Categories
Sny

Nie tylko matematyka

Sen z zamierzchłych czasów, kiedy to kuzyni uczyli mnie matematyki, a ja tego nienawidziłam z całego serca i marzyłam, aby te lekcje mnie omijały. Dopiero z czasem przestałam unikać rodzinnych korepetycji, bo wisiała nade mną groza niezdanej matury.

Nie tylko matematyka

Przyjechałam do cioci, chciałam poprosić o pomoc w zadaniu z matmy Paulinę, a mama miała coś do załatwienia w Czostkowie. Zadanie było skomplikowane obliczeniowo ? jakieś długie jak makaron ułamczysko nafaszerowane pierwiastkami. Paulina pomogła mi zacząć to zadanie, dała jakieś wskazówki i poszła sobie.
Zostałam sama w kuchni więc nikt mi nie przeszkadzał.
Pchnęłam zadanisko do przodu, ale potem utknęłam.
Zrezygnowana siedziałam na krześle czekając, aż ktoś się zjawi i albo pomoże mi w zadaniu, albo pozwoli odpuścić przynajmniej chwilowo i da mi np. coś do jedzenia czy picia.
Wybawicielem tym okazała się być Asia, która zabrała mnie do salonu.
Zaraz pochwaliłam się jej moją nowo nabytą płytą Seala.
Zaczęłyśmy jej słuchać. Na dziewiątą piosenkę załapała się też Paulina, a dziesiątą była zachwycona. Asia żartowała sobie jak to zwykle ona, czy już ją sobie skopiowałam (miała pewnie na myśli pożyczenie sobie krążka, co nie bardzo by mnie urządzało). Paulina na szczęście nie pytała o zadanie.
Wcale nie miałam ochoty przynajmniej dziś do niego wracać.
Wkrótce potem wróciła mama i przekazała mi wieść o takiej treści:
? Jedziemy teraz do domu. Spakujesz się i wrócisz z powrotem do Czostkowa i zostaniesz na noc lub dwie, bo ja muszę wyjechać i parę spraw pozałatwiać, a tata i babcia niech się swoimi sprawami zajmą. Ty się tu ładnie matmy pouczysz i miło z rodziną czas spędzisz. Nie byłam wcale zadowolona z tego obrotu sprawy, bo odkąd wujek umarł w domu jest bardziej nerwowo i już mnie tak nie rajcuje przebywanie w ich domu jak kiedyś, a na matmę mogę przecież przyjechać ekstra na parę godzin, a nie na cały dzień. Wróciłyśmy z mamą do domu. Mama włączyła telewizor. Leciał jakiś film na podstawie jednej z naszych lektur ? chyba chłopów.
Film ten bardzo mnie zaciekawił, więc oglądałam go namiętnie siedząc cicho jak trusia, by mama nie przypomniała sobie czasem o moim wyjeździe.
Nawet nie wspomniałam o kolacji choć trochę byłam głodna. W końcu film się skończył i było już późno.
Wynurzyłam się z mej norki i szybko się umyłam i przebrałam się w piżamę poczym weszłam do pokoju, by grzecznie położyć się do łóżeczka.
Kiedy mama wróci to nie będzie już miała sumienia, by mnie z niego wywlekać. Mój plan się jednak nie powiódł, gdyż ku memu najwyższemu zdziwieniu w mym pokoju zastałam Krystiana w najlepsze słuchającego mojej płyty Seala.
? Co ty tu robisz? Przecież miałaś być w Czostkowie? ? zapytał kuzyn.
? A to tak! ? pomyślałam. ? Mnie się do Czostkowa wygania a Krystiana do siebie zaprasza i jeszcze do mojego pokoju, bez mojej zgody!
? Nie pojechałam do cioci, bo się zasiedziałam przed telewizorem. ? Rozmowę przerwała nam mama, która właśnie wróciła z dworu ? zapewne karmiła psa, albo paliła w piecu.
? A, ty nie miałaś przypadkiem jechać do Czostkowa? ? powiedziała wchodząc do pokoju.
? Późno już. Poza tym myślałam, że dałaś sobie spokój z tym wyjazdem, więc się umyłam ? powiedziałam.
? W takim razie Krystian prześpi się w gościnnym albo w sypialni. Ciekawy był film?
? Tak, bardzo!
? A co z matematyką?
? Zaraz zadzwonię do Pauliny i umówię się na niedzielę. Maszyna została w Czostkowie, ale nie będzie mi teraz potrzebna.
? Tata jutro idzie do pracy.
? Przecież wiesz, że mi to nie przeszkadza. Babcia zrobi mi śniadanie.
? Jutro to nawet nie babcia, a Krystian, bo on jedzie koło jedenastej. To nawet lepiej. Dobranoc ? zakończyła mama i poszła szykować Krystianowi łóżko.

Categories
Sny

Urodziny

Kilka dni temu miałam urodziny i jak niektórzy wiedzą w tym roku wybitnie się one nie udały, ponieważ się rozchorowałam i wszystkie plany poszły w niwecz. Dziś przeglądając moje opowiadania-sny przypomniałam sobie o bardzo długim śnie dotyczącym właśnie urodzin, dlatego dziś postanowiłam Wam go tutaj przytoczyć, a o moich prawdziwych spóźnionych urodzinach opowiem, gdy już się one odbędą. Życzę miłej lektury, ostrzegam, będzie długo!

Urodziny

Radosław zrobił małą imprezę urodzinową w 2 tygodnie po swych urodzinach, co bardzo mnie irytowało, bo to ja teraz powinnam mieć urodziny a on mi w paradę wchodzi zwłaszcza, że on zamówił takie ogromniaste torcicho a ja miałam zaledwie kawalątek pozostały z mej domowej imprezy, która odbyła się w miniony weekend. A jeszcze gdyby tego było mało jego tort był podobny do mojego, bo też był z brzoskwiniami tak jak mój, tyle że miał więcej okropnego, słodkiego masiska oraz parę winogron.
– Kto przynosi większy tort ten dostaje lepsze prezenty – powiedział triumfalnie Radek stawiając swego giganta na stole. Tort jego był tak duży, że nie mogliśmy go przejeść mimo, że pomagała nam w tym cała szkoła wraz z jej personelem nawet tym najbardziej ukrytym, na który nie zwraca się zbytnio uwagi. Radosław przeznaczał mi największe porcje tortu, gdyż to ja w tym dniu miałam mieć urodziny a nie on i chyba mój kolega zdawał sobie z tego sprawę. Po jakimś jednak czasie miałam już dosyć jego słodziarnego torcidła i w ogóle całej tej imprezy. Kiedy siedziałam tak na krześle i zastanawiałam się kiedy to imprezisko się wreszcie skończy zauważyłam wśród gości tzn. całej naszej klasy, wychowawców oraz koleszków Radka jakiegoś obcego mężczyznę o miłym głosie.
Właśnie wstawał z krzesła mówiąc, że musi już iść, ale będzie miał dla nas prezenty, tylko musimy jeszcze na nie zaczekać, ale on da nam znać kiedy już będzie gotów do składania nam podarunków. Radek chyba nawet tego nie usłyszał, bo tak był zajęty swymi rozchichotanymi koleszkami w kącie sali. Podziękowałam więc za niego i za siebie z góry i wyszłam z sali zaraz po tym tajemniczym mężczyźnie.
Wcale mnie to nie interesowało czy Radek się obrazi czy nie. A niechże się obraża. I tak mnie już dziś zdenerwował, to przynajmniej jesteśmy kwita. Mam nadzieję, że ten gościu nie wziął sobie do serca słów Radosława, że większy tort większe prezenty.

