Categories
Sny

Ciężkie życie biednego człowieka

Była niedziela.
Siedziałam z rodzicami w kuchni, a za oknem hulał wiatr i sypał śnieg, który z resztą wsypywał się nam do domu. Mama biadoliła, że mamy w domu coraz mniej pożywienia i nie długo nie będziemy mieli co jeść. Tata natomiast ciężko wzdychał i mówił zbolałym głosem, że życie jest ciężkie. Następnie mama odezwała się do mnie w te słowa:
– Dzisiaj ostatni raz robię na obiad duszone ziemniaki i zjesz je ostatni raz w swoim życiu. Dzisiaj pojedziemy do szkoły wcześniej, bo nie masz co siedzieć w tym biednym domu, a obiad zjesz w samochodzie.
Trochę mnie to zirytowało, bo wolałabym zjeść w biednej, bo biednej, ale kuchni, a nie w samochodzie, żeby mi się potem zrobiło niedobrze.
Nie chciałam jednak drażnić smutnych już i tak rodziców, więc nie odezwawszy się ani słowem bez spakowania ubrałam się i wsiadłam do samochodu.
Kiedy zjadłam już pyszny obiad, którego z resztą było bardzo mało zaproponowałam rodzicom, żeby włączyli radio Pieróg, którego ostatnio słuchałam i puszczali tam piosenki Lady Gagi. Tata ustawił stację i po chwili okazało się, że radio to jest adresowane w szczególności do biednych, czyli takich jak my, ponieważ mówiono tam o miejscach, w których można za darmo dostać dobrą żywność a nawet nocleg.
Podczas tej podróży zastanawiałam się, czy po tak skromnym objedzie jaki przyszło mi dziś zjeść nie będę w nocy głodna i nie obudzę się z głodu. Nie należy się nad tym zastanawiać – pomyślałam po chwili i spróbowałam się odprężyć słuchając muzyki.

Wakacje w Czostkowie, gdzie zdaniem mamy jest trochę lepiej, ale moim zdaniem nie koniecznie

Na wakacje miała przyjechać do nas Dorotka, ale że do czasu owych wakacji zbiednieliśmy jeszcze bardziej mama postanowiła, że pojedziemy obie do cioci Oli i tam spędzimy wakacje. Co prawda u cioci też nie jest zbyt bogato, ale tam będę mogła przynajmniej pouczyć się matmy, a tutaj będę tylko biedować i nic więcej. Tak twierdziła mama.
Natomiast ja twierdziłam inaczej.
Wolę wakacje spędzić u siebie, ewentualnie pojechać do cioci na parę dni.
Kiedyś lubiłam spędzać u niej czas, ale kiedy Paulina zaczęła pracować, a Asia studiować, to w domu tym zrobiło się ponuro i nerwowo.
Teraz kiedy oni również są biedni, napewno będą się denerwować jeszcze bardziej, a będąc u nich w ogóle nie wypocznę przez te wakacje. A co do matmy, to też chcę trochę od niej odpocząć przez 2 miesiące i nie myśleć o niej.
Może u nas jest biedniej niż u nich, ale jest o wiele spokojniej, bo jest nas mniej i mama jest mniej nerwowa od cioci. U cioci jak się spodziewałam było nerwowo i nudno.
Jedyne, co mi się tam podobało, to przepiękny ogród z silnie pachnącymi kwiatami, który był w tym roku wyjątkowo ładny i zupełnie inny niż zwykle. Czy ciocia go przygotowywała na jakiś konkurs czy co? Przyznam szczerze, że bardzo mnie to ciekawi i chyba w najbliższym czasie zapytam o to ciocię.

