Czy w podręczniku do angielskiego można znaleźć odpowiedź kto właściwie był mordercą? To Bartek odkrył to miejsce.
Było tanio, smacznie i przyjemnie. Gdy tylko obiad na stołówce był nie do przyjęcia, tam właśnie kierowaliśmy swe kroki. Któregoś dnia było nam wyjątkowo dobrze, bo z głośników nie płynęła muzyka z płyt czy ichniejszego radia, lecz na żywo śpiewała młoda dziewczyna w stylu Avril Lavigne. Bartek patrzył na nią jak urzeczony, Marcin nagrał fragment jednego z jej utworów a reszta słuchała w skupieniu. Nie mogliśmy się zdecydować jakie danie zamówić tym razem, więc podzieliliśmy się na dwie grupy.
Jedna z nich wzięła pierogi, a druga kotleciki z serem.
Dość długo czekaliśmy na posiłek, ale wcale nam to nie przeszkadzało, bo dziewczyna śpiewała niezmordowanie.
Tylko Mirosław bąknął coś, że o szesnastej ma zajęcia, ale nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi.
Wreszcie podano do stołu.
Byłam wybitnie głodna i zaraz wzięłam się za jedzenie. Kotleciki były wyśmienite: mięciutkie, dobrze doprawione, z dużą ilością ciągnącego się sera. Mniammm. Wszyscy zjedli swoje porcje bardzo szybko, ale nikomu nie spieszyło się do internatu. Każdy chciał posłuchać młodziutkiej piosenkarki, a z pełnym brzuchem jeszcze przyjemnie było oddawać się muzyce.
Nagle usłyszeliśmy jakiś dziwny huk, nieco podobny do wystrzału, ale jakby przekształcony przez rozliczne efekty z programu do obróbki dźwięku.
Zaraz potem dziewczyna osunęła się na podłogę i naturalnie przestała śpiewać. Wiktoria słysząc to też prawie zemdlała.
– O Boże – jęknął Mirek. Marcin złapał nasze tace z resztkami jedzenia i pobiegł zanieść je prędko do okienka.
Ktoś krzyknął: Policja, policja! Kiedy tylko kolega wrócił z wolnymi rękoma, prędko powstaliśmy z miejsc i opuściliśmy "Bar pod piosenką”. Na lekcji angielskiego nikt nie miał nastroju na wygłupy, jak to zwykle u nas bywa. Nauczycielka wraz z Kate przyniosły dla nas jakiś trudny tekst.
Każdy bez marudzenia pobrał potrzebny dokument i wtedy pani Amelia zaproponowała:
Może przeczytajcie najpierw pytania, tak jak zwykliście robić przy tekstach maturalnych, bo to trudny reading i będzie wam łatwiej w ten sposób go ogarnąć. Odszukałam więc pierwsze pytanie i przeczytałam je, a brzmiało ono następująco:
"1. Jak nazywała się dziewczyna występująca w barze pod piosenką?" – zamarłam. To nie możliwe! Czy to na prawdę tekst o naszym nowoodkrytym barze oraz zaszłej w nim tragedii? Czy w tekście jest coś więcej? Coś, czego nie wiemy, bo szybko opuściliśmy lokal, a policja to odkryła? Czy z trudnego readingu z angielskiego można dowiedzieć się kto jest mordercą piosenkarki?
– Mam powiedzieć nauczycielce, że nam się coś takiego przytrafiło? – szepnęłam do Wiki.
– Na razie może nie. Zobaczymy najpierw co jest w tym tekście.
– Ale jak jakiś Barteczek czy Eustachy zaczną coś opowiadać?
– Może nie. Cicho na razie. – Kate zaczęła czytać a wszyscy zasłuchali się w skupieniu śledząc tekst.
Author: Amparo
Historia pewnego człowieka
Czasami miewam również sny… No jakby tu je określić… filozoficzne. Oto jeden z nich:
Jest wtorkowe popołudnie a ja siedzę przy komputerze i robię to co zwykle. Ktoś puka do drzwi a zaraz potem do mej sypialni wchodzi Alicja.
? O co chodzi? ? pytam biurowo.
? No, chciałam tak pogadać.
? No więc słucham ? marudzę i odkładam laptopa. No, o co chodzi? ? mówię już łagodniej.
? Chciałabym z tobą czymś się podzielić, coś ci opowiedzieć.
? No, słucham?
? Dzisiaj przeczytałam taki dziwny tekst z angielskiego. Nie wiem, czy wolałabyś wysłuchać go z mych ust, czy może chcesz go przeczytać sama.
? Chyba wolę sama ? wymruczałam i przyjęłam od koleżanki pendrive’a z dokumentem.
Historia pewnego człowieka
Mieszkał na odludziu, a jego jedyną towarzyszką była krowa.
Dbał o nią i pił jej mleko.
Zapisywał też codziennie w swym wielkim kajecie swoje poczynania, choćby były one najbardziej zwyczajne i przyziemne. Nikt temu człowiekowi nie przeszkadzał, nikt nie wtrącał się w jego skromne życie. Któregoś dnia jego sielanka się skończyła, ponieważ okolice, w których on mieszkał opanowali turyści.
Miejscowa ludność miała do niego wieczne pretensje, że nie przyjmuje turystów do swego domu, że nie pracuje tak jak oni wszyscy, że się wyłamuje, że wiecznie hołubi tę starą krowę, że… Bardzo wiele było tych że. Od tej pory człowiek ten stał się bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mógł sobie poradzić z turystami oraz miejscową ludnością, a wyprowadzić się nie chciał za nic w świecie.
Żalił się więc swej krowinie jakie to czasy dla nich nastały.
? Poprosiłam mego dziadka, by tam pojechał i mu jakoś pomógł, bo on zawsze znajdzie wyjście z trudnej sytuacji.
? Ale przecież to daleko ? mówię do koleżanki. Poza tym, myślisz, że ten człowiek naprawdę istnieje?
? Tak i dziadek mi obiecał, że on pojedzie! ? zapewnia mnie ona gorąco.
? No dobrze, dobrze. W takim razie przekaż mi wieści z tej wyprawy, gdy już wróci.
? Pewnie, że przekażę. A mogę mieć małą prośbę?
? No. A jaką? ? zapytałam trochę niepewnie, bo przeczuwałam, że może ona dotyczyć tego człowieka.
? Czy mogłabyś przetłumaczyć dalsze losy tego mężczyzny, gdy je dziadek przywiezie? Wtedy mogłyby się one ukazać w jakimś podręczniku, albo choćby w internecie.
? Dobrze. Może nawet poproszę Kaśkę, by go potem przejrzała. Nie martw się. Czekaj na dziadka i na dalsze wieści. A teraz muszę cię przeprosić, bo mam coś jeszcze do zrobienia. Gdy koleżanka wyszła, zadzwoniłam do Katarzyny i opowiedziałam jej historię człowieka z krową. Ona też była ciekawa dalszych losów tego nietypowego pana, ale uważała, że ów samotny mężczyzna to tylko wytwór wyobraźni autora podręcznika od angielskiego.
