Categories
Zwierzaki moje i nie tylko

Przedstawiam Lusię

\r\n

Categories
Zwierzaki moje i nie tylko

Fragment z pobytu w Kieleckiej papugarni Ara

Categories
Zwierzaki moje i nie tylko

Przedstawiam mojego Tosielca

Categories
Zwierzaki moje i nie tylko

Moja przylepka Tosia

Tak jak obiecywałam, przedstawię wam moją świnkę morską Tosię.

Moja przylepka Tosia

Tosia, to ponad roczna świnka ze sklepu zoologicznego Kakadu – krzyżówka rozetki z gładkowłosą. Została zakupiona 18 kwietnia 2018 roku, we wtorek, w godzinach późno popołudniowych. Nasza kawia domowa ma bujną rozetkę na głowie oraz wirki na ciele. Jej futro jest raczej krótkie, dość sztywne, ale przyjemne w dotyku. Głaskane z włosem jest bardzo gładkie. Świnka jest 3-kolorowa – biało-rudo-brązowa. Samiczka ma cięty charakterek, ale gdy jest wszystko po jej myśli, chętnie ogląda telewizję na kolanach właścicieli. Często liże palce jak pies czy kot. Tosia wymaga dużo opieki i uwagi. Trzeba jej codzień sprzątać klatkę i wypuszczać ją na conajmniej godzinny wybieg. Oprócz podstawowej domowej pielęgnacji, zwierzak wymaga wizyt u weterynarza i obcinania pazurków co 2 miesiące. Pomimo swej buńczucznej natury, prosiak znosi ów zabieg niemal bez zarzutu.
Nasza świnka nie jest kwikliwym stworzeniem. Głośny pisk wydaje niezwykle rzadko. Najczęściej cicho pomrukuje, albo skrzeczy, gdy jej coś nie pasuje. Antonina jest bardzo zdystansowanym pupilem. Pozwala się obcym brać na ręce, ale robi to z wielką łaską, niczym królowa i gdy tylko znajdzie sposobność, powraca na kolana swego właściciela. Tośka ustawia wszystkich bez wyjątku. Kiedy ktoś dotknie ją tam, gdzie nie lubi, samica kopie, dziabie bądź sika! Zasięg jej moczu jest niezwykle duży, dlatego warto dwa razy się zastanowić, zanim się ją dotknie po tyłku czy tylnej nóżce.
Mimo swej niezwykłej nerwowości nasza domowa przylepka zdała egzamin na przyjaciela na 5+ Dzięki tej wspaniałej istotce osiągnęłam postępy w nauce na uniwersytecie. Nie wyobrażam sobie już życia bez tej małej kulki. Ona jest moją przyjaciółką na dobre i złe. Im dłużej się z nią przebywa, tym bardziej się człowiek do niej przywiązuje.
Ogromnym sukcesem w wychowywaniu naszej maskotki było nauczenie jej sikania do kuwety – oczywiście poza tymi szczególnymi przypadkami, kiedy zwierzak wpada w złość. Pies czy kot załatwia się jak należy, ale u gryzoni z nauką tych podstawowych czynności jest niezwykle trudno, a niektóre osobniki nie są w stanie nauczyć się zachowywania czystości.
Zapytacie pewnie czy świnka nie budzi mnie w nocy, bo gryzonie często tak robią. Otóż nie. Kiedy była malutka, przez kilka nocy rzeczywiście budziła, bo nie znała rytmu mojego dnia, ale teraz nie ma z nią najmniejszego problemu. Trzeba jej tylko na noc wyjmować słodką kolbę, bo gdy ją gryzie, robi dużo hałasu i wtedy rzeczywiście może obudzić zwłaszcza nad ranem, kiedy się najlepiej śpi.
Na koniec dodam, że jeśli nie mamy warunków na psa czy nawet kota, świnka jest naprawdę dobrym rozwiązaniem. Trzeba jednak pamiętać, że to zwierzęta stadne i w klatce powinny być conajmniej dwa osobniki tej samej płci. Świnki morskie są bardzo mądrymi gryzoniami przywiązującymi się do właściciela i potrafią skraść serce każdego miłośnika zwierząt domowych.

