Author: Amparo
Dlaczego nie mogę się z nimi bawić
Wszystkie problemy zaczęły się, gdy poszliśmy z całą grupą na pączki. Przychyliłam się, by zjeść swojego i wtedy grzywka od mojej nowej fryzury zaczęła mi przeszkadzać. Przecież ona jest taka krótka, to dlaczego wchodzi mi w oczy – zastanawiałam się. Po krótkich oględzinach mej fryzury okazało się, że część włosów, które powinny opadać z tyłu i na boki opadają na grzywkę, a że są długie to przeszkadzają mi wchodząc w oczy. Przed wyjazdem na wspólne wakacjowanie z przyjaciółmi nie zauważyłam, żeby fryzura była spartolona.
Wręcz przeciwnie, byłam z niej bardzo zadowolona.
Może ktoś w nocy spłatał mi figla, gdy tu przyjechałam i podciął włosy? Odkąd zaczęłam mieć problemy z mymi włosami wszyscy uczestnicy obozu, no może z wyjątkiem mych najbliższych przyjaciół patrzyli na mnie krzywo i ignorowali. Po niemiłej przygodzie z pączkiem najpierw chcieli mi pomóc. Patryk i pani Dorota zaoferowali się, że spróbują poprawić mi fryzurę, ale że nie mogli się dogadać kto zacznie a kto skończy i kłócili się nad moją głową tnąc co popadnie fryzura wyglądała jeszcze gorzej niż przedtem. Od tej pory miły, wakacyjny obóz nie był już taki fajny.
Najgorzej jednak było wieczorami. Zwykle pani Dorota zapraszała nas do dużej bawialni, gdzie oglądaliśmy ciekawe filmy lub też bawiliśmy się w różne zabawy harcerskie i nie tylko organizowane przez naszą wychowawczynię.
Jednak tego wieczoru nie dane mi było się z nimi bawić. Po kolacji, kiedy mieliśmy chwilę przerwy przed wspólnym wieczorkiem zajęłam się czymś na telefonie. Pani Dorota weszła cichutko i niepostrzeżenie do naszego pokoju i wyprowadziła moje koleżanki. Zabrała je oczywiście na wieczorek zabaw, mnie zostawiając samą w pokoju.
Zauważywszy to ze smutkiem opuściłam pokój zamykając za sobą drzwi i sama udałam się w stronę bawialni. Tam jednak czekała mnie niemiła niespodzianka, ponieważ, gdy chciałam wejść do bawialni pani Dorota nie wpuściła mnie mówiąc, że jeszcze muszę zaczekać, bo to jest kara za spóźnienie. Zrobiło mi się bardzo przykro, bo przecież wiedziałam jaka była prawda.
Niedługo, to nawet moje współlokatorki przestaną się ze mną zadawać i jeszcze może wyrzucą mnie z pokoju, albo będą mnie ignorować, co będzie chyba jeszcze gorsze dla mnie.
Niestety tak jak przypuszczałam nie wpuszczono mnie do sali aż do końca zabaw.
Dopiero, gdy wieczorek się zakończył otwarto drzwi na rozcież i mogłam wejść do środka, ale wszyscy się już zbierali i parli tłumnie do drzwi, naturalnie ignorując mnie zupełnie. W chwilę późnie pani Dorota oznajmiła gromkim głosem:
– Jutro Karolina nie idzie z nami na basen. Weźmiemy ją ewentualnie na szał zakupowy, ale nad tym jeszcze się zastanowię. – Po słowach wychowawczyni zachciało mi się płakać. Pobiegłam więc jak najszybciej do swego pokoju, by tam się wypłakać bez względu na to, czy moje współlokatorki jeszcze mnie lubią czy nie. W pokoju zastałam roześmianą Alicję i zamyśloną Kingę, które powiedziały mi, że na pewno pani przejdzie do jutra, a wtedy i reszta uczestników powoli zacznie zmieniać mniemanie o tobie i znów będzie wszystko jak dawniej cudowne.
– Śmiem w to wątpić – powiedziałam niby to żartobliwie do swych koleżanek, ale już odeszła mi ochota na płacz. Na razie rzeczywiście nie pozostaje mi nic innego jak położyć się spać, a co przyniesie następny dzień okaże się jutro, w tej kwestii nic nie mogę przyspieszyć.
Pani Agata załatwiła mi wstęp na koncert Madonny, który miał się odbyć w najbliższy piątek gdzieś w pobliżu Krakowa czy nawet w samym mieście.
Jedynym minusem tego wyjścia było to, że musiałam zwolnić się z całej piątkowej matmy. Od mej nauczycielki organów otrzymałam jeszcze paczkę z jakimiś sztywnymi kartkami w środku, jakby dyplomami i czymś jeszcze, ale nie zdążyłam zapytać jej co to jest, bo ona bardzo się gdzieś spieszyła. W piątek zwolniłam się z całej lekcji matematyki jak przykazała pani Agata i udałam się na autobus, który miał mnie zawieźć na miejsce koncertu.
Jednak jakież było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że owszem, Madonna przyjechała do Polski, ale wcale nie miała zamiaru występować. Puścili tylko parę jej najbardziej znanych piosenek, chyba gdzieś ze 12, no, może 18. Na miejscu dowiedziałam się również, że jeszcze dwie osoby oprócz mnie nie wzięły paczek z dyplomami i czymś jeszcze w środku i dlatego piosenkarka nie zgadza się wyjść na scenę.
Acha, to była ta paczka, co mi ją pani Agata dała kiedy mówiła o koncercie. Dlaczego mi nie powiedziała, że ta paczka jest taka ważna? – pomyślałam z wyrzutem. A może ona sama o tym nie wiedziała?
Wepchnęli jej coś i tyle. Nie chciało jej się zapytać o co z tą paczką chodzi i teraz mamy efekty!
Zresztą moja nauczycielka nie była jedyna, bo tamte dwie osoby też się zbytnio paczką nie przejęły a nawet wcale. Po co piosenkarce były te kartki, czyje to były dyplomy a jeśli nie to co to było?
Dobrze, że mogłam chociaż uścisnąć rękę piosenkarce i zamienić z nią na żywo kilka słów, bo tak, to ten mój wypad na lekcji matematyki byłby już całkiem do kitu i ani lekcji, ani przyjemności.
