Kiedy byłam mała to słuchałam jego audycji w biurze taty, jednak prawdziwa przygoda z tym radiem zaczęła się w roku 2010 kiedy puszczali tam "Alejandro".
Potem okazało się, że oprócz utworu mojego życia puszczają tam też inne fajne utwory.
Myślę, że to radio jest dla koneserów muzyki mimo, że jest tam również dużo gospodarki i polityki.
Uważam tak dlatego, że często są tam puszczane fajne piosenki, ale nie mówią kto je śpiewa.
Najpierw usłyszałam tam piosenkę Barbry Streisand, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ona i nie miałam nadziei jej usłyszeć, bo na tej stacji puszczają utwory o których inne stacje już zapomniały albo po prostu ich nie puszczają.
Bardzo mnie taki stan rzeczy denerwuje, bo mnie piosenki szybko zapadają w pamięci i potem mnie nękają. W jakiś czas potem poznałam piosenkę, która kojarzyła mi się z Abbą. Gdyby nie przypadek nigdy bym jej już nie usłyszała.
Jednak najważniejszą i najbardziej dla mnie przełomową piosenką był utwór zespołu Fatboy. Usłyszałam ją pewnego ranka kiedy po obudzeniu spokojnie słuchałam sobie muzyki, nikogo nie było wtedy na piętrze, bo tata był w pracy a mama w Niemczech. W tym wypadku akurat dowiedziałam się co to za zespół, ale jak się później okazało zbyt wiele mi to nie dało, gdyż zespół ten jest jeszcze mało znany i nawet w songrze ciężko się go szuka, bo jest mylony z innym zespołem Fatboy Slim, co zresztą bardzo mnie denerwuje, bo tamten zespół jest o wiele gorszy.
Program pierwszy promował tą piosenką twórczość Fatboy oraz ich nową płytę, którą można kupić również w Polsce, tą i jeszcze jedną a dwie wcześniejsze niestety nie wyszły poza teren Szwecji, co czyni ich dla mnie tajemniczym i sprawia, że chce się o nich dowiadywać i słuchać ich twórczości. Ostatnio nawet występowali w Mrągowie na pikniku country i moja przyjaciółka miała okazje ich posłuchać, ale jej się nie udało, bo nie dogadała się z rodzicami. No cóż… A ja jej tak zazdrościłam.
Ciekawe co ma dla mnie w zanadrzu ta stara, pełna polityki stacja radiowa? Podsumowując: To radio rozwija mnie muzycznie, ponieważ pokazuje mi piosenki oraz wykonawców na których sama bym nie trafiła, albo nie zwróciłabym na nich szczególnej uwagi. Nie wiem czy opisałam wszystkie przygody z tą stacją, możliwe, że jakaś mi umknęła, ale myślę, że nakreśliłam znaczenie jakie miało to radio dla rozwoju moich pasji i zainteresowań muzycznych. Nie powiem, bo często wkurzało mnie to, że nie powiedzieli kto śpiewa i musiałam pogodzić się z faktem, że może nigdy tego utworu nie usłyszę, ale teraz myślę, że to znacznie lepiej niż słuchać w kółko jednych i tych samych ogranych utworów, które nie koniecznie są ładne i warte zapamiętania.
Pierwiosnek
Kapturka
Od czasu zaistniałej trudnej sytuacji związanej z Koronawirusem, zauważyłam, że znacznie łatwiej dodzwaniać się do stacji radiowych, gdyż zapewne to medium, w trudnym dla nas czasie chce być bliżej słuchacza. W ciągu ponad miesiąca, odkąd siedzę w domu udało mi się dodzwonić aż 3 razy do Radia EM. Za pierwszym razem dzwoniłam w sprawie piosenki, za drugim rozmawiałam o sposobach zwalczania chandry w czasie przymusowego pozostawania w domu, a za trzecim znów chodziło o piosenkę, tym razem z dedykacją dla mamy. Raz też udało mi się nagrać na sekretarkę Radia Zet, wtedy była akurat audycja o zwierzętach, więc nie byłabym sobą, gdybym się nie wypowiedziała, moją wypowiedź umieszczono na antenie, którą komentowała potem jakaś behawiorystka.
