On jechał zdecydowanie za szybko
Pojechałam na wycieczkę z przyjaciółmi i w jej trakcie odwiedziliśmy dom dziecka w którym mieszkała dziewczynka z listów do M i miała na imię Tosia. Porozmawiałam z nią chwilę i dowiedziałam się, że jest ona szczęśliwym dzieckiem mimo braku rodziców, ponieważ ma świetnych przyjaciół, którzy ich jej zastępują.
Zdziwiło mnie to trochę, ale nie miałam czasu, by się nad tym zbyt długo zastanawiać, gdyż pojechaliśmy dalej w pogoni za przygodą.
Zatrzymaliśmy się w malutkiej cichutkiej miejscowości, ale nie jak sobie wyobrażasz dziurze zabitej dechami.
Mieliśmy przenocować w domu podobnym do mieszkania pani fryzjerki Gosi.
Byłam już bardzo zmęczona.
Marzyłam tylko o tym, by odpocząć i coś zjeść.
Jednak Roman, który dołączył do nas w trakcie wycieczki zaproponował mi bym poszła z nim na pizzę, mimo zakazu organizatorki, która kazała nam się rozpakować, zjeść kolację i szykować się do snu, bo jutro czeka nas kolejny dzień przygód. Nie ufałam zbytnio Romkowi i już miałam się nie zgodzić, gdy przyłączyły się do nas Mila i Sylwia, by także z nami pójść.
Byłam piekielnie głodna i miałam wielką ochotę na pizzę, więc po krótkim namyśle zgodziłam się i małą grupką ruszyliśmy w drogę. Po drodze spotkaliśmy wielki rower na który Roman kazał mi wsiąść, a kiedy to uczyniłam zaczął jechać bardzo szybko i z wirażami przez szeroką aleję, zostawiając daleko w tyle Milenkę i Sylwię.
Prosiłam go, by zwolnił, ale on nie chciał słuchać i kazał mi tylko nogi wyżej podnieść do góry. Po jakichś pięciu minutach zatrzymał się wreszcie przed pizzerią i wszedł do niej zostawiając mnie na zewnątrz, zdezorientowaną, siedzącą na rowerze. Bardzo się przeraziłam, gdy pomyślałam, że będą mnie szukać i na pewno dadzą jakąś ogromną karę, albo nawet wyrzucą z grupy wycieczkowej. Poza tym nie znam wcale tego Romana i boję się, że może zrobić mi krzywdę. Czekałam na niego czas długi, ale on nie wychodził. W końcu zniecierpliwiona weszłam do pizzerii i zawołałam na Romana, ale nigdzie go nie było.
Gdzie on do cholery jest? Może ma on tu jakieś znajomości i poszedł na zaplecze, albo co? I co ja teraz zrobię?! Jak ja wrócę do naszego tymczasowego mieszkania? Nigdy już więcej nie wybiorę się nigdzie z nieznaną mi osobą, zwłaszcza w obcym mi miejscu. A swoją drogą, ciekawe, gdzie są Milena i Sylwia? Może znalazły inną pizzerię i teraz sobie zajadają smaczną pizzę i nawet o mnie nie myślą?
https://www.youtube.com/watch?v=w_KFr-Lnxsk
Inwazja piłeczek
To tak a propos wszelkich wirusów, inwazji i innych temu podobnych.
Inwazja piłeczek
Kamil znów się we mnie zakochał, ale i tym razem nie przyjęłam jego uczucia. Chłopak postraszył mnie, że jego koledzy z Chmurowa jeszcze mi pokażą. W domu mama właśnie szykowała się do Niemiec.
Byłam bardzo zmęczona i zaraz położyłam się do łóżka. W radiu leciała piosenka Akona, która była przebojem, gdy Kamil pierwszy raz się we mnie kochał.
Trochę się tego przestraszyłam, ale przecież Kamil i jego kompania z Chmurowa nie może mieć wpływu na radio.
Następnego dnia mieliśmy pojechać na cmentarz. Gdy jedliśmy śniadanie wpadła do nas zdenerwowana babcia.
– Co my teraz zrobimy. On nas zniszczy, tak jak zniszczył swojego sąsiada!
– Dlaczego go zniszczył. Na pewno miał jakiś powód. Jak to zrobił? – zapytał tata.
