Categories
Zwierzaki moje i nie tylko

Ile zwierząt, tyle radości

Chyba większość z Was przepada za zwierzętami. Ja od dziecka zawsze chciałam mieć zwierzaka, ale rodzice mi na to nie pozwalali. Z braku laku spędzałam więc czas z kurami, które trzymano na podwórku. Nadawałam im imiona, zaglądałam do ich gniazd a nawet wkładałam ręce pod kwokę z kurczętami.

Moje ulubione kury

Kury, które dobrze pamiętam z dzieciństwa i są warte odnotowania to:

Reme – brązowa nioska zakupiona na targu. Pochodziła z fermy. Była bardzo oswojona. Potrafiłam z nią spędzać całe dnie. Miała delikatny wysoki głos i była niezwykle spokojna. Jej imię wzięłam z jednej z dobranocek pt. „Marcelino chleb i wino”. W bajce tej kura znosiła złote jajka i przyjaźniła się z małym chłopcem o imieniu Marcelino.

Kaśka – również brązowa nioska z fermy. Dostałam ją od dziadka. Była nieco większa od Reme i miała bardzo gruby, zachrypnięty głos.

Czerniatka – to także kura od dziadka. Była jarzębata, ale dominowało czarne upierzenie stąd jej imię. Czerniatka też była sporej wielkości i miała donośny głos, ale nie była już tak oswojona jak nioski z fermy.

Zośka – ogromna, jarzębata kura, którą dostałam również od dziadka, ale żyła niezbyt długo. Gdy byłam mała ledwo mogłam ją unieść.

Emilka – młoda kokoszka, którą dostałam od cioci na urodziny. Była to kurka niewielkich rozmiarów o bardzo gęstym upierzeniu i skarpetkach z piór na nogach. Z czasem została królową kurnika i ulubienicą koguta.

Czupurka – tę kurę również dostałam od cioci jako młodą kokoszkę. Była trochę podobna do Emilki, ale nieco od niej większa. Miała lekko zachrypnięty głos.

Białaska, albo Białka – niewielka kura o niemal białym upierzeniu, o którą poprosiłam ciocię, gdyż bardzo podobał mi się głos tego ptaka.

Mamusia albo Blondyna – malutka kurka liliputka o białawym upierzeniu. Mama wzięła ją od dziadka, bo ktoś likwidował stado, więc dziadek wziął ją dla nas, bądź dla cioci. Zawsze marzyłam o posiadaniu liliputki, bo to ciekawe stworzenia są. Jej drugie imię ma coś wspólnego z kolorem upierzenia, natomiast pierwsze z jej skłonnością do bycia kwoką i odchowywania młodych. Nie było roku, aby Mamusia nie miała kurczątek. Była naprawdę dobrą matką i niezwykle ciekawym stworzeniem.

Koguty – najbardziej pamiętam pierwszego koguta imieniem Budzik, który był bardzo wyczekiwany, ponieważ moja mama miała złe wspomnienia związane z kogutami i długo nie chciała się zgodzić na samca w kurzym stadzie. Budzika dostałam od cioci. Miał on brzydki, zachrypnięty głos. Piał krótko, ale wytrwale. Był niedużych rozmiarów i przeciętnej urody. Były też u nas 2 koguciki z odmiany zielononóżek i bardzo je lubiłam, ale żyły u nas krótko. Miały dość krótki, ale czysty, wesoły piej, którym oznajmiały światu o swoim stadzie. Był też wielki, jarzębaty kogut morderca, który uwziął się na kilka kur ze stada i dziobał je do krwi. Piał bardzo ładnie, długo, przeciągle i smutno, bez chrypki żadnej. Kogut po mamusi nie posiadał imienia. Był bardzo drobny, ale niezwykle zadziorny. Bił babcię piersiami po nogach i uciekał z podwórka namawiając do tego inne kury.

Biały Tofik

Dopiero w trzeciej klasie szkoły podstawowej doczekałam się własnego kota. Jakaś kocica okociła się w naszej starej budzie po psie wujka, więc mama zgodziła się zostawić jednego a reszcie dziadek znalazł dom. Niestety żywot białego Tofika był bardzo krótki, gdyż rozgniewana brakiem reszty małych mamusia, zabrała gdzieś z sobą pozostałego jej synka i tyle ją widzieli. Płakałam za kociakiem przez kilka dni, ale malec się nie odnalazł.