– Dlaczego nie wzięłaś paczki? – zapytała Madonna podczas naszej rozmowy.
– Bo nie wiedziałam, że jest taka ważna – odparłam jej na to.
– Co było w tej paczce? – zapytałam.
– To ty nawet nie wiesz? Bilety na inne koncerty np. Lady Gagi.
– Po co ty je ludziom rozdajesz?
– Nie wszystkim, tylko trzem wybranym osobom.
– Ale numer! I te wszystkie 3 wybrane przez ciebie osoby nie przyniosły paczek!
– Przeczuwałam, że tak będzie, bo nie wyraziłam jasno potrzeby ich przyniesienia. Nie rozumiałaś mnie dlaczego rozdaje bilety na inne koncerty i robię sobie konkurencję. A właśnie że sobie nie robię, bo nikt nie przyniósł paczki.
– A jakby ktoś przyniósł, to byś dzisiaj zaśpiewała?
– Raczej tak.
-Dziwne, bardzo dziwne – mruknęłam pod nosem.
– I tak nie zamierzałam w tym roku dawać koncertu w Polsce – dodała jeszcze piosenkarka.
Smutno mi się zrobiło, bo chociaż pani Agata była winna, bo mi nic o ważności paczki nie powiedziała, to ja też mogłam okazać nieco więcej zainteresowania tymi sztywnymi kartkami podobnymi do dyplomów i wtedy dowiedziałabym się co one zawierają i ciągnęłabym to dalej. Zadzwoniłabym w tej sprawie do pani Agaty i ona na pewno by się dowiedziała co z tym dalej robić a była trochę niepocieszona, że nie załatwiła mi wstępu na koncert mej idolki.
Ucieszyłaby się na pewno, że tam są bilety na jej koncert.
Poza tym może ona wiedziała tylko tak udawała, że nie wie i teraz zrobi mi grandę, że źle całą sprawę poprowadziłam.
Kiedy tak stałam w zamyśleniu zupełnie zapomniawszy gdzie jestem i co mam dalej robić Madonna znów na chwile do mnie podeszła i powiedziała:
– Lady Gaga też taką politykę prowadzi. Ale nie martw się. Noś zawsze tę paczkę ze sobą, to może da się coś jeszcze zrobić. Po tych słowach odeszła i jakiś pan powiedział, że dziś już nie mam co liczyć na żadne spotkania z piosenkarką i żebym wróciła do siebie. Posłuchałam rady mężczyzny, gdyż byłam całkowicie usatysfakcjonowana z rozmowy z gwiazdą pop i udałam się do szkoły. Na dodatkowy chór udałam się ze swoją paczką.
Chciałam całą moją przygodę opowiedzieć Alicji, ale ona siedziała za daleko ode mnie a potem wyjechała w środku zajęć, bo jej rodzice się bardzo śpieszyli.
Kiedy chór się skończył wyszłam z sali 102 ciesząc się, że teraz już tylko wypoczynek, bo na ten weekend zostawałam w internacie, więc żadna uciążliwa podróż mnie nie czekała.
Byleby jakoś odrobić tą matmę, ale tym zajmę się dopiero w sobotę a dzisiaj luz blues.
Kiedy byłam już w połowie korytarza usłyszałam głos pani Malwiny, który wołał:
– Karolina, Karolina!
Wróciłam się więc niechętnie a pani powiedziała:
– Zostawiłaś paczkę.
– Oh dziękuję. Zupełnie nie rozumiem dlaczego tak namiętnie o niej zapominam. Owszem jestem zapominalska, ale znowu bez przesady.
Wzięłam paczkę z rąk dyrektorki i wyszłam.
Dobrze, że to się tak pomyślnie skończyło, bo po weekendzie to nie wiem czy bym tą paczkę odzyskała. Pani Malwina, to zawsze jest we właściwym miejscu o właściwym czasie i nie chodzi tu tylko o moją paczkę. Po prostu jest zorganizowanym człowiekiem o dobrym sercu i wiele spraw załatwić może zwłaszcza, że jest na tak wysokim stanowisku.
Dobrze, że go źle nie wykorzystuje. I znowu stałam zamyślona na środku korytarza tym razem z paczką w ręku.
Dobra, teraz już na prawdę wracam do internatu. Dobrze, że Madonna nie widziała chwilowego porzucenia paczki, bo trzeciej szansy pewnie by mi już nie dała.
Nie tak prędko
Był ostatni dzień obozu i każdy mógł robić co chciał. Większość spędzała ten czas na pakowaniu albo na ostatnich spacerach po plaży czy kupowaniu pamiątek na pobliskich straganach. Ja natomiast spakowawszy się pośpiesznie udałam się do pomieszczenia, gdzie przechowywane były rzeczy, których wczasowicze nie chcieli wziąć ze sobą, bądź też zostawili je w ośrodku nieświadomie i się po nie nie zgłosili. Sprzedawane to było za marne grosze, bądź też oddawane za darmo. Przy śniadaniu jedna z opiekunek powiedziała, że zaniesie tam album Madonny, który kupiła bez zastanowienia w jakimś sklepiku. Postanowiłam go więc odszukać i zabrać ze sobą. Kinga nie chciała ze mną iść. Wolała po sto razy sprawdzać, czy aby na pewno wszystko zabrała i odpoczywać przed podróżą.
Siedziałam więc sama w zagraconej do granic wytrzymałości rupieciarni i szukałam płyty, ale nie mogłam jej znaleźć. W końcu znalazłam jakąś płytę, ale to na pewno nie był ten album, bo zbyt liche miał pudełko. Postanowiłam zabrać ze sobą dwie figurki zamków.
Sama ostatnio taki kupowałam, ale będę miała dla kogoś na prezent. W końcu zrobiło się późno i słychać było okrzyki pakowania bagaży do autokaru. A ja? Czy jestem na pewno spakowana? Jeszcze przez chwilę desperacko szukałam płyty wśród rupieci. Nagle usłyszałam:
– Kto do toalety? Ostatnia szansa!
Wypadłam z rupieciarni i ustawiłam się w kolejce.