– Włamał się do jego domu i zasypał go mnóstwem piłeczek. Zostawił też kilka wielkich kamieni i zabrał ich psa. On go bardzo chciał mieć, ale sąsiad go nie chciał dać, bo po pierwsze bardzo go lubił, a po drugie uważał, że psu będzie u niego źle. Poza tym jemu się wszystko podoba, co nie należy do niego i tylko patrzeć jak do nas przyjdzie i zasieje zniszczenie.
– Jak on się nazywa? – zapytała mama.
– Pan Edward Skórek. Jest chyba arabem. Przynajmniej na takiego wygląda. Po tych słowach babcia opadła na krzesło. Rodzice jednak nie podzielali jej zdenerwowania. On nie mieszka tak blisko nas.
Poza tym co się będziemy martwić na zapas. Po śniadaniu tata zszedł, by wyprowadzić samochód. Ja ubrawszy się również zeszłam na dół. Już w ganku usłyszałam jedną z moich ulubionych piosenek Phila Collinsa z jednej z moich ulubionych płyt. Wsiadłam do samochodu, ale właśnie wtedy tata przyciszył i włączył radio.
Nawet nie zaprotestowałam. Zatrzymaliśmy się na parkingu, a tata wziął radio wraz z moją płytą i zaniósł je do przechowalni. Nie bardzo mi się to spodobało. Na pewno zgubią albo zniszczą płytę, a radio podmienią, albo coś. Na cmentarzu byliśmy dość długo, a ja myślałam o naszych rzeczach w przechowalni oraz o niebezpiecznym panu Edwardzie Skórku. W samochodzie nawet nie zapytałam o radio i płytę. Siedziałam na przednim siedzeniu bojąc się coraz bardziej. Wchodząc do domu tata schylił się na chwilę i powiedział:
– Zobacz Karola, piłeczka. Skąd ona się tu wzięła? – tata podał mi niedużą, plastikową piłeczkę, taką jaką można spotkać w dziecięcym basenie z kulkami.
– On tu był – pomyślałam z przestrachem i wyszłam do ogrodu. Koło psiego kojca znalazłam jeszcze jedną taką piłeczkę, ale nikomu o tym nie powiedziałam.
Wróciłam do domu.
Przez resztę dnia nie mogłam znaleźć sobie miejsca. W końcu, późnym popołudniem pożyczyłam telefon od mamy i zadzwoniłam do przyjaciółki.
– Cześć Karolina. Jak się miewasz? – usłyszałam wypitchowany głosik w słuchawce.
Innym razem bardzo bym się tego przestraszyła, bo nie lubię mieć przygód z telefonami, ale teraz w obliczu strachu przed panem Edwardem i jego niecnymi planami nie bałam się tak jak zwykle. Nie znaczyło to jednak, że wcale mnie to nie ruszyło.
Wręcz przeciwnie.
Przez ten zniekształcony głos nie mogłam poznać, czy to Ada czy nie, a co za tym idzie nie mogłam jej się zwierzyć z naszego wielkiego problemu. Rozłączyłam się rozczarowana i wzięłam swój telefon, by ponowić próbę. Może to z mamy telefonem coś się stało. Niestety tym razem Ada nie odebrała. W nocy nie mogłam spać, ale było to trochę usprawiedliwione, bo mama wciąż jeszcze była niespakowana i krzątała się po domu. Gdzieś koło drugiej zapytała:
– Jeszcze nie śpisz kochanie?
– Nie mogę zasnąć – odpowiedziałam.
– Zaraz kończę. Jutro sobie odeśpisz – powiedziała rodzicielka i rzeczywiście zaraz położyła się do łóżka.
Następnego dnia mama zawiozła mnie do Czostkowa, bo jej wyjazd się opóźnił. Posadziła mnie na huśtawce w ogrodzie cioci i zaczęła jej przy czymś pomagać.
Chyba furtkę mieli otwartą, bo na podwórko przybiegła Miśka i w najlepsze bawiła się z Nelą. Z początku nawet mnie to cieszyło, ale potem sama chciałam się z nią pobawić, ale Nela wciąż mi w tym przeszkadzała. Wyjęłam więc telefon i znów zadzwoniłam do przyjaciółki.
Niestety w słuchawce usłyszałam wypitchowany głos.
Spróbowałam z tym kimś porozmawiać i przy okazji sprawdzić, czy to Ada.
– Zgadnij, gdzie teras jestem? – zapytałam.
– MMM, no nie wiem, w szkole?
– Pudło. Masz jeszcze dwie szanse.
– U babci?
