Szczygieł
Szczygieł i zięba
Sierpówka
25.04.2020. Sobota
Przyszedł czas na kolejny, obiecany wpis dotyczący pana Marcina Wojciechowskiego.
Wczorajszego dnia, w piątek, słuchałam audycji od samego jej początku czyli od 21:00. i od razu zauważyłam, że dziennikarz zastosował się do moich sugestii, ponieważ jego audycja zawierała mnóstwo konkursów, ciekawostek muzycznych oraz piosenek, które były puszczane za czasów świetności tej audycji. W jednym z tych konkursów chciałam nawet wziąć udział, ale zrezygnowałam, bo pewnie jak zwykle bym się nie dodzwoniła, postanowiłam więc dziś skupić się jedynie na swojej sprawie.
Jednak mojej piosenki nie było i nie było.
Czekałam na nią aż dwie godziny, bo została wyemitowana dopiero po 23. Pan Marcin zapowiadając utwór wspomniał o tym, że piosenka została zaproponowana przez jedną z słuchaczek, której ten kawałek kojarzy się z jego audycją oraz mówił fakty na temat tej piosenki, a także o wokalistce, która śpiewa utwór. Po piosence, tak jak obiecałam, zadzwoniłam do pana Marcina i odebrał po wielu sygnałach. W czasie rozmowy powiedziałam dziennikarzowi, że dzisiejsza audycja jest właśnie taka jak te dawne sprzed kilku lat i wymieniłam utwory, które mi się podobały.
Potem pan Marcin wpuścił mnie na antenę i rozmawialiśmy o utworach napisanych specjalnie pod sytuację związaną z Covit 19. Na koniec, znów poza anteną dziennikarz obiecał mi prezent od radia, więc podałam swój numer telefonu i na tygodniu ktoś do mnie zadzwoni, a wtedy będę mogła wybrać płytę z ich listy nagród. Mam nadzieję, że zadzwonią i że będę wtedy przy telefonie, bo słyszałam od znajomych, że jeśli się raz nie odbierze, to drugi raz już nie dzwonią. Raz też kolega miał taką sytuację, że w ogóle do niego nie zadzwonili, ale ta sytuacja miała miejsce w związku z inną stacją radiową.
Podobno też mam cierpliwie czekać na przesyłkę, ale to akurat jestem w stanie zrozumieć, gdyż sytuacja jest jaka jest, zresztą też od znajomych wiem, że czeka się dość długo na radiowe prezenty. [Pewnie jak im się uzbiera więcej przesyłek to wtedy wysyłają hurtem]. W najbliższym czasie nie mam zamiaru dzwonić do pana Marcina, chyba, że w sprawie jakiegoś konkursu, ale wiem, że jest możliwość kontaktu i jak tylko nadarzy się następna okazja to z pewnością ją wykorzystam.
Szkoda tylko, że moje marzenie musiało się spełnić w tak trudnych okolicznościach jak koronawirusowa kwarantanna.
Dziś oglądałam filmik na YouTube z kanału mojej ulubionej nauczycielki języka hiszpańskiego „Pod niebem Malagi” i ona mówiła, że w Hiszpanii jest nadal bardzo źle, są ogromne obostrzenia, a do tego duża ilość fakenewsów i słaba organizacja rządu, co sprawia, że ludzie tam są naprawdę nieszczęśliwi i podłamani psychicznie. Ja osobiście, znacznie bardziej odżyłam odkąd mogę wyjść do parku czy do lasu. Nagrywam ptaki, co w dalszym ciągu jest moją pasją. W przyszłym tygodniu organizuję ze znajomym wirtualne spotkanie dotyczące ptaków na platformie Zoom, dla kieleckiego oddziału fundacji Szansa dla niewidomych.
To tyle w dzisiejszym wpisie, odezwę się, gdy znów coś się wydarzy.
Z kącika wspomnieniowego
Oto jedna z moich muzycznych przygód z czasów szkolnych.