Kot o wielu imionach

W 2009 r. Trafiła do nas kolejna znajdka. Był to siwy pręgowany kocur o wielu imionach m.in.: Kitek, Luis, Lucek, Lundzio… Zwierzę przebywało u nas rok i trzy miesiące. Któregoś słonecznego wrześniowego dnia Lundek wybrał się na jedną ze swych kocich wypraw i już z niej nie wrócił.

Pieszczoch i inne króliki

Od 2010 roku byłam w posiadaniu długowłosego królika pieszczocha. W zasadzie to najpierw pojawiła się Hrabina oraz Brązowy i Czarny. Dostałam je od sąsiadów. Hrabina miała z czarnym Pieszczocha i inne jeszcze króliczki, ale nie nadawałam im imion, gdyż trudne były do rozróżnienia. Niestety Pieszczochowi zachorowało się na jakąś bliżej nie określoną króliczą przypadłość i puchaty zwierzak w krótkim czasie zakończył swój żywot.

Piękna Frida

W 2012 roku, gdzieś tak w połowie września, tata przytargał czarną suczkę w typie wyżła. Była po przejściach. Miała mocno przetartą sierść na szyi i bała się dosłownie wszystkiego. Był to naprawdę piękny i mądry pies. Nazwałam suczkę Frida od bohaterki jakiejś Szweckiej książki. Frida była u nas ok. 2 miesiące, ale tata znalazł jej dobry dom… Nie będę wnikać w szczegóły dlaczego tak się stało.

Czarny Frodo

W 2013 roku pojawiła się u nas któraś już z kolei znajda. Był nią czarny piesek podobny do Fridy, dlatego nazwałam go Frodo. Był on jednak znacznie od suczki brzydszy. Nie miał kształtów myśliwskiego psa i co najważniejsze, jego sierść była bardzo zwyczajna, ani długa, ani krótka, bardziej szorstka niż miękka, ale też niezbyt gęsta. No taka sobie kundelkowata. Piesek był bardzo niegrzeczny. Kiedy tylko znalazł okazję wymykał się z kojca i przepadał na długie godziny. Często też uciekał podczas spacerów.

Moja przygoda z gryzoniami rozpoczyna się

W 2018 roku, dokładnie 6. grudnia, poznałam piękną szynszylę o imieniu Tichan. Samiec tego ślicznego gryzonia był trzymany w ciasnej klatce na terenie akademika, więc jego właścicielki na gwałt szukały mu domu. Bardzo chciałam wziąć go do siebie i nawet już wymyśliłam dla niego nowe imię, ale ponieważ nie podejmuję pochopnych decyzji i nie miałam wyprawki dla gryzonia pogodziłam się z faktem, że Tichan trafi do kogoś innego i rzeczywiście tak się stało. Nie musiałam długo czekać. Zaledwie kilka dni po jego poznaniu, szyszka znalazła nowy, mam nadzieję kochający domek.

Zwierzak na stałe

W kwietniu 2018 roku byłam już w pełni przygotowana na nowego członka rodziny. Zdecydowałam się na świnkę morską, ponieważ ona wydaje znacznie więcej dźwięków i jest o wiele spokojniejsza od szynszyli. 18. kwietnia do mojego domu trafiła Tosia. Jest to mieszaniec rozetki z gładkowłosą. Ma sztywne, dość krótkie futerko z bujną czupryną na głowie oraz nieco dłuższą, rozwichrzoną sierść na tyłeczku. Tosia pochodzi ze sklepu zoologicznego Kakadu. Niedługo później dowiedziałam się, że nie należy kupować zwierząt w sklepach zoologicznych, ale o tym będzie już następny wpis. Kiedyś opowiem wam również nieco więcej o Tośce.

