Był ostatni dzień obozu i każdy mógł robić co chciał. Większość spędzała ten czas na pakowaniu albo na ostatnich spacerach po plaży czy kupowaniu pamiątek na pobliskich straganach. Ja natomiast spakowawszy się pośpiesznie udałam się do pomieszczenia, gdzie przechowywane były rzeczy, których wczasowicze nie chcieli wziąć ze sobą, bądź też zostawili je w ośrodku nieświadomie i się po nie nie zgłosili. Sprzedawane to było za marne grosze, bądź też oddawane za darmo. Przy śniadaniu jedna z opiekunek powiedziała, że zaniesie tam album Madonny, który kupiła bez zastanowienia w jakimś sklepiku. Postanowiłam go więc odszukać i zabrać ze sobą. Kinga nie chciała ze mną iść. Wolała po sto razy sprawdzać, czy aby na pewno wszystko zabrała i odpoczywać przed podróżą.
Siedziałam więc sama w zagraconej do granic wytrzymałości rupieciarni i szukałam płyty, ale nie mogłam jej znaleźć. W końcu znalazłam jakąś płytę, ale to na pewno nie był ten album, bo zbyt liche miał pudełko. Postanowiłam zabrać ze sobą dwie figurki zamków.
Sama ostatnio taki kupowałam, ale będę miała dla kogoś na prezent. W końcu zrobiło się późno i słychać było okrzyki pakowania bagaży do autokaru. A ja? Czy jestem na pewno spakowana? Jeszcze przez chwilę desperacko szukałam płyty wśród rupieci. Nagle usłyszałam:
– Kto do toalety? Ostatnia szansa!
Wypadłam z rupieciarni i ustawiłam się w kolejce.
Toaleta była obskurna, ale jakoś załatwiłam w niej swoje potrzeby a potem wciągnięto mnie do autokaru mówiąc, że moje bagaże są już w środku.
Obok mnie siedziała Kinga i grzebała coś w swojej torebce.
– I co znalazłaś? – zapytała obojętnie.
– Nie. I jeszcze zapomniałam tych drobiazgów co sobie wybrałam.
– To zawołaj jakiegoś opiekuna. Jest jeszcze chwila czasu. Zawołałam tę panią od płyty. Kobieta poszła, ale źle mnie zrozumiała, że rzeczy zostawiłam w moim pokoju a nie w rupieciarni i skończyło się na tym, że w końcu pojechałam bez nich. Do domu zajechałam bardzo późno a gdy mama zapytała jak było, rozpłakałam się rzewnie i długo przestać nie mogłam.
Wtedy ona odezwała się do mnie tymi słowami:
– Nie becz córko! Inni nie mają w ogóle wakacyjnych wyjazdów i muszą się z tym pogodzić.
– Ale ja tam zostawiłam pamiątki i w ogóle było za krótko. Na dźwięk moich wrzasków z pierwszego piętra przyszła babcia i zapytała co się stało:
– Karolina płacze, bo się obóz skończył a ona nie wszystko zrobiła, nie chciała zakończyć tego rozdziału pt. "Wakacje poza domem" – wyjaśniła cierpliwie mama.
– Właśnie – potwierdziłam i zaczęłam się rozpakowywać, a babcia poszła do kuchni z mamą i rozmawiały o codziennych sprawach. Włączyłam radioodbiornik i tłumiłam resztki łez. W walizce, na samym wierzchu znalazłam jakąś płytę. Ożywiłam się. Może to ten album Madonny, którego chciała pozbyć się wychowawczyni? Może wrzuciła go nie wiedzieć kiedy do moich bagaży a ja jej szukałam po całym składziku? Zaraz to sprawdzę. Podchodzę do odtwarzacza a z kuchni słyszę głos babci: Karolisiu, choć no na chwilkę! – wzdycham ciężko i niechętnie drepczę do kuchni jeszcze z płytą w rękach.
Nie tak prędko
Był ostatni dzień obozu i każdy mógł robić co chciał. Większość spędzała ten czas na pakowaniu albo na ostatnich spacerach po plaży czy kupowaniu pamiątek na pobliskich straganach. Ja natomiast spakowawszy się pośpiesznie udałam się do pomieszczenia, gdzie przechowywane były rzeczy, których wczasowicze nie chcieli wziąć ze sobą, bądź też zostawili je w ośrodku nieświadomie i się po nie nie zgłosili. Sprzedawane to było za marne grosze, bądź też oddawane za darmo. Przy śniadaniu jedna z opiekunek powiedziała, że zaniesie tam album Madonny, który kupiła bez zastanowienia w jakimś sklepiku. Postanowiłam go więc odszukać i zabrać ze sobą. Kinga nie chciała ze mną iść. Wolała po sto razy sprawdzać, czy aby na pewno wszystko zabrała i odpoczywać przed podróżą.
Siedziałam więc sama w zagraconej do granic wytrzymałości rupieciarni i szukałam płyty, ale nie mogłam jej znaleźć. W końcu znalazłam jakąś płytę, ale to na pewno nie był ten album, bo zbyt liche miał pudełko. Postanowiłam zabrać ze sobą dwie figurki zamków.
Sama ostatnio taki kupowałam, ale będę miała dla kogoś na prezent. W końcu zrobiło się późno i słychać było okrzyki pakowania bagaży do autokaru. A ja? Czy jestem na pewno spakowana? Jeszcze przez chwilę desperacko szukałam płyty wśród rupieci. Nagle usłyszałam:
– Kto do toalety? Ostatnia szansa!
Wypadłam z rupieciarni i ustawiłam się w kolejce.