27.03.2014 r. Czwarcina
Dzień zapowiadał się zwyczajnie a z początku, to nawet był dość miły: dostałam 5 z polskiego, 4 z niemieckiego i 3 z tej kartkówki z ou co to niby miała być pała, było też nudnawe zebranie dotyczące pożegnania klas czwartych na które nasza klasa zbytnio nie ma ochoty. Na pierwszych lekcjach bolała mnie głowa, ale nie poszłam do pielęgniarki, bo liczyłam, że mi przejdzie i tak się rzeczywiście stało. Po południu miałam jak zwykle lekcję organów tylko dziś nieco przedłużoną, potem zajęcia z panem Ogórkiem a potem nauka we własnym zakresie. O pół do szóstej natomiast wybrałam się z panią Beatą na a la weekendowe zakupy w okrojonej wersji do galerii krakowskiej i wtedy dopiero zaczęły się przygody.
Najpierw nie było w Saturnie marzenia mego z przed dwóch lat, które to widziałam pod koniec stycznia, ale nie mogłam kupić, bo kupowałam wtedy inną płytę.
Musiałam się więc przeprosić z empikiem, ale zapewniam cię, że tylko w drodze wielkiego wyjątku, gdyż sklep ten znowu mnie rozczarował, bo ciasno tam było okropnie i odsyłali cię od Annasza do Kajfasza a gdy wreszcie skierowano cię do odpowiedniego stanowiska, gdzie mogłaś się czegoś dowiedzieć okazało się, że jest tam kolejka do kupna jakichś tam biletów i mimo, że nie tak duża była to szła jak krew z nosa albo jeszcze wolniej. Gdy wreszcie dostałam płytę do rąk i zapłaciłam za nią więcej niż miałam w planach udałam się do autobusu trochę niepocieszona zmianą ceny albumu.
Chciałam podzielić się mym płytowym szaleństwem z mamą, ale ona miała zajęte co niezmiernie mnie zaskoczyło, bo gdy ja do niej dzwonię, to zwykle gada jakiś automat a nie takie pip. W szkole okazało się, że coś stało się z mym telefonem.
Cholerny on! Na szczęście z telefonem doszliśmy jakoś do ładu.
Dobrze, że to nie wina mej komórki tylko temu New mobile się coś po pierniczyło.
Udało mi się już opowiedzieć moje przygody Adzie i ona mówi, że to dobrze, iż moje marzenie z przed dwóch lat tak dziwnie się spełniło i że ona też by tak chciała. Kindze natomiast napisałam smsa, że jej wszystko opowiem na długiej przerwie. Długo bym jeszcze mogła tak pisać i opowiadać, ale muszę niestety już iść spać, bo przygody przygodami, ale w szkole też trzeba jakoś myśleć a po obiedzie próby i droga krzyżowa.
Przez te płycinę i problemy z telefonem to nie zapytałam mamę o mego kochanego Frodeczka. Ciekawe jak on się tam ma, czy długo się dziś bawił? Oby tak.
Lady Gaga Fame
To jest kartka z pamiętnika, która opowiada o bardzo wtedy ważnych dla mnie perfumach. Były to drugie perfumy w moim życiu, które sama sobie wybrałam, kupiłam, a nie otrzymałam od kogoś na prezent. Zazwyczaj tego typu prezenty w moim przypadku bywały nietrafione.
16. października 2012 r. Wtorek
Spełniło się moje wielkie marzenie! Kupiłam sobie perfumy "Lady Gaga famę", a dokładnie to Ewelina mi je kupiła oczywiście za moje pieniądze, a mówiąc ściślej za pieniądze, które przywiózł mi tata, który przyjechał z babcią do Krakowa by mogła odbyć wizytę u lekarza i przy okazji mnie odwiedzili.
Jestem niewypowiedzianie szczęśliwa! Wczorajszy wieczór obfitował w wiele emocji.
Kiedy wróciłam z kolacji Ewelina i Kasia wybierały się do Bonarki. Ewel zapytała mnie czy czegoś bym stamtąd nie chciała i wtedy pomyślałam, że oprócz mojego wielkiego marzenia to nie mam w żadnym sklepie nic do kupienia.