Toaleta była obskurna, ale jakoś załatwiłam w niej swoje potrzeby a potem wciągnięto mnie do autokaru mówiąc, że moje bagaże są już w środku.
Obok mnie siedziała Kinga i grzebała coś w swojej torebce.
– I co znalazłaś? – zapytała obojętnie.
– Nie. I jeszcze zapomniałam tych drobiazgów co sobie wybrałam.
– To zawołaj jakiegoś opiekuna. Jest jeszcze chwila czasu. Zawołałam tę panią od płyty. Kobieta poszła, ale źle mnie zrozumiała, że rzeczy zostawiłam w moim pokoju a nie w rupieciarni i skończyło się na tym, że w końcu pojechałam bez nich. Do domu zajechałam bardzo późno a gdy mama zapytała jak było, rozpłakałam się rzewnie i długo przestać nie mogłam.
Wtedy ona odezwała się do mnie tymi słowami:
– Nie becz córko! Inni nie mają w ogóle wakacyjnych wyjazdów i muszą się z tym pogodzić.
– Ale ja tam zostawiłam pamiątki i w ogóle było za krótko. Na dźwięk moich wrzasków z pierwszego piętra przyszła babcia i zapytała co się stało:
– Karolina płacze, bo się obóz skończył a ona nie wszystko zrobiła, nie chciała zakończyć tego rozdziału pt. "Wakacje poza domem" – wyjaśniła cierpliwie mama.
– Właśnie – potwierdziłam i zaczęłam się rozpakowywać, a babcia poszła do kuchni z mamą i rozmawiały o codziennych sprawach. Włączyłam radioodbiornik i tłumiłam resztki łez. W walizce, na samym wierzchu znalazłam jakąś płytę. Ożywiłam się. Może to ten album Madonny, którego chciała pozbyć się wychowawczyni? Może wrzuciła go nie wiedzieć kiedy do moich bagaży a ja jej szukałam po całym składziku? Zaraz to sprawdzę. Podchodzę do odtwarzacza a z kuchni słyszę głos babci: Karolisiu, choć no na chwilkę! – wzdycham ciężko i niechętnie drepczę do kuchni jeszcze z płytą w rękach.
Był miły, słoneczny dzionek.
Właśnie nasza klasa wróciła z jakiejś świetnej, ciekawej wycieczki i wybierała się na tak przecież od jakiegoś czasu nie ulubioną lekcję matematyki.
Niechęć do tego przedmiotu zaczęliśmy żywić od czasu, gdy pan Tadeusz kazał nam rozwiązywać niezwykle trudne i skomplikowane zadania.
Tego dnia wyjątkowo nie chciało się nam iść na matmę po tak miłej wycieczce. Z wielką niechęcią udaliśmy się na nie ulubioną przez nas lekcję. Pan Florczak jak zwykle podyktował nam bardzo trudne zadanie i z wielką niechęcią i mozołem zabraliśmy się za podyktowany nam przykład.
Kiedy byliśmy gdzieś w połowie drogi do rozwiązania zadzwonił do mnie telefon, który zapomniałam zostawić w pokoju. Po krótkiej chwili zastanowienia wyjęłam komórkę z kieszeni i odebrałam. Po drugiej stronie usłyszałam głos starszej kobiety, która zapytała mnie co porabiam.
Rozwiązuję zadanie z matmy – odparłam spokojnie.
A jakie? Czy może brzmi ono (tu podała początek zadania, które właśnie w pocie czoła rozwiązywaliśmy).
Tak, właśnie takie – odparłam jej tym razem bardzo zaskoczona.
A czy mogłabyś mi podać rozwiązanie tego zadania? – zapytała smutnym głosem kobieta.
– Oczywiście, że tak, jak tylko je rozwiążę zadzwonię do pani i przedyktuję.
Dobrze, ty zadzwonisz, ale ja nie będę mogła do ciebie zadzwonić! – zawołała starsza pani z paniką w głosie.
Ale ja na pewno do pani zadzwonię, proszę się o to nie martwić i nie obawiać wcale. Będę o pani pamiętać. Ale teraz muszę już zakończyć tę rozmowę, gdyż nie rozwiązuje naszego zadania sama i nikt na mnie nie będzie czekać.
Ale… – próbowała jeszcze zagadać starsza pani.
Nie, na prawdę, muszę już kończyć, zadzwonię po południu, do widzenia. Po tych słowach rozłączyłam się nie czekając już na reakcję rozgorączkowanej kobiety. Nie potrzebnie się zaoferowałam – myślałam na głos.
Teraz ta kobieta może będzie mnie nękać wydzwaniając bez przerwy o różnych porach. A może by tak ustawić sobie na nią dzwonek? Zawsze mogłabym wtedy nie odebrać. Tak, zadzwonię do niej po lekcjach, przedyktuję jej zadanie i nigdy więcej już od niej nie odbiorę, choćby nie wiem co.
– Kiedyś wam jeszcze o takich telefonach opowiem – powiedział zamyślonym głosem pan Florczak, a ja od razu zaczęłam się zastanawiać kiedy to nastąpi, oby jak najszybciej. Już nieco bardziej uspokojona zabrałam się za zadanie wraz z nauczycielem i resztą klasy. Po chwili oddaliłam swe myśli od trudnego zadania zastanawiając się jaki dzwonek ustawić na żądną wiedzy matematycznej kobietę i zdecydowałam, że będzie to utwór "Aura" z nadchodzącego albumu Lady Gagi "Artpop".
Zamknęłam na chwilkę oczy, by go sobie lepiej wyobrazić i nagle znalazłam się w malutkim pomieszczonku, bardzo podobnym do przymierzalni w sklepie z ciuchami i usłyszałam jakąś straszną piosenkę bez wokalu, która prawdopodobnie również była na tej płycie. O nie – pomyślałam – nie mogę kupić albumu z takim brzydkim, strasznym utworem. Jeszcze tego brakowało, żebym trzymała w mym pokoju rzeczy, których się boję.
Kiedy otworzyłam oczy znów znalazłam się w klasie, a moi koledzy w najlepsze rozwiązywali zadanie.