Imiona i głosy
Jakiś czas temu, przy okazji jednego z moich wpisów, poprosiliście mnie o definicję paulinowego głosu, czyli inaczej mówiąc głosu, który kojarzy się z imieniem Paulina. Postanowiłam więc jeden z mych wpisów poświęcić na moje skojarzenia z niektórymi imionami jeśli chodzi o głos czy zachowanie osób noszących dane imię. Nie mam pojęcia skąd biorą się owe skojarzenia. Przypuszczam, że powstają one, gdy pierwszy raz usłyszymy osobę o jakimś imieniu. W takim razie rozpoczynam alfabetyczną listę imion i skojarzeń z nimi związanych. Podzielę ją na kilka odcinków, bo imion jest przecież sporo. Ps. Nie wszystkie skojarzenia są pozytywne, więc proszę nie brać ich do siebie, jeśli ktoś znajdzie tu swoje imię.
A
Kobiety
Adela – to imię kojarzy mi się z otyłą osobą o niskim, zachrypniętym głosie. To pewnie dlatego, że piosenkarka Adele jest przy tuszy i ma chrypkę w głosie, a innej Adeli nie znam. Wydaje mi się też, że Adele mimo swej otyłości potrafią się ładnie ubrać, uczesać i zrobić makijaż. Są dość leniwe, palą papierosy i mają skłonności do alkoholu. Są śmiałe i uparte.
Agnieszka – to jedno z moich ulubionych imion polskich. Kojarzy mi się z kobietą spokojną, rozważną, delikatną, cichą, nieśmiałą. Jeśli chodzi o wygląd to raczej grubsze, ale nie otyłe. An wysokie, ani niskie. Głos typowa Agnieszka powinna mieć ciepły, dość niski, może nawet lekko nosowy.
Agata kojarzy mi się z osobą śmiałą, odważną, pewną siebie, wybuchową holeryczką mającą humory i fochy. Głos typowej Agaty powinien być lekko zachrypnięty, piskliwy, może z lekką wadą wymowy.
Adrianna – powinna być wysoka i postawna. Powinno wszędzie jej być pełno. Powinna być szczera, otwarta na ludzi, zawsze wesoła, niepoprawna optymistka raczej lekko stąpająca po ziemi. Powinna mieć zachrypnięty, w miarę niski głos i donośny śmiech.
Mężczyźni
Adam – to mężczyzna o niskim głosie, dużych silnych dłoniach i umięśnionym ciele. Sprawia wrażenie dobrego człowieka, ale bywa z nim różnie. Na głowie ma bujną czuprynę, a w głowie bujną wyobraźnię. Wg mnie Adamy, to raczej osoby spełnione zawodowo na wysokich stanowiskach, mający zdolności przywódcze. Potrafią uwodzić kobiety, ale nie są zbyt stali.
Andrzej – mężczyzna cichy i spokojny o niewyróżniającym się wyglądzie. Głos pozbawiony niskiego basu, może być z lekką chrypką. Drzemie w nim tłumiona złość, która może wybuchnąć w każdej chwili.
Aleksander – wysoki, umięśniony mężczyzna o miłym, aksamitnym głosie z nutką basu. Człowiek aktywny zawodowo, zawsze pełen energii i wrodzonego optymizmu. Powziętej raz decyzji nie zmienia nigdy. Chętnie pomaga innym, ale jeżeli ktoś zajdzie mu za skórę, nie potrafi mu wybaczyć.
B
Kobiety
Barbara – moja mama ma tak na imię. Nie znam innych kobiet o tym imieniu. Wg mnie barbara powinna być stateczna, rozważna, pełna energii, nie marnująca nigdy czasu. Osoba miła, chętna do pomocy innym, mająca skłonności do dyrygowania innymi. Głos barbary powinien być średniej wysokości, ale raczej niższy niż wysoki i raczej nie należy do najładniejszych. Barbary często się czymś martwią, ale nie pokazują tego po sobie.
Beata, no cóż, trochę kojarzy mi się z prostytutką. Typowa Beata, to kobieta zaglądająca do kieliszka, często chodząca na imprezy, nie dbająca o swoje dzieci. Oczywiście pali też papierosy, więc ma zachrypnięty głos, ale nie jest on zbyt niski.
Mężczyźni
Bartłomiej – osoba bujająca w obłokach, często zmieniająca swoje decyzje, niestała w uczuciach, porywcza, wybuchowa. Głos pozbawiony niskiego basu, lekko zachrypnięty, nie należy do najładniejszych.
Bogusław – mężczyzna dobry, uczciwy, spokojny, miły chętny do współpracy, nie mający zdolności przywódczych. Wysoki, silny, delikatny, stały w uczuciach. Pracy się nie boi, ale nie zarabia zbyt wiele. Głos ma niski, przyjemny, lekko nosowy.
C
Mężczyźni
Czesław kojarzy mi się z hydraulikiem. Wesoły, przyjazny mężczyzna o dość wysokim głosie. Ma skłonności do oszukiwania innych. Chętnie pomaga innym, ale liczy na to, że ktoś prędko mu się odwdzięczy.
Kobiety
Czesława z kolei kojarzy mi się z opiekunką do osób starszych. Ma wysoki, donośny głos. Jest radosna, pełna energii, bywa fałszywa i lubi poplotkować.
Celina – kobieta ponura, mająca skłonności do depresji, wiecznie niezadowolona. Większość czasu spędza w swoim domu. Głos ma wysoki, delikatny, ale niezwykle rzadko go używa.
D
Kobiety
Daria, to wg mnie kobieta, której życie nie rozpieszcza. Jest melancholijna, cicha, spokojna, raczej nieśmiała, ale jeśli chodzi o dobro najbliższych, potrafi stanąć w ich obronie. Ma niski, matowy głos, może z wadą wymowy.
Danuta – ponura, wiecznie niezadowolona kobieta. Nie dogaduje się z innymi ludźmi, a z rodziną i znajomymi często się kłuci. Głos ma wysoki, matowy, niezbyt ładny. Bywają Danuty, które osiągnęły coś w życiu, ale raczej nie chcą się tym dzielić z innymi.
Dorota – bardzo skryta osoba. O swoich problemach a nawet radościach rzadko kiedy opowiada, nawet tym najbliższym. Lubi spełniać się zawodowo, ale raczej w zawodach artystyczny. Jest pochłonięta bez reszty temu co robi. Zawsze doprowadza do końca to, co zaczęła. Jej głos jest bardzo piękny: aksamitny, lekko nosowy, kojący.
Mężczyźni
Dariusz – osoba dość spokojna, ale może czasem wybuchnąć. Ma skłonności do krętactwa. Jest osobą wrażliwą i nie potrafi pogodzić się z porażką, nie umie przegrywać, nie ma zbyt wielu przyjaciół, choć usiłuje sprawiać wrażenie, że ich ma. Głos typowego Dariusza powinien być zachrypnięty, ostry, zimny niczym szczęk oręża.
E
Kobiety
Elżbieta – kobieta wesoła, odważna, otwarta, jednak nie zawsze szczera. Otacza się wianuszkiem rozchichotanych przyjaciółeczek. Lubi wychodzić z nimi tu i tam, ale na ich pomoc nie zawsze może liczyć. Lubi nosić długie włosy i upinać je w różne fryzury. Często też zmienia ich kolor. Głos typowej Elżbiety powinien być zachrypnięty, piskliwy, wysoki, donośny. Elki potrafią dać innym w kość!
Eliza – wysoka, dość otyła kobieta. Ma czarne krótkie włosy. Jest bardzo powolna, flegmatyczna. Ma dość niski, metaliczny głos. Mało przebywa z ludźmi, tylko wtedy, kiedy naprawdę musi. Większość czasu spędza z książką, albo przed telewizorem.
