. Czuła, że zaczynała ogarniać ją bardzo silna senność.
Gdy dziewczyna kompletnie straciła skupienie, wciąż oparta o drzewo osunęła się mimowolnie na ziemię. Chwilę później zasnęła pod bladym drzewem, wśród migoczących okruchów.
2. Deszcz
Podróżniczka w granatowej pelerynie przebudziła się. Po ataku senności, który nastąpił kompletnie znienacka, czuła się nieco otępiała. Pamiętała gdzie jest, lecz nie mogła sobie przypomnieć w jakich okolicznościach się tutaj znalazła. A uczucie skołowania ani trochę nie pomagało jej w próbach odnalezienia odpowiedzi na to pytanie.
Dziewczyna nadal siedziała oparta o drzewo, w takiej samej pozycji w jakiej straciła przytomność. Nie wiedziała jak długo trwał jej letarg. Zakładała, że nie spała zbyt długo z uwagi na brak zauważalnych różnic w oświetleniu lasu we mgle. Miała jednak wrażenie, że atmosfera w zamglonej puszczy odrobinę się zmieniła. Zdawało jej się, że jest jakoby nieco cięższa niż wcześniej. Nie potrafiła w żaden sposób stwierdzić, co konkretnie mogło się zmienić. Jednak niespecjalnie ją to aktualnie interesowało, więc szybko przestała nad tym myśleć. W każdym razie z całą pewnością wyczuwała wilgoć w powietrzu, zupełnie jak po deszczu.
Wędrowniczka zastanawiała się co dalej począć. Nadal była nieco otępiała po nieplanowanej drzemce, więc jedna z jej ulubionych rozrywek, czyli myślenie, było nieco problematyczne w takich okolicznościach. Wiedziała tylko tyle, że nic nie wie. Zgubiła się, a intuicja podpowiadała jej, że bardzo rozsądnie byłoby zadbać w pierwszej kolejności o podstawowe potrzeby, czyli schronienie oraz pożywienie. Mimo że jeszcze nie czuła ani głodu ani pragnienia, była pewna, że to tylko kwestia czasu aż organizm zacznie domagać się zaspokojenia swoich potrzeb. Uznała, że najrozsądniej będzie obrać jakiś kierunek i po prostu iść przed siebie dopóki na coś natrafi. Na cokolwiek. Na drogę, na ludzi, na źródło pożywienia. Być może nawet uda się jej po drodze coś sobie przypomnieć. Pamięć… Koniecznie muszę odzyskać pamięć! Pomyślała – tylko jak?
Uczucie otępienia ciągle nie ustępowało, a trzeba było zacząć działać. I gdy już miała postanowić wstać z gruntu, nagle coś postanowiło przyspieszyć proces decyzyjny. Coś bardzo wilgotnego…
Skołowana dziewczyna podskoczyła na równe nogi czując, że miejsce w którym siedziała było kompletnie mokre. Odruchowo obmacała się po wilgotnym ubraniu. Z ulgą stwierdziła, że peleryna zatrzymała większość wilgoci nie pozwalając na przemoknięcie reszty odzienia, które miała pod granatową opoką.
Gdy spojrzała na miejsce w którym przed chwilą siedziała, zauważyła, że trawa oraz ziemia były wilgotne. Gdy zaczęła badać również najbliższą okolicę, podróżniczka odkryła, że na pobliskich źdźbłach trawy zebrały się liczne krople rosy. Zaczęło ją zastanawiać, czy możliwe było, aby w jakiś sposób rosa osiadła dokładnie pod nią w chwili, kiedy spoczywała pod drzewem.
Im dłużej nad tym myślała, tym więcej zaczęła znajdywać nieścisłości. Wiedziała, że rosa zazwyczaj osiada na trawie rano. Zaś promienie słoneczne nieśmiało przebijające się przez mgłę wskazywały raczej na bardzo wczesny wieczór. A może to jednak był ranek? Ale czy to możliwe, że przespała w tak niewygodnej pozycji całą noc, jednocześnie nie odczuwając tego skutków? Poza tym wszystkim, wydawało jej się, że jeśli rosa osiadła kiedy spała, raczej powinna poczuć ją znacznie wcześniej. Wszakże nie spała już od jakichś pięciu minut.
Nagle poczuła, że coś chłodnego i śliskiego musnęło ją po prawej dłoni. Odruchowo ją podniosła, lecz nie dostrzegła na skórze nic podejrzanego. Nawet nie zdążyła zastanowić się czym mogło być tajemnicze doznanie, a zaraz poczuła, jak coś równie chłodnego i wilgotnego prześlizgnęło się wzdłuż jej całego lewego nadgarstka. A gdy pochyliła głowę aby uważnie się rozejrzeć w poszukiwaniu źródła dziwnego fenomenu, chłodna cząsteczka trafiłą ją prosto w czoło. Za nią następna, a po niej kolejna. Dziewczyna rozejrzała się wokoło, nie do końca rozumiejąc co się dzieje. Krople rosy zebrane na okolicznej trawie, kolejno – jedna za drugą – zaczęły odrywać się od źdźbeł lecąc w górę.
Cóż to ma być, na Otchłań? – zawołała osłupiała kobieta, podczas gdy gromady kropel wody szybowały w powietrzu wzbijając się coraz wyżej i szybciej, znikając następnie albo we mgle, albo w koronach wysokich drzew.
Nagle uświadomiła sobie, że zjawisko to przypominało jej… Deszcz. Deszcz, który zamiast opadać na ziemię, wzlatywał ku niebu. Wbrew wszelkiej logice oraz prawidłom natury jakie znała od urodzenia, podróżniczka była właśnie świadkiem prawdopodobnie najdziwniejszej anomalii pogodowej w swoim życiu. Jako że nigdy przedtem nie doświadczyła czegoś podobnego – a przynajmniej nie mogła sobie tego przypomnieć – krótką chwilę jej zajęło otrząśnięcie się z oszołomienia i ponowne zebranie myśli.
Wzlatujące krople kompletnie przyćmiły drobne, błyszczące okruchy we mgle. Młoda kobieta wiedziała już, że miejsce w którym się znajduje nie jest normalne. Wyrzuciwszy z głowy w tamtej chwili niepotrzebne myśli i pytania bez odpowiedzi, rozpoczęła szybki marsz w kierunku w którym – jak jej się zdawało – zmierzała pierwotnie. Nie miała pojęcia dokąd idzie, ani nawet pewności czy się nie wraca skąd przyszła, ale musiała znaleźć jakieś schronienie żeby nie przemoknąć do cna. Z obserwacji wywnioskowała, że znacznie mniej kropli wzlatuje z miejsc gdzie nie ma trawy, lecz zazwyczaj takie miejsca były położone w zagłębieniach i szybko napełniały się wodą tworząc kałuże. Najlepiej więc było – sądziła – znaleźć wzniesienie lub pagórek z niewielką ilością trawy.
Z każdą minutą marszu, deszcz stawał się coraz bardziej intensywniejszy. Specyficzna natura zjawiska sprawiła, że krople dostawały się pod pelerynę oraz kaptur dziewczyny. Wiedziała, że w ten sposób może szybko przemoknąć, a następnie wyziębić się przy tak niskiej temperaturze. Tym bardziej jeśli jej przypuszczenia odnośnie pory dnia okazałyby się prawdziwe i niebawem zapadłby zmrok.
Zawzięcie szukała miejsca w którym można było przeczekać ulewę, lecz niemalże zewsząd tryskały kaskady kropel, a po pniach drzew woda wręcz płynęła strumieniami, okalając je niczym kolumny.
Z każdym stawianym krokiem młoda wędrowniczka oddychała coraz ciężej. Zdawało jej się, że znowu opada z sił, zaczęła się obawiać kolejnej utraty przytomności. Zaczęła przyspieszać tempo wędrówki, licząc na uśmiech losu, na znalezienie jakiegokolwiek miejsca na względnie spokojny spoczynek. Naraz zaczęły nachodzić ją najróżniejsze obawy. Na przykład że straci przytomność w ulewie i wyziębi się na śmierć. Albo co gorsza, przy wyjątkowym pechu, niefortunnie upadnie głową w głębszą kałużę i utopi się w niej.
Kiedy już wyobrażała sobie najgorsze, spostrzegła majaczący we mgle regularny kształt, bez wątpienia wyróżniający się z otoczenia. Czym prędzej potruchtała w jego stronę. Obiekt ów miał podłużny kształt i wyrastał pionowo z ziemi, niczym ścięty pień drzewa. Im bliżej celu była, tym wyraźniejszy się stawał. Zdała sobie po chwili sprawę, że nieco z boku znajduje się coś podobnego, również w podobnym kształcie i rozmiarze. Wydawało jej się również, że gdzieś z drugiej strony majaczył następny. Gdy była już bardzo blisko celu miała pewność, że tajemniczym kształtem jest głaz. Miał on ponad dwa metry wysokości. Co więcej, był on zakończony dosyć szpiczasto zakończony, przez co – podobnie jak leśna trawa – pozwalał wodzie piąć się po nim w górę, a następnie z czubka wysyłał ją w przestworza wartkim strumieniem.
Młoda podróżniczka dostrzegła również na głazie wyryte symbole, które mogły być – jak zakładała – czymś w rodzaju pisma runicznego. Była pewna że ten, podobnie jak i inne głazy, nie są dziełem natury. Dało jej to nieco tematów do przemyśleń na później. Póki co była mocno zawiedziona znaleziskiem. Postanowiła kontynuować marsz – tym razem w kierunku, w którym stało więcej tajemniczych monumentów. Skrycie liczyła na to, że znajdzie więcej śladów jakiejś cywilizacji. Być może nawet jakichś ludzi.
Nie musiała długo maszerować, a uwagę jej przykuło nieco większe skupisko podłużnych głazów wyłaniających się z mgły. W przeciwieństwie do wcześniej mijanych – te nie były oddalone od siebie kilkunastoma lub kilkudziesięcioma metrami, a zaledwie kilkoma. Postanowiła sprawdzić jeszcze to miejsce, skierowała tam więc swe kroki.
Od razu domyśliła się, że skupisko ma kształt okręgu. Gdy była już przy głazach, naliczyła ich dwanaście. W środku nich zaś, znajdował się jeden kamienny, rzeźbiony obiekt, o wiele niższy niż otaczające go, około dwumetrowe głazy. Był miał też nieco większą powierzchnię. Przypominał dziewczynie ogromny, okrągły stół… Albo raczej ołtarz. To z pewnością musi być miejsce jakiegoś kultu – pomyślała i naraz do głowy wpadł jej pewien pomysł. – Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi jeśli sobie ten piedestalik na moment wypożyczę.
Podróżniczka podeszła do masywnego kamiennego ołtarza. Sięgał jej do talii i miał około trzech metrów średnicy. Podobnie jak głazy, ołtarz również pokryty był sfatygowanymi przez czas symbolami i zdobieniami. Woda – mimo, że zbierała się u podstawy i mozolnie gramoliła się po bocznych ściankach stołu – to nie zbierała się na jego powierzchni, a z uwagi na ostro rzeźbione krawędzie, wzbijała się gdzie niegdzie w powietrze, oraz wartkimi strugami umykała z kantów.
Dziewczyna wgramoliła się na sam środek i usiadła, zastanawiając się jak długo jeszcze potrwa przedziwna ulewa. Było jej zimno, a ubrania miała niemal całkowicie przemoknięte. Ponadto, czuła kompletne wycieńczenie. Jedynym pozytywem, którym mogła się pocieszać, że w końcu znalazła schronienie od deszczu. Marne, bo marne, ale lepsze takie niż żadne – mówiła sobie w duchu.
Zmęczenie podgryzało ją ze wszystkich stron, w tym momencie najbardziej obawiała się, że zaśnie i najzwyczajniej w świecie się wyziębi. Zmrok zbliżał się nieubłaganie. Młoda wędrowniczka przypuszczała, że temperatura będzie spadać, lub już spadła. Przez przemoknięte ubrania ciężko było jej to dokładnie stwierdzić. Aby zająć jakoś myśli żeby nie usnąć, zaczęła zastanawiać się nad przeróżnymi rzeczami. Próbowała mimo to jednak nie myśleć pesymistycznie.
Przypominało jej się, że nie znalazła do tej pory żadnego pożywienia. Ku jej zdziwieniu jeszcze nie odczuwała głodu ani pragnienia.
Zastanawiała się, czy brak apetytu spowodowany jest przez nasilenie innych intensywnych bodźców, takich jak przemarznięcie. Uznała jednak, że dopóki nie umiera z głodu, ma o jeden powód więcej do poprawiania sobie humoru.Młoda kobieta próbowała wywoływać jakiekolwiek wspomnienia.
Niewiele ich jednak miała.
Pamiętała, że wcześniej udało jej się wyłapać kilka razy jakieś szczątkowe obrazy z głowy poprzez skojarzenia.
Teraz, natomiast, nie potrafiła skojarzyć czegokolwiek z tą beznadziejną sytuacją, w której się znalazła. Siedziała więc dalej w deszczu, który zdawał się już słabnąć na sile. Dziewczyna słabła razem z nim, a wtedy nadeszła noc.

