Emilia mnie bije
Na początku lekcji angielskiego pani Agnieszki nie było i pilnował nas pan Królikowski. Rozmawiałam z Milą na tematy muzyczne głównie o Alanis, bo ona jest teraz u mnie na topie a Milka ostatnio też się trochę do niej przekonała.
Podczas rozmowy pokłóciłyśmy się nie na żarty i Emilka mnie uderzyła a ja nie pozostałam jej dłużna i zaczęłyśmy się bić nie zwracając zupełnie uwagi na nauczyciela, który nas upominał. Po chwili przyszła pani Agnieszka a my już siedziałyśmy grzecznie przy biurkach.
Nagle przypomniało mi się, że nie zrobiłam zadania, więc zgłosiłam np na co pani Agnieszka odpowiedziała surowo:
– Przez ten czas kiedy biłaś się z Emilią mogłaś przynajmniej coś zacząć, bo ty zdolna jesteś. Ale to ona zaczęła – pomyślałam z rozgoryczeniem.
Przez resztę lekcji byłam w złym humorze i nie odzywałam się wcale do koleżanki. Po objedzie opowiem mamie i Alicji tę historię. Obie bardzo się zdziwią na zadziorność Emilki, ale pewnie będą miały nieco odmienne zdania co do mojego zachowania tzn. oddania Emilii, ale trudno. Mama i tak się dowie o tym incydencie więc wolę jej sama o tym powiedzieć i przygotować psychicznie, bo pewnie nauczyciele będą z nią o tym rozmawiać.
Podsumowując: dzisiaj Emilia przegięła sobie na całej linii i nigdy już z nią nie będę gadać o muzyce ani dzielić się z nią swymi zbiorami choćby nie wiem jak mnie prosiła.
Grill ze spokojnym psem i śpiewająca księżniczka
Zastanawiałyśmy się z mamą, gdzie zrobić grilla, czy u nas czy u cioci, ale stanęło na tym, że u nas, więc przyjechała ciocia Dzidzia z całą resztą, a Paulina pieściła niezwykle dziś spokojnego Froda.
Byłam trochę na psa zła, że jest taki spokojny, bo Paulina lubi psy zabawowe i Frodo zwykle taki jest i często nas tym denerwuje, bo gryzie i nie da się pogłaskać, a gdy przyjechała wreszcie osoba, która rada by była się z nim pobawić, to on śpi u niej w najlepsze na kolanach. Grill okazał się być bardzo monotonny i senny, więc Paulina zaproponowała obejrzenie jakiegoś filmu. Przyniosłam więc laptopa, a tata puścił bardzo smutny film, w którym główną rolę grała Alanis Morissette.
Była chrześcijańską księżniczką o pięknym głosie, która głosiła wiarę w Chrystusa przez swój piękny śpiew. Mieszkała samotnie na jakimś pustkowiu, bo została wyrzucona z pałacu przez wyznawanie swojej wiary. Na tym pustkowiu mieszkali też źli ludzie, którzy chcieli, by ona śpiewała jak jej zagrają a jeśli nie to zostanie zabita powolnymi torturami.
Jednak kobieta nic sobie z tych pogróżek nie robiła i śpiewała dalej w najlepsze coraz rzewniejsze melodie i robiła to coraz częściej.
Któregoś dnia źli ludzie pochwycili ją, ale ona dalej śpiewała swoje, więc zaczęli się zastanawiać jakby tu ją skrzywdzić. Tak długo jednak nie mogli zdecydować się jaką krzywdę jej zrobić, że ta zdążyła już uciec dzięki pomocy jedynego życzliwego jej w tej okolicy człowieka.
Niestety nie wiem jak się skończył ten dziwny, smutny film, bo pies na kolanach Pauliny właśnie się obudził i wszyscy skupili na nim uwagę i nie chcieli już oglądać filmu.
Poza tym były już gotowe kiełbaski i inne grillowe potrawy, więc nie było zupełnie czasu na jakiś tam dziwny film.
Ciekawe co było dalej?
Ironia Cea czy kocica wampiżyca
Przebywałam w salonowym pokoju z mamą tatą i jakąś kobietą.
Obok mnie na kanapie leżała sobie kotka sąsiadów Ironia Cea i lekko mnie zaczepiała.