Categories
Sny

Radio Kobiety

Kiedy się przedstawiałam, wspominałam Wam, że lubię radio i ono też pojawia się w moich snach

Radio Kobiety

Pewnego dnia Alicja przyszła do mnie z wizytą i poprosiła, bym odwiedziła Kamilę, bo dzieje się z nią coś niedobrego, a we mnie jest tyle spokoju i opanowania. Z tym ostatnim wcale bym się nie zgodziła, ale skoro przyjaciółka mnie prosi, to dlaczego nie miałabym poświęcić dla tej dziewczyny z pół godziny.
Któregoś popołudnia udałam się do niej. Siedziała przy stole i słuchała muzyki.
– Cześć Kamilo. Co porabiasz? – zaczęłam wesoło.
– A, nic szczególnego. Co cię tu sprowadza?
– Przyszłam cię odwiedzić. – Kamila nic na to nie odpowiedziała, tylko przyciszyła muzykę.
– To leci z radia, czy z twojego folderu? – zapytałam, żeby podtrzymać rozmowę.
– To jest moje radio internetowe – powiedziała dumnie Kamila.
– Ja, gdy słucham moich ulubionych stacji przez radio sure, to też sobie wyobrażałam, jakby to było, gdyby któraś z nich była moja.
– Przecież to żaden problem. Możemy założyć – powiedziała koleżanka i wyłączyła swoją stację.
– Jak chcesz żeby się nazywało? – zapytała dziewczyna klikając coś na klawiaturze swego laptopa.
– Hm, no nie wiem.
– Ja ci mogę na początku pomagać. W takim razie będzie się nazywało Radio Kobiety, bo baby będą trzymać nad nim pieczę – zdecydowała Kamila. – Nie byłam zadowolona z nazwy, ale sama nie miałam lepszego pomysłu, więc przystałam na ten.
– Kiedy się ukrywałam tworzenie nowych stacji radiowych sprawiało mi wielką radość.
– A teraz też ci sprawia?
– Teraz też. Zawsze jest przed kim się ukrywać. To nie chodzi tylko o to, żeby siedzieć w jakiejś kryjówce i żeby nikt o tobie nie wiedział. To trochę coś innego. – Nie wnikałam już w szczegóły wywodu Kamili, choć powinnam była to zrobić, bo przecież Alicja mówiła, że trzeba się Kamilą zająć, ale teraz interesowało mnie tylko moje pierwsze radio.
– A jak się będziemy godzić co do puszczanej muzyki?
– Ty będziesz rządzić. Ja cię potem z tym zostawię. Ja mogę grać wieczorami, bo ty podobno ranny ptaszek jesteś.
– Skąd wiedziałaś?
– Będziesz musiała ściągnąć odpowiedni program a wtedy nie będę ci już potrzebna – zignorowała moje pytanie koleżanka Ali.
– A jaki to program i gdzie go szukać? Może być winamp?
– A, tego to nie mogę ci powiedzieć. Winamp nie może być. Żadnej nazwy, ni strony ci nie podam. No, już prawie gotowe. Teraz tylko trzeba zadzwonić i zarejestrować stację oraz dowiedzieć się jakie reklamy możemy puszczać. – Kamilaa podała mi telefon z wykręconym numerem.
– Tylko pamiętaj, jak usłyszysz jakieś przesłuchy, to od razu się rozłączaj.
– Dlaczego?
– Bo ktoś się wtedy dowie, że powstaje nowa stacja radiowa i będzie nam deptać po piętach.
Odebrała jakaś pani o brzydkim głosie.
Pytała się o nazwę radia, muzykę, która będzie puszczana i to, czy będzie grane całą dobę oraz ile osób będzie się tym opiekować.
Kiedy doszliśmy do reklamy usłyszałam przesłuch.