3. Niebiański emisariusz
Podróżniczka w granatowej pelerynie leżała na środku ołtarza, niczym rytualna ofiara, pogrążona w głębokim śnie. Wyziębiona i otoczona przez mgłę, śniła o tym co było, co jest, i co nastać może.Spała więc twardo, gdy wokół niej wirowały lśniące, mgliste drobiny. W dzień bywały ledwo widoczne, nocą zaś – jaśniały i świeciły niczym gwiazdy na nocnym niebie.
Gdyby dziewczyna obudziła się w tamtej chwili, mogłaby pomyśleć że nie jest już na ziemi, lecz dryfuje razem z nimi po nocnym firmamencie, zachwycającym swym majestatem i nieskończonością.
Gdyby wtedy się obudziła, mogłaby również zorientować się na czas, że coś się zbliżało w jej kierunku.Atmosfera gęstniała w środku kamiennego okręgu.
Nadciągająca istota im bliżej była, tym jaśniej świeciły drobinki we mgle. Niektóre z nich zaczynały jarzyć się aż do czerwoności, po czym w mgnieniu oka wypalały się jak zapałki. Zostawiając przy okazji bardzo podobny zapach spalonej siarki, tylko że intensywniejszy.
Kiedy niemal wszystkie okruchy spłonęły, istota unosiła się nad ołtarzem.
Nieświadoma niczego kobieta jeszcze dygotała z zimna, mimo że powietrze wokół robiło się coraz cieplejsze. W pewnym momencie jaśniejąca istota przygwoździła obie ręce i obie nogi dziewczyny, brutalnie wyrywając ją ze snu. Wrzasnęła.
Światło bijące od napastnika raziło na wpół rozbudzoną dziewczynę, mimo że nie było jaśniejsze niż wszystkie spalone drobiny z okolicy razem wzięte. Bezradna podróżniczka wrzeszczała próbując się wyrwać, lecz w tamtej chwili żadna siła nie była w stanie jej oswobodzić.Istota natomiast nachyliła się nad ofiarą. W akompaniamencie przeraźliwych krzyków i dziwnego, szklanego brzęku, świetliste stworzenie iluminowało coraz mocniej i intensywniej. Młoda dziewczyna poczuła wtedy, że mięśnie zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa.
Nagle leżała kompletnie sparaliżowana, kiedy jej umysł wciąż panicznie próbował walczyć o przetrwanie.
Nagle w jednej chwili wszystko naraz zapadło się w mroku. Szklany, przeraźliwy brzęk ustał.