Ewa – wysoka kobieta lubiąca nosić sukienki, zwłaszcza te długie i rozkloszowane. Nie stroni od imprez. Na każdej wygląda nienagannie. Głos ma zimny, dość wysoki, może być z wadą wymowy. Do życia podchodzi lekko. Nie przejmuje się niczym, bezstresowo wychowuje dzieci.
Mężczyźni
Emil – mężczyzna cichy i nieśmiały. Głos delikatny, z małą ilością męskiego basu, może z wadą wymowy. Wygląd typowego Emila niczym wielkim się nie wyróżnia. Sprawia wrażenie bardzo niedostępnego człowieka. Trzyma się raczej na uboczu. Ma niewielką garstkę przyjaciół, na których zawsze może liczyć, ponieważ dobiera ich z wielką rozwagą. Jest przesadnie dokładny, pedantyczny. Zawsze myśli trzeźwo. Potrafi znaleźć rozwiązanie niemal każdego problemu.
F
Kobiety
Felicja – kojarzy mi się ze starszą kobietą będącą w posiadaniu całkiem sporego mieszkania pełnego kwiatów i rasowych kotów. Ma niski, zachrypnięty głos. Jest oczytana. Lubi wiedzieć na bierząco, co dzieje się na świecie. Jest raczej samotna, ale nie zgryźliwa. Ma kilku przyjaciół, ale spotyka się z nimi stosunkowo rzadko. Nie lubi plotek, ale suche fakty. Ma bogatą kolekcję pięknych ubrań, w których od dawna już nie chodzi.
Mężczyźni
Franciszek – mężczyzna o zasadniczych poglądach. Planuje wszystko z dużym wyprzedzeniem. Obiady je tylko wg jadłospisu, chyba, że jest poza domem. Nie ma przyjaciół. Z rodziną rzadko się widuje. Jest dość chorowity, bo i dużo w życiu przeszedł. Pomaga bezdomnym zwierzętom (jak św. Franciszek), ale nie ma swojego pupila. Głos ma przyjemny, dość niski, ale przeciętnej urody.
G
Kobiety
Grażyna – głośna, energiczna kobieta o wysokim, piskliwym głosie. Jest pielęgniarką, nianią, bądź opiekunką do osób starszych. Bywa fałszywa. Lubi poplotkować. Prowadzi długie rozmowy przez telefon. Uwielbia podróżować, ale nie ma na to czasu. Raz na jakiś czas przeczyta jakieś płytkie romansidło, ale ogólnie za literaturą nie przepada. Dość dobrze gotuje, ale zazwyczaj nie chce jej się tego robić. Jest zakupocholiczką. Miesiąc bez nowego ciucha czy kosmetyku to miesiąc stracony!
Mężczyźni
Grzegorz – wysoki mężczyzna o pięknym radiowym głosie, lubiący muzykę jazzową. Nie spełnia się zawodowo, ale już się z tym dawno pogodził. Ma kochającą żonę i wspaniałe dzieci. W zasadzie jest szczęśliwy. Byleby tylko zdrowie nie dokuczało, to byłoby naprawdę świetnie.
Gustaw – człowiek lekkoduch. Co rusz zmienia szkołę, uczelnię, pracę. W stosunku do kobiet jest bardziej stały, ale też bez przesady. Swoją drogą kobiety za nim przepadają, bo jest przystojny i ma ciepły, męski głos z odpowiednią ilością jego ubasowienia.
H
Kobiety
Helena – kojarzy mi się z brzydką, starą panną. Kiedyś, gdy była młoda kochała tańczyć, ale teraz wszystko ją boli, więc siedzi przed telewizorem i całymi dniami narzeka. Głos ma zachrypnięty, trochę przepalony, bo kobieta nie stroniła od papierosów. Rodzina rzadko ją odwiedza. Helena ma jedyną przyjaciółkę, też starą panną, z którą razem wspólnie narzekają. Czasem wybiorą się wspólnie do jakiegoś sanatorium. Helka ma jeszcze starego psa w typie jamnika o sztywnej sierści, który kiedyś szczekał na wszystko, co się ruszało, a teraz ogranicza się tylko do listonosza.
Mężczyźni
Henryk – człowiek bardzo irytujący, upierdliwy – mógłby spokojnie pracować w urzędzie, np. W Zusie. Ma brzydki, zimny głos. Spędza czas samotnie, bo nikt go nie lubi. Słucha spokojnego popu a czasem jazzu.
I
Kobiety
Ilona – postawna kobieta o niskim głosie. Jest rozważna, stateczna, rozsądna aż do bólu. 100 razy się zastanowi, zanim coś zrobi. Nie ma u niej miejsce na przypadkowe decyzje czy jakikolwiek spontan. Pracuje jako nauczycielka i dzieci raczej za nią nie przepadają, bo trzyma żelazną dyscyplinę w klasie. Swego męża też trzyma w szachu, ale on nie protestuje. Ilona pomaga chętnie innym i nie oczekuje za to zapłaty. Jest niezwykle lojalna wobec innych i warto się z nią zaprzyjaźnić.
Irena – kobieta o bardzo zachrypniętym głosie. Jest przedszkolanką, bądź nauczycielką w najmłodszych klasach podstawówki. Jest nerwowa, krzykliwa, zrzędliwa, ale ma wiele dobrych pomysłów jak zająć czymś dzieci, nawet te najbardziej niegrzeczne. Sama też ma dzieci i wychowuje je twardą ręką w przeciwieństwie do męża, który nadrabia zaległości w ich rozpieszczaniu. Typowa Irena ubiera się raczej zwyczajnie i nie przywiązuje większej wagi do ciuchów. Lubi mieć za to wysprzątane w domu. Gotuje słabo, ale rodzina już do tego przywykła. Dużo czasu spędza na świeżym powietrzu z dzieciakami. Czasami wyjeżdża gdzieś z rodziną, ale zwykle ogranicza się tylko do Polski. Irena nie przepada za zwierzętami, ale jakimś cudem uchował się rudy kot, którego mąż przyniósł z pracy. Irena go toleruje i ciągle komuś każe po nim sprzątać.
Irmina – piękna, dość wysoka kobieta o długich żęsach, które maluje na ciemny kolor. Uwielbia kupować wciąż nowe i nowe ciuchy. Nie jest stała w uczuciach. Kocha zwierzęta zwłaszcza koty. Posiada w swym mieszkaniu kilka persów. Lubi podróżować, ale nigdy nie ma na to pieniędzy, bo wydaje je na ciuchy i na koty. Często chodzi do kina, czasem nawet do teatru, ale tylko, gdy znajomi ją na to namówią. Irmina ładnie śpiewa, ale nie chce jej się należeć do jakiegoś chóru. Zresztą ona wolałaby śpiewać solo i być gwiazdą ekranu a nie jakiś tam zbiorowy chór.
Mężczyźni
Igor: Spędzaj czas z Igorem, bo po facet z wigorem. Typowy Igor powinien mieć średniej wysokości zachrypnięty głos. Jako dziecko powinien dawać popalić w rodzinie, w szkole i wśród najbliższych. Porywczy, wybuchowy, wszędzie go pełno. Wszystko pali mu się w rękach. Przepada za muzyką i tylko przy niej się uspokaja zwłaszcza kiedy gra. Jest dobrym człowiekiem, ale często płaci za to, że zanim pomyśli, to już to robi.