Przytkałam więc ręką mikrofonik od telefonu i szepnęłam do Kamili: Przesłuch.
– To rozłączaj się.
– Ale nie omówiłyśmy jeszcze reklamy.
– Trudno, rozłączaj się! Natychmiast!
Uczyniłam tak, ale obawiałam się, że w rezultacie ta pani nie potraktowała mnie poważnie i nie zarejestrowała naszego radia.
– I co narobiłaś? – złościłam się na Kamilę.
– Dobrze będzie, zobaczysz – mówiła ona. – Po chwili puściła jakąś spokojną, nieznaną mi piosenkę i obwieściła radośnie: – Działa!
Kazała sobie przynieść długą playlistę i szukać potrzebnego dla mnie programu. Z tym pierwszym uwinęłam się bardzo szybko, ale z tym drugim niekoniecznie.
Przez cały kolejny tydzień przychodziłam do Kamili z playlistami i meldowałam, że nadal nie mam potrzebnego programu. Kamila nic na to nie odpowiadała, tylko ze spokojem przyjmowała pendrive'a z piosenkami. Raz kiedyś, wiedząc, że nie będę miała zbytnio czasu, zrobiłam dłuższą playlistę, by następnego dnia do niej nie przychodzić. Rzeczywiście nie przyszłam, ale wieczorem włączyłam nasze radio i przeraziłam się, ponieważ leciało tam techno, a nie miało go być w naszej stacji. Co prawda Kamila grywa wieczorami, ale obiecała mi przecież, że to ja tu rządzę.
Porzuciwszy komputer pobiegłam do Kamili nawet nie zamykając pokoju na klucz.
– Coś ty narobiła!? – wrzasnęłam wpadając do sypialni Kamili.
– O co chodzi? – zapytała dziewczyna siedząc przy swoim laptopie.
– Dlaczego puściłaś jakieś gówno w naszym radiu?
– To nie ja puściłam, tylko Marysia.
– Jaka Marysia?
Przecież we dwie miałyśmy się tym zajmować.
– Ale ty wciąż nie masz i nie masz tego programu. Pomyślałam więc, że może Marysia prędzej go znajdzie i przejmie władzę nad radiem.
Kiedy to usłyszałam, wszystko się we mnie zagotowało.
Podeszłam do laptopa Kamili, gdzie grało nasze radio i nacisnęłam insert+t, by sprawdzić tytuł bieżącego okna.
Brzmiał on: winamp.
Wtedy wydarłam się na nią znowu.
– Przecież mówiłaś kiedyś, że winamp nie może być! Trzeba było od razu mi powiedzieć, że wolisz współpracować z Marysią, bo ona gra twoją ulubioną muzykę!
– A sprawdzałaś, czy winamp nie może być? Poza tym Marysia tylko wieczorami tak gra, a w ciągu dnia tak jak ty.
– Nie chciałam nic zepsuć – powiedziałam już spokojniej, bo opadłam z sił.
Jednak po chwili emocje znów we mnie wezbrały.
– Wiesz co? Powiem ci coś. Parę tygodni temu przyszłam do ciebie z polecenia Alicji. Przyjaciółka poprosiła mnie, bym się tobą zajęła, bo martwiła się o ciebie i tylko dlatego cię odwiedziłam. Inaczej siedziałabyś sobie sama w tej swojej ponurej sypialni, z tą twoją ponurą muzyką i ukrywałabyś się przed twoimi ponurymi myślami, aż w końcu wpadłabyś w depresję i tyle by było. – Po moich słowach zapadła idealna cisza.
Nawet w naszym radiu nie grała muzyka. Wtedy do sypialni Kamili weszła Alicjaa i zapytała:
– I jak?
– Właśnie tak, jak widzisz – odpowiedziałam jej z irytacją w głosie i przysiadłam na jednym z tapczanów.

