To opowiadanie jest zainspirowane moim dzisiejszym snem. Jest dość długie, ale mam nadzieję ciekawe. To efekt moich codziennych zmagań z pracą licencjacką. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Miłego czytania! 🙂
Bohaterowie słuchowiska
Koleżanka ze studiów zaproponowała mi wyjazd do Francji. Na te wakacje zgodziłam się tylko ze względu na ich śmiesznie niską cenę, gdyż nie przepadam za tym krajem, ale dawno już nigdzie nie byłam. W hotelu zakwaterowałyśmy się późnym popołudniem. W przestronnym holu sączyła się z głośnika francuska muzyka. W drugim końcu holu kontrastując z romantyczną melodią krzyczała zamknięta w ciasnej klatce papuga. Chciałam do niej zagadać, ale Ewka odciągnęła mnie w stronę recepcji mówiąc:
Dawaj, meldujemy się, puki nikogo nie ma! Jestem zmęczona podróżą, chcę się rozpakować, odświeżyć i odpocząć.
Zgodziłam się skwapliwie.
Dostałyśmy pokój na drugim piętrze. Był schludny, słoneczny, cichy. Ewa pokazała mi szybko co gdzie się znajduję i wskoczyła pod prysznic nawet się nie rozpakowując. Moją uwagę zwróciła niewielka półeczka na której leżał dyktafon i mnóstwo kaset, w większości bez pudełek.
Włożyłam jedną z nich do odtwarzacza i usłyszałam znajomą muzykę z hotelowego holu i ciche popiskiwanie papugi, następnie jakieś rozmowy w jadalni w nieznanym mi języku a potem odgłosy spaceru, chyba po jakimś parku. Na drugiej stronie kasety była nagrana wycieczka po muzeum.
Sprawdziłam inną kasetę. Ta również rozpoczynała się dźwiękami z holu a następnie odgłosy jakiejś popijawy, której nie miałam ochoty słuchać.
Wyjęłam kasetę z pudełka i ta okazała się być pusta.
Pewnie ta w drugim pudełku też jest czysta, więc położyłam ją Ewie na łóżku, żeby był równy podział wraz drugim dyktafonem, którego wcześniej nie zauważyłam a walał się między kasetami.
Muszę powiedzieć Ewie, aby zabrała swój sprzęt na kolację.
Skoro każda kaseta rozpoczyna się od dźwięków z holu to musimy je zarejestrować, a następnie nagrać to, co dzieje się w jadalni. Jeszcze nigdy z czymś takim się nie spotkałam.
Muszę też zapytać recepcjonistkę czy po wczasach mogę sobie tę kasetę zabrać do domu. Obudziłam Ewkę przed osiemnastą, aby zejść do jadalni na wieczorny posiłek. Zabrałyśmy ze sobą nasze dyktafony, ale ten Ewy był jakiś wadliwy.
Zgłosiłyśmy to na recepcji i przy okazji zapytałam o kasetę.
Nie mogę Wam wymienić dyktafonu, bo sprzętu jest tyle, ile łóżek w hotelu, ale domyślam się, że podczas pobytu we Francji będziecie trzymać się razem, więc możecie mieć wspólne nagranie.
Chciałam jeszcze zapytać co robią inne kasety w naszym pokoju, skoro hotelowi goście mogą je zabierać ze sobą, ale Ewa znów pociągnęła mnie za sobą, tym razem w stronę jadalni, skąd dochodził smakowity zapach jadła. Koleżanka była wyraźnie niepocieszona, że nie może sporządzać własnych nagrań, ale recepcjonistka obiecała jej, że gdyby ktoś nie chciał swojego przydziału, albo też wcześniej opuścił hotel ona poinformuje o tym Ewę i wypożyczy inny sprzęt.
Następnego dnia rano obudził nas hotelowy telefon umieszczony na zagraconej kasetami półeczce. Ewa była bliżej aparatu, więc podniosła słuchawkę a po chwili rzekła: – Recepcjonistka do ciebie – i podała mi słuchawkę. – Halo, słucham – odezwałam się niskim, zaspanym głosem.
Czy mają dziś panie bardzo zajęty dzień? – zapytała kobieta słodkim głosem.
Nie, w zasadzie to jeszcze nic nie ustaliłyśmy na dzisiaj.