Wczoraj jednak moja przygoda z radiem przeszła samą siebie! Zawsze w piątki i soboty wieczorem słucham Radia Zet, gdzie w tym czasie ma audycję mój ulubiony prezenter ? Marcin Wojciechowski.
Wczoraj również pojawił się na antenie z mnóstwem konkursów i ciekawych informacji dla słuchaczy. Na jedno z pytań konkursowych znałam odpowiedź, więc postanowiłam po raz nie wiem już który zadzwonić do radia, ale niestety, jak zwykle się nie dodzwoniłam.
Jednak w tym dniu była też możliwość dzwonienia do radia w nieco bardziej błahych kwestiach, jak na przykład, co robimy w czasie kwarantanny, albo z pozdrowieniami dla kogoś.
Jedna z słuchaczek zadzwoniła nawet w sprawie piosenki i pytała czy pewien utwór pojawi się tego wieczora na antenie. Ja postanowiłam pójść w jej ślady i zadzwoniłam w sprawie piosenki, która jest, według mnie, swego rodzaju znakiem rozpoznawczym audycji pana Marcina, zwłaszcza tych dawniejszych (sprzed „reformy), poza tym mam z nią wiele wspaniałych wspomnień. Postanowiłam więc poprosić pana Marcina, aby puścił tę piosenkę na antenie.
Kiedy dzwoniłam do radia spodziewałam się, tak jak ostatnimi czasy, że nagram się na sekretarkę, a tu, niespodzianka, leci sygnał, więc czekam chwilę i odbiera pan Marcin. Dziennikarz powiedział, że niestety tego wieczora piosenki puścić nie może, gdyż program antenowy jest już ułożony i nie można go zmieniać, ale że na pewno uwzględni ten utwór w następnej audycji (za tydzień).
Oprócz tego rozmawialiśmy dość długo o muzyce, o jego audycjach.
Wspomniałam delikatnie, że kiedyś jego audycje były inne (nie powiem przecież że lepsze), bo było w nich więcej ciekawostek muzycznych. Na to pan Marcin odparł, że teraz jest ich więcej w soboty, kiedy jest lista przebojów. Kolejnym powodem tego, że ich nie ma jest zmniejszenie (niestety) częstotliwości mojej ulubionej audycji. [Kiedyś była ona od poniedziałku do piątku, a teraz jest tylko w piątki i zmieniła niestety trochę swój format, ale to nie jest do końca zależne od pana Marcina].
Powiedziałam też, że słucham audycji już od dziesięciu lat. Pan Marcin powiedział, że jak puści za tydzień mój utwór, to abym do niego zadzwoniła i powiedziała o wrażeniach.
Niestety, nie wspomniałam nic o moich przygodach z dziennikarstwem i o tym, że nasza uczelnia planuje zaprosić go do siebie, bo tak mnie zaskoczył tym swoim odebraniem, że nie powiedziałam wszystkiego, co uzbierało mi się przez 10 lat. Na szczęście będę prawdopodobnie miała jeszcze okazję porozmawiać z dziennikarzem, ponieważ mówił on, aby do niego dzwonić lub pisać też w innych sprawach muzycznych, więc pewnie znajdzie się jeszcze okazja, aby wspomnieć mu o moich studenckich sprawach.
To chyba tyle, jeżeli chodzi o moją przygodę z panem Marcinem i w ogóle z radiem, w tym trudnym dla nas czasie.
09. Mam ją
28.05.2011 r. dostałam nowiutką płytę Lady Gagi.
Nawet nie minął jeszcze tydzień od jej wydania. Ale się wtedy cieszyłam. Z piątku na sobotę budziłam się ciągle i wydawało mi się, że mam ją na łóżku.
