Jechałam z mamą i z ciocią do Krakowa, by załatwić tam kilka spraw i przy okazji odwiedzić szkołę. Gdy byłyśmy już pod Krakowem zadzwoniła do mnie Emilka.
– Wiesz, że Grzesiek siedzi w więzieniu?
– Nie. Od kiedy?
– Od paru dni, ale nie wiem co nabroił.
– A gdzie on siedzi?
– Gdzieś w Krakowie.
– To dowiedz się szybko gdzie i dzwoń do mojej mamy z adresem, bo jestem akurat w tym mieście, to go odwiedzimy.
– Dobra – powiedziała koleżanka i rozłączyła się.
– Mamo, wiesz, że Grzesiek siedzi w więzieniu? Odwiedzimy go, prawda? Ja nigdy nie miałam okazji zobaczyć jak tam jest.
– I całe szczęście – wtrąciła się ciocia, a zaraz potem do mamy zadzwoniła Emilia i podała jej adres więzienia.
Najpierw pojechaliśmy do Grześka, bo było najbliżej.
Poza tym mama chciała to mieć już za sobą. Grzesiek mieszkał w niedużym pokoju, gdzie stało radio i parę płyt, a po dywanie spacerował wielki, puszysty kocur. Chłopak siedział w kącie przy oknie i brzdąkał coś na gitarze mrucząc:
– Mam ochotę się powiesić, nic innego mi już nie zostało – i tak w kółko.
– Cześć Grzegorz – powiedziałam siadając na kanapie i głaszcząc miękkie futro kota.
– To twój kot?
– Nie. Został po poprzednim właścicielu.
– A co się z nim stało? Wyszedł na wolność?
– Nie, powiesił się i ja też mam taki zamiar.
Miałam wrażenie, że Grzesiek w ogóle mnie nie poznaje, ale stwierdziłam, że chyba nie będę mu się przypominać. Grzesiek na chwilę przestał brzdąkać i zrobiła się kłopotliwa cisza.
Myśląc jak tu podtrzymać rozmowę w końcu powiedziałam po prostu:
– Jak wygląda twój przeciętny dzień?
– Jak wygląda? No cóż… Rano wstaję, czuję się nie najlepiej. Jem śniadanie, wyglądam przez okno. Po śniadaniu biorę gitarę i zaczynam brzdąkać. Układam dekadencką piosenkę o niczym, ale nawet nie chce mi się jej zapisywać, więc codziennie jest nieco inna. Po południu natomiast zaczynam myśleć, że nie byłby to głupi pomysł, gdybym się powiesił. Czasami już nawet mam wszystko przygotowane, ale wtedy ktoś w porę przychodzi, zagaduje mnie, zabiera sznurek i znów jakoś jest.
– A co robisz wieczorem?
– Czasami słucham płyt, ale to wcale mnie nie odpręża jak dawniej, a wręcz przeciwnie, bo przypominają mi się czasy szkolne i beztroskie lenistwo. Wtedy robi się jeszcze bardziej depresyjnie, bo myślę ile czasu zmarnowałem i ile mógłbym poprawić, gdybym tu nie trafił. – Już miałam zapytać Grzegorza za co właściwie tu siedzi kiedy zadzwonił telefon mamy.
– O co chodzi Kasiu? Zaraz tam będziemy, jesteśmy teraz w więzieniu, ale… Nie martw się. Nic nam się nie stało. Odwiedzamy tylko kolegę z klasy. – Gdy mama skończyła rozmowę próbowałam coś jeszcze z Grześka wydusić, ale on jak to zwykle u niego bywało, zamknął się w sobie i pomrukiwał tylko coś niewyraźnie.
– W takim razie nie będziemy ci już przeszkadzać – powiedziałam i zaczęłyśmy zbierać się do wyjścia. Grzesiek chciał dać mi na odchodne jedną z płyt ze swojego pokoju, ale nie przyjęłam jej, bo źle by mi się kojarzyła. A jakby Grzesiek jednak sobie coś zrobił, to byłoby jeszcze gorzej. Po tej nietypowej wizycie pojechaliśmy nie, jak się spodziewałam do szkoły, ale pod jakąś uczelnię do której miałam niebawem uczęszczać. Pani Kasia dała mamie jakieś kartki. Mama wybrała dla mnie kierunek, ale nie chciała powiedzieć jaki.
– Mamo, mów mi zaraz, bo ja nie będę chodzić na jakieś nudy na pudy. Już wystarczy, że kuzynka źle wybrała studia. Niestety mama była nieugięta. Pani Kasia chciała jeszcze zapalić więc nie ruszałyśmy się z miejsca. Nagle ciocia przerwała moje biadolenie.
– Zobacz jaki piesek do nas przyszedł. Podobny trochę do Miśki, zobacz kochanie.
Schyliłam się i wzięłam pieska na ręce. Rzeczywiście był podobny, ale trochę mniejszy. Po chwili podszedł do nas jakiś chłopak i powiedział, że ten pies ma na imię Tygrys.
– A czyj on jest?
– To taki pies uczelniany. Jakiś student go wyrzucił, bo w jego mieszkaniu nikt oprócz niego nie godził się na psa, nawet tak małego jak ten.
– A dlaczego nazywa się tygrys?
– Bo jest pręgowany jak tygrys. Poza tym to nietypowe imię dla psa.
– A ile on ma?
– Nie wiem dokładnie, ale jest szczeniakiem i może jeszcze trochę urosnąć.
– Mam nadzieję, że nie będzie nie dojadał tak jak Misia – mruknęłam do siebie, a chłopiec, jakby czytając w moich myślach dodał:
– Wszyscy go tu lubimy i choć nie ma prawdziwego domu, myślę, że ma lepiej, niż nie jeden pies. Poza tym jest mały, to może ktoś go weźmie na zimę i zapewne u niego zostanie. Ja w każdym razie nie dam mu zginąć.
– Ja też – pomyślałam i poszłyśmy do samochodu, bo pani Kasia skończyła już swego papierosa, a miły chłopiec został z Tygrysem przed uczelnią.
Categories
Jak wygląda twój dzień
Jechałam z mamą i z ciocią do Krakowa, by załatwić tam kilka spraw i przy okazji odwiedzić szkołę. Gdy byłyśmy już pod Krakowem zadzwoniła do mnie Emilka.
– Wiesz, że Grzesiek siedzi w więzieniu?
– Nie. Od kiedy?
– Od paru dni, ale nie wiem co nabroił.
– A gdzie on siedzi?
2 replies on “Jak wygląda twój dzień”
A już się spodziewałam czegoś filozoficznego
ciekawe