Categories
Moje opowiadanie - Malaga

Jak jest w nowym domu i czy tak być powinno

2.2 Jak jest w nowym domu i czy tak być powinno

Malaga jadąc z Mateuszem do domu bardzo się bała co w nim zastanie, chociaż za wszelką cenę starała się być odważna jak lew – taka już cecha tej rasy.
Wreszcie okropna, pełna niepewności podróż zakończyła się i Mateusz zaparkował swego starego Mercedesa w garażu i zabrał z samochodu pudełko z Malagą w środku. Mieszkał na trzecim piętrze nowopowstałego bloku w centrum miasta.
Jego mieszkanie nie było ani małe, ani duże. W salonie było mnóstwo płyt i porządny zestaw głośników. W drugim pokoju też były płyty cd oraz komputer.
Oczywiście oprócz wymienionych rzeczy w mieszkaniu znajdowało się standardowe umeblowanie. Mateusz umieścił szczenię w niedużej klatce kenylowej, takiej, w której zamyka się niesforne psiaki, które bardzo niszczą w domu. Już po chwili właściciel mieszkania jął wykonywać telefony i skrzykiwać swych przyjaciół na imprezę, aby móc pochwalić się nowym nabytkiem.
Jeszcze tego samego dnia pojawili się znajomi Mateusza.
Byli bardzo hałaśliwi i niedelikatni wobec szczeniaka: dokuczali mu, drażnili, a gdy już im się znudził wzięli się za jego opijanie. Kiedy byli już zmęczeni pokładli się byle gdzie – na kanapie czy na podłodze i zasnęli snem sprawiedliwych. Mateusz w ciszy nocnej siedział przed klatką i przyglądał się swej nowej zdobyczy. Następnego dnia udał się z Malagą do weterynarza i zrobił potrzebne badania oraz szczepienia, bo w pseudohodowlach tego nie robią ze względu na oszczędności.
Tego dnia i jeszcze następnego też były imprezy, bo przecież trzeba było świętować pojawienie się rasowego pinczera w domu Mateusza. Psina miała już tego serdecznie dość. Na reszcie minął weekend i w domu Matiego zapanował względny spokój. Facet czesał sukę codziennie, trochę też się z nią drażnił i absolutnie nigdy nie głaskał, chyba że chciał sprawdzić kondycję futerka i umięśnienia swej pupilki.
Prawie co weekend odbywały się u Mateusza imprezy, dlatego suka stała się zalękniona i apatyczna.
Kiedy zaś właściciel opuszczał mieszkanie uderzała w jazgotliwy szczek, jaki zwykle wydają z siebie pinczery oraz im podobne rasy. Mateusz nigdy nie dał Maladze możliwości ucieczki, bo nie zabierał jej na spacery, ani nawet na siusiu. Malaga załatwiała się w kociej kuwecie i nie oglądała światła słonecznego. Ten stan rzeczy sprawił, że straciła nadzieję na jakiekolwiek lepsze życie.

