O tym, że nie lubię matmy już Wam wspominałam. Zresztą domyślam się, iż większość z Was za nią nie przepada. Kiedy się czegoś boimy, bądź nie lubimy tego, lubi się to pojawiać w naszych koszmarnych snach i to jeszcze w wyolbrzymiony sposób. Podobnie było u mnie, kiedy to musiałam zmagać się z matmą.
Źle się uczyć, jeszcze gorzej odpoczywać
W sobotę rano trochę się uczyłam, a mama coś robiła w kuchni, zapewne obiad. Wcale nie chciało mi się uczyć i nic nie wchodziło mi do głowy. W końcu doszłam do wniosku, że to nie ma sensu i rzuciłam naukę w kąt. Było już po obiedzie, kiedy mama na chwilę gdzieś wyszła i zostawiła w kuchni włączone radio. Ja natomiast wzięłam książkę, którą zaczęłam już kiedyś czytać i próbowałam się w nią zagłębić, ale i to mi dzisiaj nie wychodziło.
Jedyną rzeczą, na której mogłam skupić uwagę było grające radio w kuchni. Zamknęłam więc niegdyś dla mnie ciekawą książkę i udałam się do kuchni, by posłuchać radia.
Kiedy mama wróciła szybko siadłam do książki, ale w pośpiechu wzięłam tę rozrywkową zamiast coś do nauki, ale mama już nie wnikała co czytam tylko zapytała:
– Uczyłaś się coś?
– Tak oczywiście. – skłamałam.
Kiedy zbliżała się już siedemnasta czyli czas listy przebojów w radiu zet mama zapytała mnie:
– Jak tam z matematyką, dobrze ci idzie, zrobiłaś już zadanie?
– Zrobiłam, przecież wież, że narazie nie mam kłopotów z matmą, tylko raz mi się noga podwinęła przez tę biegunkę.
Wszystko co powiedziałam wtedy mamie było prawdą.
Bowiem zadanie domowe zrobiłam rano kiedy jeszcze jakoś mi szło z tą nauką, a podczas ostatniej kartkówki naprawdę miałam biegunkę.
Zresztą już wcześniej o tym mamie opowiadałam. W jakiś czas potem dostałam nawet minus piątkę z odpowiedzi z matmy, więc mama nie powinna się w ogule martwić skoro mi ufa, a do tej pory przecież tak było. Jednak mama dzisiaj była wyjątkowo wyczulona w sprawie nauki.
Mimo moich protestów, że za nie długo zacznie się jedna z moich ulubionych audycji radiowych, postanowiła sprawdzić moją wiedzę z matmy.
Najpierw narysowała mi funkcję kwadratową (przynajmniej w jej przekonaniu), bo tak naprawdę to była jakaś dziwna nieforemna figura z liczbami w środku.
Kiedy powiedziałam mamie, że to nie jest funkcja kwadratowa, najpierw narysowała mi ją jeszcze raz, tym razem poprawnie, po czym zadała mi jakieś trudne zadanie z pierwiastkami.
Kiedy mama zauważyła, że nie umiem zadania wykonać, bo tak rzeczywiście było oświadczyła:
– Jednak masz kłopoty z matmą, a potem ni z tego ni z owego:
– Szykuj się, jedziemy do Strawczynka. Mam tam niezwykle ważną sprawę do załatwienia.
Potem mama zadzwoniła do swej przyjaciółki i dowiedziała się, że nasz pan od matmy akurat w ten weekend przebywa w Strawczynku, wzięła do niego numer i umówiła się z nim, że za nie długo do niego wpadniemy, by pouczył mnie troszeczkę.
Bardzo mnie ta sytuacja zmartwiła, bo ja nawet nie miałam ochoty jechać do rodziny w Strawczynku, a co dopiero na naukę do pana Tadeusza. O nie! U nauczyciela byłam na szczęście bardzo krutko, bo zadał mi w miarę proste zadania i umiałam je rozwiązać.
Potem zadał mi jeszcze parę przykładów na niedzielę i mogłyśmy już sobie jechać.
Jednak to nie był koniec okropnych przygód, które miała dla mnie w zanadrzu ta dziwna sobota!
