Był ostatni dzień roku szkolnego. Siedziałam na łóżku, w internatowym pokoju i nawet się nie pakowałam, tylko patrzyłam jak inni to robią. Z boomboxa sączyła się smętna muzyka, która bynajmniej nie zachęcała mnie do działania.
Wreszcie przyjechał tata z dziadkiem i coś się zaczęło dziać. Tata mnie pakował a dziadek zamienił kilka słów ze mną.
Zbliżała się jedenasta.
Trzeba iść na uroczyste zakończenie roku na sali gimnastycznej. Już miałam wychodzić a tu ktoś wchodzi do pokoju i mnie zagaduje, życzy miłych wakacji i takie tam. W rezultacie jest już dobrze po jedenastej, gdy wreszcie udaję się na salę.
Uroczyste pożegnania już się zakończyły i trwa akademia a dokładnie jakiś dziwny turniej.
Przysiadam w kąciku, ale prowadząca te osobliwe zawody dostrzega mnie i mówi:
– W następnej naszej konkurencji wystąpi, Karolina Malicka!
Zaciągnięto mnie na scenę.
Moim zadaniem było odpowiedzieć na trzy pytania zadane przez Kate. Do pomocy wyznaczono mi Radosława. Gdy kolega wszedł na scenę powiedziałam do niego:
– No, to teraz będziemy się bebrać.
– Co robić? – zapytał zaskoczony Radek i zaczął się śmiać najpierw cicho, potem coraz głośniej. W końcu do niego dołączyłam i śmialiśmy się już razem.
Skonsternowana Kate zatrzymała się w pół drogi do sceny.
– Co wy wyprawiacie! Nie wstyd wam tak naśmiewać się z biednej Kate i z naszego innowacyjnego turnieju na koniec roku? – opieprzała nas prowadząca imprezę dziewczyna przez mikrofon. W jednej chwili przestałam się śmiać.
Zrobiło mi się okropnie głupio. Tak się skompromitować. A jeśli tata zakończył już pakowanie i przyszedł obejrzeć akademię? Przecież on wszystko usłyszał, zobaczył i jeszcze od niego ochrzan dostanę. A potem jeszcze opowie o tym mamie i całej rodzinie i będzie totalna klapa.
Podeszła do nas Kate i zrodził się kolejny problem. Po tym co zrobiliśmy ona na pewno zada jakieś trudne, deprymujące pytania, używając do tego swojego trudnego, nowozelandzkiego akcenciku i skompromitujemy się jeszcze bardziej dukając przed wszystkimi jakąś nieskładną odpowiedź. Kate stała już przy mikrofonie.
Chciało mi się płakać i musiałam wyglądać niezwykle żałośnie na tej scenie.
Boże, co za okropny dzień.
Trzeba było siedzieć na dupie w internacie, albo pomóc przy pakowaniu a nie pchać się w jakieś niedorzeczne historie.
– Mądry Polak po szkodzie – mruknął Radosław, jakby odgadnął moje myśli i zbliżył się do mikrofonu i Kate.
Widocznie chciał wziąć pierwsze pytanie na siebie i mieć to za sobą. Ufff.
Objaśnienie:
Kate – wolontariuszka z nowej Zelandii, która była kiedyś na Tynieckiej i parę razy mi się przyśniła, między innymi tutaj.