Categories
Sny

Nie ładnie

– Zakładam własne studio w pokoju i z tej okazji przyjdź na jego otwarcie – napisał Marcel na facebook'u, więc przyszłam, bo byłam ciekawa, co też mój kolega wymyślił. Zabrałam ze sobą Alicję, bo chciała zobaczyć osprzętowanie tegoż studia. Gdy tam przyszłyśmy nic jeszcze nie było gotowe, a Marcel czekał na pana Patryka, który miał mu pomóc z całą tą instalacją.
Czekaliśmy na niego z niecierpliwością, aż wreszcie przyszedł.
Były jakieś problemy z gniazdkami i pan Patryk coś tam przy nich majstrował, aż w końcu było wielkie zwarcie, więc siedzieliśmy na jednym z łóżek cicho jak trusie, mając nadzieję, że szkoła nie pójdzie z dymem. Na szczęście nie poszła i po kilku godzinach studio było wreszcie gotowe a pan Patryk usatysfakcjonowany z efektów swojej pracy.
– Teraz możemy zacząć świętowanie! – krzyknął Marcel i zaczął rozkładać na stole jedzenie.
Uczęstował Alicję wspaniałą, puszystą szarlotką a mnie nie dał nawet marnego ciastka.
Przez dłuższą chwilę siedziałam skonsternowana obok przyjaciółki zajadającej się ciastem a po chwili delikatnie dałam do zrozumienia, że sama też bym coś zjadła.
Wtedy Marcel poczęstował mnie jakimś zwykłym ciastkiem a ja miałam ochotę na kawałek szarlotki.
Byłam na niego wściekła.
Połknęłam szybko to ciastko i opuściłam pokój-studio. W drodze do swojej sypialni natknęłam się na Krystiana. On już dawno opuścił mury tej szkoły, dlatego tym dziwniejsze było dla mnie, że go tu spotykam. No, ale każdy ma przecież prawo odwiedzić stare śmieci. Starszy kolega właśnie rozmawiał z kimś przez telefon i jak zwykle się nadymał. Nie lubię tego człowieka i nie przyjęłam jego zaproszenia na fb, ale stanęłam chwilę i słuchałam tego brzydkiego głosiska. W końcu znudziło mi się słuchać jego puszenia i poszłam do pokoju. Po chwili przyszła do mnie Alicja i pytała, dlaczego tak nagle opuściłam imprezę.
– Bo zostałam źle potraktowana – ucięłam sucho. Ciesz się, że ciebie odpowiednio ugościł.
Włączyłam komputer i weszłam na fb. Zauważyłam, że mam Krystiana w znajomych. Jak to się mogło stać? Przecież go nie dodawałam. Kurczę, co jest. Marcel napisał do mnie: Czemu poszłaś?
Zobaczyłam, że Oriol jest dostępny i na chwilę przestałam myśleć o pokoju-studio, niefortunnej związanej z nim imprezie i dziwnej obecności Krystiana.
Napisałam całą epopeję żali do Marcela, ale zrobiłam to po angielsku. Nie, no, co ja zrobiłam.
Przecież nie będę pisać do Oriola o moim wkurwiającym koledze z klasy. Napisałam wiadomość po polsku, ale już nie tak długą i wysłałam Marcelowi. W tym czasie Wika i Antonina rozmawiały ze sobą o tym, co zrobić ze swoim życiem. Wika zauważyła, że wartałoby mieć chłopaka.
– Najlepiej takiego z zagranicy – dodała Antosia.
– Nie, dlaczego z zagranicy. Oni mają inną mentalność.
– No właśnie tak jest lepiej – upierała się Tośka. – Też jej się zachciało znajomych z zagranicy. Nie szkoda dopiero. Oj, chyba muszę się czymś rozerwać, bo wszystko mnie już wkurza – pomyślałam, ale nadal nic z tym nie zrobiłam.
Zaczęłam myśleć o Krystianie. Co on tu właściwie robi? Marcel nie odpisywał.
Może nareszcie zrozumiał, że to nie było ładne co zrobił i że zasługuje na mój gniew.

Categories
Sny

Przestrzegaj diety realizatorze

Ten sen zaliczyłabym do kategorii: głupie, dziwne, niedorzeczne.