Categories
Moje opowiadanie - Malaga

Rozdział drugi Malaga, podrozdział pierwszy Dzieciństwo

Rozdział II Malaga

2.1 Dzieciństwo, to znaczy pierwsze 2 miesiące szczeniaka

Przyszła na świat jako pierwsza z głośnym wrzaskiem. Matka nie mogła od razu skupić na niej uwagi, gdyż musiała wyrzucić z siebie resztę miotu, więc opiekę nad maleństwem przejął Misiaczek.
Była nieco jaśniejsza od matki, ale ciemniejsza od ojca. Po Wanilii odziedziczyła budowę ciała i mocny charakter, a po ojcu gęstość futerka i skłonności do tycia.
Była jego ulubienicą, córusią tatusia. Malaga kochała swoje rodzeństwo, ale wyraźnie nad nim górowała. Z matką miała oschłe stosunki. Malaga przepadała za Leonem, najstarszym psem w stadzie – wiernym przyjacielem Teddiego. Suczka nie mogła usiedzieć na miejscu, wszędzie jej było pełno; dla niej mała piwniczka to zdecydowanie za mało. Właściciel widząc to zabierał psiaka do ogrodu, a staruszka złościła się na niego twierdząc, że jest za mała, że się przeziębi i takie tam inne chuchanie dmuchanie. Malaga miała częste spiny z właścicielem, gdyż nie chciała się podporządkować jego cyrkowym sztuczkom, wyczuwała w nim złego człowieka. On z kolei chciał nauczyć szczeniaka jak najwięcej, aby Mateusz był z niego zadowolony i zrobił jak najlepszą reklamę hodowli.
Kiedy Malaga była już gotowa do oddania, właściciel w tajemnicy przed staruchą zadzwonił do Mateusza. Nie chciał bowiem, aby kobieta biadoliła, że już trzeba oddać szczenię.
Podczas oddawania rodzeństwa Malaga prawie w ogóle nie czuła smutku. Jakoś wiedziała, że tak ma być. Nie mogła też zrozumieć spazmów matki.
Kiedy jednak przyjechał Mateusz, suka poczuła dziwny niepokój i przebywała w pobliżu Misiaczka, by czuć się bezpieczniej. Kiedy właściciel złapał krnąbrną suczkę i wsadził ją do pudełka w piwnicy rozległa się wrzawa niczym w schronisku. Misiaczek, Wanilia i Chica wyły z bezradności i rozpaczy, a reszta stada z radości i chciwości, żądzy władzy. Tylko Leon był spokojny, podkuliwszy ogon przycupnął obok Teddiego i jął go lizać po grzbiecie. Malaga też podniosła pisk: wysoki, donośny, jazgotliwy, ale pobrzmiewała w nim już duma młodego pinczera.
Bardzo ten dźwięk ucieszył mężczyzn. Mateusza, bo wiedział jaką sztukę weźmie do domu, a właściciela, bo już od razu pokazał jaki świetny towar sprzedaje swemu klientowi. Faceci zanieśli szczenię do kuchni i jęli się targować. Wreszcie doszli do porozumienia, spakowali z powrotem psa do pudełka i Mateusz zabrał go do swego samochodu.
Ruszył z piskiem opon i pognał jak szalony w stronę miasta jakby obawiając się, że właściciel hodowli zmieni zdanie co do ceny, albo w ogóle co do sprzedaży.

Categories
Moje opowiadanie - Malaga

Źle się dzieje w pinczerowym świecie

1.5 Źle się dzieje w pinczerowym świecie!

Malaga wraz z rodzeństwem wiodła pieskie życie lizana przez rodziców, dokarmiana i pieszczona przez właścicieli, a zwłaszcza przez staruszkę.
Nadszedł jednak nieubłagany czas rozstania. Przyjeżdżali bowiem pierwsi nowi właściciele szczeniąt. Wedel zamieszkał w wielodzietnej rodzinie, Goplana została psem strużującym na jakimś gospodarstwie, a Malaga… trafiła do Mateusza. Po odebraniu szczeniąt Wanilia wyła z rozpaczy i nie pomagały pocieszenia od przyjaciół. Zawistne suki cieszyły się, że pierwszy miot królowej jest już wydany i będą mogły się starać o przejęcie władzy w stadzie.

Categories
Moje opowiadanie - Malaga

Czekoladowy miot

1.4 Czekoladowy miot

Ciąża dawała się Wanilii we znaki, więc została umieszczona w boksie dla ciężarnych.
Pewnego słonecznego poranka pinczerka wreszcie zaczęła rodzić.
Wyrzuciła z siebie 3 małe istotki, które zostały ochrzczone następująco: Wedel, Goplana oraz Malaga. Właściciel suczki przed porodem i w jego trakcie denerwował się bardzo, aby wszystko się udało. Na szczęście poród przeszedł całkiem znośnie. Ulubienicą właścicieli oraz całego stada była Malaga. Już na jej drobniutkim ciałku widać było urodę rasowego pinczera, co nie uszło niczyjej uwagi.
Obejrzawszy szczenięta właściciel zadzwonił do Mateusza, aby ten przyjechał obejrzeć miot. Mężczyźnie nie trzeba było tego 2 razy powtarzać i jeszcze tego samego dnia zjawił się na fermie.
Jemu też Malaga najbardziej przypadła do gustu, więc zarezerwował ją sobie i odjechał niezwykle ukontentowany.

