Tyle ciekawych rzeczy ostatnio się wydarzyło, że w sumie, to nie wiem od czego w ogóle zacząć, ale może zacznę od tego, że panie od orientacji wpadły na pewien pomysł i stworzyły projekt, który miał polegać na tym, że wszystkie niepełnosprawne a zwłaszcza niewidome dzieci i młodzież, bo to z ich szkoły wyszedł ten pomysł miały dostać bilecik dzięki któremu mogły odwiedzać obce domy pełnosprawnych ludzi.
Miało to służyć temu, by niepełnosprawny człowiek miał szansę częściej spotykać się z pełnosprawnymi ludźmi i znaleźć sobie wśród nich przyjaciół.
Bilety miały być wydawane stopniowo, żeby nie było zamieszania.
Każdy niepełnosprawny, który pokazał taki bilet miał prawo wejść do domu nieznanej mu osoby i dostać od niej gorący posiłek oraz przespać się jeśli zbliżała się noc. Na bilecie było napisane w jakim regionie mam odwiedzać domy. Ja dostałam wschód Polski. Z naszej klasy pierwsza bilet dostała Emilka. W ciągu dwóch dni miała odwiedzić 3 domy.
W tym ostatnim domu miała przenocować a rano zjeść śniadanie. Emilia wróciła do szkoły bardzo szczęśliwa, ponieważ dobrze ją przyjęto i ugoszczono a od jednej z rodzin dostała nawet płytę.
Pewnego wieczoru pożyczyła mi ów krążek, bym go sobie przesłuchała i przegrała jeśli mam ochotę. Płyta wcale mi się nie podobała i była wręcz straszna.
Nagrano na niej jakieś brzydkie piosenki, takie jakby ruskie czy łemkowskie a ostatnie 3 nagrania były najgorsze, ponieważ były przegrane z jakiejś starej, zniszczonej kasety i w dodatku ponagrywanej jakimiś przytłumionymi rozmowami.
– Jak ty możesz tego słuchać? – zapytałam Mili.
– Normalnie – odparła mi na to koleżanka i od tej pory nie poruszałam już więcej tematu tej dziwnej płyty.
Kiedy przyszła kolej na mnie zaczęłam się martwić, żebym ja takiej płyty nie dostała, bo chyba na zawał serca bym umarła.
Wtedy mama pocieszyła mnie, że zawsze przecież mogę jej nie słuchać i oddać Milenie skoro ona lubi takie dziwactwo albo po prostu odłożyć ją w kąt, w najciemniejszy zakamarek pokoju. Ja jednak mimo tych argumentów wolałam nie mieć już więcej bliskiego zetknięcia z taką płytą. W pierwszych dwóch domach w ogóle mi się nie podobało, natomiast ten ostatni w którym spałam był całkiem całkiem. Na śniadanie dostałam nawet moje ulubione grzanki, które zwykle robi w domu mama.
Różniły się tylko tym, że były podłużne i z ketchupem a nie z majonezem tak jak lubię, gdyż nie mieli oni mojego ulubionego majonezu kieleckiego.
– Nie wiecie co dobre – powiedziałam im w trakcie śniadania, co nie bardzo spodobało się gospodyni tego domu.
Kiedy już mieliśmy wychodzić nastolatka mieszkająca w tym domu czyli córka gospodyni powiedziała:
– Może im coś damy?
Przestraszyłam się wtedy bardzo, gdyż wiedziałam, że posiadają oni w swym domu duże zbiory płytowe.
Szepnęłam do mamy porozumiewawczo a ona wtedy powiedziała:
– Nie nie, nie trzeba. My już sobie pójdziemy. Dziękujemy bardzo za gościnę. Było nam tu bardzo dobrze. Po tych słowach szybko wyszłyśmy z domu i nikt na szczęście nam nic nie dał.
Akurat udało mi się szczęśliwie, że bilet dostałam na weekend i nie musiałam opuszczać lekcji, 3 domy na wschodzie Polski odwiedziłam w sobotę i w niedzielę rano po śniadaniu u trzeciej rodziny wróciłam do domu, by się spakować do szkoły a żeby mi było raźniej po tych wszystkich przygodach wzięłam ze sobą kolekcję płyt Alanis. Gdy zajechałam do internatu było jeszcze wcześnie, więc szybko się rozpakowałam i zostawiwszy płyty Alanis na łóżku poszłam do 301, bo nie mogłam usiedzieć w jednym miejscu.
Kiedy wróciłam po niedługim czasie do swego pokoju, gdyż zauważyłam, że nie pasuje w ogóle do tamtejszego tego rozchichotanego towarzystwa ze swoim roztrzęsionym nastrojem zastałam na mym łóżku Radosława, który rozprawiał z ożywieniem z Mileną o tym, że po jutrze jego kolej i że bardzo, ale to bardzo się z tego cieszy. Usiadłam obok niego i zabrałam mu moje płyty, które właśnie niszczył.