W domu

Niefortunna i nieudana impreza odbyła się w czwartek, więc następnego dnia po lekcjach ze świeżymi jeszcze emocjami pojechałam do domu i opowiedziałam wszystko mamie. Mama powiedziała, bym o tej historii jak najszybciej zapomniała i o tajemniczym mężczyźnie też.
– Dlaczego? – spytałam. Przecież on był fajny. Martwi mnie tylko trochę jak odniósł się do słów Radosława.
– Skoro mówisz, że był fajny, to wcale się do nich nie odniósł a jak się odniósł to znaczy, że nie był fajny kropka – ucięła moje dywagacje mama i udała się za czymś do kuchni kończąc definitywnie rozmowę.

Nużąca podróż

Po weekendzie czas do szkoły, nie ma w tym nic niezwykłego jednak u mnie było. Ja często zwykłe sprawy przeżywam nieco inaczej niż wy, ale wierzcie mi, to nie zawsze jest takie przyjemne jak wam się wydaje. Na przykład teraz.
Właśnie rozpoczął się poniedziałek a ja musiałam wstać o świcie, by dojechać do szkoły, bo tata miał zatankowane jakieś dziwne paliwo 4b czy 4L, już nie pamiętam dokładnie. Tata powiedział, że zajedziemy do Krakowa późnym wieczorem i wszystkie lekcje wraz z zajęciami dodatkowymi mi przepadną, ale to nie jego wina, że ktoś go na stacji benzynowej oszukał. I rzeczywiście, jechaliśmy do Krakowa cały dzień mimo, że nie odczuwało się, że samochód jedzie wolno, wręcz przeciwnie, czasami jechał bardzo szybko.
Mimo, iż lubię jeździć samochodami ta podróż była jedną z najgorszych mojego życia.
Najpierw mama przysuwała się do mnie ze swoim siedzeniem tak blisko, że niemal się dusiłam – tłumaczyła to ogromnymi korkami i drogą pełną niebezpiecznych miejsc.
– Mamo, ale ja się zaraz uduszę! – protestowałam.
– Nie udusisz się, musimy tak jechać. W końcu rzeczywiście znalazłam sobie w miarę dogodną pozycję przechylając się na lewą stronę i już było nieco lepiej. W radiu leciała zwykła, komercyjna muzyka.
Potem podróż zmieniła się w nieco przyjemniejszą, ale za to bardzo długą. Chwilami, to nawet wydawało mi się, że ja w tym samochodzie większość swego życia spędziłam i myślałam sobie: jak ja teraz będę żyć, jak się będę uczyć, chyba zapadłam na jakąś chorobę samochodową w zaawansowanym stadium. Gdy tak siedziałam i myślałam nagle mama otworzyła okno przez które wpadły 2 listy. 1 był zaadresowany do mamy a 1 do mnie. Ja siedziałam z listem w ręku niezdecydowana, za to mama przeczytała swój od razu i obwieściła smutną wiadomość.
– Za jakąś godzinę muszę niestety z samochodu wysiąść i czym prędzej do Niemiec pojechać, bo mnie tam potrzebują.
– Och te wstrętne niemcory! – wrzasnęłam na cały samochód. Tak króciutko byłaś w domu i znowu wyjeżdżasz.
– Muszę – powiedziała mama cichutko a teraz otwórz swój list, żebym mogła ci jeszcze pomóc w razie potrzeby. Mój list głosił, żebym napisała listę płytowych marzeń, które będą potrzebne tajemniczemu gościowi do przygotowania nam prezentów. Na początku się ucieszyłam, ale nie na długo, bo jak ja w tych warunkach mam listę napisać? Powiedziałam o zaistniałym problemie mamie i nagle poczułam, że siedzę na kanapie z mego własnego pokoju i trzymam maszynę na kolanach z wkręconą do niej kartką.
Przez chwilę nie byłam wstanie wykonać żadnego ruchu taka byłam zaskoczona i wtedy usłyszałam głos mamy jakby z oddali: spiesz się.
Zaczęłam więc pisać szybko i na pewno o czymś zapomniałam w tych emocjach. Kiedy wykręciłam zapisaną kartkę z maszyny znów znalazłam się w samochodzie, ale na przednim siedzeniu nie było już mamy. Tata miał dla mnie złe wiadomości: że podróż się przedłuży i że Radosław oddał już swoją kartkę waszemu tajemniczemu wielbicielowi, więc pewnie on będzie brany pod uwagę pierwszy do lepszych prezentów.
– Wszystko przez to cholerne paliwo 4cośtam i tych cholernych niemcorów, bo tak, to mama na pewno by coś zaradziła! – zawołałam, po czym otworzyłam okno i wyrzuciłam przez nie zapisaną kartkę.
Kiedy to zrobiłam tata nagle zwolnił. W radiu leciała jakaś spokojna, niekomercyjna muzyczka.
Pewnie tata przełączył jak zwykle na program Iii kiedy ja z mamą zajmowałyśmy się naszymi sprawami.
Kiedy wreszcie zajechaliśmy do szkoły w internacie było całkiem pusto a dyżurujący wychowawca powiedział nam, że któryś z uczniów, chyba Michał, wyprawił jeszcze większe urodziny i teraz cała szkoła bawi się na sali gimnastycznej przy jeszcze większym torcie niż miał Radosław. Wychowawczyni dała tacie klucz do mojego pokoju a ja udałam się na salę, by zobaczyć co się tam dzieje.
Może uda mi się porozmawiać z tym tajemniczym mężczyzną? Och jaka cholerna szkoda, że wyrzuciłam tą listę, teraz może udałoby mi się mu ją dać. W sali rzeczywiście było dużo ludzi i wszyscy świetnie się bawili. Na scenie siedział Michał, który był również deejajem na tej imprezie oraz grupka jego najbliższych przyjaciół w tym również Mateusz.
Kiedy tak stałam pod sceną nie wiedząc co dalej robić na scenę wszedł nasz gość z poprzednich urodzin i zawołał do mikrofonu:
-To są fałszywe urodziny! Nie wolno nigdy tak czynić! Zakazuję wam takich praktyk! Nie będę już do was przychodził. Ja dobrze wiem kto ma kiedy urodziny, mnie nie oszukacie!
Kiedy to usłyszałam za chciało mi się płakać. To on taki dobry, przychodzi do nas w jednej z najlepszych chwil naszego życia, spełnia nasze marzenia a oni tak perfidnie go oszukują. Ach to Michalisko wstrętne, nienawidzę go!
Usiadłam na ziemi nawet nie zadając sobie trudu poszukania jakiegoś krzesła i rozpłakałam się rzewnie.
Wszyscy zaczęli opuszczać salę omijając mnie i nie zwracając na mnie uwagi i w którymś momencie tej smutnej eskapady usłyszałam przyciszony głos Alicji, który mówił do kogoś: za tydzień ja zrobię urodziny, ale muszę wymyślić coś lepszego niż przesłodzony tort. O nie – pomyślałam. Moja przyjaciółka jest fałszywym zdrajcą tak jak ten Michał! Zerwałam się z podłogi i złapałam Alę za rękę.
– Ty cholerny zdrajco! – zawołałam jej w twarz a ona bardzo się mnie przestraszyła. Po chwili wyrwała się mi z uścisku i zwiała. Na sali zostałam już tylko ja, Michał, który zbierał swój sprzęt i tajemniczy mężczyzna.
– I co teraz? – zapytałam podchodząc do niego.
– Nic, odchodzę.
– Gdzie?
– Do Niemiec, może tam są uczciwsi ludzie.
– O, może spotkasz moją mamę? ale ona nie obchodzi urodzin a jeśli już to bardzo cichutko. A dlaczego chciałeś dawać nam prezenty?
– Żeby osłodzić wasz codzienny ciężar życia i wypełnić luki.
– Jakie luki, marzeniowe? – Mężczyzna nie odpowiedział mi na to pytanie tylko wyszedł. Michała też już nie było a ja nawet nie zarejestrowałam jego wyjścia. Ze spuszczoną głową wyszłam z sali.
Najpierw udałam się do Radosława. Nie dostał prezentu i był trochę zły na Michała, bo myślał, że to przez niego nie dostał.
– Michał jest oczywiście winny, ale w przypadku twojego prezentu to nie do końca. Przecież to ty wpieprzyłeś się w moje urodziny z tym swoim ogromnym tortem.
– Bo ja się właśnie od Michała dowiedziałem, że od połowy stycznia ten gościu będzie przychodził na nasze urodziny a wcześniej przecież łączyliśmy w klasie takie imprezy. Ja też chciałem dostać prezent.
– No to go masz – powiedziałam zjadliwie i opuściłam jego pokój. W mojej sypialni czekała już na mnie Alicja i perfidnie grzebała w moich prezentach.
– Skoro mnie wydałaś to teraz się podziel.
– On by i tak się nie dał nabrać i myślę, że po tym dzisiejszym nawet by tu nie przyszedł. Jakim prawem grzebiesz w moich rzeczach, wyjdź stąd! – zawołałam jej wprost do ucha. Alicja zostawiając okropny bałagan na łóżku opuściła pokój. I jak tu się cieszyć z tylu fajnych płyt skoro pokłóciłam się z bliskimi osobami i jestem pełna nienawiści do osoby za którą wcześniej tylko nie przepadałam?