Zdziwiłam się co Ironia robi w tym salonie, ale ucieszyłam się, że tu jest zwłaszcza, że uczestnicy tej dziwnej kameralnej imprezy chwalili ją pod niebiosa jaka jest piękna i rasowa.
Nagle kocica zrobiła się nerwowa, przestała mruczeć i zaczęła coraz mocniej drapać i gryźć. W końcu wpiła się mocno w moją rękę i próbowała dostawszy się do żyły wyssać z niej krew. Z trudem odczepiłam ją od swej ręki i za karę co mi zrobiła zrzuciłam ją z kanapy. Ona jednak była nieustępliwa wskoczyła na kanapę i znów przyssała się do mej ręki.
Kiedy zgoniłam ją ponownie ona rzuciła się na moją nogę z jeszcze większą dzikością i zażartością, a kiedy wreszcie ją od siebie odczepiłam ona przeniosła całą swoją złość na mamę. Rodzicielka była tak zszokowana zachowaniem kocicy, że nic nie powiedziała i nawet nie umiała okazać zdenerwowania, chociaż to właśnie takiej reakcji się po niej spodziewałam.
Zaczęłam się zastanawiać co może spotkać Ironię po tym incydencie. Czy zostanie uśpiona, czy oddadzą ją do schroniska, a może ten incydent zostanie jej darowany aż do momentu dopóki się on nie powtórzy?
Wyjaśnienie: Ironia Cea to jedna z kotek moich sąsiadów u babci na wsi. Została znaleziona na cmentażu i dołączona do małych kociąt starej kotki. O dziwo została przez kocią mamę przyjęta i karmiona jej mlekiem. Bardzo lubiłam to zwierzątko, ale zostało ono wydane wraz z kociętami do jakiegoś biznesmena.
Kto inny jest winny
Gościliśmy u siebie Marcela i właśnie mama przygotowywała posiłek. Kolega wypoczywał na mojej sofie, a ja jak zwykle wzięłam się za pisanie.
Nagle Marcelowi znudziło się leżenie, podszedł do mnie i zaczął mi dokuczać tak jak zwykle w szkole.
Wtedy ja uderzyłam go po ręce aż plasnęło, a on napisał mi coś w otwartym przeze mnie dokumencie. Mama słysząc zamieszanie zjawiła się w pokoju, popatrzyła na nas chwilę, poczym zadzwoniła na policję. Już po chwili zjawili się policjanci. Z początku rozmawiali z Marcelem ostro, ale nagle zaczęli czepiać się do mnie.
Próbowałam nie zwracać na nich uwagi i zajęłam się dokumentem worda w moim komputerze.
Nagle zauważyłam, dlaczego policja zmieniła front i zaczęła sapać się do mnie zamiast do Marcela. W moim dokumencie było napisane hwdp. Nie dało się im przetłumaczyć, że to nie ja tak napisałam.
Policja poszła do kuchni, by porozmawiać z mamą.
Wtedy Marcel powiedział:
– Odwołaj swoje zarzuty, a wszystko będzie dobrze.
– Nie – warknęłam.
Zawołano mnie do kuchni i ogłoszono wyrok.
– NIE wolno ci pod żadnym pozorem nic pisać, a komputera używać tylko pod ścisłym nadzorem. Musisz również zapłacić 90 zł grzywny.
Zaraz po ogłoszeniu werdyktu policjanci opuścili nasz dom.
Zaraz po nich nasz dom opuścił również nieszczęsny Marcel.
Potem tata wrócił z pracy i opowiedziałyśmy mu całe zajście. Dla poprawy nastroju tata zaproponował obejrzenie komedii. Historia opowiadała o dziewczynie, która została oskarżona.
Pewna dziennikarka dowiedziawszy się o dziwnej sprawie pojechała tam, by ją zbadać.
Historia potoczyła się tak, jak u mnie. Dziennikarka została wkręcona i miała problemy z policją. Żal mi się zrobiło kobiety, bo miała taką samą sytuację jak ja i zaczęłam się bać.
– Tato przełącz na coś innego. To mi nie poprawia nastroju.
– Nie da się przełączyć – powiedział spokojnie tata. Mama przytuliła mnie do siebie, ale i tak bałam się cholernie.