Przestrzegaj diety realizatorze

Był ciężki, męczący piątek. Pan Patryk kazał nam zrobić miks oraz mastering pewnego utworu Pentatonix.
Jakoś go skleciłam, ale nie byłam wcale zadowolona ze swojej pracy.
Nauczyciel miał sprawdzić nasze prace pod koniec lekcji, ale wtedy ktoś do niego przyszedł i zagadał go na dobre.
Może i dobrze? Nie będziemy musieli słuchać tej mojej porażki. Po kolacji wpadła do nas pani Lidia i opowiadała o swoim psie. Nagle spojrzała na moją szafkę, gdzie leżały mleka w kartonikach, wzięła jedno z nich i oskarżycielsko podniosła je do góry z pytaniem:
– Co to jest?
– Mleko w kartonie – odpowiedziałam spokojnie.
– Kiedy zwykle je pijasz? – zapytała rzeczowo wychowawczyni.
– Gdzieś około ósmej, dziewiątej, albo już przed samym snem.
– Takie mleko dobranocka? A wiesz, że realizatorom nie wolno się wyciszać w ten sposób? To jest dobre dla dzieci.
– Ale ja lubię mleko. I nikt oprócz pani mi tego nie wytyka.
– Może twój organizm potrzebuje mleka. Nie wszyscy dorastają w tym samym czasie, ale nie dziw się potem, że mastering ci nie wychodzi.
– Jeszcze pan Patryk go nie sprawdził. Cóż pani taka pesymistka – zdenerwowałam się już na dobre i schowałam mleko do szafki, by nie kolało ją w oczy.
– Bajki o ptakach też nie służą dobrym Miksom – zamruczała wychowawczyni.
– A co służy?
– Mój pies.
– Ja też mam czarnego psa o krótkiej sierści i myślę, że się nadaje.
– Też mam taką nadzieję – odpowiedziała smutno pani Lidka i wyszła z pokoju. – Ja chyba wykasuje ten mastering – pomyślałam, ale wyjęłam mleko z szafki i wypiłam je. W domu będąc słuchałam jeszcze moich wypocin i bawiłam się z moim psem, a popołudniu pojechałam z tatą do babci i dziadka. Zjechała się cała rodzinka. Babcia miała swój stary czarno-biały telewizor, jak za dawnych czasów i zrobiła tę swoją za słodką herbatę.
Wybiła godzina siódma. Na jedynce wyświetlili dobranockę i nikt jej nie przełączył.
Leciała bajka o ptakach, a dokładnie o kurczętach. Dorotka opisała mi dokładnie wszystkie pisklaki.
Potem była bajka o kwiatach, a dokładniej o frezjach.

Wreszcie pan Patryk wziął się za sprawdzanie naszych prac.
– Twój miks jest taki upchany. Co ty robisz w wolnym czasie?
– Piję mleko i oglądam bajki o pisklętach.
– Jeśli już dzieciństwo ci w głowie, to przynajmniej przebywaj ze zwierzętami i słuchaj kołysanek – powiedział pan Patryk.
– Kto jeszcze oglądał bajki o ptakach i pił mleko? Przyznawać mi się tu zaraz.
– Ja żyję z ptakami za pan brat – powiedział Marcin.
– Ja mleko dodaję do kawy – mówiła Wika.
– Do kawy jeszcze ujdzie. Młodzieży droga! Realizator dźwięku nie wszystko jeść może i nie wszystko robić może.. Pamiętajcie o tym kochani moi. A teraz wybierzemy najlepszy miks spośród prac waszych.

Categories
Sny

Moda na zapominanie

Dzisiejszy sen jest z serii: przemyślenia dziwne, nie wiadomo skąd wzięte (realizacyjne).