Categories
Moje opowiadanie - Malaga

Słodki Misiaczek

1.3 Słodki Misiaczek

Lato dobiegało końca. Wanilia dojrzewała w mgnieniu oka. Teraz wyglądała niczym miniaturowa sarenka. Już nie była tak szczęśliwa jak na początku jej pobytu na fermie, bo z wiekiem zaczęła ona dostrzegać wiele cierpienia. Jej koleżanki ze stada rodziły w bólach, a jej koledzy ciągle kłóciły się o suki i bez przerwy lała się krew. Chwilami piękna Wanilia miała już tego wszystkiego po dziurki w nosie, ale dzięki ukochanej Chice jakoś to znosiła.
Któregoś dnia właściciel przyszedł ze staruszką i długo nad czymś rozprawiali. Przyglądali się też Wanilii oraz innym pieskom, zwłaszcza młodym samczykom.
Wreszcie właściciel oznajmił: Wanilio, będziesz mieć szczeniaki z Misiem! Wanilia została rozdzielona z Chicą i wsadzona do boksu z Teddym, zwanym również Słodkim Misiaczkiem, aby się do niego przyzwyczajała. Chica wiedziała, że kiedyś to nastąpi, ale nie spodziewała się, że aż tak szybko. Wanilia jest ładna, więc właściciele chcą ją szybko rozmnożyć. Słodki Misiaczek był odpowiednim kandydatem, również zdaniem Chiki, ale nie w tym wieku! Teddy to nieduży, grubiutki kundelkowaty ratlerek o zbyt krótkich nóżkach jak na pinczera, ale za to o nie mającym sobie równych gęstym, brązowiutkim futerku. Było ono tak gęste, że aż odstawało od pulchnego ciałka, co sprawiało, że wyglądał jak miś pluszowy, albo młodziutki żywy niedźwiadek.
Kiedy się urodził, staruszka całymi dniami nosiła go na rękach i zapraszała do siebie swą wnusię, by się z nim bawiła. Misiaczek wyrósł na bardzo spokojnego, przylepnego psiaka i nie był agresywny wobec suk.
Każda chciała mieć z nim małe, bo wtedy miot nie miał sobie równych i samica osiągała najwyższą pozycję w stadzie, a co najważniejsze dostawała największe i najpyszniejsze porcje żywnościowe.
Kiedy Wanilię zamknięto w jednym boksie ze Słodkim Misiaczkiem w stadzie zawrzało niczym w ulu.
Wściekłe suki wyły wniebogłosy a psy toczyły pianę z pysków i gryzły klatkę, gdzie siedziała nowa parka. Misiaczek powiedział Wanilii, żeby się go nie obawiała, bo on rozpocznie z nią kiedy ona będzie na to gotowa. Wanilia przez pierwsze kilka godzin siedziała w kącie i wyła z tęsknoty za Chicą, ale w końcu zaczęła się uspokajać i zbliżyła się nieznacznie do Teddiego. Piesek lizał ją po pyszczku i zachowywał się łagodnie, co sprawiło, że Wanilia zaczęła się rozluźniać. Noc przespali wtuleni w siebie, ale nie robili nic w kwestii szczeniaków, bo Wanilia jeszcze nie była gotowa. Właściciel przychodził codziennie i marudził nad klatką, że nadal nic się nie dzieje, ale para nic sobie z tego nie robiła.
Dopiero w 2 miesiące później Wanilia dostała cieczki i dopuściła do siebie Misiaczka, a on zrobił to jak najdelikatniej potrafił, ale kiedy właściciel przekonał się, że już po wszystkim i chciał wynieść pieska z boksu i zanieść do innej samicy łagodny jak baranek ratler ugryzł właściciela. Ten wobec tak jawnego buntu wściekł się na niego i zbił dotkliwie.
Wtedy Wanilia zaskowyczała przeciągle i rzuciła się na faceta. Mężczyzna zamkną boks i przegrany odszedł, ale nie miał zamiaru tego tak zostawić.
Jeszcze tego samego dnia przyszedł z jakimś innym drabem i na siłę wyciągnął Teddiego z klatki. Tym razem dostał się on brzydkiej, starej suce, podobnej do terriera, słynącej ze swej agresywności. Teddy nie miał zamiaru się nią zajmować mimo iż ta gryzła go i skowyczała obłąkańczo. Właściciel widząc to wrzasnął na całe gardło, złapał Misia za kark i wyrzucił go za drzwi na zimno i pluchę. Misiaczek z początku chciał opuścić znienawidzone miejsce kaźni, ale rozmyślił się natychmiast.
Przecież w jednym z boksów siedzi jego ukochana Wanilia. Nie może jej tak zostawić! To do niego nie podobne. Samiec warknął cicho i ruszył w stronę domu, aby wkupić się w łaski pani, która napewno załagodzi jego karę i może pozwoli aż do porodu siedzieć z Wanilią. Właściciel znów wsadził Chicę do jednego boksu z Wanilią, a starej terrierce dał jakiegoś wybitnego agresora, więc w piwnicy był wrzask nie do zniesienia. Chica pocieszała Wanilię jak mogła.
`napewno Misiaczek wróci do rudery, bo jest zbyt piękny i ma zbyt dobre geny, aby go stracili, zbyt jest cenny dla hodowli.
Jednak Wanilię wcale to nie przekonywało, bo przecież Teddy marzł i został tak okrutnie zbity przez właściciela. Wanilia zaczęła faceta nienawidzić.
Tymczasem Misiaczek podreptał do drzwi domostwa i zaczął głośno ujadać. Zbudziło to z drzemki staruszkę, więc zapytała swego kompana przeglądającego internet:
Co się tam dzieje na tym podwórku? Wypuściłeś Misiaczka z zagrody?
Tak, ponieważ twój pupilek sprzeciwiał mi się niemożliwie.
To nie jest powód, aby go tak traktować! Zaraz wezmę go do domu. – To mówiąc kobiecina wyszła na zewnątrz i wzięła na ręce pulchnego ratlerka. Stworzenie trzęsło się z zimna i popiskiwało cichutko. Kobieta głaszcząc zwierzę weszła z nim do mieszkania. Trzymała go tam przez półtorej godziny, pojąc, karmiąc, szczotkując i głaszcząc, a po tych zabiegach odniosła do hodowli.
Wypuściła też z boksu Chicę i Wanilię. Teddy spędzał z nimi czas, ale nadal był niespokojny, bo w każdej chwili mógł przyjść rozjuszony właściciel i narobić im kolejnych kłopotów.

