Categories
Sny

Totalna kompromitacja

Był ostatni dzień roku szkolnego. Siedziałam na łóżku, w internatowym pokoju i nawet się nie pakowałam, tylko patrzyłam jak inni to robią. Z boomboxa sączyła się smętna muzyka, która bynajmniej nie zachęcała mnie do działania.
Wreszcie przyjechał tata z dziadkiem i coś się zaczęło dziać. Tata mnie pakował a dziadek zamienił kilka słów ze mną.
Zbliżała się jedenasta.
Trzeba iść na uroczyste zakończenie roku na sali gimnastycznej. Już miałam wychodzić a tu ktoś wchodzi do pokoju i mnie zagaduje, życzy miłych wakacji i takie tam. W rezultacie jest już dobrze po jedenastej, gdy wreszcie udaję się na salę.
Uroczyste pożegnania już się zakończyły i trwa akademia a dokładnie jakiś dziwny turniej.
Przysiadam w kąciku, ale prowadząca te osobliwe zawody dostrzega mnie i mówi:
– W następnej naszej konkurencji wystąpi, Karolina Malicka!
Zaciągnięto mnie na scenę.
Moim zadaniem było odpowiedzieć na trzy pytania zadane przez Kate. Do pomocy wyznaczono mi Radosława. Gdy kolega wszedł na scenę powiedziałam do niego:
– No, to teraz będziemy się bebrać.
– Co robić? – zapytał zaskoczony Radek i zaczął się śmiać najpierw cicho, potem coraz głośniej. W końcu do niego dołączyłam i śmialiśmy się już razem.
Skonsternowana Kate zatrzymała się w pół drogi do sceny.
– Co wy wyprawiacie! Nie wstyd wam tak naśmiewać się z biednej Kate i z naszego innowacyjnego turnieju na koniec roku? – opieprzała nas prowadząca imprezę dziewczyna przez mikrofon. W jednej chwili przestałam się śmiać.
Zrobiło mi się okropnie głupio. Tak się skompromitować. A jeśli tata zakończył już pakowanie i przyszedł obejrzeć akademię? Przecież on wszystko usłyszał, zobaczył i jeszcze od niego ochrzan dostanę. A potem jeszcze opowie o tym mamie i całej rodzinie i będzie totalna klapa.
Podeszła do nas Kate i zrodził się kolejny problem. Po tym co zrobiliśmy ona na pewno zada jakieś trudne, deprymujące pytania, używając do tego swojego trudnego, nowozelandzkiego akcenciku i skompromitujemy się jeszcze bardziej dukając przed wszystkimi jakąś nieskładną odpowiedź. Kate stała już przy mikrofonie.
Chciało mi się płakać i musiałam wyglądać niezwykle żałośnie na tej scenie.
Boże, co za okropny dzień.
Trzeba było siedzieć na dupie w internacie, albo pomóc przy pakowaniu a nie pchać się w jakieś niedorzeczne historie.
– Mądry Polak po szkodzie – mruknął Radosław, jakby odgadnął moje myśli i zbliżył się do mikrofonu i Kate.
Widocznie chciał wziąć pierwsze pytanie na siebie i mieć to za sobą. Ufff.

Objaśnienie:

Kate – wolontariuszka z nowej Zelandii, która była kiedyś na Tynieckiej i parę razy mi się przyśniła, między innymi tutaj.

Categories
Sny

Jak sprawdzić

Pierwsza lekcja w studiu z Panem Patrykiem po dłuższej przerwie.
Wszyscy czekają w napięciu, co nauczyciel zarządzi, a on staje przed nami i mówi:
– Jeśli chodzi o dzień dzisiejszy, to mam do was dwie sprawy. Po pierwsze od tego roku macie nową koleżankę – Milenę. Po drugie dziś chcę sprawdzić, czy na prawdę nadajecie się do tego zawodu i w tym celu przygotowałem dla was zadanie specjalne. Umierałam z ciekawości co też wymyślił nasz nauczyciel, ale bałam się tego okropnie. – Przyniosłem na dzisiaj kilka zwykłych gumowych zabawek, na których będziecie robić różne ćwiczenia i je nagrywać. Pan Patryk rozdał każdemu po dwie figurki i powiedział, że można się nimi zamieniać w czasie pracy, ale nie za często. Milena chciała się zamienić jeszcze przed rozpoczęciem ćwiczeń, ale się na to nie zgodziłam.
Najpierw nauczyciel kazał przykładać sobie zabawki do ucha i mówić co słyszymy. Ja usłyszałam 250 Hz i nie wiedziałam czy to dobrze czy źle. Milena słyszała szum morza i delfiny.
Zapewne poniosła ją wyobraźnia, ale nie komentowałam jej doznań słuchowych. Potem mieliśmy nagrywać zabawki w pozycji leżącej różnymi mikrofonami i różnymi technikami. Milena znowu coś tam wydziwiała a pan Patryk jeszcze to pochwalał. Nauczyciel zarządził krótką przerwę i ogłosił tymczasowe wyniki wyświetlające się na rzutniku. Milena była na pierwszym miejscu a ja przed ostatnia, tuż za mną Bartek.
Byłam przerażona tym wynikiem i miałam dość tej dziwnej zabawy. Milena przechwalała się ile to ona się nauczyła w tej jej szkole w łodzi i że wszyscy myśleli jak tam jest kiepsko a teraz niech zobaczą jak jej dobrze idzie.
Drażniło mnie bardzo zachowanie Mileny, ale zacisnęłam zęby i nie mówiłam nic. Po przerwie pan Patryk puścił szum morza i dźwięki delfinów a Milena przeszkadzała w słuchaniu zachwycając się nimi.
Potem bez pytania zamieniła się ze mną zabawką i ułożyła się wygodnie na wykładzinie mrucząc z ukontentowaniem. Nie wytrzymam zaraz z tym babskiem – myślałam wściekła. To przez nią tak mi źle idzie, bo ona taką cholerną presję we mnie wywołuje.
Potem realizator pokazał nasze nagrania zabawek i kazał z nich zrobić etiudę rytmiczną. W tym czułam się znacznie lepsza a Milena siedziała daleko ode mnie, na drugim końcu studia.
Chociaż to zadanie poszło mi dobrze to i tak Milena była na pierwszym miejscu a pan Patryk wychwalał ją pod niebiosa. Miałam już tego dość i nie mogłam się doczekać końca tej całej głupiej zabawy.
Jeżeli Milena rzeczywiście zostanie tu na stałe i wciąż się tak będzie szarogęsić, to ja zwariuję i przede wszystkim nie skończę tego kierunku, albo zrobię to w wielkich męczarniach i ze słabym wynikiem. A niech ją delfin kopnie tę Milenę!