Categories
Sny

Przerwij pracę, jeśli cię o to proszą

Miałam kiedyś taki okres w życiu kiedy lubiłam grać w BeatStara i robiłam też packi do niego. W tym to właśnie czasie lubił mi się on śnić w bardzo dziwnych okolicznościach.

Przerwij pracę, jeśli cię o to proszą

Była środa po południu i jak na środę przystało, panował środowy nastrój. Siedziałam samotnie w swoim pokoju i robiłam muzyczny pack do BeatStara dotyczący reklam.
Właśnie przymierzałam się do piosenki Phila Collinsa z ostatniej płyty, która z tego co pamiętam była wykorzystana w jakiejś reklamie o chudnięciu, kiedy do pokoju weszła Paulina.
Bardzo nie lubię, gdy ktoś przerywa mi pracę, a zwłaszcza robienie packów i pisanie, a tym bardziej w środy po południu, dlatego z wielkim niezadowoleniem powitałam najstarszą kuzynkę.
– Czego chciałaś? – burknęłam.
– Mam Karolinko, dwie sprawy do ciebie. Pierwsza dotyczy muzyki, druga zaś matematyki.
– Muzyką zajmuję się właśnie teraz, a rozdział związany z matmą dawno już zamknęłam, więc nic tu po tobie.
– Źle jest, gdy ktoś tak traktuje najbliższą rodzinę. To nie wróży nic dobrego – powiedziała kuzynka i opuściła pokój. Po jej wyjściu jakoś pack mi się nie kleił i musiałam choć na chwilę przerwać robotę, by na nowo pozbierać rozbiegane myśli.
Pomyślałam o domu. Czy tam miałabym lepsze warunki do pracy? Tata zjawił się punktualnie.
Szybko zebrał moje ciuchy do torby i przynaglał do wyjścia. Nie rozumiałam jego pośpiechu, ale zgarnęłam rzeczy do plecaka i nawet się nie pożegnawszy ze współlokatorkami, pośpiesznie wyszłam z pokoju. Po męczącym tygodniu i dziwnej środzie nie musiałam długo czekać na sen. Nie przeszkadzały mi nawet korki i związane z tym ciągłe szarpanie samochodu. Jechaliśmy bardzo długo, a ja cały czas spałam. Gdzieś koło północy do mojej świadomości zaczęły wkradać się wiadomości, które właśnie podawano w radiu zet.
Dowiedziałam się z nich, że ciocia Ola umarła nagle, prawdopodobnie wskutek zawału.
Chciałam się obudzić i dowiedzieć czegoś więcej o tym zajściu. Obudziłam się w kuchni. Mama skrobała właśnie ziemniaki.
– Czy to prawda, że ciocia umarła? – zapytałam ziewając.
– Tak kochanie, umarła.
Jutro jest pogrzeb. Na wieść o tym rozpłakałam się rzewnie i długo nie mogłam przestać. W szkole znowu było ciężko, a tym ciężej, że towarzyszył mi ogromny smutek po stracie cioci.
Muszę teraz pojednać się z Pauliną i złożyć jej kondolencje.
Wreszcie nadszedł kolejny piątek. Tata znów bardzo się spieszył, a ja znów przyjęłam to ze spokojem.
Droga znów dłużyła się niemiłosiernie, a ja spałam, spałam i spałam.
Przed północą znów zaczęłam się wybudzać i przysłuchiwać, co ma do powiedzenia biedny, dyżurujący nocą spiker. Tym razem mówił o tym, że w Warszawie był jakiś wielki wypadek i korki sięgają kilku nawet kilometrów. Mam nadzieję, że mój ulubiony dziennikarz zdążył jeszcze bezpiecznie wrócić do swego domu i nie stoi w sznurze samochodów, tylko śpi sobie smacznie pośród swoich płyt.
– Tato, nie przejeżdżajmy czasem przez Warszawę, bo słyszysz, co się tam dzieje – powiedziałam do ojca.
– Przecież mam nawigację. Po co mi jeszcze porady jakichś radiowców.
– Tato, no weź! Jedziemy już bardzo długo. Nie chcę jechać jeszcze dłużej. Zrób to dla mnie, please! – Tata nic na to nie odpowiedział, tylko niewzruszenie jechał dalej, a ja znowu zasnęłam.
Nagle znalazłam się w jakimś autobusie, który aktualnie miał postój. Nie było w nim wielu ludzi. Jakaś pani w średnim wieku wysiadła z dziewczynką, by pójść z nią do toalety.
– Gdzie pani się wybiera? – zapytałam kobietę, gdy już wróciła.
