Categories
Sny

O wirusie, który sprawił że jestem chora i nieszczęśliwa a także stracę dokładnie wszystkich swoich przyjaciół

To jeden z moich ulubionych snów dotyczących moich wyimaginowanych chorób, a na dodatek dotyczący mojej dawnej idolki oraz niezastąpionej jak zawsze przyjaciółki. Miłej lektury!

O wirusie, który sprawił, że jestem chora i nieszczęśliwa, a także stracę dokładnie wszystkich swoich przyjaciół

Mieliśmy lekcję z panem Markiem dotyczącą internetu i pan pozwolił nam wejść na swoją ulubioną stronę, po czym podchodził od jednego do drugiego i wykładał mu zagatkowy temat lekcji.
Nagle strona mi się przywiesiła, równocześnie ze stroną Edwarda.
Jednak nauczyciel pomógł tylko jemu. Po chwili strona się odwiesiła, więc zaczęłam szukać piosenki dla Alicji.
Skopiowawszy jej tekst do pliku worda puściłam teledysk przy pomocy jawsa i jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to zupełnie inna piosenka, całkiem podobna do "Crazy for you" Madonny.
Potem zaczęły się dziać niezwykle okropne rzeczy.
Mianowicie wszystko, co pisałam na tej stronie, a zwłaszcza na zakładce poświęconej mojej idolce obracało się przeciwko mnie.
Bardzo mnie to zmartwiło, bo teraz uchodziłam za jakiegoś dwulicowego antyfana, który najpierw był słodziudki i chwalił wszystkie poczynania Gagi, a teraz ją krytykuje i parodiuje.
Ktoś zawirusował moją ulubioną stronę! – pomyślałam wkurzona.
Niedługo po tym zdarzeniu zachorowałam ciężko na jakąś nowo odkrytą chorobę serca, której towarzyszyły wielkie bule głowy i ogromne osłabienie całego organizmu. Z tego powodu mama wypisała mnie ze szkoły i resztę życia miałam spędzić w domu wyjeżdżając jedynie co jakiś czas w miejsca wybrane przez mamę.
Podczas pobytu w domu dużo słuchałam książek, bo na czytanie nie miałam siły. Jedna z książek była prawdopodobnie o mnie, ale nic się z niej nie dowiedziałam o mojej przyszłości, bo tak bardzo bolała mnie głowa i nie mogłam się skupić.
Wiedziałam jednak, że nigdy już tej książki więcej do rąk nie dostanę. Och, jaka wielka szkoda, że przeczytanie jej przypadło mi na okres mojej największej choroby. Po jakimś czasie nam też zawirusował się komputer i mama zachorowała i stała się zupełnie niemożliwa w obyciu.
Kiedy pojechaliśmy do miasta i byliśmy w sklepie mięsnym, to mama kradła twierdząc, że zapas jej się przyda.
Bardzo mnie irytowało zachowanie mamy. Alicja dowiedziawszy się, że jestem chora i nieszczęśliwa, a w dodatku tracę powoli najleprzych przyjaciół przyjechała do mnie bez zapowiedzi, by mnie pocieszyć i uświadomić mnie, że Gaga wcale się na mnie nie obraziła i nie uważa mnie za żadnego z tych anty fanów, co się panoszą w internecie. Bardzo mnie to ucieszyło.
Chociaż tyle dobrego w tym moim ciężkim pełnym problemów życiu.
Chciałam opowiedzieć przyjaciółce jak ta okropna przygoda się zaczęła, ale nie mogłam tego uczynić, bo ciągle nam coś przeszkadzało. W mym pokoju cicho grało radio i wkrótce usłyszałam piosenkę, która była podstawiona za tę piosenkę Alicji, co jej tekst ściągałam. Nie powiadomiłam jej jednak o tym, gdyż bałam się, że znowu nam ktoś przeszkodzi.
Wreszcie Ala stwierdziła, że musi już iść, ale kiedyś jeszcze mnie odwiedzi i powiedziała, żebym się nie martwiła, a zwłaszcza o Gagę, bo ona zainteresowała się bardzo tym komputerowo-ludzkim wirusem i chce pomóc fanom, których to dotknęło.
Kiedy Alicja wyszła do pokoju wkroczyła Lady Gaga i coś do mnie powiedziała, ale wtedy dostałam ataku bólu głowy i nie mogłam jej zrozumieć. Po chwili mama wygoniła piosenkarkę mówiąc jej, że jestem ciężko chora i tylko ona, moja rodzicielka, może ustalać częstotliwość odwiedzających mnie przyjaciół i innych gości.
Byłam wściekła na matkę. Czy ona do cholery chce, żebym wyzdrowiała czy nie? Bo skoro pozbawia mnie największej z możliwych radości i największego szczęścia to chyba jednak nie chce i woli całe życie się mną opiekować i zachować mnie dla siebie.