– Co się na tym świecie dzieje, że oskarżani są ci, co na to nie zasługują – powiedziała Babcia wchodząc właśnie do pokoju.
Właśnie – potwierdziłam ciesząc się w duchu, że ktoś jeszcze zechciał zainteresować się naszą niedolą.
Mała łapówka trudny sprawdzian
Kiedy pojechałam do cioci dowiedziałam się, że zakłada hodowlę chomików i już sprowadziła pierwszą parkę, którą poleciła mi nakarmić.
Długo jednak u cioci nie przebywałam, bo musiałam jechać do szkoły. W czwartek na działalności zawodowej pani Drzewiecka chciała mnie zwolnić na fortepian i mama Radka przyszła mi z pomocą, bo przywiozła dwie bombonierki, które miały służyć za łapówki, bo Radosław też z jakiegoś powodu chciał się zwolnić z działalności.
Nagle przypomniałam sobie, że mieliśmy przecież pisać sprawdzian ze spółek. Potrzepnęłam więc panu o tym sprawdzianie, żeby klasa się na mnie nie wkurzyła, że im taki los gotuje, a pani Kasi powiedziałam, że nie musi dawać tej bombonierki.
Niestety ona już to zrobiła. Nauczyciel zaproponował mi nawet, że mi ją odda, ale głupio było wziąć ją z powrotem, choć miałam na to wielką ochotę, bo chciałam dać czekoladki komuś innemu. W końcu stanęło na tym, że nauczyciel podyktował 8 pytań po angielsku w tym jedno po polsku, a napisałam tylko 6, bo pan tak szybko dyktował, a ja nie miałam jeszcze włączonego worda jak on dyktował pierwsze pytanie.
Pytania były piekielnie trudne. Nie dość, że nie mogłam ich zrozumieć, bo były sformułowane trudnym językiem angielskim, to jeszcze nie miałam wszystkich pytań zapisanych, a pytanie sformułowane po polsku dotyczyło jakichś pociągów i nie wiedziałam w ogóle o co wnim chodziło.
Wszystko przez ten głupi fortepian. Z tej historii wyciągnęłam następujący wniosek: Nie należy się zwalniać na fortepian z lekcji, zwłaszcza z działalności zawodowej, ani tym bardziej przekupywać nauczycieli słodyczami, zwłaszcza nauczyciela od wyżej wymienionego przedmiotu.
Mały postój w podróży
Jechałam z rodzicami, ciocią Dzidzią oraz Dorotką na wczasy nad morze. W trakcie podróży zatrzymaliśmy się w gęstym lesie na mały postój.
Stał tam nieduży domek przed którym stała ławka, która aż prosiła, by na niej usiąść.
– Jeśli nas stąd wygonią, to grzecznie się wyniesiemy – mówił tata rozpakowując skromny prowiant. Po niedługiej chwili z domku wyszły dwie osoby: mężczyzna i kobieta. Ona była niewysoką, rozgadaną dziennikarką, a on grubawym, spokojnym mężczyzną interesującym się mechaniką, elektroniką i ogrodem. Para nie złościła się, że przebywamy na ich terenie, a wręcz zapraszała nas do siebie na noc.
– Przecież morze wam nie ucieknie – mówiła żartobliwie dziennikarka. Po krótkim wahaniu zgodziliśmy się zostać chwilę dłużej, a oni chwalili się nam swoimi dobrami. Najpierw kobieta pokazała mi swojego konia i chwilę się na nim przejechałam.
Potem mężczyzna pokazał mi swój nowoczesny wynalazek: oryginalny wóz policyjny. Jak się okazało wóz rzeczywiście był bardzo oryginalny, ponieważ nie był wozem, lecz rowerem z siodełkiem przechylonym w lewą stronę i w dodatku sterowanym na pilota. Był on bardzo cichy i wolny.
Oprócz zwykłych dźwięków syren były jeszcze dźwięki niczym ćwierkające słodko ptaszki.
Trochę dziwnie mi się na tym niby-wozie jechało, ale nie skrytykowałam wynalazku, żeby nie zasmucić jego twórcy. Po osobliwej przejażdżce dziennikarka oprowadziła nas po ich małym, przytulnym ogródku w którym mieszkały beżowe ptaki wielkości drozda. Ptaki te były bardzo oswojone i dawały się brać na ręce.