– Nie. Ostatnia szansa.
– W swoim pokoju?
– Nie, nie zgadłaś i chyba nie jesteś Adą. W tym momencie Misia wskoczyła na huśtawkę, a Nela pobiegła za Pauliną. Nareszcie chwila spokoju.
– Powiesz mi wreszcie co robisz? – wyrwał mnie z zamyślenia głos.
– Siedzę z Misią na huśtawce.
– Z Misią? To ja tu jestem niedźwiedziem, zapamiętaj to sobie! Podobała ci się piosenka, przedwczoraj w radiu?
– Nie! – wrzasnęłam do słuchawki, aż Misia się przestraszyła i zeszła z huśtawki.
– Co ty tu robisz mała! Kto cię tu wpuścił! – zawołała Paulina zbliżając się do nas.
– No nie, zaraz go wygoni – pomyślałam. To był Kamil. Jestem tego pewna. Podszył się pod numer Ady, żeby dowiedzieć się o mnie czegoś osobistego. Ale że ona na to pozwoliła? Zresztą z drugiej strony… On jej kiedyś pomagał z kartą pamięci. Mógł jej o tym przypomnieć i przyjaciółka się ugięła i pożyczyła Kamilcowi telefon. Co za cholerny świat. Ten nieszczęsny Skórek też może być z Chmurkowa. Jak tylko mama skończy tę robotę z ciocią muszę jej o wszystkim powiedzieć, bo już tego dłużej nie wytrzymam. – Po jakichś pięciu minutach mama skończyła pracę, ale przyjechał też bus po nią.
Żegnając się próbowałam jeszcze przemycić kilka informacji, ale ona powiedziała:
– Kochanie, muszę już jechać. Zajadę na miejsce, to mi wszystko opowiesz. Wieczorem tata po ciebie przyjedzie.
– Ale…
– Pa kochanie. – i mama wsiadła do busa. Tata przyjechał po mnie o wiele wcześniej, bo zaraz po obiedzie. Był jakiś dziwnie markotny.
– Wszystko w porządku? – zapytałam już w samochodzie.
– Nie zupełnie – powiedział on, a ja znów zaczęłam się bać. Co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć tacie to, co powiedziałabym mamie? Wolałabym najpierw porozmawiać z mamą. Tacie nigdy się tak nie zwierzałam, ale z drugiej strony to poważny problem, który w gruncie rzeczy nie dotyczy tylko mnie. Może najpierw powiedzieć o tym babci? Gdy wysiadłam z samochodu natrafiłam na pierwszą piłeczkę.
– Ile ich jest? – zapytałam taty.
– Nie wiem. Nasz biedny pies siedział w nich po uszy.
– Co z nimi będziemy robić?
– Nie wiem. Babcia mówiła, że on się do nas jutro wybiera, to z nim porozmawiamy i poprosimy, by tak więcej nie robił. Pomyśl, co mogłabyś mu odstąpić ze swoich rzeczy, by się od nas odczepił. – Ani mi się śniło mu coś oddawać. I nagle coś sobie przypomniałam. Już wiem, co mu dam: maskotkę wiewiórkę, którą dał mi kiedyś Kamil, bo o takiej marzyłam.
Jeśli ten gościu rzeczywiście jest od Kamila, to albo ich to rozwścieczy jeszcze bardziej, albo Kamil zrozumie wreszcie, że absolutnie nie ma u mnie na co liczyć.
Ta kaseta jest zniszczona
Przebywałam z innymi ludźmi w jakimś pomieszczeniu i rozmawiałam z Klaudią na temat twórczości Spice Girls. Klaudia powiedziała, że ostatnio bardzo polubiła ten zespół i zaśpiewała mi fragment jednej z ich piosenek.
Powiedziałam Klaudii, że mam w domu piosenki tego zespołu i że jej przywiozę album zespołu.
Kiedy wróciłam do domu znalazłam kasetę z piosenkami Spice Girls.
Niestety kaseta wyglądała tak, jakby miała się zaraz wciągnąć.
Mimo to włożyłam ją do dyktafonu. Na początku kasety usłyszałam głos pani Kasi ? nauczycielki muzyki, a potem znajdowała się nagrana przez Klaudię piosenka, którą śpiewała mi, kiedy byłyśmy w tamtym pomieszczeniu wśród ludzi.