Przypisy

Dziabanie czyli gryzienie. Dlatego mówię na to dziabanie, ponieważ gryzienie świnki przypomina raczej dziobanie przez ptaka. Taki szybki, nerwowy ruch. Zazwyczaj świnki dziabią lekko, ale zdarza się czasem, że gryzą do krwi, zwłaszcza podczas łączenia stada, albo kiedy robi się im krzywdę.
2. Rozetka – rasa świnki morskiej charakteryzująca się sztywną sierścią sterczącą na wszystkie strony jakby ją piorun poraził. Te odstające fragmenty sierści przypominają rozetki stąd nazwa. Świnka tej rasy powinna ich mieć 10 na ciele i powinny być dobrze widoczne.
Wirki, to sierść u świnek morskich układająca się w drugą stronę niż normalnie u zwierząt.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się o innych rasach, dajcie znać, a poświęcę temu kolejny wpis.

Categories
Zwierzaki moje i nie tylko

Masowe namnażalnie zwierząt

Tak jak obiecałam, przedstawiam reportaż na temat nieetycznego rozmnażania zwierząt.

Masowe namnażalnie zwierząt

Przeglądając wiadomości na grupach dotyczących zwierząt domowych, coraz częściej spotykałam się z postami mówiącymi o złych warunkach w sklepach zoologicznych. Zwykle były to zdjęcia przedstawiające ciasną klatkę oraz zaniedbane zwierzęta w niej przebywające. Trafiały się również posty, w których właściciele gryzoni skarżyli się, iż kupiona przez nich samiczka chomika czy świnki okazała się ciężarna. Z kolei na stronie Spotted, 6. marca 2019 r., pojawiło się ogłoszenie o hodowcy świnek z Połańca, który sprzedawał chore zwierzaki niedające się już wyleczyć. Zaintrygowana tym tematem postanowiłam sama sprawdzić jak to jest z tymi sklepami zoologicznymi i czy zwierzętom, które są w nich sprzedawane rzeczywiście dzieje się krzywda.
Najpierw udałam się do sklepów zoologicznych mieszczących się w kieleckich centrach handlowych. Pierwszym z nich było Kakadu, znajdujące się w galerii Echo. Świnki były umieszczone w dwóch klatkach. Sprzedawczyni powiedziała mi, że są podzielone według płci. Nie miały zbyt dużej przestrzeni, ale miały dostęp do jedzenia i picia. Co przykuło moją uwagę, w klatce zwierząt było twarde podłoże, co nie służy delikatnym stopom świnek. Sprzedawczyni powiedziała, że dostawa nowych zwierząt jest raz na dwa tygodnie.
To bardzo często. Nie uważa pani? Zwierzęta to przecież nie zabawki. Trzeba się dobrze zastanowić, zanim się weźmie jakieś pod swój dach.
„Tutaj zwierzęta dobrze się sprzedają” – powiedziała ekspedientka. W sklepie zoologicznym top zoo znajdującym się w galerii Korona, świnki nie były podzielone według płci, ale sprzedawcy tłumaczyli, że maluchy są jeszcze zbyt młode, aby były w stanie się rozmnażać. Rzeczywiście jedna z samiczek była bardzo malutka, moim zdaniem zbyt wcześnie odebrana od matki, ale reszta miała taką wielkość jak większość świnek sprzedawanych w sklepach. Odwiedziłam jeszcze dwa osiedlowe sklepiki ze zwierzętami, gdzie również nie było podziału na płeć. Wróciwszy do domu poszukałam informacji dotyczących płodności świnek morskich i dowiedziałam się, że samica może zajść w ciążę mając zaledwie 4 tygodnie, dlatego w tym wieku samce powinny być oddzielone od samic. W większości sklepów nie jest to przestrzegane i jak widać sprzedawcy nie mają podstawowej wiedzy o zwierzętach, które są pod ich opieką. Efektem trzymania razem zwierząt obu płci najczęściej bywa zapłodnienie samicy przez samca, który może być jej bratem. Samice z kinder niespodzianką trafiają do