Wzięłam jednego z nich, a tata zrobił mu zdjęcie i pogłaskał go po grzbiecie. Ciocia natomiast wyraziła ochotę wzięcia go do siebie do domu, by mieszkał w kurniku wraz z kurami i kaczkami i zdobił podwórko. Zapytałam tatę czy to nie jest przypadkiem kwiczoł, a wtedy tata nagle spoważniał i powiedział, że raczej tak, tylko trochę ładniejszy i bardziej zadbany.
Wyrwał mi ptaka z ręki i zakopał go na żywca w ogrodzie dziennikarki.
Zmartwiłam się bardzo czynem taty, bo pomyślałam, że może to był zaganiacz, jeden z mych ulubionych gatunków ptasiej fauny, bo w oddali słychać było ich przepiękny śpiew, a zaganiacze są przecież beżowe.
Powiedziałam o tym tacie, ale on nie zwrócił na mnie uwagi, bo zbierał już nasze manatki do samochodu, gdyż zachowanie jego wkurzyło dziennikarkę i ciocia musiała ją uspokajać.
Uważajcie i bądźcie ostrożni i nie zatrzymujcie się już w tym lesie nawet w drodze powrotnej – ostrzegł nas mężczyzna. Przestraszyłam się bardzo tego ostrzeżenia zwłaszcza, że zapadał już zmrok, a noc zbliżała się nieubłaganie, bo w takim gęstym lesie, to normalnie strach się bać.
Człowiek czy budowla, kościół czy kolacja i kąpiel
Przebywałam w Strawczynku wraz z rodziną i lepiłam z plasteliny pół-człowieka pół-budowlę.
Nagle mama powiedziała mi, że idziemy do kościoła na dziewiętnastą.
Zapytałam więc:
– Dlaczego? Przecież już byłyśmy w kościele w południe.
– Bo dawno nie byłam w strawczyńskim kościele odpowiedziała na to mama.
– A kiedy zjem kolację i się wykąpie. Chciałam iść wcześniej spać, a z tego co widzę nic nie wyjdzie z moich planów.
Kiedy skończyłam lepić człowieka-budowlę zaczęłam jeść kolację. Trudno najwyżej nie zdążę i nie pójdę do tego kościoła. Potem przyszedł do mnie tata i powiedział, że gdyby ta budowla była odpowiednio duża to mogłaby spokojnie stać w Nowym Jorku. Tata powiedział mi również, że jak zjem, to przed kąpielą wyjdziemy na krótki, przyjemny spacerek.
Zgodziłam się i zaraz po kolacji wziąwszy niewiadomo czemu swoją pracę z plasteliny wyszłam z tatą na świeże powietrze. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że jestem nad morzem.
Były trochę za duże fale żeby się kąpać, ale wsadziłam ręce do cieplutkiej wody, po czym wrzuciłam człowieka-budowlę do wody. Niech sobie pływa po strawczyńskim morzu skoro i tak nie może znaleźć się w Nowym Jorku.
Moje nowe przyjaciółki
Od Krystiana dostałam suczkę Jack Russela terriera, którą znalazł, gdy był na mieście, a kociczka przyszła do nas sama. Była bardzo piękna. Miała długą, gęstą i puszystą sierść i cudowny głos. Bardzo lubiła pieszczoty.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie mama, która powiedziała, że pies i kot, to zdecydowanie za dużo.
Powiedziała, że kota można by dać sąsiadom, bo u nich kotów nigdy za dużo, zwłaszcza, że są tam małe kotki, więc naszej kocicy będzie wesoło, a psa może tata gdzieś wyda w pracy.
Bardzo zmartwiło mnie to, co mama powiedziała.
Próbowałam ją namówić, żeby psa wsadziła do kojca, a tylko w weekendy i święta przyprowadzała go do domu, a kot, żeby jak najwięcej czasu spędzał na dworze jeśli pogoda na to pozwoli, a jeśli nie , to żeby przebywał w ganku, kotłowni, albo w ostateczności w kurniku, a w domu przebywałby tylko parę godzin, kiedy miałabym czas się nim zajmować. Mama jednak postanowiła na swoim. W najbliższym czasie miała udać się do pani Agaty z zapytaniem, czy nie przygarnie do siebie jeszcze jednego kota. Tata natomiast będąc w pracy i odwiedzając różne domy miał się pytać mieszkających w nich ludzi, czy nie chcieliby małego wesołego pieska.