Poprosiłam nauczyciela, by ten powtórzył mi co ostatnio było napisane. Zapisałam więc kilka liczb, ale zaczęłam z niepokojem się zastanawiać czy i tak czegoś nie pominęłam.
Może moje zamyślenie i podróż w krainę tej strasznej, brzydkiej muzyki trwała o wiele dłużej niż się tego spodziewałam? I co ja tej babce powiem jeśli ona będzie chciała nie tylko wynik, ale rozwiązane zadanie krok po kroku? To co ja jej wtedy powiem, że przysnęłam sobie na lekcji i mam dziurę w zadaniu, mimo iż wiedziałam, że kobieta bardzo go potrzebuje, a ja obiecałam go jej dostarczyć? Oh, niech ta okropna lekcja się już skończy i w ogóle cała ta przygoda z zadaniem.
Nie tylko matematyka
Sen z zamierzchłych czasów, kiedy to kuzyni uczyli mnie matematyki, a ja tego nienawidziłam z całego serca i marzyłam, aby te lekcje mnie omijały. Dopiero z czasem przestałam unikać rodzinnych korepetycji, bo wisiała nade mną groza niezdanej matury.
Nie tylko matematyka
Przyjechałam do cioci, chciałam poprosić o pomoc w zadaniu z matmy Paulinę, a mama miała coś do załatwienia w Czostkowie. Zadanie było skomplikowane obliczeniowo ? jakieś długie jak makaron ułamczysko nafaszerowane pierwiastkami. Paulina pomogła mi zacząć to zadanie, dała jakieś wskazówki i poszła sobie.
Zostałam sama w kuchni więc nikt mi nie przeszkadzał.
Pchnęłam zadanisko do przodu, ale potem utknęłam.
Zrezygnowana siedziałam na krześle czekając, aż ktoś się zjawi i albo pomoże mi w zadaniu, albo pozwoli odpuścić przynajmniej chwilowo i da mi np. coś do jedzenia czy picia.
Wybawicielem tym okazała się być Asia, która zabrała mnie do salonu.
Zaraz pochwaliłam się jej moją nowo nabytą płytą Seala.
Zaczęłyśmy jej słuchać. Na dziewiątą piosenkę załapała się też Paulina, a dziesiątą była zachwycona. Asia żartowała sobie jak to zwykle ona, czy już ją sobie skopiowałam (miała pewnie na myśli pożyczenie sobie krążka, co nie bardzo by mnie urządzało). Paulina na szczęście nie pytała o zadanie.
Wcale nie miałam ochoty przynajmniej dziś do niego wracać.
Wkrótce potem wróciła mama i przekazała mi wieść o takiej treści:
? Jedziemy teraz do domu. Spakujesz się i wrócisz z powrotem do Czostkowa i zostaniesz na noc lub dwie, bo ja muszę wyjechać i parę spraw pozałatwiać, a tata i babcia niech się swoimi sprawami zajmą. Ty się tu ładnie matmy pouczysz i miło z rodziną czas spędzisz. Nie byłam wcale zadowolona z tego obrotu sprawy, bo odkąd wujek umarł w domu jest bardziej nerwowo i już mnie tak nie rajcuje przebywanie w ich domu jak kiedyś, a na matmę mogę przecież przyjechać ekstra na parę godzin, a nie na cały dzień. Wróciłyśmy z mamą do domu. Mama włączyła telewizor. Leciał jakiś film na podstawie jednej z naszych lektur ? chyba chłopów.
Film ten bardzo mnie zaciekawił, więc oglądałam go namiętnie siedząc cicho jak trusia, by mama nie przypomniała sobie czasem o moim wyjeździe.
Nawet nie wspomniałam o kolacji choć trochę byłam głodna. W końcu film się skończył i było już późno.
Wynurzyłam się z mej norki i szybko się umyłam i przebrałam się w piżamę poczym weszłam do pokoju, by grzecznie położyć się do łóżeczka.
Kiedy mama wróci to nie będzie już miała sumienia, by mnie z niego wywlekać. Mój plan się jednak nie powiódł, gdyż ku memu najwyższemu zdziwieniu w mym pokoju zastałam Krystiana w najlepsze słuchającego mojej płyty Seala.
? Co ty tu robisz? Przecież miałaś być w Czostkowie? ? zapytał kuzyn.
? A to tak! ? pomyślałam. ? Mnie się do Czostkowa wygania a Krystiana do siebie zaprasza i jeszcze do mojego pokoju, bez mojej zgody!
? Nie pojechałam do cioci, bo się zasiedziałam przed telewizorem. ? Rozmowę przerwała nam mama, która właśnie wróciła z dworu ? zapewne karmiła psa, albo paliła w piecu.
? A, ty nie miałaś przypadkiem jechać do Czostkowa? ? powiedziała wchodząc do pokoju.
? Późno już. Poza tym myślałam, że dałaś sobie spokój z tym wyjazdem, więc się umyłam ? powiedziałam.
? W takim razie Krystian prześpi się w gościnnym albo w sypialni. Ciekawy był film?
? Tak, bardzo!
? A co z matematyką?
? Zaraz zadzwonię do Pauliny i umówię się na niedzielę. Maszyna została w Czostkowie, ale nie będzie mi teraz potrzebna.
? Tata jutro idzie do pracy.
? Przecież wiesz, że mi to nie przeszkadza. Babcia zrobi mi śniadanie.
? Jutro to nawet nie babcia, a Krystian, bo on jedzie koło jedenastej. To nawet lepiej. Dobranoc ? zakończyła mama i poszła szykować Krystianowi łóżko.
Kilka dni temu miałam urodziny i jak niektórzy wiedzą w tym roku wybitnie się one nie udały, ponieważ się rozchorowałam i wszystkie plany poszły w niwecz. Dziś przeglądając moje opowiadania-sny przypomniałam sobie o bardzo długim śnie dotyczącym właśnie urodzin, dlatego dziś postanowiłam Wam go tutaj przytoczyć, a o moich prawdziwych spóźnionych urodzinach opowiem, gdy już się one odbędą. Życzę miłej lektury, ostrzegam, będzie długo!