Categories
Sny

O wakacjach nad morzem

Mieszkałyśmy z mamą i z Dorotką w małej nadmorskiej miejscowości, nie była to jednak miejscowość wczasowa.
Wynajęliśmy sobie domek od pewnej rodziny, której znudziło się już morze i wyjechała na drugi koniec Polski. W domu została tylko pewna żywotna starsza pani, która nam gotowała, sprzątała i towarzyszyła. Pokój, który przypadł mi w udziale był bardzo podobny do mojego, tylko że miał trochę inne biurko i wytapetowane ściany o innym kolorze niż w moim.
Bardzo mi się ten pokój podobał, bo był troszeczkę większy od mojego. Rozłożyłam się tu jak u siebie.
Położyłam laptopa na biurku, włączyłam go i zaczęłam używać songra ściągając densowe piosenki w stylu Ace of Base.
Jeszcze nie skończyłam robić folderu jakiegoś wykonawcy kiedy mama zawołała:
– Karolinko, Dorotko, chodźcie na plażę! – Z malutkim żalem, że nie skończyłam tego co zaczęłam zostawiłam komputer i poszłam z mamą i Doris na plażę.
Dzisiaj morze było bardzo spokojne a nawet za bardzo, bo w ogóle nie było go słychać, co mnie trochę rozczarowało, bo ja lubię słuchać szumu morza.
– Mamo, czy my aby na pewno jesteśmy nad morzem? – zapytałam.
– Tak kochanie, zaraz wejdziemy do wody to się przekonasz.
Rzeczywiście było to morze, bo woda była słona i były tam muszelki i bardzo gładkie kamyczki, tyle że nie było fal.
Kiedy się wykąpałyśmy mama kazała wracać do mieszkanka.
– Dlaczego? – zapytałam oburzona. Przecież jeszcze się nie opalałyśmy.
– To nic, poopalamy się kiedy indziej. Dzisiaj nie ma takiego słońca, dziś jest pogoda na spacer.
Zgodziłam się z mamą niechętnie. W sumie rzeczywiście nie ma takiego upału a spacery są zdrowsze.
Kiedy wróciłyśmy do naszego tymczasowego domku zaciekawiły mnie dźwięki na parterze.
Wydawało mi się bowiem, że usłyszałam oklaski. Dźwięk dobiegał z pokoju w którym zwykle mieszka mąż tej starszej pani, ale on też gdzieś wyjechał. Nie zapukałam do tego pomieszczenia, ale wśliznęłam się do niego cicho. Pomieszczenie było zabałaganione i widać było, że ktoś tu wcześniej mieszkał. Łóżko przesunięte było pod samą ścianę, koło łóżka stała jakaś szafeczka. Na drugim końcu pokoju stało parę wygodnych, miękkich foteli i krzeseł a na nich siedzieli ludzie. Ja przysiadłam na jakiejś półeczce. Środek pokoju był wolny a tam… występowała Lady Gaga. Przez chwilę siedziałam cichutko jak trusia i słuchałam jakiejś nieznanej mi piosenki śpiewanej przez nią mając cichą nadzieję, że nikt mnie tu nie zauważy i stąd nie wyrzuci. Kiedy Gaga skończyła śpiewać i usiadła na drugim końcu pułki przysunęłam się do niej bliżej, ale koło niej leżał jakiś zwitek materiału. Po chwili ona wzięła go do rąk, wstała i odłożyła gdzie indziej, po czym usiadła po mojej drugiej stronie rozwalając się ze swoją brzydką rozkloszowaną sukienką.
Potem wzięła mnie za rękę i trzymała długo.
Następnie wstała, powiedziała coś do reszty widzów po czym wyszła. Ja również wyszłam z tego pomieszczenia wraz z innymi. W pokoju została tylko jedna osoba, mąż tej starszej pani, który wrócił dziś rano a my będąc na plaży nie wiedziałyśmy o tym.
Poszłam najpierw do Doroty, by podzielić się z nią tym, co się przed chwilą mi przydarzyło, bo mama była zajęta rozmową z naszą gosposią. Kuzynka niestety też była zajęta, bo oglądała jakąś nudną bajkę o księżniczkach, która jej zdaniem była super i trzymała w napięciu.
Widocznie kategorycznie wyrosłam z bajek.
Trochę zasmucona, że nie mam się z kim podzielić radością z dzisiejszego przeżycia udałam się do swego pokoju, ale nie kończyłam już densowego folderu, tylko wyłączyłam kompa i zaczęłam się zastanawiać nad tą sprawą. Co ona tu robiła na tym nadmorskim zadupiu? Dla kogo tak naprawdę występowała i z czyjego polecenia tu przybyła, no i ostatnie, najważniejsze pytanie: Czy za mojego pobytu ona jeszcze tu wróci?

