Categories
Sny

Wylewanie, marnowanie, ratowanie

Witajcie kochani!
Pragnę Wam dziś przedstawić sen z minionej nocy, a w zasadzie 2 długie jak makaron sny, które się ze sobą łączą a przy odrobinie koloru stanowią jedną całość. Miłej lektury kochani!

Wylewanie, ratowanie

I znów byłam w internacie, ale jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło, bo miałam własny pokój a w nim radio, więc nikt mi nie zabierał czasu na naukę, sen oraz nie zakłócał spokoju podczas słuchania moich ulubionych audycji. Jedynym mankamentem była wspólna łazienka na korytarzu, ale to nie było jeszcze takie straszne, bo po pandemii mniej osób mieszkało w internacie i było jakoś tak spokojniej.
Pewnego niedzielnego wieczora, kiedy bardzo chciało mi się spać a radio grało cichutko na parapecie, usłyszałam informację, że Lady Gaga wydała nową, bonusową płytę pt. „Wyuzdanie” a do kilku egzemplarzy tegoż albumu dodała żel pod prysznic o nieprzyjemnym zapachu, jednak wszyscy jej fani chcieli go mieć, bez względu na konsekwencje. Ja również do nich należałam, dlatego dnia następnego, zamiast na zajęcia, udałam się do galerii handlowej w celu zakupienia płyty oraz żelu.
Niestety, objechałam wszystkie centra handlowe i w żadnym nie było ani płyty, ani tym bardziej tajemniczego płynu do kąpieli. Rozczarowana wróciłam więc do internatu i zmordowana położyłam się na tapczanie.
Wtedy zapukała do mojej sypialni pani sprzątająca Krysia a ja powitałam ją z entuzjazmem, gdyż chciałam się komuś pożalić moimi nieudanymi fanowskimi zakupami.
? Dzień dobry pani Krysiu, jak się pani miewa? ? zagadnęłam moją ulubioną panią sprzątającą.
? Całkiem nieźle, choć dziś sporo pracy miałam ? odpowiedziała ona swym niskim głosem, ale już nie drążyła dalej tematu a ja jakoś nie chciałam zawracać jej głowy swoimi sprawami.
Nagle kobieta, zabierając swoje rzeczy zatrzymała się na chwilę, jakby coś sobie przypomniała.
? Powiedz mi Karolino, lubisz Lady Gagę?
? Jasne, kiedyś była moją idolką a ostatnio jakoś wróciłam do jej twórczości.
? Bo widzisz, ja wczoraj dostałam od znajomych jej album i jakiś dziwny płyn do mycia. Chciałabyś go może, bo ja nie mam w rodzinie fanów tej piosenkarki.
? Jasne, ile za to pani chce?…
Szybko dobiłyśmy targu i w moje ręce wpadł nowiutki album Lady Gagi z osobliwym dodatkiem. Już nie mogłam się doczekać wieczoru, by umyć się w tym płynie, który rzeczywiście, miał jakiś dziwny zapach, ale wcale mnie to nie zraziło. Już po kolacji, zajęłam sobie kolejkę we wspólnej łazience i mój ulubiony prysznic.
Kiedy oddawałam się kąpieli w pomieszczeniu nie było nikogo. Żel miał zapach detergentów do sprzątania podłogi, ale dobrze się pienił i chłodził ciało. Mam nadzieję, że nie dostanę jakiegoś uczulenia od tego specyfiku.
Wreszcie zakończyłam kąpiel, bo już zaczęły przychodzić kolejne dziewczyny i gawędziły ze sobą cicho. Ukontentowana kąpielą wróciłam do sypialni.
Kiedy już zasypiałam, do mego pokoju zapukała Antonina.
? Cześć kochana, sorry, że ci przeszkadzam, ale chciałam zapytać czy to nie twój płyn do płukania, bo leżał w pobliżu twojego ulubionego prysznica? Nie chciałam, aby ktoś ci go ukradł. Pozwoliłam jedynie sobie wziąć go trochę do mojego prania. ? Na te słowa aż się we mnie zagotowało. Koleżanka wręczyła mi butelkę, w której nie było już połowy jej zawartości. Nie możliwe, żebym aż tyle na siebie wylała podczas pierwszej kąpieli, więc to ani chybi sprawka Antoniny!
? Kobieto, to nie jest płyn do prania, tylko do kąpieli! ? powiedziałam starając się, aby zabrzmiało to spokojnie.
? A taki dziwny jakiś zapach miał. Ale myślę, że ciuchy się w tym wypiorą ? powiedziała Antonina.
Poprosiłam ją grzecznie, aby dziewczyna sobie poszła, bo chciałam schować specyfik od Lady Gagi i iść już spać, gdyż byłam bardzo zmęczona tym pełnym wrażeń dniem.

Wylewanie, marnowanie

Następnego dnia opowiedziałam Alicji o mojej przygodzie z gadżetami od Lady Gagi i ona też chciała zdobyć dziwny płyn do kąpieli. Na płycie nie było nic ciekawego, tylko jakieś remiksy i krótka przemowa wygłoszona przez piosenkarkę. Alicję bolała głowa, więc po pokazaniu żelu i płyty wróciłam do swej sypialni. Tam włączyłam Radio Zet i dowiedziałam się o konkursie, w którym można wygrać wakacyjny wyjazd i bawić się w jakąś wielką, kilkudniową grę terenową z dziennikarzami tej stacji. Zadzwoniłam więc do Alki i poprosiłam, aby to ona zadzwoniła do radia, bo ja niedawno wygrałam kubek, więc miałam miesięczną karencję na wygrywanie. Ona zgodziła się skwapliwie, choć chciała już spać, gdyż głowa rozbolała ją jeszcze bardziej.
Przez cały wieczór słuchałam radia czekając, aż przyjaciółka wygra mi wyjazd, ale jej głos nie pojawił się na antenie, więc następnego dnia, na jednej z przerw ochrzaniłam ją:
? Dlaczego mi nie pomogłaś? Tak bardzo mi zależało na tym wyjeździe! Spotkałabym się na żywo z Marcinem Wojciechowskim.
? Ale ja ci wygrałam ten wyjazd tylko nie wpuszczono mnie na antenę. Podałam twój numer telefonu, więc lada dzień na pewno do ciebie zadzwonią.
? Taaaa, na pewno, już ci wierzę. Oni zawsze wpuszczają na antenę jeżeli coś wygrywasz, więc nie opowiadaj mi tu bajek, bo już dawno z nich wyrosłam. ? po tych słowach odwróciłam się od przyjaciółki i nie odzywałam do niej do końca dnia.
Jednak już nazajutrz zadzwoniono do mnie w sprawie wyjazdu, więc po obiedzie przeprosiłam przyjaciółkę. Na miejscu było sporo młodzieży, która trzymała się razem oraz kilka osób w wieku moich rodziców. Nie miałam z kim spędzać czasu, więc w wolnych chwilach od gry, chodziłam do dziecięcego basenu i zażywałam w nim odprężających kąpieli. Tam to właśnie spotkałam hiszpańską rodzinę z którą się zaprzyjaźniłam. Rozmawiałam z miłym małżeństwem w średnim wieku, pluskałam się z ich dzieciakami, wymieniałam się piosenkami z ich najstarszą córką, bawiłam się z ich pieskiem i było mi naprawdę wspaniale.
Jednak któregoś popołudnia do basenu przybiegły jakieś wyrostki, przegoniły pieska, nawrzeszczały na dzieci hiszpańskiej rodziny i zdewastowały basen wylewając z niego większość wody a pozostałą zabrudzając. Nie mogłam patrzeć na takie marnotrastwo, więc udałam się do pomieszczenia, gdzie rezydował Marcin Wojciechowski. Dziennikarz był bardzo zajęty.
Asystowała mu dziewczyna o imieniu Dagmara, której bardzo nie lubiłam. Stanęłam niepewnie w drzwiach a pan Marcin zapytał o co chodzi.
? Zdewastowano basen hiszpańskiej rodziny: zabrudzono go i wylano zeń wodę ? powiedziałam słabym głosem.
? A co ma pan Marcin do tego? ? warknęła Dagmara a ja poczułam się jeszcze bardziej nieswojo i już miałam wyjść kiedy do pomieszczenia wszedł merdając ogonem ratlerek Hiszpanów. Wzięłam go na ręce i zaczęłam z pasją opowiadać o rasie. Pan Marcin zainteresował się psem i wziął go na kolana a dziewczyna udawała, że ją zwierzątko nie interesuje, ale wiedziałam, że też ma ochotę go przytulić.
Zaczęliśmy rozmawiać o sprawach gry konkursowej, o jej nieubłaganym zakończeniu a piesek przechodził z rąk do rąk.
Pani, z którą mieliśmy zajęcia plastyczne i robiliśmy gadżety przyszła do nas, by poinformować, że nie jestem wpisana na jakiejś tam liście a przez to nie mogę ubiegać się o główną nagrodę. Pan Marcin chciał to jakoś wyjaśnić a mnie znów zrobiło się przykro. Z zewnątrz dobiegały kolejne nieprzyjemne odgłosy dewastacji. Wzięłam od dziewczyny pieska i przytuliłam go mocno.
Muszę ratlerka oddać właścicielom. Nie czekając na wyjaśnienie sytuacji z konkursami poszłam na ich poszukiwanie. Za mną niczym cień wysunęła się Dagmara ? nielubiana przeze mnie dziewczyna i pomogła odszukać Hiszpanów, którzy już się pakowali i było im bardzo smutno. Pocieszałam ich jak umiałam, ale sama się rozpłakałam. Młoda Hiszpanka wzięła mnie na stronę i podała jakieś papiery. To pewnie te listy konkursowe, które się zagubiły czy coś w tym stylu. Spróbuję je dać dziś wieczorem panu Marcinowi jak się wszystko uspokoi. Ostatni raz pogłaskałam pieska. Czułam ogromną pustkę w środku.
Udałam się w pobliże zdewastowanego basenu, ale już nie miałam siły płakać. Dagmara gdzieś sobie poszła.
Zostałam prawie sama, bo w pobliżu słyszałam snujących się niczym cienie młodych dewastatorów a z oddali turkoczące po chodniku walizy hiszpańskiej rodziny. Koniec ? powiedziałam głośno i… się obudziłam.