Zaczęłam się więc zastanawiać czy w bonarce jest sefora czy nie.
Wtedy Ewela wspomniała o perfumach, a ja dałam jej pieniądze i umówiłam się z nią, że jeżeliby zmieniło się coś cenowo np. jakaś promocja, albo gdyby niespodzianie podrożały, to żeby do mnie dzwoniła i wtedy będziemy się dogadywać przez telefon, co do zakupu. Z Mileną natomiast umówiłam się tak, że jeśli dziewczyny wrócą to Milena ma mi puścić, sygnałka i wtedy przybiegnę, bo trzeba Ci wiedzieć, że trudny czas oczekiwania miałam spędzić z przyjaciółką. Tak jak przypuszczałam czekanie było nieznośne, jak to zwykle z czekaniem bywa.
Kiedy wreszcie Milena zadzwoniła, ja przybiegłam do pokoju z prędkością ponaddźwiękową.
Jakież było moje rozczarowanie, kiedy dowiedziałam się, że perfumy wykupiono i jak na razie nie mam na nie szansy.
Przyznam szczerze, że chciało mi się płakać i nie wiedziałam czy zdołam się pozbierać na tyle by móc spokojnie zdobywać wiedzę. Totalnie zrozpaczona i schandrowana usiadłam na łóżku i usiłowałam uczyć się fizyki. Po chwili zadzwoniła do mnie Ada, by się dowiedzieć czy je mam.
Powiedziałam jej, że nie i po smutnej chwili milczenia rozłączyłam się i ponownie wzięłam do ręki zeszyt od fizyki.
Kiedy czytałam i uczyłam się, jeśli w ogóle można było tak nazwać tę emocjonalną wegetację i przebieganie palcem po kartkach zeszytu słyszałam, że Kasia z Eweliną o czymś szepczą.
Długo jednak na to nie zwracałam uwagi, ponieważ każdy ma prawo mieć swoje tajemnice.
Kiedy tak chandrowałam się z zeszytem od fizyki w ręku wreszcie Ewel nie wytrzymała i wręczyła mi skrzętnie zapakowane pudełeczko, w którym wiadomo oczywiście, co było! Rozpakowałam je prędko poczym krzyknęłam:
? Uduszę was i posiekam na kawałki! ? Potem jak pershing pobiegłam z perfumami w garści do mej przyjaciółki by się z nią radością podzielić. Nie mogłam jej przecież zostawić w przeświadczeniu, że ich nie mam! Ada się niestety myła, więc musiałam na nią poczekać.
Kiedy wróciła wreszcie z łazienki pokazałam jej perfumy i opowiedziałam o smutnej-wesołej przygodzie z perfumami, jaką zaaranżowały dziewczyny z pokoju.
Potem musiałam już wrócić, żeby nie dostać ochrzanu od wychowawców, że za długo siedzę na starym.
Przygodę z perfumami opowiedziałam również pani Beacie i pokazałam jej obiekt moich marzeń.
Z ptakami za pan brat
A oto moje wspomnienia z dawnego projektu, jeszcze ze szkolnych czasów. Dotyczył on, jak tytuł wpisu wskazuje ptaków. Są to relacje z dwóch spotkań na łonie natury, które odbyły się w ramach tego projektu. Miłej lektury!
W lasku wolskim
Pierwsza wycieczka dotycząca projektu o ptakach odbyła się w lasku wolskim. Trwała ona od dziesiątej do trzynastej. Na tej wycieczce widzący robili ptakom zdjęcia. Udało nam się zrobić zdjęcia: ziębie, kosowi i dzięciołowi.
Rozpoznawaliśmy również głosy ptaków i nagrywaliśmy je na dyktafon.
Udało nam się usłyszeć i nagrać takie ptaki jak: dzięcioł, kos, zięba, kowalik, kapturka.
