Internatowe sny to nierzadki element moich historyjek. Oto jedna z nich.
Szczęśliwi nieumyci
– Skoro Frodo ma już wkrótce umrzeć to możemy rozejrzeć się za nowym psem? – zapytał tata majstrując przy kojcu.
– A skąd chcesz wziąć psa? – spytałam.
– Ze schroniska oczywiście.
– To kiedy jedziemy?
– Możemy nawet dziś. Ostatnio patrzyłem na zdjęcia i jeden taki mi się spodobał. Ma dopiero pięć miesięcy i nie urośnie już więcej.
– Wsiadajmy więc – powiedziałam, a tata wyprowadził samochód z garażu. Po jakiejś godzinie jazdy spytałam tatę gdzie właściwie jest to schronisko.
– Najbliższe jest w Kielcach, ale mój upatrzony piesek przebywa w schronisku krakowskim.
– To trzeba było tak od razu. Pojechalibyśmy tam dopiero jutro, a tak to gdzie będziemy nocować?
– W hotelu. Nie martw się wszystko już obmyśliłem.
Około dziesiątej wieczór zadzwoniła mama:
– No, gdzie wy do cholery jesteście, gościa mamy i to z psem, naszym psem – dodała z naciskiem.
– W takim razie wracamy – zarządziłam, ale jak się niestety okazało nie było to wcale takie łatwe, bo na drodze powrotnej był jakiś poważny wypadek i korek był długi jak makaron w spaghetti.
Kiedy wreszcie znaleźliśmy się w domu było już rano. Mama wszystko nam wyjaśniła.
Wczoraj był u nas pewien pan i przyniósł nam małą Tessie, która obecnie śpi w twoim pokoju. Tata nie był wcale zachwycony suczką.
Chyba już się nastawił na tego psiaka ze schroniska.
Mnie natomiast Tessie bardzo przypadła do gustu.
Miała miękką jedwabistą sierść i była tłuściutka i mięciutka jak poduszka. Nie długo jednak trwała moja radość, bo tata znalazł mi w Internecie jakąś nową szkołę do której niebawem miałam zacząć uczęszczać. Nie bardzo byłam z tego powodu zadowolona, bo dobrze było w domu z pieskiem i z rodzicami i jeśli już to wolałabym iść na jakieś studia a nie do studium.
– Nie martw się, będzie ci tam dobrze. Jest tam internat, mnóstwo rówieśników a wśród nich Kasia. W końcu po długich namowach zgodziłam się uczęszczać do tej szkoły. Nie będę przecież siedzieć cały czas w domu i gorzknieć.
Myślałam, że rodzice żartowali z tą Kaśką, ale ona rzeczywiście tam była i nawet mogłyśmy mieszkać razem w pokoju.
Jednak mimo tak bliskiej obecności Katarzyny w nowej szkole wcale nie było sielankowo.
Oprócz nas w pokoju mieszkały jeszcze trzy dziewczyny: miła spokojna Magda, która czasem do nas zagadała, ale zwykle była czymś zajęta, krzykliwa mocno umalowana Mariola i jej równie głośna koleżaneczka Ola. Dziewczęta chodziły bardzo późno spać i brudziły w pokoju.
Mimo początkowego braku nauki ciągle miałyśmy coś do roboty: albo jakieś wspólne zajęcia, a to pogadanki i wszelkie inne formy zorganizowanych zajęć.
Bardzo się obawiałam co będzie dalej, gdy zaczną na dobre zadawać. Czy wtedy skończą się zajęcia dodatkowe, dadzą nam spokój i pozwolą się spokojnie uczyć?
Jedynym fajnym miejscem w tym budynku była jadalnia i choć schodziło się do niej po stromych schodach, to w środku było bardzo przyjemnie.
Było pyszne jedzonko i grała dobra muzyka.
Wieczorami wracałam do naszego pokoju okropnie zmęczona, z każdym dniem coraz bardziej. W pokoju robiło się coraz ciaśniej i zastanawiało mnie co jest tego powodem.
Któregoś dnia, gdy wróciłam z kolacji, w pokoju była tylko Magda i Kasia. Przeprosiłam jak zwykle Magdę, bo po raz już nie wiem który przewróciłam jej śmieszny parawanik, którym jak mówiła, odgradzała się od tego śmierdzącego społeczeństwa. W pokoju było cicho i muszę przyznać, dość przyjemnie i wtedy dopiero zdałam sobie sprawę jak dobrze mi było w mojej dawnej szkole.
Zwykle o tej porze włączałam radio Zet i zabierałam się do dalszej nauki, albo zamieniłam parę słów z przyjaciółką.