Categories
Moje opowiadanie - Malaga

Tajemniczy klient

1.2 Niecierpliwy klient

Następnego dnia właściciel wypuścił Chicę i Wanilię z boksu. Chica dała reszcie stada do zrozumienia, że to Wanilia tu rządzi, więc mała psina nie musiała się niczego obawiać. Nic szczeniakowi nie zakłócało spokoju, więc rósł jak na drożdżach i prawie w ogóle nie gubił futerka.
Spokój ten został zakłócony w parę tygodni po jej przybyciu na psią fermę. Późnym popołudniem do rudery zajrzał młody mężczyzna imieniem Mateusz i kazał zaprowadzić się do piwnicy. Tam od razu wypatrzył Wanilię wśród stada i koniecznie chciał ją kupić.
Piękny ten pies! – wołał on. Ile kosztuje? Dawaj go mi pan zaraz!
Ta suka nie jest na sprzedaż – odparł spokojnie właściciel. Ona ma kilka miesięcy i będzie nam rodzić wspaniałe szczenięta. Mam zamiar dopuścić ją dopiero późną jesienią, albo w zimie, zależy kiedy mała będzie mieć cieczkę.
Co za kształty, jakie futro, a jakie uszeczka piękne. Złap no ją pan na chwilę, niech ją sobie obmacam. – Właściciel niechętnie przychylił się do prośby i zapewnił solennie, że będzie pierwszą osobą, która obejrzy pierwszy miot Wanilii. Mateusz zgodził się skwapliwie i odszedł zostawiając biedną, niczego nieświadomą Wanilię w spokoju. Tymczasem właściciel wrócił do części mieszkalnej domostwa i pochwalił staruszkę jaką piękną sunię wypatrzyła w internecie.