Categories
Sny

Nocne dialogi

Wróciłam od cioci późnym wieczorem i rodziców już nie było, bo pojechali na jakąś imprezę.
Włączyłam więc płytę, komputer i oddałam się samotności.
Zajrzałam na pocztę mailową i napotkałam na wiadomość od pani Aguni. Była w niej mowa o zadaniu z niemieckiego, które musiałam zrobić na jutro i przysłać niezwłocznie. Był jednak warunek, że zadanie to musiałam wykonać z bliską mi osobą.
– No to już po wolności – pomyślałam bardzo rozczarowana i zadzwoniłam do babci. Babcia powiedziała, że na razie nie ma czasu, ale weźmie pod uwagę moją prośbę.
Zaraz potem zadzwoniła mama i zapytała, czy wszystko u mnie w porządku. Odpowiedziałam, że tak, ale nie wspomniałam nic o zadaniu. Babcia przyszła dopiero koło drugiej.
Byłam już w piżamie i czytałam książkę.
– Późno przyszłaś – powiedziałam do babci wyciągając potrzebne nam materiały: książkę, kasetę i kartkę papieru.
Szukając tych przedmiotów zrzuciłam płytę, której wcześniej słuchałam. Na kasecie z zadaniem był nagrany dialog kobiety i mężczyzny. Mężczyzna mówił po francusku, a kobieta po niemiecku. Co jakiś czas się zmieniali.
Naszym zadaniem było zapisywać zdania tylko po niemiecku z wyszczególnieniem kto je wypowiada.
Dialog był niemiłosiernie długi i straszny, a tym straszniejszy, że odsłuchiwałyśmy go w nocy.
Nagle żmudną naszą robotę przerwał telefon.
Zaczęłam się zastanawiać, czy wolno mi zatrzymać nagranie i odebrać telefon, ale babcia przerwała moje rozmyślania krzycząc:
– Szybko, wyłącz to i odbierz ten telefon, bo nic nie słyszę!
Posłusznie wykonałam polecenie. Dzwoniła ciocia i żaliła się, że rano przyjeżdża do niej telewizja a ona planowała iść na grzyby i wszystkie plany poszły w las niestety nie zabierając jej ze sobą.
– Przykro mi ciociu, ale nic ci na to nie mogę poradzić. Jak chcesz, to odeślij tą telewizję do nas.
– Nie, przyjadę po ciebie zaraz i będziesz na nich czekać, a ja o świcie pójdę na grzyby – po tych słowach ciocia rozłączyła się i nie zdążyłam jej powiadomić, że jeszcze nie skończyłam zadania z niemieckiego. Na szczęście puszczony ponownie dialog zaraz się skończył i babcia westchnęła z ulgą. Podziękowałam jej za pomoc i poinformowałam ją o moim nagłym wyjeździe do cioci. Jadąc do Czostkowa zabrałam ze sobą płytę, której słuchałam wieczorem, bo nie wiedziałam kiedy wrócę do domu, a ostatnio nie mogę się z nią rozstać. Z ogromną ulgą położyłam się do łóżka.
Zapytałam jeszcze cioci czy bierze z sobą psa i czy będzie mnie budzić o świcie.
– Nie, telewizja cię obudzi, a psa raczej wezmę.
Mimo zmęczenia nie mogłam jakoś zasnąć. Nagle poczułam, że zaczęło się rozwidniać i usłyszałam, że ktoś podjechał pod dom cioci.
Pewnie to telewizja. Ciocia na pewno się na nich wydrze, że zakłócają jej spokój i krzyżują jej niedające się zmienić plany, co jest spowodowane prawami lasu. A może zabierze ich ze sobą, a ja będę spać spokojnie, a potem posłucham płyty z kuzynkami. Później przyjadą rodzice i zabierając mnie do domu opowiedzą jak było na imprezie.
Nagle usłyszałam, jak Paulina prowadzi z kimś ożywioną rozmowę. A gdzie ciocia? Ale by był numer jakby ona w końcu zaspała na te swoje grzyby.