Categories
Sny

Niebezpieczna droga do Lady Gagi

Rodzice robili jakieś wielkie porządki w domu i na podwórku przez co nie zauważyli nawet, że ktoś nam podmienił psa na spokojniejszego, ale o wiele brzydszego. Bardzo mnie ten fakt zirytował i postanowiłam załatwić sobie psa marzeń.
Jedną z mych ulubionych ras jest pinczer. Już kiedyś czytałam o nim w Internecie.
Teraz zrobiłam to ponownie i oprócz ogólnych informacji o rasie znalazłam jeszcze miejsca, gdzie można takiego pieska kupić.
Oprócz informacji o pinczerach przewinęła mi się jeszcze wiadomość o ankiecie robionej przez Lady Gagę, w której mogą wziąć udział wyłącznie niewidomi.
Zapomniałam więc na razie o pinczerze i w szkole powiadomiłam o ankiecie wszystkich wychowawców, nauczycieli, panią i pana kierownika, a także samych niewidomych uczniów.
Niewidomi uczniowie i nauczyciele bardzo chętnie zgodzili się brać udział w Gagowym przedsięwzięciu, ale widzący mieli niestety o wiele mniej entuzjazmu, z czym wiązała się niedostateczna ilość opiekunów biorących udział w długiej, męczącej podróży do Warszawy, gdzie miano przeprowadzić ankietę. Po długich obradach zdecydowano, że grupą niewidomych jadących do Warszawy zajmie się pani Kasia Borkowska. Jednak niewidomych było tak dużo, że w krótkim czasie wychowawczyni straciła rachubę i pogubiła nas wszystkich. Z początku w mej niedoli pomagała mi jakaś młoda kobieta, a że nie miałyśmy pieniędzy podróż była niezwykle nużąca i niebezpieczna. Pod wieczór, kiedy byłyśmy już bardzo zmęczone dziewczyna zaprowadziła nas do jakiegoś domu, w którym owszem, poczęstowano nas kolacją, ale byli w posiadaniu małego, puchatego, złośliwego pieska, który bez przerwy mnie gryzł i nie dawał wcale spokoju, a jego właściciele nie chcieli go nigdzie zamknąć mówiąc, że przecież to takie kochane stworzenie. Moja tymczasowa opiekunka zdradziła cel naszej podróży, a gospodarze uradowani, że przekazujemy takie ciekawe wieści zawołali ochoczo: -To my się do was dołączymy.
Nasza sąsiadka jeszcze do nas dołączy i chętnie zobaczymy Gagę! – Ale to jest zorganizowane tylko dla niewidomych! – próbowałyśmy im przetłumaczyć, ale oni jakby nie słuchali naszych słów tylko planowali kiedy wyruszą na spotkanie z piosenkarką.
Wcale nie wypoczęta po krótkim i męczącym pobycie u ludzi z pieskiem kobieta oświadczyła, że nie może mi już dalej pomagać i towarzyszyć w podróży i że ostatni kawałek drogi muszę pokonać sama.
Wcale mi się taki stan rzeczy nie podobał, ale co miałam robić.
Inni niewidomi może nie mieli tyle szczęścia co ja.
Ostatnia prosta podróży była więc najgorszym jej fragmentem, bo nikt mi już nie pomagał.
Wielokrotnie zdarzało się, że ktoś wskazał mi niewłaściwy autobus czy inny środek lokomocji i zamiast przybliżać się do Warszawy, to jeszcze się od niej oddalałam.
Któregoś razu o mało nie przejechałby mnie samochód, bo nie miałam nawet laski i szłam tylko z wyciągniętymi desperacko rękami i byłam bardzo bezbronna. W końcu wieść o zagubionych niewidomych błąkających się w pobliżu Warszawy rozniosła się na całą Polskę i mój tata przyjechał do stolicy, by nam w kłopotach pomóc.
Odnalazł mnie w jednej z dzielnic Warszawy i zaprowadził do dużego bloku, gdzie miała zostać przeprowadzona ankieta.
Najpierw tata zaprowadził mnie do przytulnego pomieszczenia, gdzie dostałam posiłek i miałam spotkanie z przemiłym pieskiem podobnym do Froda, ale nieco od niego mniejszym.
Długo jednak tam nie posiedziałam, bo chciałam już iść na wypełnianie ankiety. W sali było już dużo ludzi, a atmoswera w niej panująca była niczym w czytelni, bo tak było cicho, a jedynym dźwiękiem było przekładanie kartek.
Zbliżyłam się do pierwszego lepszego stanowiska, które było wolne. Był to nie duży stolik nakryty obrusem, obok krzesło, a na stoliku kartki, które jak się okazało były zapisane czarnym drukiem a nie brajlem. Podchodziłam do kolejnych stanowisk i wszędzie były kartki zapisane czarnym drukiem. Rozczarowana i oburzona chciałam wyjść z sali, by zawołać tatę, aby on pomógł mi wypełnić ankietę, ale wtedy zatrzymał mnie jakiś mężczyzna tymi słowami:
– Jeśli wyjdziesz z tej sali już nie będziesz mogła tutaj wrócić.
Wtedy jeszcze bardziej oburzona zbliżyłam się do drzwi i otworzywszy je na oścież zawołałam głośno tatę nie przejmując się zupełnie zasadami dobrego wychowania. Tata przyszedł z Frodowym pieskiem na ręku i powiedział spokojnie:
To jest mieszanka pinczera z pekińczykiem i chyba to jest pies Gagi. Widziałem ją dzisiaj 2 razy.
Tato, co tu się właściwie dzieje? Dlaczego nie ma ankiety w brajlu?
Bo tutaj są sami widzący – odparł na to tata. Owszem, było jedno stanowisko w brajlu, ale ktoś je chyba sprzątnął.
Właśnie miałam poprosić tatę, by w takim razie pomógł mi wypełnić ankietę, gdy do pomieszczenia weszła Lady Gaga, tyle że z drugiej strony, więc, żeby do niej podejść musiałabym przejść całą salę na drugą stronę.
Zdezorientowana nie wiedziałam co mam w końcu robić: czy iść do niej i zapytać o co jej właściwie chodziło z tymi niewidomymi skoro są tu sami widzący i nie ma w ogóle stanowisk w brajlu, czy nie przejmować się nią wcale i wpuściwszy tatę do pomieszczenia spokojnie wypełnić ankietę.
Zanim się jednak zdecydowałam przybyła reszta niewidomych z mojej szkoły i wpadła do sali jak burza naturalnie wpychając i mnie do środka. Tata został na zewnątrz nadal trzymając na rękach pinczero-pekińczyka, a ja szybko – na ile to możliwe podeszłam do Gagi i zapytałam:
– Czy oddasz mi swojego psa?
– Naturalnie – odparła, a niewidoma młodzież zasiadła przy stołach wypełnionych zapisanymi czarnym drukiem kartkami.
(…)