Categories
Sny

Dwa, a nawet trzy światy (wersja extended)

Pamiętacie może jeden z moich odjechanych snów o tytule „2 a nawet 3 światy?”? Otóż mój przyjaciel podjął trudne wyzwanie i postanowił to dziwne opowiadanie zakończyć. Jestem szalenie ciekawa, czy w takiej wersji Wam się spodoba. Umieszczam tu całe opowiadanie, od samego początku, abyście nie musieli się do niego dogrzebywać w czeluściach mojego bloga.

Dwa, a nawet trzy światy (wersja extended)

Norbert zaproponował mi, żebym zarejestrowała się na pewnej stronie z której też mogę mieć korzyści a on będzie miał jakieś punkty czy coś takiego.
Poprosiłam więc tatę, by to zrobił, bo samej mi się nie chciało, ale potrzebny był mój numer telefonu, a że było to pole wymagane, więc tata skwapliwie go wpisał. Od tego dnia zaczęły się moje wielkie kłopoty, które zaowocowały przygodą opisaną poniżej.
Najpierw dzwonili do mnie ludzie, ale się nie odzywali, potem w naszej kuchni zaczęło straszyć aż stałam się lękliwa i nie chciałam wychodzić ze swojego pokoju, bo tam mi było najbezpieczniej. Mama bardzo była zmartwiona moim zachowaniem dlatego zadzwoniła do Norberta, który był sprawcą tego zamieszania. Norbert wcale się moim położeniem nie zmartwił tylko zaprosił mnie na wycieczkę.
Następnego dnia pojechałam więc z nim i z jego kolegą, który też korzysta z tej strony, bo co było robić innego.
Zatrzymaliśmy się nad jeziorem. Norbert namawiał mnie, bym się wykąpała, ale ja nie skorzystałam z propozycji.
Jego kolega był nierozmowny.
Wylegiwał się na trawie i słuchał czegoś na słuchawkach.
-Rozejrzyj się dobrze, czy nie ma jakiegoś wejścia ? powiedział Norbert na koniec tej dziwnej, ponurej wycieczki.

