Mama przyniosła do domu małego, brzydkiego kundla, który w dodatku był nieznośny.
Była to suka.
Miała krótką, rzadką, szorstką, szczecinowatą sierść.
Była biało czarna a nie w jednym kolorze jak my lubimy. Nie dawała się brać na ręce, gryzła, warczała, odpychała łapkami. Była okropna.
Bardzo nie lubiłam tego psa, ale mama chciała dopomóc koleżance i zajęła się tym potworkiem.
Wkrótce jednak i mama nie mogła już wytrzymać z suczką i kupiła jej leki, które daje się rasowym kotom, żeby dobrze spały i lepiej się regenerowały.
Miało to wady i zalety.
Wadą było to, że rano suka była jeszcze gorsza, ale za to przez cały dzień oraz w nocy spała sobie spokojnie i nie przeszkadzała domownikom. W końcu ferie się skończyły więc pojechałam do szkoły, a jeszcze w dodatku zostałam na weekend i w sobotę po południu pomagałam Szymonowi w zarejestrowaniu się na pewną muzyczną stronę, gdzie sprzedawano płyty nie tylko nowe, zapakowane, ale również z tego roku w którym zostały wydane.
Bardzo mi się ta strona spodobała i nawet sama się miałam na nią zarejestrować, ale zabrakło mi już czasu, poza tym chciałam mieć jeszcze opinię od Szymona. W ciągu tygodnia dowiedziałam się od pana Marka, że ta strona jest niebezpieczna, że przenosi wirusy i różne takie.
Wcale mnie to jednak nie zraziło i przyjechawszy na weekend do domu postanowiłam się na nią zarejestrować. W domu była jeszcze ciocia Lodzia i Dorotka. Im również nie podobała się suczka. Ciocia opowiadała nam z wielkim smutkiem, że ma ogromne długi i musi przez to sprzedać swoje ulubione kolczyki z którymi jest bardzo zżyta.
– To może sprzedaj naszą suczkę? – powiedziała wtedy mama, bo ta pani już jej od nas nie chce wziąć. Może nawet specjalnie nam ją dała, żeby się jej pozbyć.
– Przecież nikt jej nie kupi – powiedziała smutno ciocia. A tak zmieniając temat słyszeliście może o takiej stronie, która sprawdza kto z niej korzysta, wysyła tej osobie specjalnego wirusa namierzającego a potem wydelegowani do tego ludzie przychodzą do tej osoby i oblewają jej tyłek kwasem?
– Nie, ale ostatnio pan Marek mówił, że taka jedna strona muzyczna, co się na nią ostatnio Szymek zarejestrował roznosi jakieś wirusiska, ale z tego co wiem na razie nic się jeszcze nie stało i sama mam wielką ochotę na tą stronę się zarejestrować.
– To może lepiej nie – odparła przezornie mama.
– A ja bym tam spróbowała – odparła na to cicha, zwykle nie włączająca się w rozmowy Dorotka. Może Wojciechowski też jest zalogowany na tej stronie?
– A ty wiesz o którą mi chodzi? – zapytałam.
– Tak, chyba tak. To ta ze starymi płytami.
– Mhm. – Po tej rozmowie udałam się do swego pokoju i zarejestrowałam na muzyczną stronę. 2 dni później znów pojechałam do szkoły i znów zostałam na weekend. Szymon przyszedł po południu tak jak ostatnio a ja właśnie logowałam się na naszą stronę.
– Co tam robisz? – zapytał on.
– Właśnie wchodzę na naszą stronę i się loguję.
– A czego będziesz dziś szukać jeśli mogę wiedzieć?
– Czy Marcin Wojciechowski też ma tutaj konto.
– I tylko tyle? – zapytał zdziwiony kolega.