Ignacy – spokojny filozof. Ma delikatną dziewczęcą urodę i jasne włosy. Ma niski, basowy głos. Uwielbia podróże i często wyjeżdża gdzieś ze znajomymi. Najbardziej kocha Grecję i tam spędza najwięcej czasu. Kocha literaturę i muzykę. Sztuką też nie pogardzi, ale raczej taką, która cechuje się prostotą. Typowy Ignacy ma bujną wyobraźnię i romantyczny charakter. Mimo to kobiety jakoś za nim nie przepadają.
Ireneusz – mężczyzna o niskim donośnym głosem. Ma rubaszny śmiech, głośno słucha muzyki, najczęściej rockowej i metalu. Jest typowym cholerykiem. Rządzi w domu wszystkimi. Jedynie psu pozwala na odrobinę samowoli. Dużo czasu spędza na świeżym powietrzu – głównie na rowerze. Rzadko czyta książki, a gazety od czasu do czasu. Lubi czasem pograć w grę, najczęściej w jakąś odmóżdżającą strzelankę. Kocha sport, ale najbardziej piłkę nożną i tenis. Brawurowo jeździ samochodem i lubi chwalić się nim przed innymi. Jest bardzo zazdrosny o żonę i robi jej sceny o byle co. Przepada z a podróżami, ale tylko w niektóre miejsca, np. Włochy, Hiszpania, Portugalia czy Słowacja. Ma sporo znajomych, nawet z zagranicy, ponieważ musi mieć kogoś, komu będzie mógł opowiadać o swych dokonaniach i przygodach.
Na dziś wystarczy. Następnym razem przedstawię kolejną porcję imion i moich skojarzeń z nimi związanych.
O niepożądanym składzie
Chociaż kocham zwierzęta, potrafią mi się one śnić naprawdę dziwnie. Nie mam pojęcia skąd się to bierze.
O niepożądanym składzie
Siedziałam z tatą i planowaliśmy prezent na gwiazdkę dla mnie. Ojciec siedział przy komputerze i patrzył na ceny płyt. Nie mogłam podjąć tej trudnej decyzji, bo na obu krążkach mi zależało. W końcu mój dylemat przerwał dzwonek do drzwi.
Była to ciocia Ola.
– Przyjechałam, by wyciągnąć cię na miły spacerek. Co ty na to?
– Jak na lato – pomyślałam. Tata posiedzi sobie przed komputerem, a ja będąc na świeżym powietrzu, na spokojnie zdecyduję się którą płytę sobie zażyczyć.
– Ok. – odpowiedziałam znacznie mniej entuzjastycznie i ubrawszy się pośpiesznie, wsiadłam do samochodu. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ciocia nie zawiozła mnie najpierw do siebie, by zabrać Nelę i może Miśkę, jeśli wyrazi na to ochotę, tylko zatrzymała pojazd na jakimś obcym podwórku i kazała mi wysiąść.
Sama też wysiadła i podała mi paczkę jakichś żelek.
– Nie dawaj im tego – powiedziała zagadkowo i ujęła mnie pod rękę. Poprowadziła mnie przez wielki, opustoszały jesienią ogród.
Wreszcie zatrzymała się przed jakimś budynkiem gospodarczym i czekała. Już miałam się zapytać na co właściwie czekamy, kiedy uszom naszym dobiegł głos małej dziewczynki:
– A zabawimy się w kopciuszka?
– Nie teraz kochanie, bo chyba znów mamy gości. Trzeba wypuścić wielbłądy – odpowiedział mężczyzna i oboje wyjrzeli z drugiej strony budynku. Dziewczynka przyglądała się nam badawczo, a mężczyzna wydobył pęk kluczy i otworzył jedno z pomieszczeń.
Wyszły z niego trzy stworzenia. Najpierw podeszły do dziewczynki, a potem do mnie i zaczęły obwąchiwać, głównie kieszeń, w której trzymałam paczkę żelek.
– To są wielbłądy. Pamiętaj co ci mówiłam – powiedziała ciocia. Pogłaskałam jedno ze zwierząt.
Miało krótką, szorstką sierść jak koń, a nie jak wielbłąd. Raz w życiu dotykałam wielbłąda, ale bardzo dobrze zapamiętałam, że jego sierść, choć szorstka, jest wyraźnie długa i gęsta i wcale nie przypomina końskiej.
Może to jakiś inny rodzaj? Po chwili gwałtownie przerwałam rozmyślania, bo zwierzęta coraz nachalniej obwąchiwały moją kieszeń i próbowały się do niej dostać. Poza tym z szopy wyszło jeszcze z pięć tych dziwnych stworzeń i nacierało na mnie coraz bardziej, wydając nieprzyjemne pomruki. W końcu ciocia zarządziła koniec tej osobliwej zabawy, gdy jednemu z wielbłądów udało się wyciągnąć paczkę żelek i trzeba mu było ją wyrwać. Na szczęście pomógł nam w tym doświadczony właściciel zwierząt.
– Bardzo dobrze się spisałaś – pochwalił mnie mężczyzna. – Zobaczymy jak ci pójdzie następnym razem.
– Ale ja nie chcę następnego razu – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego głośną.
Poinformuję o tym ciocię, gdy będziemy wracać. Ten mężczyzna i jego zwierzęta są nieco dziwne, więc bałam się ich gniewu, dlatego siedziałam cicho.
– Następnym razem będzie z małpami – powiedział na odchodne mężczyzna.
– A czy to będą małpy, czy jakieś małpo podobne – odważyłam się zapytać.
– Zobaczysz – powiedział mężczyzna i ująwszy dziewczynkę za rękę oddalił się tam skąd przyszedł.
– A teraz możemy pobawić się w kopciuszka? – nudziła dziewczynka.
– Chyba tak – powiedział mężczyzna zrezygnowanym głosem.
Przebiegu zabawy już nie usłyszałam, bo opuściłyśmy dziwny ogród wraz z jego dziwnym właścicielem.
Jednak w drodze powrotnej nie poruszyłam tematu wielbłądów. W kieszeni miałam jeszcze te nieszczęsne żelki.
Ciekawe co by się stało, gdybym dała je tym zwierzętom. Może w domu ich spróbuję?
Zastałam tatę wyłączającego komputer. To może i nawet lepiej, bo na tym osobliwym spacerze nie miałam czasu na podejmowanie decyzji. A jeśli tata sam zdecydował? To trudno.
Przynajmniej ja nie będę musiała tego robić, a prawie zaraz po świętach są moje urodziny, więc będę mogła zażyczyć sobie tę drugą płytę.
Teraz bardziej interesowała mnie sprawa żelek.
– Tato? Spróbujemy tych żelek? – zapytałam wręczając mu paczkę.
– Na prawdę chcesz to jeść? W ich składzie są siki spracowanych kobiet.
– A skąd to wiesz?
– Bo te żelki pochodzą z dżungli.
– A czemu nie wolno ich dawać wielbłądom? Przecież to zwierzęta pustyni?
– Nikt nie może tego jeść, bo tam jest ukryta cała niedola tych nieszczęsnych murzynek – powiedział tata już nieco zniecierpliwiony moją dociekliwością.
Dałam więc sobie spokój z żelkami, ale postanowiłam, że wrócę kiedyś do tematu, a jeśli dalej nie będzie chciał mi tego wyjaśnić, to opowiem mu o spacerze z ciocią i wtedy już będzie musiał.
