Te wakacje przyszło nam spędzać w domku na plaży. Pojechałam tam z mamą, ciocią Olą, Asią i Dorotką.
Każda z nas miała swój mały, przytulny pokoik i było nam na prawdę dobrze. W moim pokoju był komputer i dużo płyt. Był tam nawet wymarzony album Alicji zespołu Fun Factory i już zaczęłam się zastanawiać, czy właściciele tego domku by nam go nie odstąpili. W końcu skoro dali te płyty tutaj, to już im na nich tak bardzo nie zależy, a przecież nie mam zamiaru tego albumu kraść. No nic.
Muszę porozmawiać o tym jeszcze z innymi.
Któregoś dnia przyszła do nas jakaś pani z dziewczyną w moim wieku, która była chora umysłowo, ale nie wiem, co to dokładnie było. Dziewczyna była wysoka, miała niski głos i nie przypadła mi do gustu.
Kręciła się po domu jak u siebie, grzebała w płytach, których w tym domu było pełno, kazała sobie pokazywać swoje rzeczy i chwaliła się czego to ona nie ma w swoim domu. Może to ta kobieta, co tu z nią przyszła jest właścicielką tego domku skoro dziewczyna się tak panoszy? – zastanawiałam się i jeszcze co było chyba w tym wszystkim najgorsze chwaliła się jakie ma chore biodra i plecy.
Choroba polegała na tym, że miała tam bardzo zniszczoną, ciemniejszą niż wszędzie indziej skórę, którą kazała sobie dotykać. Skóra w tych chorych miejscach była bardzo nieprzyjemna a w dodatku bałam się, czy tą chorobą nie można się zarazić. Dziewczyna mówiła, że czasami w tych miejscach rany jej się otwierają i wtedy to tak boli, że nie można się ruszyć i trzeba zaraz jechać do szpitala, by to lekarze czym prędzej zszyli. Na koniec ich pobytu kobieta wyjęła ze swej dużej przepastnej torby garnek z jakąś gęstą zupą.
– To jest dla was. Jak ją zjecie, to spotka was tutaj coś fajnego – powiedziała kobieta.
– Nauczę was jak powinno się ją jeść – zaoferowała się dziewczyna i nałożyła wszystkim na talerz.
Była to bardzo pyszna zupa z żółtym serem i z boczkiem. Gdy kobieta z dziewczyną opuściły dom zaczęliśmy się zastanawiać jak spędzić dzisiejsze popołudnie. W końcu zdecydowałyśmy, że Mama z ciocią i z Dorotką pójdą do miasteczka rozejrzeć się jakie tu są atrakcje, a my z Asią zostaniemy tutaj, przejrzymy płyty a potem udamy się na plażę i zwiedzimy okolicę od strony morza. Gdy część rodziny opuściła dom włączyłam płytę Fun Factory i posłuchałam jej chwilę, ale innych płyt już nie przeglądałam. Chciałam już iść na plażę a że Asia podzielała mój entuzjazm wyszłyśmy co prędzej z domu nie zabierając nawet komórek. Na plaży było cudownie. Nie było nikogo oprócz nas, wszędzie biegały mewy i skrzeczały wesoło. W oddali z pobliskiego lasku dochodziły też głosy innych ptaków.
Woda była przyjemnie chłodna, ale nie kąpałyśmy się w niej tylko pozwalałyśmy, by oblewała nam stopy.
Czułyśmy się bardzo szczęśliwe i zastanawiałyśmy się, czy to sprawka tej pysznej zupy, czy po prostu jest nam dobrze. Rozmawiałam też z Asią o płycie Fun Factory i ona stwierdziła, że właściciele nie będą raczej nas odwiedzać, żeby nam nie przeszkadzać, ale zawsze można do nich zadzwonić i zwyczajnie odkupić płytę. Rodzice na pewno mają do nich numer skoro załatwili te wczasy. Tak uspokojona szłam dalej brzegiem morza i wdychałam rześkie morskie powietrze pełne jodu. Po powrocie ze spaceru zastałyśmy już resztę rodziny w domu. Dorotka pochwaliła się, że wypatrzyła w pobliżu stadninę koni i że już umówiła nas wszystkich na pierwsze spotkanie jutro rano.
– To świetnie – pomyślałam. Zawsze to jakaś odmiana od morza i plaży.
Następnego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie, by jak najdłużej przebywać w stadninie. Na miejscu okazało się, że są oni w posiadaniu mojego ulubionego konia Sylwera, który wygląda jak dalmatyńczyk.
