Pani Monika poprosiła mnie o przechowanie pewnego bardzo dużego folderu z muzyką.
Niechętnie się na to zgodziłam, bo nie chciałam zapychać swego dysku cudzymi plikami, ani też złapać jakiegoś wira.
Niestety moje obawy się sprawdziły. Folder był bardzo duży, a w nim całe mnóstwo wirusów, których mój avg nie wykrywał. Gdy ten folder kopiowałam był piątek po południu. Na dworze siąpił deszcz, a w radio leciała jakaś smętna, brzydka muzyka, której się trochę bałam.
Zajrzałam do tego folderu i był tam straszny bałagan. Na końcu jednego z podfolderów znalazłam wira, którego usunęłam własnoręcznie.
Potem zachciało mi się trochę spać, a mój komputer zaczął wyświetlać jakieś błędy. Na którymś z tych błędów dałam ok, ale to chyba nie był błąd tylko wirus, bo mój komputer zaczął się bardzo dziwnie zachowywać, między innymi puszczał piosenki z tego nieszczęsnego folderu, który usiłowałam skopiować i w dodatku była to muzyka w tym samym stylu, co ta puszczana w radio. Siedząc tak i martwiąc się co robić dalej nagle ze zdziwieniem zauważyłam, że nie siedzę już w swoim pokoju, na łóżku, przed laptopem, ale na jakimś twardym krześle w pobliżu sali w której właśnie miano pisać test z niemieckiego. Pani Jagoda wprowadziła wszystkich do środka życząc im powodzenia, a jakaś inna pani kazała reszcie wejść do innej sali i grać w filmie o jakiejś gosposi. Tą gosposią miała być Alanis, ale, że się nie stawiła, to zastąpiła ją pani Jagoda.
Wpuszczono nas do sali-mieszkania i pani Jaga kazała mnie i mej kuzynce Dorotce zrobić rosół, bo ona teraz wychodzi, by załatwić ważne sprawy. W rzeczywistości chciała tylko iść do drugiej sali i sprawdzić jak się pisze jej uczniom test. Nie mogłyśmy sobie w ogóle poradzić z tym rosołem, dlatego zaprzestałyśmy jego gotowania i zaczęłyśmy robić porządek w mnóstwie płyt, które znajdowały się w tym pomieszczeniu. Gdy już wszystko uporządkowałyśmy Dorotka rozglądała się za jakimś sprzętem, by którąś z nich odtworzyć, gdy nagle do pokoju wtargnął wiatr, a wraz z nim jakiś nieprzyjemny swąd jakby od pożaru.
– Musimy uciekać – powiedziała Dorotka zbliżając się do drzwi, a ja poszłam w ślad za nią myśląc o wszystkich płytach, które trzeba tu będzie zostawić na pastwę tego nadchodzącego czegoś. Za drzwiami na jednym z twardych krzeseł siedziała Danusia, więc zagaiłam ją rozmową. Danka zwierzała nam się, że ona nie pisze żadnego testu i zupełnie nie wie co tu właściwie robi i ma straszliwą chandrę.
Powiedziałam jej, że ze mną jest całkiem podobnie i że za tymi drzwiami dzieje się coś niedobrego. W tym momencie w sali obok zakończono pisanie testu z niemieckiego i zapowiedziano angielski.
Zrobiło się niemałe zamieszanie, a ja znów pomyślałam o płytach w sali-mieszkaniu. Postanowiłam wejść do tego dziwnego pomieszczenia jeszcze raz i wziąć sobie parę płyt. Gdy otworzyłam drzwi i wsunęłam się do środka stwierdziłam, że wieje o wiele bardziej niż przedtem, ale już tak nie śmierdzi. W sali był jeszcze jakiś chłopak i pani Jagoda, ale płyt na półkach już nie było. Co się z nimi stało? Czy wiatr w sali był aż tak duży, że je z niej wywiało? Zapytałam o to panią Jagodę, ale ona zamiast odpowiedzieć mi jakoś konkretnie, to tylko wydarła się na mnie.
– Płyt nie ma i nie będzie, a ty leć pisać angielski!
Bardzo poirytowana na nauczycielkę niemieckiego wyszłam z wietrznej sali i poskarżyłam się Danucie nie zważając wcale na to, że pani Jagoda mogłaby coś z tego usłyszeć. Nie poszłam też pisać testu z angielskiego, bo znów znalazłam się na swoim łóżku, w pokoju, przed laptopem, a przy nim pan Marek, który ratował go właśnie przed dalszą inwazją wirusów.
Co potrafią wirusy
Pani Monika poprosiła mnie o przechowanie pewnego bardzo dużego folderu z muzyką.
Niechętnie się na to zgodziłam, bo nie chciałam zapychać swego dysku cudzymi plikami, ani też złapać jakiegoś wira.
Niestety moje obawy się sprawdziły. Folder był bardzo duży, a w nim całe mnóstwo wirusów, których mój avg nie wykrywał. Gdy ten folder kopiowałam był piątek po południu. Na dworze siąpił deszcz, a w radio leciała jakaś smętna, brzydka muzyka, której się trochę bałam.
Zajrzałam do tego folderu i był tam straszny bałagan. Na końcu jednego z podfolderów znalazłam wira, którego usunęłam własnoręcznie.
Potem zachciało mi się trochę spać, a mój komputer zaczął wyświetlać jakieś błędy. Na którymś z tych błędów dałam ok, ale to chyba nie był błąd tylko wirus, bo mój komputer zaczął się bardzo dziwnie zachowywać, między innymi puszczał piosenki z tego nieszczęsnego folderu, który usiłowałam skopiować i w dodatku była to muzyka w tym samym stylu, co ta puszczana w radio. Siedząc tak i martwiąc się co robić dalej nagle ze zdziwieniem zauważyłam, że nie siedzę już w swoim pokoju, na łóżku, przed laptopem, ale na jakimś twardym krześle w pobliżu sali w której właśnie miano pisać test z niemieckiego. Pani Jagoda wprowadziła wszystkich do środka życząc im powodzenia, a jakaś inna pani kazała reszcie wejść do innej sali i grać w filmie o jakiejś gosposi. Tą gosposią miała być Alanis, ale, że się nie stawiła, to zastąpiła ją pani Jagoda.
2 replies on “Co potrafią wirusy”
Ooo ja cię kręce.
No no, ciekawe. Wirus teleportujący xd