Moda na zapominanie

Kiedyś podstaw akustyki oraz percepcji i oceny dźwięku uczył nas pan Fryderyk, ale któregoś dnia zastąpiło go dwóch bliźniaków a Pan Patryk zabronił wspomnieć choćby słowem o dawnym nauczycielu. W naszej szkole zaszła jeszcze jedna bardzo znacząca zmiana: pojawiło się jeszcze jedno studio nagrań i w tym właśnie pomieszczeniu uczyli nas owi nowi bliźniacy.
Któregoś dnia jeden z nich miał nam puszczać piosenki i podbijać, albo obcinać częstotliwości, tak jak to wcześniej robił pan Fryderyk. Nie miał on jednak swoich utworów tylko kilka stacji radiowych z dobrą muzyką.
Bardzo mnie to rozczarowało. Pan Fryderyk miał swoje utwory, a nie jakieś tam radio.
Nagle na jednej ze stacji usłyszałam piosenkę z płyty, nad którą pracuje pan Fryderyk i która nie miała jeszcze swojej premiery. Już miałam krzyknąć, że przecież to piosenka zespołu pana Fryderyka i że co ona tu w ogóle robi i takie tam, ale na szczęście w porę ugryzłam się w język, choć nie ukrywam, przyszło mi to z niemałym trudem. Nie chciałabym, żeby ta płyta poniewierała się po świecie jeszcze przed premierą. Innym razem mieliśmy lekcje z drugim bliźniakiem.
Wcześniej ów nauczyciel poprosił nas, byśmy przynieśli ze sobą jakąś fajną, oryginalną płytę.
Wzięłam więc album Roxette i dałam gościowi.
Nauczyciel puścił ją i coś tam o niej opowiadał.
Kiedy leciał jeden z moich ulubionych utworów pod koniec płyty zadzwonił dzwonek na przerwę. Nie upomniałam się jednak o płytę, skoro mu tak na niej zależało. Przyjdę po nią później – pomyślałam i udałam się na następną lekcję.
Jednak zaraz po niej zaczęłam się o płytę martwić i mimo krótkiej przerwy, a po niej montażu z panem Grosikiem udałam się po album do nowego studia bliźniaków. W studiu grała już inna muzyka, a pan bliźniak był czymś pochłonięty przy jednym ze stanowisk. Bezceremonialnie przerwałam mu zapytaniem, gdzie jest moja płyta. Nauczyciel szukał jej przez całą przerwę i już zaczęłam się martwić, że w ogóle jej nie znajdzie.
– Podobno w studiu nic nie ginie, ale to chyba dotyczy tylko tego starego pomieszczenia – mruczałam pod nosem i chyba nauczyciel tego nie słyszał pochłonięty szukaniem w drugim końcu sali, bo nie skomentował mojej uwagi.
Podejrzewałam, że nauczyciel liczył na to, że zapomnę o płycie, albo mi na niej nie zależy, bo inaczej
zostawiłby ją na wierzchu wiedząc, że po nią wrócę.
Kiedy pan bliźniak odnalazł wreszcie moją płytę było już 10 minut po dzwonku na lekcję.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że pan Grosik może się wkurzyć, ale co ja miałam zrobić. Nie mogłam przecież zostawić mojej płyty na pastwę tego dziwnego nauczyciela, który wygryzł pana Fryderyka.
Jedyne co mogłam, to zabrać płytę zaraz po jego lekcji z nami, ale teraz to już po ptakach.
Spóźnię się na montaż i tyle. Wychodząc z sali zatrzymałam się jeszcze w drzwiach, bo nauczyciel zapytał mnie, czy mam jeszcze jakieś fajne płyty.
Odpowiedziałam mu, że owszem, ale nie będę ich raczej przynosić, chyba, że coś kupię będąc w Krakowie i w tym czasie będziemy mieć z nim lekcję zanim jeszcze zawiozę ją do domu.
– A co masz zamiar kupować? – pytał jeszcze nauczyciel.
– Najnowszy album Seala. Muszę już iść, bo jestem spóźniona na montaż. – Już miałam opuścić studio, gdy nagle dziwiąc się sama sobie zapytałam:
– Skąd pan ma płytę pana Fryderyka?
– Sam mi ją dał, bo mówił mi, że ją lubicie.
– Ale przecież ona leciała w radiu.
– Bo ja puszczam piosenki tylko z radia – odpowiedział nauczyciel. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc zapytałam:
– A dlaczego nie możemy wspominać o panu Fryderyku?
– Bo już nigdy do was nie wróci, to po co macie o nim pamiętać.
– Ale to jest chyba normalne, że pamięta się ludzi, których się spotkało, a zwłaszcza takich, z którymi spędziło się parę chwil ucząc się z nimi, czy robiąc zupełnie coś innego.
– Nie ma co zaśmiecać sobie głowy takimi rzeczami – mówił bliźniak zadziwiając mnie coraz bardziej.
– Czyli jak wyjdziemy z tej szkoły i pan przestanie nas uczyć, to mamy sobie wymazać pana z naszej pamięci?
– A, to już zależy od tego jak będzie chciała kolejna ucząca was osoba.
– Zupełnie nie rozumiem skąd pan bierze takie dziwne zwyczaje. Przecież nigdy tak nie było.
– Ale to, że nigdy tak nie było wcale nie oznacza, że tak było dobrze.
– Widzę, że to temat na znacznie dłuższą rozmowę. Teraz muszę iść na ten montaż. Do widzenia.
– Dobrze, ale pamiętaj, ani słowa o panu Fryderyku, bo powiem panu Pawłowi, że złamałaś zakaz.
– I co wtedy? Wywali mnie ze szkoły?
– Zobaczymy – powiedział zagadkowo bliźniak i zajął się przerwaną pracą przy stanowisku. Wyszłam więc z sali trzymając odzyskaną płytę i udałam się w stronę drugiego studia nagrań, gdzie właśnie odbywała się nasza lekcja montażu z panem Grosikiem. I tak nie będę mogła skupić się na zajęciach. Muszę to sobie wszystko na spokojnie przemyśleć i w najbliższym czasie z kimś porozmawiać o tej nowej, okropnej modzie na zapominanie.