Trochę zdziwiło mnie, że ten koń tu jest, bo poznałam go w niemczech, potem był w stadninie w Bukowie, a teraz jest tutaj. Czy on za mną jeździ, czy co? Z początku Doris chciała na nim pojechać, ale widząc moją nietęgą minę ustąpiła mi i wybrała sobie jakiegoś jasnego konika.
Obiecałam jej, że następnym razem dam jej się przejechać. Przejażdżka była długa i przyjemna. Jeździłyśmy po jakichś zagajnikach. Mój koń był spokojny. Bardzo dobrze mi się na nim jechało aż do czasu, gdy chciałam z niego zejść na chwilę.
Wtedy to przy schodzeniu pokiereszowałam siodło i kręcący się w pobliżu człowiek powiedział, że długo tak nie ujadę. Zrezygnowana próbowałam to naprawić, a że nie wychodziło mi wcale poprosiłam mężczyznę, by mi pomógł.
Spóźniona dotarłam na miejsce spotkania. Właściciel stadniny zaczął się do mnie sapać, że nie przyprowadziłam od razu konia skoro nie mogłam na nim jechać i opóźniłam cały ich dzień, ale ja nie chciałam marnować tak pięknej przejażdżki na fajnym koniu. Rodzina na szczęście nie denerwowała się na mnie o to opóźnienie tylko pytali co się stało więc im opowiedziałam. Mężczyzna postraszył mnie jeszcze na koniec, że następnym razem nie da mi tego konia.
– Następnym razem, to pojedzie na nim Dorotka a potem może facet zapomni o całym zajściu – pomyślałam i opuściliśmy bramy stadniny.
– Kiedy następne spotkanie? – zapytała Asia.
– Po jutrze – odpowiedziała mama.
– Bardzo fajny jest ten jasny koń i chyba nie muszę już jechać na twoim dalmatyńczyku – powiedziała Dorotka.
– A wiecie, że w niedzielę można wziąć konia na bardzo długo i wyjechać na nim poza teren stadniny i jeździć nim gdzie się chce, tylko trzeba o tym wcześniej poinformować właścicieli, zaklepać sobie konia, no i oczywiście więcej mu za to zapłacić – powiedziała mama.
– To fajnie, zrobimy tak? – zapytały równocześnie Asia z Dorotką.
– Zobaczymy jeszcze – powiedziała ciocia, której nie uśmiechało się wydawać tyle pieniędzy na jakieś tam konie.
– Ale będziemy musiały zabrać ze sobą tę dziewczynę, bo ta kobieta mnie o to prosiła – powiedziała mama.
– Dobra, może być – powiedziałyśmy chórem, tylko ciocia się nic nie odezwała.
– A czy ta kobieta jest właścicielką naszego domku?
– Tak – powiedziała mama rzeczowo.
– To dobrze. Będzie ją można zapytać o Fun Factory przy najbliższej okazji – pomyślałam usatysfakcjonowana.
Wakacje nad morzem
Te wakacje przyszło nam spędzać w domku na plaży. Pojechałam tam z mamą, ciocią Olą, Asią i Dorotką.
Każda z nas miała swój mały, przytulny pokoik i było nam na prawdę dobrze. W moim pokoju był komputer i dużo płyt. Był tam nawet wymarzony album Alicji zespołu Fun Factory i już zaczęłam się zastanawiać, czy właściciele tego domku by nam go nie odstąpili. W końcu skoro dali te płyty tutaj, to już im na nich tak bardzo nie zależy, a przecież nie mam zamiaru tego albumu kraść. No nic.
Muszę porozmawiać o tym jeszcze z innymi.
Któregoś dnia przyszła do nas jakaś pani z dziewczyną w moim wieku, która była chora umysłowo, ale nie wiem, co to dokładnie było. Dziewczyna była wysoka, miała niski głos i nie przypadła mi do gustu.
Kręciła się po domu jak u siebie, grzebała w płytach, których w tym domu było pełno, kazała sobie pokazywać swoje rzeczy i chwaliła się czego to ona nie ma w swoim domu. Może to ta kobieta, co tu z nią przyszła jest właścicielką tego domku skoro dziewczyna się tak panoszy? – zastanawiałam się i jeszcze co było chyba w tym wszystkim najgorsze chwaliła się jakie ma chore biodra i plecy.
3 replies on “Wakacje nad morzem”
spoko.
dobre jest
Świetne!