Kiedy zajechaliśmy do rodziny wujek Tomek od razu wyszedł nam na przeciw i powiedział cichym wystraszonym głosem: W centrum Strawczyna zbudowano karuzelę-huśtawkę, na której mają zabawić się wszyscy, którzy w dniu dzisiejszym pojawią się na granicach Strawczyna lub Strawczynka. Po tych słowach mama otworzyła samochód i odezwała się równie bojaźliwie i cicho: No to co wsiadamy?
Oczywiście to było pytanie retoryczne. Wszyscy musieliśmy tak uczynić jak kazały władze Strawczynka i wiedzieliśmy o tym dobrze. Po prostu czuło się w powietrzu grozę sytuacji.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu oczom naszym ukazało się słynne jezioro-morze, do którego niegdyś wrzuciłam człowieka budowlę. W pobliżu owego jeziora stała ta nieszczęsna karuzela-huśtawka, a przy niej duża kolejka osób w każdym dosłownie wieku, od matek z niemowlętami na rękach, po starców o laskach.
Każdy oczekujący mógł uprzednio wykąpać się w jeziorze-morzu.
Nikt jednak nie skorzystał z kuszącej propozycji, tak bał się tego dziwnego urządzenia.
Kiedy już przyszła kolej na nas, co zresztą stało się dość szybko jak na tak ogromną kolejkę, w której nawiasem mówiąc znajdował się również pan od matmy, bo wchodziliśmy po nim, a raczej każdy z osobna.
Kiedy ja wchodziłam (pierwsza z rodziny) matematyk poklepał mnie po ramieniu i powiedział:
– Teraz się możesz przeliczyć. Karuzela była bardzo mała i miała kształt wielkiej opony samochodowej, do której się wsiadało i która potem była rozhuśtywana i rozkręcana przez łańcuchy i jakieś inne osobliwe mechanizmy. Na szczęście karuzela kręciła się wolno przy tym lekko kołysząc.
Podczas tej dziwnej jazdy opona zbliżyła się bardzo do jeziora-morza, które zaczęło wtedy głośniej szumieć.
Kiedy mój czas przebywania na karuzeli się skończył wsiadali kolejno członkowie mojej rodziny, którzy znaleźli się dzisiaj w Strawczynku.
Wtedy to okazało się, że każdy przeżywał przejażdżkę zupełnie inaczej, np. kiedy moja mama jechała, to słyszałam jej krzyk. Ona nie lubi takich zabaw, a pewnie karuzela się z nią nie cackała.
Natomiast ciocia Ola nie wydawała podczas jazdy żadnych dźwięków, lecz gdy wysiadła, to zaraz zwymiotowała i osłabła bardzo tak, że wujek tomek musiał ją podtrzymywać, bo słaniała się na nogach.
Jedyne słowa, które zdołała wypowiedzieć brzmiały: "To było straaaszne.".
Kiedy wszyscy z naszej rodziny przejechali się już na tym okropnym urządzeniu okazało się, że nie wszyscy wrócili do naszej gromadki stojącej przy jeziorze-morzu. Do tych osób należała m.in. moja mama.
Okazało się później, że wyłowił ją z jeziora-morza pan od matematyki i zawiózł ją szczęśliwie do domu.
Pewnie chciała zejść w biegu z karuzeli i wtedy wpadła do basenu.
Dowiedzieliśmy się również, że wiele osób zachorowało ciężko po tej przejażdżce i znajdują się teraz w pobliskich szpitalach, lub w domach i że jeden z uczestników przejażdżki umarł.
8 replies on “Źle się uczyć, jeszcze gorzej odpoczywać”
oh, no to troszkę brzmi jak jakaś akcja zorganizowana żeby wykużyć mieszkańców/turystów?
No, w sumie, nie pomyślałam.
bo kto tam wie hehe
Hmm. Też mam różne dziwne sny. Zwłaszcza przed egzaminami. Np. przed polskim śniło mi się, że trzeba było chodzić po szkole, i szukać karteczek, oraz jakichś breloczków, na których są pytania, i że nie znalazłam kkilku, przez co mój egzamin został unieważniony. 😀
przed egzaminem też miałem mega poryte sny.
Matma to moja zmora.
Moja też była, maskara.
Chyba najgorszy przedmiot w szkole.