Kiedy obie moje przyjaciółki były w domu czułam się niezwykle szczęśliwa zwłaszcza, że one również lubiły się wzajemnie i przez ten krótki czas bardzo się ze sobą zaprzyjaźniły, co również było powodem i mocnym argumentem coby mieszkały dalej w naszym domu. Dobrze, że rodzice szukają im chociaż dobrego i spokojnego domu w którym spędzą resztę życia, a może wrócą do swoich dawnych mieszkań, a jeśli ich już nie mają to wrócą do nas i wtedy mama nie będzie miała już innego wyjścia jak tylko je przyjąć.
Mały rekonesans
Kiedy stresowałam się pójściem na studia, w mej głowie pojawiały się takie oto sny.
Mały rekonesans
Mama chciała przygotować mnie nieco do nowej sytuacji jaką miało być uczęszczanie na uczelnię. Rodzicielka zaprowadziła mnie tam, bym się z nią oswoiła. Na uczelni tej było bardzo głośno, ale może to dlatego, że znajdował się tam internat.
Pewien pan zaprowadził mnie do komputera, gdzie urzędowała studentka Sylwia i podał nam hasło na jej konto.
Było ono bardzo dziwne, bo żeby się na nie zalogować należało: przeżegnać się, podnieść prawą nogę do góry, podnieść lewą nogę do góry i klasnąć w ręce. W jej folderze było całe mnóstwo wordowskich plików o tajemniczych tytułach.
Nasz pan przewodnik powiedział nam, że to są felietony, eseje, opowiadania i wiersze Sylwii.
Postanowiłam więc iść w jej ślady i napisałam felieton.
Mimo hałasu nastrój do pisania był wspaniały.
Humor popsuł mi się dopiero wtedy, gdy zdałam sobie sprawę, że efekt mojej pracy zostanie na koncie tej całej Sylwii. Nasz przewodnik pokazywał nam jeszcze inne pokoje, ale najbardziej podobał mi się ten pierwszy, pisarski.
Przez cały czas mężczyzna wspominał Sylwię i żałował bardzo, że nie może nam jej przedstawić osobiście.
Zaczęło mnie trochę wkurzać to ciągłe gadanie o Sylwii. Co to za geniusz cholera jasna! Na koniec tej osobliwej wycieczki poszłam do toalety a potem posiedziałam jeszcze przez chwilę w uczelnianym parku, w którym było bardzo przyjemnie.
– To też byłoby świetne miejsce do nauki, nie uważasz? – zapytałam mamę.
– Pewnie, że tak. I co spodobała ci się nowa szkoła?
– Jasne! Tylko nie wiem, czy Sylwia mi się będzie podobać.
– Nie musi. Nie jest przecież jedyną studentką na tej uczelni. A może ją przegonisz?
Kto wie. – Mama zaprowadziła mnie do samochodu a ja myślałam, że bardzo chciałabym się tu uczyć, nawet w towarzystwie Sylwii.
Mroczne lekcje matematyki i nie moje płyty
Mroczne lekcje matematyki
Wieczorami odbywałam lekcje z mym wujkiem w starym dworku, w którym słychać było niepokojące odgłosy demolki. Poinformowałam o owych dźwiękach strażniczkę budynku, by się tym zainteresowała, ale ona wiedziała już o tej sprawie i na domiar złego nie umiała jej w ogóle zaradzić.
Postanowiłam sama wziąć sprawy w swoje ręce i poczekać na rozbójników przed pewnymi drewnianymi drzwiami. Mężczyźni czyniący demolkę zjawili się szybko ku mej radości, ale moje zadowolenie nie trwało długo, bo kiedy zbóje zorientowali się, że nie jestem po ich stronie postanowili przypalić mi rękę, żebym miała za swoje. Na szczęście udało mi się uciec przed ludźmi z ogniem w ręku, ale nie pomogłam strażniczce dworku, co mnie bardzo zafrasowało, bo kobieta mówiła, że spalili już dużo wartościowych, starych rzeczy i że jest w tym domu jeszcze jeden pokój, którego trzeba bronić za wszelką cenę. Obawiałam się jednak, że ta słaba kobieta nie podoła powierzonemu jej zadaniu i mężczyźni spalą najważniejszy pokój w tym domu.