W samym środku filmu

Kiedy wróciłam do domu nic już nie było jak dawniej. Dom był inny, mamy nie było, tylko jakaś siostra i niedobry, surowy ojciec niemający absolutnie na nic czasu. Norbert kazał szukać wejścia, więc chodziłam po domu i szukałam.
Wreszcie w opuszczonej garderobie znalazłam drzwi opatrzone kokardą ze wstążki.
Otworzyłam je, skrzypnęły cicho.
Przeszłam przez przedsionek, otworzyłam następne i znalazłam się w sali, gdzie tańczyło mnóstwo par.
Wszyscy byli tancerzami baletowymi.
Dziewczęta miały rozkloszowane, tiulowe suknie a chłopcy obcisłe spodnie i koszule. 1 z nich prawie od razu zaprosił mnie do tańca, a ja pomyślałam, że muszę okropnie się wyróżniać w tym zwykłym domowym stroju. Chłopiec był bardzo miły i poruszał się z gracją jak zresztą wszyscy w tym towarzystwie i chyba się w nim zakochałam.
Przez cały bal chłopak przebywał tylko ze mną, ale nad ranem z żalem udałam się do siebie, bo czułam, że na mnie już pora.
Codziennie odwiedzałam tę roztańczoną krainę. Nie codziennie były bale, ale tam zawsze coś się działo.
Najczęściej odbywały się próby do ich rozlicznych występów, ale mój nowy przyjaciel zawsze znalazł dla mnie czas.
Któregoś dnia znalazłam w domu jeszcze jedne drzwi, ale prowadziły one do zupełnie innego świata, jak się potem okazało świata mojego ojca.
Był to rynek jakiegoś miasta, gdzie na ławce siedziała kobieta w ciąży i czekała na swego ukochanego. Tym ukochanym był oczywiście mój ojciec.
Wzburzyło mnie to, że ten okropny człowiek tak potraktował tę biedną kobietę i pogadawszy z nią chwilę wróciłam czym prędzej do domu i nie chciałam mieć już nic wspólnego z tym nieszczęsnym światem. Gdy zamykałam do niego drzwi przyłapała mnie na tym siostra i z początku nie chciałam jej nic powiedzieć. W końcu jednak powiedziałam jej tylko o świecie taty a o moim nie i zostawiłam ją z tą wiadomością.
Któregoś dnia ojciec wziął nas na rozmowę i wypytywał się o wszystko aż w końcu doszedł do sedna.
-Dlaczego byłyście w moim świecie? ? zapytał ostro.
-Ja byłam tam tylko raz, ale zorientowałam się, że to nie moje miejsce, więc z niego wyszłam ? powiedziałam skruszona.
-A ja tam byłam wiele razy, bo nie mam swojego miejsca a ona ma! ? powiedziała rozgoryczona siostra.
-Ale jej historia jest inna ? mruknął ojciec. ? Kogo lubisz w swoim miejscu? ? zapytał przymilnie ojciec.
-Chodzę tam, bo interesuję się baletem, ale nie mam tam nikogo takiego ? skłamałam, bo nie chciałam, żeby ten człowiek mieszał się w moje sprawy.
? To dziwne. W każdym razie na pewno będziesz miała. Tak jest zawsze. ? Po tych słowach ojciec o nic już nie pytał, ale ja czułam dziwny niepokój.
Potem ojciec pokazał nam, że na razie nie może wchodzić do swego świata, bo przekroczyłyśmy z siostrą limity. Gdy chciało się wejść do świata ojca pojawiały się wciąż nowe i nowe drzwi, więc zrezygnowana wróciłam do domu i przeprosiłam ojca, choć tak naprawdę to siostra powinna go przeprosić, bo to ona ciągle tam właziła.
Przez tą moją głupią siostrę tata może zniszczyć moje relacje z tancerzem i w ogóle popsuć mi całą zabawę albo co byłoby jeszcze gorsze siostra może tam wejść, bo jest zazdrosna i zła, że nie ma swojego świata do którego mogłaby chodzić i wtedy to już będzie całkiem tragicznie! Gdy tylko tata na dobre zajął się swoimi sprawami a siostra gdzieś sobie poszłam udałam się Prętkom do mego świata, by ostrzec moich przyjaciół przed nieproszonymi gośćmi.
Kiedy się tam znalazłam trwała w najlepsze jakaś impreza, ale bardziej współczesna niż zwykle. Od razu natknęłam się na mego chłopca, ale nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Od razu zauważył, że jest mi smutno.
Nagle stało się coś zupełnie nieoczekiwanego.
Usłyszałam dziwny dźwięk i znalazłam się w swoim własnym domu z mymi prawdziwymi rodzicami.
-Przerwa na reklamy, ale się zasłuchałaś. Lubisz takie romansidła, co? ? zapytał tata. Nic nie odpowiedziałam tylko wstałam z łóżka z zamiarem umycia sobie głowy, bo przerwy na reklamy bywają na prawdę długie, ale nie zdążyłam się nawet rozebrać, gdy tata zawołał mnie z pokoju.
Włożyłam więc z powrotem ciuchy i wpadłam do pokoju. Po chwili znów znalazłam się wśród tancerzy. Przyjaciel opowiadał mi właśnie o swoim ostatnim bardzo udanym występie i proponował, bym dołączyła do ich zgranego zespołu.
Nagle znów usłyszałam ten okropny dźwięk i znalazłam się na kanapie w moim domu.
Teraz jednak nie poszłam się kąpać mimo, że przerwa trwała i trwała a gdy się wreszcie skończyła i znów znalazłam się przy stoliku obok niego zapytał:
-Dlaczego jesteś smutna, co cię trapi?Jeszcze nigdy nie widziałem cię w tak pieskim humorze.
Chciałam mu o wszystkim powiedzieć, ale nie wiedziałam jak on na to zareaguje, czy się nie wkurzy, że nie dopilnowałam tajemnicy.
-Dać ci coś do picia? ? dał na razie za wygraną chłopak.
-Bardzo chętnie odpowiedziałam. Jak przyjdzie teraz z piciem to mu powiem.
Muszę mu powiedzieć. W końcu podaje się za mojego przyjaciela.
Gorzej będzie jak mu nie powiem. Chłopak wrócił z dwiema szklankami a ja napiwszy się właśnie otworzyłam usta, by się mu na prawdę wyżalić, gdy otworzyły się drzwi do sali pełnej tancerzy i weszła tam jakaś dziewczyna…
Mimo że zrobiła to w dosyć ostentacyjny sposób, nikt na nią nie zwrócił uwagi, zupełnie jakby była duchem.
Zaczęła zmierzać w naszym kierunku, a im była bliżej tym robiło się znacznie dziwniej. Czas zaczął jakby zwalniać, aż w końcu całkiem się zatrzymał.
Wszyscy ludzie dookoła zamarli w bezruchu, włącznie z moim przyjacielem, który siedział obok sprawiając wrażenie wiecznie czekającego na wyznanie.
Tajemnicza dziewczyna dosiadła się do nas bez słowa na trzeciego.
Miałam jej zwrócić odrazu uwagę, że było to wielce nietaktowne tak zatrzymywać całą imprezę dla własnego widzimisię, lecz zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, kobieta zrobiła coś niespodziewanego.
Równie bezczelnie jak zatrzymała imprezę, tak całkowicie bez pytania wzięła sobie szklankę mojego towarzysza po czym wypiła z niej ponad połowę jej pierwotnej zawartości.
Pomyślałam, że tego już za wiele. Już miałam jej wszystko wygarnąć, gdy zupełnie jakby czytając mi w myślach powiedziała:
? Spokojnie, po co te nerwy? Przecież nie zrobiłam jeszcze nic złego. ? Po tym zdaniu już nawet nie chciałam poruszać dalej kwestii kultury i grzebania w cudzych myślach, bo uznałam to za bezsensowne.Bardziej zaniepokoiło mnie to “jeszcze” w zdaniu o czynieniu zła. Skubana to również odczytała.
? Nie musisz się niczego obawiać. Przynajmniej dopóki przestrzegasz zasad. Domyślam się jednak że zapewne nie chciało ci się ich nawet przeczytać… Nieważne. Hmmm, a więc zastanawiasz się kim jestem i dlaczego składam ci wizytę akurat teraz. Odpowiadając na twoje niezadane jeszcze pytanie, jestem zwierzchnikiem tego miejsca. Tego i całej reszty światów. Hmmm… Aha, tak właśnie myślałam że chcesz o to zapytać. Ale proponuję żeby pytania zaczekały, ponieważ mam ci do przekazania wiadomość. Twoja serialowa siostra jest w tej chwili na łożu śmierci. Chce z tobą koniecznie porozmawiać zanim zejdzie.
? No nie mogła sobie wybrać lepszego momentu na umieranie? Niech będzie. Tylko mogę cię poprosić o nie wznawianie czasu zanim wrócę? Wiesz, właśnie przerwałaś mi…
? Wiem co ci przerwałam ? uśmiechnęła się szyderczo ? poczekam. ? Dotarłam więc do feralnego łoża śmierci mojej siostry.
? Witaj siostrzyczko, fajnie że mnie odwiedziłaś bo zaraz tutaj skonam.
? Słucham ja ciebie cierpliwie, co masz mi do powiedzenia?
? Chciałam się pożegnać, tak po prostu. Może nie zawsze było nam po drodze, ale w końcu mieszkałyśmy pod tym dachem przez te kilka lat, prawda?
? No prawda. Gdybyś nie okazała się aż tak zazdrosna w ludzkich sprawach, to zdecydowanie lepiej byśmy się dogadywały. Dlaczego tak właściwie akurat teraz ci się zebrało na umieranie?
? Ze starości. Już odporność nie taka jak dawniej. A to że mam taką osobowość, to przepraszam bardzo, już nie jest moja wina. Poza tym ty też nie jesteś taka święta. Lubiłaś mi dogryzać jak byłam jeszcze mała.
? A ty lubiłaś mnie wtedy podgryzać. Z mojego punktu widzenia jesteśmy kwita.
? A czardasze? Za nie ci się nie odgryzałam. Chociaż w sumie one jeszcze były znośne. A czasami nawet było fajnie, to jednak darujmy je sobie. No ale dobra, chyba już na mnie czas. Jak to się mówi, pora umierać. Żegnaj siostro.
? Pozdrów ode mnie świt. Być może kiedyś jeszcze się zobaczymy, o ile trafimy do jednego nieba. ? Po pożegnaniu siostry pośpiesznie chciałam wrócić do swojego świata, ale nie mogłam wejść z powrotem. Za drzwiami z kokardą były zawsze kolejne i następne, tak samo jak w zabezpieczonym świecie taty. Kiedy już myślałam, że zwierzchniczka mnie oszukała nagle pojawiłam się dokładnie przy stoliku w sali w moim świecie. Tajemnicza nieznajoma i chłopak dalej siedzieli w tych samych miejscach. Dziewczyna wypiła całą wodę z jego szklanki i zabierała się za moją.
? Jakbyś przeczytała regulamin to wiedziałabyś, że nie można normalnie wchodzić do świata kiedy jest zatrzymany czas… Mogłabyś kiedyś zrobić mi tą przyjemność i to przeczytać, nie będę przecież wiecznie cię przenosić tutaj w taki awaryjny sposób, bo nie znasz procedury wejścia podczas stagnacji. A propos wieczności, tak się właśnie przyglądałam temu twojemu chłopcu i zastanawiałam się jak długo będziesz tu do niego przychodzić.
? O to już niech cię głowa nie boli. Będę przychodzić tyle, ile tylko będę chciała. Albo na tyle, na ile mi pozwoli na to sytuacja.
? Ah, po co te uszczypliwości. Nie jestem tutaj bo mam taki kaprys, tylko po prostu wykonuję swoją pracę. Ludzi za mną niespecjalnie przepadają, bo dosyć niewdzięczną profesją jest włażenie z butami w cudze strefy osobiste. I wierz lub nie, ale dla mnie wcale nie jest to satysfakcjonujące. Zwłaszcza kiedy muszę zjawić się w najmniej odpowiednim momencie. Więc ciesz się że nie nakryłam was w jakichś intymnych sytuacjach czy coś. No, ale cóż, ktoś w końcu musi być od brudnej roboty. Aha, widzę jeszcze że zaraz zaciekawi cię jeszcze jedna kwestia. Nie wybieram komu i kiedy czytam w myślach, po prostu mam do nich nieustanny wgląd. Nawet nie wyobrażasz sobie co niektórzy mogą o tobie pomyśleć. Nawet z moją beznamiętnością czasami bywa trudno przełknąć niektóre rzeczy. Szefostwo wymaga ode mnie profesjonalizmu, ale na szczęście nie mają jak mnie bezpośrednio kontrolować. Dzięki czemu udaje mi się czasami wdać w krótkie pogaduchy.
? Widzę, że lubisz się rozgadywać. Przyznam że trochę mi się ciebie szkoda zrobiło. Mogę zadać ci pytanie?
? Nie, w moim zawodzie nie można mieć swoich światów.
? No dobrze, nie było pytania.
? W zasadzie to sama jestem z jednego z nich. Kuratelę nad tymi krainami obejmują zazwyczaj sieroty z innych światów. A mówiąc sieroty mam na myśli tych, którzy ? powiedzmy w cudzysłowie ? wykonali swoje zadanie do końca. Czyli trwali przy danej osobie aż do jej śmierci. Porzuceni przedwcześnie ? tak jak ta kobieta ze świata twojego ojca ? zazwyczaj sami po czasie znikają, wraz z pamięcią o nich.
NOWA DELMA Z WIEJSKIM MASŁEM, SMAKUJE CAŁEJ RODZINIE.
? No oni to zawsze muszą przerwać w najciekawszych momentach ? powiedziała mama.
? Jak dla mnie z tego romansidła powoli robi się sztampowa tragedia. Takie ckliwe kino dla nastolatek to nie mój klimat ? dodał tata ? Może teraz zdążysz umyć głowę?
Po tej sugestii uznałam że to rzeczywiście był najlepszy moment na umycie głowy, bo potem już będzie za późno. Szybko przeszłam obok nawiedzonej kuchni, w której jakaś siła nieczysta robiła mi na złość przygotowując dla wszystkich kisiel. Przez cały czas myjąc głowę myślałam jak by się od tego wymigać. Nie musiałam.
Po wyjściu z łazienki ? wciąż w wilgotną głową ? znów trafiłam do roztańczonego świata. Kuratorki już tam nie było. Znalazłam nasz stolik, przy którym wciąż siedział chłopak. Szklanki ? uprzednio opróżnione przez tajemniczą dziewczynę ? teraz były na nowo napełnione. Gdy usiadłam czas znowu ruszył.
? Zatem? ? zapytał troskliwie chłopak ? Co cię tak trapi?
? To trochę dziwne, jeszcze przed chwilą wiedziałam doskonale co było moją bolączką, ale teraz nie mam do końca takiej pewności.
? Trzeba było mi wtedy powiedzieć, kiedy jeszcze wiedziałaś ? zażartował.
Mi jednak aż tak do śmiechu nie było, mimo tego nie miałam żalu.
Opowiedziałam mu o wszystkim. O tej dziwnej dziewczynie, o rozmowie z nią, o tym co mi mówiła. Oczywiście poprosiłam go o dyskrecję w niektórych kwestiach, żeby kuratorka światów nie miała przypadkiem problemów u szefostwa za ucinanie sobie pogawędek.
Po usłyszeniu opowieści niespodziewanie przytulił mnie.
? Rozumiem wszystko ? przyznał ? szczerze to nie jestem zdziwiony. Doskonale wiem kim jestem i gdzie żyję. Wiem też że gdzieś tam jest inny świat, ten twój. A może i nawet dwa lub trzy. Pewnie domyślasz się skąd się biorą nasze światy. A raczej połączenia między nimi.
? Z potrzeby.
? Z potrzeby ? przyznał chłopak ? oboje istniejemy dla siebie tylko jeśli o sobie pamiętamy.
? No i jeszcze jest kwestia…
? Tak, dokładnie.
? Hej, nie mów że ty też mi czytasz w myślach! To już byłaby przesada ? zaśmiałam się.
? Nie czytam, ale wiemy już chyba wszystko co trzeba. Prawda?
Przytaknęłam.
Impreza dawno już się skończyła, a po całej sali swobodnie spacerowały kurczaki z wolnego chowu. Zawsze tam były wypuszczane po wszelkich wydarzeniach żeby wydziobały śmieci pozostawione przez gości. Zdawało mi się nawet że przez chwilę słyszałam znajomy kwik wyrażający dwa różne, sprzeczne ze sobą uczucia.
? Karola, wstań i idź się połóż u siebie ? usłyszałam głos mamy.
? Dlaczego mnie nie obudziliście jak zasnęłam na filmie?
Na początku byłam trochę zła, bo ominęła mnie większość fabuły, lecz powód który za chwilę usłyszałam był jednak wystarczającym usprawiedliwieniem.
? Żebyś nie musiała jeść tego kiślu zrobionego przez kuchenną siłę nieczystą. Chyba Tośka cię woła, idź sprawdzić co tam chce.
? Jutro się nią zajmę, jestem już zmęczona. Idę spać.
Poszłam do pokoju, mimo że mi się nie chciało to jeszcze na chwilę wyjęłam Tośkę na mikro czardasza. A niech ma. Zdziwiło mnie jednak że na biurku stały jeszcze te dwie nieszczęsne szklanki z wodą. Pomyślałam sobie wtedy, że mi też by się przydały takie kurczaki sprzątające z wolnego chowu. Odniosłam szklanki do kuchni i poszłam spać. Jeszcze tej samej nocy siła nieczysta zniknęła z naszej kuchni i wszystko zdawało się być tak, jak dawniej…