Categories
Sny

Nieprzyjemne zdarzenia

Niebezpieczna podróż

Wracałam ze szkoły do domu służbowym samochodem taty, który nie miał prawie siedzeń. Jadąc piliśmy herbatę, każdy w swoim kubku.
Głównie to ja piłam, bo tata był zajęty prowadzeniem wozu. Po niedługim czasie tata niechcący herbatę swą wylał i bardzo się zdenerwował.
Zahamował gwałtownie, a ja przestraszyłam się okropnie i w ogóle tak mi się głupio jechało w tym dziwnym pojeździe i okropny niepokój w nim czułam. Napój był przepyszny i miałam ochotę na jeszcze, więc zła trochę na ojca byłam, że swoją porcję wylał, bo chętnie bym się od niego napiła. Tata posprzątawszy ruszył dalej w drogę.

Jak w książce

Byłam u jakiejś rodziny na wypoczynek. Mieszkała tam starsza pani, pan i młoda dziewczyna i wszyscy mnie rozpieszczali i traktowali jak małego dzieciaczka. Któregoś dnia dostałam nawet od któregoś z nich balonika i pamiętnik w kształcie książki w którym bardzo fajnie mi się pisało.
Niestety nadszedł ten dzień kiedy tata zadzwonił do mnie i kazał przyjechać do domu, więc młoda dziewczyna zaprowadziła mnie na dworzec.
Szłam z książką pod pachą i z balonikiem w ręce, który próbował zabrać mi wiatr, aż w końcu go puściłam i moją przewodniczkę bardzo to wkurzyło. W końcu wsadziła mnie do tego pociągu pożegnawszy się ze mną uprzednio i tym sposobem opuściłam miłą rodzinkę i równie miłą okolicę.

Nie posłuchałam Alanis, bo…

Po wszystkich tych dziwnych przygodach wróciłam do domu bardzo zmęczona i spać mi się chciało okropnie, ale chciałam sobie jeszcze posłuchać Alanis oraz książki na kasecie, którą zaczęłam wcześniej. Nie pamiętałam na jakiej kasecie skończyłam, ale wydawało mi się, że na piątej, więc puściłam szóstą i robiłam porządek w kasetach, bo były strasznie pomieszane. W domu mym była też Alicja i zastanawiałyśmy się w którym pokoju ma się położyć spać, ale po niedługiej dywagacji ustaliłyśmy, że u mnie. W trakcie robienia porządków w kasetach napisała do mnie Kinga, że powinnam słuchać kasety czwartej, więc włączyłam ową taśmę i Ada zaprotestowała, że dalej nie słucham Alanis tylko książki a potem zniknęła. Na początku kasety zaciekawiła mnie pewna historyjka, a po niej, po niedługiej chwili ciszy wkradło się nagranie z jakiejś imprezy, potem była jakaś wiązanka nieznanych piosenek znanych wykonawców. Następnie wyłączyłam na chwilę taśmę i wyjęłam ją z wieży i sprawdziłam, czy ma wyłamane ząbki – nie miała.
Włożyłam kasetę z powrotem, a na niej kolejne nagranie:
Jakaś szatnia, potem jakiś hall, to było jakby w teatrze czy coś takiego. Nagle poczułam, że… jestem w tym holu wśród tych wszystkich ludzi.
Najbliżej mnie stała młoda dziewczyna, która przypominała mi Gabrysię z wycieczki do Strasburga.
-Balet, teatr, czy orkiestra? – zapytała dziewczyna.
Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Nie będę się przecież zdradzać, że jestem tu przypadkiem, bo chcę się czegoś od niej dowiedzieć a tak to może mnie będzie ignorować albo co?
Skoro z tych kaset głównie korzystają niewidomi a ja znalazłam się w tym nagraniu, to musi tu być jakaś osoba niewidoma, więc powiedziałam:
– Wszystko po trochu. Tańczyć lubię, gram na pianinie i na organach, a aktorstwa też kiedyś tknęłam i zaśpiewać też mogę jak mnie ktoś ładnie poprosi
– Aha… – i w tym momencie przerwałam jej, by nie zaczęła dalej pytać.
– Czy jest tu jakaś osoba niewidoma?
– Tak, Lena, 11:50.
Dlaczego 11:50 – zaczęłam się zastanawiać, ale wolałam nie pytać, żeby się nie zdradzić.
Może ona ma po prostu 11 lat, ale 50 to niby co ma być? Po usłyszeniu tej dziwnej odpowiedzi oddaliłam się od dziewczyny i zaczęłam się zastanawiać, co tu dalej robić, ale z kłopotów mych dziwnych wyrwała mnie kaseta, której strona właśnie się skończyła i wróciłam szczęśliwie do swego pokoju. Teraz miałam już na prawdę dość tych wszystkich przygód i chciałam puścić płytę Alanis, ale do pokoju mego przyszła Babcia z tatą i pytali co było w szkole w tym tygodniu, więc im coś tam powiedziałam a na koniec pochwaliłam się mymi nowymi perfumami, które jednak zabrałam ze sobą jednak babcia nie była nimi zbytnio zainteresowana, co trochę mnie zdziwiło, bo zawsze interesowały ją moje perfumy a tata był niezadowolony, że nie powiedziałam mu o nich wcześniej tylko dowiedział się przez przypadek.
-Idziesz się myć, bo ciepła woda się kończy, a jest już późno i chyba nikt nie będzie palił w piecu? – zapytała na koniec babcia.
-Tak, idę, bo jestem okropnie zmęczona (tymi wszystkimi przygodami) – dodałam już w myślach i powlokłam się do łazienki znów nie posłuchawszy Alanis.

Categories
Sny

Nieprzyjemne wydarzenia

Ale ja wcale nie mam urodzin!

Byłam na wycieczce już któryś dzień i przyznam szczerze, że trochę już miałam tej podróży dość. Pod wieczór zatrzymaliśmy się w jakiejś cukierni, żeby zjeść podwieczorek i coś mi się ubzdurało, że mam dziś urodziny, więc zamówiłam dla wszystkich tort naturalnie na swój koszt.
Jednak w międzyczasie zmieniliśmy cukiernie, więc wróciłam się do lady i poinformowałam obsługę, że jednak nie zamawiam tego tortu. W drugiej cukierni również zamówiłam tort, ale wtedy przypomniało mi się, że nie mam dziś żadnych urodzin, ale w tej cukierni ciężko było mi odmówić tortu. W rezultacie kupiłam jakieś małe, tortopodobne ciastko i zjadłszy je pośpiesznie opuściłam cukiernię i wałęsałam się po okolicy.
Nagle podeszła do mnie pani z pierwszej cukierni i zaczęła się dopominać o rachunek.
Dobrze, że moja grupa się już zbierała i kobieta w końcu dała sobie spokój.

