Kilka dni temu miałam urodziny i jak niektórzy wiedzą w tym roku wybitnie się one nie udały, ponieważ się rozchorowałam i wszystkie plany poszły w niwecz. Dziś przeglądając moje opowiadania-sny przypomniałam sobie o bardzo długim śnie dotyczącym właśnie urodzin, dlatego dziś postanowiłam Wam go tutaj przytoczyć, a o moich prawdziwych spóźnionych urodzinach opowiem, gdy już się one odbędą. Życzę miłej lektury, ostrzegam, będzie długo!
Urodziny
Radosław zrobił małą imprezę urodzinową w 2 tygodnie po swych urodzinach, co bardzo mnie irytowało, bo to ja teraz powinnam mieć urodziny a on mi w paradę wchodzi zwłaszcza, że on zamówił takie ogromniaste torcicho a ja miałam zaledwie kawalątek pozostały z mej domowej imprezy, która odbyła się w miniony weekend. A jeszcze gdyby tego było mało jego tort był podobny do mojego, bo też był z brzoskwiniami tak jak mój, tyle że miał więcej okropnego, słodkiego masiska oraz parę winogron.
– Kto przynosi większy tort ten dostaje lepsze prezenty – powiedział triumfalnie Radek stawiając swego giganta na stole. Tort jego był tak duży, że nie mogliśmy go przejeść mimo, że pomagała nam w tym cała szkoła wraz z jej personelem nawet tym najbardziej ukrytym, na który nie zwraca się zbytnio uwagi. Radosław przeznaczał mi największe porcje tortu, gdyż to ja w tym dniu miałam mieć urodziny a nie on i chyba mój kolega zdawał sobie z tego sprawę. Po jakimś jednak czasie miałam już dosyć jego słodziarnego torcidła i w ogóle całej tej imprezy. Kiedy siedziałam tak na krześle i zastanawiałam się kiedy to imprezisko się wreszcie skończy zauważyłam wśród gości tzn. całej naszej klasy, wychowawców oraz koleszków Radka jakiegoś obcego mężczyznę o miłym głosie.
Właśnie wstawał z krzesła mówiąc, że musi już iść, ale będzie miał dla nas prezenty, tylko musimy jeszcze na nie zaczekać, ale on da nam znać kiedy już będzie gotów do składania nam podarunków. Radek chyba nawet tego nie usłyszał, bo tak był zajęty swymi rozchichotanymi koleszkami w kącie sali. Podziękowałam więc za niego i za siebie z góry i wyszłam z sali zaraz po tym tajemniczym mężczyźnie.
Wcale mnie to nie interesowało czy Radek się obrazi czy nie. A niechże się obraża. I tak mnie już dziś zdenerwował, to przynajmniej jesteśmy kwita. Mam nadzieję, że ten gościu nie wziął sobie do serca słów Radosława, że większy tort większe prezenty.
W domu
Niefortunna i nieudana impreza odbyła się w czwartek, więc następnego dnia po lekcjach ze świeżymi jeszcze emocjami pojechałam do domu i opowiedziałam wszystko mamie. Mama powiedziała, bym o tej historii jak najszybciej zapomniała i o tajemniczym mężczyźnie też.
– Dlaczego? – spytałam. Przecież on był fajny. Martwi mnie tylko trochę jak odniósł się do słów Radosława.
– Skoro mówisz, że był fajny, to wcale się do nich nie odniósł a jak się odniósł to znaczy, że nie był fajny kropka – ucięła moje dywagacje mama i udała się za czymś do kuchni kończąc definitywnie rozmowę.
Nużąca podróż
Po weekendzie czas do szkoły, nie ma w tym nic niezwykłego jednak u mnie było. Ja często zwykłe sprawy przeżywam nieco inaczej niż wy, ale wierzcie mi, to nie zawsze jest takie przyjemne jak wam się wydaje. Na przykład teraz.