4. Hermit
Podróżniczka poderwała się z ziemi z krzykiem.
Przez drobną chwilę próbowała się rzucać i szamotać na klepisku, na którym się znajdowała, lecz nagle zdała sobie sprawę z tego, że nastał już dzień. Ciężko dysząc rozejrzała się dookoła.
Wciąż była w mglistym lesie, ale już nie w kamiennym kręgu.
Wokół było znacznie mniej trawy, niż w jakimkolwiek innym miejscu, jakie odwiedziła do tej pory. Nie była jednak sama.
– Na moją starą brodę, nie strasz mnie tak dziewucho! – usłyszała zachrypnięty, starczy głos dochodzący z lewej strony. Spojrzała w stronę źródła głosu i dostrzegła starego człowieka z długą, szarą brodą przypartego plecami do jednego z drzew. Mężczyzna wyglądał bardzo sędziwie, kobieta przypuszczała, że mógł mieć on od osiemdziesięciu, nawet do stu lat.
– Ubrany był – w zapewne równie starą co on sam – znoszoną, wypłowiałą, czarną szatę. Oboje przez krótką, niemą chwilę siedzieli jak na szpilkach tylko wpatrując się w siebie nawzajem.
– Oj, wybacz mi mój wybuch – powiedział w końcu starzec – w moim wieku nie powinienem już przeżywać tak mocnych wrażeń… Miałaś zły sen? Co cię tak przeraziło, powiedz że.
Pomimo zachęty obcego, kobieta w granatowej pelerynie wciąż jeszcze całkiem nie doszła do siebie po nagłym ataku paniki. Myśli chaotycznie rozbijały się po jej czaszce, nie powiedziała więc nic. Tylko patrzyła się wciąż na człowieka pod drzewem.
– A co to – zdziwił się stary człowiek – mowę ci odjęło? Gadać to ty chyba potrafisz? Co?
– T-tak, potrafię. Chyba – wydukała wreszcie dziewczyna.
– Hahaha! No, to mamy pierwszy sukces – mężczyzna wyraźnie poweselał – pozwól że się przedstawię, młoda damo. Na imię mi Heigan Festinger, ale chyba lepiej znany jestem jako “Pustelnik”. Być może już o mnie słyszałaś?
Pokręciła głową przecząco.
– Ah, nic nie szkodzi, złotko, nic nie szkodzi – starzec mimowolnie się roześmiał – teraz już mało kto tutaj o mnie pamięta.
Po raz kolejny przez krótką chwilę nastąpiła niezręczna cisza, którą znowu przerwał starszy człowiek.
– A ty? Po takim zamieszaniu, jakie narobiłaś, nie zechcesz mi się przedstawić? Jak się nazywasz i skąd przybyłaś?
– Niestety, nie pamiętam. Najdalsze moje wspomnienie jest z tego lasu. Od wczoraj… Chyba od wczoraj – poprawiła się – błąkam się we mgle. Obawiam się, że się zgubiłam.
– Doprawdy? Ja też się błąkam po tym lesie, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że się zgubiłem – Heigan zaśmiał się znowu. – Skądże ty się urwałaś?
Dziewczyna wzruszyła nieśmiało ramionami i po raz trzeci zapadł moment ciszy. Tym razem jednak pierwsza odezwała się podróżniczka.
– Co to za miejsce?
– Las, naturalnie! A co myślałaś? Zakładam jednak, że nie o to dokładnie pytałaś, dziewuszko.
– Nie, nie o to. Posłuchaj mnie starcze, jestem niemal pewna, że nie jestem stąd. Nie znam ani nawet nie kojarzę tego lasu, tej mgły ani niczego, co do tej pory widziałam. Ponadto mam wrażenie, że im dłużej tu jestem, tym bardziej tracę zmysły. Czy możesz mi jakoś pomóc?
Heigan Festinger przeczesał swoimi kościstymi palcami długą brodę, zadumał się chwilę po czym odezwał się do dziewczyny w granatowej pelerynie.
– Obawiam się, że na schorowany umysł nie mam lekarstwa. W takich sytuacjach najlepiej szukać pomocy u uzdrowicieli w osadach. Ale być może pomogłoby ci po prostu zwierzenie się z tego co cię trapi? Hmmm? Co powiesz?
– Ja tylko – zawahała się, ale postanowiła kontynuować – jakby to powiedzieć… Jeszcze wczoraj, jak mi się zdaje, błądziłam po lesie szukając schronienia przed tym nienormalnym deszczem, który wbrew naturze, leciał w górę. Wtedy znalazłam schronienie w jakichś ruinach ołtarza, czy innego miejsca kultu – w tym momencie mężczyzna nadstawił się i zaczął słuchać jeszcze uważniej – sama już nie wiem. W każdym razie usnęłam tam z wyczerpania…
– Nie! Nie! Nie! Nie wolno – przerwał jej starzec – zapamiętaj sobie raz na zawsze! Kiedy jesteś poza murami osady, unikaj takich miejsc jak ognia! Inaczej możesz nie dożyć starości.
– Dlaczego?
– Ty naprawdę nie jesteś tutejsza – zdziwił się – w sensie, nie urodziłaś się tutaj? Przecież ty nic nie wiesz! Takie miejsca przyciągają złe duchy! Udręczone widma przeszłości…
– Co to za duchy? – podłapała temat.
– Lepiej żebyś na żadnego z nich nigdy, ale to przenigdy nie trafiła. I słuchaj co ci powiem! Raz! Tylko raz widziałem jak jedna z tych bestii dorwała człowieka! O jeden raz za dużo – mężczyzna wyraźnie sposępniał.
– Czyli mam unikać wszelkich ruin i miejsc kultu?
– Absolutnie! Ale przede wszystkim nie zapuszczaj się na północne krańce świata! Wznoszą się tam pozostałości wielkiego miasta, niegdyś stolicy wspaniałego królestwa, które obróciło się w perzynę… Po wojnie stoczonej dawno, dawno temu – starzec wzniósł palec w górę, wskazując niebo – kiedy to niebiańskie chmury zawisły nad tymże królestwem, a na świat miało zostać sprowadzone niewypowiedziane zło!
– Czy to jakaś tutejsza legenda? – zapytała.
– To historia! W najczarniejszej godzinie ludzkości losy całego świata spoczywały w rękach grupki śmiertelników! Udało im się, co prawda, lecz cenę za dalszą egzystencję tego świata ponosimy MY. Ich potomkowie. Wkrótce i my jednak przeminiemy…
Dziewczyna przytaknęła kilka razy głową, lecz nie widziała sensu zagłębiania się jeszcze bardziej w i tak niezrozumiałą opowieść. Postanowiła więc wrócić do poprzedniego tematu.
– Wtedy, kiedy usnęłam w tych ruinach… Coś mnie zaatakowało. Nie mam pewności czy to nie był tylko zły sen, albo urojenie, ale po tym co mi opowiadasz…
– Cóż ty wygadujesz dziewczyno!? Co cię niby zaatakowało? Nie jestem naiwny, gdyby te stwory cię dopadły, na pewno byś teraz ze mną nie rozmawiała!
Znów nastąpiła krótka chwila ciszy. Podróżniczka patrzyła jeszcze przez chwilę na starca, po czym spuściła wzrok.
– Yyyhmm, wybacz, że się uniosłem. Po prostu widziałem na własne oczy co stało się z tamtym człowiekiem. Ta kreatura wyssała z niego życie – Heigan zaniemówił na sekundę – po czym spopieliła jego szczątki. One karmią się esencją życiową, a co gorsze, zdają się być wiecznie głodne. Tak, jak chaos, który je zrodził.
– Nie wiem co się stało – kontynuowała – pamiętam jedynie, że gdy spałam, coś nagle mnie unieruchomiło. Przerażające uczucie. To coś świeciło się niczym słońce, nie widziałam dokładnie co to było, ale czułam coś dziwnego. Nie umiem tego opisać… To było ostatnie co pamiętam zanim obudziłam się tutaj.
Heigan Festinger po usłyszeniu tych słów otworzył szeroko oczy i zaniemówił. Mężczyzna oczy tak szeroko, że dziewczyna przez chwilę myślała że mu wylecą z czaszki.
– Mam ja tylko nadzieję, że nie stroisz sobie ze mnie żartów, młoda damo. Nie znam wielu ludzi, ani tym bardziej nie pamiętam wszystkich twarzy pod naszym małym niebem, ale jeśli rzeczywiście pochodzisz z zewnątrz… – Starzec zadumał przez chwilę. – Hmmm… Widzę jednak w twoich oczach trwogę, mógłbym dać wiarę twoim słowom. Ale, ale… Nie, nie, nie, to nie jest zdecydowanie moja sprawa. Ja jestem tylko szalonym odludkiem, sprawy tych wszystkich osadników, mędrców od siedmiu boleści mnie nie-in-te-re-sują! Bardzo mi przykro, ale obawiam się, że nie mogę wiele pomóc. No, może poza wskazaniem drogi. Coś mi się wydaje, że to ci się teraz najbardziej przyda.
– Niewiele z tego rozumiem, ale z pewnością potrzebuję przewodnika. Gdzie mnie możesz zaprowadzić?
– Najbliżej stąd będzie Wichrowe Wzgórze. To osada położona najbliżej starego miasta, została założona na zgliszczach obozu oblężniczego. Jeszcze bliżej będzie obozowisko przepatrywaczy, ale niespecjalnie chciałbym tam chodzić. Raz, że za blisko niebezpiecznych miejsc, a dwa, oni za mną nie przepadają. Nieco dalej, około dwóch dni marszu stąd jest Lanafir, największa i zdecydowanie najbezpieczniejsza osada ze wszystkich. No i jeszcze Varden-Welt. Ale tam niestety też cię nie zaprowadzę, ponieważ to jest praktycznie na drugim końcu świata, hahaha! Namyśl się chwilę i daj znać gdzie chcesz się udać. Rozruszam nieco te stare kości!
– A czy polecisz mi jakieś konkretne miejsce? Przede wszystkim chciałabym odzyskać pamięć. A w najlepszym wypadku wrócić do domu.
– Przykro mi złotko, ale nawet jakbym chciał to i tak nic ci nie powiem na temat osad. Nie byłem w żadnej od wielu lat. Jedynie od czasu do czasu odwiedzam niektóre obozy między mieścinami.
– Rozumiem.
– Powiedz mi jeszcze tylko jak mam się do ciebie zwracać? – poprosił starzec.
– Mówiłam już, że nie pamiętam swojej tożsamości.
– A cóż to za problem? Wymyśl sobie nową, przynajmniej na czas poszukiwania twoich wspomnień!
Podróżniczka chwilę zastanowiła się nad tym pomysłem. Heigan miał rację. Wszystko wskazuje na to, że prędzej czy później będzie musiała wejść w interakcję z innymi ludźmi. A nie może być przecież nikim.
– Chyba już wiem jakie imię przybiorę.
– Doprawdy? Prędko poszło – mężczyzna zaśmiał się mimowolnie – zatem? Z kim mam przyjemność rozmawiać?
Podróżniczka zdjęła z głowy granatowy kaptur odsłaniając twarz.
– Będę nazywać się Aguila.
– Świetny wybór moja droga – pochwalił ją starzec. W takim razie Aguilo, ruszamy w drogę!
Ruszyli żwawym krokiem nie mówiąc nic do siebie. W głowie Aguili kłębiło się mnóstwo myśli. Kiedy odzyska pamięć, co zrobiła jej ta istota, która ją obudziła? Czy może do końca zaufać starcowi?…
Wędrowali przez dzień cały a dziewczyna nadal nie czuła pragnienia ani głodu. Pod wieczór zaczęła odczuwać zmęczenie, ale nie poskarżyła się Festingerowi, gdyż nie chciała wyjść na słabeusza.
Kiedy wreszcie Heigan zdecydował się na nocny spoczynek dziewczyna z ulgą usiadła na najbliższym kamieniu. Dzisiejszy dzień był dla niej bardzo wyczerpujący. W dodatku ta droga… wciąż ten sam las i żadnych zmian w krajobrazie. Dziewczynę irytował brak fauny i postanowiła zapytać o nią starca przy najbliższej okazji. Aguila cieszyła się bardzo, że nie spędzi kolejnej samotnej nocy w lesie. Ze starcem czuła się znacznie bezpieczniej. Mimo to długo nie mogła zasnąć i wsłuchiwała się w smutną, przeraźliwą ciszę tego dziwnego lasu.