Categories
Sny

Do kolekcji magnesów

Ostatnio nie publikuję już swoich snów, gdyż zwyczajnie nie mam na to czasu, ale tym razem zrobię wyjątek, bo dzisiejszej nocy sen był naprawdę wyraźny i wart zapisania. Miłego odbioru! 🙂

Do kolekcji magnesów

W Kielcach

Zaprosiłam Witolda do mieszkania na dzień, albo dłużej, bo oboje mieliśmy wolne od obowiązków, a i same Kielce zrobiły się jakieś takie… wakacyjne. Ulice pozmieniały swe miejsca i kształty, pojawiło się mnóstwo straganów z pamiątkami oraz nowych atrakcji turystycznych. Bardzo podobały mi się te nowe Kielce mimo iż w ogóle się w nich nie orientowałam. Pichciliśmy z Witoldem hiszpańskie potrawy i nikt nie zakłócał nam spokoju. Gdy już skończyliśmy kucharzenie oraz spożywanie posiłku wybraliśmy się na spacer po nowych, odmienionych Kielcach. Najpierw poszliśmy do Biedronki, której wcześniej, w dawnych Kielcach, w pobliżu mego mieszkania nie było, ale po namyśle wyszliśmy z pustymi rękami stwierdzając, że w mieszkaniu zostało jeszcze całe mnóstwo jedzenia. Następnie Witold zatrzymał się przy jednym ze straganów z pamiątkami i zapytał:
? Hej, a co byś ty powiedziała na magnes z Kielc, tak dla beki, z własnego miejsca zamieszkania?
? A w sumie, czemu by nie.. KIedyś obiecałam sobie, że będę kupować magnesy tylko zza granicy, ale ostatnio złamałam tę zasadę, bo złapałam fazę na te małe, przypięte do dużej tablicy figurki, które na dodatek nie zajmują miejsca na półkach, na których i tak już dość mocno rozgościły się płyty cd. Zresztą wcale nie jest powiedziane, że będę mieszkać w Kielcach przez całe życie.
? A masz Witoldzie pieniądze na zakup magnesu, bo ja nie, karty też, dosłownie bez grosza przy duszy.
? Nie, nie mam, ale nic straconego ? kolega wychylił się, zabrał jeden z magnesów z wystawy i odsunął się nieznacznie. Dał mi go do ręki. Był ciężki i toporny, przypominał starą czcionkę z czasów Gutenberga.
? A cóż to ma być za żelastwo? Dlaczego nie mogłam sobie wybrać? ? obruszyłam się.
? No niedość że za darmo, to ty jeszcze narzekasz ? ofuknął mnie Witold i zaczął pokazywać mi inne magnesy z wystawy, ale one były jeszcze brzydsze, a sprzedawca dokładnie nam się przyglądał, jakby zaczął coś podejrzewać. W końcu odsunęliśmy się od stoiska a ja zaczęłam żałować, że nie wzięłam tego pierwszego magnesu pokazanego przez kolegę. Nawet mu się dobrze nie przyjrzałam. Może nie był on wcale taki zły?
? Kiedy odsunęliśmy się na bezpieczną odległość Witold pokazał mi go raz jeszcze a ja pomyślałam: A jednak go ukradł i zrobiło mi się jakoś głupio. Będę musiała przy najbliższej okazji wsunąć między rupiecie trochę pieniędzy, bo źle się będę czuła wobec tego sprzedawcy pamiątek.

W Ciechocinku

Przebywałam z jakąś grupą na turnusie w Ciechocinku, ale nie znalazłam tam bratniej duszy oprócz starszej już pani Helenki, która pozwalała się zagadywać na każdy temat i lubiła długie spacery. Na jeden z takich spacerów wybrałyśmy się przed kolacją a ponieważ turnus dobiegał już końca, pani Helenka zaprowadziła mnie na stoisko z pamiątkami. Postanowiłam kupić sobie magnes, ale tym razem miałam przy sobie pieniądze, więc obyło się bez przygód (chwilowo), bo wracając do ośrodka pani Helenka poinformowała mnie, że każdy nowy przedmiot wprowadzany do ośrodka powinien przejść przynajmniej kilkugodzinną kwarantannę. No masz ci babo placek ? pomyślałam, bo nie uśmiechało mi się oddawać delikatnego przedmiotu w niepowołane ręce.
Kiedy dotarłyśmy do ośrodka właśnie trwało jakieś zebranie, stanęłyśmy więc na końcu zgromadzonego tłumu a ja myślałam jakby tu przemknąć się jeszcze przed kolacją do pokoju i zostawić torebkę z pamiątką. Wreszcie dziwny apel się skończył, ale powiedziano nam, że trzeba od razu iść na posiłek, bo już jesteśmy spóźnieni. Zasunęłam więc przegródkę torebki do której zaglądałam z obawą przez cały apel i udałam się na jadalnię.
Nikt nie sprawdzał czy coś ze sobą przyniosłyśmy ze spaceru, bo wszyscy byli przejęci tym zebraniem. Żyłam więc nadzieją, że pani Helenka mnie nie podkabluje.

Categories
Sny

Feralne wakacje

Minionej bardzo upalnej nocy przyśnił mi się niezwykle absurdalny sen i postanowiłam się nim z Wami podzielić, bo długo już nic nie pojawiało się w mojej Fabryce a ponieważ od kilku dni zaczytuję się w książce o meksykańskich przemytnikach, to możecie sobie wyobrazić, jaka mieszanka stworzyła się w mojej głowie. Zaczynamy!