– Do Warszawy. Ale widzisz kochanie co tu się dzieje. Jesteśmy już tak blisko. Moja mała Domisia powinna być już dawno w domu i wypoczywać w swoim łóżeczku. Już dość się malutka wycierpiała, a tu jeszcze taki kłopot.
– Czy wybiera się pani w najbliższym czasie w kolejną podróż, że taka to dla pani tragedia siedzieć w tym autobusie?
– Prawdopodobnie tak i moja mała Domisia przez to traci dzieciństwo, które jest przecież tak ważne dla jej rozwoju. Ach, jak bym chciała być z nią już w domu.
– Wierzę pani – powiedziałam smutno i zajęłam swoje miejsce przy oknie, już nie zagadując więcej udręczonej kobiety. W domu pojednałam się z Pauliną i dowiedziałam się co wtedy chciała, że aż do Krakowa za mną przyjechała.
Chciała zrobić dwa packi.
Jeden związany z jej pracą, a drugi z podróżami, w których zwykła uczestniczyć z Kamilem.
Matematyka potrzebna jej była do obliczeń związanych z rytmem i jeszcze z czymś tam. Jak dwie stare przyjaciółki zasiadłyśmy do stołu i zajęłyśmy się robotą.
– Skoro ciocia nie żyje, to wypadałoby również zrobić pack na jej cześć – powiedziała Paulina odrywając się na chwilę od obliczeń.
– Tak. I powinien być o lesie i o jagodach.
– I dzieci też tam powinny być – dodała Paulina znad kartki.
– Nie mamy żadnego nagrania Funi – zmartwiłam się szczerze.
– Nela nam musi wystarczyć. Ciocia się na nią wkurzała, ale tak na prawdę ją lubiła.
– Też tak myślę. W szkole było już nieco spokojniej. Pani Klementyna nie pytała, ani nie zadawała, montaże były luźniejsze, a pana Jarosława po prostu nie było. Niestety podróż powrotna do domu znów była tak osobliwa jak ostatnio.
Starałam się nie zasypiać, by znów się coś złego nie stało, ale moja walka trwała krótko.
Naturalnie sen wygrał.
Przed północą tata wyłączył radio mówiąc:
– Tym razem nie zakłócicie mojej córce wypoczynku i podróży.
Zaczęłam się wybudzać. W samochodzie panowała niezmącona cisza, tylko szum pojazdu i nic więcej.
Nagle znów zachciało mi się spać, więc uległam pokusie. Już po chwili znalazłam się w szkole.
Było instrumentoznawstwo. Pani Klementyna siekła wszystkich równo. Nawet Bartka i Eustachego nie oszczędziła.
Najpierw, w trudny sposób zadawała interwały, a potem podyktowała tasiemcowo długą notatkę dotyczącą jakiegoś osobliwego instrumentu klawiszowego i zapowiedziała z niego sprawdzian na następną lekcję. Mirek nie wytrzymał presji, jaką wywierała na nas nauczycielka i uciekł z klasy w popłochu.
Wreszcie straszna lekcja dobiegła końca. Z ogromną ulgą opuściliśmy salę. Zeszłam na dół, pod salę gimnastyczną, bo miał być teraz wf. Na ławce siedział chłopiec i maltretował brajlowską maszynę do pisania.
– Co robisz chłopcze? Czyja to maszyna?
– To jest perkins Mirosława. Niszczę go, ponieważ chłopak stchórzył na instrumentoznawstwie.
– Zostaw ją. To jest droga rzecz. Każdy człowiek ma przecież chwilę załamania. Mirek jest porządnym chłopcem i zna się na muzyce. To pani Klementyna przesadza.
– Dawaj komputer! – wrzasnął chłopiec. Zaopiekuję się twoim BeatStarem. – Nie mogłam dać chłopcu komputera, bo miałam jeszcze dopracować pack cioci, a i Paulina wspominała, że jeszcze namyśli się co jest w jej packach do zmiany.
– Nie, chłopcze! Zajmij się swoimi sprawami.
Nagle chłopczyk rzucił maszyną Mirka i zbliżył się niebezpiecznie do mojej torby, ale z kłopotów wybawił mnie Marcin, który podszedł do mnie i powiedział:
– Nie ma wf’u. Mamy łączenie z panią Klementyną.
– Co? – wrzasnęłam i narzuciwszy sobie torbę na plecy pognałam w stronę jej sali zostawiając chłopca z zepsutą już maszyną Mirka. Boże, za co! – myślałam i zwolniłam kroku.
Szłam teraz bardzo wolniutko, niemal tip-topkami.
Miałam nadzieję, że ktoś mi przyjazny pojawi się na horyzoncie i jakimś cudem wybawi nas z kłopotów.