Kiedy Klaudia przestała śpiewać nastała przedpiosenkowa cisza tzn. bez szumów i zakłóceń jakie bywają w nieprofesjonalnych nagraniach, następnie kaseta zaczęła wydawać dźwięki wciągającej się taśmy.
Wtedy wyjęłam ją z dyktafonu i byłam podwójnie wkurzona, bo po pierwsze;
jakim prawem Klaudia nagrała coś na mojej kasecie Spice Girls; po drugie, czemu ta kaseta jest zepsuta? Pewnie ją ktoś komuś pożyczał. Cóż, będę musiała powiedzieć Klaudii, że kaseta jest zniszczona, dlatego nie dostanie piosenek ulubionego zespołu. Postanowiłam też, że o nagraniu nic jej nie powiem.
Tajemnicza kaseta z Francji
To opowiadanie jest zainspirowane moim dzisiejszym snem. Jest dość długie, ale mam nadzieję ciekawe. To efekt moich codziennych zmagań z pracą licencjacką. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Miłego czytania! 🙂
Bohaterowie słuchowiska
Koleżanka ze studiów zaproponowała mi wyjazd do Francji. Na te wakacje zgodziłam się tylko ze względu na ich śmiesznie niską cenę, gdyż nie przepadam za tym krajem, ale dawno już nigdzie nie byłam. W hotelu zakwaterowałyśmy się późnym popołudniem. W przestronnym holu sączyła się z głośnika francuska muzyka. W drugim końcu holu kontrastując z romantyczną melodią krzyczała zamknięta w ciasnej klatce papuga. Chciałam do niej zagadać, ale Ewka odciągnęła mnie w stronę recepcji mówiąc:
Dawaj, meldujemy się, puki nikogo nie ma! Jestem zmęczona podróżą, chcę się rozpakować, odświeżyć i odpocząć.
Zgodziłam się skwapliwie.
Dostałyśmy pokój na drugim piętrze. Był schludny, słoneczny, cichy. Ewa pokazała mi szybko co gdzie się znajduję i wskoczyła pod prysznic nawet się nie rozpakowując. Moją uwagę zwróciła niewielka półeczka na której leżał dyktafon i mnóstwo kaset, w większości bez pudełek.
Włożyłam jedną z nich do odtwarzacza i usłyszałam znajomą muzykę z hotelowego holu i ciche popiskiwanie papugi, następnie jakieś rozmowy w jadalni w nieznanym mi języku a potem odgłosy spaceru, chyba po jakimś parku. Na drugiej stronie kasety była nagrana wycieczka po muzeum.
Sprawdziłam inną kasetę. Ta również rozpoczynała się dźwiękami z holu a następnie odgłosy jakiejś popijawy, której nie miałam ochoty słuchać.
Wyjęłam kasetę z pudełka i ta okazała się być pusta.
Pewnie ta w drugim pudełku też jest czysta, więc położyłam ją Ewie na łóżku, żeby był równy podział wraz drugim dyktafonem, którego wcześniej nie zauważyłam a walał się między kasetami.
Muszę powiedzieć Ewie, aby zabrała swój sprzęt na kolację.
Skoro każda kaseta rozpoczyna się od dźwięków z holu to musimy je zarejestrować, a następnie nagrać to, co dzieje się w jadalni. Jeszcze nigdy z czymś takim się nie spotkałam.
Muszę też zapytać recepcjonistkę czy po wczasach mogę sobie tę kasetę zabrać do domu. Obudziłam Ewkę przed osiemnastą, aby zejść do jadalni na wieczorny posiłek. Zabrałyśmy ze sobą nasze dyktafony, ale ten Ewy był jakiś wadliwy.
Zgłosiłyśmy to na recepcji i przy okazji zapytałam o kasetę.
Nie mogę Wam wymienić dyktafonu, bo sprzętu jest tyle, ile łóżek w hotelu, ale domyślam się, że podczas pobytu we Francji będziecie trzymać się razem, więc możecie mieć wspólne nagranie.
Chciałam jeszcze zapytać co robią inne kasety w naszym pokoju, skoro hotelowi goście mogą je zabierać ze sobą, ale Ewa znów pociągnęła mnie za sobą, tym razem w stronę jadalni, skąd dochodził smakowity zapach jadła. Koleżanka była wyraźnie niepocieszona, że nie może sporządzać własnych nagrań, ale recepcjonistka obiecała jej, że gdyby ktoś nie chciał swojego przydziału, albo też wcześniej opuścił hotel ona poinformuje o tym Ewę i wypożyczy inny sprzęt.