Feralne wakacje

Mama uparła się, żeby na tegoroczne wczasy wyjechać właśnie do Portugalii, nie gdzie indziej. Było mi to bardzo nie na rękę, no bo jak ja wytrzymam w tej Portugalii mając świadomość, że Hiszpania jest tak bliziutko, wprost na wyciągnięcie ręki? Upór mojej mamy był jednak nie do przebicia, więc po wielu bojach ustąpiłam.
Lecieliśmy jakąś tanią linią lotniczą, aby zaoszczędzić na podróży i wykorzystać nasze fundusze już na miejscu.
Gdzieś w połowie naszej podróży wyniknęły jakieś poważne problemy z naszym samolotem i maszyna rozbiła się z trzaskiem na jakimś włoskim zadupiu. Na szczęście nic nam się nie stało, ale przeżyliśmy tylko my.
Brnęliśmy więc o głodzie przez włoskie pustkowie a nigdzie wokół ani żywej duszy. Mama panikowała, ja narzekałam na głód, a tata ubolewał nad stratą mienia. Tak złorzecząc i utyskując na wszelkie przeciwności losu dotarliśmy aż do Hiszpanii, ale nikt nas na granicy nie zatrzymał. Z powodu dotarcia do mojego ulubionego kraju, nadszarpnięty mocno humor uległ znacznej poprawie.
Przejęłam więc prowadzenie i popędzałam zgnębionych rodziców maszerując dziarsko.
Wreszcie dotarliśmy do jakiegoś niewielkiego miasteczka.
Wtedy zwolniłam nieco i prosiłam, aby tata czytał mi nazwy ulic i budynków. Kiedy przeczytał słowo radio postanowiłam, że zajrzę do tego budynku i poproszę pracowników radia o pomoc. Rodzice zostali przed budynkiem. Mama głośno wzdychała a tata jął ją pocieszać. Ja jednak nie słuchałam tej rozmowy, gdyż miałam przecież sprawę do załatwienia. Wkroczyłam do budynku, ale wydał mi się on pusty, bo cisza była jak makiem zasiał. Nie zrażona tym zbytnio postanowiłam przemierzyć cały budynek nie zważając na to, że mogę się w nim zagubić i nie mieć możliwości powrotu do zgnębionych rodziców. Z energią acz ostrożnie przemierzałam wszystkie korytarze i łapałam za klamki od drzwi.
Niektóre z tych drzwi ustępowały, a inne były zamknięte na 4 spusty. Wreszcie, po otwarciu jednych z drzwi usłyszałam cichą muzykę, więc niepewnie weszłam do pomieszczenia. Z jego akustyki wywnioskowałam, że to studio radiowe.
Skierowałam swe kroki w stronę źródła dźwięku.
Nagle usłyszałam niski, miły, męski głos. Rozmawiałam z mężczyzną po hiszpańsku i opowiedziałam mu swoją historię. On z kolei poinformował mnie, że jest dziennikarzem tego radia i dziś właśnie jest jego dyżur na antenie. Mężczyzna poczęstował mnie swoją kanapką a ja z niemal pełnymi ustami zapytałam dlaczego budynek radia jest tak opustoszały, jednak Hiszpan nie chciał udzielić mi odpowiedzi na to pytanie. Nie nalegałam, bo facet był miły i jeszcze poratował mój wygłodniały żołądek a co najważniejsze obiecał nam pomoc i kiedy ja się posilałam, on zadzwonił do jednego ze swych kolegów i poprosił, by ten zastąpił go na antenie. Kolega mojego rozmówcy się zgodził, więc udaliśmy się po moich rodziców. Dziennikarz przekazał im przeze mnie, że nie może nas odwieźć do Portugalii, ale może znaleźć nam cichy kącik w hoteliku przy plaży u jego znajomych. Przekazał nam też trochę forsy na osobiste wydatki.
Bardzo mi się ten pomysł spodobał, mojej mamie nie koniecznie, ale musiała ustąpić, bo nie było innego wyjścia.
Dostaliśmy jeden nieduży schludny pokoik oraz gorący posiłek. Rodzice zaraz po pożywieniu się poszli spać a dziennikarz zabrał mnie na przechadzkę po okolicy.
Teraz byłam już całkiem wyluzowana i zdałam sobie sprawę, że facet, który nam pomógł jest naprawdę wspaniały i to nie tylko dlatego, że nas uratował. Ma piękny głos o aksamitnym brzmieniu, miłe usposobienie, duże gładkie dłonie, śliczny zapach perfum… dużo by wymieniać.
Poprosiłam go, aby wpadał do nas w wolnych chwilach a on nie miał nic przeciwko.
Kiedy wróciłam do pokoju rodzice już nie spali. Mama biadoliła, że chce natychmiast wracać do Polski a mnie zrzedła mina, bo przecież chciałam spotykać się z Hiszpanem. Próbowałam namówić mamę na pozostanie choćby przez kilka dni w Hiszpanii, ale ona była nieugięta.
? Nie chcę tu przebywać ani chwili dłużej! Wracamy pierwszym lepszym samolotem! Właśnie, samolotem! A jak ja do niego wsiądę, po tym wszystkim, co nam się przytrafiło? ? denerwowała się rodzicielka.
? Drugi raz pod rząd nie może nam się to przecież przytrafić ? pocieszał ją tata, ale nie wiele to pomagało, bo mama popłakiwała cicho. Ojciec nie miał więc wyjścia. Włączył swego smartphone’a, który jako jedyny ostał się z katastrofy i zamówił bilet na dzisiejszy wieczór. W oczekiwaniu na nasz lot, mama nie chciała się przejść nawet na krótki spacer.
Poprosiłam tatę, aby wybrał mi numer do dziennikarza i poinformowałam go, że niestety musimy wyjeżdżać.
Zapewniłam go też solennie, że pieniądze, które nam zostawił oddanym mu w dwójnasób i szczerze ubolewałam, że nie możemy się pożegnać. Nie chciałam z nim długo rozmawiać, bo czułam, że zaraz się rozkleję.
Oddałam tacie telefon i odwróciłam się do rodziców tyłem, aby nie widzieli łez w moich oczach.
Będąc już w Polsce zadzwoniłam do Hiszpana z mojego starego Iphone’a, bo nowego straciłam przecież w katastrofie samolotowej. Niestety zgłosiła się poczta, ale się na niej nie nagrałam, gdyż nie lubię tego robić. Zadzwoniłam ponownie, ale nadal to samo ? poczta głosowa.
Odnalazłam więc numer do radia, w którym pracował mężczyzna i tam dowiedziałam się, że dziennikarz nie żyje.
Wtedy to rozpłakałam się rzewnie i nikt nie był w stanie mnie uspokoić. Wpadłam w histerię i wyrzucałam mamie, że tak szybko chciała wrócić z Hiszpanii mimo iż była tam już bezpieczna. Mama nic na to nie odpowiadała tylko załamywała ręce i próbowała wmuszać we mnie jedzenie i picie. Nie dowiedziałam się, co stało się dziennikarzowi.
Udało mi się jedynie ściągnąć kilka jego audycji i przysłuchać się jego pięknemu głosowi, ale wtedy ryczałam jeszcze bardziej.

Categories
Sny

On jechał zdecydowanie za szybko

Pojechałam na wycieczkę z przyjaciółmi i w jej trakcie odwiedziliśmy dom dziecka w którym mieszkała dziewczynka z listów do M i miała na imię Tosia. Porozmawiałam z nią chwilę i dowiedziałam się, że jest ona szczęśliwym dzieckiem mimo braku rodziców, ponieważ ma świetnych przyjaciół, którzy ich jej zastępują.
Zdziwiło mnie to trochę, ale nie miałam czasu, by się nad tym zbyt długo zastanawiać, gdyż pojechaliśmy dalej w pogoni za przygodą.
Zatrzymaliśmy się w malutkiej cichutkiej miejscowości, ale nie jak sobie wyobrażasz dziurze zabitej dechami.
Mieliśmy przenocować w domu podobnym do mieszkania pani fryzjerki Gosi.
Byłam już bardzo zmęczona.
Marzyłam tylko o tym, by odpocząć i coś zjeść.
Jednak Roman, który dołączył do nas w trakcie wycieczki zaproponował mi bym poszła z nim na pizzę, mimo zakazu organizatorki, która kazała nam się rozpakować, zjeść kolację i szykować się do snu, bo jutro czeka nas kolejny dzień przygód. Nie ufałam zbytnio Romkowi i już miałam się nie zgodzić, gdy przyłączyły się do nas Mila i Sylwia, by także z nami pójść.
Byłam piekielnie głodna i miałam wielką ochotę na pizzę, więc po krótkim namyśle zgodziłam się i małą grupką ruszyliśmy w drogę. Po drodze spotkaliśmy wielki rower na który Roman kazał mi wsiąść, a kiedy to uczyniłam zaczął jechać bardzo szybko i z wirażami przez szeroką aleję, zostawiając daleko w tyle Milenkę i Sylwię.
Prosiłam go, by zwolnił, ale on nie chciał słuchać i kazał mi tylko nogi wyżej podnieść do góry. Po jakichś pięciu minutach zatrzymał się wreszcie przed pizzerią i wszedł do niej zostawiając mnie na zewnątrz, zdezorientowaną, siedzącą na rowerze. Bardzo się przeraziłam, gdy pomyślałam, że będą mnie szukać i na pewno dadzą jakąś ogromną karę, albo nawet wyrzucą z grupy wycieczkowej. Poza tym nie znam wcale tego Romana i boję się, że może zrobić mi krzywdę. Czekałam na niego czas długi, ale on nie wychodził. W końcu zniecierpliwiona weszłam do pizzerii i zawołałam na Romana, ale nigdzie go nie było.
Gdzie on do cholery jest? Może ma on tu jakieś znajomości i poszedł na zaplecze, albo co? I co ja teraz zrobię?! Jak ja wrócę do naszego tymczasowego mieszkania? Nigdy już więcej nie wybiorę się nigdzie z nieznaną mi osobą, zwłaszcza w obcym mi miejscu. A swoją drogą, ciekawe, gdzie są Milena i Sylwia? Może znalazły inną pizzerię i teraz sobie zajadają smaczną pizzę i nawet o mnie nie myślą?

Categories
Sny

Inwazja piłeczek

To tak a propos wszelkich wirusów, inwazji i innych temu podobnych.