Źle się uczyć, jeszcze gorzej odpoczywać
O tym, że nie lubię matmy już Wam wspominałam. Zresztą domyślam się, iż większość z Was za nią nie przepada. Kiedy się czegoś boimy, bądź nie lubimy tego, lubi się to pojawiać w naszych koszmarnych snach i to jeszcze w wyolbrzymiony sposób. Podobnie było u mnie, kiedy to musiałam zmagać się z matmą.
Źle się uczyć, jeszcze gorzej odpoczywać
W sobotę rano trochę się uczyłam, a mama coś robiła w kuchni, zapewne obiad. Wcale nie chciało mi się uczyć i nic nie wchodziło mi do głowy. W końcu doszłam do wniosku, że to nie ma sensu i rzuciłam naukę w kąt. Było już po obiedzie, kiedy mama na chwilę gdzieś wyszła i zostawiła w kuchni włączone radio. Ja natomiast wzięłam książkę, którą zaczęłam już kiedyś czytać i próbowałam się w nią zagłębić, ale i to mi dzisiaj nie wychodziło.
Jedyną rzeczą, na której mogłam skupić uwagę było grające radio w kuchni. Zamknęłam więc niegdyś dla mnie ciekawą książkę i udałam się do kuchni, by posłuchać radia.
Kiedy mama wróciła szybko siadłam do książki, ale w pośpiechu wzięłam tę rozrywkową zamiast coś do nauki, ale mama już nie wnikała co czytam tylko zapytała:
– Uczyłaś się coś?
– Tak oczywiście. – skłamałam.
Kiedy zbliżała się już siedemnasta czyli czas listy przebojów w radiu zet mama zapytała mnie:
– Jak tam z matematyką, dobrze ci idzie, zrobiłaś już zadanie?
– Zrobiłam, przecież wież, że narazie nie mam kłopotów z matmą, tylko raz mi się noga podwinęła przez tę biegunkę.
Wszystko co powiedziałam wtedy mamie było prawdą.
Bowiem zadanie domowe zrobiłam rano kiedy jeszcze jakoś mi szło z tą nauką, a podczas ostatniej kartkówki naprawdę miałam biegunkę.
Zresztą już wcześniej o tym mamie opowiadałam. W jakiś czas potem dostałam nawet minus piątkę z odpowiedzi z matmy, więc mama nie powinna się w ogule martwić skoro mi ufa, a do tej pory przecież tak było. Jednak mama dzisiaj była wyjątkowo wyczulona w sprawie nauki.
Mimo moich protestów, że za nie długo zacznie się jedna z moich ulubionych audycji radiowych, postanowiła sprawdzić moją wiedzę z matmy.
Najpierw narysowała mi funkcję kwadratową (przynajmniej w jej przekonaniu), bo tak naprawdę to była jakaś dziwna nieforemna figura z liczbami w środku.
Kiedy powiedziałam mamie, że to nie jest funkcja kwadratowa, najpierw narysowała mi ją jeszcze raz, tym razem poprawnie, po czym zadała mi jakieś trudne zadanie z pierwiastkami.
Kiedy mama zauważyła, że nie umiem zadania wykonać, bo tak rzeczywiście było oświadczyła:
– Jednak masz kłopoty z matmą, a potem ni z tego ni z owego:
– Szykuj się, jedziemy do Strawczynka. Mam tam niezwykle ważną sprawę do załatwienia.
Potem mama zadzwoniła do swej przyjaciółki i dowiedziała się, że nasz pan od matmy akurat w ten weekend przebywa w Strawczynku, wzięła do niego numer i umówiła się z nim, że za nie długo do niego wpadniemy, by pouczył mnie troszeczkę.
Bardzo mnie ta sytuacja zmartwiła, bo ja nawet nie miałam ochoty jechać do rodziny w Strawczynku, a co dopiero na naukę do pana Tadeusza. O nie! U nauczyciela byłam na szczęście bardzo krutko, bo zadał mi w miarę proste zadania i umiałam je rozwiązać.
Potem zadał mi jeszcze parę przykładów na niedzielę i mogłyśmy już sobie jechać.
Jednak to nie był koniec okropnych przygód, które miała dla mnie w zanadrzu ta dziwna sobota!
Kiedy zajechaliśmy do rodziny wujek Tomek od razu wyszedł nam na przeciw i powiedział cichym wystraszonym głosem: W centrum Strawczyna zbudowano karuzelę-huśtawkę, na której mają zabawić się wszyscy, którzy w dniu dzisiejszym pojawią się na granicach Strawczyna lub Strawczynka. Po tych słowach mama otworzyła samochód i odezwała się równie bojaźliwie i cicho: No to co wsiadamy?
Oczywiście to było pytanie retoryczne. Wszyscy musieliśmy tak uczynić jak kazały władze Strawczynka i wiedzieliśmy o tym dobrze. Po prostu czuło się w powietrzu grozę sytuacji.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu oczom naszym ukazało się słynne jezioro-morze, do którego niegdyś wrzuciłam człowieka budowlę. W pobliżu owego jeziora stała ta nieszczęsna karuzela-huśtawka, a przy niej duża kolejka osób w każdym dosłownie wieku, od matek z niemowlętami na rękach, po starców o laskach.
Każdy oczekujący mógł uprzednio wykąpać się w jeziorze-morzu.
Nikt jednak nie skorzystał z kuszącej propozycji, tak bał się tego dziwnego urządzenia.
Kiedy już przyszła kolej na nas, co zresztą stało się dość szybko jak na tak ogromną kolejkę, w której nawiasem mówiąc znajdował się również pan od matmy, bo wchodziliśmy po nim, a raczej każdy z osobna.
Kiedy ja wchodziłam (pierwsza z rodziny) matematyk poklepał mnie po ramieniu i powiedział:
– Teraz się możesz przeliczyć. Karuzela była bardzo mała i miała kształt wielkiej opony samochodowej, do której się wsiadało i która potem była rozhuśtywana i rozkręcana przez łańcuchy i jakieś inne osobliwe mechanizmy. Na szczęście karuzela kręciła się wolno przy tym lekko kołysząc.
Podczas tej dziwnej jazdy opona zbliżyła się bardzo do jeziora-morza, które zaczęło wtedy głośniej szumieć.
Kiedy mój czas przebywania na karuzeli się skończył wsiadali kolejno członkowie mojej rodziny, którzy znaleźli się dzisiaj w Strawczynku.
Wtedy to okazało się, że każdy przeżywał przejażdżkę zupełnie inaczej, np. kiedy moja mama jechała, to słyszałam jej krzyk. Ona nie lubi takich zabaw, a pewnie karuzela się z nią nie cackała.
Natomiast ciocia Ola nie wydawała podczas jazdy żadnych dźwięków, lecz gdy wysiadła, to zaraz zwymiotowała i osłabła bardzo tak, że wujek tomek musiał ją podtrzymywać, bo słaniała się na nogach.
Jedyne słowa, które zdołała wypowiedzieć brzmiały: "To było straaaszne.".
Kiedy wszyscy z naszej rodziny przejechali się już na tym okropnym urządzeniu okazało się, że nie wszyscy wrócili do naszej gromadki stojącej przy jeziorze-morzu. Do tych osób należała m.in. moja mama.
Okazało się później, że wyłowił ją z jeziora-morza pan od matematyki i zawiózł ją szczęśliwie do domu.
Pewnie chciała zejść w biegu z karuzeli i wtedy wpadła do basenu.