Categories
Sny

Dodatek do miksu

Kolejny sen związany z realizacją dźwięku

Dodatek do miksu

Babcia podsuwa mi słodycze, wypytuje, zagaduje, a tym czasem ktoś się usilnie do mnie dobija: na messengerze, na skypie. Kiedy babcia wychodzi, ktoś do mnie dzwoni. To Martyna.
– Cześć. Czemu nie reagujesz na Oriola: nie odbierasz, nie odpisujesz? On coś od ciebie chce!
– No dobrze, zaraz to sprawdzę. Spokojnie.
Okazuje się, że Oriol ma mały problem, bo założył się z kimś, że w jakimś niedługim czasie dokona miksu pewnych kotłów, ale coś mu tam nie wychodziło a termin dobiegał końca.
Wzięłam się więc za problematyczne instrumenty, ale nie było przy nich wiele roboty.
Jeszcze tego samego dnia, po ukończonym miksie, oddawałam się odprężeniu, kiedy przyszła babcia z wieścią:
– Kochana, przyniosłam ci pieska.
– Pieska? Niby skąd?
– Na tej kartce jest napisane, że to od Alicji i że przyjaciółka oddaje chorowitego pieska w dobre ręce, by go wyleczyły, bo u niej w domu nie ma na to warunków.
Była to biała suczka. Z wielkości taka jak Fox, z sierści między Foxem a Amy. W każdym razie była śliczna, ale rzeczywiście jakaś niemrawa. Na owej kartce przyczepionej do obróżki suni były napisane również wytyczne jak o nią dbać. Babcia przeczytała je skrzętnie. Nie miałam tranu, który był wypisany na liście lekarstw, więc podałam szczeniakowi rutinoscorbin i zaraz bardzo tego pożałowałam, bo przestraszyłam się, że psiak od tego zdechnie. Nie powiedziałam nic babci co uczyniłam, tylko martwiłam się w samotności.
Kiedy kąpałyśmy suczkę wrócili rodzice. Zajrzał też wujek, sąsiadka, nawet Oriol.
Wszystkim się pies podobał i życzyli mu rychłego powrotu do zdrowia. Śmieszka, bo tak ją tymczasowo nazwaliśmy, z każdym dniem czuła się coraz lepiej.
Cała rodzina ją uwielbiała.
Nawet mama, która wyciągała kłęby sierści z zakamarków domu.
Któregoś dnia, siedząc na kanapie z rodzicami, powiedziałam mimochodem:
– Obiecywałeś kiedyś tato, że przyniesiesz mi takiego pieska.
– No, zdarzają się takie, jak jeżdżę po domach.
– Mówiłaś też, że sama coś przywleczesz – dodała mama.
– No mówiłam, ale na razie nic się nie trafiło. Z każdym upływającym dniem, przywiązywaliśmy się do Śmieszki coraz bardziej, zwłaszcza ja i babcia. Zaczęły mnie nurtować pytania takie jak: Po co rodzinie Alicji trzeci pies? Skąd jest w ogóle ta suka i jak się u nich znalazła?
Któregoś dnia nie wytrzymałam i sięgnęłam po telefon, by zasięgnąć języka u koleżanki i wtedy odwiedził mnie Oriol z wieściami.
– Pies nie jest Ady. Dostałem go od kolegi za ten miks, bo dobrze się spisałem. To nawet nie była zapłata, tylko taki dodatek. Kolega wiedział, że szczeniak jest chory i miał nadzieję, że mi szybko zdechnie i nie będzie zawadzać w domu. Ja wolę koty a u was tak przestronnie, nie to co u mnie. Poza tym, ty chciałaś psa a twoi rodzice nie, więc to była świetna okazja, by przyjąć psa na próbę, tak niezobowiązująco.
– No tak, ale teraz suka jest zdrowa, ma się dobrze. I co w związku z tym? – spytałam rzeczowo.
– Teraz decyzja należy do was. To jest skundlony szpic, więc jak go nie weźmiecie, to upchnę za parę złotych, bo jest ładny.
– Ok. W takim razie porozmawiam z rodzicami. Ciekawe wieści przynosisz chłopie.
Mijały dni a ja nie pisnęłam o owych wieściach ani słówka. Z jednej strony cieszyłam się, że to nie pies Alicji, bo przy hałaśliwej i niedelikatnej Lilce mógłby znów poczuć się gorzej, ale z drugiej strony teraz czeka mnie batalia z rodzicami, by go w domu zatrzymać. W końcu zwierzyłam się ze wszystkiego babci. Ona była szczęśliwa, że taki śliczny pies z nami zostanie i w ogóle nie widziała problemu. Zadzwoniłam do Ali, by jej opowiedzieć swoją przygodę. Ona powiedziała, że jeśli u nas nie zostanie, to może ją wziąć do siebie.
– Ale Lila?
– No cóż. Lilkę spróbuję ustawić. Co się będzie fajny pies marnować. Ja nie długo kończę szkołę, będę siedzieć w domu. A potem to szczeniak dorośnie i poradzi sobie jakoś. Nie pocieszyły mnie wcale zapewnienia Alki. Koleżanka zbyt daleko mieszka, bym psa mogła odwiedzać.
Żyłam więc nadzieją, że rodzice też bardzo przywiązali się do Śmieszki i pozwolą ją zatrzymać na zawsze.