Przypuszczam, że dlatego go jeszcze nie spalili, bo zostawili sobie najciekawsze na deser.
Nie moje płyty
Nie szpanuj tak płytami!
Alicja miała wielką chandrę, bo nie miała swoich trzech ulubionych cdków dlatego było jej zupełnie wszystko jedno , co stanie się z resztą płyt, więc oddała wszystkie Radosławowi nie pokazawszy mi ani jednego krążka. Wkurzyło mnie to niezmiernie zwłaszcza, że Radek bardzo szpanował tymi płytami zupełnie tak, jakby to były jego własne płyty od samego początku, jakby sobie sam na nie uciułał.
Zawołałam więc poirytowana na kolegę:
– Nie szpanuj tak płytami! Przecież one nie są twoje! Masz je od pięciu minut, a zachowujesz się tak, jakbyś je miał od dawna. Wkurzasz mnie chłopie tym swoim zachowaniem! – pomyślałam. Porozmawiam sobie z tą Alicją na temat tych płyt, bo sobie przegięła.
Mimo powziętego w nerwach zamiaru nie nagadałam przyjaciółce, bo mi jej żal było jak siedziała taka nieszczęśliwa i schandrowana.
Zapytałam jej tylko dlaczego tak uczyniła, ale ona nawet nie umiała mi odpowiedzieć.
Prawdopodobnie zrobiła to pod wpływem jakiegoś dziwnego impulsu wywołanego wielką chandrą.
Na meczach się przeklina a czasem obrywa, a weekend spędza się w domu albo w internacie
Radosław zaprosił mnie na jakiś mecz, więc na niego poszłam i Mateusz dostał racą, ale mnie na szczęście tylko ona musnęła. Na owym meczu wszyscy przeklinali "na wyścigi".
Wcale mi się tam nie podobało. Po meczu mieliśmy się udać do domu pewnego gostka, który miał dla nas posiłek jednak, by do tego domu wejść trzeba było powiedzieć hasło, które brzmiało „witaj". W tym domu również wszyscy używali wulgarnych słów i gadali o tym cholernym meczu.
Potem pojechałam do domu i zaraz, gdy przestąpiłam jego próg odebrałam telefon od przyjaciółki. Alicja powiedziała, że w niedzielę przyjedzie już na trzynastą, co bardzo mnie zdziwiło, bo przecież ona nie lubi w weekend siedzieć w internacie. Rozmawiałyśmy bardzo krótko i przez to zapomniałam jej powiedzieć, by przywiozła mi płytę Abby. Po rozmowie wykonanej przez telefon włączyłam radio i wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Mama otworzyła je i okazało się, że do naszego domu chciała wejść Alicja, co już do reszty wytrąciło mnie z równowagi.
– Co ty tu robisz kobieto?! – zawołałam oszołomiona.
– Przyjechałam do ciebie a czy mogę tu spędzić noc? – zapytała.
– Tak, ale skoro już tu jesteś, to możesz ze mną pojechać do Krakowa wieczorem zamiast tak wcześnie jak mówiłaś.
– Nie, bo ja muszę tak wcześnie – powiedziała Alicja, po czym zaczęła mi mówić o jakiejś muzycznej niespodziance, którą dla mnie ma, ale którą da mi dopiero w szkole pod warunkiem, że pojadę z nią do internatu na trzynastą.
– Czemu?! – zawołałam zawiedziona, po czym włączyłam jakąś kasetę, która bardzo przypadła przyjaciółce do gustu, następnie Ala gdzieś wyszła i spotkałam ją dopiero w szkole o godzinie trzynastej.
Wręczyła mi jedną ze swych kart pamięci i poleciła, bym wzięła od niej 2 foldery znajdujące się na tej karcie, ale nie wycinając ich.
Kiedy wreszcie komputer wykrył nośnik danych a ja z niecierpliwością go otworzyłam znalazłam tam…
Co się w tej szkole dzieje?