Inwazja piłeczek

Kamil znów się we mnie zakochał, ale i tym razem nie przyjęłam jego uczucia. Chłopak postraszył mnie, że jego koledzy z Chmurowa jeszcze mi pokażą. W domu mama właśnie szykowała się do Niemiec.
Byłam bardzo zmęczona i zaraz położyłam się do łóżka. W radiu leciała piosenka Akona, która była przebojem, gdy Kamil pierwszy raz się we mnie kochał.
Trochę się tego przestraszyłam, ale przecież Kamil i jego kompania z Chmurowa nie może mieć wpływu na radio.
Następnego dnia mieliśmy pojechać na cmentarz. Gdy jedliśmy śniadanie wpadła do nas zdenerwowana babcia.
– Co my teraz zrobimy. On nas zniszczy, tak jak zniszczył swojego sąsiada!
– Dlaczego go zniszczył. Na pewno miał jakiś powód. Jak to zrobił? – zapytał tata.
– Włamał się do jego domu i zasypał go mnóstwem piłeczek. Zostawił też kilka wielkich kamieni i zabrał ich psa. On go bardzo chciał mieć, ale sąsiad go nie chciał dać, bo po pierwsze bardzo go lubił, a po drugie uważał, że psu będzie u niego źle. Poza tym jemu się wszystko podoba, co nie należy do niego i tylko patrzeć jak do nas przyjdzie i zasieje zniszczenie.
– Jak on się nazywa? – zapytała mama.
– Pan Edward Skórek. Jest chyba arabem. Przynajmniej na takiego wygląda. Po tych słowach babcia opadła na krzesło. Rodzice jednak nie podzielali jej zdenerwowania. On nie mieszka tak blisko nas.
Poza tym co się będziemy martwić na zapas. Po śniadaniu tata zszedł, by wyprowadzić samochód. Ja ubrawszy się również zeszłam na dół. Już w ganku usłyszałam jedną z moich ulubionych piosenek Phila Collinsa z jednej z moich ulubionych płyt. Wsiadłam do samochodu, ale właśnie wtedy tata przyciszył i włączył radio.
Nawet nie zaprotestowałam. Zatrzymaliśmy się na parkingu, a tata wziął radio wraz z moją płytą i zaniósł je do przechowalni. Nie bardzo mi się to spodobało. Na pewno zgubią albo zniszczą płytę, a radio podmienią, albo coś. Na cmentarzu byliśmy dość długo, a ja myślałam o naszych rzeczach w przechowalni oraz o niebezpiecznym panu Edwardzie Skórku. W samochodzie nawet nie zapytałam o radio i płytę. Siedziałam na przednim siedzeniu bojąc się coraz bardziej. Wchodząc do domu tata schylił się na chwilę i powiedział:
– Zobacz Karola, piłeczka. Skąd ona się tu wzięła? – tata podał mi niedużą, plastikową piłeczkę, taką jaką można spotkać w dziecięcym basenie z kulkami.
– On tu był – pomyślałam z przestrachem i wyszłam do ogrodu. Koło psiego kojca znalazłam jeszcze jedną taką piłeczkę, ale nikomu o tym nie powiedziałam.
Wróciłam do domu.
Przez resztę dnia nie mogłam znaleźć sobie miejsca. W końcu, późnym popołudniem pożyczyłam telefon od mamy i zadzwoniłam do przyjaciółki.
– Cześć Karolina. Jak się miewasz? – usłyszałam wypitchowany głosik w słuchawce.
Innym razem bardzo bym się tego przestraszyła, bo nie lubię mieć przygód z telefonami, ale teraz w obliczu strachu przed panem Edwardem i jego niecnymi planami nie bałam się tak jak zwykle. Nie znaczyło to jednak, że wcale mnie to nie ruszyło.
Wręcz przeciwnie.
Przez ten zniekształcony głos nie mogłam poznać, czy to Ada czy nie, a co za tym idzie nie mogłam jej się zwierzyć z naszego wielkiego problemu. Rozłączyłam się rozczarowana i wzięłam swój telefon, by ponowić próbę. Może to z mamy telefonem coś się stało. Niestety tym razem Ada nie odebrała. W nocy nie mogłam spać, ale było to trochę usprawiedliwione, bo mama wciąż jeszcze była niespakowana i krzątała się po domu. Gdzieś koło drugiej zapytała:
– Jeszcze nie śpisz kochanie?
– Nie mogę zasnąć – odpowiedziałam.
– Zaraz kończę. Jutro sobie odeśpisz – powiedziała rodzicielka i rzeczywiście zaraz położyła się do łóżka.
Następnego dnia mama zawiozła mnie do Czostkowa, bo jej wyjazd się opóźnił. Posadziła mnie na huśtawce w ogrodzie cioci i zaczęła jej przy czymś pomagać.
Chyba furtkę mieli otwartą, bo na podwórko przybiegła Miśka i w najlepsze bawiła się z Nelą. Z początku nawet mnie to cieszyło, ale potem sama chciałam się z nią pobawić, ale Nela wciąż mi w tym przeszkadzała. Wyjęłam więc telefon i znów zadzwoniłam do przyjaciółki.
Niestety w słuchawce usłyszałam wypitchowany głos.
Spróbowałam z tym kimś porozmawiać i przy okazji sprawdzić, czy to Ada.
– Zgadnij, gdzie teras jestem? – zapytałam.
– MMM, no nie wiem, w szkole?
– Pudło. Masz jeszcze dwie szanse.
– U babci?
– Nie. Ostatnia szansa.
– W swoim pokoju?
– Nie, nie zgadłaś i chyba nie jesteś Adą. W tym momencie Misia wskoczyła na huśtawkę, a Nela pobiegła za Pauliną. Nareszcie chwila spokoju.
– Powiesz mi wreszcie co robisz? – wyrwał mnie z zamyślenia głos.
– Siedzę z Misią na huśtawce.
– Z Misią? To ja tu jestem niedźwiedziem, zapamiętaj to sobie! Podobała ci się piosenka, przedwczoraj w radiu?
– Nie! – wrzasnęłam do słuchawki, aż Misia się przestraszyła i zeszła z huśtawki.
– Co ty tu robisz mała! Kto cię tu wpuścił! – zawołała Paulina zbliżając się do nas.
– No nie, zaraz go wygoni – pomyślałam. To był Kamil. Jestem tego pewna. Podszył się pod numer Ady, żeby dowiedzieć się o mnie czegoś osobistego. Ale że ona na to pozwoliła? Zresztą z drugiej strony… On jej kiedyś pomagał z kartą pamięci. Mógł jej o tym przypomnieć i przyjaciółka się ugięła i pożyczyła Kamilcowi telefon. Co za cholerny świat. Ten nieszczęsny Skórek też może być z Chmurkowa. Jak tylko mama skończy tę robotę z ciocią muszę jej o wszystkim powiedzieć, bo już tego dłużej nie wytrzymam. – Po jakichś pięciu minutach mama skończyła pracę, ale przyjechał też bus po nią.
Żegnając się próbowałam jeszcze przemycić kilka informacji, ale ona powiedziała:
– Kochanie, muszę już jechać. Zajadę na miejsce, to mi wszystko opowiesz. Wieczorem tata po ciebie przyjedzie.
– Ale…
– Pa kochanie. – i mama wsiadła do busa. Tata przyjechał po mnie o wiele wcześniej, bo zaraz po obiedzie. Był jakiś dziwnie markotny.
– Wszystko w porządku? – zapytałam już w samochodzie.
– Nie zupełnie – powiedział on, a ja znów zaczęłam się bać. Co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć tacie to, co powiedziałabym mamie? Wolałabym najpierw porozmawiać z mamą. Tacie nigdy się tak nie zwierzałam, ale z drugiej strony to poważny problem, który w gruncie rzeczy nie dotyczy tylko mnie. Może najpierw powiedzieć o tym babci? Gdy wysiadłam z samochodu natrafiłam na pierwszą piłeczkę.
– Ile ich jest? – zapytałam taty.
– Nie wiem. Nasz biedny pies siedział w nich po uszy.
– Co z nimi będziemy robić?
– Nie wiem. Babcia mówiła, że on się do nas jutro wybiera, to z nim porozmawiamy i poprosimy, by tak więcej nie robił. Pomyśl, co mogłabyś mu odstąpić ze swoich rzeczy, by się od nas odczepił. – Ani mi się śniło mu coś oddawać. I nagle coś sobie przypomniałam. Już wiem, co mu dam: maskotkę wiewiórkę, którą dał mi kiedyś Kamil, bo o takiej marzyłam.
Jeśli ten gościu rzeczywiście jest od Kamila, to albo ich to rozwścieczy jeszcze bardziej, albo Kamil zrozumie wreszcie, że absolutnie nie ma u mnie na co liczyć.

Categories
Sny

Ta kaseta jest zniszczona

Przebywałam z innymi ludźmi w jakimś pomieszczeniu i rozmawiałam z Klaudią na temat twórczości Spice Girls. Klaudia powiedziała, że ostatnio bardzo polubiła ten zespół i zaśpiewała mi fragment jednej z ich piosenek.
Powiedziałam Klaudii, że mam w domu piosenki tego zespołu i że jej przywiozę album zespołu.
Kiedy wróciłam do domu znalazłam kasetę z piosenkami Spice Girls.
Niestety kaseta wyglądała tak, jakby miała się zaraz wciągnąć.
Mimo to włożyłam ją do dyktafonu. Na początku kasety usłyszałam głos pani Kasi ? nauczycielki muzyki, a potem znajdowała się nagrana przez Klaudię piosenka, którą śpiewała mi, kiedy byłyśmy w tamtym pomieszczeniu wśród ludzi.
Kiedy Klaudia przestała śpiewać nastała przedpiosenkowa cisza tzn. bez szumów i zakłóceń jakie bywają w nieprofesjonalnych nagraniach, następnie kaseta zaczęła wydawać dźwięki wciągającej się taśmy.
Wtedy wyjęłam ją z dyktafonu i byłam podwójnie wkurzona, bo po pierwsze;
jakim prawem Klaudia nagrała coś na mojej kasecie Spice Girls; po drugie, czemu ta kaseta jest zepsuta? Pewnie ją ktoś komuś pożyczał. Cóż, będę musiała powiedzieć Klaudii, że kaseta jest zniszczona, dlatego nie dostanie piosenek ulubionego zespołu. Postanowiłam też, że o nagraniu nic jej nie powiem.

Categories
Sny

Tajemnicza kaseta z Francji

To opowiadanie jest zainspirowane moim dzisiejszym snem. Jest dość długie, ale mam nadzieję ciekawe. To efekt moich codziennych zmagań z pracą licencjacką. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Miłego czytania! 🙂