Przypisy

Amy – nieduża suczka wielkości jamnika należąca do jednej z moich cioć. Ma ona sierść długą, gładką, delikatną, jedwabistą, podobną do sierści spanieli.
Fox – pies jednej z moich koleżanek. Jest podobnej wielkości co Amy, ale ma nieco krótszą, lecz bardziej gęstą sierść niż suczka cioci. Sierść Foxa można bardziej porównać do futra, gdyż jest bardziej zwarta.

Categories
Sny

Długi, męczący, stresujący

Dziś znów zajrzałam do teczki egzaminacyjnej i wygrzebałam z niej taki oto sen.

Długi, męczący, stresujący

Egzamin z realizacji nagrań. To najgorsze, co może spotkać człowieka w czerwcu. I właśnie nadszedł ów czas, by do niego podejść.
Miał składać się aż z trzech części, co wprawiło mnie w jeszcze większy niepokój, bo do tej pory część praktyczna, bo o niej tu mowa, składała się zaledwie z jednej części.
Zaprowadzono mnie do jakiejś kuchni, gdzie puszczono dość głośno skrzypcowe nagranie w stylu Vivaldiego i do tegoż nagrania polecono mi coś upichcić.
Zwracaj uwagę na nagranie.
Jeżeli jest skopane, odzwierciedl to jakoś w swojej potrawie. Nie rozumiem. Czyli wtedy też mam ją skopać? A jak mam pokazać na żarciu, czy owe problemy były natury częstotliwościowej, fazowej, czy jakiekolwiek inne? Skrzypek grał niezmordowanie, a ja przyrządzałam jakąś sałatkę, bo nie chciałam bawić się w gotowanie czy smażenie.
Kiedy skończyłam, utwór łagodnie się wyciszył i opuściłam kuchnię-salę egzaminacyjną.
Drugie zadanie było całkiem zwyczajne. Polegało ono na zmiksowaniu utworu muzycznego wg podanego wzorca i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie cholerny stres, który w połowie egzaminu niemal całkowicie mnie sparaliżował.
Kiedy tak siedziałam podłamana przy swym stanowisku, do sali egzaminacyjnej wszedł pan Grosik, zerknął na moją sesję, poczym wyszedł.
Zaraz potem zjawił się mój własny tata i zaczął grzebać w mym projekcie. Ojciec zapinał pogłosy, delaye, śmiało używał korekcji i kompresji.
Wreszcie skończył zadanie i pozostało mi je tylko zbouncować i zgrać na płytę. Uczyniłam to skwapliwie i opuściłam studio na godzinę przed końcem egzaminu. Był to piątek, więc tato od razu zabrał mnie do domu. W czasie podróży, ani potem w domu, nie poruszył sprawy mojej pracy egzaminacyjnej. Po weekendzie miała się odbyć ostatnia część egzaminu. W poniedziałek rano całą grupą, wraz z panem Grosikiem spotkaliśmy się w studiu.
Nauczyciel jakimś cudem był w posiadaniu naszych ostatnich prac egzaminacyjnych.
Zajrzałam do swojej z obawą. A jeśli mój tata w swojej niewiedzy zainsertował pogłos zamiast dać go przez wysyłkę? Przecież takie postępowanie, to karygodny błąd realizatorski. W taki sposób zapina się pogłos jedynie w szczególnych przypadkach. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Zostawiłam moją sesję w spokoju, by nikt nie miał podejrzeń, że jest z nią coś nie tak. Wszyscy z ożywieniem rozprawiali o ostatnim egzaminie. Ja siedząc w swoim kącie zastanawiałam się jak to możliwe, że mój tata dokończył projekt. Czy to pan Tadeusz go poinstruował co ma robić? Może nauczyciel uczynił tak na wypadek, gdyby wydało się, że nie robiłam projektu sama? Wtedy nikt nie uwierzy, że dokończył go mój ojciec w ogóle nie znający się na rzeczy.
Ostatnia część egzaminu to jak się okazało midi.
Dostaliśmy utwór na podstawie którego należało ułożyć wariację, nagrać ją dzięki klawiaturze sterującej do projektu, naturalnie używając do tego odpowiedniej barwy instrumentu lub instrumentów, zależnie od budowy samego utworu. To była dziewiąta symfonia Beethovena – ten najbardziej znany fragment. Z początku wcale nie miałam pomysłu na tę wariację a potem nie mogłam znaleźć odpowiedniego instrumentu i jeszcze komputer przywiesił się na chwilę. W rezultacie mój utworek był bardzo krótki i ubogi w brzmienia.
Nawet nie byłam pewna czy się zapisał, bo już musiałam opuścić studio.
Byłam zniesmaczona tymi wszystkimi egzaminami. To nic, że odpuszczono nam część teoretyczną, jak dawali takie kosmiczne zadania do wykonania. Nie poruszałam tematu egzaminu z moją grupą, bo była zgoła przeciwnego zdania.
Wszyscy w okół mnie byli zadowoleni i zachwyceni dziwnymi zmianami wprowadzonymi do egzaminów. Co to ma w ogóle być?! Co to ma na celu?! I nawet nie ma się komu wyżalić.