Categories
Moje opowiadanie - Malaga Sny

Zapowiedziane opowiadanie – Malaga, rozdział I, podrozdział 1.1

Rozdział I Pseudohodowla

1.1 Wanilia

Jest deszczowy dzień, a pogoda tak paskudna, że psa by z domu nie wygonił! W niewielkiej piwniczce należącej do zapuszczonego domostwa około 10 małych istotek leży skulonych obok siebie, z apatią spoglądających w przestrzeń, bądź też przymykając oczka. W jednym z ciasnych pokoików tego domu siedzi starsza kobieta i przegląda ogłoszenia internetowe.
Jest już bardzo zmęczona tym przeglądaniem – przeciera znużone oczy, wierci się w fotelu.
Nagle staruszka ożywia się i z radością klaszcze w ręce wołając: Jest, jest! Takiej właśnie szukałam. Kobieta z zapamiętaniem wpatruje się w fotografię wyświetloną na ekranie jej wysłużonego laptopa. Starsza pani pośpiesznie spisuje numer pod zdjęciem i z trzaskiem zamyka pokrywę starego urządzenia.
Jeszcze tego samego dnia do obskurnego domostwa przyjeżdża mężczyzna w sile wieku i wynosi ze swego pojazdu małą, kruchą istotkę, o gładziutkiej, gęstej sierści koloru wypieczonego ciasta, o długich nóżkach jak patyczki i zgrabnych uszkach w kształcie litery V. Staruszka widząc to małe chucherko o ciemnobrązowej sierści mówi na nie czekoladka, ale mężczyzna twierdzi, że to imię nie brzmi hodowlanie i po dłuższym namyśle nazywa brązowe stworzonko Wanilią. Mężczyzna i kobieta robią suczce zdjęcia, oglądają na wszystkie strony, dokarmiają, wygładzają futerko delikatną szczotką, wreszcie umieszczają w niewielkim koszyku i zaczynają się zajmować codziennymi sprawami. W nocy zwierzątko piszczy, ale oni go nie słyszą, bo śpią smacznie w drugim pokoju.
Następnego dnia po nakarmieniu i wyszczotkowaniu właściciele przenoszą Wanilię do piwniczki, do reszty pinczerów.
Oczywiście kończy się to warczeniem, podgryzaniem i piskiem, więc kobieta wrzeszczy na rozjuszone zwierzęta i zamyka Wanilię w osobnej klatce, tak, aby reszta stada przyzwyczaiła się do jej obecności, a jednocześnie nie mogąc zrobić jej krzywdy. Facet przygląda się samcom rozmyślając, który będzie najlepszy dla ich czekoladowej kruszynki. Nowa psina popiskuje cichutko w swoim więzieniu. Właściciele uznali najwyraźniej sprawę za zakończoną, bo nakarmili resztę stada i oddalili się od pomieszczenia zamykając je szczelnie. Jedna z suczek – trzyletnia Chica ma wyraźną ochotę zaprzyjaźnić się z Wanilią. Biedaczka jeszcze nie otrząsnęła się po stracie szczeniąt, które zdechły zaraz po porodzie. Sunia ma wielką ochotę zaopiekować się nowoprzybyłą. Siada więc w pobliżu jej klatki i skomli cicho.
Przed wieczorem właściciel zajrzał do piwnicy i spostrzegłszy, że Chica próbuje dostać się do boksu małej, wsadził ją tam, aby mogła bliżej zapoznać się ze szczeniakiem. Chica otoczyła Wanilię troskliwą opieką. Uświadomiła też małą, że życie w pseudohodowli nie jest usłane różami, bo suki muszą rodzić po 2, a nawet 3 razy w roku, a ich partnerzy są bardzo agresywni i nie mają skrupułów wobec umordowanych suk. Wanilia cieszyła się, że ma przyjaciółkę i marzyła o wspaniałym przyjacielu, z którym mogłaby mieć szczenięta, a nie jakimś agresywnym bydlaku.