Bohaterowie słuchowiska

Koleżanka ze studiów zaproponowała mi wyjazd do Francji. Na te wakacje zgodziłam się tylko ze względu na ich śmiesznie niską cenę, gdyż nie przepadam za tym krajem, ale dawno już nigdzie nie byłam. W hotelu zakwaterowałyśmy się późnym popołudniem. W przestronnym holu sączyła się z głośnika francuska muzyka. W drugim końcu holu kontrastując z romantyczną melodią krzyczała zamknięta w ciasnej klatce papuga. Chciałam do niej zagadać, ale Ewka odciągnęła mnie w stronę recepcji mówiąc:
Dawaj, meldujemy się, puki nikogo nie ma! Jestem zmęczona podróżą, chcę się rozpakować, odświeżyć i odpocząć.
Zgodziłam się skwapliwie.
Dostałyśmy pokój na drugim piętrze. Był schludny, słoneczny, cichy. Ewa pokazała mi szybko co gdzie się znajduję i wskoczyła pod prysznic nawet się nie rozpakowując. Moją uwagę zwróciła niewielka półeczka na której leżał dyktafon i mnóstwo kaset, w większości bez pudełek.
Włożyłam jedną z nich do odtwarzacza i usłyszałam znajomą muzykę z hotelowego holu i ciche popiskiwanie papugi, następnie jakieś rozmowy w jadalni w nieznanym mi języku a potem odgłosy spaceru, chyba po jakimś parku. Na drugiej stronie kasety była nagrana wycieczka po muzeum.
Sprawdziłam inną kasetę. Ta również rozpoczynała się dźwiękami z holu a następnie odgłosy jakiejś popijawy, której nie miałam ochoty słuchać.
Wyjęłam kasetę z pudełka i ta okazała się być pusta.
Pewnie ta w drugim pudełku też jest czysta, więc położyłam ją Ewie na łóżku, żeby był równy podział wraz drugim dyktafonem, którego wcześniej nie zauważyłam a walał się między kasetami.
Muszę powiedzieć Ewie, aby zabrała swój sprzęt na kolację.
Skoro każda kaseta rozpoczyna się od dźwięków z holu to musimy je zarejestrować, a następnie nagrać to, co dzieje się w jadalni. Jeszcze nigdy z czymś takim się nie spotkałam.
Muszę też zapytać recepcjonistkę czy po wczasach mogę sobie tę kasetę zabrać do domu. Obudziłam Ewkę przed osiemnastą, aby zejść do jadalni na wieczorny posiłek. Zabrałyśmy ze sobą nasze dyktafony, ale ten Ewy był jakiś wadliwy.
Zgłosiłyśmy to na recepcji i przy okazji zapytałam o kasetę.
Nie mogę Wam wymienić dyktafonu, bo sprzętu jest tyle, ile łóżek w hotelu, ale domyślam się, że podczas pobytu we Francji będziecie trzymać się razem, więc możecie mieć wspólne nagranie.
Chciałam jeszcze zapytać co robią inne kasety w naszym pokoju, skoro hotelowi goście mogą je zabierać ze sobą, ale Ewa znów pociągnęła mnie za sobą, tym razem w stronę jadalni, skąd dochodził smakowity zapach jadła. Koleżanka była wyraźnie niepocieszona, że nie może sporządzać własnych nagrań, ale recepcjonistka obiecała jej, że gdyby ktoś nie chciał swojego przydziału, albo też wcześniej opuścił hotel ona poinformuje o tym Ewę i wypożyczy inny sprzęt.
Następnego dnia rano obudził nas hotelowy telefon umieszczony na zagraconej kasetami półeczce. Ewa była bliżej aparatu, więc podniosła słuchawkę a po chwili rzekła: – Recepcjonistka do ciebie – i podała mi słuchawkę. – Halo, słucham – odezwałam się niskim, zaspanym głosem.
Czy mają dziś panie bardzo zajęty dzień? – zapytała kobieta słodkim głosem.
Nie, w zasadzie to jeszcze nic nie ustaliłyśmy na dzisiaj.
To wspaniale! Mam dla pani pewną propozycję. Jeżeli jest nią pani zainteresowana, proszę po śniadaniu, a najlepiej jeszcze przed posiłkiem zjawić się u nas w recepcji a wszystko wyjaśnimy.
Dobrze, zjawię się za kilkanaście minut. – Po telefonicznej rozmowie ubierając się pośpiesznie wyjaśniłam Ewie o co chodzi. Koleżanka niechętnie poszła w moje ślady i zaczęła szykować się na śniadanie.
Kiedy byłyśmy już gotowe pognałyśmy niczym wiatr do recepcji ciekawe propozycji hotelowego personelu.
Pani Karolino. Wczoraj, w naszym hotelu zakwaterowała się para polaków, których zna pani z słuchowiska „Nędzole” emitowanego w Radiu Kielce. Czy chciałaby pani zjeść z nimi lunch i przeprowadzić miłą rozmowę, może jakiś wywiadzik? Taki materiał na pewno byłby cenny dla pani pracy licencjackiej.
Och, to wspaniale! Chętnie porozmawiam z autorami tego słuchowiska. To moje ulubione! Przesłuchałam je w całości mimo że do pracy potrzebowałam tylko dwóch odcinków.
Ależ to nie są żadni aktorzy! – oburzyła się recepcjonistka. – To prawdziwi Masternakowie we własnych osobach!
Nie możliwe! – pomyślałam, a powiedziałam tylko: A co z Ewą? Ma ona w tym czasie nudzić się w hotelowym pokoju? Nie możemy przecież się rozdzielić, bo mamy wspólny dyktafon.
– Proszę się o to nie martwić. Wyglądacie panie na bardzo odpowiedzialne kobietki. Na pewno w naszym magazynie znajdzie się jakiś zapasowy sprzęt dla pani Ewy. Zaraz kogoś po niego poślę. No, więc co pani powie na naszą propozycję?
Oczywiście, że się zgadzam. O której godzinie mam się stawić i gdzie?
O 12:30, w pobliskim barze. Ktoś z naszego personelu panią tam zaprowadzi. Proszę się przygotować do rozmowy, sprawdzić czy sprzęt na pewno dobrze działa, a na wszelki wypadek, damy pani zapasowe baterie. – Podziękowałam pięknie i udałam się z Ewką do naszego pokoju a papuga krzyczała za nami wyjątkowo głośno, zupełnie tak, jakbyśmy o czymś zapomniały.
Sprawdziłam sprzęt, ubrałam się w najlepsze ciuchy, wyperfumowałam obficie, uczesałam włosy itd.
Teraz pozostawało już tylko czekać. Z nudów przeglądałam pozostałe kasety, ale nic nie rozumiałam z rozmów, które były na nich nagrane, gdyż były one prowadzone w nieznanych mi językach.
Wreszcie trafiłam na kasetę, na której jakaś wesoła rodzinka porozumiewała się po hiszpańsku.
Schowałam ową kasetę pod poduszką, bo nie miałam już czasu na jej odsłuchiwanie a nie chciałam, aby zagubiła mi się wśród innych. Starsza ponura kobieta przyszła po mnie i zaprowadziła do baru. Był on dosłownie parę kroków od naszego hotelu. Na miejscu zastałam Zbigniewa i Renatę Masternaków z ich malutkim synkiem Wiktorkiem. Oni jednak nie zwracali w ogóle na mnie uwagi tylko rozprawiali o czymś z ożywieniem.
Zaskoczona takim obrotem sprawy omal nie zapomniałam włączyć nagrywania. Renata skarżyła się, że nie mają ani grosza przy duszy, że muszą spać w krzakach jak jacyś złodzieje i że ona nie może zafundować takiego życia dziecku. Na to Zbigniew pocieszał ją, że wszystko na pewno się ułoży, tak jak poprzednim razem.
Miałam ochotę wtrącić się do ich rozmowy, ale nie wiedziałam czy oni grają swoje słuchowiskowe role i ktoś ich teraz nagrywa i czy nie przeszkodzę im w sztucznej konwersacji. Wreszcie nie wytrzymałam i odezwałam się:
Przepraszam, że się wtrącam, ale chciałabym o coś zapytać?
Tak? – odezwała się zaskoczona Renata.
Znam bardzo dobrze wasze losy, bo przesłuchałam calutkie słuchowisko o was i wiem, jak skończyła się wasza historia. Dzięki kolekcji majora Wiktora Malewicza oraz debiutanckiej książce pana Zbigniewa macie państwo mnóstwo pieniędzy! Co więc się z nimi stało? Dlaczego znów musicie tułać się po Francji?
No widzisz – westchnęła ciężko Renata. – Jest wielu takich jak ty, którzy z zapartym tchem śledzili nasze losy i chciało zostać z nami na dłużej, dlatego też autor opowiadań o nas napisał kolejne opowiadanie, które tak jak poprzednie ma być zaadaptowane na słuchowisko. Z niego to właśnie dowiesz się, co stało się z naszym majątkiem i dlaczego znów tułamy się po Francji.
Ale… To tak nie może być! Dlaczego wy musicie na tym tracić? Kto wam zapłaci za wasze trudy? Słuchając ostatniego odcinka słuchowiska nie przyszło mi na myśl, aby ktoś kontynuował waszą historię, bo skończyła się ona w odpowiednim momencie. Bardzo was polubiłam, ale to nie znaczy, że oczekiwałam od was kolejnych przygód!
No widzisz, ty nie, ale inni owszem. Pisali zarówno do autora opowiadania jak również do scenarzysty, który je adaptował na słuchowisko, aby koniecznie pojawiła się kolejna część. Co więc oni mogli począć? Co my mogliśmy zrobić w tej sytuacji?
Zupełnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Pan Zbigniew zamówił coś dla nas.
Będę musiała zapłacić za ten lunch skoro oni znów są tacy biedni.
Może im nawet coś wcisnę po cichu do torby? Nagle usłyszałam stuknięcie. To kaseta w moim dyktafonie się skończyła a raczej jej jedna strona.
Postanowiłam nie przekładać jej na drugą stronę, bo wszystko już przecież zostało powiedziane.
Kusiło mnie, aby zapytać czy wiedzą kiedy zostanie wyemitowane kolejne słuchowisko, ale nie chciałam wyjść na jedną z tych bezdusznych słuchaczek, które chcą tylko kolejnych stron opowieści nie licząc się z tym, że jej bohaterowie muszą to najpierw przeżyć na własnej skórze. Z tego wszystkiego nie chciało mi się jeść mimo iż potrawa pachniała smakowicie. Była to jedna z tych potraw opisywanych w pierwszej części słuchowiska. Pan Zbigniew jakby odczytał moje obawy, bo powiedział:
– Nie musi się pani o nas martwić. Za ten posiłek zapłacił właściciel hotelu, w którym pani mieszka. My też obecnie w nim będziemy przez kilka dni, więc może się pani z nami widywać, jeżeli pani ma na to ochotę.
Byłoby mi naprawdę miło, ale nie chcę też państwu siedzieć na głowie.
Ależ skąd – odparła Renata.
Skoro więc tak? To może pokażą państwo mnie i mojej koleżance jakieś miejsca warte odwiedzenia w tym mieście? Miałam okazję dwa razy przebywać w tym kraju i niestety nie przypadł mi on do gustu, a moja koleżanka nie była tu nigdy. Może więc pokażecie nam Francję z nieco lepszej strony?
Z przyjemnością – odparli jednogłośnie Renata i Zbigniew.
Po powrocie z lunchu nie zastałam Ewki w pokoju. Od burkliwej staruszki, która wysprzątała nasz pokój dowiedziałam się, że ona też znalazła sobie towarzystwo i nie będziemy już razem spędzać czasu. Dostałam nawet osobny klucz, aby nie było problemu z dostaniem się do pokoju.
Kiedy staruszka zostawiła mnie samą zajrzałam pod poduszkę, ale nie znalazłam pod nią schowanej kasety.
Może starsza pani odłożyła ją na miejsce? Albo… Albo zabrała ze sobą będąc ciekawa dlaczego ją schowałam? Nie, tylko nie to! Ja chcę wiedzieć co na niej jest!
Cały pobyt we Francji spędziłam z Masternakami.
Bardzo zaprzyjaźniłam się z Renatą, polubiłam też Zbigniewa.
Jedynie o małym Wiktorku zdania sobie nie wyrobiłam, gdyż był jeszcze niemowlakiem i w dodatku bardzo cichutkim, więc prawie go nie dostrzegałam w naszym towarzystwie. Z Renatą rozmawiałam o jej czasach sprzed słuchowiska, o jej puchatym psiaku Dinozaurze, o mojej śwince morskiej i w ogóle miłości do zwierząt.
Znalazłyśmy ze sobą wiele wspólnych tematów i aż żal było się rozstawać. Już nie nagrywałam nic na mojej hotelowej kasecie. Nie obchodziła mnie ona wcale i gdyby nie ta rozmowa, którą nagrałam podczas lunchu, pewnie w ogóle bym jej ze sobą nie brała. Ale wzięłam, bo chciałam mieć na pamiątkę głosy nowych znajomych.

