Była środa, godzina siedemnasta. Udałam się więc starym zwyczajem do pani psycholog, ale zastałam tam Stasia. Chłopak zgodził się, bym była na jego zajęciach zwłaszcza, że nie miał tego dnia się zwierzać, bo pani przygotowała dla niego odprężającą ścieżkę zdrowia i mogłam również wziąć w niej udział. Najpierw puściła jakąś przepiękną muzykę i zaczęła opowiadać o pewnej alejce ogrodowej na której najpierw był gęsty żywopłot z tuj, potem gęsty liściasty zagajnik i tak w kółko. Nagle poczułam świeże powietrze i żwirek pod stopami.
Byłam w ogrodzie o którym opowiadała pani psycholog i szłam z Alicją na przedzie a za mną Staś i pani Monika.
Wkrótce jednak zostawiłyśmy ich w tyle i szłyśmy tak aż do Częstochowy, gdzie z otwartymi rękami przyjęła nas ciocia Ewa.
Spędziłyśmy u niej kilka dni a naszym ulubionym zajęciem był spacer po tej alei od której zaczęła się cała nasza przygoda.
Któregoś dnia wysforowałam się sama przez aleję a Ala została w tyle. Zauważył to wujek Grzesiek i powiedział, żebym już nigdy więcej tak nie robiła, bo wrócę z hukiem do domu. Po paru dniach słodkich spacerów znalazłyśmy się znów w szkole. Ja u pani psycholog, ale nie było już tam Stasia, a Ala tam skąd ją wtedy zabrało czyli z internatowego pokoju znad zadania z matmy.
Wróciłam do pokoju z płytą Annie Lenox mimo, że nie zabierałam jej przecież tam ze sobą. Na moim łóżku siedziało dużo osób: Radosław, Emilia i Sebastian.
Przeprosiłam ich grzecznie i został tylko Radek. Emilka poszła na swoje łóżko, a Sebastian całkiem wyszedł z pokoju.
Usiadłam na chwilę, by poukładać sobie w głowie to, co się ostatnio działo a Radosław oglądał płytę. W domu zadzwoniłam do Kasi i opowiedziałam jej całą moją przygodę, a ona mówiła, że u niej wszystko dobrze, ale nic szczególnego się nie dzieje.
Niepożądany mecz
Siedziałam z Alicją w jej pokoju i słuchałyśmy płyty "Close" na winylu a nasi ojcowie oglądali na dole mecz.
Byłyśmy bardzo szczęśliwe, że jesteśmy razem i słuchamy dobrej muzyki.
Później przełożyłam płytę na drugą stronę i zaczęłam się zastanawiać, czy by nie obejrzeć kawałka meczu.
Byłam wtedy w posiadaniu pewnej książki, która nazywała się cisza i miała taką właściwość, że jeśli otworzyło się jej plik, to odtwarzała wydarzenie sportowe, które było najbardziej na topie, a jeśli chciało się oglądać jakieś inne, mniej znaczące trzeba było odtworzyć jakiś inny plik. Nie pokazywałam jeszcze tej zabawki Radosławowi, ale na pewno by mu się spodobała.
Kiedy skończyła się druga strona płyty i wyjęłam ją z gramofonu oznajmiłam Alicji, że teraz mam zamiar pooglądać chwilę ten mecz.
– Ale może na słuchawkach co? – zapytała błagalnie przyjaciółka.
– Ale to będzie tylko chwilka – droczyłam się z nią.
– No dobra. Niech ci będzie – zgodziła się przyjaciółka skwapliwie a ja weszłam do folderu książki cisza, by odtworzyć pierwszy plik.
(…)
4 replies on “Przygody z Alą i bez Ali”
Oj ta ada 😛
Wow książka cisza chciał bym taką.
No znią zawsze były przygody, w realu i we śnie, oczywiścię Adę/Alicję mam na myśli.
A to dobre