Categories
Sny

Nie ma miejsca, nie ma czasu

Niezwykle męcząca podróż do Niemca

Mieliśmy pojechać do jakiegoś odległego miasta w Niemczech i podziękować komuś za jego pomoc. W tym celu zabraliśmy z sobą: kwiaty, bombonierki i własne bagaże. Pani Kasia i Madzia jechały z nami również. Podróż była bardzo ciężka.
Najpierw lecieliśmy samolotem, potem jechaliśmy pociągiem, a na końcu autobusem. W czasie tej okropnej podróży więdły nam kwiaty, rozpuszczały się bombonierki i ginęły bagaże.
Wreszcie wymiętoszeni podróżą dotarliśmy do celu. Był środek nocy. Wprowadzono nas do wielkiego biurowca.
Poprosiliśmy o nocleg, gdyż wiedzieliśmy, że nie ma teraz co liczyć na naszego pomocnika, któremu należały się te zmarnowane teraz prezenty.
Byliśmy tak zmęczeni, że nawet nie mieliśmy siły o nich myśleć.
– Czy możemy prosić o nocleg? – zapytała pani Katarzyna mężczyznę, który nas tu przyprowadził.
– Tak, prześpicie się w biurze – powiedział on spokojnie i wprowadził nas do jednej z sal i zamknął za nami drzwi. Jak się zapewne domyślasz nie było tam ani pół łóżka, ani pół poduszki. Mama wyciągnęła ze swej przepastnej torebki jaśka i wsadziła mi go pod głowę, ale już po chwili podeszła do mnie jakaś obca kobieta, która weszła razem z nami do sali i wyrwała mi poduszkę z pod głowy. Mama nie zareagowała na to, bo już drzemała na swej torebce, a tata przycupnął w drugim kącie sali i też już spał. Pani Katarzyna nakarmiwszy Madzię poszła rozejrzeć się w sprawie i opieprzyć człowieka, który nas tak zostawił. Gdy wróciła z rekonesansu miała dla mnie propozycję.
– W pokoju obok przebywa Alicja z Lilką i mają jedno łóżko. Czy chcesz się do nich udać?
– Tak chętnie – odpowiedziałam i raźno podniosłam się z krzesła. Przyjaciółka przyjęła mnie do siebie chętnie. Łóżko było bardzo wąskie, ale było łóżkiem. Lilka miała spać w nogach. Dziewczynka była już bardzo zmęczona, bo nic nie mówiła, nie ruszała się, nie broiła, tylko cichutko oddychała.
– Ty też przyjechałaś dziękować temu gościowi? – zapytałam przyjaciółkę.
– Nie wiem, chyba tak. Mnie nie interesują sprawy moich rodziców.
– A czy Lili nas w nocy nie obudzi?
– Nie powinna, bo jest okropnie wyczerpana – powiedziała Alicja i skuliła się na naszym posłaniu.

Co wpływa na nasze zdrowie

Przygotowywaliśmy się do kolejnego występu. Pani Malwina nie dawała nam spokoju.
Ciągle tylko próby i próby.
Nasz występ miał być na powitanie wiosny i mieli go oglądać jacyś ważni goście z zagranicy.
Tematyka spektaklu to ptaki i pogoda. Któregoś dnia zauważyłam, że łapie mnie chrypa i powiedziałam o tym pani nauczycielce.
– Ty nie jesteś przeziębiona, tylko kurz z sali gimnastycznej i puder tak na ciebie działają. Nie przejmuj się, to minie jak organizm się przyzwyczai. Na Wosie pani Krystyna poruszyła temat zdrowia, więc zabrałam głos.
– Zdrowie nie zawsze zależy od czynników, które zwykle działają na człowieka. Często tracimy zdrowie w całkiem nietypowych okolicznościach. Nie, żebym potępiała poczynania pani Malwiny, ale chcę na przykładzie jej przedsięwzięcia pokazać jak trudno jest czasem ustalić co tak naprawdę wpływa na nasze zdrowie i często nawet, gdy o nie dbamy możemy je w jednej chwili utracić… – Po mojej gorącej przemowie zapadła ciężka cisza.
– W takim razie życzę ci zdrowia – powiedziała pani Krysia i zaczęła swój zwykły, monotonny wykład już nie dopuszczając nikogo do głosu na tej lekcji. Po obiedzie kolejna próba. Tym razem nie było na niej wszystkich, ale to było zamierzone, bo pani Malwina chciała się dziś widzieć tylko z solistami. Nauczycielka zaproponowała mi, bym zaśpiewała jakąś brzydką piosenkę o ptaku, który mókł na deszczu.
– Nie chcę tego śpiewać! W ogóle nie chcę brać w tym udziału! – buntowałam się.
– To posłuchaj sobie twórczości Doroty Avi a na pewno ci przejdzie. Jej też wiele piosenek się nie podobało. Chciała słuchać jak najlepszej muzyki, ale nic nie spełniało jej oczekiwań. W końcu zaczęła tworzyć swoją muzykę i co? Nikt jej prawie nie słucha. Emiolio, teraz z tobą chcę rozmawiać – powiedziała pani Małgosia kończąc tym rozmowę ze mną.
Opuściłam salę gimnastyczną i udałam się do swego pokoju. Tam czekała już na mnie Alicja. Po chwili do pokoju przyszła Emilka, bo pani z nią nie ćwiczyła a jedynie coś uzgadniała.
Włączyłam komputer i wpisałam w songra Dorota Avi.
Uruchomiłam pierwszy plik.
Była to nudna, spokojna muzyczka przypominająca szum strumyka.
– Kto to jest? – zapytała Emilka.
– Dorota Avi. Znasz kogoś takiego Alicjo?
– Nie, ale trzeba pokazać to Julce, bo to jej klimaty.
Kolejne utwory były już nieco żywsze i rzeczywiście w julkowym stylu – trochę dance, trochę trance.
Kiedy chciałam ściągnąć pierwszy utwór songr mi się zawiesił i Emilia wzięła mój komputer w swoje ręce.
Odwiesiła dziada, ale coś tam poprzestawiała w songrze i teraz, gdy najechało się kursorem na jakiś utwór, to on sam się odtwarzał. Z jednej strony było to fajne, ale z drugiej nie, bo nie słychać było nazwy odtwarzanego utworu, a nie wszystkie utwory chce się przecież wysłuchiwać.
Była jednak jeszcze jedna zaleta, że songr znacznie przyspieszył i poprawił wyszukiwanie. Zaczęłam ściągać utwory Doroty Avi. Jej płyta nazywała się powietrze, a tytuły piosenek, to: oskrzela, płuca, tchawica, tlen… Alicja opowiedziała mi, że jest taka jedna strona, której właściciele namierzają użytkowników i dają im potem lizaki i inne drobne gadżety a potem każą za nie płacić, albo wykonywać dla nich jakieś przysługi.
– Mam nadzieję, że ten nowy, odwieszony songr nie będzie korzystać z takich stron – powiedziałam. Nie przyznałam się Ali, w jakich okolicznościach poznałam piosenkarkę, ani też nie powiedziałam o niej Julce. Postanowiłam też, że nie zaśpiewam tej piosenki o moknącym ptaku.