To wspaniale! Mam dla pani pewną propozycję. Jeżeli jest nią pani zainteresowana, proszę po śniadaniu, a najlepiej jeszcze przed posiłkiem zjawić się u nas w recepcji a wszystko wyjaśnimy.
Dobrze, zjawię się za kilkanaście minut. – Po telefonicznej rozmowie ubierając się pośpiesznie wyjaśniłam Ewie o co chodzi. Koleżanka niechętnie poszła w moje ślady i zaczęła szykować się na śniadanie.
Kiedy byłyśmy już gotowe pognałyśmy niczym wiatr do recepcji ciekawe propozycji hotelowego personelu.
Pani Karolino. Wczoraj, w naszym hotelu zakwaterowała się para polaków, których zna pani z słuchowiska „Nędzole” emitowanego w Radiu Kielce. Czy chciałaby pani zjeść z nimi lunch i przeprowadzić miłą rozmowę, może jakiś wywiadzik? Taki materiał na pewno byłby cenny dla pani pracy licencjackiej.
Och, to wspaniale! Chętnie porozmawiam z autorami tego słuchowiska. To moje ulubione! Przesłuchałam je w całości mimo że do pracy potrzebowałam tylko dwóch odcinków.
Ależ to nie są żadni aktorzy! – oburzyła się recepcjonistka. – To prawdziwi Masternakowie we własnych osobach!
Nie możliwe! – pomyślałam, a powiedziałam tylko: A co z Ewą? Ma ona w tym czasie nudzić się w hotelowym pokoju? Nie możemy przecież się rozdzielić, bo mamy wspólny dyktafon.
– Proszę się o to nie martwić. Wyglądacie panie na bardzo odpowiedzialne kobietki. Na pewno w naszym magazynie znajdzie się jakiś zapasowy sprzęt dla pani Ewy. Zaraz kogoś po niego poślę. No, więc co pani powie na naszą propozycję?
Oczywiście, że się zgadzam. O której godzinie mam się stawić i gdzie?
O 12:30, w pobliskim barze. Ktoś z naszego personelu panią tam zaprowadzi. Proszę się przygotować do rozmowy, sprawdzić czy sprzęt na pewno dobrze działa, a na wszelki wypadek, damy pani zapasowe baterie. – Podziękowałam pięknie i udałam się z Ewką do naszego pokoju a papuga krzyczała za nami wyjątkowo głośno, zupełnie tak, jakbyśmy o czymś zapomniały.
Sprawdziłam sprzęt, ubrałam się w najlepsze ciuchy, wyperfumowałam obficie, uczesałam włosy itd.
Teraz pozostawało już tylko czekać. Z nudów przeglądałam pozostałe kasety, ale nic nie rozumiałam z rozmów, które były na nich nagrane, gdyż były one prowadzone w nieznanych mi językach.
Wreszcie trafiłam na kasetę, na której jakaś wesoła rodzinka porozumiewała się po hiszpańsku.
Schowałam ową kasetę pod poduszką, bo nie miałam już czasu na jej odsłuchiwanie a nie chciałam, aby zagubiła mi się wśród innych. Starsza ponura kobieta przyszła po mnie i zaprowadziła do baru. Był on dosłownie parę kroków od naszego hotelu. Na miejscu zastałam Zbigniewa i Renatę Masternaków z ich malutkim synkiem Wiktorkiem. Oni jednak nie zwracali w ogóle na mnie uwagi tylko rozprawiali o czymś z ożywieniem.
Zaskoczona takim obrotem sprawy omal nie zapomniałam włączyć nagrywania. Renata skarżyła się, że nie mają ani grosza przy duszy, że muszą spać w krzakach jak jacyś złodzieje i że ona nie może zafundować takiego życia dziecku. Na to Zbigniew pocieszał ją, że wszystko na pewno się ułoży, tak jak poprzednim razem.
Miałam ochotę wtrącić się do ich rozmowy, ale nie wiedziałam czy oni grają swoje słuchowiskowe role i ktoś ich teraz nagrywa i czy nie przeszkodzę im w sztucznej konwersacji. Wreszcie nie wytrzymałam i odezwałam się:
Przepraszam, że się wtrącam, ale chciałabym o coś zapytać?
Tak? – odezwała się zaskoczona Renata.