Categories
Sny

Bardzo dużo pięknej muzyki oraz niezwykle dziwnego zamieszania

Odkąd mama zaczęła udzielać się w kieleckiej orkiestrze symfonicznej stała się szczęśliwsza i przestała wyjeżdżać do Niemiec jako opiekunka.
Któregoś dnia poinformowała mnie, że jedzie z całą orkiestrą do Zurichu, by tam uświetniać jakieś ważne wydarzenie sportowe i pytała czy nie przejechałabym się z nią.
– A bardzo chętnie. Wreszcie będę miała okazję posłuchać jak pięknie grasz.
– Nawet nie wiesz jak się cieszę. Bo jeśli to Polacy wygrają, to będę dla nich grać nasz hymn Polski! Rozumiesz? Hymn polski, Mazurka Dąbrowskiego! – Mamę rozpierała taka radość, że miała ochotę podskoczyć niczym mała dziewczynka ucieszona z niespodzianki. Już następnego dnia siedziałyśmy w samolocie. Podróż była długa i nużąca. Mama wyszła pogadać z jedną ze swych nowych, orkiestrowych przyjaciółek a ja nudziłam się niemiłosiernie. W końcu też opuściłam swoje miejsce i poszłam do innego przedziału, bo ten samolot do pociągu bardzo był podobny. Po korytarzach przechadzał się jakiś nerwowy kontroler o tubalnym głosie i był on jedyną atrakcją w czasie tej podróży. W sąsiednim przedziale przebywało dwóch obcokrajowców, ale obaj mówili po angielsku, jeden gorzej, drugi lepiej. Ten pierwszy, młodszy miał podobny głos do Oriola. Też należał do jakiejś orkiestry i grał na skrzypcach, bądź fortepianie, zależy co było akurat potrzebne.
Całkiem przyjemnie z nim się rozmawiało.
Nagle czas zaczął biec szybciej. Już trzeba było wysiadać a tu nie ma nigdzie mojej mamy.
Poczułam się bardzo zagubiona, gdyż ona miała część moich rzeczy, bo ciuchy i kosmetyki spakowałyśmy do jednej walizki, więc nie mogłyśmy absolutnie się rozdzielić.
Poznany w przedziale chłopak zaproponował, że zabierze mnie ze sobą, więc się zgodziłam.
Pieniądze miałam w bagażu podręcznym, więc mogłam kupić sobie najpotrzebniejsze rzeczy.
Nowy kolega zabrał mnie na próbę swojej orkiestry.
Czułam się tam nieswojo. Orkiestra grała przepięknie.
Nagle gdzieś w oddali usłyszałam mamę, więc skierowałam się w tamtą stronę. Nie musiałam długo szukać rodzicielki, gdyż matka sama mnie dopadła, ścisnęła mocno za rękę i wysyczała do ucha:
– Ty jesteś po ich stronie? Masz kibicować Polsce i jej orkiestrze a nie tym… Tym… – mama wzięła głęboki, świszczący oddech, by z pełnymi już płucami wypowiedzieć się o muzykach z drużyny mego kolegi.
– A ja cię szukałam i co? – odparowałam wściekle. Gdyby nie ta nasza wspólna walizka, to wcale bym cię nie szukała.
Zagalopowałam się za daleko z tymi słowami, ale poniosło mnie, gdy słyszałam jak mama wyraża się o muzykach nie z jej orkiestry. W głębokim milczeniu udałam się z mamą na próbę jej orkiestry. Mam nadzieję, że ten chłopak nie zacznie mnie szukać po skończonej próbie.

I już po wszystkim.

Polska nie wygrała, ani też drużyna chłopaka poznanego w samolocie. Zmęczone i zniesmaczone wróciłyśmy do domu. Jeszcze tego samego dnia przyjechała do nas Dorotka, ale ja nie miałam wcale ochoty z nią rozmawiać.
Przeżywałam minione wydarzenia i siedziałam na sofie z nabzdyczoną miną. Nagle, od strony ulicy dał się słyszeć piękny śpiew jakiegoś chóru. A cóż to? Któż to tak pięknie śpiewa? Chciałam zejść do ogrodu, by się lepiej przysłuchać a może zaprosić chórzystów na podwórze, ale mama syknęła z kuchni:
– Nie idź tam! Wcale nie mam ochoty na gości. – Nie zwróciłam uwagi na ten protest, bo śpiew tego chóru, niczym śpiew syreni, przyciągał mnie do siebie.
Zgarnęłam po drodze wszystkie naczynia z suszarki i przy pomocy Dorotki zniosłam je do ogrodu.
Zaprosiłyśmy chórzystów na podwórko. Mama też się udobruchała i pomogła nam ich ugościć. Ze swego pierwszego piętra zeszła również babcia i gorąco biła brawo artystom. Chórzyści zjedli dosłownie wszystko, co było do jedzenia w naszym domu i jeszcze pożyczałyśmy żarcie od sąsiadów.
Kiedy artyści wreszcie się pożywili, zaśpiewali jeszcze jeden utwór i opuścili nasze podwórko.
– Dzięki, że nas przyjęłaś – słyszę za sobą znajomy głos. – To chłopak poznany w przedziale samolotu mówił do mnie.
– Ależ proszę. A ja dziękuję za piękny śpiew. Nie chwaliłeś mi się ostatnio tą umiejętnością.
– Ja byłem dyrygentem – powiedział on wypinając dumnie pierś. Nie było już czasu na dalsze rozmowy, bo spragnieni snu chórzyści chcieli jak najszybciej udać się na spoczynek. Zdążyłam tylko krzyknąć: Do widzenia. Nawet nie dowiedziałam się co to był za chór. Może dowiem się tego z jakiejś lokalnej gazetki? W końcu przedefilowanie przez wieś ponad 50. osobowego chóru nie mogło przejść obojętnie.