Następnego dnia rano obudził nas hotelowy telefon umieszczony na zagraconej kasetami półeczce. Ewa była bliżej aparatu, więc podniosła słuchawkę a po chwili rzekła: – Recepcjonistka do ciebie – i podała mi słuchawkę. – Halo, słucham – odezwałam się niskim, zaspanym głosem.
Czy mają dziś panie bardzo zajęty dzień? – zapytała kobieta słodkim głosem.
Nie, w zasadzie to jeszcze nic nie ustaliłyśmy na dzisiaj.
To wspaniale! Mam dla pani pewną propozycję. Jeżeli jest nią pani zainteresowana, proszę po śniadaniu, a najlepiej jeszcze przed posiłkiem zjawić się u nas w recepcji a wszystko wyjaśnimy.
Dobrze, zjawię się za kilkanaście minut. – Po telefonicznej rozmowie ubierając się pośpiesznie wyjaśniłam Ewie o co chodzi. Koleżanka niechętnie poszła w moje ślady i zaczęła szykować się na śniadanie.
Kiedy byłyśmy już gotowe pognałyśmy niczym wiatr do recepcji ciekawe propozycji hotelowego personelu.
Pani Karolino. Wczoraj, w naszym hotelu zakwaterowała się para polaków, których zna pani z słuchowiska „Nędzole” emitowanego w Radiu Kielce. Czy chciałaby pani zjeść z nimi lunch i przeprowadzić miłą rozmowę, może jakiś wywiadzik? Taki materiał na pewno byłby cenny dla pani pracy licencjackiej.
Och, to wspaniale! Chętnie porozmawiam z autorami tego słuchowiska. To moje ulubione! Przesłuchałam je w całości mimo że do pracy potrzebowałam tylko dwóch odcinków.
Ależ to nie są żadni aktorzy! – oburzyła się recepcjonistka. – To prawdziwi Masternakowie we własnych osobach!
Nie możliwe! – pomyślałam, a powiedziałam tylko: A co z Ewą? Ma ona w tym czasie nudzić się w hotelowym pokoju? Nie możemy przecież się rozdzielić, bo mamy wspólny dyktafon.
– Proszę się o to nie martwić. Wyglądacie panie na bardzo odpowiedzialne kobietki. Na pewno w naszym magazynie znajdzie się jakiś zapasowy sprzęt dla pani Ewy. Zaraz kogoś po niego poślę. No, więc co pani powie na naszą propozycję?
Oczywiście, że się zgadzam. O której godzinie mam się stawić i gdzie?
O 12:30, w pobliskim barze. Ktoś z naszego personelu panią tam zaprowadzi. Proszę się przygotować do rozmowy, sprawdzić czy sprzęt na pewno dobrze działa, a na wszelki wypadek, damy pani zapasowe baterie. – Podziękowałam pięknie i udałam się z Ewką do naszego pokoju a papuga krzyczała za nami wyjątkowo głośno, zupełnie tak, jakbyśmy o czymś zapomniały.
Sprawdziłam sprzęt, ubrałam się w najlepsze ciuchy, wyperfumowałam obficie, uczesałam włosy itd.
Teraz pozostawało już tylko czekać. Z nudów przeglądałam pozostałe kasety, ale nic nie rozumiałam z rozmów, które były na nich nagrane, gdyż były one prowadzone w nieznanych mi językach.
Wreszcie trafiłam na kasetę, na której jakaś wesoła rodzinka porozumiewała się po hiszpańsku.
Schowałam ową kasetę pod poduszką, bo nie miałam już czasu na jej odsłuchiwanie a nie chciałam, aby zagubiła mi się wśród innych. Starsza ponura kobieta przyszła po mnie i zaprowadziła do baru. Był on dosłownie parę kroków od naszego hotelu. Na miejscu zastałam Zbigniewa i Renatę Masternaków z ich malutkim synkiem Wiktorkiem. Oni jednak nie zwracali w ogóle na mnie uwagi tylko rozprawiali o czymś z ożywieniem.
Zaskoczona takim obrotem sprawy omal nie zapomniałam włączyć nagrywania. Renata skarżyła się, że nie mają ani grosza przy duszy, że muszą spać w krzakach jak jacyś złodzieje i że ona nie może zafundować takiego życia dziecku. Na to Zbigniew pocieszał ją, że wszystko na pewno się ułoży, tak jak poprzednim razem.