Urodziny
Radosław zrobił małą imprezę urodzinową w 2 tygodnie po swych urodzinach, co bardzo mnie irytowało, bo to ja teraz powinnam mieć urodziny a on mi w paradę wchodzi zwłaszcza, że on zamówił takie ogromniaste torcicho a ja miałam zaledwie kawalątek pozostały z mej domowej imprezy, która odbyła się w miniony weekend. A jeszcze gdyby tego było mało jego tort był podobny do mojego, bo też był z brzoskwiniami tak jak mój, tyle że miał więcej okropnego, słodkiego masiska oraz parę winogron.
– Kto przynosi większy tort ten dostaje lepsze prezenty – powiedział triumfalnie Radek stawiając swego giganta na stole. Tort jego był tak duży, że nie mogliśmy go przejeść mimo, że pomagała nam w tym cała szkoła wraz z jej personelem nawet tym najbardziej ukrytym, na który nie zwraca się zbytnio uwagi. Radosław przeznaczał mi największe porcje tortu, gdyż to ja w tym dniu miałam mieć urodziny a nie on i chyba mój kolega zdawał sobie z tego sprawę. Po jakimś jednak czasie miałam już dosyć jego słodziarnego torcidła i w ogóle całej tej imprezy. Kiedy siedziałam tak na krześle i zastanawiałam się kiedy to imprezisko się wreszcie skończy zauważyłam wśród gości tzn. całej naszej klasy, wychowawców oraz koleszków Radka jakiegoś obcego mężczyznę o miłym głosie.
Właśnie wstawał z krzesła mówiąc, że musi już iść, ale będzie miał dla nas prezenty, tylko musimy jeszcze na nie zaczekać, ale on da nam znać kiedy już będzie gotów do składania nam podarunków. Radek chyba nawet tego nie usłyszał, bo tak był zajęty swymi rozchichotanymi koleszkami w kącie sali. Podziękowałam więc za niego i za siebie z góry i wyszłam z sali zaraz po tym tajemniczym mężczyźnie.
Wcale mnie to nie interesowało czy Radek się obrazi czy nie. A niechże się obraża. I tak mnie już dziś zdenerwował, to przynajmniej jesteśmy kwita. Mam nadzieję, że ten gościu nie wziął sobie do serca słów Radosława, że większy tort większe prezenty.
W domu
Niefortunna i nieudana impreza odbyła się w czwartek, więc następnego dnia po lekcjach ze świeżymi jeszcze emocjami pojechałam do domu i opowiedziałam wszystko mamie. Mama powiedziała, bym o tej historii jak najszybciej zapomniała i o tajemniczym mężczyźnie też.
– Dlaczego? – spytałam. Przecież on był fajny. Martwi mnie tylko trochę jak odniósł się do słów Radosława.
– Skoro mówisz, że był fajny, to wcale się do nich nie odniósł a jak się odniósł to znaczy, że nie był fajny kropka – ucięła moje dywagacje mama i udała się za czymś do kuchni kończąc definitywnie rozmowę.
Nużąca podróż
Po weekendzie czas do szkoły, nie ma w tym nic niezwykłego jednak u mnie było. Ja często zwykłe sprawy przeżywam nieco inaczej niż wy, ale wierzcie mi, to nie zawsze jest takie przyjemne jak wam się wydaje. Na przykład teraz.
Właśnie rozpoczął się poniedziałek a ja musiałam wstać o świcie, by dojechać do szkoły, bo tata miał zatankowane jakieś dziwne paliwo 4b czy 4L, już nie pamiętam dokładnie. Tata powiedział, że zajedziemy do Krakowa późnym wieczorem i wszystkie lekcje wraz z zajęciami dodatkowymi mi przepadną, ale to nie jego wina, że ktoś go na stacji benzynowej oszukał. I rzeczywiście, jechaliśmy do Krakowa cały dzień mimo, że nie odczuwało się, że samochód jedzie wolno, wręcz przeciwnie, czasami jechał bardzo szybko.
Mimo, iż lubię jeździć samochodami ta podróż była jedną z najgorszych mojego życia.
Najpierw mama przysuwała się do mnie ze swoim siedzeniem tak blisko, że niemal się dusiłam – tłumaczyła to ogromnymi korkami i drogą pełną niebezpiecznych miejsc.
– Mamo, ale ja się zaraz uduszę! – protestowałam.
– Nie udusisz się, musimy tak jechać. W końcu rzeczywiście znalazłam sobie w miarę dogodną pozycję przechylając się na lewą stronę i już było nieco lepiej. W radiu leciała zwykła, komercyjna muzyka.
Potem podróż zmieniła się w nieco przyjemniejszą, ale za to bardzo długą. Chwilami, to nawet wydawało mi się, że ja w tym samochodzie większość swego życia spędziłam i myślałam sobie: jak ja teraz będę żyć, jak się będę uczyć, chyba zapadłam na jakąś chorobę samochodową w zaawansowanym stadium. Gdy tak siedziałam i myślałam nagle mama otworzyła okno przez które wpadły 2 listy. 1 był zaadresowany do mamy a 1 do mnie. Ja siedziałam z listem w ręku niezdecydowana, za to mama przeczytała swój od razu i obwieściła smutną wiadomość.
– Za jakąś godzinę muszę niestety z samochodu wysiąść i czym prędzej do Niemiec pojechać, bo mnie tam potrzebują.
– Och te wstrętne niemcory! – wrzasnęłam na cały samochód. Tak króciutko byłaś w domu i znowu wyjeżdżasz.
– Muszę – powiedziała mama cichutko a teraz otwórz swój list, żebym mogła ci jeszcze pomóc w razie potrzeby. Mój list głosił, żebym napisała listę płytowych marzeń, które będą potrzebne tajemniczemu gościowi do przygotowania nam prezentów. Na początku się ucieszyłam, ale nie na długo, bo jak ja w tych warunkach mam listę napisać? Powiedziałam o zaistniałym problemie mamie i nagle poczułam, że siedzę na kanapie z mego własnego pokoju i trzymam maszynę na kolanach z wkręconą do niej kartką.
Przez chwilę nie byłam wstanie wykonać żadnego ruchu taka byłam zaskoczona i wtedy usłyszałam głos mamy jakby z oddali: spiesz się.