Znam bardzo dobrze wasze losy, bo przesłuchałam calutkie słuchowisko o was i wiem, jak skończyła się wasza historia. Dzięki kolekcji majora Wiktora Malewicza oraz debiutanckiej książce pana Zbigniewa macie państwo mnóstwo pieniędzy! Co więc się z nimi stało? Dlaczego znów musicie tułać się po Francji?
No widzisz – westchnęła ciężko Renata. – Jest wielu takich jak ty, którzy z zapartym tchem śledzili nasze losy i chciało zostać z nami na dłużej, dlatego też autor opowiadań o nas napisał kolejne opowiadanie, które tak jak poprzednie ma być zaadaptowane na słuchowisko. Z niego to właśnie dowiesz się, co stało się z naszym majątkiem i dlaczego znów tułamy się po Francji.
Ale… To tak nie może być! Dlaczego wy musicie na tym tracić? Kto wam zapłaci za wasze trudy? Słuchając ostatniego odcinka słuchowiska nie przyszło mi na myśl, aby ktoś kontynuował waszą historię, bo skończyła się ona w odpowiednim momencie. Bardzo was polubiłam, ale to nie znaczy, że oczekiwałam od was kolejnych przygód!
No widzisz, ty nie, ale inni owszem. Pisali zarówno do autora opowiadania jak również do scenarzysty, który je adaptował na słuchowisko, aby koniecznie pojawiła się kolejna część. Co więc oni mogli począć? Co my mogliśmy zrobić w tej sytuacji?
Zupełnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Pan Zbigniew zamówił coś dla nas.
Będę musiała zapłacić za ten lunch skoro oni znów są tacy biedni.
Może im nawet coś wcisnę po cichu do torby? Nagle usłyszałam stuknięcie. To kaseta w moim dyktafonie się skończyła a raczej jej jedna strona.
Postanowiłam nie przekładać jej na drugą stronę, bo wszystko już przecież zostało powiedziane.
Kusiło mnie, aby zapytać czy wiedzą kiedy zostanie wyemitowane kolejne słuchowisko, ale nie chciałam wyjść na jedną z tych bezdusznych słuchaczek, które chcą tylko kolejnych stron opowieści nie licząc się z tym, że jej bohaterowie muszą to najpierw przeżyć na własnej skórze. Z tego wszystkiego nie chciało mi się jeść mimo iż potrawa pachniała smakowicie. Była to jedna z tych potraw opisywanych w pierwszej części słuchowiska. Pan Zbigniew jakby odczytał moje obawy, bo powiedział:
– Nie musi się pani o nas martwić. Za ten posiłek zapłacił właściciel hotelu, w którym pani mieszka. My też obecnie w nim będziemy przez kilka dni, więc może się pani z nami widywać, jeżeli pani ma na to ochotę.
Byłoby mi naprawdę miło, ale nie chcę też państwu siedzieć na głowie.
Ależ skąd – odparła Renata.
Skoro więc tak? To może pokażą państwo mnie i mojej koleżance jakieś miejsca warte odwiedzenia w tym mieście? Miałam okazję dwa razy przebywać w tym kraju i niestety nie przypadł mi on do gustu, a moja koleżanka nie była tu nigdy. Może więc pokażecie nam Francję z nieco lepszej strony?
Z przyjemnością – odparli jednogłośnie Renata i Zbigniew.
Po powrocie z lunchu nie zastałam Ewki w pokoju. Od burkliwej staruszki, która wysprzątała nasz pokój dowiedziałam się, że ona też znalazła sobie towarzystwo i nie będziemy już razem spędzać czasu. Dostałam nawet osobny klucz, aby nie było problemu z dostaniem się do pokoju.
Kiedy staruszka zostawiła mnie samą zajrzałam pod poduszkę, ale nie znalazłam pod nią schowanej kasety.
Może starsza pani odłożyła ją na miejsce? Albo… Albo zabrała ze sobą będąc ciekawa dlaczego ją schowałam? Nie, tylko nie to! Ja chcę wiedzieć co na niej jest!
Cały pobyt we Francji spędziłam z Masternakami.
Bardzo zaprzyjaźniłam się z Renatą, polubiłam też Zbigniewa.