Dowiedzieliśmy się również, że wiele osób zachorowało ciężko po tej przejażdżce i znajdują się teraz w pobliskich szpitalach, lub w domach i że jeden z uczestników przejażdżki umarł.
Moja przylepka Tosia
Tak jak obiecywałam, przedstawię wam moją świnkę morską Tosię.
Moja przylepka Tosia
Tosia, to ponad roczna świnka ze sklepu zoologicznego Kakadu – krzyżówka rozetki z gładkowłosą. Została zakupiona 18 kwietnia 2018 roku, we wtorek, w godzinach późno popołudniowych. Nasza kawia domowa ma bujną rozetkę na głowie oraz wirki na ciele. Jej futro jest raczej krótkie, dość sztywne, ale przyjemne w dotyku. Głaskane z włosem jest bardzo gładkie. Świnka jest 3-kolorowa – biało-rudo-brązowa. Samiczka ma cięty charakterek, ale gdy jest wszystko po jej myśli, chętnie ogląda telewizję na kolanach właścicieli. Często liże palce jak pies czy kot. Tosia wymaga dużo opieki i uwagi. Trzeba jej codzień sprzątać klatkę i wypuszczać ją na conajmniej godzinny wybieg. Oprócz podstawowej domowej pielęgnacji, zwierzak wymaga wizyt u weterynarza i obcinania pazurków co 2 miesiące. Pomimo swej buńczucznej natury, prosiak znosi ów zabieg niemal bez zarzutu.
Nasza świnka nie jest kwikliwym stworzeniem. Głośny pisk wydaje niezwykle rzadko. Najczęściej cicho pomrukuje, albo skrzeczy, gdy jej coś nie pasuje. Antonina jest bardzo zdystansowanym pupilem. Pozwala się obcym brać na ręce, ale robi to z wielką łaską, niczym królowa i gdy tylko znajdzie sposobność, powraca na kolana swego właściciela. Tośka ustawia wszystkich bez wyjątku. Kiedy ktoś dotknie ją tam, gdzie nie lubi, samica kopie, dziabie bądź sika! Zasięg jej moczu jest niezwykle duży, dlatego warto dwa razy się zastanowić, zanim się ją dotknie po tyłku czy tylnej nóżce.
Mimo swej niezwykłej nerwowości nasza domowa przylepka zdała egzamin na przyjaciela na 5+ Dzięki tej wspaniałej istotce osiągnęłam postępy w nauce na uniwersytecie. Nie wyobrażam sobie już życia bez tej małej kulki. Ona jest moją przyjaciółką na dobre i złe. Im dłużej się z nią przebywa, tym bardziej się człowiek do niej przywiązuje.
Ogromnym sukcesem w wychowywaniu naszej maskotki było nauczenie jej sikania do kuwety – oczywiście poza tymi szczególnymi przypadkami, kiedy zwierzak wpada w złość. Pies czy kot załatwia się jak należy, ale u gryzoni z nauką tych podstawowych czynności jest niezwykle trudno, a niektóre osobniki nie są w stanie nauczyć się zachowywania czystości.
Zapytacie pewnie czy świnka nie budzi mnie w nocy, bo gryzonie często tak robią. Otóż nie. Kiedy była malutka, przez kilka nocy rzeczywiście budziła, bo nie znała rytmu mojego dnia, ale teraz nie ma z nią najmniejszego problemu. Trzeba jej tylko na noc wyjmować słodką kolbę, bo gdy ją gryzie, robi dużo hałasu i wtedy rzeczywiście może obudzić zwłaszcza nad ranem, kiedy się najlepiej śpi.
Na koniec dodam, że jeśli nie mamy warunków na psa czy nawet kota, świnka jest naprawdę dobrym rozwiązaniem. Trzeba jednak pamiętać, że to zwierzęta stadne i w klatce powinny być conajmniej dwa osobniki tej samej płci. Świnki morskie są bardzo mądrymi gryzoniami przywiązującymi się do właściciela i potrafią skraść serce każdego miłośnika zwierząt domowych.
Przypisy
Dziabanie czyli gryzienie. Dlatego mówię na to dziabanie, ponieważ gryzienie świnki przypomina raczej dziobanie przez ptaka. Taki szybki, nerwowy ruch. Zazwyczaj świnki dziabią lekko, ale zdarza się czasem, że gryzą do krwi, zwłaszcza podczas łączenia stada, albo kiedy robi się im krzywdę.
2. Rozetka – rasa świnki morskiej charakteryzująca się sztywną sierścią sterczącą na wszystkie strony jakby ją piorun poraził. Te odstające fragmenty sierści przypominają rozetki stąd nazwa. Świnka tej rasy powinna ich mieć 10 na ciele i powinny być dobrze widoczne.
Wirki, to sierść u świnek morskich układająca się w drugą stronę niż normalnie u zwierząt.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się o innych rasach, dajcie znać, a poświęcę temu kolejny wpis.
W ruderze strachu
Ponieważ jakiś czas temu miałam plany przeprowadzić się do innego miasta i zostawić mój ukochany pokoik z dzieciństwa w którym stawiałam pierwsze kroki, towarzyszyły temu lęki i obawy, a co za tym idzie koszmarne sny takie jak na przykład ten.
W ruderze strachu
Ona wycofana i cicha, on rozmowny, pewny siebie. To właśnie moi rodzice. Mieszkaliśmy w dużym, przytulnym domu pełnym płyt i było nam w miarę dobrze.
Któregoś dnia ojciec wrócił przestraszony do domu i zarządził przeprowadzkę. Mama w pośpiechu znalazła jakiś dom, wynajęła go, czy kupiła, nawet nie wiem i zaczęliśmy się pakować. Tata skrupulatnie wkładał płyty do pudełek, mama kosmetyki i przybory codziennego użytku. Ja nie miałam wiele do pakowania, więc snułam się po domu i martwiłam nieoczekiwaną przeprowadzką. Gdy byliśmy już na miejscu mama otworzyła drzwi do domu i powiedziała:
– Witamy w naszej ruderze.
Prawie w każdym pokoju był nieprzyjemny pogłos. W moim pokoju największy, co mnie bardzo irytowało.
Będąc w tym okropnym domu czułam ogromny niepokój.
Największy strach czułam będąc w małej pralni.
Któregoś dnia tata zauważywszy mój niepokój wepchnął mnie tam specjalnie, a ja myślałam, że wypluję własne serce z przerażenia. Mój tata był wielkim fanem Bruce'a Springsteena i miał wszystkie jego płyty i single.
Któregoś dnia, po południu puścił jedną z płyt.
Bardzo mnie to ucieszyło, bo miałam nadzieję, że muzyka oddali choć na chwilę mój strach.
Przez krótką chwilę rzeczywiście tak było, ale nagle do moich uszu zaczął wdzierać się dźwięk jakiejś okropnej, elektronicznej piosenki i pogłaszał się coraz bardziej. Nie słyszałam już wcale płyty ojca.
Kiedy tata coś do mnie powiedział muzyka w mej głowie znacznie przycichła, ale nadal nie słyszałam płyty.
Byłam wściekła i chciało mi się płakać, bo chciałam posłuchać z tatą płyty i podzielić się wrażeniami, a nie bez przerwy się bać. Tata nie zauważył mojego problemu, a ja bałam mu się o nim powiedzieć.
Udawałam więc, że zachwycam się płytą razem z nim.
Innego dnia, pod nieobecność taty sama puściłam płytę. Składankę, którą ma również moja przyjaciółka.