Zaczęłam więc pisać szybko i na pewno o czymś zapomniałam w tych emocjach. Kiedy wykręciłam zapisaną kartkę z maszyny znów znalazłam się w samochodzie, ale na przednim siedzeniu nie było już mamy. Tata miał dla mnie złe wiadomości: że podróż się przedłuży i że Radosław oddał już swoją kartkę waszemu tajemniczemu wielbicielowi, więc pewnie on będzie brany pod uwagę pierwszy do lepszych prezentów.
– Wszystko przez to cholerne paliwo 4cośtam i tych cholernych niemcorów, bo tak, to mama na pewno by coś zaradziła! – zawołałam, po czym otworzyłam okno i wyrzuciłam przez nie zapisaną kartkę.
Kiedy to zrobiłam tata nagle zwolnił. W radiu leciała jakaś spokojna, niekomercyjna muzyczka.
Pewnie tata przełączył jak zwykle na program Iii kiedy ja z mamą zajmowałyśmy się naszymi sprawami.
Kiedy wreszcie zajechaliśmy do szkoły w internacie było całkiem pusto a dyżurujący wychowawca powiedział nam, że któryś z uczniów, chyba Michał, wyprawił jeszcze większe urodziny i teraz cała szkoła bawi się na sali gimnastycznej przy jeszcze większym torcie niż miał Radosław. Wychowawczyni dała tacie klucz do mojego pokoju a ja udałam się na salę, by zobaczyć co się tam dzieje.
Może uda mi się porozmawiać z tym tajemniczym mężczyzną? Och jaka cholerna szkoda, że wyrzuciłam tą listę, teraz może udałoby mi się mu ją dać. W sali rzeczywiście było dużo ludzi i wszyscy świetnie się bawili. Na scenie siedział Michał, który był również deejajem na tej imprezie oraz grupka jego najbliższych przyjaciół w tym również Mateusz.
Kiedy tak stałam pod sceną nie wiedząc co dalej robić na scenę wszedł nasz gość z poprzednich urodzin i zawołał do mikrofonu:
-To są fałszywe urodziny! Nie wolno nigdy tak czynić! Zakazuję wam takich praktyk! Nie będę już do was przychodził. Ja dobrze wiem kto ma kiedy urodziny, mnie nie oszukacie!
Kiedy to usłyszałam za chciało mi się płakać. To on taki dobry, przychodzi do nas w jednej z najlepszych chwil naszego życia, spełnia nasze marzenia a oni tak perfidnie go oszukują. Ach to Michalisko wstrętne, nienawidzę go!
Usiadłam na ziemi nawet nie zadając sobie trudu poszukania jakiegoś krzesła i rozpłakałam się rzewnie.
Wszyscy zaczęli opuszczać salę omijając mnie i nie zwracając na mnie uwagi i w którymś momencie tej smutnej eskapady usłyszałam przyciszony głos Alicji, który mówił do kogoś: za tydzień ja zrobię urodziny, ale muszę wymyślić coś lepszego niż przesłodzony tort. O nie – pomyślałam. Moja przyjaciółka jest fałszywym zdrajcą tak jak ten Michał! Zerwałam się z podłogi i złapałam Alę za rękę.
– Ty cholerny zdrajco! – zawołałam jej w twarz a ona bardzo się mnie przestraszyła. Po chwili wyrwała się mi z uścisku i zwiała. Na sali zostałam już tylko ja, Michał, który zbierał swój sprzęt i tajemniczy mężczyzna.
– I co teraz? – zapytałam podchodząc do niego.
– Nic, odchodzę.
– Gdzie?
– Do Niemiec, może tam są uczciwsi ludzie.
– O, może spotkasz moją mamę? ale ona nie obchodzi urodzin a jeśli już to bardzo cichutko. A dlaczego chciałeś dawać nam prezenty?
– Żeby osłodzić wasz codzienny ciężar życia i wypełnić luki.
– Jakie luki, marzeniowe? – Mężczyzna nie odpowiedział mi na to pytanie tylko wyszedł. Michała też już nie było a ja nawet nie zarejestrowałam jego wyjścia. Ze spuszczoną głową wyszłam z sali.
Najpierw udałam się do Radosława. Nie dostał prezentu i był trochę zły na Michała, bo myślał, że to przez niego nie dostał.
– Michał jest oczywiście winny, ale w przypadku twojego prezentu to nie do końca. Przecież to ty wpieprzyłeś się w moje urodziny z tym swoim ogromnym tortem.
– Bo ja się właśnie od Michała dowiedziałem, że od połowy stycznia ten gościu będzie przychodził na nasze urodziny a wcześniej przecież łączyliśmy w klasie takie imprezy. Ja też chciałem dostać prezent.
– No to go masz – powiedziałam zjadliwie i opuściłam jego pokój. W mojej sypialni czekała już na mnie Alicja i perfidnie grzebała w moich prezentach.
– Skoro mnie wydałaś to teraz się podziel.
– On by i tak się nie dał nabrać i myślę, że po tym dzisiejszym nawet by tu nie przyszedł. Jakim prawem grzebiesz w moich rzeczach, wyjdź stąd! – zawołałam jej wprost do ucha. Alicja zostawiając okropny bałagan na łóżku opuściła pokój. I jak tu się cieszyć z tylu fajnych płyt skoro pokłóciłam się z bliskimi osobami i jestem pełna nienawiści do osoby za którą wcześniej tylko nie przepadałam?
Nocne dialogi
Wróciłam od cioci późnym wieczorem i rodziców już nie było, bo pojechali na jakąś imprezę.
Włączyłam więc płytę, komputer i oddałam się samotności.
Zajrzałam na pocztę mailową i napotkałam na wiadomość od pani Aguni. Była w niej mowa o zadaniu z niemieckiego, które musiałam zrobić na jutro i przysłać niezwłocznie. Był jednak warunek, że zadanie to musiałam wykonać z bliską mi osobą.
– No to już po wolności – pomyślałam bardzo rozczarowana i zadzwoniłam do babci. Babcia powiedziała, że na razie nie ma czasu, ale weźmie pod uwagę moją prośbę.