przyszłych właścicieli, którzy nie wiedzą jak opiekować się ciężarną świnką, jak przebiega jej poród i jak dbać o jej młode czy wreszcie nie mają pojęcia co z przychówkiem zrobić. Niechciane świnki bywają wyrzucane przez ich właścicieli albo oddawane na pokarm dla węży. Kolejnym poważnym błędem jest sprzedawanie zwierząt pojedynczo. „Świnki morskie są gatunkiem bezwarunkowo stadnym. To znaczy, że obecność drugiego osobnika tego samego gatunku jest koniecznym warunkiem dla prawidłowego i zdrowego ich funkcjonowania” – mówi jedna z członkiń Polskiego Związku Hodowców Rasowych Świnek Morskich (CCP). „To prawda, że świnki łatwo wchodzą w relację z człowiekiem i chętnie mu towarzyszą, jednak nie są w stanie w ten sposób realizować swoich potrzeb społecznych. Po pierwsze człowiek nie jest w stanie spędzać ze świnką 24 godzin na dobę, a po drugie – jakby się nie starał nie będzie świnką – nie nauczy się bardzo bogatego w przeróżne odgłosy języka tego gatunku.”
Skoro więc sprzedawcy w sklepach zoologicznych nie znają podstawowych potrzeb zwierząt, które są pod ich opieką a hodowle, z których pozyskiwane są zwierzęta rozmnażają je w sposób nieetyczny, czy więc kupowanie zwierząt w sklepach zoologicznych jest dobrym pomysłem? Skąd w takim razie możemy wziąć dla siebie zwierzaka? Rozmnażaniem świnek morskich zajmują się zarówno pseudo hodowcy, czyli hurtowe „namnażalnie” zwierząt dla sklepów zoologicznych, ludzie mnożący mniejsze ilości zwierząt i handlujący nimi na giełdach i ogłoszeniach internetowych, poprzez osoby, które rozmnażają je dla własnej przyjemności. Są również hodowle rasowych świnek morskich, których właściciele wiedzą jak rozmnażać zwierzęta, aby były zdrowe, nie obarczone wadami genetycznymi. Jedną z takich hodowli jest „Z szalonego chlewika” mieszcząca się w Krakowie. Postanowiłam zasięgnąć języka u jej właścicielki, aby dowiedzieć się coś więcej o świnkach morskich, jaką krzywdę wyrządzają zwierzętom pseudo hodowcy oraz coś o prawidłowym hodowaniu tych gryzoni. Pani Zofia chętnie udzieliła mi odpowiedzi na kilka moich pytań.
Jakie błędy popełniają pseudo hodowcy podczas rozmnażania świnek?
„Często występującą cechą pseudo hodowcy jest brak niezbędnej wiedzy dotyczącej potrzeb gatunku, bądź też celowe ignorowanie jej z przyczyn ekonomicznych. To z kolei skutkuje „produkowaniem” świnek na ilość, a nie na jakość. Dla zwierząt oznacza to: przetrzymywanie w złych warunkach, brak opieki weterynaryjnej, nadmierną eksploatację rodziców (samice rodzą raz za razem do całkowitego wyczerpania organizmu), odsadzanie maluchów i transport do sklepów zanim będą w stanie przeżyć bez matki. Pseudo hodowcy często dopuszczają do rozrodu zwierzęta zbyt młode lub zbyt stare, kojarzą świnki spokrewnione. W wielkich „namnażalniach” nikt nie przejmuje się zdrowiem i życiem matek – śmierć pewnego procenta z nich wpisana jest w koszty produkcji.
Słyszałam, że hodowcy mają mało klientów ze względu na obecność sklepów zoologicznych czy innych miejsc, gdzie można łatwo i tanio pozyskać świnkę. Czy to prawda? Może cena jest tego powodem? Jak to jest w przypadku pani hodowli?
