Rozdział IV Czyżby miało się ku dobremu?
4.1 Łapanie ratlerków i spotkanie z Laurą
Laura siedziała w poczekalni u weterynarza z szynszylą w ciężkim stanie. Kobieta miała podkrążone oczy i ledwo na nie patrzyła z powodu ogromnego niewyspania.
Kiedy usłyszała dzwonek swego telefonu długo nie sięgała po niego do torebki, bo nie miała ochoty na żadne rozmowy, ale coś ją tknęło i odebrała telefon.
Halo, tu Laura. Kto po drugiej stronie?
Malwina z fundacji Gang Szczęścia. Chciałam panią poinformować o zgłoszeniu jakie dotarło do nas dziś rano o sporej ilości małych piesków w typie pinczera wałęsających się po miejscowości Kąty. Czy zechce pani wziąć udział w akcji ich łapania?
Chętnie bym to zrobiła, ale obecnie muszę odstawić do weterynarza szynszylę w ciężkim stanie i nie wiem ile mi zajmie wizyta, ale proszę przysłać zdjęcia odłowionych piesków.
Jasne, zrobimy to jak tylko zakończy się akcja.
Dziękuję, będę czekać. – Laura rozłączyła się, ale nie zdążyła nawet dłużej pomyśleć o akcji, bo została wezwana do gabinetu weterynarza. Tymczasem przystąpiono do akcji łapania ratlerków.
Wszystkie psiaki udało się pochwycić z wyjątkiem jednej suczki – pięknej pinczerki bez wad genetycznych, która była wielką zagadką dla odławiaczy, bo wyglądała jak rodowodowy pies, a nie pseudo pinczer, jakich pełno w okolicy.
Udało im się zrobić zdjęcie niesfornej suce i przesłano je Laurze wraz z pozostałymi fotkami.
Kiedy Laura całkiem już wyczerpana opadła na fotel i zaczęła przeglądać fotografię przy ostatniej zamarła z wrażenia. To nie może być przecież… Co ona by tam robiła, bidulka moja kochana? – Laura złapała za telefon i zadzwoniła do Malwiny.
Poprosiła, by ta, przysłała po nią jednego z odławiaczy, bo chciała pojechać na miejsce zdarzenia po ostatniego pieska, który tam pozostał. W pół godziny później Laura już była na owym zadupiu, gdzie wyłapywano tego dnia Ratlerki. Zaprowadzono ją do miejsca, gdzie ostatni raz widziano sukę. Laura wrzasnęła głośno Maaaaalaaaaagaaaa! i po chwili jej oczom ukazał się znajomy, sarni kształt. Hiszpanka bez trudu złapała suczkę i powiedziała odławiaczowi, że zabierze ją do domu, a dnia następnego do weterynarza, by ją przebadano i odrobaczono. Laura miała ogromne wyrzuty sumienia, że nie może jak należy zająć się pinczerką, bo na jej głowie była jeszcze chora szynszyla, ale starała się jak mogła, by wynagrodzić Maladze to, co ta przecierpiała przez ostatnie miesiące. Psina nie odstępowała Laury na krok i trzymała się jej spódnicy niczym ostatniej deski ratunku. Nawet, gdy ta coś majstrowała przy klatce z szynszylą ona była wciąż na posterunku, wciąż przy jej nodze.
Następnego dnia Laura zabrała zwierzaki do osobnych transporterów i zawiozła do weta – jednego na kontrolę chorobową a drugiego na rutynową kontrolę dla bezdomnych psiaków. Na szczęście nic u Malagi nie wykryto a szynszylę Laura oddała do znajomej, która zajmuje się gryzoniami i dzięki temu mogła poświęcić pinczerce cały swój czas. Gdy wróciły wreszcie do domu pierwsze co zrobiły, to ucięły sobie porządną drzemkę wtulone w siebie. Malaga śniła o Diegu i ich wspólnych szczeniętach, a Laurze śniła się ostatnia interwencja w pseudo hodowli z gryzoniami w masakrycznych warunkach. Kiedy już się wyspały, Laura przygotowała im coś do jedzenia, poczym udały się na popołudniowy spacer. Malaga wreszcie poczuła się w pełni szczęśliwa, a Laura choć dość jeszcze zmęczona miała poczucie dawno już nie odczuwanej harmonii i równowagi.
2 replies on “Czyżby miało się ku dobremu?”
Kiedy więcej?
Nadal czytam. 🙂 Na bieżąco jestem.