Zaraz potem zadzwoniła mama i zapytała, czy wszystko u mnie w porządku. Odpowiedziałam, że tak, ale nie wspomniałam nic o zadaniu. Babcia przyszła dopiero koło drugiej.
Byłam już w piżamie i czytałam książkę.
– Późno przyszłaś – powiedziałam do babci wyciągając potrzebne nam materiały: książkę, kasetę i kartkę papieru.
Szukając tych przedmiotów zrzuciłam płytę, której wcześniej słuchałam. Na kasecie z zadaniem był nagrany dialog kobiety i mężczyzny. Mężczyzna mówił po francusku, a kobieta po niemiecku. Co jakiś czas się zmieniali.
Naszym zadaniem było zapisywać zdania tylko po niemiecku z wyszczególnieniem kto je wypowiada.
Dialog był niemiłosiernie długi i straszny, a tym straszniejszy, że odsłuchiwałyśmy go w nocy.
Nagle żmudną naszą robotę przerwał telefon.
Zaczęłam się zastanawiać, czy wolno mi zatrzymać nagranie i odebrać telefon, ale babcia przerwała moje rozmyślania krzycząc:
– Szybko, wyłącz to i odbierz ten telefon, bo nic nie słyszę!
Posłusznie wykonałam polecenie. Dzwoniła ciocia i żaliła się, że rano przyjeżdża do niej telewizja a ona planowała iść na grzyby i wszystkie plany poszły w las niestety nie zabierając jej ze sobą.
– Przykro mi ciociu, ale nic ci na to nie mogę poradzić. Jak chcesz, to odeślij tą telewizję do nas.
– Nie, przyjadę po ciebie zaraz i będziesz na nich czekać, a ja o świcie pójdę na grzyby – po tych słowach ciocia rozłączyła się i nie zdążyłam jej powiadomić, że jeszcze nie skończyłam zadania z niemieckiego. Na szczęście puszczony ponownie dialog zaraz się skończył i babcia westchnęła z ulgą. Podziękowałam jej za pomoc i poinformowałam ją o moim nagłym wyjeździe do cioci. Jadąc do Czostkowa zabrałam ze sobą płytę, której słuchałam wieczorem, bo nie wiedziałam kiedy wrócę do domu, a ostatnio nie mogę się z nią rozstać. Z ogromną ulgą położyłam się do łóżka.
Zapytałam jeszcze cioci czy bierze z sobą psa i czy będzie mnie budzić o świcie.
– Nie, telewizja cię obudzi, a psa raczej wezmę.
Mimo zmęczenia nie mogłam jakoś zasnąć. Nagle poczułam, że zaczęło się rozwidniać i usłyszałam, że ktoś podjechał pod dom cioci.
Pewnie to telewizja. Ciocia na pewno się na nich wydrze, że zakłócają jej spokój i krzyżują jej niedające się zmienić plany, co jest spowodowane prawami lasu. A może zabierze ich ze sobą, a ja będę spać spokojnie, a potem posłucham płyty z kuzynkami. Później przyjadą rodzice i zabierając mnie do domu opowiedzą jak było na imprezie.
Nagle usłyszałam, jak Paulina prowadzi z kimś ożywioną rozmowę. A gdzie ciocia? Ale by był numer jakby ona w końcu zaspała na te swoje grzyby.
Nieprzyjemne zdarzenia
Niebezpieczna podróż
Wracałam ze szkoły do domu służbowym samochodem taty, który nie miał prawie siedzeń. Jadąc piliśmy herbatę, każdy w swoim kubku.
Głównie to ja piłam, bo tata był zajęty prowadzeniem wozu. Po niedługim czasie tata niechcący herbatę swą wylał i bardzo się zdenerwował.
Zahamował gwałtownie, a ja przestraszyłam się okropnie i w ogóle tak mi się głupio jechało w tym dziwnym pojeździe i okropny niepokój w nim czułam. Napój był przepyszny i miałam ochotę na jeszcze, więc zła trochę na ojca byłam, że swoją porcję wylał, bo chętnie bym się od niego napiła. Tata posprzątawszy ruszył dalej w drogę.
Jak w książce
Byłam u jakiejś rodziny na wypoczynek. Mieszkała tam starsza pani, pan i młoda dziewczyna i wszyscy mnie rozpieszczali i traktowali jak małego dzieciaczka. Któregoś dnia dostałam nawet od któregoś z nich balonika i pamiętnik w kształcie książki w którym bardzo fajnie mi się pisało.
Niestety nadszedł ten dzień kiedy tata zadzwonił do mnie i kazał przyjechać do domu, więc młoda dziewczyna zaprowadziła mnie na dworzec.
Szłam z książką pod pachą i z balonikiem w ręce, który próbował zabrać mi wiatr, aż w końcu go puściłam i moją przewodniczkę bardzo to wkurzyło. W końcu wsadziła mnie do tego pociągu pożegnawszy się ze mną uprzednio i tym sposobem opuściłam miłą rodzinkę i równie miłą okolicę.
Nie posłuchałam Alanis, bo…
Po wszystkich tych dziwnych przygodach wróciłam do domu bardzo zmęczona i spać mi się chciało okropnie, ale chciałam sobie jeszcze posłuchać Alanis oraz książki na kasecie, którą zaczęłam wcześniej. Nie pamiętałam na jakiej kasecie skończyłam, ale wydawało mi się, że na piątej, więc puściłam szóstą i robiłam porządek w kasetach, bo były strasznie pomieszane. W domu mym była też Alicja i zastanawiałyśmy się w którym pokoju ma się położyć spać, ale po niedługiej dywagacji ustaliłyśmy, że u mnie. W trakcie robienia porządków w kasetach napisała do mnie Kinga, że powinnam słuchać kasety czwartej, więc włączyłam ową taśmę i Ada zaprotestowała, że dalej nie słucham Alanis tylko książki a potem zniknęła. Na początku kasety zaciekawiła mnie pewna historyjka, a po niej, po niedługiej chwili ciszy wkradło się nagranie z jakiejś imprezy, potem była jakaś wiązanka nieznanych piosenek znanych wykonawców. Następnie wyłączyłam na chwilę taśmę i wyjęłam ją z wieży i sprawdziłam, czy ma wyłamane ząbki – nie miała.