Categories
Sny

Problemy z wodą i rozmowy telefoniczne

To już ostatni sen z tej serii, a już jutro pierwszy rozdział mojego opowiadania!
Nie wiem, czy Wam wspominałam, że choć uwielbiam rozmawiać przez telefon to w snach takie rozmowy są straszne i złowrogie, albo po ich odebraniu dzieją się straszne rzeczy. Oto jeden z takich właśnie telefonowych koszmarków. To i tak nie jest najgorszy, tylko taki, że tak powiem, średniego kalibru.

Problemy z wodą i rozmowy telefoniczne

Na dworze było chłodno i padał deszcz, a ja przebywałam w kuchni z mamą i wujkiem Grzegorzem i konwersując zajadałam się jakimś ciastem i popijałam herbatkę. Wujek był bardzo zmęczony ponieważ niedawno wrócił z wyczerpującej podróży z Niemiec i wpadł do nas, żeby trochę odsapnąć i wrócić spokojnie do domu. Wujek opowiadał nam, że morza wylewają z brzegów i że za niedługi czas będziemy musieli spotkać się oko w oko z powodzią i napewno to nas nie ominie. Potem zadzwonił do mnie telefon więc poszłam odebrać, a mama z wujkiem udali się za mną. Dzwonił do mnie jakiś mężczyzna ale już nie pamiętam co chciał, ponieważ bardzo się go wystraszyłam.
Była to najwidoczniej jakaś pomyłka, ale ja nie lubię takich pomyłek (zwłaszcza w snach).
Później było znacznie gorzej, gdyż zadzwoniła do mnie jakaś pani, której wcale się w słuchawce nie spodziewałam, ponieważ utwór, który powiadamiał mnie, że ktoś dzwoni był znajomy. (To nie był ten dzwonek ustawiony na nieznajomych tylko ten na Alicję).
Byłam więc bardzo rozczarowana kiedy zamiast głosu przyjaciółki, który mógłby mi dodać nieco otuchy w tej brzydkiej sytuacji usłyszałam głos jakiejś obcej kobiety, która pytała czy dodzwoniła się do Jana Pietka. Powiedziałam jej że nie i że w tym domu żaden Pietek nie mieszka a ona była z tego powodu bardzo niezadowolona. W tej rozmowie najbardziej przeraziło mnie to, że kiedy powiedziałam jej, że nie ma u nas Pietka w słuchawce usłyszałam jakgdyby wzmagający się szum wody.
Przestraszona rozłączyłam się.
Potem ta kobieta zadzwoniła ponownie i powiedziała, że jeśli to nie jest rodzina Pietka to w takim razie telefon nie należy do mnie tylko do tego człowieka, bo przecież ona dobrze zna ten numer, gdyż dokładnie go sobie zapisała.
Wtedy przeraziłam się znowu i zdziwiłam za razem. Bo przecież dzwonki mam takie jak miałam, no może z tą różnicą, że kiedy ta kobieta do mnie dzwoniła to słyszałam dzwonek Alicji.
Bardzo zmartwiło mnie to, że jeśli rzeczywiście mam telefon tego człowieka, to będą mnie nękać telefonami jacyś obcy ludzie, a z tego co zauważyłam będzie ich sporo. Mama w ogóle się tym nie przejmowała, a wujek powiedział, że spróbuje popytać ludzi o tego Pietka, ale obawia się, że na wiele się to nie zda.
Potem znowu ktoś do mnie zadzwonił, ale zanim zdecydowałam czy odbierać czy nie, nagle usłyszałam straszliwie gruby dzwonek do telefonu niczym gitara basowa. Zapytałam mamę czy mamy w domu telefon, a ona odpowiedziała, że chyba tak, ale dzisiaj nie będzie odbierać, wystarczy, że ja odbieram. Bardzo mnie to zirytowało, że mama tak dziwnie traktuje tę sprawę. Na szczęście z pomocą przyszedł mi rozsłoneczniony poranek, który niezawodnie jak to zwykle bywa wyrwał mnie dokładnie ze wszystkich kłopotów tego okropnego snu.