Categories
Sny

Auto Romana

– Pożyczyłem od Romana samochód, więc nie musimy obawiać się o wszelkie wyjazdy.
– To świetnie – odpowiadam bez entuzjazmu.
– Jutro jedziemy do Włoszczowy. Jest kilka spraw do załatwienia.
– W porządku – mówię i robię dalej swoje.
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, ruszamy w drogę. W urzędach jak to w urzędach: kolejki, problemy, zawiłości, moc straconych nerwów, nieścisłości.
Wreszcie ostatni podpis i koniec. Jeszcze tylko małe zakupy i możemy jechać do domu. Wyjeżdżamy spod sklepu i wtedy tata traci kontrolę nad samochodem, zjeżdżamy w dół. Tata zaczyna wydawać dźwięki przestrachu a ja wiercę się niespokojnie. W końcu pojazd przestaje wariować i jedziemy dalej normalnie. Nie odzywamy się do siebie, radio nie gra. W domu nie poruszamy tematu samochodowej wpadki. W kilka dni później przyszło nam jechać do szkoły.
Przez całą drogę do Krakowa nic złego się nie działo. Na miejscu okazało się, że lekcje z jakiegoś powodu są odwołane i mamy tylko angielski.
Jestem zła, że nikt mnie o niczym nie poinformował.
Udzielam się na lekcji.
Chcę, by chociaż ona nie była zmarnowana. Nie mam płynności w mówieniu, ale zrobiłam tylko dwa błędy i dostałam plus cztery. Po zajęciach tata zabrał mnie do samochodu i wtedy znowu to się stało.
Jeszcze nawet silnik nie był odpalony. Z początku jechaliśmy dość wolno.
– Fajnie by było, gdyby współczesne pojazdy były tak ciche, nie? – pyta ojciec spokojnie.
– Więcej by było wypadków, bo ktoś by mógł takiego nie usłyszeć, ale komfort jazdy rzeczywiście dobry. Samochód przyspieszył.
Trochę nas jeszcze postraszył swoją samowolką aż wreszcie wszystko wróciło do normy.
Będąc już w domu odebrałam telefon od mamy.
Chciała zjechać wcześniej z pracy, bo miała w Polsce coś ważnego do załatwienia.
– I będzie ci potrzebny samochód? – zapytałam.
– No jasne, i to jak.
– Ale my mamy tylko auto Romana – mówię.
– To nic. Cóż to za różnica, Romana czy Krzyśka. – Nie chciałam zwierzać się mamie z naszych ostatnich przygód, bo umarłaby ze strachu i nie pozwoliła ruszyć się z domu, ale nie mogłam też pozwolić, by przyjechała do kraju i była skazana na ten nieszczęsny samochód.
Swoją drogą to niezbyt mądra decyzja jeździć autem Romana i narażać się na śmierć. Po rozmowie z mamą poruszyłam z tatą temat auta.
– To jest stosunkowo nowy samochód. Pomyśl tylko co by było jakbyśmy my trafili na taki egzemplarz.
– Nie było by dobrze, ale pomyśl lepiej o tym co z tym autem robić. Czy boisz się powiedzieć Romanowi o sprawie, bo nie chcesz, by oskarżył cię o zepsucie auta? Czy może pan Romek tak chętnie pożyczył nam pojazd, bo wiedział co z nim jest nie tak.
– No właśnie waham się między tymi dwiema rzeczami i nie wiem jak tę sprawę zakończyć.
Zdecydowaliśmy wreszcie, że ponownie zadzwonimy do mamy i opowiemy jej całą historię, a potem we trójkę zdecydujemy co zrobić z samochodem i jak postąpić z Romanem. Następnego dnia tata pojechał do Romana samochodem cioci, by szczerze mu o wszystkim powiedzieć. Ja zostałam w domu i czekałam niecierpliwie na wieści. Kazałam tacie, by ten zadzwonił do mnie zaraz po rozmowie. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam z kąta w kąt, włączałam płytę za płytą. Wreszcie zadzwonił telefon. Podbiegłam do niego i odebrałam prędko.
– No i co, tato? (…)