Categories
Sny

Linia życia

W mojej głowie pojawiają się również i takie przemyślenia. Miłej lektury.

Linia życia

Był piękny, upalny dzień.
Niestety piękność tego dnia była widoczna tylko w pogodzie, bo w naszym domu układało się nie najlepiej. Mama nie odzywała się do taty, a ja pokłóciłam się z babcią. Nie chcąc patrzeć na nieporozumienia tego domu wyszłam na podwórko i usiadłam na huśtawce. Na dworze było cicho. Nie śpiewały ptaki, nie wiał wiatr, nie hałasowali sąsiedzi, nawet nie jeździły samochody.
Nagle coś otarło się o moją nogę, więc schyliłam się by to dotknąć. Był to nieduży, puszysty kot.
Wzięłam go na kolana i zaczęłam się zastanawiać czyj on jest. Na chwilę zapomniałam o troskach tego domu. Nie długo trwała jednak moja radość, bo kot chwilę poleżawszy zaczął się wyrywać.
Puściłam go więc niechętnie, ale kot nie chciał odejść.
Zszedł tylko z moich kolan i zaczął głośno miauczeć stojąc przy moich nogach.
Może kociak jest głodny? – zastanawiałam się, ale nie miałam ochoty znów wracać do domu pełnego ciężkiej atmosfery, by przynieść coś do jedzenia. W końcu jednak wstałam i udałam się w stronę domu, ale wtedy kot nie poszedł za mną, tylko w stronę drogi i zaczął miauczeć jeszcze głośniej.
Niewiele myśląc poszłam więc za nim i już po chwili usłyszałam miły głos starszego pana:
– Czy pójdziesz ze mną na spacer?
– Czyj jest ten kot? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– Kot jest twój. Czy zatem pójdziecie ze mną na spacer?
– Tak pójdziemy – zgodziłam się bez wahania i staruszek wziął mnie pod rękę, ale kot z nami nie poszedł. W drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, ale głównie o moim studium, czyli o mojej fajnej klasie, rozlicznych problemach, ale też i radościach na montażu, a także o problemie związanym z załatwieniem praktyk.
– Coś wymyślimy – odpowiedział na to starszy pan.
Zaprowadził mnie do jakiegoś budynku, chyba był to urząd, wskazał krzesło i poszedł coś załatwić. Z pomieszczenia obok dobiegała cicha muzyka. Mężczyzny nie było przez dłuższy czas i dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobiłam, że opuściłam dom i poszłam z jakimś nieznanym staruszkiem do nieznanego urzędu. Aaa, pewnie i tak nie zauważą zajęci produkowaniem ciężkiej atmosfery. W końcu mężczyzna wyszedł z jednego z pomieszczeń i zarządził powrót. W drodze powrotnej zaczepiła nas hiszpanka o imieniu Adessa i przypominała mi cygankę.
Poprosiła staruszka, by ten przerwał jej linię życia, bo ona już zrobiła, co miała zrobić na tym świecie.
Wyciągnęła aksamitną przepaskę i kazała się w najbliższym czasie udusić. Staruszek schował kawałek materiału i obiecał kobiecie, że w najbliższym czasie to uczyni.
Wtedy ona odeszła, a my poszliśmy w stronę mojego domu.
– Czy pan tak wszystkim spełnia marzenia, bez względu na to, czy są to rzeczy dobre czy złe? – zapytałam staruszka.
– Nie. Ale ta kobieta rzeczywiście już nie musi żyć i więcej teraz zrobi złego niż dobrego, więc dobrze, że sama się zgłosiła, to nie musiałem jej szukać.
– Czy w takim razie wie pan kiedy ja umrę?
– To zależy jak pokierujesz swoim życiem. My to obliczamy biorąc pod uwagę co wam udało się już osiągnąć i komu jesteście potrzebni.
Kiedy nasze komputery uznają, że już wystarczy, wtedy sprawdzamy to jeszcze dokładnie i bierzemy się do pracy.
– To dlaczego małe dzieci umierają.
– Pewnie to jakieś błędy w systemie. Ja nie pracuję przy tych komputerach, ja tylko wykonuje powierzone mi zadania.
– To po co w takim razie przyszedł pan do mnie?
– Żeby poprawić ci nastrój, bo jak będzie ci źle i w domu i w szkole, to nie daj Boże wpadłabyś w depresję i marnowałabyś czas, zamiast wypełniać swoje zadanie.
– Ale przecież dużo ludzi na świecie ma depresję.
– Bo nas jest za mało, żeby wszystkim pomóc.
– A dlaczego akurat do mnie pan przyszedł?
– Bo byłaś najbliżej.
– Pan mi dał tego kota?
– Tak.
– A jak moi rodzice się nie zgodzą, bym go trzymała w domu?
– On sobie poradzi.
Poza tym on tu będzie na czas twoich problemów.