Specjalnie wyjechaliśmy wcześnie z domu, żeby tata na spokojnie mógł ją kupić. Jechaliśmy wtedy do Kielc na komunię Dorotki, dlatego nie pojechałam do Warszawy na angielski. I dobrze.
Przynajmniej wcześniej płyta znalazła się w moich rękach.
Cały dzień musiałam czekać. Płyta leżała sobie spokojnie w samochodzie a ja przebywałam na uroczystości. Z początku nie myślałam w ogóle o płycie, ale pod koniec imprezy kiedy Dorotka pojechała na jakieś zdjęcia zaczęło mi się już trochę dłużyć i pomyślałam o płycie ze zdwojoną siłą. W samochodzie tata próbował ją rozpakować, ale mu się nie udało, więc słuchaliśmy listy przebojów w radiu Zet. Ciocia, próbowała zgadnąć po jaki prezent tata zatrzymał się w Kielcach i zgadła za pierwszym razem. W domu poćwiczyłam chwilę na pianinie, bo zbliżał się czas egzaminów dopóki tata nie rozpakował płyty.
Wtedy wróciłam do mego pokoju i zaczęłam jej słuchać. W słuchaniu przeszkodziła mi mama, która zadzwoniła do mnie z Niemiec i długo z nią rozmawiałam przez co pominęłam jedną piosenkę i poznałam ją dopiero tydzień później. Ale miałam radochę z tej płyty. Ona długo, długo mi się nie nudziła i do tej pory jeśli mam dużo czasu lubię jej sobie posłuchać i po wspominać miłe chwile, bo było ich znacznie więcej niż tutaj przytoczyłam, ponieważ w 2 tygodnie później zdecydowałam się wziąć album do szkoły i podzielić się z innymi moją radością. Nawet Milena się nie sapała i słuchała jej razem ze mną.
Może nie wszystkie utwory jej się podobały, ale nie mruczała nigdy pod nosem zdań typu: Z kim ja mieszkam, czy weź to wyłącz. Do tej pory jak puszczę "Americano", to jej się łezka w oku kręci i mówi, żebym wyłączyła, ale nie dlatego, że jej coś jak zwykle nie pasuje tylko dlatego, że tęskni za dawnymi czasami szczęścia i okresem przedwakacyjnego luzu w Iii gimnazjum. Tak to z tą płytą było.
23 maja był dla mnie bardzo ciężkim dniem, ponieważ wtedy miała premierę długo oczekiwana płyta Gagi "Born this way". Już od rana o tym bębnili w radiu Z w dzień dobry bardzo i puścili fragment bardzo pięknej piosenki pt. "Hair".
Mimo iż wiedziałam, że będą jeszcze dużo o tej płycie mówić nie mogłam zostać dłużej w pokoju i słuchać, bo najpierw miałam iść na godzinę wychowawczą i uczcić urodziny Agi, więc nie mogłam się spóźnić a potem była próba w Mandze do zbliżającego się nieubłaganie koncertu.
Wieczorem również nie było lepiej, bo o szóstej w rmf maxx puścili "The edge of glory", ale wysłuchałam tylko połowy piosenki, bo musiałam iść na próbę do pani Bożeny Szopy a i tak już byłam na nią spóźniona.
Okazało się jednak, że pani spóźniła się jeszcze bardziej, bo przyszła dopiero o 18:18 co mnie bardzo wkurzyło, bo gdybym wiedziała, że tak późno przyjdzie, to wysłuchałabym piosenki do końca i porządnie nagrała na kasecie a tak to mam tylko połowę. Milena ściągnęła mnie i Adzie "Hair" oraz "The edge of glory", żebyśmy siedziały cicho, bo sama miała jakieś wielkie problemy dotyczące swojej idolki.
Zastanawiała się bowiem, czy wysłać jej sms’a czy nie. We wtorek zadzwoniłam do taty o godz. 17:05 i powiadomiłam go, że chcę mieć nową płytę Gagi u siebie a on na to:
? Dobrze, to będzie prezent na dzień dziecka. Już wcześniej zastanawiałam się nad zakupem płyty, ale moja mama jest praktyczna i uważa, że płyty są zbędne, więc jakoś się bez niej obywałam, ale po tym bębnieniu o "Born this way" już nie wytrzymałam.