5. Dlaczego ich nie ma?

Następnego dnia dziewczyna podjęła rozmowę ze starcem, aby dowiedzieć się tego i owego o dziwnej krainie, w której się znalazła.
– Powiedz mi proszę starcze, dlaczego macie tutaj tak dziwnie? Dlaczego deszcz pada na opak i nie ma tu żadnej fauny?
– Czy żadnej to nie byłbym tego taki pewien. Chodzą słuchy, że w niektórych osadach udało się wychodować jakieś stworzenia, ale nigdy żadnego na oczy nie widziałem.
– A od kiedy i dlaczego nie ma tu zwierząt? Co się z nimi stało?
– Widzisz Aguilo, mieszkańcy tej krainy tak źle się tu prowadzili, że zwierzęta wyginęły a że tak powiem, siły wyższe postanowiły odgrodzić krainę od reszty świata, aby nie panoszyła się i nie niszczyła kolejnych połaci planety, dlatego spowiła ten zakątek mgłą, która jest powodem tych anormalnych zjawisk jak deszcz na opak czy brak poczucia głodu i pragnienia. Ludzie tu mieszkający nie mogą się też rozmnażać, ale nie umierają, bo nie zapadają na żadne choroby i nie potrzebują się pożywiać.
– Ale to musi być okropne, tak na dłuższą metę, nie jeść i nie pić. Ja na przykład uwielbiam jeść i podejrzewam, że mimo braku poczucia głodu zatęsknię za niektórymi potrawami czy napojami.
– Czyli jednak coś pamiętasz? – zapytał zaskoczony stażec. Pamiętasz na przykład czym żywiłaś się zanim się u nas zjawiłaś? – Aguila zamyśliła się a w końcu przyznała.
– Hmm, pamiętam jak przez mgłę… przygarbioną staruszkę, która mieszała coś ogromnym garncu i unosił się wtedy wspaniały, smakowity zapach.
– Ciekaw jestem bardzo, co sprawia, że powoli odzyskujesz pamięć – zastanowił się Heigan. Przez resztę dnia wędrowali już w milczeniu.