Categories
Sny

Nie dla mnie, lecz dla Eweliny (z dedykacją dla Mimi)

Oczywiście w rzeczywistości perfumy Lady Gaga Fame nie mają tak brzydkiego zapachu! To była tylko fikcja spod poduszki.

Nie dla mnie, lecz dla Eweliny

Był weekend na który zostałam w Krakowie i poszłam z wychowawczynią do perfumerii, żeby zobaczyć perfumy Lady Gaga fame. Miały one brzydki, kręcący w nosie zapach i bardzo mnie rozczarowały.
Pomyślałam, że perfumy te mogłyby spodobać się Ewelinie, bo ona lubi mocne zapachy i chciałam do niej zadzwonić w tej sprawie, ale niestety nie miałam przy sobie telefonu, więc dałam sobie z tym spokój.
Chciałam dowiedzieć się coś więcej na temat tych perfum np. czy są jeszcze inne zapachy. Nie dostałam jednak konkretnej odpowiedzi.
Dowiedziałam się tylko że w sklepie były 3 wersje tych perfum: za 8 zł, za ileś i za trzecią trzecich początkowej ceny.
Wkurzyła mnie bardzo ta dziwna miara, bo nie mogłam ustalić, czy byłabym w stanie kupić je z własnej kieszeni, czy nie! W końcu nie załatwiwszy nic zawiedziona opuściłam perfumerię, by spotkać się z innymi kłopotami jakimi była olimpiada z biologii.
Kiedy ją pisałam na swym komputerze, to połowa odpowiedzi mi się straciła, a kiedy próbowałam to naprawić, to straciłam wszystko, ale nie przyznałam się do tego komisji. W jakiś czas później pani od organów po cichutku i potajemnie załatwiła mi bym jeszcze raz podeszła do testu, ale i wtedy mi się nie udało, bo kiedy była przerwa, to Radosław usiadł przy moim komputerze, zmienił sobie ustawienia w NVDA wg własnych potrzeb i zaczął pisać na mojej pracy. No cóż! Widocznie nie dane mi było uczciwie i z sukcesem podejść do olimpiady z mojego ulubionego przedmiotu jakim jest biologia!

Categories
Sny

Mam chandrę i dajcie mi wszyscy święty spokój (oczywiście to tytuł opowiadania)