„Moim zdaniem sklepy zoologiczne nie są żadną konkurencją dla hodowców. W hodowlach zwierząt dla siebie szukają ludzie świadomi różnic pomiędzy hodowlami a pseudo hodowlami, znający potrzeby gatunku, chcący zdobywać nowe wiadomości. Ich wybór zwykle jest dobrze przemyślany. W sklepach zoologicznych zaopatrują się osoby, które nie mają odpowiedniej wiedzy, idą na łatwiznę (wystarczy mieć pieniądze, nie trzeba przechodzić weryfikacji i podpisywać umów), często zakup dokonany jest pod wpływem impulsu – np. spełnienie zachcianki dziecka. Jestem zażartą przeciwniczką handlu zwierzętami w sklepach zoologicznych, nie z obawy o swój „interes”, ale ze świadomości, jakim cierpieniem płacą za to te małe istoty – często z góry skazane na ciężkie choroby, eksploatowane do granic możliwości, przetrzymywane i transportowane w złych warunkach, żeby trafić do przypadkowych osób, którym za chwilę mogą się znudzić. Jeśli ktoś nie chce kupować świnki w hodowli zrzeszonej w CCP, istnieją inne etyczne źródła np. Stowarzyszenie Pomocy Świnkom Morskim oraz pozostałe fundacje i stowarzyszenia zajmujące się bezdomnymi drobnymi zwierzętami towarzyszącymi. Te organizacje wykonują wspaniałą pracę ratując świnki porzucone przez właścicieli, przetrzymywane w złych warunkach, albo odbierane – bezpłatnie! – ze sklepów, leczą je, socjalizują i szukają im dobrych domów.”
Obawiam się, że ludzie nadal mają małą świadomość jaką krzywdę robią zwierzętom kupując je ze sklepów czy z innego niepewnego źródła. Poza tym tak jak pani mówi, nie chcą podejmować większego wysiłku, by zakupić zwierzę. Jak można więc zachęcić do kupowania świnek w zarejestrowanych hodowlach, aby przeciwdziałać procederowi masowego ich rozmnażania? Może hodowle powinny się jakoś reklamować?
„Najważniejsza jest ciągła edukacja i podnoszenie świadomości ludzi odnośnie opieki nad małymi zwierzętami towarzyszącymi, nie tylko świnkami morskimi, ale innymi gryzoniami, ptaszkami, gadami, płazami, rybkami… To praca na całe lata, ale pierwsze efekty już widać. Ludzie mają okazję zapoznać się z rasami świnek na wystawach i pokazach organizowanych przez Polski Związek Hodowców Świnek Morskich (CCP), pokazy i pogadanki Stowarzyszenia Pomocy Świnkom Morskim. Te dwie organizacje starają się też dotrzeć ze swoim przekazem do telewizji i radia. Chyba jednak największą siłę przebicia mają tematyczne strony i grupy na facebooku – łatwość dostępu do informacji przez Internet to wspaniała sprawa. Co do reklamy poszczególnych hodowli to już indywidualna sprawa – ja np. zdecydowanie wolę, gdy zgłasza się do mnie mniej osób, ale poszukujących konkretnej rasy, niż tłumy zupełnie nie zorientowane w temacie. Dlatego informacje umieszczam prawie wyłącznie na funpage'u hodowli, i dość często zaglądam na „świnkowe” grupy poznając ludzi w luźnych rozmowach i w miarę możliwości służąc swoją wiedzą opiekunom tych uroczych zwierzaków – to też forma reklamy, ale dająca korzyść całemu gatunkowi.”
Dzięki wypowiedzi pani Zofii „Z szalonego chlewika” dowiedziałam się jak niekorzystne dla zwierząt jest ich rozmnażanie przez niedoświadczonych hodowców. Ludzie kupują gryzonie w sklepach, bo tak jest łatwiej i nie mają świadomości, że w ten sposób napędzają biznes i nieetyczny chów zwierząt. Poza tym mimo obecności wyspecjalizowanych grup dotyczących świnek czy innych gryzoni oraz udzielających się na nich osobach doświadczonych, nadal mała jest świadomość ludzi o cierpieniu zwierząt. Oprócz kupowania gryzoni w nieodpowiednich do tego miejscach, właściciele swych pupili popełniają jeszcze mnóstwo innych błędów takich jak trzymanie świnek w pojedynkę czy dawanie im szkodliwych dla nich pokarmów, ale to już temat na kolejny reportaż.