Categories
Zwierzaki moje i nie tylko

Zapowiada się coś dłuższego oraz krótka pogawędka z Tosią

Categories
Sny

Seks za granicą

Przyjechał do nas pan Gołdyn, bo przywiózł jakieś warzywa. Mama zaprosiła go nawet do kuchni i zrobiła mu herbatę. Mężczyzna był chyba pijany, bo gadał od rzeczy. Na koniec swoich odwiedzin u nas pomalował nam drewnianą półeczkę przy kaloryferze w jakieś brzydkie wzory i napisał coś o seksie. Gdy miał już wychodzić dał nam zaproszenie dla całej rodziny na darmowe wakacje we Włoszech. Rodzice bardzo chętnie przyjęli zaproszenie, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż zawsze byłam ciekawa jak jest we Włoszech. Na wczasach za granicą z początku było bardzo przyjemnie, bo pogoda była ładna a pokoik, w którym mieszkaliśmy schludny i przytulny. Nie długo jednak trwała nasza radość, bo już na drugi dzień zaczęły się kłopoty. Naszym opiekunem na wczasach był Robert Janowski z „Jaka to melodia”.
Rano przyniósł nam telewizor i powiedział, że przy śniadaniu dostaniemy plan dnia jak się później okazało bardzo dziwny i okropny. Namawiał nas bowiem, byśmy uprawiali seks jak najczęściej i że on będzie to kontrolował, a z nieposłusznymi będzie go uprawiać osobiście.
Wytchnienia od seksu nie mieliśmy nawet we własnym pokoju, gdyż telewizor przyniesiony przez pana Roberta był tak skonfigurowany, że pokazywał tylko filmy porno, albo samego Roberta Janowskiego, który cały czas przynudzał, bądź też śpiewał brzydkie piosenki, które napawały mnie strachem.
Kiedy nie mogliśmy już wytrzymać z żądnym seksu Janowskim postanowiliśmy z wczasów uciec.
Jednak było to niezwykle trudne, bo gdy już wydawało nam się, że jesteśmy gotowi do drogi i możemy nawiewać okazywało się, że jeszcze czegoś nam brak i któreś z nas, a głównie mama i tata musieli się wracać, a ja w takich chwilach bałam się okropnie, że Janowski ich przyłapie i będzie podejrzewać ucieczkę i udaremni ją w zarodku i wtedy to już w ogóle spokoju nie zaznamy zwłaszcza, że i tak byliśmy u niego na czarnej liście.
Bałam się również bardzo tego, że nawet jeżeli wyjedziemy z miasta, to on nas będzie gonić.
– Dopiero poza granicami Włoch będziemy bezpieczni – powiedziałam do taty kiedy mama po raz nie wiem już który wróciła się po coś do pokoju.
Kiedy mama wreszcie wróciła do samochodu w którym to czekaliśmy na nią, by wreszcie wyruszyć w drogę ona poczęstowała nas cukierkami i kazała jechać.
Kiedy tata włączył już silnik samochodu i miał właśnie ruszyć zapytałam mamę:
– Czy spakowałaś moją maskotkę?
– Jeśli nie wypadła z torby to jest – odparła na to mama ze spokojem.
– Sprawdź to – powiedziałam do niej, a tatę bardzo ta nasza wymiana zdań zirytowała, bo bardzo chciał już jechać. Mama po raz nie wiem który wysiadła z samochodu i otworzyła bagażnik w poszukiwaniu maskotki.
– Jest, ale jedźmy już bez względu na to co zostawiamy, bo chyba mnie ktoś zobaczył – powiedziała mama z przestrachem.
– No to nawiewamy! – zakończył rozmowę tata i ruszyliśmy w drogę czując na karku ścigających nas ludzi.

EltenLink