6. Ludzka osada

Po forsownym marszu i długich oczekiwaniach Aguila i jej przewodnik dotarli do pierwszej ludzkiej osady. Przyjęto ich tam dość ozięble. Ludzie byli nieufni zwłaszcza wobec Aguili. Dziewczyna postanowiła pozostać w osadzie jakiś czas, by poszukać rozwiązania zagadki z pamięcią, bo oprócz smakowitych posiłków i niewyraźnej postaci kobiecej nic więcej nie zdołała sobie przypomnieć. Trudno było Aguili złapać kontakt z osadnikami, dlatego dziewczyna coraz poważniej zaczęła się zastanawiać nad opuszczeniem osady i wybraniem się w poszukiwaniu innej, przyjaźniejszej i pewnie by to zrobiła dnia następnego, gdyby nie pewien fakt, który sprawił, że nie opuściła tego ponurego miejsca.

7. Małpa czy co to takiego?

Siedząc na trawie w pobliżu domu, w którym użyczono jej gościny usłyszała dziwny pisk, lecz mimo wszystko dość przyjemny dla ucha. Aguila podniosła się z trawy i pobiegła w tamtą stronę. Szła dość długo i już straciła nadzieję, że coś zobaczy, kiedy nagle, między gęstymi gałęziami jednego z drzew zobaczyła dziwne stworzenie. Było ono wielkości przeciętnego kota, miało niezwykle gęstą, bujną, w niektórych miejscach lekko falowaną sierść, która wydawała się być miła w dotyku. Gdyby porównać je do znanych nam zwierząt najbardziej przypominało ono małpę, ale było zdecydowanie zbyt puchate, niczym ozdobny piesek do towarzystwa a na plecach miało niewielkie skrzydła z cienkiej błony porośnięte delikatnym puszkiem czy meszkiem.
– O, jaki ty jesteś przesłodki i zabawny! – wykrzyknęła zaskoczona niecodziennym widokiem dziewczyna.
– Że jaki ja jestem, przepraszam bardzo? Zabawny? No wiesz! – obruszyło się stworzenie i zniknęło między gałęziami.
– Nie uciekaj proszę, nie chciałam cię obrazić! – zawołała Aguila i zbliżyła się do drzewa na którym siedziała dziwna małpka. Z początku nie było odpowiedzi, ale w tym wypadku cichy acz stanowczy upór opłacił się podróżniczce, bo zwierzątko znów wynurzyło się z listowia i zerknęło na Aguilę nieufnie.
– Jak ci na imię? Czy tutaj mieszkasz czy jesteś tylko tymczasowo?
– Nazywam się Leal i jestem dozgonnym towarzyszem córeczki króla i wodza tej osady.
– Czy ona cię dobrze traktuje, nie robi krzywdy? Gdybyś ją tak bardzo kochał, to siedziałbyś teraz zapewne na jej kolanach.
– Ja też muszę kiedyś rozprostować kości. Moja pani pozwala mi na krótkie spacery i akurat na jeden z nich trafiłeś.
– To dlaczego popiskiwałeś wśród listowia?
– Taka już moja natura. Lubię się wydzierać i zwracać na siebie uwagę. – Aguili coś tutaj niegrało i postanowiła podzielić się swoją przygodą ze starcem. Na koniec dziewczyna zapytała jeszce:
– Mogę ciebie dotknąć, pogłaskać? Masz przepiękne futro, którego mogłoby ci pozazdrościć niejedno stworzenie.
– Nie – powiedziała skrzydlata małpka. – Mnie może dotykać tylko moja pani, ewentualnie jej ojciec i nikt poza tym.
– To wielka szkoda – odparła szczerze Aguila i już miała się oddalić, kiedy tajemniczy zwierzak sprężystym ruchem wskoczył jej na ramię i otarł się futerkiem o jej lewy policzek. Poczuła przyjemne smernięcie futerka zupełnie tak, jakby ktoś dla zabawy pogładził ją po policzku pluszowym misiem.
– Dziękuję mój drogi – powiedziała zaskoczona dziewczyna a ziwerzaka już nie było przy niej. Może nie wolno mu spoufalać się z innymi osobami oprócz jego właścicielami? Aguila była w pelni przekonana, że musi dowiedzieć się coś więcej o tym przemiłym stworzeniu i poszła poszukać Heigana, aby jak najszybciej z nim porozmawiać.

8. Przybysz spoza mgły

Aguila długo nie mogła odnaleźć starca, gdyż ten zaszył się gdzieś głęboko i trochę to dziewczynę zirytowało, gdyż była z natury niecierpliwa.
– A cóż się tak ukryłeś Heigan? – zapytała odnajdując go wreszcie skulonego pod jakimś rozlatującym się drzewem.
– Martwi mnie to wszystko – mruknął on i podrapał się po brodzie.
– To może wieści, które właśnie przynoszę jakoś ciebie rozweselą?
– A cóż to za wieści? – zapytał cicho Heigan.
– Widziałam tu w pobliżu dziwne stworzenie podobne do małpy, tyle, że miało niezwykle gęste, jakby kocie futro oraz niewielkie skrzydła na plecach.
– Naprawdę???! Ależ szczęściara z ciebie! I co z nim zrobiłaś?
– No nic właśnie, bo ono, jak stwierdziło, należy do króla/wodza tej ponurej osady, a dokładniej do jego córki.
– Uuuuu, tak to wygląda – zasępił się staruszek.
– A co jest w tym złego. Jest bogaty, ma władzę to i może sobie pozwolić na dziwactwa czy luksusy. Zastanawiam się tylko, czy ten dzieciak odpowiednio o stworzenie dba. Skoro je można policzyć na palcach u jednej ręki, to powinny się nimi zajmować osoby doświadczone, nie uważasz?
– No uważam, dlatego właśnie nie podoba mi się to, co od ciebie usłyszałem.
– I co teraz zrobimy? Jaki masz plan Heigan?
– Trzeba to zwierzę złapać i przekazać w odpowiednie ręce.
– Odpowiednie czyli jakie? Co masz na myśli.
– No właśnie w tym problem, że na razie jeszcze nie wiem, ale wiem na pewno, że to stworzenie trzeba stąd zabrać.
– Oj, nie wiem, czy nam się to uda, bo pewnie jest dobrze strzeżone i, z tego co widzę, bardzo wierne temu dziecku.
– Coś wymyślimy, musimy! – odparł starzec i podniósł się z trawy.
– NO dobra, wiemy już, że trzeba stworzenie stąd zabrać, ale powiedz mi, co to w ogóle jest, skąd i jak tu przybyło?
– NO cóż, myślę, że to jest przybysz spoza mgły, wysłany tutaj z jakiegoś powodu. To miała być zapewne przykrywka – mała maskotka dla córeczki wodza, ale myślę, że jest ona czymś znacznie ważniejszym, niż się wszystkim wydaje.
– Ja też tak sądzę, bo kiedy spytałam go czy mogę dotknąć jego futra, nie zgodził się, ale w ostateczności wskoczył mi na ułamek sekundy na ramię i otarł się futrem o mój lewy policzek i wtedy, oprócz miłego pluszu, poczułam jakieś, no nie wiem, jakby chłodny powiew czy coś w tym rodzaju i poczułam wtedy, że to byłby wielki zaszczyt mieć takie zwierzę i należeć do niego.
– Hmmm, w takim razie musimy jak najszybciej powziąć jakiś plan kradzieży wodzowej maskotki i ucieczki z nią.
– O tak, zgadzam się z tobą w zupełności i to musi się udać!