Właśnie rozpoczął się poniedziałek a ja musiałam wstać o świcie, by dojechać do szkoły, bo tata miał zatankowane jakieś dziwne paliwo 4b czy 4L, już nie pamiętam dokładnie. Tata powiedział, że zajedziemy do Krakowa późnym wieczorem i wszystkie lekcje wraz z zajęciami dodatkowymi mi przepadną, ale to nie jego wina, że ktoś go na stacji benzynowej oszukał. I rzeczywiście, jechaliśmy do Krakowa cały dzień mimo, że nie odczuwało się, że samochód jedzie wolno, wręcz przeciwnie, czasami jechał bardzo szybko.
Mimo, iż lubię jeździć samochodami ta podróż była jedną z najgorszych mojego życia.
Najpierw mama przysuwała się do mnie ze swoim siedzeniem tak blisko, że niemal się dusiłam – tłumaczyła to ogromnymi korkami i drogą pełną niebezpiecznych miejsc.
– Mamo, ale ja się zaraz uduszę! – protestowałam.
– Nie udusisz się, musimy tak jechać. W końcu rzeczywiście znalazłam sobie w miarę dogodną pozycję przechylając się na lewą stronę i już było nieco lepiej. W radiu leciała zwykła, komercyjna muzyka.
Potem podróż zmieniła się w nieco przyjemniejszą, ale za to bardzo długą. Chwilami, to nawet wydawało mi się, że ja w tym samochodzie większość swego życia spędziłam i myślałam sobie: jak ja teraz będę żyć, jak się będę uczyć, chyba zapadłam na jakąś chorobę samochodową w zaawansowanym stadium. Gdy tak siedziałam i myślałam nagle mama otworzyła okno przez które wpadły 2 listy. 1 był zaadresowany do mamy a 1 do mnie. Ja siedziałam z listem w ręku niezdecydowana, za to mama przeczytała swój od razu i obwieściła smutną wiadomość.
– Za jakąś godzinę muszę niestety z samochodu wysiąść i czym prędzej do Niemiec pojechać, bo mnie tam potrzebują.
– Och te wstrętne niemcory! – wrzasnęłam na cały samochód. Tak króciutko byłaś w domu i znowu wyjeżdżasz.
– Muszę – powiedziała mama cichutko a teraz otwórz swój list, żebym mogła ci jeszcze pomóc w razie potrzeby. Mój list głosił, żebym napisała listę płytowych marzeń, które będą potrzebne tajemniczemu gościowi do przygotowania nam prezentów. Na początku się ucieszyłam, ale nie na długo, bo jak ja w tych warunkach mam listę napisać? Powiedziałam o zaistniałym problemie mamie i nagle poczułam, że siedzę na kanapie z mego własnego pokoju i trzymam maszynę na kolanach z wkręconą do niej kartką.
Przez chwilę nie byłam wstanie wykonać żadnego ruchu taka byłam zaskoczona i wtedy usłyszałam głos mamy jakby z oddali: spiesz się.
Zaczęłam więc pisać szybko i na pewno o czymś zapomniałam w tych emocjach. Kiedy wykręciłam zapisaną kartkę z maszyny znów znalazłam się w samochodzie, ale na przednim siedzeniu nie było już mamy. Tata miał dla mnie złe wiadomości: że podróż się przedłuży i że Radosław oddał już swoją kartkę waszemu tajemniczemu wielbicielowi, więc pewnie on będzie brany pod uwagę pierwszy do lepszych prezentów.
– Wszystko przez to cholerne paliwo 4cośtam i tych cholernych niemcorów, bo tak, to mama na pewno by coś zaradziła! – zawołałam, po czym otworzyłam okno i wyrzuciłam przez nie zapisaną kartkę.
Kiedy to zrobiłam tata nagle zwolnił. W radiu leciała jakaś spokojna, niekomercyjna muzyczka.
Pewnie tata przełączył jak zwykle na program Iii kiedy ja z mamą zajmowałyśmy się naszymi sprawami.
Kiedy wreszcie zajechaliśmy do szkoły w internacie było całkiem pusto a dyżurujący wychowawca powiedział nam, że któryś z uczniów, chyba Michał, wyprawił jeszcze większe urodziny i teraz cała szkoła bawi się na sali gimnastycznej przy jeszcze większym torcie niż miał Radosław. Wychowawczyni dała tacie klucz do mojego pokoju a ja udałam się na salę, by zobaczyć co się tam dzieje.