Miałam ochotę wtrącić się do ich rozmowy, ale nie wiedziałam czy oni grają swoje słuchowiskowe role i ktoś ich teraz nagrywa i czy nie przeszkodzę im w sztucznej konwersacji. Wreszcie nie wytrzymałam i odezwałam się:
Przepraszam, że się wtrącam, ale chciałabym o coś zapytać?
Tak? – odezwała się zaskoczona Renata.
Znam bardzo dobrze wasze losy, bo przesłuchałam calutkie słuchowisko o was i wiem, jak skończyła się wasza historia. Dzięki kolekcji majora Wiktora Malewicza oraz debiutanckiej książce pana Zbigniewa macie państwo mnóstwo pieniędzy! Co więc się z nimi stało? Dlaczego znów musicie tułać się po Francji?
No widzisz – westchnęła ciężko Renata. – Jest wielu takich jak ty, którzy z zapartym tchem śledzili nasze losy i chciało zostać z nami na dłużej, dlatego też autor opowiadań o nas napisał kolejne opowiadanie, które tak jak poprzednie ma być zaadaptowane na słuchowisko. Z niego to właśnie dowiesz się, co stało się z naszym majątkiem i dlaczego znów tułamy się po Francji.
Ale… To tak nie może być! Dlaczego wy musicie na tym tracić? Kto wam zapłaci za wasze trudy? Słuchając ostatniego odcinka słuchowiska nie przyszło mi na myśl, aby ktoś kontynuował waszą historię, bo skończyła się ona w odpowiednim momencie. Bardzo was polubiłam, ale to nie znaczy, że oczekiwałam od was kolejnych przygód!
No widzisz, ty nie, ale inni owszem. Pisali zarówno do autora opowiadania jak również do scenarzysty, który je adaptował na słuchowisko, aby koniecznie pojawiła się kolejna część. Co więc oni mogli począć? Co my mogliśmy zrobić w tej sytuacji?
Zupełnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Pan Zbigniew zamówił coś dla nas.
Będę musiała zapłacić za ten lunch skoro oni znów są tacy biedni.
Może im nawet coś wcisnę po cichu do torby? Nagle usłyszałam stuknięcie. To kaseta w moim dyktafonie się skończyła a raczej jej jedna strona.
Postanowiłam nie przekładać jej na drugą stronę, bo wszystko już przecież zostało powiedziane.
Kusiło mnie, aby zapytać czy wiedzą kiedy zostanie wyemitowane kolejne słuchowisko, ale nie chciałam wyjść na jedną z tych bezdusznych słuchaczek, które chcą tylko kolejnych stron opowieści nie licząc się z tym, że jej bohaterowie muszą to najpierw przeżyć na własnej skórze. Z tego wszystkiego nie chciało mi się jeść mimo iż potrawa pachniała smakowicie. Była to jedna z tych potraw opisywanych w pierwszej części słuchowiska. Pan Zbigniew jakby odczytał moje obawy, bo powiedział:
– Nie musi się pani o nas martwić. Za ten posiłek zapłacił właściciel hotelu, w którym pani mieszka. My też obecnie w nim będziemy przez kilka dni, więc może się pani z nami widywać, jeżeli pani ma na to ochotę.
Byłoby mi naprawdę miło, ale nie chcę też państwu siedzieć na głowie.
Ależ skąd – odparła Renata.
Skoro więc tak? To może pokażą państwo mnie i mojej koleżance jakieś miejsca warte odwiedzenia w tym mieście? Miałam okazję dwa razy przebywać w tym kraju i niestety nie przypadł mi on do gustu, a moja koleżanka nie była tu nigdy. Może więc pokażecie nam Francję z nieco lepszej strony?
Z przyjemnością – odparli jednogłośnie Renata i Zbigniew.
Po powrocie z lunchu nie zastałam Ewki w pokoju. Od burkliwej staruszki, która wysprzątała nasz pokój dowiedziałam się, że ona też znalazła sobie towarzystwo i nie będziemy już razem spędzać czasu. Dostałam nawet osobny klucz, aby nie było problemu z dostaniem się do pokoju.
Kiedy staruszka zostawiła mnie samą zajrzałam pod poduszkę, ale nie znalazłam pod nią schowanej kasety.
Może starsza pani odłożyła ją na miejsce? Albo… Albo zabrała ze sobą będąc ciekawa dlaczego ją schowałam? Nie, tylko nie to! Ja chcę wiedzieć co na niej jest!