Wielki poślizg
Wróciłam wcześniej z zimowiska, bo miałam do odbębnienia wizytę u okulisty, której w żaden sposób nie dało się przełożyć. Potem jednak ucieszyłam się z wcześniejszego przyjazdu, bo mogłam zaprosić do siebie Dorotkę. 10 lutego dowiedziałam się, że następnego dnia o 13:05 miała się odbyć premiera tytułowego singla z nadchodzącej płyty "born this way". W tym samym dniu miała się odbyć również moja wizyta, ale wcale mnie to nie przerażało, bo wizyta miała być na tyle wcześnie, że powinnam zdążyć bez problemu, ale tylko powinnam. U okulisty był taki wielki poślizg, że o godz. 13:00 to ja siedziałam dopiero u niego na fotelu a on miał włączony program I polskiego radia, gdzie program dnia nie był zakłócony przez żadne premiery i najspokojniej w świecie transmitowane były wiadomości.
Byłam wściekła na okulistę a wieczorem miałam chandrę. No bo jak tu się nie chandrować. Być w domu i nie wysłuchać premiery! Wieczorem oczywiście usłyszałam "Born this way", ale to już nie to samo. Ja chciałam wysłuchać ze wszystkimi a nie tak jak każdą inną piosenkę. Dorotka odegrała wtedy bardzo dużą rolę, bo pocieszała mnie jak tylko umiała. Ze ściągnięciem utworu również miałam wielkie problemy, bo wersja audio nie chciała się pobrać i Milena szukała innego pliku na youtubie chyba z godzinę albo i więcej. Na szczęście go znalazła.
Kiedy często była ona puszczana w radiu a my z Kasią słuchałyśmy jej z miłą chęcią Milena mówiła:
– Z kim ja mieszkam, ale my się tym nie przejmowałyśmy.
Tytułowy singiel to jednak dopiero początek przygody jaka miała się zacząć dopiero w maju, która była związana z całym krążkiem.
Koncerty Lady Gagi
Lady Gaga w Czechach a ja piszę sprawdzian z polskiego
Na siedemnastego listopada 2010 roku był zapowiedziany sprawdzian z polskiego i również tego samego dnia Lady Gaga występowała w Czechach. Nie obchodziłoby mnie to wcale, gdyby nie to, że w radiu eska bębnili o tym na okrągło.
Najgorzej było wieczorem kiedy jakiś gościu opowiadał przez telefon jak to fajnie jest na koncercie.
Przez to okropne radio eska cały wieczór miałam chandrę.
Dobrze, że przynajmniej ten sprawdzian z polskiego mi poszedł.
Lady Gaga w Gdańsku a ja w Warszawie
Zaraz po koncercie w Czechach 26 listopada Gaga występowała w? Polsce w Gdańsku. Ja wtedy miałam jechać do warszawy. Na dworze było bardzo zimno, ale ucieszyłam się, że pani wzięła mnie na orientację, bo przynajmniej nie musiałam wysłuchiwać radosnych wieści Grabowskiego, że Lady Gaga już pewnie spaceruje sobie po Gdańsku. W drodze do Warszawy miałam chandrę wszechczasów i mało się odzywałam.
Próbowałam za wszelką cenę zasnąć, żeby nie myśleć o nieszczęsnym koncercie. Dopiero w pokoju Kinga trochę mnie rozruszała. Rozmawiałyśmy sobie o mej idolce mimo, że Milena chciała już spać. Tym razem to ja jej trochę po przeszkadzałam i chyba to był jedyny raz w życiu. Na tydzień przed koncertem również nie było lepiej, bo ciągle o niej mówili zwłaszcza w rmf’ie i w esce.
Ucieszyłam się, że już po tym koncercie i jakoś o nim zapomniałam.