– No nie, tak sobie jeszcze połażę. Dziewczyny zrobiły Szymkowi kawę a on zaczął z nimi gawędzić nie zwracając już na mnie najmniejszej uwagi. Nie znalazłam na stronie pana Marcina, ale poczytałam sobie trochę ciekawostek o moich ulubionych wykonawcach oraz zmodyfikowałam swój profil.
Podczas surfowania po stronie coś się w pewnym momencie zacięło i nie mogłam nic z tym zrobić.
Przerażona, że to może jakiś wirus z tej strony albo nie daj Boże wirus namierzający z palca zresetowałam komputer i nikomu nic o zajściu nie powiedziałam nawet mamie i Szymonowi.
Kiedy jechałam do domu ubrałam na swój tyłek sztuczną pupę, którą można było kupić w sklepie, bo wieść o wirusie już się rozniosła i zaczęto robić z tego cichy acz bardzo opłacalny biznes.
Niestety do domu jechałam sama i to w dodatku pociągiem, więc bałam się okropnie, gdyż nie wiedziałam czy ci przestępcy dadzą się nabrać na sztuczną pupę. Na jednej ze stacji ktoś zabrał mnie wbrew mojej woli z pociągu i zaprowadził do niedużego pomieszczenia.
Była to kobieta w balerinkach. Towarzyszył jej jeszcze mężczyzna, który kazał mi się do nich odwrócić tyłem i wypiąć pupę.
– Ładny masz tyłeczek – powiedział z zadowoleniem mężczyzna.
– Duża połać do polewania kwasem – dodała kobieta.
– A jaki to kwas? – zapytałam dla rozładowania atmosfery.
– Zaraz się przekonasz – powiedział mężczyzna i zdjął ze mnie spodnie. Na całe szczęście dał się nabrać na sztuczną pupę i oblewał ją kwasem ile wlezie. Krzyczałam nieludzko, żeby nie wzbudzać podejrzeń martwiąc się jednak czy ten sztuczny tyłek nie przesiąknie kwasem. Na szczęście nie przesiąkł. Mężczyzna ubrał mi spodnie a kobieta zaprowadziła mnie do pociągu a ja nawet nie zapytałam jej czy to ten. Gdy dojechałam do domu nic nikomu nie powiedziałam. W łazience zdjęłam zmasakrowany sztuczny tyłek, zgniotłam go i wyrzuciłam do kosza.
Brzydkiej suki w domu już nie było ale zostały po niej tylko zniszczone przedmioty i meble oraz niemiłe wspomnienia związane z opieką nad nią. Mama powiedziała, że ciocia Lidzia na razie ją ma, ale że ma już dla niej dom.
Będzie u kogoś na łańcuchu, bo na więcej ten pies przecież nie zasłużył. Na muzyczną stronę już nigdy nie weszłam, ale Szymona nie ostrzegłam. Oby tylko Wojciechowski się na nią nie zarejestrował.
Categories
Brzydki kundel, który przynosił pecha
Mama przyniosła do domu małego, brzydkiego kundla, który w dodatku był nieznośny.
Była to suka.
Miała krótką, rzadką, szorstką, szczecinowatą sierść.
Była biało czarna a nie w jednym kolorze jak my lubimy. Nie dawała się brać na ręce, gryzła, warczała, odpychała łapkami. Była okropna.
Bardzo nie lubiłam tego psa, ale mama chciała dopomóc koleżance i zajęła się tym potworkiem.
7 replies on “Brzydki kundel, który przynosił pecha”
ooo, ostra akcja
Sztuczna pupa najlepsza! xDD
To był niezły stres.
Cała ta akcja z oblewaniem tyłka kwasem jest pierwszorzędnie śmieszna. Musisz mieć niesamowitą wyobraźnię, że śnią Ci się takie kreatywne sny. 🙂
Sztuczna pupa,
hahahahaa!
Doobre.
Ale sztuczny tyłek może i nie przesiąkł, ale że spodnie się nie zniszczyły i nie wzbudziły niczyich podejrzeń?
O nieee! Pamiętam to!