Cały pobyt we Francji spędziłam z Masternakami.
Bardzo zaprzyjaźniłam się z Renatą, polubiłam też Zbigniewa.
Jedynie o małym Wiktorku zdania sobie nie wyrobiłam, gdyż był jeszcze niemowlakiem i w dodatku bardzo cichutkim, więc prawie go nie dostrzegałam w naszym towarzystwie. Z Renatą rozmawiałam o jej czasach sprzed słuchowiska, o jej puchatym psiaku Dinozaurze, o mojej śwince morskiej i w ogóle miłości do zwierząt.
Znalazłyśmy ze sobą wiele wspólnych tematów i aż żal było się rozstawać. Już nie nagrywałam nic na mojej hotelowej kasecie. Nie obchodziła mnie ona wcale i gdyby nie ta rozmowa, którą nagrałam podczas lunchu, pewnie w ogóle bym jej ze sobą nie brała. Ale wzięłam, bo chciałam mieć na pamiątkę głosy nowych znajomych.
Ja nie chcę kota, mam świnkę. Gdzie jest moja kaseta?
Wróciłam do Polski z bagażem wspomnień i ze znacznie zmniejszoną niechęcią do Francji. Już w drzwiach mieszkania powitał mnie ojciec z puchatym kotkiem na rękach.
A cóż to za stworzenie przebywa w naszym mieszkaniu? – zapytałam z niechęcią.
To jest kot rasy Rex. Dostaliśmy go od pani Hałupkowej. Ona ma już swojego rakdolla i nie chciała przyjąć drugiego kota pod swój dach, bo zbytnio się nie dogadały.
Rozumiem. No ale my mamy świnkę. Poza tym mnie się podobają inne rasy kotów niż ten cały rex.
Och nie marudź Karola, to zupełnie dobry kot. Możemy go oddać znajomym albo sprzedać za niezłą sumkę.
Ok, w porządku. Kilka dni może u nas zostać zanim znajdziemy mu dobry dom.
Rozpakowawszy się wzięłam kota na kolana i zaczęłam odsłuchiwać kasetę, którą przywiozłam z Francji.
Jednak jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że nie jest to kaseta z głosami moich nowych znajomych, ale ta z hałaśliwą hiszpańską rodzinką. To chyba jakaś pomyłka! Gdzie jest moja kaseta z nagraniem z Lunchu? No gdzie? Już mi nie zależało na kasecie z nagraniami Hiszpanów.
Chciałam odzyskać moje nagrania. Coś jednak kazało mi wysłuchać kasety do końca.
Były tam hałaśliwe posiłki, hałaśliwe spacery, huczne imprezy, ale bez poalkoholowych kłótni czy pijackich dewastacji. Na końcu nagranie było jakieś przytłumione, zamazane, potem chwila ciszy a wreszcie głos zgryźliwej staruszki z hotelu, która przedstawiła się jako María i jakieś długie jak to u Hiszpanów nazwisko oraz wyjaśnienie:
To była moja rodzina. Oni zginęli w wypadku w czasie powrotu do kraju. Od tej pory ja pracuję w tym hotelu i słyszę ich czasem w nocy jak się bawią i śmieją. Przepraszam, że zabrałam twoją kasetę. Byłaś taka podobna do mojej wnusi Amalii. Ona też interesowała się słuchowiskami. Po powrocie do Hiszpanii miała grać główną rolę w jednym z nich, a ja taka byłam z tego dumna. Poza tym zaciekawiłaś mnie tym, że schowałaś kasetę pod poduszkę, akurat tą. Może miałaś znajomych z Hiszpanii? A może znałaś kogoś z mojej rodziny? Chciałam z tobą nawet o tym kiedyś porozmawiać, ale ty byłaś tak zaaferowana tą parą Polaków, więc nie chciałam ci przeszkadzać i psuć nastrój moimi narzekaniami.
Wynurzenia staruszki urwały się raptownie, bo skończyła się kaseta. Ciekawe co jeszcze ta kobieta chciała mi powiedzieć?
Otarłam łzy i schowałam kasetę w najciemniejszym kącie szafki.
Teraz pozostało jeszcze pytanie, co zrobić z kotem rasy rex? Dać go Wiktorowi? On przecież chce mieć kota. A może nie? Może… Wysłać go do Francji jako podarek dla Renaty i Zbigniewa, bo z futerka podobny jest do ukochanego dinozaura Reni, albo przekazać go smutnej Marii? Mojemu tacie ani jedna, ani druga propozycja się nie spodoba, bo chciałby na zwierzaku zarobić, ale ja mu na to nie pozwolę. Ta historia nie może się tak zakończyć!