Manila

– Gdzie ty się podziewałeś tak długo? Czy ty już mnie nie lubisz? – pytała dziewczynka siedząc na wysokim stołku. Zawsze lubiła siadać wysoko, nawet, gdyby miało dojść do upadku.
– Coś mnie zatrzymało moja droga – szepnął cicho Leal.
– A cóż takiego cię mogło zatrzymać! – fuknęła dziewczynka. – Chodź no tu do mnie szybko. – … podbiegł niezgrabnie i z przestrachem. Dziewczynka wzięła stworka na ręce i wytarmosiła za czuprynę a Leal znosił te gwałtowne pieszczoty z godnością.
– No następnym razem to cię chyba ukarzę – powiedziała dziewczynka i posadziła sobie stworka na kolanach przeczesując palcami jego sprężyste futerko.
– Ile ja to będę jeszcze musiał znosić? – myślał Leal. Kto zakończy tę moją farsę u córki wodza? Ile upokorzeń czeka mnie jeszcze? – Nagle skrzydlata małpka przypomniała sobie spotkanie z tą nowoprzybyłą podróżniczką. – Jaka ona była delikatna, jaka dystyngowana, ile w niej było szacunku. Ona jest taka smutna jakaś i… jakby pusta w środku. Dlaczego? Jak mógłbym jej pomóc? Co się jej stało?
– Dlaczego nic nie mówisz? – wyrwała go z zamyślenia dziewczynka. Opowiedzże coś zabawnego?
– Dziś nic z tego moja droga – powiedział cicho Leal i zeskoczył z kolan dziewczynki a ta się na niego wściekła. Dlaczego ty mnie… tak traktujesz! – wrzasnęła i zeskoczyła ze stołka, ale małpka rozłożyła błoniaste skrzydełka i wyfrunęła przez okno mając świadomość, że gdy znów wróci, będzie z nią bardzo źle, oj będzie.

Kto ogłuchnie?

Heigan Festinger spacerował po okolicy kiedy usłyszał szelest. Poszedł w jego kierunku i zobaczył stworzenie, które przed chwilą opisała mu Aguila, więc postanowił zamienić z nim kilka słów.
– Leal – zawołał cicho małpkę po imieniu.
– Tak słucham? – odezwał się pytająco zaskoczony stworek.
– Jestem przyjacielem Aguili, którą poznałeś niedawno i chciałbym z tobą porozmawiać na osobności.
– Mam kłopoty, więc nie wiem, czy to jest dobry pomysł, abyśmy teraz rozmawiali.
– Kiedy my właśnie chcemy ci pomóc.
– Pomóc? Niby jak? – zapytał nieufnie Leal i przeskoczył na wyższą gałąź.
– Chcemy, aby traktowano cię z szacunkiem. Czy nie chciałbyś tego?
– Pewnie, że bym chciał, ale jaką mam gwarancję, że mogę wam ufać?
– Gwarancji nie masz, ale jak sam zauważyłeś, jesteś w kropce, więc dlaczego nie mógłbyś zaryzykować?
– Dlaczego, bo jestem lojalny wobec swoich opiekunów, bo przysłano mnie tu w jakimś konkretnym celu, bo… – Leal zawiesił głos.
– Niezbyt wiele o tobie wiemy, ale zdajemy sobie sprawę, że zasługujesz na znacznie lepsze traktowanie i chcemy ci pomóc. Zechciej więc z nami porozmawiać – rzekł starzec zniecierpliwionym już głosem.
– Nie możemy tego zrobić, bo w każdej chwili może nas usłyszeć wódz, albo moja pani. Ona zwykle nie opuszcza swoich komnat, ale dziś się z nią pokłóciłem i możliwe, że pójdzie na skargę do tatusia.
– Tym bardziej powinniśmy porozmawiać. Ty lepiej znasz te tereny. Gdzie więc proponujesz spotkanie?
– Jedynym wyjściem, aby porozmawiać i mieć pewność, że nikt nie usłyszy jest ogłuszenie.
– Ogłuszenie??? – zdziwił się Heigan.
– Tak, ogłuszenie. Ja potrafię tak wrzasnąć, że przez trzy dni nikt nie usłyszy nawet wybuchu bomby, a gdybym chciał, mógłbym ich ogłuszyć na zawsze.
– Ale jeżeli wrzaśniesz, to ogłuchną również niewinni ludzie.
– Tak, ale oni odzyskają słuch a innego wyjścia nie mamy.
– A jak my mamy się uchronić przed wrzaskiem, aby nam się nic nie stało?
– Ten, kto podarował mnie wodzowi nie powiedział wprawdzie o wszystkim, co potrafię i w tym nie wspomniał o moich możliwościach wokalnych, ale zostawił roślinę, której liście działają wygłuszająco. Roślina ta rośnie w pokoju dziewczynki, w żółtej donicy. Wywar z jej pięknych pomarańcozwych kwiatów potrafi leczyć każdą chorobę słuchu jaka istnieje na ziemi. Legenda głosi, że roślina potrafi również pięknie śpiewać, ale to nie prawda, bo nie posiada przecież żadnych narządów, dzięki którym mogłaby to robić.
– Jak mamy zdobyć liście tej rośliny?
– Spróbuję sam je Wam dostarczyć, ponieważ oni myślą, że ta roślina jest mi potrzebna do życia, że to moja hmm, przyjaciółka, trenerka czy nie wiem jak to nazwać. W każdym razie nie powinno być podejrzane, jeżeli zerwę 4 liście. Jeżeli będą jakieś trudności, wtedy wy sami będziecie musieli dostać się do rośliny i pozyskać listki.
– Rozumiem. W takim razie do dzieła a ja idę przekazać wszystko Aguili. – Starzec pożegnał się z Lealem i najszybciej jak potrafił poruszać starymi kończynami, poszedł do dziewczyny, by z nią pomówić.

Skarga

– Tatusiu tatusiu, bo Leal się mnie nie słucha i nie chce się ze mną bawić! Coraz częściej nie ma go ze mną w pokoju i nie opowiada mi żartów – płakała dziewczynka w rękaw swego taty.
– Ależ córuniu, to jest żywe stworzenie. Każdy ma czasem gorsze dni.
– Nie, ale to już za długo trwa, poza tym on w ogóle nie czuje skruchy, mówię ci, coś jest z nim nie tak.
– Dobrze, w takim razie przyprowadź go tutaj, to sobie z nim porozmawiam. – dziewczynka poszła do pokoju po małpkę i zastała ją w pobliżu żółtej donicy. O nic nie pytając, nic nie wyjaśniając wzięła go na ręce i zaniosła do ojca. Mężczyzna zerknął na zwierzątko spod oka i powiedział:
– Leal, słyszałem, że źle się zachowujesz, niedbale wykonujesz swoje obowiązki.
– To nie prawda, szanowny wodzu. Ja tylko korzystam z przysługującej mi przerwy.
– Ty jesteś sługą mojej córki i w ogóle nie powinieneś jej mieć! – wrzasnął wódz.
– Obawiam się że nie – powiedział cicho Leal.
– Jak śmiesz mi się sprzeciwiać małpo! – po tych słowach Leal nie wytrzymał i pisnął tak przeraźliwie, że zadrżały ściany domu wodza a dziewczynce i jej ojcu zakręciło się w głowie. To jednak nie był szczyt możliwości tego dziwnego stworzenia, ale dopiero ich malutki zalążek.
– Ja ci tu dam! – przebrzydła skrzydlata poczwaro! – wódz podniósł się ze swojego tronu, złapał małpkę wpół i zaniósł ją do ciemnej piwnicy, gdzie miała odbywać swą karę.