Może uda mi się porozmawiać z tym tajemniczym mężczyzną? Och jaka cholerna szkoda, że wyrzuciłam tą listę, teraz może udałoby mi się mu ją dać. W sali rzeczywiście było dużo ludzi i wszyscy świetnie się bawili. Na scenie siedział Michał, który był również deejajem na tej imprezie oraz grupka jego najbliższych przyjaciół w tym również Mateusz.
Kiedy tak stałam pod sceną nie wiedząc co dalej robić na scenę wszedł nasz gość z poprzednich urodzin i zawołał do mikrofonu:
-To są fałszywe urodziny! Nie wolno nigdy tak czynić! Zakazuję wam takich praktyk! Nie będę już do was przychodził. Ja dobrze wiem kto ma kiedy urodziny, mnie nie oszukacie!
Kiedy to usłyszałam za chciało mi się płakać. To on taki dobry, przychodzi do nas w jednej z najlepszych chwil naszego życia, spełnia nasze marzenia a oni tak perfidnie go oszukują. Ach to Michalisko wstrętne, nienawidzę go!
Usiadłam na ziemi nawet nie zadając sobie trudu poszukania jakiegoś krzesła i rozpłakałam się rzewnie.
Wszyscy zaczęli opuszczać salę omijając mnie i nie zwracając na mnie uwagi i w którymś momencie tej smutnej eskapady usłyszałam przyciszony głos Alicji, który mówił do kogoś: za tydzień ja zrobię urodziny, ale muszę wymyślić coś lepszego niż przesłodzony tort. O nie – pomyślałam. Moja przyjaciółka jest fałszywym zdrajcą tak jak ten Michał! Zerwałam się z podłogi i złapałam Alę za rękę.
– Ty cholerny zdrajco! – zawołałam jej w twarz a ona bardzo się mnie przestraszyła. Po chwili wyrwała się mi z uścisku i zwiała. Na sali zostałam już tylko ja, Michał, który zbierał swój sprzęt i tajemniczy mężczyzna.
– I co teraz? – zapytałam podchodząc do niego.
– Nic, odchodzę.
– Gdzie?
– Do Niemiec, może tam są uczciwsi ludzie.
– O, może spotkasz moją mamę? ale ona nie obchodzi urodzin a jeśli już to bardzo cichutko. A dlaczego chciałeś dawać nam prezenty?
– Żeby osłodzić wasz codzienny ciężar życia i wypełnić luki.
– Jakie luki, marzeniowe? – Mężczyzna nie odpowiedział mi na to pytanie tylko wyszedł. Michała też już nie było a ja nawet nie zarejestrowałam jego wyjścia. Ze spuszczoną głową wyszłam z sali.
Najpierw udałam się do Radosława. Nie dostał prezentu i był trochę zły na Michała, bo myślał, że to przez niego nie dostał.
– Michał jest oczywiście winny, ale w przypadku twojego prezentu to nie do końca. Przecież to ty wpieprzyłeś się w moje urodziny z tym swoim ogromnym tortem.
– Bo ja się właśnie od Michała dowiedziałem, że od połowy stycznia ten gościu będzie przychodził na nasze urodziny a wcześniej przecież łączyliśmy w klasie takie imprezy. Ja też chciałem dostać prezent.
– No to go masz – powiedziałam zjadliwie i opuściłam jego pokój. W mojej sypialni czekała już na mnie Alicja i perfidnie grzebała w moich prezentach.
– Skoro mnie wydałaś to teraz się podziel.
– On by i tak się nie dał nabrać i myślę, że po tym dzisiejszym nawet by tu nie przyszedł. Jakim prawem grzebiesz w moich rzeczach, wyjdź stąd! – zawołałam jej wprost do ucha. Alicja zostawiając okropny bałagan na łóżku opuściła pokój. I jak tu się cieszyć z tylu fajnych płyt skoro pokłóciłam się z bliskimi osobami i jestem pełna nienawiści do osoby za którą wcześniej tylko nie przepadałam?