Odbywała się właśnie nudna lekcja historii pod koniec roku szkolnego, którą prowadziła pani Marlena, kiedy ktoś zapukał do drzwi i poprosił ją o coś.
Wtedy pani wyszła a ja pomyślałam nie wiem czemu, że ona zbyt szybko nie wróci i trzeba by się rozejrzeć za jakimś łączeniem za tę nieszczęsną historię.
Kiedy zaglądałam do którejś z sal, by się dowiedzieć, co z naszą klasą pani Marlena pojawiła się znowu i powiedziała:
– Przecież mamy ze sobą lekcję, to czemu szukasz opieki dla swej klasy! Przez resztę lekcji mam zamiar przeprowadzić nieco lżejszy i odbiegający od historii temat a ty mi z klasy wychodzisz.
Wróciłam więc skruszona do klasy w której odbywała się lekcja historii i pani podyktowała drugi już w tej godzinie temat: Jak spędziłeś wakacje.
Jedno wielkie łączenie, jeden wielki bałagan. Po tej dziwnej lekcji historii tego dnia było już tylko łączenie. W klasie w której kazano nam przebywać było bardzo dużo ludzi, ale nie oglądaliśmy żadnego filmu i była jedna wielka dezorganizacja jak to przy końcu roku szkolnego. W klasie przebywał również chłopiec z chorobą umysłową i adhd. Chłopiec ten był bardzo nerwowy, krzyczał i wszystkim rzucał między innymi laptopami. Ja siedziałam koło Radosława w jak najdalszej odległości od chorego chłopca i Radek opowiadał mi o jakiejś wakacyjnej podróży która była bardzo nudna, bo wszystkie pojazdy jakimi jechał w tą podróż psuły się po jakimś czasie i Radek musiał się zadowolić graniem w grę internetową, bo na szczęście miał swój przenośny internet, ale przez te przygody w podróży o mało co nie stracił laptopa. Radosław był bardzo zdegustowany tą podróżą i wkurzony na jej organizatorów. Pocieszyłam go, że następnym razem będzie uważał z kim i w jaką podróż się wybiera.
Wcale to go jednak nie pocieszyło, ale nieco się uspokoił a to już było coś.
Nie dla mnie, lecz dla Eweliny
Był weekend na który zostałam w Krakowie i poszłam z wychowawczynią do perfumerii, żeby zobaczyć perfumy Lady Gaga fame. Miały one brzydki, kręcący w nosie zapach i bardzo mnie rozczarowały.
Pomyślałam, że perfumy te mogłyby spodobać się Ewelinie, bo ona lubi mocne zapachy i chciałam do niej zadzwonić w tej sprawie, ale nie stety nie miałam przy sobie telefonu, więc dałam sobie z tym spokój.
Chciałam dowiedzieć się coś więcej na temat tych perfum np. czy są jeszcze inne zapachy. Nie dostałam jednak konkretnej odpowiedzi.
Dowiedziałam się tylko że w sklepie były 3 wersje tych perfum: za 8 zł, za ileś i za trzecią trzecich początkowej ceny.
Wkurzyła mnie bardzo ta dziwna miara, bo nie mogłam ustalić, czy byłabym w stanie kupić je z własnej kieszeni, czy nie! W końcu nie załatwiwszy nic zawiedziona opuściłam perfumerię, by spotkać się z innymi kłopotami jakimi była olimpiada z biologii.
Kiedy ją pisałam na swym komputerze, to połowa odpowiedzi mi się straciła, a kiedy próbowałam to naprawić, to straciłam wszystko, ale nie przyznałam się do tego komisji. W jakiś czas później pani od organów po cichutku i potajemnie załatwiła mi bym jeszcze raz podeszła do testu, ale i wtedy mi się nie udało, bo kiedy była przerwa, to Radosław usiadł przy moim komputerze, zmienił sobie ustawienia w NVDA wg własnych potrzeb i zaczął pisać na mojej pracy. No cóż! Widocznie nie dane mi było uczciwie i z sukcesem podejść do olimpiady z mojego ulubionego przedmiotu jakim jest biologia!
Dodatek do kota
Mama Ali zgodziła się, by Alicja miała własnego psa i nawet zaoferowała się go szukać.