Gdzie jest Leal?

Heigan i Aguila bardzo martwili się o swojego nowego przyjaciela i szukali go wszędzie, ale nigdzie nie mogli go znaleźć. Chodziły pogłoski, że wódz pozbył się go, bo znudził się jego ukochanej córeczce. Zaniepokoiło to podróżników, bo obawiali się, że mogło mu się przytrafić coś złego. Postanowili więc wziąć sprawy w swoje ręce i pozyskać liście rośliny chroniącej przed głuchotą. Bali się bowiem, że rozwścieczona małpa może jeszcze raz użyć siły swojego głosu i ogłuszyć nawet ich. Aby być bliżej pokoju, gdzie rosła roślina, Aguila zaoferowała swoją pomoc przy dziewczynce jako jej dama do towarzystwa. Wódz dość szybko się zgodził, więc Aguila zamieszkała u rozkapryszonej córki króla osady. Według Heigana było to dość ryzykowne posunięcie, ponieważ dgyby córka wodza poszła na skargę Aguila mogłaby mieć poważne kłopoty. Dziewczyna starała się więc, aby ich nie przysparzać i była na każde skinienie dziewczynki dziwiąc się, że Leal tyle z nią wytrzymał. Przy okazji Aguila dowiedziała się kilku ważnych rzeczy dotyczących małpki. Wódz dostał go od przyjaciół, którzy jakimś sposobem przybyli spoza mgły, aby uratować tę biedną krainę opanowaną przez anomalia. Zwierzątko miało mieć właściwości, które powinny powoli przywracać krainę do normalności. Wódz miał tylko o zwierzaka dbać. Dał go swej córce, bo wyglądało jak słodka maskotka i nie do końca wierzył w jego moc. Wodza zgubiła jego pycha i pewność siebie. Od dawna już nie miał wieści od przyjaciół, więc przestał się przejmować zarządzeniami od nich i zaczął traktować Leala jak zwykłego pieska czy kotka.
Którejś nocy Aguila posunęła się jeszcze dalej i odważyła się zerwać 4 liście z zagadkowej rośliny w żółtej donicy. Dziewczynka na szczęście mocno wtedy spała. Aguila wiedziała, że Leal został ukarany i wtrącony do więzienia, lae nie wiedziała, gdzie się ono znajduje. Musiała je szybko odnaleźć zanim liście stracą na wartości. Na szczeście z pomocą przyszedł dobry stary Heigan, który przez czas pobytu Aguili u córki wodza szukał wytrwale miejsca, gdzie Leal został uwięziony. Kiedy go odnalazł kazał Aguili zerwać 4 liście. Gdy to dziewczyna zrobiła wymknęła się z pokoju śpiącej dziewczynki i spotkała się z Heiganem. Razem uwolnili Leala i można było przystąpić do ucieczki. Najpierw jednak Leal ogłuszył całą osadę na 3 doby i wtedy podróżnicy mogli uciec z osady zabierając go ze sobą.

Ile Leal potrafi

Po tym co zrobił mały Leal całej osadzie nie było najmniejszego problemu z ucieczką. Zdążyli nawet zabrać ze sobą roślinę Leala. Zwierzątko podróżowało na ramieniu Aguili a ona odprężała się przy nim i… chyba odzyskiwała pamięć. Choć narazie były to szczątki pamięci pojawiające się w najmniej oczekiwanych chwilach, to jednak było ich coraz więcej, ale Aguila na razie nie przyznawała się towarzyszom podróży co się z nią dzieje. Leal chciał za wszelką cenę wrócić do swej ojczyzny i poskarżyć się dawnemu właścicielowi, że dał go w tak niepowołane ręce. Zwierzątko kierowało ruchem, ale było bardzo zniecierpliwione, że podróż przebiega tak wolno.
– Ach, gdybym był duży i mógł wziąć was na plecy, rozłożyłbym skrzydła i bylibyśmy tam za kilka godzin – wzdychał Leal.
– Najważniejsze, że jesteś już bezpieczny – pocieszyła go Aguila.
– Czy bezpieczny, to nie byłbym tego taki pewny – mruknął Heigan. Leal przesiadł się na jego ramię a Aguila zastanawiała się, czy do czasu ich dotarcia na miejsce odzyska całą pamięć, bo jeżeli nie, to będzie zmuszona poprosić Leala, aby ten pozwolił jej jeszcze przez czas jakiś korzystać z jego właściwości. Czy jednak zwierzak się zgodzi? Czy wreszcie przystanie na to jego dawny właściciel?
– Kim jest twój prawowity właściciel? – zapytała Aguila.
– To jest już stary człowiek, ja nawet nie wiem, czy on jeszcze żyje. Mieszka w pięknej, choć bardzo zimnej krainie i rządzi nią sprawiedliwie. Zna się na przyrodzie i trzyma w swym pałacu różne jej cuda.
– A ty czym więc jesteś? – zapytał Heigan.
– Ja mam futro kocie, charakter psa pekińczyka, zwinność gryzonia i przewrotność małpy oraz ptasie zdolności wokalne.
– A co jeszcze potrafisz? – zapytała Aguila?
– Czy ja wiem? Pomagam ludziom oraz innym stworzeniom. Jeżeli kogoś pokocham, to już na całe życie.
– A czy potrafisz działać na mózg? – zapytała dziewczyna.
– Na mózg? Czy ja wiem? Na mózg to chyba nie. A czemu pytasz?
– Bo widzisz, ja przybywając tutaj straciłam pamięć a w twoim towarzystwie powoli ją odzyskuję – zdecydowała się wyjawić Aguila.
– Wiesz, ja myślę, że to dlatego, że jestem spoza mgły, a ta mgła takie dziwne rzeczy tu z ludźmi wyprawia i nie tylko. Widziałaś jak tu pada deszcz?
– NO jasne, że widziałam i to nie raz.
– No więc właśnie. To pewnie ona cię jej pozbawiła. Ja też na początku czułem się dziwnie, ale dzięki mojej roślinie jakoś przetrwałem okres zaaklimatyzowania się do tych okropnych warunków.
– NIe było ci tu smutno, bez twojego pana, bez tamtej krainy, bez innych zwierząt twego pokroju?
– NO jasne, że było, ale cóż miałem zrobić. Mó∆ pan mnie poprosił to tu zostałem i znosiłem te wszystkie upokorzenia.
– Czy ty wcześniej zanim tu zostałeś, poznałeś wodza?
– Nie. Nikt mi o nim nigdy nie opowiadał.
– Zupełnie nie mogę pojąć, dlaczego ten twój ukochany pan oddał swojego najwierniejszego sługę do nieznanego kraju.
– On liczył, że ja coś zaradzę na tę nieszczęsną mgłę. Może gdyby traktowano mnie jak należy, to coś by z tego było, bo już pierwsze stworzenia w osadzie się pojawiały, zwłaszcza, gdy trochę pośpiewałem. Całkiem dobrze też było kiedy roślina kwitła i roztaczała swój zapach. Ale ona kwitła tylko raz w roku i na kilka dni dosłownie. Może mój pan powinien przysłać tu więcej takich stworzeń jak ja i więcej roślin, ale on chciał najpierw sprawdzić czy my w ogóle potrafimy coś zdziałać, tyle, że wcale o nas nie pyta i martwię się, czy może nie umarł, skoro nas tak zostawił na pastwę wodza.
– Trzeba więc to jak najszybciej sprawdzić odparła podróżniczka i przyspieszyła kroku.