Włożyłam kasetę z powrotem, a na niej kolejne nagranie:
Jakaś szatnia, potem jakiś hall, to było jakby w teatrze czy coś takiego. Nagle poczułam, że… jestem w tym holu wśród tych wszystkich ludzi.
Najbliżej mnie stała młoda dziewczyna, która przypominała mi Gabrysię z wycieczki do Strasburga.
-Balet, teatr, czy orkiestra? – zapytała dziewczyna.
Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Nie będę się przecież zdradzać, że jestem tu przypadkiem, bo chcę się czegoś od niej dowiedzieć a tak to może mnie będzie ignorować albo co?
Skoro z tych kaset głównie korzystają niewidomi a ja znalazłam się w tym nagraniu, to musi tu być jakaś osoba niewidoma, więc powiedziałam:
– Wszystko po trochu. Tańczyć lubię, gram na pianinie i na organach, a aktorstwa też kiedyś tknęłam i zaśpiewać też mogę jak mnie ktoś ładnie poprosi
– Aha… – i w tym momencie przerwałam jej, by nie zaczęła dalej pytać.
– Czy jest tu jakaś osoba niewidoma?
– Tak, Lena, 11:50.
Dlaczego 11:50 – zaczęłam się zastanawiać, ale wolałam nie pytać, żeby się nie zdradzić.
Może ona ma po prostu 11 lat, ale 50 to niby co ma być? Po usłyszeniu tej dziwnej odpowiedzi oddaliłam się od dziewczyny i zaczęłam się zastanawiać, co tu dalej robić, ale z kłopotów mych dziwnych wyrwała mnie kaseta, której strona właśnie się skończyła i wróciłam szczęśliwie do swego pokoju. Teraz miałam już na prawdę dość tych wszystkich przygód i chciałam puścić płytę Alanis, ale do pokoju mego przyszła Babcia z tatą i pytali co było w szkole w tym tygodniu, więc im coś tam powiedziałam a na koniec pochwaliłam się mymi nowymi perfumami, które jednak zabrałam ze sobą jednak babcia nie była nimi zbytnio zainteresowana, co trochę mnie zdziwiło, bo zawsze interesowały ją moje perfumy a tata był niezadowolony, że nie powiedziałam mu o nich wcześniej tylko dowiedział się przez przypadek.
-Idziesz się myć, bo ciepła woda się kończy, a jest już późno i chyba nikt nie będzie palił w piecu? – zapytała na koniec babcia.
-Tak, idę, bo jestem okropnie zmęczona (tymi wszystkimi przygodami) – dodałam już w myślach i powlokłam się do łazienki znów nie posłuchawszy Alanis.
Nieprzyjemne wydarzenia
Ale ja wcale nie mam urodzin!
Byłam na wycieczce już któryś dzień i przyznam szczerze, że trochę już miałam tej podróży dość. Pod wieczór zatrzymaliśmy się w jakiejś cukierni, żeby zjeść podwieczorek i coś mi się ubzdurało, że mam dziś urodziny, więc zamówiłam dla wszystkich tort naturalnie na swój koszt.
Jednak w międzyczasie zmieniliśmy cukiernie, więc wróciłam się do lady i poinformowałam obsługę, że jednak nie zamawiam tego tortu. W drugiej cukierni również zamówiłam tort, ale wtedy przypomniało mi się, że nie mam dziś żadnych urodzin, ale w tej cukierni ciężko było mi odmówić tortu. W rezultacie kupiłam jakieś małe, tortopodobne ciastko i zjadłszy je pośpiesznie opuściłam cukiernię i wałęsałam się po okolicy.
Nagle podeszła do mnie pani z pierwszej cukierni i zaczęła się dopominać o rachunek.
Dobrze, że moja grupa się już zbierała i kobieta w końcu dała sobie spokój.
Natrętni porywacze
Na jednej z ostatnich matematyk przed końcem roku szkolnego nikt już nie miał maszyny, więc pan opowiedział nam historię której byłam bohaterką i gdy on zaczął opowiadać znalazłam się w niedużym mieszkanku na parterze a moim ojcem był wiecznie zapracowany elektryk i jedyną atrakcją w tym domu był średniej wielkości puszysty kundel o grubym głosie. I może tutejsze życie nie byłoby tak znowu tragiczne, gdyby nie to, że nie mogłam choćby na chwilę opuścić domu, bo zostawałam porywana przez złych koleszków mego ojca, z którym on kiedyś się zadawał. To było strasznie nieprzyjemne zwłaszcza, że oni rozpanoszyli się już na dobre i czasem przychodzili po mnie wprost do naszego mieszkania.
Któregoś dnia powiedziałam ostro tacie, że ja nie mam zamiaru tak dłużej żyć, a on mi na to, że zawsze mogę się przeprowadzić do swojej matki.
-W takim razie tak zrobię, bo nie wytrzymam w takiej sytuacji życiowej ani chwili dłużej! – powiedziałam tacie ze złością, ale nie zdążyłam się przeprowadzić do mej matki i przy okazji jej poznać, bo właśnie skończyła się lekcja matematyki a wraz z nią nieprzyjemna historia.
Jak brzmią na mokro
Byłam u Alicji wraz z mnóstwem innych nieznanych mi ludzi i ktoś wpadł na pomysł, żeby sprawdzić jak będą się odtwarzać winyle jeżeli się je zmoczy.
Ktoś przyniósł miednicę pełną wody, ktoś inny moczył płyty, a ja wsadzałam je do gramofonu jednak one nie chciały się w ogóle odtwarzać tylko tak dziwnie syczały i tyle.
Ktoś nawet powiedział, żeby zamoczyć bardziej, albo nalać trochę wody do sprzętu, ale nikt nie odważył się tego zrobić. Natomiast Ala – właścicielka tych rzeczy stała sobie obok i nawet nie protestowała eksperymentom. Niestety nie wiem, co działo się dalej i na jakie dziwne i absurdalne pomysły wpadali szaleni goście mej przyjaciółki, bo krzyk Lilki wyrwał mnie z tego pokoju pełnego rozeksperymentowanych ludzi. Wszystkie te wydarzenia były bardzo nieprzyjemne i nie mam zamiaru ich więcej wspominać.