Jedynie o małym Wiktorku zdania sobie nie wyrobiłam, gdyż był jeszcze niemowlakiem i w dodatku bardzo cichutkim, więc prawie go nie dostrzegałam w naszym towarzystwie. Z Renatą rozmawiałam o jej czasach sprzed słuchowiska, o jej puchatym psiaku Dinozaurze, o mojej śwince morskiej i w ogóle miłości do zwierząt.
Znalazłyśmy ze sobą wiele wspólnych tematów i aż żal było się rozstawać. Już nie nagrywałam nic na mojej hotelowej kasecie. Nie obchodziła mnie ona wcale i gdyby nie ta rozmowa, którą nagrałam podczas lunchu, pewnie w ogóle bym jej ze sobą nie brała. Ale wzięłam, bo chciałam mieć na pamiątkę głosy nowych znajomych.
Ja nie chcę kota, mam świnkę. Gdzie jest moja kaseta?
Wróciłam do Polski z bagażem wspomnień i ze znacznie zmniejszoną niechęcią do Francji. Już w drzwiach mieszkania powitał mnie ojciec z puchatym kotkiem na rękach.
A cóż to za stworzenie przebywa w naszym mieszkaniu? – zapytałam z niechęcią.
To jest kot rasy Rex. Dostaliśmy go od pani Hałupkowej. Ona ma już swojego rakdolla i nie chciała przyjąć drugiego kota pod swój dach, bo zbytnio się nie dogadały.
Rozumiem. No ale my mamy świnkę. Poza tym mnie się podobają inne rasy kotów niż ten cały rex.
Och nie marudź Karola, to zupełnie dobry kot. Możemy go oddać znajomym albo sprzedać za niezłą sumkę.
Ok, w porządku. Kilka dni może u nas zostać zanim znajdziemy mu dobry dom.
Rozpakowawszy się wzięłam kota na kolana i zaczęłam odsłuchiwać kasetę, którą przywiozłam z Francji.
Jednak jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że nie jest to kaseta z głosami moich nowych znajomych, ale ta z hałaśliwą hiszpańską rodzinką. To chyba jakaś pomyłka! Gdzie jest moja kaseta z nagraniem z Lunchu? No gdzie? Już mi nie zależało na kasecie z nagraniami Hiszpanów.
Chciałam odzyskać moje nagrania. Coś jednak kazało mi wysłuchać kasety do końca.
Były tam hałaśliwe posiłki, hałaśliwe spacery, huczne imprezy, ale bez poalkoholowych kłótni czy pijackich dewastacji. Na końcu nagranie było jakieś przytłumione, zamazane, potem chwila ciszy a wreszcie głos zgryźliwej staruszki z hotelu, która przedstawiła się jako María i jakieś długie jak to u Hiszpanów nazwisko oraz wyjaśnienie:
To była moja rodzina. Oni zginęli w wypadku w czasie powrotu do kraju. Od tej pory ja pracuję w tym hotelu i słyszę ich czasem w nocy jak się bawią i śmieją. Przepraszam, że zabrałam twoją kasetę. Byłaś taka podobna do mojej wnusi Amalii. Ona też interesowała się słuchowiskami. Po powrocie do Hiszpanii miała grać główną rolę w jednym z nich, a ja taka byłam z tego dumna. Poza tym zaciekawiłaś mnie tym, że schowałaś kasetę pod poduszkę, akurat tą. Może miałaś znajomych z Hiszpanii? A może znałaś kogoś z mojej rodziny? Chciałam z tobą nawet o tym kiedyś porozmawiać, ale ty byłaś tak zaaferowana tą parą Polaków, więc nie chciałam ci przeszkadzać i psuć nastrój moimi narzekaniami.
Wynurzenia staruszki urwały się raptownie, bo skończyła się kaseta. Ciekawe co jeszcze ta kobieta chciała mi powiedzieć?
Otarłam łzy i schowałam kasetę w najciemniejszym kącie szafki.
Teraz pozostało jeszcze pytanie, co zrobić z kotem rasy rex? Dać go Wiktorowi? On przecież chce mieć kota. A może nie? Może… Wysłać go do Francji jako podarek dla Renaty i Zbigniewa, bo z futerka podobny jest do ukochanego dinozaura Reni, albo przekazać go smutnej Marii? Mojemu tacie ani jedna, ani druga propozycja się nie spodoba, bo chciałby na zwierzaku zarobić, ale ja mu na to nie pozwolę. Ta historia nie może się tak zakończyć!