Categories
Sny

Buty i telefon źródłem kłopotów

W kuchni unosi się zapach odgrzanego przeze mnie jedzenia. Mamy jeszcze nie ma w domu, tata też w pracy. W radiu nudna komercja. Jak tylko dopiję kompot, idę do pokoju i zajmę się czymś pożytecznym, ale narazie niedbale sączę napój z kubka i zastanawiam się, które z rodziców wróci wcześniej. Pierwsza zjawiła się mama, z siatką zakupów w ręku.
Witaj córeńko. Kupiłam sobie nowe buty, wiesz?
– To wspaniale. Czy masz do nich jakieś zastrzeżenia czy też są one idealnym obuwiem?
– Są wspaniałe Karolciu. Zaraz je przymierzę, to usłyszysz jak stukają. – Mama pośpiesznie wyciąga obuwie z pudełka i wkłada je na nogi.
Zaledwie postawiła pierwsze kroki a z radiem zaczęło się dziać coś dziwnego. Piosenka, która akurat była puszczona zaczęła to przyspieszać, to znów zwalniać, a następnie pojawiały się w niej różne efekty w całkiem losowy sposób i brzmiało to zupełnie tak, jak gdyby jakiś znudzony realizator bawił się mikserem i bezładnie grzebał w sesji. Z początku lekko mnie to bawiło, ale wkrótce przestałam się uśmiechać, bo również coś dziwnego zaczęło się dziać z innymi sprzętami w naszym domu. Sama włączyła się kuchenka mikrofalowa i piszczała głośno jak na alarm, lodówka zaczęła trzeszczeć i wibrować, pralka postukiwać. W moim pokoju wyłączyła i włączyła się wierza. Nie upłynęło 10 minut a wszystkie sprzęty w naszym domu były zepsute. Mama stała po środku kuchni jak skamieniała.
Wreszcie przesunęła się w stronę najbliższego krzesła, ale nogi miała jak z ołowiu a usiadłszy z trudem, długo nie mogła zdjąć wymarzonego obuwia. Kiedy tata wrócił z pracy oczywiście wydarł się na nas myśląc, że spowodowałyśmy jakieś zwarcie, które masowo pozbawiło nas całego domowego osprzętowania. Nie chciał w ogóle uwierzyć, że powodem całkowitego zniszczenia były piękne czółenka stojące w najciemniejszym kącie korytarza. Po tym okropnym zdarzeniu długo nie mogłam się pozbierać i chodziłam nadąsana i milcząca.
Któregoś dnia mama stwierdziła, że to ja powinnam chodzić w tych butach. Obuwie o dziwo na mnie pasowało, ba, leżało jak ulał, co było wręcz paranormalne, gdyż jeszcze nikt nie wynalazł butów uniwersalnych, zwłaszcza jeśli chodzi o obuwie letnie typu: baleriny, sandały, lakierki czy tym podobne, bo taki rodzaj buta musi być ściśle dopasowany do nogi właściciela. Moja mama ma o dwa rozmiary większą stopę ode mnie.
Przeszłam się po domu w nieszczęsnych butach i nic się złego nie wydarzyło, ale oświadczyłam rodzicielce, że absolutnie nie będę w tych butach chodzić.
Wyjdę w nich kiedyś sama na miasto z laską i nieszczęście gotowe. W głowie miałam obrazy z bajki magiczne drzewo, gdzie przedmioty miały nadprzyrodzoną moc i potrafiły wyrządzać wielkie szkody ich właścicielom. Mama wkurzyła się na mnie i nie odzywałyśmy się do siebie przez ładnych kilka dni.
Potem mama wydała buty sąsiadce i kłopot z pięknym, uniwersalnym obuwiem na dobre się skończył. Mama wyjechała jak zwykle do Niemiec na zarobek, a ja nadal chodziłam na uczelnię.
Któregoś dnia skończyłam wyjątkowo wcześnie, bo nie było jednego z wykładowców. Była piękna pogoda, więc udałam się do parku. Usiadłszy na ławce, wyjęłam z przepastnej torby paczkę chipsów i zaczęłam ją powoli opróżniać chrupiąc głośno. Jedząc niezdrową żywność rozmyślałam, że do szczęścia brakuje mi tylko małego, najlepiej rasowego pieska z bujną sierścią. Przymknęłam oczy i zaczęłam sobie takiego pupila wyobrażać. Miał on sierść pekińczyka, kształty i proporcje Froda, kolory terierki Lusi, a wielkość shiht-su.
– Cześć Karola! – słyszę obok siebie wesoły głos i wnet go poznaję, bo należy on do Adasia, kolegi z podstawówki i gimnazjum.
– Cześć Adam. Co ty tu robisz chłopie? – pytam z nieudawanym zaskoczeniem.
– A, przyjechałem tu na parę dni, do moich znajomych. A ty jak tam? Czym się zajmujesz?
– No jak narazie studiowaniem, dziennikarstwo i komunikacja społeczna.
– I jak ci się podoba? – pyta z ożywieniem dawny kolega.
– Jest w porządku. A ty jak? – rozmowę przerywa nam mój telefon komórkowy, który rozdzwonił się wesołym, latynoskim utworem formacji Morat.
Przepraszam Adasia i wyciągam telefon z torby, by go odebrać. To dzwoni tata. Mówi, że dziś bardzo późno wróci z pracy, a ja mu na to, że ja już po zajęciach, ale właśnie spotkałam starego znajomego, więc może spędzę z nim trochę czasu. Kiedy kończę tę krótką wymianę zdań odzywa się Adam:
– O, ty masz ustawiony swój prywatny dzwonek na Iphonie. Jak to zrobiłaś?
– A, namęczyłam się przy tym jak nie wiem i jeszcze kolega mi pomagał, bo chyba całkiem sama nie dałabym rady.
– Ja też miałem z tym ogromny problem, ale kolega polecił mi pewną aplikację do tworzenia dzwonków i…
– Tak tak, jest ich sporo – przerywam koledze – ale one wiele nie dają, bo i tak trzeba mieć muzykę na itunesie i jeszcze za bardzo ingerują w ten dzwonek.
– A tak. Jest sporo na rynku tego dziadostwa, ale ja mam na myśli aplikację „Your ringtone”, która podaje ci numer do polskiego przedstawiciela i gdy tylko tam zadzwonisz, mówisz im jaką muzykę lubisz i oni już sami robią dla ciebie dzwonki i sami je ustawiają na każdą osobę z twoich kontaktów, jak sobie tylko wymarzysz. Następnie do każdego dzwonka z osobna jest przypisany jeden opiekun i jeśli coś by przestało działać, albo zechciałabyś zmienić dzwonek, to dzwonisz pod konkretny, podany ci przez nich numer i oni już załatwiają co trzeba.
– Jeju, że komuś się chciało coś takiego stworzyć.
– No chciało chciało. To jest na cały świat, choć w Hiszpanii wyniknęły z tym pewne problemy, ale już zostały one rozwiązane.
– A co na to firma apple? – pytam, coraz bardziej przestając wierzyć tym bujdom opowiadanym przez kolegę. Ten Adaś to się chyba nigdy nie zmieni. Zawsze będzie bajdurzyć i opowiadać głodne kawałki.