Strażnicy mgły

Leal był coraz szczęśliwszy i pięknie śpiewał na ramieniu Aguili, bo czuł już powiew spoza mgły.
– Już nie długo, już za czas krótki! – nucił melodyjnie. Aguila tymczasem wysilała swój umysł, by przypomnieć sobie wszystko, bo przeczuwała, że po przekroczeniu granicy mały Leal będzie mieć ważniejsze sprawy na głowie aniżeli jej pamięć. Heigan natomiast spochmurniał bardzo, bo przeczuwał wielkie problemy i miał rację.
Późnym wieczorem, kiedy dotarli do granicy poczuli ogromny chłód i dygotali z zimna, jedynie Leal dobrze się trzymał dzięki gęstemu futru na ciele. Stworzenie chciało od razu przekroczyć granicę, ale Heigan go powstrzymał.
– Coś tu jest nie tak. Lepiej oddalmy się i przeczekajmy do rana.
– Nie ma mowy, jesteśmy tak blisko. Leal zeskoczył z ramienia Aguili i pofrunął w stronę unoszącej się gęstej mgły. Dzewczynie zrobiło się wtedy tak zimno, że myślała, iż zamarznie na miejscu. Nie mając wyboru Heigan i Aguila pomknęli za Lealem, który oddalał się coraz bardziej krzycząc coś, ale wiatr wirujący wraz z mgłą zagluszał go skutecznie.
Nagle, coś zajaśniało w ich pobliżu, coś syknęło i rozgoniło nieco mgłę w ich pobliżu. Aguila krzyknęła na całe gardło, gdyż zdała sobie sprawę, że to istota, która próbowała zrobić jej krzywdę, gdy ta spędzała pierwszą noc w dziwnym świecie za mgłą. Istota porwała w swe łapska Leala a on zdążył jedynie krzyknąć uciekajcie! I został zmiażdżony. Heigan pociągnął dziewczynę nie z powrotem do świata mgły, ale do granicy.
– Skoro Leal nie żyje, musimy sami sprawdzić, co stało się z jego panem. Istota zajęta torturowaniem ich puchatego przyjaciela nie zdążyła zapobiec wtargnięciu podróżników poza mgłę.

Jesteśmy w punkcie wyjścia a nawet na straconej pozycji

– Udało się! – zawołał Heigan. Jesteśmy po drugiej stronie! – Aguila opadła na ziemię i rozpłakała się rzewnie po stracie biednego Leala. Heigan zniósł to znacznie lepiej niż ona. Dziewczyna wreszcie podniosła się z ziemi i rozejrzała wokół siebie. Było to dzikie pustkowie z niewielką ilością drzew i krzewów a wszystko było pokryte śniegiem. Ruszyli w dalszą drogę a istota już ich nie goniła, została poza granicą mgły. Kiedy dotarli do pierwszej napotkanej osady opowiedzieli ludziom co ich spotkało i zapytali gdzie mają szukać pałacu króla.
– To dość daleko, ale możemy pożyczyć wam sanie i przewodnika.
Mimo iż zbliżała się noc, podróżnicy zatrzymali się tylko na jedzenie, bo już zaczęli odczuwać pragnienie i głod, lae nie chcieli zostać na noc, gdyż spieszyło im się do króla. Jechali co pies wyskoczy a Aguila martwiła się, czy król nie zrobi im krzywdy, kiedy dowie się, że nie dopilnowaliśmy jego ukochanego sługi i jeszcze utracili roślinę o niecodziennych właściwościach. Wreszcie podróżniczkę zmorzył sen a po obudzeniu… zdała sobie sprawę, że odzyskała pamięć i to sprawiło, że znów popłynęły jej łzy. Tym razem płakała znacznie dłuzej niż poprzednio. Między jednym chlipnięciem a drugim wyjaśniła Heiganowi w czym rzecz.
– Odzyskałam pamięć, wszystko pamiętam. Jestem ulubioną wnuczką króla i uparłam się, że wyruszę na poszukiwanie ukochanego sługi dziadka, by mógł go jeszcze zobaczyć przed śmiercią. Niestety nie przewidziałam, że po przekroczeniu mgły stracę pamięć. Gdybym jej nie straciła, napewno uratowałabym Leala. Wiedziałabym bowiem o strażnikach mgły i może udałoby mi się coś na nich zaradzić. Wszystko poszło na marne. Dziade miał rację. Nie powinnam tam się wybierać. Gdybym tego nie zrobiła, to może Lealek by żył???!!!
– A dlaczeog więc Leal cię nie poznał?
– Podejrzewam, że podczas przeprawy przez mgłę strażnicy próbowali pozbawić go pamięci, ale ten, kto go dostarczał wodzowi jakoś go wyratował a jedyne, co strażnikomu udało się wyszaprać z jego pamięci to ja i kiedy się spostrzeglyi że przybyłam do zamglonej krainy również pozbawili mnie pamiecil. Dziwię się tylko dlaczego nie uśmiercili, wtedy nie pomogłabym uciec Lealowi.

Heigan nie wiedział co odpowiedzieć. Przytulił dziewczynę mimo, iż był z natury surowy i jedyne, co udało mu się wydusić to:
– A jak masz na imię teraz, wnuczko wielkiego króla?
– Na imię mi Rosamunda.
– To piękne imię, takie kwiatowe. Idziemy teraz na spotkanie twojego dziadunia, jeżeli jeszcze żyje.

Epilog

Jeszcze czas jakiś brnęli przez śniegi, aż dotarli wreszcie do pałacu króla. Mężczyzna już nie żył. Jego najbliżsi powiedzieli Aguili, że chyba coś przeczuwał, bo umarł dokładnie w dniu, w którym zabito Leala. Potwierdziły się również przypuszczenia Aguili co do tego, dlaczego Leal Leal jej nie poznał, gdyż rozmawiała z przyjacielem posłańca królewskiego, który jeszcze żył, ale też już leżał schorowany wśród poduszek. Dziewczyna przejęła więc schedę po dziadku i zajmowała się jego florą i fauną, natomiast na tronie zasiadł jego pierworodny syn. Aguila/Rosamunda nie mogła się długo pogodzić z tym, co się stało, ale wiedziała, że czasu nie cofnie. Wyhodowała kolejne stworzenia podobne Lealowi, ale rzadko kiedy wpadały one w ręce kogoś spoza pałacu. Dostawali je jedynie ci, którzy swą odwagą i męstwem na niego zasłużyli. Opowiadała czasem młodym potomkom Leala o ich dzielnym przodku, który zginął chcąc wrócić do swojego pana a one słuchały z uwagą i czciły go niczym bóstwo jakieś. Tak zakończyła się historia tajemniczej podróżniczki. Co zaś się stało ze starcem? Pozostał w pałacu i był doradcą króla, żył jeszcze przez długie lata w wielkiej przyjaźni z Aguilą i pomagał wychowywać potomków Leala oraz inne mądre stworzenia.
Kuniec

Categories
Co mi w głowie siedzi

Oryginał o który prosiła Mimi. Dajcie znać, kóry wam się lepiej podobał czy ten, czy ten z poprzedniego wpisu!

https://www.youtube.com/watch?v=w_KFr-Lnxsk

Categories
Co mi w głowie siedzi

Jak mi się podobają te piosenki Hiszpanów dotyczące korona wirusa! O tej nawet w Teleekspresie mówili.

Categories
Co mi w głowie siedzi

Tak śpiewają Hiszpanie o sytuacji związanej z korona wirusem.

Categories
Co mi w głowie siedzi

Narazie tylko piosenka, ale kiedyś szerzej wam o niej opowiem, dlaczego jest dla mnie ważna.

EltenLink