Jednak już przy pierwszej piosence napotkałam na trudności, ponieważ utwór ni z tego, ni z owego nagle się wyciszył.
Przestraszyłam się, że coś stało się z płytą i tata będzie wściekły, więc wyciągnęłam ją pospiesznie i z powrotem wpadłam w ramiona strachu.
Innego dnia mama robiła w kuchni obiad, ale strasznie długo się nad nim biedziła.
Wszystko leciało jej z rąk. Słyszałam, jak popłakiwała cicho, albo używała brzydkich wyrazów.
Kiedy tata wrócił z pracy i zasiedliśmy do stołu okazało się, że obiad był nie do zjedzenia: niesłony, nieugotowany, niedoprawiony itd. Nic nie powiedziałam, ale wiedziałam czyja to sprawka.
Tego czegoś, co nas prześladuje w tym domu.
Jeszcze tego samego dnia tata zapytał mnie, czy mam jakąś zachciankę. Bez namysłu odpowiedziałam:
– Tak, chciałabym mieć psa. Z psem czułabym się może bezpieczniejsza. – To zdanie już tylko pomyślałam, bo odkąd tata wepchnął mnie do pralni, straciłam do niego zaufanie. Już następnego dnia tata przyniósł mi puchatego szczeniaka. Pies nie czuł się tutaj dobrze. Nie opuszczał w ogóle swojego posłania, chyba, że chciał się załatwić. Do karmienia brałam go na ręce i przynosiłam go do kuchni, gdzie miał swoją miskę. Po dwóch dniach szczeniak zdechł. Po niedługim czasie tata przyniósł mi innego szczeniaka. Był trochę starszy od tamtego i miałam nadzieję, że to ułatwi mu przeżycie w tym dziwnym domu. Piesek rzeczywiście nie zdechł, ale nie chciał rosnąć, ani zmieniać wyglądu. Cały czas był małym szczeniakiem. Psiak bardzo nam się przydawał, bo gdy był wyjątkowo zaniepokojony uciekaliśmy z domu, najczęściej do znajomego mojego ojca, albo gdzieś indziej.
Zawsze uciekaliśmy w wielkim pośpiechu. Wtedy naturalnie bałam się jeszcze bardziej.
Bałam się też, że kiedyś tata spowoduje wypadek.
Mimo wielkiego pośpiechu tata zawsze brał ze sobą jedną z płyt, jakby to miało mu coś pomóc.
Któregoś dnia, wieczorem mama włączyła nigdy nieużywany w tym domu telewizor. Ja z tatą przyjęliśmy to z niechęcią. Tata grzebał coś przy swoich płytach, a ja siedziałam w fotelu i jak zwykle się bałam. Szczeniak poszedł na kanapę do mamy. Nagle obraz i dźwięk w telewizorze zaczęły szwankować, a piesek rozszczekał się jazgotliwie. Znów musieliśmy uciekać. Mama przed wyjściem z domu usiłowała jeszcze wyłączyć telewizor, ale niesforny sprzęt nie chciał z nią współpracować. W końcu wściekły ojciec wyrwał wtyczkę z gniazdka, złapał kluczyki od samochodu i wrzasnął:
– Wychodzimy! – Mama wzięła szczeniaka na ręce i zbiegliśmy po schodach. Przez walkę z telewizorem tata nie zdążył wziąć sobie żadnej płyty i bardzo to przeżywał zwłaszcza, gdy byliśmy już na miejscu.
Wyżywał się na mnie słowem, bo był zazdrosny, że ja sobie wzięłam szczeniaka, a on nie wziął nic. Raz nawet szturchnął go nogą mocniej niż powinien.
Wtedy powiedziałam do taty:
– Bo nie będzie cię ostrzegał, kiedy masz zwiewać przed tym twoim cholernym wrogiem, który zresztą zatruwa życie całej rodzinie.
Wtedy tata trochę się uspokoił. Tym razem zostaliśmy dłużej niż zwykle, bo na cały weekend. Tata nadal trząsł się o swoje płyty, ale już nie dokuczał psu. Szczeniak będąc tutaj ożywił się bardzo i jakby trochę podrósł i zmężniał.
Pocieszałyśmy z mamą tatę, że to coś, co nas tak dręczy chce dopaść nas, a nie jego płyty, więc na pewno nic im się nie stanie. Podejrzewałam też, że To wie gdzie tak naprawdę jesteśmy, ale zostawia nas w spokoju, byśmy na chwilę zakosztowali normalnego życia a potem z wielkim hukiem wrócili do rzeczywistości. Gdy powiedziałam o tym tacie on bardzo się zdenerwował i poszedł wykonać jakiś telefon.
Następnego dnia znajomy taty delikatnie nas wyprosił, więc wróciliśmy do domu. Płytom nic się nie stało, ale telewizor był włączony do kontaktu i buczał cichutko mimo iż był wyłączony.
Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl: A może to on jest sprawcą tych wszystkich dziwnych wydarzeń w tym domu? My i tak rzadko oglądamy telewizję.
Wyrzucę go więc przez okno i zobaczymy co się stanie.
Podeszłam do telewizora i wyciągnęłam go z kontaktu. W tym czasie tata przeliczał swoje zbiory płytowe, a mama krzątała się po kuchni.
Potem usłyszałam, jak weszła do pralni i powiedziała ni to do siebie, ni to do nas:
– wiecie, że tutaj nic nie schnie? Znowu się przestraszyłam, ale przełamałam strach i ujęłam telewizor w ręce.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Szczeniak szczeknął cicho. Tata porzucił płyty i poszedł otworzyć. To przyszli sąsiedzi, którzy sprzedali nam mieszkanie.
Przyszli poskarżyć się, że w weekend były tu okropne hałasy i nie mogli spokojnie odpocząć.
– Ale nas w weekend w ogóle nie było – tłumaczył się tata.
– Ale były hałasy w waszym mieszkaniu! – złościli się sąsiedzi.
– No to mamy kolejny problem, a na dodatek nie mogę wyrzucić tego cholernego telewizora, bo chwilowo nie ma na to warunków.
Szczęśliwi nieumyci
Internatowe sny to nierzadki element moich historyjek. Oto jedna z nich.
Szczęśliwi nieumyci
– Skoro Frodo ma już wkrótce umrzeć to możemy rozejrzeć się za nowym psem? – zapytał tata majstrując przy kojcu.
– A skąd chcesz wziąć psa? – spytałam.
– Ze schroniska oczywiście.
– To kiedy jedziemy?
– Możemy nawet dziś. Ostatnio patrzyłem na zdjęcia i jeden taki mi się spodobał. Ma dopiero pięć miesięcy i nie urośnie już więcej.
– Wsiadajmy więc – powiedziałam, a tata wyprowadził samochód z garażu. Po jakiejś godzinie jazdy spytałam tatę gdzie właściwie jest to schronisko.
– Najbliższe jest w Kielcach, ale mój upatrzony piesek przebywa w schronisku krakowskim.
– To trzeba było tak od razu. Pojechalibyśmy tam dopiero jutro, a tak to gdzie będziemy nocować?
– W hotelu. Nie martw się wszystko już obmyśliłem.
Około dziesiątej wieczór zadzwoniła mama:
– No, gdzie wy do cholery jesteście, gościa mamy i to z psem, naszym psem – dodała z naciskiem.
– W takim razie wracamy – zarządziłam, ale jak się niestety okazało nie było to wcale takie łatwe, bo na drodze powrotnej był jakiś poważny wypadek i korek był długi jak makaron w spaghetti.