Chciałam go za ten czyn opierniczyć, ale jakoś mi się nie udało, nie mogłam wydusić słowa taka byłam roztrzęsiona.
Wreszcie bąknęłam coś tam do niego a on jak zwykle szyderczo się zaśmiał, porozmawiał jeszcze chwilę z Emilką i wyszedł. Siedząc tak na łóżku z pomiętoszonymi okładkami od płyt myślałam sobie:
Przecież już po wszystkim, nie musisz tam więcej wracać jak nie chcesz a płyty przecież nie dostałaś. Po chwili zdałam sobie sprawę co mnie tak wytrąca z równowagi. To obecność tej okropnej płyty Emilki, której ona nie zawiozła jeszcze do domu, gdyż zostaje na parę weekendów z rzędu, ale chyba na ten jedzie do domu, to ją może zawiezie, mam nadzieję z resztą zaraz się jej zapytam.
– Emilio, jedziesz na ten weekend do domu?
– Nie, właśnie miałam ci powiedzieć, na ten weekend mam jechać do moich nowych przyjaciół ze wschodu. Nawet nie wiesz jaka jestem happy!
– A zabierasz ze sobą płytę?
– Nie, chyba nie. Zresztą po co miałabym to robić. Przecież oni mi ją dali na zawsze.
– Radosław też dostał bilet na wschód Polski?
– Nie, chyba nie, zresztą nie wiem, ale podobno większość osób przynajmniej z Tynieckiej dostaje bilety ze wschodem, ciekawe czemu? Może ludzie w tym rejonie są bardziej gościnni, a może upatrują w tym jakiś interes, chociaż nie mam bladego pojęcia jaki.
– Mnie się tam zbytnio nie podobało, ale ty zawsze lubiłaś wschód, to ty jesteś zachwycona.
– A byłaś w tym domu, gdzie w niedzielę dają takie podłużne grzanki z ketchupem? – zapytała Emilka.
-Tak byłam, na samym końcu.
– Ja też, to od nich dostałam tę płytę i to oni mnie zaprosili na weekend i na wakacje również. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Najbardziej polubiłam tą gospodynie i jej syna. On też jest niepełnosprawny. Jeździ na wózku inwalidzkim, ale dobrze widzi i świetnie maluje i słucha takiej muzyki jak ja. Obiecał mi, że jak do niego jeszcze raz przyjadę, to mnie namaluje 2 razy. Jeden egzemplarz da mnie a drugi zostawi dla siebie.
– To dobrze, że znalazłaś przyjaciół – odpowiedziałam. W końcu po to ten projekt został stworzony.
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy a ona powiadomiła mnie, że ci ludzie ze wschodu, u których jadłyśmy śniadanie przysłali nam płytę. O nie – pomyślałam. Mam nadzieję, że ona nie będzie taka jak ta Emilki.
– Słuchałaś jej? – zapytałam mamę.
– Nie, ta płyta jest przecież dla ciebie, jak przyjedziesz to ją zobaczysz.
Zła energia pochodząca od… płyty
Tyle ciekawych rzeczy ostatnio się wydarzyło, że w sumie, to nie wiem od czego w ogóle zacząć, ale może zacznę od tego, że panie od orientacji wpadły na pewien pomysł i stworzyły projekt, który miał polegać na tym, że wszystkie niepełnosprawne a zwłaszcza niewidome dzieci i młodzież, bo to z ich szkoły wyszedł ten pomysł miały dostać bilecik dzięki któremu mogły odwiedzać obce domy pełnosprawnych ludzi.
Miało to służyć temu, by niepełnosprawny człowiek miał szansę częściej spotykać się z pełnosprawnymi ludźmi i znaleźć sobie wśród nich przyjaciół.
Bilety miały być wydawane stopniowo, żeby nie było zamieszania.
Każdy niepełnosprawny, który pokazał taki bilet miał prawo wejść do domu nieznanej mu osoby i dostać od niej gorący posiłek oraz przespać się jeśli zbliżała się noc. Na bilecie było napisane w jakim regionie mam odwiedzać domy. Ja dostałam wschód Polski. Z naszej klasy pierwsza bilet dostała Emilka. W ciągu dwóch dni miała odwiedzić 3 domy.
W tym ostatnim domu miała przenocować a rano zjeść śniadanie. Emilia wróciła do szkoły bardzo szczęśliwa, ponieważ dobrze ją przyjęto i ugoszczono a od jednej z rodzin dostała nawet płytę.
4 replies on “Zła energia pochodząca od… płyty”
To Emilia czy Milena? Często masz takie jazdy, że raz mówisz Alicja, raz Ada i inne tego typu. Jak zmieniasz imiona, to rób to w całym tekście
A, no właśnie.
Uprzedziłaś mnie paulinux,
też miałam o to pytać 😀
W sumie, ta łemkowska płyta mogła by być całkiem dobra. Chciał bym czegoś podobnego dostać.
Ja byłam w szkole w Laskach i też mieliśmyy płytę z łemkoewskimi piosenkami.