– No, oni nie są zbyt szczęśliwi, ale chyba ta firma coś im zapłaciła i przycichli.
– Ech Adaś adaś. – Kolega posiedział jeszcze chwilę dopóki i do niego ktoś nie zadzwonił i prosił, by ten wrócił już do domu na posiłek.
– Dobra, muszę spadać. Trzymaj się Karolciu. I sprawdź sobie tę apkę. Kiedy wróciłam do domu o dziwo zastałam w nim tatę, a z kuchni pachniało jakąś smaczną potrawą. Tata poprosił, żeby przez najbliższe pół godziny nie pokazywać się w kuchni, bo on robi świąteczną potrawę i chce, by wyszła jak najlepiej.
– A cóż to za okazja? – pytam.
– Powiem ci przy posiłku. Idź do siebie.
Będąc w swoim pokoju wpisałam w appstore „Your ringtones” i pobrałam aplikację poleconą przez Adasia. Nie skorzystałam jednak z linii telefonicznej, tylko sama wypełniłam muzyczną ankietę. Już po dziesięciu minutach przyszło powiadomienie, że dzwonki zostały poustawiane.
Kryteriami była częstotliwość dzwonienia i lista utworów. Tak więc osoba do której dzwoniłam najczęściej, dostała najlepszy utwór z mojej listy i tak dalej, i tak dalej. Mamie przypadł jeden z utworów grupy Morat, tacie despacito, babci Gotes de agua dulce itd…
Kiedy wszystko było już gotowe, tata zawołał mnie do stołu. Z głośników dobywał się jazz, a z potraw wspaniały, obiecujący zapach.
– No zdradzisz wreszcie tę tajemnicę cóż to za okazja?
– Tak, dostałem lepszą pracę, a i dla ciebie też się coś znajdzie.
– A pogodzę to ze studiami?
– Musisz pogodzić. Taka okazja może się już więcej nie powtórzyć. Siadaj, zaraz wszystko ci wyjaśnię.
Ledwo nabijam pierwszy kęs, a słyszę z pokoju mój telefon. Leci niedbale przycięta piosenka Calle Paris – tu, solo tu a voiceover obwieszcza mama.
Jakim cudem mama? Przecież na mamę był Morat. No i dlaczego to jest tak kijowo przycięte? Zaraz dzwonię do tej obsługi, by ich opieprzyć i dać do zrozumienia, że mają do czynienia z realizatorem dźwięku a nie jakimś amatorem. Nie zważając na uroczysty nastrój w kuchni-salonie, wypadam do swojego pokoju, łapię za telefon. Mama już się rozłączyła. To dobrze. Mam wolną linię, by zadzwonić do tych od dzwonków. Adaś coś opowiadał, że do każdego dzwonka jest osobny numer, to może i osobny realizator.
Wolałabym jednak nie obdzwaniać wszystkich kontaktów, bo trochę tego jest. No nic.
Narazie zadzwonię na numer odpowiadający kontaktowi mama. Nie wiem gdzie go szukać, ale domyślam się, że numer wpisano po prostu w moim kontakcie do mamy. Tak rzeczywiście było. Kobieta, która odbiera, ma miły, przychrypnięty głos i obcy akcent.
– Dzień dobry. Ja dzwonię w sprawie mojego dzwonka ustawionego na kontakt o nazwie mama.
– A ile mama ma lat? – pyta kobieta, co ogromnie mnie dziwi.
– Czterdzieści sześć.
– O, to w chuj dużo – mówi kobieta po drugiej stronie linii. – A imię jej matki i ojca możesz podać?
– No mogę, ale co to zmieni – odpowiadam już rozdrażniona absurdem tej rozmowy.
– No potrzebne mi, do naszego formularza – odpowiada Chrypka nerwowo.
– To co jeszcze chcecie o niej wiedzieć? Jaki rozmiar buta nosi? Co jada zwykle na śniadanie?
– O to to to. Im więcej będzie danych w formularzu tym lepiej.
– Nie mam zamiaru tego dłużej wysłuchiwać. Zgłaszam problem. Mianowicie dzwonek na mamę powinien być grupy Morat, a nie grupy Calle Paris i powinien być ładnie przycięty, a nie jakieś realizatorskie gówno!
– Rozumiem. Najwidoczniej nasz Ricardo się obija. Może jak jutro nabierze chęci do działania, to zajmie się pani problemem. Nie miałaby pani pomysłu jak wyrwać go z…
– Rozumiem, że w waszej aplikacji przy wybieraniu muzyki do dzwonków powinnam zwracać większą uwagę na narodowość, by przewidzieć sposób podchodzenia przez daną nację do przydzielonych im obowiązków – przerywam zgryźliwie.
– To jest pani sprawa jakiej muzyki pani słucha i jakie dzwonki pani chce posiadać na swym Iphonie. – Mówi Chrypka urażonym tonem. – Proszę jeszcze raz powtórzyć treść zażalenia.
– Nie te dzwonki co trzeba i źle poprzycinane! – wrzeszczę do słuchawki.
– Dobrze, zapisałam. Czy to wszystko?
– Tak, to wszystko. Dziękuję, do widzenia. – odpowiadam sucho i rozłączam się nie zważając, że kobieta po drugiej stronie linii usiłuje jeszcze coś wychrypieć.
Jeszcze dobrze nie odłożyłam telefonu na półkę a przychodzi do mnie sms o następującej treści: Rozmowa z przedstawicielem kontaktu mama trwała 16 minut. Jej koszt to milion złotych polskich. Na wpłatę czekamy 30 dni, a po ich upływie zaczną narastać odsetki. Telefon wypada mi z ręki na tapczan. Z wrażenia nie mogę wykonać żadnego ruchu. Po kilku minutach tata zniecierpliwiony tak długą moją nieobecnością wchodzi do sypialni i zastaje mnie całkiem osłupiałą. Podnosi telefon z tapczana i odczytuje wiadomość. Spodziewam się jego krzyku, ale nic takiego nie następuje.
– Nigdy się im nie wypłacisz – mówi tylko i wychodzi. Z kimś rozmawia przez telefon w sypialni rodziców, pewnie z mamą.
Wraca do mnie cały roztrzęsiony. A miało być tak fajnie.
Załatwiłem ci pracę w nowo otwartej firmie, której debiutem jest aplikacja „Your ringtones”.
Twoim zadaniem miało być tymczasowe zastąpienie Ricarda, jednego z tamtejszych realizatorów.
Teraz należy się modlić, by ten Hiszpan nie wrócił do pracy, bo każdy pieniądz jest dla ciebie ważny.
Całe życie będziesz tonąć w niewyobrażalnych długach.
– Wiem o tym – mówię cicho.
Nagle dociera do mnie miejsce pracy, które proponuje ojciec.
– Co? I teraz powiedzieć tacie, że to jest firma u której właśnie mam ten bajoński rachunek do zapłaty?
– Nie! – wrzeszczę na całe gardło i chcę, by to był tylko sen, albo by zaszła jakaś pomyłka. To wstrętne babsko specjalnie wypytywało mnie o wszystko, by przedłużyć rozmowę. Cholerni naciągacze!
Życzę tej zachrypniętej babie całkowitej utraty głosu, a leniwemu Hiszpanowi utraty słuchu.