Natrętni porywacze

Na jednej z ostatnich matematyk przed końcem roku szkolnego nikt już nie miał maszyny, więc pan opowiedział nam historię której byłam bohaterką i gdy on zaczął opowiadać znalazłam się w niedużym mieszkanku na parterze a moim ojcem był wiecznie zapracowany elektryk i jedyną atrakcją w tym domu był średniej wielkości puszysty kundel o grubym głosie. I może tutejsze życie nie byłoby tak znowu tragiczne, gdyby nie to, że nie mogłam choćby na chwilę opuścić domu, bo zostawałam porywana przez złych koleszków mego ojca, z którym on kiedyś się zadawał. To było strasznie nieprzyjemne zwłaszcza, że oni rozpanoszyli się już na dobre i czasem przychodzili po mnie wprost do naszego mieszkania.
Któregoś dnia powiedziałam ostro tacie, że ja nie mam zamiaru tak dłużej żyć, a on mi na to, że zawsze mogę się przeprowadzić do swojej matki.
-W takim razie tak zrobię, bo nie wytrzymam w takiej sytuacji życiowej ani chwili dłużej! – powiedziałam tacie ze złością, ale nie zdążyłam się przeprowadzić do mej matki i przy okazji jej poznać, bo właśnie skończyła się lekcja matematyki a wraz z nią nieprzyjemna historia.

Jak brzmią na mokro

Byłam u Alicji wraz z mnóstwem innych nieznanych mi ludzi i ktoś wpadł na pomysł, żeby sprawdzić jak będą się odtwarzać winyle jeżeli się je zmoczy.
Ktoś przyniósł miednicę pełną wody, ktoś inny moczył płyty, a ja wsadzałam je do gramofonu jednak one nie chciały się w ogóle odtwarzać tylko tak dziwnie syczały i tyle.
Ktoś nawet powiedział, żeby zamoczyć bardziej, albo nalać trochę wody do sprzętu, ale nikt nie odważył się tego zrobić. Natomiast Ala – właścicielka tych rzeczy stała sobie obok i nawet nie protestowała eksperymentom. Niestety nie wiem, co działo się dalej i na jakie dziwne i absurdalne pomysły wpadali szaleni goście mej przyjaciółki, bo krzyk Lilki wyrwał mnie z tego pokoju pełnego rozeksperymentowanych ludzi. Wszystkie te wydarzenia były bardzo nieprzyjemne i nie mam zamiaru ich więcej wspominać.

Categories
Sny

Porwanie dokonane przy pomocy psa

Jest sobota. Obie z Eweliną mamy biegunkę, ale nie przyznajemy się do tego włodarzom, żeby nie narobili niepotrzebnego hałasu. Nie zważam na dolegliwości żołądkowe i otwieram chipsy. Jem je ze smakiem i myślę o mamie. Miała dziś zawieźć psa na jakieś badania kontrolne czy coś w tym rodzaju.
Może wstąpi tu w drodze powrotnej i pokaże pupila Ewelinie? Dzwonię do niej. Mówi, że chyba zajrzy i żebym była gotowa. Za niecałe dziesięć minut puszcza mi sygnałka, więc schodzę na parking, ale na razie nie wołam przyjaciółki, bo nie wiem w jakim stanie jest pies. Mama zaprasza mnie do samochodu.
– Przejedziesz się ze mną po moje wyniki badań? – pyta rodzicielka.
– Jasne – odpowiadam i wsiadam do auta z paczką chipsów. Pies jest trochę ospały, ale mama zapewnia, że wszystko z nim w porządku. Głaszczę czarną, błyszczącą sierść i pytam mamę, czy jak odbierzemy te jej wyniki to pokażemy psa Ewelinie.
– Raczej tak – odpowiada ona i ruszamy w drogę.
Piszę do Eweliny, że chwilowo jestem z mamą i żeby się nie martwiła. Jadąc tak zauważam, że samochód jest jakiś podejrzanie duży, inny niż nasz i kieruje nim nie mama, ale jakiś kierowca po pięćdziesiątce. Kurwa, o co chodzi – myślę i wyciągam chipsy zza pazuchy. Częstuję nimi psa i chcę je schować, ale wtedy pupil się denerwuje i nachalnie domaga się chrupek.
– Kuźwa, chipsy są moje. Daj spokój sierściuchu! – mówię ostro i rzucam chipsy na przednie siedzenie.
Wtedy wreszcie pies daje za wygraną i z rezygnacją opada na tylne siedzenie obok mnie. Mama tymczasem wysiada z samochodu i idzie po wyniki.
Wraca szybko i ruszamy w drogę powrotną, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Po chwili samochód zatrzymuje się ponownie. Mężczyzna i moja mama, gwałtownie opuszczają pojazd.
Wypadają też z samochodu moje chipsy.
– Złapcie je – mówię. Muszą jeszcze zostać dla Eweliny.
– A idź z chipsami. Jak się wszystko skończy to będziecie miały słodyczy po dziurki w nosie – mówi kierowca auta niskim głosem. Pies nadal leży spokojnie, chyba nawet zasnął.
Podchodzą do nas kobieta i mężczyzna. On prosi o dokumenty a ona je sprawdza. Mama podaje im moją legitkę. Kobieta ma na rękach małego, obficie owłosionego pieska – pekińczyka albo shiht-su, który przygląda się mojemu zdjęciu, obwąchuje dokument.
– Ty jesteś inna niż na tym zdjęciu – mówi kobieta i przyciska do siebie puchate zwierzątko, które wierci się i wyrywa.
– Może jest stare – mówię cicho a myślę: Dziwne, przecież mama zawsze dbała oto, by zdjęcia na mych dokumentach były aktualne i schludne. Kierowca i mężczyzna rozmawiają o czymś ze sobą a kobieta odchodzi w stronę ich samochodu z uspokojonym już nieco pieskiem.
Pewnie maleństwo chciało się przywitać z naszym Frodem.
Zaczynam się coraz bardziej bać.
Piszę do Eweliny, że jest źle, bo prawdopodobnie zostałam porwana i nie wiadomo kiedy i czy w ogóle się jeszcze zobaczymy.