Co to ma w ogóle być
Sen z czasów, gdy miałam fazę na szwedzki zespół Fatboy (nie mylić z Fatboy Slim”. Jedną z płyt tej formacji musiałam sprowadzać aż ze Szwecji!
Co to ma w ogóle być!
Ledwo zajechałam do domu już pobiegłam obejrzeć długo oczekiwaną przeze mnie płytę zespołu Fatboy.
Jednak jakież było moje rozczarowanie kiedy okazało się, że płyta była jakaś dziwnie mała, w dziwnym pudełku i z dziwną okładką.
Bardzo mnie ten fakt wkurzył, ale nikt specjalnie się tym nie przejął. Mama powiedziała, że skoro mam już płytę, to powinnam udać się na koncert.
Poszłyśmy więc na koncert Fatboy, ale i tu czekało mnie rozczarowanie, ponieważ na koncercie występował chyba podrobiony Fatboy, bo jego członkowie wypowiadali się po polsku a przecież oni są Szwedami. W dodatku zaśpiewali tylko 3 najgorsze piosenki. Po nieudanym koncercie bardzo rozczarowana i zawiedziona udałam się do domu, gdzie już czekała na nas zniecierpliwiona ciocia, która miała do mnie sprawę.
Mianowicie sprawa dotyczyła mojej ulubionej wiewiórki maskotki, którą ciocia chciała pożyczyć, ponieważ wybierała się na wielkie posiedzenie rady polityków. Nie chciałam cioci zabawki pożyczyć, ale po namyśle się zgodziłam pod warunkiem, że zabierze mnie ze sobą. Na wielkim posiedzeniu rady polityków ciocia zupełnie o mnie zapomniała.
Zajęły się mną dwie panie, które troskliwie ułożyły mnie na kozetce. Jedna z pań najpierw dogrzewała mnie jakąś lampą chemiczną, następnie suszyła mnie suszarką chemiczną.
Potem zachciało mi się spać, ale odpływając już w objęcia snu słyszałam jeszcze:
– Oh, jaka szkoda. Chciałam ją jeszcze dochemić herbatką chemiczną, ale już nie mogę, bo ona śpi.
Kiedy kobieta to mówiła zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś w ogóle się obudzę. Obudziłam się już we własnym łóżku wdzięczna losowi, że był to tylko sen.
Przechowalnia komputerów
Ktoś chciał mi zniszczyć laptopa a ja powiadomiłam o tym przyjaciółkę, więc ona na cześć mego komputera założyła ich przechowywalnie w swoim pokoju nie bacząc wcale na konsekwencje tego czynu. Ogłosiła na szkołę całą, że będzie się opiekować komputerami, z którymi właściciele chwilowo nie mają się gdzie podziać.
Wszyscy bardzo chętnie oddawali swój sprzęt pod opiekę mej przyjaciółki aż w końcu w jej pokoju zrobiło się niewypowiedzianie ciasno o czym zdążyłam się przekonać po przyjściu do jej pokoju.
Kiedy przyszłam ją odwiedzić ona kłóciła się właśnie z Moniką.
Potem Monika rozmawiała z wychowawcami Ady, ale nie wiem czy o niej czy też nie, bo owej rozmowy nie słuchałam. Ada natomiast nie chciała mi nic na temat kłótni powiedzieć.
Następnego dnia wieczorem odbyło się zebranie, które jak się okazało dotyczyło wielkiej przechowywalni komputerów założonej niedawno przez moją przyjaciółkę.
Pani dyrektor zaprosiła do naszej szkoły cyganów i podejrzewano, że wiele mienia naszej szkoły zostanie przez nich skradzione. Żeby zająć i udobruchać czymś cyganów wychowawcy postanowili, że Ada odda cyganom wszystkie komputery, które trzymała w przechowalni. Przyjaciółka oczywiście nie chciała się na to zgodzić, ale wychowawcy byli nieubłagani.
Zostawili jej tylko 3 komputery na pocieszenie a reszta poszła w ręce Cyganów. Wolałam się nawet nie zastanawiać czy z Ady coś jeszcze zostanie, jak właściciele rzucą się na nią żądając zwrotu swego sprzętu.