Categories
Zwierzaki moje i nie tylko

Ile zwierząt, tyle radości

Chyba większość z Was przepada za zwierzętami. Ja od dziecka zawsze chciałam mieć zwierzaka, ale rodzice mi na to nie pozwalali. Z braku laku spędzałam więc czas z kurami, które trzymano na podwórku. Nadawałam im imiona, zaglądałam do ich gniazd a nawet wkładałam ręce pod kwokę z kurczętami.

Moje ulubione kury

Kury, które dobrze pamiętam z dzieciństwa i są warte odnotowania to:

Reme – brązowa nioska zakupiona na targu. Pochodziła z fermy. Była bardzo oswojona. Potrafiłam z nią spędzać całe dnie. Miała delikatny wysoki głos i była niezwykle spokojna. Jej imię wzięłam z jednej z dobranocek pt. „Marcelino chleb i wino”. W bajce tej kura znosiła złote jajka i przyjaźniła się z małym chłopcem o imieniu Marcelino.

Kaśka – również brązowa nioska z fermy. Dostałam ją od dziadka. Była nieco większa od Reme i miała bardzo gruby, zachrypnięty głos.

Czerniatka – to także kura od dziadka. Była jarzębata, ale dominowało czarne upierzenie stąd jej imię. Czerniatka też była sporej wielkości i miała donośny głos, ale nie była już tak oswojona jak nioski z fermy.

Zośka – ogromna, jarzębata kura, którą dostałam również od dziadka, ale żyła niezbyt długo. Gdy byłam mała ledwo mogłam ją unieść.

Emilka – młoda kokoszka, którą dostałam od cioci na urodziny. Była to kurka niewielkich rozmiarów o bardzo gęstym upierzeniu i skarpetkach z piór na nogach. Z czasem została królową kurnika i ulubienicą koguta.

Czupurka – tę kurę również dostałam od cioci jako młodą kokoszkę. Była trochę podobna do Emilki, ale nieco od niej większa. Miała lekko zachrypnięty głos.

Białaska, albo Białka – niewielka kura o niemal białym upierzeniu, o którą poprosiłam ciocię, gdyż bardzo podobał mi się głos tego ptaka.

Mamusia albo Blondyna – malutka kurka liliputka o białawym upierzeniu. Mama wzięła ją od dziadka, bo ktoś likwidował stado, więc dziadek wziął ją dla nas, bądź dla cioci. Zawsze marzyłam o posiadaniu liliputki, bo to ciekawe stworzenia są. Jej drugie imię ma coś wspólnego z kolorem upierzenia, natomiast pierwsze z jej skłonnością do bycia kwoką i odchowywania młodych. Nie było roku, aby Mamusia nie miała kurczątek. Była naprawdę dobrą matką i niezwykle ciekawym stworzeniem.

Koguty – najbardziej pamiętam pierwszego koguta imieniem Budzik, który był bardzo wyczekiwany, ponieważ moja mama miała złe wspomnienia związane z kogutami i długo nie chciała się zgodzić na samca w kurzym stadzie. Budzika dostałam od cioci. Miał on brzydki, zachrypnięty głos. Piał krótko, ale wytrwale. Był niedużych rozmiarów i przeciętnej urody. Były też u nas 2 koguciki z odmiany zielononóżek i bardzo je lubiłam, ale żyły u nas krótko. Miały dość krótki, ale czysty, wesoły piej, którym oznajmiały światu o swoim stadzie. Był też wielki, jarzębaty kogut morderca, który uwziął się na kilka kur ze stada i dziobał je do krwi. Piał bardzo ładnie, długo, przeciągle i smutno, bez chrypki żadnej. Kogut po mamusi nie posiadał imienia. Był bardzo drobny, ale niezwykle zadziorny. Bił babcię piersiami po nogach i uciekał z podwórka namawiając do tego inne kury.