Wycieczka była bardzo przyjemna, ponieważ pogoda nam dopisała, ale przede wszystkim ptaki, których spotkaliśmy bardzo wiele.
Spytkowice
Druga wycieczka związana z tym projektem, to wycieczka do Spytkowic, miejscowości w której znajduje się dużo stawów i można tam spotkać wiele gatunków ptaków mieszkających nad wodami.
Spotkaliśmy tam m.in takie ptaki jak: trzciniak, trzcinniczek, bąk, bączek, mewa śmieszka, rybitwa i gęgawa.
Bardzo trudno było nagrać bąka, ponieważ rzadko się odzywał. W nagrywaniu przeszkadzał nam trochę wiatr, który poruszał rosnącymi tam obficie trzcinami. Uważam, że trudniej nagrywa się ptaki nad wodą, na otwartej przestrzeni, niż w lesie.
Jednak trochę bardziej podobają mi się głosy ptaków wodnych, ponieważ są rzadziej słyszane.
Najbardziej podobał mi się głos trzciniaka, a najmniej bąka.
Do tej pory nie chwaliłam się Wam nigdy wpisami z mojego pamiętnika, ale może czasem warto coś tutaj z niego wrzucić?
04.04.2020. Sobota
Niestety nie przynoszę Ci dobrych wieści.
Nadal trwa kwarantanna! Już prawie miesiąc siedzę w domu i coraz częściej pojawiają się chwile załamania i uczucie zniechęcenia, jak ja to mówię, ‚zrobocenia’. W czwartek przywitaliśmy nowy miesiąc ? kwiecień i tata miał wtedy dzień wolny, jednak nikt nawet nie pomyślał o prima a prilis.
Jedynie na facebooku, a zwłaszcza na grupach pojawiały się jakieś żarciki. W tym roku była moda na straszenie opłatami za korzystanie z usług facebooka. W tym tygodniu nie byłam na absolutnie żadnym spacerze, bo zaostrzono obostrzenia dotyczące kwarantanny i muszę Ci przyznać, że ich najbardziej mi brakuje. Z naturą nie da się bowiem obcować wirtualnie tak jak to się robi w przypadku kontaktów ze znajomymi czy korzystaniu z innych rozrywek.
Dobrze, że chociaż mam świnkę. A propos rozrywek zauważyłam, że coraz chętniej nadrabiam zaległości muzyczne.
Poprawił mi się też kontakt z Latynosami, bo mam znacznie więcej czasu na pisanie z nimi. Wykładowcy zadają coraz więcej, ale na szczęście ustalają dość długie terminy na wykonanie wyznaczonych przez siebie prac.
Znów mam ogromną awersję do mojej pracy licencjackiej, ale obiecałam sobie, że od przyszłego tygodnia biorę się za nią ostro. W tym roku święta będą wyjątkowo smutne, bo nikt nas przecież nie odwiedzi, ani my nikogo, ale i tak przystroiłam tak jak zwykle pokój. Jedynym poważnym brakiem w mojej dekoracji wielkanocnej jest nieobecność mojego ulubionego ceramicznego koguta, któremu odpadła głowa. To bardzo stara figurka. Dostałam ją jeszcze we wczesnym dzieciństwie, bo bardzo marzył mi się gliniany kogucik, o którym usłyszałam w programie dla dzieci. Raz już mu głowa odpadła, gdy uparłam się, by zawieźć go do internatu. Od czasu naprawy figurki trzymała się ona aż do dzisiaj. To już druga tego typu pamiątka, która uległa zniszczeniu.
Pierwszą była ceramiczna mewa przywieziona z obozu językowego w Jastrzębiej Górze. Ona też raz została uratowana ? tata naprawił jej dziób, ale po drugim upadku już nic nie dało się dla niej zrobić, więc wylądowała w koszu na śmieci. Z ogromną przykrością muszę stwierdzić, że nie mam już nic do dodania, więc usłyszymy się najprawdopodobniej zaraz po świętach. Trzymaj się więc tam ciepło i przede wszystkim zdrowo.