Jednak po wielu wcześniejszych niepowodzeniach związanych z obietnicami mamy Alki a także po doświadczeniach związanych z moim własnym oczekiwaniem na psa postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i sama szukałam zwierzaka dla mej przyjaciółki. Szczeniaków niestety nie było na stanie, ale znalazło się parę kociąt. Alicja lubi koty, może nawet bardziej niż psy jak to sama kiedyś stwierdziła, więc postanowiłam, że dam jej kociaka zamiast psa.
Wybrałam śliczną, białą kociczkę i już miałam podziękować i wyjść, gdy właścicielka odezwała się do mnie w te słowa:
– Nie wychodź jeszcze, bo mam dla ciebie mały dodatek – i wręczyła mi płytę Cd, ale nie była to płyta z muzyką, bo już było widać po opakowaniu.
Dałam Adzie kota, ale o płycie nic nie wspomniałam tylko dałam ją panu Markowi.
Nauczyciel wsadził ją do napędu i okazało się, że są tam wirusy.
Nikt nie mógł sobie z nimi poradzić a w szkole zapanowała wielka dezorganizacja.
Wtedy powiedziałam panu Markowi skąd mam tę płytę i o kocie Alicji. Informatyk bardzo się na mnie zezłościł i kazał mi iść do 211. Tam przebywał pan Wiesław z jakąś obcą mi klasą. Nauczyciel złapał mnie za ręce i stojąc tak przede mną zadawał mi bardzo trudne pytania z geografii a potem zaczął mówić o jakimś wesołym miasteczku. W końcu zakończył wszystkie dygresje i podyktował temat.
Włączyłam więc komputer, by go grzecznie zapisać i wtedy okazało się, że mój komputer też jest zawirusowany. Na następnej lekcji miałam z panią Kasią, która proponowała mi dyskografię Spice Girls, ale ja jej nie przyjęłam, bo mam przecież już dwie płyty tego zespołu.
Później tego żałowałam, bo te które już mam mogłam przecież dać komuś innemu a resztę bym sobie zostawiła.
Wieczorem udałam się do Alicji i opowiedziałam jej o dodatku do jej wspaniałego kota oraz dyskografii mego zespołu z dzieciństwa.
Dziwne spotkanie i równie dziwna rozmowa z mamą
Była przerwa i wybierałam się na kolejną lekcję, kiedy nieoczekiwanie pojawiły się dwie Australijki, co mnie bardzo zdziwiło, bo przecież zbliżał się koniec roku, a one nigdy nie przyjeżdżają do naszej szkoły na wakacje, tylko na początku pierwszego semestru, a następne na początku drugiego semestru. Jedna z nich była już z kimś zagadana, a z drugą ja nawiązałam konwersację. Dziewczyna od razu chciała wymienić się numerami telefonów, ale powiedziała mi, że mam jej podać swój numer w tysiącach, a ja zupełnie nie wiedziałam o co jej w ogóle chodzi i trochę mnie to zmartwiło, że się z nią nie mogę dogadać. W końcu zaproponowałam jej, że podam swojego maila, ale ona nic na to nie odpowiedziała i pominęła moją propozycję milczeniem, trochę tak jakby ją zignorowała, co również mi się nie spodobało. Wreszcie zrezygnowana zakończyłam rozmowę i zgaszona, zbita z tropu poszłam w swoją stronę. Kolejna część mojej dziwnej przygody odbyła się w domu, gdzie odbyłam poważną rozmowę z moją mamą, która dotyczyła naszej zamożności. Mama powiedziała mi, że teraz kiedy ona i tata pracują, to mamy o wiele więcej pieniędzy niż zwykle i nasza rodzina stała się bogatsza, ale nie wolno mi tego po sobie pokazywać.
Miałam zamiar zapytać się mamy, co ona rozumie przez to pokazywanie naszego bogactwa, ale byłam tak zdziwiona tym co powiedziała, że mnie zatkało i nie byłam w stanie nic powiedzieć. Z zamyślenia wyrwały mnie dzwony kościelne, które odezwały się za oknem i wtedy uprzytomniłam sobie, gdzie tak naprawdę jestem i co mi się przydarzyło.