Categories
Sny

Pod kontrolą

Wracałam z kuzynką z zagranicznych wakacji.
Będąc w samolocie zaczęłam odczuwać dziwny niepokój, ale go zignorowałam. Na lotnisku, już w Polsce, odebrała nas jakaś kobieta w średnim wieku i zaprowadziła do jakiegoś przytulnego gabinetu. Tam kazała nam czekać na opiekuna.
Wolno nam było skorzystać z telefonu stacjonarnego, więc zadzwoniłam do mamy, by ją poinformować, że czekamy już na lotnisku. Ona przyjęła ten fakt spokojnie a potem zaczęła się rozwodzić, że ciocia ma pełne ręce roboty, bo przyjechał Igor dając mi tym do zrozumienia, że najlepiej by było, gdyby Dorotka została jeden dzień u nas. Wiedziała, że potrzebuję samotności po podróżach, zwłaszcza zagranicznych, ale najwyraźniej chciała ulżyć cioci. Już miałam zareagować jakoś na jej potok słów, kiedy nagle coś nas rozłączyło. Zadzwoniłam więc ponownie, ale po drugiej stronie usłyszałam obcy głos.
– Halo? Halo? – mówiłam, by jeszcze raz go usłyszeć i upewnić się, że to nie mama, ale ta kobieta wiedziała, że wtedy nie będę chciała kontynuować rozmowy, więc milczała. Po kilku próbach wydobycia z niej głosu to ja się rozłączyłam i zaczęłam się okropnie bać.
Siedziałam w gabinecie jak na szpilkach mając nadzieję, że to był tylko przypadek.
Wreszcie przyjechał po nas tata i przywitał się zimno. Nic mu nie powiedziałam o zajściu z telefonem. Kuzynka także milczała w czasie drogi do domu.
Przez ten paniczny lęk spowodowany dziwną rozmową telefoniczną prawie całkiem zapomniałam, że w ogóle gdzieś byłam. Dorotka na szczęście znalazła się u cioci, ponieważ rodzicom wynikły jakieś ważne sprawy a babci obarczać nie chcieli.
Kiedy oni pojechali to załatwiać, pobieżnie się rozpakowałam i zeszłam do babcinego mieszkania.
Okazało się, że trzymała w nim Lusię co mnie trochę zaskoczyło.
Poprosiłam babcię, by zrobiła mi z nią zdjęcie. Mam na komputerze kilka fotografii z tym psem, ale tata mówił, że niektóre są nieostre, więc nic się nie stanie, jak mój album powiększę.
Dałam babci telefon, ale zdjęcie za nic nie chciało się zrobić i znowu poczułam ów dziwny niepokój.
Wtedy zdecydowałam, że powiem babci o moich obawach.
– Babciu, babciu.
– Co kochanie?
– Babciu, bo…
– Co się stało?
– Bo ja myślę, że ktoś mnie kontroluje i śledzi – wydusiłam wreszcie.
– Oh, co ty mówisz… – babcia nie dokończyła zdania, bo w drzwiach stanęli rodzice.
Zostawiłam więc babcię i poszłam z nimi na górę. W swoim pokoju będąc, włączyłam komputer i weszłam na maila a potem na facebooka, ale komputer mulił mi jakoś dziwnie, zwłaszcza przy tym drugim. Mój niepokój narastał. Nie wiedziałam co robić. Do taty zadzwonił telefon i ojciec go odebrał. – A jeśli rozmowy telefoniczne mojej rodziny też są podsłuchiwane? Od jak dawna jestem śledzona? Czy to za granicą ktoś się mną zainteresował? A jeśli tak to dlaczego? Te wszystkie pytania krążyły mi w głowie jak szalone.
Zeszłam znów do babci pod pretekstem zabawy z Lusią i powiedziałam jej wyraźnie, że ktoś mnie śledzi, a uważam tak, ponieważ moje rozmowy telefoniczne są kontrolowane i w ogóle jest jakoś inaczej. Rodzice jacyś podenerwowani, ciocia niemożliwie zajęta a kuzynka ze mną za granicą mimo, że powinna siedzieć w Kielcach.
Może już przed tym wyjazdem coś niedobrego dziać się zaczęło. – Babcia wzięła głęboki oddech, zapewne, by się w tej osobliwej sprawie wypowiedzieć, ale wtedy właśnie zadzwonił dzwonek do drzwi i babcia poczłapała w ich kierunku. Nie czekałam na jej powrót, tylko udałam się znów na górę przy okazji zdając sobie sprawę, że u babci nie ma już psa. A może to wcale nie była Lusia? Będąc już na schodach usłyszałam dzwonek własnej komórki, której za pierwszym pobytem u babci zapomniałam z sobą zabrać.
Wróciłam się po nią szybko, ale nie odebrałam, gdyż bałam się, że znów usłyszę głos tej kobiety, albo jakiegoś innego wrogiego mi człowieka.
Gnałam szybko na górę, ponieważ nie chciałam spotkać tego człowieka, którego wpuści babcia. W pokoju chciałam znów wejść na fb, ale były jakieś problemy z serwerem. A może to tylko ja je miałam?