Categories
Sny

Zastaw się, a postaw się

Witajcie kochani czytelnicy!
Dziś, aby was dłużej potrzymać w niepewności nie umieszczę w tym wpisie kolejnego podrozdziału opowiadania o dzielnej Maladze, ale przedstawię dzisiejszy sen, który był… Może lepiej sami ocenicie jaki on był. Zaczynamy!

Zastaw się, a postaw się!

Postanowiłam wyprawić urodziny tak huczne, jakich nikt jeszcze nie miał na świecie. Z tego powodu wyciągnęłam z banku wszystkie swoje oszczędności, by je poświęcić na urządzenie imprezy. Sama zaś żywiłam się w tanich barach, albo tam, gdzie darmowe posiłki otrzymywali bezdomni.
Jednego z takich chudych dni wybrałam się z Witoldem na skromny posiłek. Wokół nas pożywiali się obszarpani żebracy. Po kolacji kolega odprowadził mnie do mieszkania. Tam obmyślałam szczegóły mających się odbyć urodzin, bo ich termin zbliżał się nieubłaganie. Nareszcie nadszedł ów dzień! Potrawy przygotowane, muzyka cicho gra, na stole piękny lśniący obrus i najlepsza zastawa jaka była w domu. Na komodzie, obok radia, postawiłam mój rejestrator dźwięku, by nagrywał wszystko, co będzie miało miejsce na mojej imprezie.
Robiłam właśnie tzw. próbę mikrofonu, a tata rozmawiał z moim zmarłym dziadkiem Józefem, który siedział rozparty na kanapie i głośno narzekał jaki jest schorowany i jak mu mało życia zostało. Oj, chyba niepotrzebnie ściągałam go z nieba na tę bibę. Mogłam go zostawić w spokoju i nie zadręczać swoimi ziemskimi sprawami.
Kiedy ustawiłam rejestrator do drzwi zapukał drugi gość.
Była nim Malena – jedna z użytkowniczek Eltena, z którą się zaprzyjaźniłam niedługo po założeniu na nim konta. Powitałam dziewczynę gorąco i pokazałam gdzie ma się rozpłaszczyć, przyjechała bowiem na kilka dni.
Kolejni goście zjawiali się jeden po drugim, ale wciąż nie było Witolda, więc musieliśmy przyjęcie rozpocząć bez niego.

Co było potem?

Kompletnie nic nie pamiętam z imprezy. Kiedy się obudziłam ze zdziwieniem stwierdziłam, że znajduję się w domu babci, z Maleną, na dużej sofie. Dziewczyna już nie spała, więc rozmawiałyśmy o naszych planach na życie oraz na najbliższe dni. Na pierwszym piętrze słychać było poranną krzątaninę babci. A gdzie znajomi, gdzie rodzice? Gdzie dziadek mój zmarły? Czy impreza się udała? Jakie dostałam prezenty?… Wszystkie te pytania kotłowały się w mojej głowie. Malena coś do mnie mówiła, ale ja jej nie słuchałam.
Wychyliłam się, by odszukać na biurku mego telefonu komórkowego, ale leżał tam tylko smartphone koleżanki. Z wściekłością podniosłam się z łóżka i potknęłam się o coś miękkiego, co zapiszczało żałośnie.
Co robisz Jeżykowi?! – oburzyła się Malena z mojej kanapy. – Nie podoba ci się prezent ode mnie?
Podoba, ale obecnie zawadza mi on drogę. Czy możesz mi wreszcie powiedzieć co tu się tak właściwie stało?
Pochyliłam się, aby obejrzeć zwierzaka. Była to piękna świnka morska wielkości kota. Miała krótkie, gęste, odstające od ciała futerko niczym kot brytyjski i może przez to rzeczywiście trochę przypominała jeża. Ostrożnie wzięłam zwierzątko na ręce i delikatnie ułożyłam je na łóżku. Malena głaskała je po lśniącej sierści a ja udałam się na dół, do babci, by zapytać co się stało.