Czasami do szkoły przywoziłam też płyty i puszczałam na radiu Kaśki, a tu nawet nie wiem, czy jest jakiś sprzęt.
Siedziałam zamyślona. Katarzyna też gdzieś odpłynęła bawiąc się breloczkiem.
– Czy macie tu radio? – zapytałam jak zwykle zajętą czymś Magdę.
– Nie, coś ty. Mariola i Ola nienawidzą muzyki.
– To nie dobrze. Muzyka by je odprężała i może nie byłyby takie nerwowe.
– Myślę, że one są niereformowalne – odparła smutno Magda i znów zatopiła się w swoje sprawy.
Zajrzałam do swego plecaka i znalazłam tam płytę.
Wzięłam ją pewnie, bo myślałam, że ten internat będzie normalny.
– To macie to radio czy nie? – zapytałam Magdę trzymając płytę w ręce.
– Mam radio, ale dziewczyny mogą zaraz wrócić.
– To nic, pożycz je na chwilę. Na naszym parapecie przysiadł siwy gołąb – ulubieniec Oli. Aleksandra twierdziła, że to jej prywatny gołąb przyleciał tu za nią. Otworzyłam okno i pogładziłam ptaka po piórach, a Magda puściła płytę. Z głośników popłynęła muzyka, a my zapomniałyśmy o bożym świecie.
Nagle skrzypnęły drzwi do pokoju. To weszła Aleksandra.
– O, moja ulubiona piosenka! Dlaczego wcześniej jej nie puszczałyście!? Czemu wszystko odbywa się bez nas!? Mariola słyszysz? One słuchają mojej ulubionej płyty beze mnie, beze mnie! – wrzeszczała Olka. Magda westchnęła ciężko, Kasia znów zaczęła bawić się breloczkiem, muzyka już nie cieszyła, wszystko wróciło do normy. Z Aleksandrą i Mariolą wszedł jeszcze jakiś chłopak i zaczęli głośno rozmawiać prawie zagłuszając muzykę. Do mnie natomiast przyszedł sms o treści: zostaniesz na weekend dobrze, bo babcia przychorowała i muszę się nią zająć, a tata też zajęty pracą.
Byłam przerażona.
Nigdy jeszcze nie zostawałam w tej budzie i nie wiem jakie okropne panują tu zwyczaje.
– Kaśka, zostajesz na ten weekend? – zapytałam z przestrachem.
– Nie wiem, a co?
– Bo ja tak i wcale nie mam na to ochoty.
– Mogę zostać jeśli chcesz. Z tego co wiem mama jedzie na jakieś szkolenie i na pewno ją ten pomysł ucieszy. – Odetchnęłam z ulgą. Chociaż nie będę sama na tym łez padole.
– Krzysiek, o której wstajecie zwykle w weekendy tzn. o której was budzą? – zapytałam chłopaka, który nadal siedział w naszym pokoju.
– O piątej rano. Przychodzą do nas i mówią tak: "No wy, szczęśliwi nieumyci, wstawać szybko, bo śniadanie czeka".
– E no, nie żartuj sobie chłopcze. Ja poważnie pytam.
– A ja poważnie odpowiadam. W weekend jest jeszcze gorzej, ale czasami są fajne atrakcje zwłaszcza po południu np. jakieś konie, wyjazd nad wodę, a wieczorem dyskoteka.
– A jak nie ma atrakcji, to co robicie?
– No jak to co? Uczymy się, sprzątamy, dokuczamy sobie, jak to w internacie. Moja płyta właśnie się skończyła. Aleksandra zaczęła grzebać w swoim bałaganie.
Może też w poszukiwaniu jakieś płyty? Na parapet znów sfrunął jej gołąb i Olka przerwała poszukiwania, by się z nim zobaczyć, a ja poszłam po swoją własność. Magda nadal siedziała cicho, co jakiś czas tylko wzdychając ciężko.
Ależ ona jest stłamszona przez te dziewuszyska. My zresztą nie lepiej. Olka wzięła gołębia na ręce i usiadła z nim na łóżku.
– To jest mój gołąb – chwaliła się Krzyśkowi.
Ciekawe co by zrobił wychowawca, gdyby ją teraz zobaczył z tym gołębiem na kolanach. Na pewno by się nie ucieszył.
6 replies on “Szczęśliwi nieumyci”
Uwielbiam to! To jest jakieś takie… trafne.
dobre to jest, naprawdę
Uwielbiam te twoje sny. <3 Tak je opisujesz, że gdybym nie wiedziała, że są snami, stwierdziła bym, że to prawdziwe opowieści.
jak pierwszy raz czytałem coś, zapomniałem że to nie jest opowiadanie jako opowiadanie.
Uwielbiam jak piszesz.
cieszę się, dziękuję ci.