To był bardzo ciężki dzień i chyba najcięższy w tym roku szkolnym.
Zaczęło się niewinnie od małego smuteczku jakim było nieprzywiezienie płyt przez Alicję, ale potem było już tylko gorzej.
Lekcje dłużyły się nieznośnie, a na polskim pani przypomniała o konkursie na najlepszą pracę pisemną na temat informatyki i dodała, że w nas wieży i to od naszej klasy spodziewa się najciekawszych prac. Problem w tym, że pani nic nam wcześniej o tym konkursie nie mówiła, a dziś powiedziała, że prace będzie zbierać jutro rano, a praca, która wygra ma zostać wygłoszona z pamięci przez jego właściciela.
bardzo mnie ta sytuacja wkurzyła, bo cała klasa we mnie pokładała nadzieje, że napiszę jakiś piękny wiersz o informatyce i cała niemal odpowiedzialność wygrania w tym piekielnym konkursie spadła na mnie. Przecież ja tego nie zdążę napisać, zwłaszcza, że nie mam dziś weny w ogóle do jakiegokolwiek pisania. Z tego wszystkiego dostałam wielkiej chandry i poprosiłam, by wszyscy dali mi święty spokój, to może coś sklecę, ale nie obiecuję.
Kiedy tak siedziałam schandrowana na swym łóżku nie odrabiając dziś lekcji z powodu mego polonistyczno-informatycznego zadania wena zaczęła stopniowo do mnie wracać.
Wkręciłam więc kartkę do maszyny, bo nie chciało mi się włączać komputera obawiając się, że wena mi ucieknie i zaczęłam pisać.
Jednak moja radość nie trwała zbyt długo, bo właśnie z jakichś zajęć wróciła do pokoju Emilia i zaczęła mi przeszkadzać. Z początku tylko mnie zagadywała, ale potem przeszła do rękoczynów i zaczęła mnie łaskotać i bić tak, że już nie mogłam się na niczym skupić i wielka chandra powróciła ze zdwojoną siłą.
Zaczęłam na Emilię krzyczeć, ale to nie pomagało i wena uciekła bezpowrotnie, co jeszcze utwierdziło mnie w chandrze. Po kolacji niespodziewanie przyszła Alicja z wypchaną płytami i kasetami torebką i wysypała jej zawartość na moje łóżko oznajmiając, że żartowała z tym niewzięciem płyt i zaraz mi je da tylko je znajdzie w tym bałaganie.
Część płyt pospadało na podłogę, a ja w dalszym ciągu siedziałam z maszyną na kolanach i przeżywałam utraconą bezpowrotnie wenę. W końcu moje beznadziejne samopoczucie i wielka irytacja spowodowana wydarzeniami dzisiejszego dnia osiągnęła punkt kulminacyjny i moją wielką złość okazałam zrzucając maszynę na podłogę.
Wtedy to Emilia podeszła do mnie i maszyny i zauważyła ze stoickim spokojem, że pod maszyną leży płyta Michaela Jacksona po czym wyciągnęła ją spod maszyny, ale zostawiła ją na podłodze.
Teraz w naszym pokoju przebywały już dwie schandrowane dziewczyny ja i Ada. Ja w dalszym ciągu z tych samych powodów co przedtem, a przyjaciółka naturalnie z powodu okropnego losu jej płyty. Po tym incydencie nie przeprosiwszy nawet przyjaciółki odłożyłam maszynę na miejsce nie wykręcając zapisanej już trochę kartki po czym zadzwoniłam do cioci Dzidzi i opowiedziałam jej o moich problemach. Ciocia doradziła mi, bym zaczekała aż wszyscy pójdą spać w tym również nieznośna Emilia i dokończyła wiersz.
Natomiast co do jego wyrecytowania, to po prostu i najzwyczajniej w świecie go przeczytasz i nie będziesz się tym przejmować. Ja jutro przyjadę po południu, by dodać ci otuchy – powiedziała ciocia na koniec tej rzeczowej rozmowy.
Muszę przyznać, że ciocia bardzo mnie podniosła na duchu tymi kilkoma rzeczowymi zdaniami i może rzeczywiście coś z tego będzie, bowiem bardzo nie chciałabym zawieść klasy i w ogóle wszystkich tych, co oczekują ode mnie wygrania tego konkursu. Najważniejsze jest dla mnie to, że się nie poddałam i mimo przeciwności doprowadziłam sprawę do końca. Ciekawe jak się to wszystko skończy.

Categories
Sny

Nad morzem w szczęściu i w smutku

Bardzo uwielbiam morze i bywa, iż śni mi się ono w niezwykle wyidealizowany sposób.

Nad morzem w szczęściu i smutku

Morze szumiało cicho i spokojnie jakby śpiewało komuś kołysankę, a my siedzieliśmy na czystej plaży i byliśmy bardzo szczęśliwi, że znów jesteśmy razem. Siedziałam koło Kingi i wsadzałam ręce głębiej do piasku, by wyciągnąć piękny gładziutki kamyczek i dodać go do kolekcji skarbów przyrody. Po jakimś czasie przyjaciele się rozeszli i przyjechała mama z ciocią Dzidzią, zajęła pokój w hotelu i przyszła do mnie na piękną plażę. Kiedy wszyscy kategorycznie się już rozeszli poinformowałam mamę, że nie zdałam egzaminu, a następnie mama zaproponowała mi, żebyśmy poszły do hotelu.
Kiedy wracałyśmy z plaży pięknie śpiewały ptaki, jakby przyroda chciała mi wynagrodzić smutek związany z oblanym egzaminem. Idąc tak z mamą w stronę hotelu powiedziałam jej, że jestem w połowie szczęśliwa i że szkoda, iż w tej okolicy nie słyszałam jeszcze mew, ale dobrze, że są inne ptaki. Przyroda potrafi wiele zdziałać w szczęściu człowieka.