Kiedy wreszcie znaleźliśmy się w domu było już rano. Mama wszystko nam wyjaśniła.
Wczoraj był u nas pewien pan i przyniósł nam małą Tessie, która obecnie śpi w twoim pokoju. Tata nie był wcale zachwycony suczką.
Chyba już się nastawił na tego psiaka ze schroniska.
Mnie natomiast Tessie bardzo przypadła do gustu.
Miała miękką jedwabistą sierść i była tłuściutka i mięciutka jak poduszka. Nie długo jednak trwała moja radość, bo tata znalazł mi w Internecie jakąś nową szkołę do której niebawem miałam zacząć uczęszczać. Nie bardzo byłam z tego powodu zadowolona, bo dobrze było w domu z pieskiem i z rodzicami i jeśli już to wolałabym iść na jakieś studia a nie do studium.
– Nie martw się, będzie ci tam dobrze. Jest tam internat, mnóstwo rówieśników a wśród nich Kasia. W końcu po długich namowach zgodziłam się uczęszczać do tej szkoły. Nie będę przecież siedzieć cały czas w domu i gorzknieć.
Myślałam, że rodzice żartowali z tą Kaśką, ale ona rzeczywiście tam była i nawet mogłyśmy mieszkać razem w pokoju.
Jednak mimo tak bliskiej obecności Katarzyny w nowej szkole wcale nie było sielankowo.
Oprócz nas w pokoju mieszkały jeszcze trzy dziewczyny: miła spokojna Magda, która czasem do nas zagadała, ale zwykle była czymś zajęta, krzykliwa mocno umalowana Mariola i jej równie głośna koleżaneczka Ola. Dziewczęta chodziły bardzo późno spać i brudziły w pokoju.
Mimo początkowego braku nauki ciągle miałyśmy coś do roboty: albo jakieś wspólne zajęcia, a to pogadanki i wszelkie inne formy zorganizowanych zajęć.
Bardzo się obawiałam co będzie dalej, gdy zaczną na dobre zadawać. Czy wtedy skończą się zajęcia dodatkowe, dadzą nam spokój i pozwolą się spokojnie uczyć?
Jedynym fajnym miejscem w tym budynku była jadalnia i choć schodziło się do niej po stromych schodach, to w środku było bardzo przyjemnie.
Było pyszne jedzonko i grała dobra muzyka.
Wieczorami wracałam do naszego pokoju okropnie zmęczona, z każdym dniem coraz bardziej. W pokoju robiło się coraz ciaśniej i zastanawiało mnie co jest tego powodem.
Któregoś dnia, gdy wróciłam z kolacji, w pokoju była tylko Magda i Kasia. Przeprosiłam jak zwykle Magdę, bo po raz już nie wiem który przewróciłam jej śmieszny parawanik, którym jak mówiła, odgradzała się od tego śmierdzącego społeczeństwa. W pokoju było cicho i muszę przyznać, dość przyjemnie i wtedy dopiero zdałam sobie sprawę jak dobrze mi było w mojej dawnej szkole.
Zwykle o tej porze włączałam radio Zet i zabierałam się do dalszej nauki, albo zamieniłam parę słów z przyjaciółką.
Czasami do szkoły przywoziłam też płyty i puszczałam na radiu Kaśki, a tu nawet nie wiem, czy jest jakiś sprzęt.
Siedziałam zamyślona. Katarzyna też gdzieś odpłynęła bawiąc się breloczkiem.
– Czy macie tu radio? – zapytałam jak zwykle zajętą czymś Magdę.
– Nie, coś ty. Mariola i Ola nienawidzą muzyki.
– To nie dobrze. Muzyka by je odprężała i może nie byłyby takie nerwowe.
– Myślę, że one są niereformowalne – odparła smutno Magda i znów zatopiła się w swoje sprawy.
Zajrzałam do swego plecaka i znalazłam tam płytę.
Wzięłam ją pewnie, bo myślałam, że ten internat będzie normalny.
– To macie to radio czy nie? – zapytałam Magdę trzymając płytę w ręce.
– Mam radio, ale dziewczyny mogą zaraz wrócić.
– To nic, pożycz je na chwilę. Na naszym parapecie przysiadł siwy gołąb – ulubieniec Oli. Aleksandra twierdziła, że to jej prywatny gołąb przyleciał tu za nią. Otworzyłam okno i pogładziłam ptaka po piórach, a Magda puściła płytę. Z głośników popłynęła muzyka, a my zapomniałyśmy o bożym świecie.
Nagle skrzypnęły drzwi do pokoju. To weszła Aleksandra.
– O, moja ulubiona piosenka! Dlaczego wcześniej jej nie puszczałyście!? Czemu wszystko odbywa się bez nas!? Mariola słyszysz? One słuchają mojej ulubionej płyty beze mnie, beze mnie! – wrzeszczała Olka. Magda westchnęła ciężko, Kasia znów zaczęła bawić się breloczkiem, muzyka już nie cieszyła, wszystko wróciło do normy. Z Aleksandrą i Mariolą wszedł jeszcze jakiś chłopak i zaczęli głośno rozmawiać prawie zagłuszając muzykę. Do mnie natomiast przyszedł sms o treści: zostaniesz na weekend dobrze, bo babcia przychorowała i muszę się nią zająć, a tata też zajęty pracą.
Byłam przerażona.
Nigdy jeszcze nie zostawałam w tej budzie i nie wiem jakie okropne panują tu zwyczaje.
– Kaśka, zostajesz na ten weekend? – zapytałam z przestrachem.
– Nie wiem, a co?
– Bo ja tak i wcale nie mam na to ochoty.
– Mogę zostać jeśli chcesz. Z tego co wiem mama jedzie na jakieś szkolenie i na pewno ją ten pomysł ucieszy. – Odetchnęłam z ulgą. Chociaż nie będę sama na tym łez padole.
– Krzysiek, o której wstajecie zwykle w weekendy tzn. o której was budzą? – zapytałam chłopaka, który nadal siedział w naszym pokoju.
– O piątej rano. Przychodzą do nas i mówią tak: "No wy, szczęśliwi nieumyci, wstawać szybko, bo śniadanie czeka".
– E no, nie żartuj sobie chłopcze. Ja poważnie pytam.
– A ja poważnie odpowiadam. W weekend jest jeszcze gorzej, ale czasami są fajne atrakcje zwłaszcza po południu np. jakieś konie, wyjazd nad wodę, a wieczorem dyskoteka.
– A jak nie ma atrakcji, to co robicie?
– No jak to co? Uczymy się, sprzątamy, dokuczamy sobie, jak to w internacie. Moja płyta właśnie się skończyła. Aleksandra zaczęła grzebać w swoim bałaganie.
Może też w poszukiwaniu jakieś płyty? Na parapet znów sfrunął jej gołąb i Olka przerwała poszukiwania, by się z nim zobaczyć, a ja poszłam po swoją własność. Magda nadal siedziała cicho, co jakiś czas tylko wzdychając ciężko.
Ależ ona jest stłamszona przez te dziewuszyska. My zresztą nie lepiej. Olka wzięła gołębia na ręce i usiadła z nim na łóżku.
– To jest mój gołąb – chwaliła się Krzyśkowi.
Ciekawe co by zrobił wychowawca, gdyby ją teraz zobaczył z tym gołębiem na kolanach. Na pewno by się nie ucieszył.