Categories
Sny

Plaża trupów

Ciocia Zdzisława była przeszczęśliwa, bo jej pomysł ze sztucznym kąpieliskiem okazał się bardzo udany. Nie tylko miejscowi przychodzili się kąpać, ale wieść o sztucznym morzu rozeszła się po calutkiej Polsce. Dzieciaki bawiły się na sztucznej plaży i kąpały się w chłodnej wodzie. Dorośli opalali się i byli szczęśliwi, że nie muszą jechać szmat drogi, by ich dzieci miały prawdziwą, wakacyjną frajdę.
Przez parę tygodni wszystko było dobrze. Jednak któregoś dnia jakieś dziecko kopiąc dołek na swoje skarby znalazło w piasku zwłoki człowieka. Wszyscy się przerazili, ale na szczęście wieść o tym zajściu nie rozchodziła się tak szybko i kąpielisko nadal było odwiedzane. Mnie również sztuczna plaża bardzo się spodobała. Mama znalazła dla mnie bardzo ładny, dziwny kamień do mojej kolekcji.
Kiedy zostałam na parę dni u cioci wybrałam się którejś nocy na kąpielisko, by zobaczyć co się tam właściwie dzieje. Noc była wtedy przyjemnie chłodna, świerszcze cykały i prawie w ogóle się nie bałam. Na kąpielisku zastałam ekipę, która nagrywała jakiś program przyrodniczy. Były tam trzy lwy, a jeden rozszarpywał właśnie jednego z ekipy, a Krystyna Czubówna spokojnie to relacjonowała. W oddali słychać było krzyk mewy i jeszcze jakiegoś drapieżnego ptaka. Przeraziłam się bardzo i zwiałam stamtąd. W domu szukałam cioci, by poinformować ją co dzieje się na jej wspaniałym kąpielisku, ale nigdzie jej nie było.
Następnego dnia poszłam tam z ciocią, ale zamiast lwów zastałyśmy tam ogromną ilość kotów różnego wieku i wielkości, które miałczały głodne i zagubione. Pewno je ktoś wyrzucił w nocy, bo ich miał za dużo w domu.
– No i co straszysz. – mówiła ciocia. – Coś ci się przyśniło tej nocy. A co ja zrobię z tymi wszystkimi kotami? Do schroniska mi ich nie przyjmą. Chyba zamiast kąpieliska muszę tu otworzyć przytułek dla zwierząt. Ciocia poprosiła paru mężczyzn, by sklecili jakąś budkę dla tych kotów i kupiła im karmę. Zwłok mężczyzny z ekipy nigdzie nie znaleziono. Widocznie je stąd usunięto.
Przez jakiś czas znowu nic się nie działo. Ciocia powoli rozdawała koty, a z tymi co zostały dzieci bawiły się chętnie i dokarmiały je. W jakiś czas później znowu znaleziono jakiegoś trupa, dlatego ciocia zatrudniła dwóch ochroniarzy, którzy w nocy mieli pilnować kąpieliska. Przez pierwszych parę nocy nic się nie wydarzyło, ale w pewną piątkową noc jeden z ochroniarzy zbudził ciocię i powiedział, że jego towarzysz został zagryziony przez groźne psiska, które ktoś wypuścił na kąpielisko.
– To jak pilnowaliście!
Przecież ktoś musiał jakoś te psy przywieźć! Nie słyszeliście samochodu? O świcie ciocia zjawiła się na kąpielisku. Na jednym z kamieni siedziała mała dziewczynka i moczyła nóżki w chłodnej wodzie. Obok niej leżały psiska mrużąc oczy. Nie miały wobec nikogo złych zamiarów.
– Co to są za psy? – zapytała ciocia.
– To są hamstafy – powiedziała dziewczynka.
– Co mamy zrobić, żebyś się z nimi wyniosła i żeby nic złego nie działo się już na naszym kąpielisku?
– Musicie pojechać jutro do naszej nowo otwartej galerii i kupić coś fajnego dla siebie.
– Dobrze – zgodziła się ciocia. W takim razie jutro pojedziesz z nami do tej galerii, żebyś widziała jak robimy zakupy. – Dziewczynka zgodziła się chętnie i pogłaskała jednego z psów. Ciocia zajrzała do budki z kotami, ale na szczęście żyły. Leżały wszystkie razem poskulane w kłębek i drżały ze strachu. Ciocia wsypała im karmy, ale wiedziała, że na pewno się nie ruszą.
Następnego dnia pojechaliśmy do tej galerii. Był tam saturn, więc poszłam do niego z Asią i usiłowałam wybrać dla siebie jakąś płytę. Asia wybrała od razu. Ja też w końcu coś wzięłam i opuściłyśmy sklep. Po drodze zatrzymała nas jakaś pani w średnim wieku i dodała nam jeszcze jedną płytę.
– To jest gratis dla was! Dlaczego nie wzięłyście go przy wyjściu?
Byłam zła, że Asia go nie zauważyła, bo wtedy może można by było coś wybrać, a tak to już po ptakach. Byłam bardzo ciekawa, co to za płyta. Paulina kupiła sobie ładny sweter, ciocia biustonosz, mama buty i torebkę. Dziewczynka zażyczyła sobie, żeby jej też coś kupić, ale na szczęście nie wybrała nic drogiego tylko lalkę.
Mimo tych zakupów ciocia i tak zlikwidowała kąpielisko ku rozczarowaniu wszystkich dzieciaków i niektórych rodziców. Nie chciała, by komuś się coś stało, ani żadnych innych kłopotów.

Categories
Sny

Zawiodłam

Oto jeden ze snów dotyczących stresu związanego z chodzeniem na praktyki

Zawiodłam

– Karola, za miesiąc przeprowadzamy się do Kielc – oznajmił tata.
– Dobrze, możemy się przeprowadzić, pod warunkiem, że w nowym mieszkaniu, będziemy mieć małego pieska, najlepiej pekińczyka.
– W porządku, umowa stoi. – W miesiąc później zawitaliśmy do małego, dwupokojowego mieszkanka w centrum Kielc. Jeździłam na praktyki do studia.
Zwykle autobusem, ale tym razem pan Wojtek po mnie przyjechał. A cóż to za okazja – myślę sobie i zastanawiam się, co też będziemy robić w studiu. Na miejscu czekała mnie miła niespodzianka.
– Słyszałem, że chcesz powiększyć liczbę współlokatorów w waszym nowym mieszkanku.
– A i owszem. – Pan Wojciech podsuwa mi koszyk z jakimś puchatym zwierzątkiem.
Wyciągam z niego małego pieska.
– Moja żona go dostała, ale dwójka małych dzieci plus skundlony golden w zupełności mi wystarczy.
Włożyłam szczeniaka do koszyka i już mieliśmy zabrać się do jakiejś pracy, gdy ktoś zapukał do drzwi.
– Czy jest tu może Karolina? – zapytał mężczyzna o niskim, donośnym głosisku.
– Tak, to ja.
– Zapraszam panią na basen – powiedział mężczyzna i wyszłam z nim ze studia. Było mi okropnie przykro, że opuszczam pomieszczenie, ale miałam nadzieję, że niespodziewana lekcja basenu potrwa krótko.
Niestety tak nie było i w dodatku w basenie było nieprzyjemnie zimno, ciasno i nudno. W końcu do pomieszczenia z basenem przyszła jakaś młoda dziewczyna o pięknym, zachrypniętym głosie i zapytała kiedy wracam na praktyki.
Tubalny głos zaniepokoił się utratą mnie i zaczął opowiadać o rekordach w nurkowaniu.
– Eee, ja dłużej wytrzymuję pod wodą – powiedziałam.
Uradowany „bas” zaprowadził mnie na specjalne miejsce do nurkowania i już miałam włożyć głowę pod wodę, gdy uświadomiłam sobie, że nie mam na sobie czepka.
– Niestety nie pokażę panu jak świetnie nurkuję, ponieważ nie posiadam czepka a nie chcę potem suszyć włosów, bo chcę jak najszybciej wrócić na praktyki. – Po tych słowach wyszłam z basenu. Dziewczyna o ochrypłym głosie zabrała mnie do studia. Tam, czekał na mnie pan Wojtek. Był zgryźliwy i widać było po nim, że wkurzył go mój pobyt na basenie.
Starałam się jak mogłam, by nadrobić straty. Z wielką zajadłością zgrywałam winyle, nic się nie odzywając i nawet zostałam dłużej w studiu.
Późnym wieczorem przyjechała po pana Wojciecha cała jego rodzina.
Wtedy przypomniałam sobie o szczeniaku i chciałam się z nim pożegnać jednak zamiast niego pan Wojtek położył mi na kolanach brzydkiego psiaka o rzadkiej, szczecinowatej, rozwichrzonej na wszystkie strony sierści.
– I nie ma innego? – zapytałam żony pana Wojtka, która akurat obok mnie przechodziła.
– Już nie – odpowiedziała ona. Widocznie pan Wojtek w pośpiechu pozbył się szczeniaka w czasie mej nieobecności, bo wściekł się na mój postępek.
Teraz było mi jeszcze bardziej przykro. I jak tu teraz chodzić na praktyki? Jak nadrobić ten dzień? Jak odzyskać zaufanie pana Wojciecha? Jak…