Ja nie chcę kota, mam świnkę. Gdzie jest moja kaseta?

Wróciłam do Polski z bagażem wspomnień i ze znacznie zmniejszoną niechęcią do Francji. Już w drzwiach mieszkania powitał mnie ojciec z puchatym kotkiem na rękach.
A cóż to za stworzenie przebywa w naszym mieszkaniu? – zapytałam z niechęcią.
To jest kot rasy Rex. Dostaliśmy go od pani Hałupkowej. Ona ma już swojego rakdolla i nie chciała przyjąć drugiego kota pod swój dach, bo zbytnio się nie dogadały.
Rozumiem. No ale my mamy świnkę. Poza tym mnie się podobają inne rasy kotów niż ten cały rex.
Och nie marudź Karola, to zupełnie dobry kot. Możemy go oddać znajomym albo sprzedać za niezłą sumkę.
Ok, w porządku. Kilka dni może u nas zostać zanim znajdziemy mu dobry dom.
Rozpakowawszy się wzięłam kota na kolana i zaczęłam odsłuchiwać kasetę, którą przywiozłam z Francji.
Jednak jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że nie jest to kaseta z głosami moich nowych znajomych, ale ta z hałaśliwą hiszpańską rodzinką. To chyba jakaś pomyłka! Gdzie jest moja kaseta z nagraniem z Lunchu? No gdzie? Już mi nie zależało na kasecie z nagraniami Hiszpanów.
Chciałam odzyskać moje nagrania. Coś jednak kazało mi wysłuchać kasety do końca.
Były tam hałaśliwe posiłki, hałaśliwe spacery, huczne imprezy, ale bez poalkoholowych kłótni czy pijackich dewastacji. Na końcu nagranie było jakieś przytłumione, zamazane, potem chwila ciszy a wreszcie głos zgryźliwej staruszki z hotelu, która przedstawiła się jako María i jakieś długie jak to u Hiszpanów nazwisko oraz wyjaśnienie:
To była moja rodzina. Oni zginęli w wypadku w czasie powrotu do kraju. Od tej pory ja pracuję w tym hotelu i słyszę ich czasem w nocy jak się bawią i śmieją. Przepraszam, że zabrałam twoją kasetę. Byłaś taka podobna do mojej wnusi Amalii. Ona też interesowała się słuchowiskami. Po powrocie do Hiszpanii miała grać główną rolę w jednym z nich, a ja taka byłam z tego dumna. Poza tym zaciekawiłaś mnie tym, że schowałaś kasetę pod poduszkę, akurat tą. Może miałaś znajomych z Hiszpanii? A może znałaś kogoś z mojej rodziny? Chciałam z tobą nawet o tym kiedyś porozmawiać, ale ty byłaś tak zaaferowana tą parą Polaków, więc nie chciałam ci przeszkadzać i psuć nastrój moimi narzekaniami.
Wynurzenia staruszki urwały się raptownie, bo skończyła się kaseta. Ciekawe co jeszcze ta kobieta chciała mi powiedzieć?
Otarłam łzy i schowałam kasetę w najciemniejszym kącie szafki.
Teraz pozostało jeszcze pytanie, co zrobić z kotem rasy rex? Dać go Wiktorowi? On przecież chce mieć kota. A może nie? Może… Wysłać go do Francji jako podarek dla Renaty i Zbigniewa, bo z futerka podobny jest do ukochanego dinozaura Reni, albo przekazać go smutnej Marii? Mojemu tacie ani jedna, ani druga propozycja się nie spodoba, bo chciałby na zwierzaku zarobić, ale ja mu na to nie pozwolę. Ta historia nie może się tak zakończyć!

Categories
Sny

Co to ma w ogóle być

Sen z czasów, gdy miałam fazę na szwedzki zespół Fatboy (nie mylić z Fatboy Slim”. Jedną z płyt tej formacji musiałam sprowadzać aż ze Szwecji!

Co to ma w ogóle być!

Ledwo zajechałam do domu już pobiegłam obejrzeć długo oczekiwaną przeze mnie płytę zespołu Fatboy.
Jednak jakież było moje rozczarowanie kiedy okazało się, że płyta była jakaś dziwnie mała, w dziwnym pudełku i z dziwną okładką.
Bardzo mnie ten fakt wkurzył, ale nikt specjalnie się tym nie przejął. Mama powiedziała, że skoro mam już płytę, to powinnam udać się na koncert.
Poszłyśmy więc na koncert Fatboy, ale i tu czekało mnie rozczarowanie, ponieważ na koncercie występował chyba podrobiony Fatboy, bo jego członkowie wypowiadali się po polsku a przecież oni są Szwedami. W dodatku zaśpiewali tylko 3 najgorsze piosenki. Po nieudanym koncercie bardzo rozczarowana i zawiedziona udałam się do domu, gdzie już czekała na nas zniecierpliwiona ciocia, która miała do mnie sprawę.
Mianowicie sprawa dotyczyła mojej ulubionej wiewiórki maskotki, którą ciocia chciała pożyczyć, ponieważ wybierała się na wielkie posiedzenie rady polityków. Nie chciałam cioci zabawki pożyczyć, ale po namyśle się zgodziłam pod warunkiem, że zabierze mnie ze sobą. Na wielkim posiedzeniu rady polityków ciocia zupełnie o mnie zapomniała.
Zajęły się mną dwie panie, które troskliwie ułożyły mnie na kozetce. Jedna z pań najpierw dogrzewała mnie jakąś lampą chemiczną, następnie suszyła mnie suszarką chemiczną.
Potem zachciało mi się spać, ale odpływając już w objęcia snu słyszałam jeszcze:
– Oh, jaka szkoda. Chciałam ją jeszcze dochemić herbatką chemiczną, ale już nie mogę, bo ona śpi.
Kiedy kobieta to mówiła zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś w ogóle się obudzę. Obudziłam się już we własnym łóżku wdzięczna losowi, że był to tylko sen.

Categories
Sny

Przechowalnia komputerów

Ktoś chciał mi zniszczyć laptopa a ja powiadomiłam o tym przyjaciółkę, więc ona na cześć mego komputera założyła ich przechowywalnie w swoim pokoju nie bacząc wcale na konsekwencje tego czynu. Ogłosiła na szkołę całą, że będzie się opiekować komputerami, z którymi właściciele chwilowo nie mają się gdzie podziać.
Wszyscy bardzo chętnie oddawali swój sprzęt pod opiekę mej przyjaciółki aż w końcu w jej pokoju zrobiło się niewypowiedzianie ciasno o czym zdążyłam się przekonać po przyjściu do jej pokoju.
Kiedy przyszłam ją odwiedzić ona kłóciła się właśnie z Moniką.
Potem Monika rozmawiała z wychowawcami Ady, ale nie wiem czy o niej czy też nie, bo owej rozmowy nie słuchałam. Ada natomiast nie chciała mi nic na temat kłótni powiedzieć.
Następnego dnia wieczorem odbyło się zebranie, które jak się okazało dotyczyło wielkiej przechowywalni komputerów założonej niedawno przez moją przyjaciółkę.
Pani dyrektor zaprosiła do naszej szkoły cyganów i podejrzewano, że wiele mienia naszej szkoły zostanie przez nich skradzione. Żeby zająć i udobruchać czymś cyganów wychowawcy postanowili, że Ada odda cyganom wszystkie komputery, które trzymała w przechowalni. Przyjaciółka oczywiście nie chciała się na to zgodzić, ale wychowawcy byli nieubłagani.
Zostawili jej tylko 3 komputery na pocieszenie a reszta poszła w ręce Cyganów. Wolałam się nawet nie zastanawiać czy z Ady coś jeszcze zostanie, jak właściciele rzucą się na nią żądając zwrotu swego sprzętu.

EltenLink