Categories
Sny

My mamy inne zajęcia

Była przyjemna letnia sobota, a ja mimo iż spałam całą noc czułam się jeszcze bardzo zmęczona. Ten tydzień był tak wyczerpujący, że jedna noc nie wystarczy, by to wszystko nadrobić i poukładać w swej głowie, jednak mama bardzo dobrze to rozumiała i troszczyła się o mnie jak nigdy.
Zaplanowałyśmy sobie, że najpierw obejrzymy odcinek z serialu "miodowe lata”, w którym gościnnie wzięłam udział, wyprowadzimy psa na spacer, zrobimy oponki, a potem mama zrobi obiadokolację.
Kiedy po obfitym śniadaniu zasiadłyśmy do komputera, by przez internet obejrzeć serial do mamy zadzwonił telefon, więc ta niechętnie wstała i odebrała go a ja zastopowałam oglądanie. Po niedługiej chwili mama zaserwowała mi wieść następującą: wójt naszej gminy zaprasza nas na piknik, na którym to wystąpi wspaniały zespół ludowy.
– Ale my tam przecież nie pójdziemy, bo mamy zaplanowane na dziś inne zajęcia – oburzyłam się od razu.
– Musimy iść chociaż na chwilkę, bo jesteśmy bardzo pożądanymi gośćmi na tym koncercie. Po słowach mamy już nie oglądałyśmy dalej serialu tylko wyszykowałyśmy się na koncert.
Wychodząc z podwórka pomachałyśmy smutnemu psu i z niechęcią udałyśmy się na piknik. Ludzi nie było dużo, ale wójt już na nas czekał.
Prowadzącym był ten pan z brzydkim głosem, który prowadził ostatni piknik w Krakowie, co mnie trochę zbiło stropu.
Kazali mi usiąść na trawie, więc to uczyniłam, a mama jęła się tłumaczyć wójtowi, że my tylko na 10 minut, bo ja wróciłam bardzo zmęczona i muszę odpocząć w zaciszu domowym a także dobrze się pożywić, by być silną na kolejny tydzień ciężkiej, wyczerpującej pracy uczennicy i artystki.
Zespół ludowy już wszedł na scenę i śpiewał jakąś brzydką piosenkę, gdy nagle poczułam, że nie siedzę już na miękkiej trawie, ale w wygodnym fotelu w sali koncertowej, a na scenie występuje Lady Gaga.
Byłam bardzo zaskoczona i ucieszona, gdy ją tylko zobaczyłam i bałam się, że zaraz miły czar pryśnie. I rzeczywiście, po niedługiej chwili tak się stało, ponieważ mama chcąc wybawić mnie od przebywania na nudnym pikniku zawołała mnie mówiąc:
– Możemy już iść. Odsiedziałyśmy swoje. Wójt gdzieś sobie poszedł. Wstałam niechętnie z trawy myśląc o koncercie z Lady Gagą w roli głównej a wróciwszy do domu zapytałam mamę kiedy ten piknik się kończy.
– Będzie trwał do niedzieli – odpowiedziała mi ona.
– A pójdziemy tam jeszcze?
– Nie wiem, ale dziś się pewnie nie wyrobimy. Gdy mama poszła pichcić do kuchni, bo na spacer z psem nie starczyło już czasu myślałam o tym, czy gdybym jeszcze raz tam poszła, to znów, by się tak stało i czy zobaczyłabym Gagę bądź Alanis na koncercie.
Potem zdenerwowałam się jeszcze bardziej, bo mama zamiast oponek zrobiła faworki. Zjadłam więc parę skwapliwie i wróciłyśmy do oglądania zastopowanego odcinka serialu "Miodowe lata”, jednak teraz już mnie to nie cieszyło.
Myślałam tylko: żebyśmy jutro poszły jeszcze raz na ten piknik, żebyśmy poszły…

Categories
Sny

Marzenia senne

Z teczki o moim ulubionym dziennikarzu

U mnie

Był piątek. Przyjechałam do domu bardzo zmęczona, więc zjadłam kolacje i wykąpawszy się wskoczyłam do łóżka. Mama pojechała do Strawczynka, bo musiała załatwić coś u babci. Zet na punkcie muzyki było dziś później, co nawet mnie ucieszyło, bo późno przyjechałam do domu. Tata usiadł do komputera w drugim pokoju.
Zrobiło się cicho, błogo i przyjemnie. Wojciechowski wpasował się w nastrój i puścił jakąś spokojną piosenkę i zadał na jej temat pytanie. Przymknęłam oczy.

U niego

Wysiedliśmy z samochodu.
Było już bardzo późno.
Zaparkowaliśmy daleko od szkoły, bo nie było miejsca na parkingu.
Powietrze było rześkie, przyjemnie chłodne.
Wędrowaliśmy przez wielki, pachnący ogród, który szalenie mi się podobał. Podszedł do nas mały szczeniak, ale nie wyglądał na bezpańskiego, bo był grubiutki i miał gęstą, błyszczącą sierść.
Wzięłam go na ręce i przytuliłam do siebie.
– Słodki jesteś – szepnęłam mu do ucha i postawiłam z powrotem na ziemi. Czułam się niezwykle szczęśliwa.
Szliśmy bardzo długo aż zaczęło świtać. Wtedy podszedł do nas Wojciechowski i zaprosił do siebie. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu i pan Marcin takie wielkie zrobił zakupy, że każdy musiał wziąć jakąś torbę. Na miejscu zastaliśmy panią po pięćdziesiątce, która siedziała przy wielkim biurku zawalonym papierami.
– To moja sekretarka – przedstawił ją pan Marcin i zaczął rozpakowywać zakupy.
Nagle moja babcia, która przyjechała ze mną do szkoły wdawszy się w rozmowę z sekretarką pokłóciła się z nią i chciała zająć jej miejsce. W końcu sekretarka ustąpiła i opuściła dom, a babcia cała szczęśliwa zajęła miejsce przy biurku i zaczęła coś przeliczać.

U mnie

Na chwilę otworzyłam oczy.
Znów był jakiś trudny konkurs, więc zamknęłam je znowu.

U mnie i u niego

Tym razem nie było już rodziców, ani babci. Pan Marcin dał mi jakąś płytę, więc schowałam ją do plecaka.
– Muszę iść do szkoły -powiedziałam do pana Marcina.
– Zaraz pójdziemy, tylko coś skończę. Nagle ktoś zapukał do drzwi. To była sekretarka i przyniosła szczeniaka, którego wczoraj miałam na rękach. Pan Marcin dał mi go na chwilę na ręce, a potem wsadził go do jakiegoś koszyka i wtedy otworzyłam oczy. Na moim łóżku siedziała mama, która właśnie wróciła od babci.
– W niedzielę wcześniej pojedziemy do szkoły, dobrze? – powiedziała spokojnie. Ciekawe, co się na prawdę stanie w niedzielę – pomyślałam. Mama opuściła mój pokój, a zamiast radia Zet leciała płyta Alanis. Zajrzałam do mojego szkolno-internatowego plecaka i znalazłam w nim płytę. Ciekawe, co na niej jest?