Categories
Moje opowiadanie - Malaga Sny

Zapowiedziane opowiadanie – Malaga, rozdział I, podrozdział 1.1

Rozdział I Pseudohodowla

1.1 Wanilia

Jest deszczowy dzień, a pogoda tak paskudna, że psa by z domu nie wygonił! W niewielkiej piwniczce należącej do zapuszczonego domostwa około 10 małych istotek leży skulonych obok siebie, z apatią spoglądających w przestrzeń, bądź też przymykając oczka. W jednym z ciasnych pokoików tego domu siedzi starsza kobieta i przegląda ogłoszenia internetowe.
Jest już bardzo zmęczona tym przeglądaniem – przeciera znużone oczy, wierci się w fotelu.
Nagle staruszka ożywia się i z radością klaszcze w ręce wołając: Jest, jest! Takiej właśnie szukałam. Kobieta z zapamiętaniem wpatruje się w fotografię wyświetloną na ekranie jej wysłużonego laptopa. Starsza pani pośpiesznie spisuje numer pod zdjęciem i z trzaskiem zamyka pokrywę starego urządzenia.
Jeszcze tego samego dnia do obskurnego domostwa przyjeżdża mężczyzna w sile wieku i wynosi ze swego pojazdu małą, kruchą istotkę, o gładziutkiej, gęstej sierści koloru wypieczonego ciasta, o długich nóżkach jak patyczki i zgrabnych uszkach w kształcie litery V. Staruszka widząc to małe chucherko o ciemnobrązowej sierści mówi na nie czekoladka, ale mężczyzna twierdzi, że to imię nie brzmi hodowlanie i po dłuższym namyśle nazywa brązowe stworzonko Wanilią. Mężczyzna i kobieta robią suczce zdjęcia, oglądają na wszystkie strony, dokarmiają, wygładzają futerko delikatną szczotką, wreszcie umieszczają w niewielkim koszyku i zaczynają się zajmować codziennymi sprawami. W nocy zwierzątko piszczy, ale oni go nie słyszą, bo śpią smacznie w drugim pokoju.
Następnego dnia po nakarmieniu i wyszczotkowaniu właściciele przenoszą Wanilię do piwniczki, do reszty pinczerów.
Oczywiście kończy się to warczeniem, podgryzaniem i piskiem, więc kobieta wrzeszczy na rozjuszone zwierzęta i zamyka Wanilię w osobnej klatce, tak, aby reszta stada przyzwyczaiła się do jej obecności, a jednocześnie nie mogąc zrobić jej krzywdy. Facet przygląda się samcom rozmyślając, który będzie najlepszy dla ich czekoladowej kruszynki. Nowa psina popiskuje cichutko w swoim więzieniu. Właściciele uznali najwyraźniej sprawę za zakończoną, bo nakarmili resztę stada i oddalili się od pomieszczenia zamykając je szczelnie. Jedna z suczek – trzyletnia Chica ma wyraźną ochotę zaprzyjaźnić się z Wanilią. Biedaczka jeszcze nie otrząsnęła się po stracie szczeniąt, które zdechły zaraz po porodzie. Sunia ma wielką ochotę zaopiekować się nowoprzybyłą. Siada więc w pobliżu jej klatki i skomli cicho.
Przed wieczorem właściciel zajrzał do piwnicy i spostrzegłszy, że Chica próbuje dostać się do boksu małej, wsadził ją tam, aby mogła bliżej zapoznać się ze szczeniakiem. Chica otoczyła Wanilię troskliwą opieką. Uświadomiła też małą, że życie w pseudohodowli nie jest usłane różami, bo suki muszą rodzić po 2, a nawet 3 razy w roku, a ich partnerzy są bardzo agresywni i nie mają skrupułów wobec umordowanych suk. Wanilia cieszyła się, że ma przyjaciółkę i marzyła o wspaniałym przyjacielu, z którym mogłaby mieć szczenięta, a nie jakimś agresywnym bydlaku.

Categories
Sny

Problemy z wodą i rozmowy telefoniczne

To już ostatni sen z tej serii, a już jutro pierwszy rozdział mojego opowiadania!
Nie wiem, czy Wam wspominałam, że choć uwielbiam rozmawiać przez telefon to w snach takie rozmowy są straszne i złowrogie, albo po ich odebraniu dzieją się straszne rzeczy. Oto jeden z takich właśnie telefonowych koszmarków. To i tak nie jest najgorszy, tylko taki, że tak powiem, średniego kalibru.

Problemy z wodą i rozmowy telefoniczne

Na dworze było chłodno i padał deszcz, a ja przebywałam w kuchni z mamą i wujkiem Grzegorzem i konwersując zajadałam się jakimś ciastem i popijałam herbatkę. Wujek był bardzo zmęczony ponieważ niedawno wrócił z wyczerpującej podróży z Niemiec i wpadł do nas, żeby trochę odsapnąć i wrócić spokojnie do domu. Wujek opowiadał nam, że morza wylewają z brzegów i że za niedługi czas będziemy musieli spotkać się oko w oko z powodzią i napewno to nas nie ominie. Potem zadzwonił do mnie telefon więc poszłam odebrać, a mama z wujkiem udali się za mną. Dzwonił do mnie jakiś mężczyzna ale już nie pamiętam co chciał, ponieważ bardzo się go wystraszyłam.
Była to najwidoczniej jakaś pomyłka, ale ja nie lubię takich pomyłek (zwłaszcza w snach).
Później było znacznie gorzej, gdyż zadzwoniła do mnie jakaś pani, której wcale się w słuchawce nie spodziewałam, ponieważ utwór, który powiadamiał mnie, że ktoś dzwoni był znajomy. (To nie był ten dzwonek ustawiony na nieznajomych tylko ten na Alicję).
Byłam więc bardzo rozczarowana kiedy zamiast głosu przyjaciółki, który mógłby mi dodać nieco otuchy w tej brzydkiej sytuacji usłyszałam głos jakiejś obcej kobiety, która pytała czy dodzwoniła się do Jana Pietka. Powiedziałam jej że nie i że w tym domu żaden Pietek nie mieszka a ona była z tego powodu bardzo niezadowolona. W tej rozmowie najbardziej przeraziło mnie to, że kiedy powiedziałam jej, że nie ma u nas Pietka w słuchawce usłyszałam jakgdyby wzmagający się szum wody.
Przestraszona rozłączyłam się.
Potem ta kobieta zadzwoniła ponownie i powiedziała, że jeśli to nie jest rodzina Pietka to w takim razie telefon nie należy do mnie tylko do tego człowieka, bo przecież ona dobrze zna ten numer, gdyż dokładnie go sobie zapisała.
Wtedy przeraziłam się znowu i zdziwiłam za razem. Bo przecież dzwonki mam takie jak miałam, no może z tą różnicą, że kiedy ta kobieta do mnie dzwoniła to słyszałam dzwonek Alicji.
Bardzo zmartwiło mnie to, że jeśli rzeczywiście mam telefon tego człowieka, to będą mnie nękać telefonami jacyś obcy ludzie, a z tego co zauważyłam będzie ich sporo. Mama w ogóle się tym nie przejmowała, a wujek powiedział, że spróbuje popytać ludzi o tego Pietka, ale obawia się, że na wiele się to nie zda.
Potem znowu ktoś do mnie zadzwonił, ale zanim zdecydowałam czy odbierać czy nie, nagle usłyszałam straszliwie gruby dzwonek do telefonu niczym gitara basowa. Zapytałam mamę czy mamy w domu telefon, a ona odpowiedziała, że chyba tak, ale dzisiaj nie będzie odbierać, wystarczy, że ja odbieram. Bardzo mnie to zirytowało, że mama tak dziwnie traktuje tę sprawę. Na szczęście z pomocą przyszedł mi rozsłoneczniony poranek, który niezawodnie jak to zwykle bywa wyrwał mnie dokładnie ze wszystkich kłopotów tego okropnego snu.