Categories
Sny

Ruski ogród na pocieszenie

Wika jak zwykle przyjechała wcześniej. Ja byłam jeszcze w drodze, kiedy do mnie zadzwoniła.
– W naszym pokoju nadal jest syf. Nie radzę się w nim kwaterować.
– Więc co?
– Chyba izolatka, a jak nie, to niech włodarze myślą.
Zmartwiona tym obrotem sprawy z niecierpliwością oczekiwałam końca podróży. Zajechawszy na miejsce od razu wzięłam klucz do izolatki i wstępnie się rozpakowałam. Na jednej z przerw podjęłam temat pokoju.
– Wracaj Wika do izolatki, skoro 304 nie jest w porządku.
– Nie, nie mogę.
– Ale dlaczego?
– Nie mogę – upierała się Wiktoria, ale nie chciała powiedzieć nic więcej. Mijały dni, a koleżanka nadal była nieustępliwa. Zaczęła mnie nawet unikać i przepisała się do drugiej grupy.
Pewnego wieczora przyszła do mnie Alicja z jej koleżanką Kamilą.
– Szukałam cię wszędzie. Co ty tu jeszcze robisz?
– Mieszkam – odburknęłam przyjaciółce.
– My mamy zamiar zamówić sobie kapuśniak, bo ani obiad, ani kolacja nie była dobra – mówiła Kamila.
Podeszłam do Ali i szepnęłam jej na ucho:
– Wyślij Kamę po ten kapuśniak, bo ja muszę z tobą poważnie porozmawiać. – Przyjaciółka uczyniła jak prosiłam i już po chwili siedziałyśmy same w pokoju.
– Alicjo, jest problem. Wika nie chce ze mną mieszkać. Podobno w 304 są złe warunki, więc znów dostałyśmy izolatkę, ale ona nie chce w niej mieszkać. Poszłabym zobaczyć, co tam się dzieje, ale boję się, że wtedy włodarze każą mi tam zamieszkać, a może tam już śpi Kaśka i będę na nią skazana.
– W takim razie zostań tutaj.
– Wika mnie unika. Przepisała się nawet do innej grupy. Źle mi z tym!
– Nie możesz ryzykować. Skoro masz taką szansę to śpij tutaj. Wieczorami i tak słuchasz audycji, rano się uczysz, a jak ci będzie bardzo źle to zawsze możesz do mnie przyjść.
– Niby tak, ale może Wiktoria ma jakieś kłopoty, a ja nic z tym nie robię.
– Dobrze. W takim razie ja jutro tam zajrzę. Na razie idę zjeść ten kapuśniak, bo się Kamila obrazi. Tymczasem zajmij się czymś. Będzie dobrze, zobaczysz!
Następnego dnia, zaraz po lekcjach dzwoniłam do przyjaciółki, ale nie mogłam się dodzwonić.
Wreszcie pod wieczór zjawiła się.
– Ubieraj się, wychodzimy – zarządziła.
– A co z Wiką i z naszym pokojem?
– Nie trać czasu! Gdzie masz buty? Kurtki nie musisz ubierać. – Zła na przyjaciółkę, że ta tak mną rządzi i jeszcze nie chce nic powiedzieć poszłam po buty i ubrałam je pośpiesznie w nadziei, że wtedy się czegoś dowiem. Niestety moje nadzieje były płonne. Przyjaciółka wyprowadziła mnie z pokoju, zamknęła drzwi i wręczyła mi klucz, poczym poprowadziła do drzwi wyjściowych.
– Nie martw się. Jesteś już wypisana. – W szkolnym ogrodzie przejęła mnie ciocia Zdzisia. Czekała tam również mama i Dorotka. Bez słowa ciocia ujęła mnie za rękę i wyprowadziła poza ogród.
Pogoda rzeczywiście była niebrzydka, ale to przecież nie był powód, by tak na biega wychodzić na spacer. Po jakichś dziesięciu minutach zatrzymałyśmy się na chwilę. Ciocia szepnęła coś do kogoś i wpuszczono nas za bramę jakiejś posesji. Był to piękny ogród z dużym stawem w jego końcu. Po stawie pływały mewy, rybitwy i kaczki, a także jedna gęś.
Zrobiło mi się błogo i przyjemnie. Usiadłyśmy na ławce. Mama wyjęła z zanadrza jakąś bułkę i zaczęłyśmy karmić ptaki.
Nikt nic nie mówił, a czas jakby się zatrzymał.
Siedziałyśmy tam aż bułka się skończyła. Ptaki domagały się jeszcze, ale ciocia już zarządziła powrót. Tym razem to mama wzięła mnie pod rękę, a ciocia z Doris wyszły na prowadzenie.
– To jest ruski ogród – powiedziała ciocia poważnie. Nie wiedziałam, co mam z tą informacją zrobić, ale skoro ciocia tak powiedziała, to pewnie tak jest. Nagle poczułam nieodpartą chęć zboczenia w jedną ze ścieżek.
– To nie jest twoja ścieżka, ale skoro tam chcesz iść, to może kiedyś będzie twoja – odezwała się ciocia.
– A czyja teraz jest? – zapytałam, rozczarowana, że nie mogę teraz tam pójść.
– Jak tu kiedyś wrócisz, to sprawdzisz.
– A kiedy wrócę? – zapytałam z przestrachem.
– Jak ktoś zechce tu z tobą przyjść.
– To dlaczego przyszłyśmy taką grupą?
Mogłam najpierw przyjść z tobą, potem z mamą, a potem z Doris, a tak to okazja się zmarnowała.
– A może my wszystkie chciałyśmy tu z tobą przyjść? Nie zawsze jest tak, jak się chce.
– Myślę, że uda mi się namówić Piotra. Masz jakąś mapę do tego miejsca? – zapytałam ciocię.
– Daj mu mój numer telefonu.
– Dlaczego tak? Przecież jak będę tu chodzić codziennie, to będziemy cię nękać telefonami.
– Wątpię, że będziesz miała z kim przychodzić – powiedziała ciocia nieco opryskliwie i opuściłyśmy ogród.
Prawie już zapomniałam o Wiktorii i jej dziwnym zachowaniu.
Cały czas obmyślałam kiedy i z kim uda mi się wybrać do ruskiego ogrodu zapomnienia. Alicji też nie widywałam.
Ciekawe co by było, gdyby tak namówić jakiegoś włodarza i zabrać ze sobą Alę, a może i Wiktorię? Nurtowało mnie również czyja jest ścieżka do której tak mnie ciągnęło.
Muszę poszukać tej Alki i opowiedzieć jej wszystko, bo normalnie mnie rozsadzi.

EltenLink