Przez cały długi dzień Alicja próbowała się do mnie dodzwonić, lecz z marnym skutkiem, dlatego późnym wieczorem złapałam za telefon i odzwoniłam do koleżanki.
– Dobry wieczór Alicjo. Cóż się takiego stało, że wydzwaniasz do mnie przez cały dzień?
– Mam nowy, wspaniały pomysł na życie Karolino.
Hm, ty i te twoje pomysły – nie ukrywałam braku entuzjazmu, co do jej nowego przedsięwzięcia.
No więc co tym razem? Planujesz założyć hodowlę ciem, czy może zaczniesz otaczać czcią jakąś firmę pro audio, bądź firmę produkującą telefony komórkowe?
– Nie żartuj sobie dziewczyno. To jest poważna sprawa!
– No więc o co chodzi? – zapytałam już łagodniej i bez tej drwiny, która towarzyszyła mi od początku naszej rozmowy.
– Planuję założyć tajny klub audiofili i pomyślałam, że gdyby przyszło ci mieszkać w Krakowie, to mogłabyś do niego należeć. A jeżeli mieszkałabyś gdzie indziej, to udzielałabyś się na naszej facebookowej grupie. Podejrzewam, że już od połowy września klub ruszy z kopyta.
– No, akurat tak się składa, że będę mieszkać w Krakowie, więc mogę zobaczyć to twoje nowe cudo, ale nie obiecuję, że będę stałym uczestnikiem waszych klubowych spotkań i posiedzeń.
– Tu się na prawdę nie ma z czego śmiać – oburzyła się koleżanka, znów słysząc lekką drwinę w mym głosie.
– No dobrze, już dobrze. Daj mi znać kiedy odbędzie się pierwsze spotkanie, a chętnie się na nim zjawię. – Po zakończonej rozmowie szybko zapomniałam o nowym, pewnie jak zwykle niedorzecznym pomyśle Ali. Od czasu tamtej rozmowy nie komunikowałam się z koleżanką w żaden sposób.
Kiedy nadszedł wrzesień otrzymałam sms’owo oraz mailowo informację, że 15. września, o godzinie 19:30, mam stawić się w sali 015 na pierwsze, organizacyjne spotkanie tajnego klubu audiofili. Z ogromną ciekawością stawiłam się o wyznaczonej porze i w wyznaczonym miejscu.
Członków klubu było bardzo niewielu, bo zaledwie: ja, Alicja, jakieś dwie dziewczyny i chłopak. Dziewczyny praktycznie w ogóle się nie odzywały.
Przedstawiły się krótko i zwięźle. Miały bardzo podobne do siebie głosy i trzymały się razem. Za to mężczyzna już od pierwszego spotkania przypadł mi do gustu. Był parę lat ode mnie starszy i miał piękny głos. Mówił dużo, ale bynajmniej nie była to niedorzeczna, pozbawiona sensu paplanina.
Gość nie wspominał nic o swej rodzinie, ale pochwalił się, że ma własne, nieduże studio nagrań, w którym dużo pracuje, co naturalnie pochłania mnóstwo jego czasu. Na kolejnych spotkaniach klubu to on podrzucał tematy i stał się naszym leaderem.
Przynosił nawet do pokazania swój sprzęt i własne produkcje muzyczne. Bardzo też chciał poznać tutejsze, szkolne studio nagrań. Spotkania klubowe odbywały się raz w tygodniu, w środy, bądź w czwartki.
Było to uzależnione od czasu naszego leadera.
Któregoś dnia mężczyzna zaprosił mnie i Alicję do swojego studia.
Zgodziłyśmy się z ochotą, ale że leader nasz mieszkał we Wrocławiu i tam miał swój dźwiękowy skarbiec musiałyśmy ustalić termin na jakiś weekend. W końcu dogadaliśmy się, że to będzie nie ta, ale przyszła sobota i niedziela. W piątek wracałam z tatą do domu samochodem, gdyż chciałam sobie przeprać ciuchy i coś tam jeszcze zabrać z domu. W czasie podróży zadzwoniła do taty mama. Ojciec podał mi słuchawkę, bo chciał skupić się na drodze.
– Słuchaliście może jakichś wiadomości w radiu? Słyszeliście co się stało?…
– Nie nie – przerwałam mamie jej potok słów. – Ja właśnie przysypiałam. Radio gra cichuteńko. Droga jest trudno przejezdna, więc tata też nie zwraca uwagi na nic innego oprócz jazdy.
– Ktoś produkuje dzieci i wyrzuca je w śnieg! – wykrzyczała w słuchawkę mama.
– Dobrze. W takim razie obejrzymy dziennik, jak tylko wrócimy do domu – ucięłam sucho i rozłączyłam się, by kontynuować samochodową drzemkę. Coś jednak nie pozwalało mi zasnąć, jakiś bliżej nieokreślony niepokój. W domu zasiedliśmy wszyscy przed telewizorem.
To niemowlę zostało odnalezione przez dwie góralki. Leżało porzucone w śniegu, niedbale owinięte w pieluszki. Podobna sytuacja miała miejsce parę dni wcześniej na północnym wschodzie Polski. Odnaleziono już sprawcę tych niegodnych postępków. Jest nim Marcin S. On i jego dwóch wspólników zajmowało się sztucznym pozyskiwaniem dzieci. Jak na razie nie wiadomo w jaki sposób tego dokonywano. Odnalezione dzieci są zdrowe. To chłopiec i dziewczynka. Na codzień Marcin S. zajmował się prowadzeniem wrocławskiego studia nagrań.
Starałam się nie pokazać po sobie żadnych emocji, ale zaraz po dzienniku poszłam do swego pokoju, naturalnie by zadzwonić do Alicji i nakazać rozwiązanie klubu.
8 replies on “Tajny klub audiofili oraz fabryka dzieci”
Ej,
co ty przed snem zażywasz?
Daj mi połowę 😀
o kurde, popaprane w pełni.
Zażywam stres.
Nie dobrze.
Rzeczywiście,
on jednak robi swoje
i różne rzeczy z organizmem się dzieją.
Ostatnio też mam popaprane sny.
ale jak o czymś myślisz i tylko o tym, też masz dziwne sny. Tak już jest
Może też dlatego mam takie, bo sama je w pewien sposób nakręcam. Ostatnio przestałam je zapisywać i od tego czasu liczba dziwactw zmniejszyła się o połowę.
jest to możliwe. Może mózg jakoś tak to robi, że gdy zapisujesz, to wiadomo jednak chcesz je utrwalić, znać etc. Jeśli nie, wtedy że tak powiem zaprzestaje aktywności full
O matko.