Categories
Sny

Seks za granicą

Przyjechał do nas pan Gołdyn, bo przywiózł jakieś warzywa. Mama zaprosiła go nawet do kuchni i zrobiła mu herbatę. Mężczyzna był chyba pijany, bo gadał od rzeczy. Na koniec swoich odwiedzin u nas pomalował nam drewnianą półeczkę przy kaloryferze w jakieś brzydkie wzory i napisał coś o seksie. Gdy miał już wychodzić dał nam zaproszenie dla całej rodziny na darmowe wakacje we Włoszech. Rodzice bardzo chętnie przyjęli zaproszenie, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż zawsze byłam ciekawa jak jest we Włoszech. Na wczasach za granicą z początku było bardzo przyjemnie, bo pogoda była ładna a pokoik, w którym mieszkaliśmy schludny i przytulny. Nie długo jednak trwała nasza radość, bo już na drugi dzień zaczęły się kłopoty. Naszym opiekunem na wczasach był Robert Janowski z „Jaka to melodia”.
Rano przyniósł nam telewizor i powiedział, że przy śniadaniu dostaniemy plan dnia jak się później okazało bardzo dziwny i okropny. Namawiał nas bowiem, byśmy uprawiali seks jak najczęściej i że on będzie to kontrolował, a z nieposłusznymi będzie go uprawiać osobiście.
Wytchnienia od seksu nie mieliśmy nawet we własnym pokoju, gdyż telewizor przyniesiony przez pana Roberta był tak skonfigurowany, że pokazywał tylko filmy porno, albo samego Roberta Janowskiego, który cały czas przynudzał, bądź też śpiewał brzydkie piosenki, które napawały mnie strachem.
Kiedy nie mogliśmy już wytrzymać z żądnym seksu Janowskim postanowiliśmy z wczasów uciec.
Jednak było to niezwykle trudne, bo gdy już wydawało nam się, że jesteśmy gotowi do drogi i możemy nawiewać okazywało się, że jeszcze czegoś nam brak i któreś z nas, a głównie mama i tata musieli się wracać, a ja w takich chwilach bałam się okropnie, że Janowski ich przyłapie i będzie podejrzewać ucieczkę i udaremni ją w zarodku i wtedy to już w ogóle spokoju nie zaznamy zwłaszcza, że i tak byliśmy u niego na czarnej liście.
Bałam się również bardzo tego, że nawet jeżeli wyjedziemy z miasta, to on nas będzie gonić.
– Dopiero poza granicami Włoch będziemy bezpieczni – powiedziałam do taty kiedy mama po raz nie wiem już który wróciła się po coś do pokoju.
Kiedy mama wreszcie wróciła do samochodu w którym to czekaliśmy na nią, by wreszcie wyruszyć w drogę ona poczęstowała nas cukierkami i kazała jechać.
Kiedy tata włączył już silnik samochodu i miał właśnie ruszyć zapytałam mamę:
– Czy spakowałaś moją maskotkę?
– Jeśli nie wypadła z torby to jest – odparła na to mama ze spokojem.
– Sprawdź to – powiedziałam do niej, a tatę bardzo ta nasza wymiana zdań zirytowała, bo bardzo chciał już jechać. Mama po raz nie wiem który wysiadła z samochodu i otworzyła bagażnik w poszukiwaniu maskotki.
– Jest, ale jedźmy już bez względu na to co zostawiamy, bo chyba mnie ktoś zobaczył – powiedziała mama z przestrachem.
– No to nawiewamy! – zakończył rozmowę tata i ruszyliśmy w drogę czując na karku ścigających nas ludzi.

