Podczas jednej z ostatnich rozmów telefonicznych Emil zarzucił mi, że nie jestem samodzielna, że siedzę tylko w domu i nie używam białej laski.
Zgodziwszy się z nim postanowiłam w tej kwestii coś zmienić i wybrałam się w samotną podróż do Krakowa i nie było to wcale takie trudne jak się spodziewałam. W Krakowie lekko się zagubiłam, ale wtedy na swej drodze spotkałam Weronikę, która też się zgubiła, więc byłyśmy razem w tym zgubieniu i poczułyśmy się znacznie lepiej. Zadzwoniłam do mamy, by po mnie przyjechała i pomogła się odnaleźć. Rodzicielka na nasze poszukiwania wzięła ze sobą swą niezawodną siostrę Dzidzię. Ciocia i mama znalazły nas bez problemu, ale dopiero wtedy zaczęły się schody, bo nagle okazało się, że nie jesteśmy w Krakowie tylko w jakimś obcym mieście o brzydkiej nazwie Bedziów. Głodni i przerażeni dotarliśmy do jakiegoś obskurnego hotelu, gdzie podano nam stare, wygotowane i zimne jedzenie a potem zagoniono do pracy w jakiejś bibliotece pełnej starych rękopisów.
Jakimś cudem udało nam się uciec z tego okropnego hotelu ale było już po drugiej w nocy a my nie miałyśmy gdzie zmrużyć oka. Złapałyśmy więc stopa a młody mężczyzna obiecał nas ugościć w swym domu a rano odwieźć gdzie będziemy chciały. Szybko okazało się jednak, że wpadłyśmy z deszczu pod rynnę, bo nad ranem wylądowałyśmy w Bedziowicach Małych, gdzie mężczyzna kazał nam zajmować się swoimi zwierzętami.
Były to głównie gryzonie: szczury, myszy, tchóżofredki. A gdzie świnki morskie? – zapytałam zaciekawiona a wtedy facet tak dziwnie parsknął i zaniemówił, jakby to wyrażenie – świnki morskie zupełnie go przerosło.
Wykorzystałyśmy ten moment i zwiały z jego ciasnego, zagraconego mieszkanka pełnego klatek ze zwierzętami.
Wszystko fajnie, ale przebywałyśmy nadal w Bedziowicach Małych i nikomu nie mogliśmy zaufać.
Kiedy tak skrajnie wyczerpane błąkałyśmy się po rynku małego miasteczka zadzwonił do mnie Mateusz a ja odebrałam niechętnie.
– Co u ciebie? – zawołał wesoło kolega.
– A, nic miłego. Jestem właśnie z mamą, ciocią i Weroniką w Bedziowicach Małych i nie możemy się z nich wydostać – odparłam dość spokojnym głosem.
– W Bedziowicach Małych. A, to nie jest jeszcze tak źle. Złapcie jakiegoś stopa, albo choćby taksówkę i powiedzcie mu do ucha: „Silni strażnicy nigdy nie zawiodą”, to was odwiezie gdzie będziecie chcieli.
– No nie wiem. Kiedy wczoraj byliśmy w bedziowie… – Zaufaj mi – przerwał mi Mateusz i się rozłączył.
Zrobiliśmy jak kazał i udało się wrócić do Krakowa, ale co się na przeżywałyśmy, namęczyły i bały to nasze.
Cchałyśmy też gdzieś zgłosić ten krakowski trójkąt Bermudzki prowadzący do Bedziowa i temu podobnych miasteczek, ale obawiałyśmy się, że wezmą nas za wariatów, więc zostawiłyśmy to jak jest wracając szczęśliwie do swych domów.
Categories
7 replies on “Uwięzieni w bedziowie”
Ojj, chyba koronawirusowe obostrzenia w końcu dały Ci się we znaki. Mnie się też ostatnio śniło, że nie mogłam się skądś wydostać.
Ooo, fajny sen, a zarazem koszmarny.
wow, jaka psychodela
Szkoda że nie badziewice d.
super
Meeega to ja raflko tylko na innym koncie bo do starego nie mogę odzyskać hasła. Suuuper sen.
Dzieki