Witajcie kochani czytelnicy!
Dziś, aby was dłużej potrzymać w niepewności nie umieszczę w tym wpisie kolejnego podrozdziału opowiadania o dzielnej Maladze, ale przedstawię dzisiejszy sen, który był… Może lepiej sami ocenicie jaki on był. Zaczynamy!
Zastaw się, a postaw się!
Postanowiłam wyprawić urodziny tak huczne, jakich nikt jeszcze nie miał na świecie. Z tego powodu wyciągnęłam z banku wszystkie swoje oszczędności, by je poświęcić na urządzenie imprezy. Sama zaś żywiłam się w tanich barach, albo tam, gdzie darmowe posiłki otrzymywali bezdomni.
Jednego z takich chudych dni wybrałam się z Witoldem na skromny posiłek. Wokół nas pożywiali się obszarpani żebracy. Po kolacji kolega odprowadził mnie do mieszkania. Tam obmyślałam szczegóły mających się odbyć urodzin, bo ich termin zbliżał się nieubłaganie. Nareszcie nadszedł ów dzień! Potrawy przygotowane, muzyka cicho gra, na stole piękny lśniący obrus i najlepsza zastawa jaka była w domu. Na komodzie, obok radia, postawiłam mój rejestrator dźwięku, by nagrywał wszystko, co będzie miało miejsce na mojej imprezie.
Robiłam właśnie tzw. próbę mikrofonu, a tata rozmawiał z moim zmarłym dziadkiem Józefem, który siedział rozparty na kanapie i głośno narzekał jaki jest schorowany i jak mu mało życia zostało. Oj, chyba niepotrzebnie ściągałam go z nieba na tę bibę. Mogłam go zostawić w spokoju i nie zadręczać swoimi ziemskimi sprawami.
Kiedy ustawiłam rejestrator do drzwi zapukał drugi gość.
Była nim Malena – jedna z użytkowniczek Eltena, z którą się zaprzyjaźniłam niedługo po założeniu na nim konta. Powitałam dziewczynę gorąco i pokazałam gdzie ma się rozpłaszczyć, przyjechała bowiem na kilka dni.
Kolejni goście zjawiali się jeden po drugim, ale wciąż nie było Witolda, więc musieliśmy przyjęcie rozpocząć bez niego.
Co było potem?
Kompletnie nic nie pamiętam z imprezy. Kiedy się obudziłam ze zdziwieniem stwierdziłam, że znajduję się w domu babci, z Maleną, na dużej sofie. Dziewczyna już nie spała, więc rozmawiałyśmy o naszych planach na życie oraz na najbliższe dni. Na pierwszym piętrze słychać było poranną krzątaninę babci. A gdzie znajomi, gdzie rodzice? Gdzie dziadek mój zmarły? Czy impreza się udała? Jakie dostałam prezenty?… Wszystkie te pytania kotłowały się w mojej głowie. Malena coś do mnie mówiła, ale ja jej nie słuchałam.
Wychyliłam się, by odszukać na biurku mego telefonu komórkowego, ale leżał tam tylko smartphone koleżanki. Z wściekłością podniosłam się z łóżka i potknęłam się o coś miękkiego, co zapiszczało żałośnie.
Co robisz Jeżykowi?! – oburzyła się Malena z mojej kanapy. – Nie podoba ci się prezent ode mnie?
Podoba, ale obecnie zawadza mi on drogę. Czy możesz mi wreszcie powiedzieć co tu się tak właściwie stało?
Pochyliłam się, aby obejrzeć zwierzaka. Była to piękna świnka morska wielkości kota. Miała krótkie, gęste, odstające od ciała futerko niczym kot brytyjski i może przez to rzeczywiście trochę przypominała jeża. Ostrożnie wzięłam zwierzątko na ręce i delikatnie ułożyłam je na łóżku. Malena głaskała je po lśniącej sierści a ja udałam się na dół, do babci, by zapytać co się stało.