Categories
Sny

Seks z cudzoziemcem

Przebywałam z tatą w jakimś małym pomieszczeniu i nagle pojawił się wśród nas młody mężczyzna, który miał dziwny obcy akcent i znał wiele języków.
Kiedy już skapnął się, że my mówimy po polsku wyjawił nam jakie plany ma wobec nas a zwłaszcza wobec mnie.
Warto jeszcze dodać, że dziwnemu mężczyźnie towarzyszył zły ochroniarz, który kiedyś pracował u Lady Gagi, ale zszedł na złą drogę i uciekł od niej, zaczął pracować u obcokrajowca.
Gostek powiedział nam, że ma zamiar z nami uprawiać seks a zwłaszcza ze mną, a ja mu na to:
– Przecież ja nie jestem pełnoletnia!
– Nie takie dziewczyny już przeleciałem, najmłodsza miała 10 lat.
Bardzo bałam się tego mężczyzny i dziwiłam się czemu tata mnie przed nim nie broni. Już się miał za mnie zabrać kiedy do pomieszczenia weszła Lady Gaga, a zbuntowany ochroniarz od razu ją pochwycił i zamknął za nią drzwi.
Bardzo mnie to zirytowało.
Obcokrajowca bardzo ucieszyła obecność Gagi. W końcu jedna kobieta więcej do przelecenia.
Żeby ułatwić sobie zadanie mężczyzna postanowił mnie uśpić. W tym celu rozłożył swoje podręczne laboratorium i przystąpił do haniebnego dzieła.
Czułam się okropnie, kiedy stopniowo traciłam świadomość i słyszałam jeszcze pojedyncze dźwięki rozmów.
Kiedy się obudziłam nie wiedziałam czy ten gostek przeleciał mnie już czy nie, ale na razie wolałam o tym nie myśleć.
Kiedy zastanawiałam się co robić dalej do pomieszczenia najpierw wszedł Alex03, żeby nas uwolnić.
Po niedługim czasie wbiegła za nim Fawita, przerażona, że Alex tu jest. Dziewczyna krzyknęła po czym odezwała się w te słowa:
– Co ty tu robisz przyjacielu! Po co się narażasz, i tak ich nie uratujesz! Uciekaj puki możesz!
Ona myśli tylko o sobie – pomyślałam zgryźliwie. W chwilę później do pomieszczenia wpadł chłopak Lady Gagi z nożem w ręku. Zaproponował mi, bym odcięła temu zbirowi penis.
Bardzo chętnie się zgodziłam, bo chciałam, żeby miał za swoje i nigdy więcej już tego nie robił.
Złapałam nuż, który rzucił mi nowojorczyk, ale nie udało mi się zrealizować zadania, ponieważ ten bandyta znowu mnie uśpił. Kiedy się obudziłam przebywałam już w innym nieco większym pomieszczeniu. Towarzyszył mi tylko tata. Lady Gaga oraz reszta ludzi wraz z tym bandytą gdzieś przepadli. Teraz będąc już bezpieczna zaczęłam się zastanawiać, czy nie zaraził mnie jakimś EIDS i czy w ogule udało mu się mnie przelecieć, może jednak tata obronił mnie przed ostatecznością? Poza tym ciekawe co z Gagą, bo jak on ją zaraził jakimś cholerstwem, to będzie przez to krótko żyć i jej twórczość będzie znacznie uboższa, niż gdyby żyła dłużej. Poza tym ciekawe jak będą wyglądały jej piosenki po tym zdarzeniu? Mam nadzieję, że ten obcokrajowiec i ten okropny, zdradliwy ochroniarz zostaną wkrótce złapani i odbędą swoją zaaasłużoną karę.

Objaśnienia:

Alex03 oraz Favita, to fani Lady Gagi z portalu internetowego tekstowo.pl, na którym wtedy się udzielałam.

Categories
Sny

Przygody z Alą i bez Ali

Była środa, godzina siedemnasta. Udałam się więc starym zwyczajem do pani psycholog, ale zastałam tam Stasia. Chłopak zgodził się, bym była na jego zajęciach zwłaszcza, że nie miał tego dnia się zwierzać, bo pani przygotowała dla niego odprężającą ścieżkę zdrowia i mogłam również wziąć w niej udział. Najpierw puściła jakąś przepiękną muzykę i zaczęła opowiadać o pewnej alejce ogrodowej na której najpierw był gęsty żywopłot z tuj, potem gęsty liściasty zagajnik i tak w kółko. Nagle poczułam świeże powietrze i żwirek pod stopami.
Byłam w ogrodzie o którym opowiadała pani psycholog i szłam z Alicją na przedzie a za mną Staś i pani Monika.
Wkrótce jednak zostawiłyśmy ich w tyle i szłyśmy tak aż do Częstochowy, gdzie z otwartymi rękami przyjęła nas ciocia Ewa.
Spędziłyśmy u niej kilka dni a naszym ulubionym zajęciem był spacer po tej alei od której zaczęła się cała nasza przygoda.
Któregoś dnia wysforowałam się sama przez aleję a Ala została w tyle. Zauważył to wujek Grzesiek i powiedział, żebym już nigdy więcej tak nie robiła, bo wrócę z hukiem do domu. Po paru dniach słodkich spacerów znalazłyśmy się znów w szkole. Ja u pani psycholog, ale nie było już tam Stasia, a Ala tam skąd ją wtedy zabrało czyli z internatowego pokoju znad zadania z matmy.
Wróciłam do pokoju z płytą Annie Lenox mimo, że nie zabierałam jej przecież tam ze sobą. Na moim łóżku siedziało dużo osób: Radosław, Emilia i Sebastian.
Przeprosiłam ich grzecznie i został tylko Radek. Emilka poszła na swoje łóżko, a Sebastian całkiem wyszedł z pokoju.
Usiadłam na chwilę, by poukładać sobie w głowie to, co się ostatnio działo a Radosław oglądał płytę. W domu zadzwoniłam do Kasi i opowiedziałam jej całą moją przygodę, a ona mówiła, że u niej wszystko dobrze, ale nic szczególnego się nie dzieje.

Niepożądany mecz

Siedziałam z Alicją w jej pokoju i słuchałyśmy płyty "Close" na winylu a nasi ojcowie oglądali na dole mecz.
Byłyśmy bardzo szczęśliwe, że jesteśmy razem i słuchamy dobrej muzyki.
Później przełożyłam płytę na drugą stronę i zaczęłam się zastanawiać, czy by nie obejrzeć kawałka meczu.
Byłam wtedy w posiadaniu pewnej książki, która nazywała się cisza i miała taką właściwość, że jeśli otworzyło się jej plik, to odtwarzała wydarzenie sportowe, które było najbardziej na topie, a jeśli chciało się oglądać jakieś inne, mniej znaczące trzeba było odtworzyć jakiś inny plik. Nie pokazywałam jeszcze tej zabawki Radosławowi, ale na pewno by mu się spodobała.
Kiedy skończyła się druga strona płyty i wyjęłam ją z gramofonu oznajmiłam Alicji, że teraz mam zamiar pooglądać chwilę ten mecz.
– Ale może na słuchawkach co? – zapytała błagalnie przyjaciółka.
– Ale to będzie tylko chwilka – droczyłam się z nią.
– No dobra. Niech ci będzie – zgodziła się przyjaciółka skwapliwie a ja weszłam do folderu książki cisza, by odtworzyć pierwszy plik.
(…)

EltenLink