Potem zwierzę wróci do mnie i będzie pocieszać inną osobę.
– A jak się przywiążę do kociaka, to będzie mi smutno, gdy go pan zabierze.
– Twoje problemy nie będą trwały zbyt długo, więc raczej do tego nie dojdzie.
Chciałam zapytać staruszka ile będą trwały, ale nie zdążyłam, bo właśnie wróciliśmy do domu. Kot już na mnie czekał i mruczał na powitanie, ocierając się o moje nogi.
Wpuściłam go do domu i dałam mu jeść. Rodzice nic na to nie powiedzieli, a tata nawet zrobił mi z nim zdjęcie i ustawił jako tapetę w moim komputerze. W poniedziałek jak zwykle pojechałam do szkoły, a we wtorek, wracając z ping-ponga spotkałam moją panią od historii.
Poszłyśmy do sali historycznej, by trochę porozmawiać. Nauczycielka pytała mnie o to samo co staruszek, więc i tak samo odpowiadałam. Nie opowiedziałam jej tylko o kocie, staruszku i hiszpańskiej cygance. Za to historyczka opowiedziała mi swoją przygodę:
– Ostatnio wracałam do domu później niż zwykle, bo uczniowie poprosili mnie o pomoc i zostałam dłużej w szkole. Na przystanku spotkałam cygankę, która nie chciała, jak to zwykle cyganki powróżyć mi, tylko pytała czy nie potrzebuję pomocy a także ile mam przyjaciół, czy bliskich, ale takich za których oddałabym życie i którzy też by to dla mnie zrobili.
Zdziwiło mnie bardzo to jej osobiste pytanie, ale porozmawiałam z nią dłuższą chwilę, bacząc jednak, by mi czegoś nie ukradła.
Potem kobieta wsiadła ze mną do autobusu, ale tam znalazła sobie innego rozmówce i pytała go o to samo.
– Może ona prowadziła jakąś ankietę? – powiedziałam.
– Całkiem możliwe, ale to trochę osobliwy sposób. Nie uważasz?
– Tak, rzeczywiście. To nie było uczciwe z jej strony. Na tym zakończyłyśmy rozmowę, bo było już na prawdę późno i udałam się do swojego pokoju.
Chciałam z kimś pogadać o minionych wydarzeniach, ale Wiktoria była czymś zajęta, a Alicja nie odbierała telefonu.
Kolejny weekend był nieco chłodniejszy, ale dało się wyjść na dwór. Kot przywitał mnie równie radośnie jak ostatnio, ale był inny problem: bolała mnie noga i nie mogłam iść ze staruszkiem na spacer.
Kiedy mężczyzna przyszedł powiedziałam mu tę złą wiadomość, ale on wcale się tym nie przejął:
– W takim razie pójdziemy do szpitala. – Nie ma w pobliżu szpitala – chciałam zaprotestować, ale staruszek przerwał mi pytaniem:
– Nie widziałaś w tym tygodniu Adessy?
– Nie. – powiedziałam i natychmiast przypomniałam sobie historię nauczycielki.
– A ktoś inny? – ciągnął mężczyzna, jakby czytając w moich myślach.
– Chyba moja była wychowawczyni, ale tego nie jestem pewna, bo nie byłam przy tym i nie słyszałam głosu kobiety.
– Rozumiem. – powiedział starszy pan i poprowadził mnie do szpitala. Tym razem kot poszedł z nami. W szpitalu była ogromna kolejka, ale staruszek w ogóle się tym nie przejmował, zupełnie tak, jakby czas dla niego nie istniał. W trakcie czekania do kolejki dołączyła Adessa i znów zrobiło się jakoś złowrogo.
– Co ci jest zapytała siadając obok nas.
– Boli mnie noga – odpowiedziałam zdawkowo.
– Ale noga czy stopa? Bo jeśli stopa, to ja mam takie specjalne buty, które pozbawią cię tego bólu – powiedziała hiszpanka i wyciągnęła z fałdów obszernej spódnicy reklamówkę z balerinami podobnymi do moich. Nałożyłam obuwie i rzeczywiście poczułam się dobrze.
Dzięki. – powiedziałam i wtedy przyszedł właśnie mój czas, by wejść do lekarza, ale ja już nie czułam takiej potrzeby.
Wszedł więc staruszek, a Adessa zagadała się z jakimś pacjentem czekającym w kolejce.
Kiedy starszy pan wyszedł z gabinetu opuściliśmy szpital. Kociak miauknął z niezadowoleniem, jakby chciał nam przekazać, że za długo czekał. Adessa znów podjęła temat duszenia, ale staruszek powiedział, że zgubił aksamitną przepaskę. Adessa trochę się zmartwiła, ale wtedy mężczyzna zdjął pasek od spodni i powiedział:
– Tym mogę cię udusić.
– Tym nie chcę – narzekała kobieta, ale w końcu sama znalazła inny kawałek materiału i podała mężczyźnie.
– Dobrze, w takim razie poczekaj tu na mnie. Ja odprowadzę dziewczynę, bo po co ma na to patrzeć i wracam do ciebie.

EltenLink