Categories
Sny

Mokre sprawy (nie mylić z trudnymi sprawami :)

Z teczki o Oriolu

Mokre sprawy

Poszłam do niego, a on stwierdził, że pójdziemy na spacer, ale nad wodę.
– My mamy tylko brudną Wisłę – zmartwiłam się.
– To nic – powiedział on i wyszliśmy na zewnątrz.
Było cieplutko. Na wałach było pełno ludzi.
Chciałam usiąść na trawie, ale on koniecznie chciał do wody.
– No coś ty! Nawet nie mam stroju kąpielowego. Chcesz się kąpać w tej brudnej Wiśle? To już nasz szkolny basen byłby lepszy.
– Choć! – nalegał.
– No Kuźwa dobrze, ale jak się nabawię jakiegoś choróbska, to ty mnie będziesz leczyć.
Weszłam z nim do rzeki. Z początku było przyjemnie.
Woda ciepła, niezbyt głęboka, brak fal. Długo to jednak nie trwało, bo zaraz coś nas zaczęło pchać na głęboką wodę.
Zaczęłam się bać, bo woda robiła się coraz bardziej nieustępliwa, a Oriol wcale się tym nie przejmował. W końcu woda mnie ogarnęła całą i straciłam świadomość. Obudziłam się dopiero w internacie. Był wieczór. Wika przyniosła mi kolację i przypomniała o jakieś próbie. Nie mogłam sobie przypomnieć na co ta próba i nie miałam też ochoty na nią iść. W końcu jednak zwlokłam się z łóżka. Próba trwała bardzo długo i dotyczyła jasełek.
Dlaczego jasełek? Czyżby to był grudzień? Wtedy nad rzeką było tak ciepło jak latem, albo późną wiosną. W trakcie próby zadzwoniła do mnie Alicja i powiadomiła, że Oriol na mnie czeka.
– Jestem na próbie. Za chwilę przyjdę – powiedziałam.
Miałam już dość tego próbiska, a ono nie miało zamiaru się kończyć i jeszcze przyszedł jakiś profesjonalny aktor, by nas poprawiać.
Teraz, to ta próba się na pewno nie skończy. Ziewnęłam ostentacyjnie.
Nagle zza ściany usłyszałam trzecią piosenkę z ostatniej płyty Enyi. Przypomniał mi się grudzień, w którym mieszkałam z Wiką w pokoju tymczasowym, słuchałam tego albumu i było nam jak w raju.
Zaczęłam płakać i nikt nie był w stanie mnie uspokoić, więc zaniesiono mnie do pokoju. Wika urwała się z tej próby, by się mną zaopiekować i poradziła mi, bym pojechała wcześniej do domu i nie przejmowała się jasełkami. Nie wpuściła też Oriola ani Alicji, tylko kazała mi iść do łóżka. W domu prawie bez przerwy spałam i nie miałam na nic siły.
Któregoś popołudnia zachciało mi się zadzwonić do Kingi. Koleżanka odebrała, ale była chyba pijana, bo tak dziwnie się śmiała i bełkotała bez ładu i składu, a w tle szumiała woda.
– Skąd u ciebie ta woda? – zapytałam z przestrachem.
– Nie wiem, he he, nie wiem! Przyjedź do mnie, to się do wiesz.
– Weź przestań – burknęłam i rozłączyłam się.
Chciałam rozmówić się z Alicją, ale ta nie odebrała. Za to dodzwoniłam się do Wiki i ona powiedziała, że Marcin też jej tak zrobił.
– Co ci zrobił? Zabrał cię nad Wisłę?
– Tak.
– I co?
– To samo.
– Ale ty przynajmniej nie obudziłaś się w grudniu.
– No tak, ale i tak jestem na niego wściekła. Przez tych chłopaków całe jasełka poszły.
– Może właśnie chcieli żeby poszły?
– No może. Ale dziwny sposób sobie obrali. Zresztą jasełka jak jasełka. Nic w nich zdrożnego nie było, więc o co chodzi.
– Jesteś w szkole? – zapytałam.
– Tak. Ja to lepiej od ciebie zniosłam – powiedziała z dumą Wika.
– A co u Alicji? Bo nie odbiera.
– Pewno z Oriolem przebywa i ratują kompa małej Karolinki. A co ma robić innego.
– Ja muszę też wrócić! – powiedziałam, ale jakoś licho to zabrzmiało.
– Najpierw musisz stanąć na nogi – powiedziała Wika.
– Ale ja chcę już wrócić! – buntowałam się.
– Żeby znowu wpaść do rzeki?
– Nie. Żeby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
– Ja się mogę dowiedzieć.
– Nie. Ja też chcę! Nie spędzę przecież reszty życia w łóżku.
– Ej ty! Śpij lepiej, bo sen to zdrowie.
Nagle przypomniała mi się przed chwilą odbyta rozmowa z Kingą.
Chciałam przekazać ją Wice, bo to na pewno naprowadziłoby nas na ślad jakiś, ale ona już się rozłączyła.
Jeszcze nie odłożyłam komórki, a już telefon na nowo się rozdzwonił. To przyjaciółka.
Paplała coś o grach Oriola i o studiu. Miała głupawkę i była szczęśliwa. Nie chciało mi się jej słuchać. Nie powiedziałam jej o Kindze, tylko zapytałam, czy była może nad Wisłą.
– Jeszcze nie. Muszę znaleźć odpowiednią osobę.
– Nie spiesz się za bardzo – mruknęłam i przerwałam połączenie.
Wstałam z łóżka. Już postanowiłam. Jutro jadę do szkoły. Nie pozwolę toczyć się dziwnym, mokrym sprawom swoim własnym, mokrym rytmem.

EltenLink