Biały Tofik

Dopiero w trzeciej klasie szkoły podstawowej doczekałam się własnego kota. Jakaś kocica okociła się w naszej starej budzie po psie wujka, więc mama zgodziła się zostawić jednego a reszcie dziadek znalazł dom. Niestety żywot białego Tofika był bardzo krótki, gdyż rozgniewana brakiem reszty małych mamusia, zabrała gdzieś z sobą pozostałego jej synka i tyle ją widzieli. Płakałam za kociakiem przez kilka dni, ale malec się nie odnalazł.

Kot o wielu imionach

W 2009 r. Trafiła do nas kolejna znajdka. Był to siwy pręgowany kocur o wielu imionach m.in.: Kitek, Luis, Lucek, Lundzio… Zwierzę przebywało u nas rok i trzy miesiące. Któregoś słonecznego wrześniowego dnia Lundek wybrał się na jedną ze swych kocich wypraw i już z niej nie wrócił.

Pieszczoch i inne króliki

Od 2010 roku byłam w posiadaniu długowłosego królika pieszczocha. W zasadzie to najpierw pojawiła się Hrabina oraz Brązowy i Czarny. Dostałam je od sąsiadów. Hrabina miała z czarnym Pieszczocha i inne jeszcze króliczki, ale nie nadawałam im imion, gdyż trudne były do rozróżnienia. Niestety Pieszczochowi zachorowało się na jakąś bliżej nie określoną króliczą przypadłość i puchaty zwierzak w krótkim czasie zakończył swój żywot.

Piękna Frida

W 2012 roku, gdzieś tak w połowie września, tata przytargał czarną suczkę w typie wyżła. Była po przejściach. Miała mocno przetartą sierść na szyi i bała się dosłownie wszystkiego. Był to naprawdę piękny i mądry pies. Nazwałam suczkę Frida od bohaterki jakiejś Szweckiej książki. Frida była u nas ok. 2 miesiące, ale tata znalazł jej dobry dom… Nie będę wnikać w szczegóły dlaczego tak się stało.

Czarny Frodo

W 2013 roku pojawiła się u nas któraś już z kolei znajda. Był nią czarny piesek podobny do Fridy, dlatego nazwałam go Frodo. Był on jednak znacznie od suczki brzydszy. Nie miał kształtów myśliwskiego psa i co najważniejsze, jego sierść była bardzo zwyczajna, ani długa, ani krótka, bardziej szorstka niż miękka, ale też niezbyt gęsta. No taka sobie kundelkowata. Piesek był bardzo niegrzeczny. Kiedy tylko znalazł okazję wymykał się z kojca i przepadał na długie godziny. Często też uciekał podczas spacerów.

Moja przygoda z gryzoniami rozpoczyna się

W 2018 roku, dokładnie 6. grudnia, poznałam piękną szynszylę o imieniu Tichan. Samiec tego ślicznego gryzonia był trzymany w ciasnej klatce na terenie akademika, więc jego właścicielki na gwałt szukały mu domu. Bardzo chciałam wziąć go do siebie i nawet już wymyśliłam dla niego nowe imię, ale ponieważ nie podejmuję pochopnych decyzji i nie miałam wyprawki dla gryzonia pogodziłam się z faktem, że Tichan trafi do kogoś innego i rzeczywiście tak się stało. Nie musiałam długo czekać. Zaledwie kilka dni po jego poznaniu, szyszka znalazła nowy, mam nadzieję kochający domek.

Zwierzak na stałe

W kwietniu 2018 roku byłam już w pełni przygotowana na nowego członka rodziny. Zdecydowałam się na świnkę morską, ponieważ ona wydaje znacznie więcej dźwięków i jest o wiele spokojniejsza od szynszyli. 18. kwietnia do mojego domu trafiła Tosia. Jest to mieszaniec rozetki z gładkowłosą. Ma sztywne, dość krótkie futerko z bujną czupryną na głowie oraz nieco dłuższą, rozwichrzoną sierść na tyłeczku. Tosia pochodzi ze sklepu zoologicznego Kakadu. Niedługo później dowiedziałam się, że nie należy kupować zwierząt w sklepach zoologicznych, ale o tym będzie już następny wpis. Kiedyś opowiem wam również nieco więcej o Tośce.

EltenLink