Categories
Sny

Albo ja, albo ona

Sen związany z celebrytkami

Albo ja, albo ona

Teraz na próby musiałam już dojeżdżać sama, co było bardzo uciążliwe, ale nie miałam innego wyjścia.
Tego dnia pani Malwina zatrzymała mnie na korytarzu i powiedziała, że może się trochę spóźnić, ale jakby co, to mamy zaczynać bez niej.
Bardzo zniechęcona pojechałam zaraz po obiedzie na tę nieszczęsną próbę, ale zastałam tam tylko może ze dwie, trzy osoby.
– A gdzie reszta? – zapytałam jedną z czekających już pań.
– Chyba się próba opóźni – odpowiedziała na to lakonicznie starsza pani.
– No super – pomyślałam. Pani Malwina mówiła tylko, że ona się spóźni, ale nic nie wspominała o opóźnieniu całej próby. Jeszcze bardziej poirytowana niż przedtem udałam się na malutki spacerek po okolicy myśląc o odwiedzeniu przy okazji jakiejś lodziarni. Po drodze spotkałam Lady Gagę, co okropnie mnie zdziwiło a zaraz potem Jennifer Lopez, czym się wcale nie przejęłam.
Wkrótce potem dotarłam do niedużego domku, gdzie słychać było ożywioną rozmowę dwóch kobiet. To Gaga i Lopez rozmawiały ze sobą a raczej się kłóciły.
– Ty śpisz z maskotką jak dzieciak! – mówiła drwiąco Gaga.
– Bo ja mam w życiu same zmartwienia, a ty wkraczasz na mój teren prywatny. Postanowiłam przerwać im tę niemiłą rozmowę i ostentacyjnie weszłam do pokoju, gdzie kłóciły się piosenkarki.
– Zapraszam was obie na lody – powiedziałam wesoło.
– Na lody? Nie. Albo zapraszasz mnie albo ją – powiedziała Gaga i wyszła. Zostałam w pokoju ze zmartwioną i przybitą Jennifer Lopez, ale jej nie zaprosiłam, bo ja chciałam iść z Gagą i niezadowolona z obrotu sprawy wróciłam grzecznie na próbę, która właśnie się zaczynała.

Categories
Sny

Kilka króciutkich snów z dalekiej przeszłości

To jest kilka snów z jednej nocy, takich jakichś dziwnych urywków. Chyba śniłam je na Tynieckim internacie, już nie pamiętam nawet.

Apatyczna kuzynka

Byłam w domu i mieszkała z nami Dorotka, która niestety była chora i nic ją na tym świecie nie cieszyło oprócz jednego serialu, który oglądała bez przerwy.
Kiedy puściłam sobie piosenkę, którą ona kiedyś bardzo lubiła zrobiło mi się niewypowiedzianie smutno, że ten utwór już w ogóle na nią nie działa.

Co ja jej miałam powiedzieć?

Byłam w szkole na Sali gimnastycznej i właśnie odbyła się jakaś szkolna impreza. Madonna przebywała na scenie i wołała te osoby, które były zaproszone na scenę do znajdującego się tam zaplecza. Emilka się do niej wybierała i pytała mnie czy ja też idę. Wtedy odpowiedziałam jej:
– Po co niby miałabym tam iść? Żeby jej powiedzieć, że jest gorsza od Lady Gagi i że jest na drugim miejscu wśród moich ulubionych wykonawców?!
Kiedy Emilia poszła do niej na scenę sama miałam ochotę tam pójść, ale nie zdążyłam, bo się obudziłam.

Gdzie jest kotka

Ironia zmieniła miejsce zamieszkania. Nie wiedziałam co stało się z piękną kotką sąsiadów, bo wcale nie przychodziła na nasze podwórko, co mnie trochę smuciło. Pewnego razu pojechałam z mamą i Dorotą do ludzi, u których mama miała coś do załatwienia. Z początku myślałam, że zostanę z Dorotą w samochodzie i razem poczekamy na mamę, ale była taka piękna pogoda, że wyszłyśmy z samochodu na świeże powietrze.
Wtedy to Dorotka zauważyła Ironię i wzięła ją na ręce po czym pokazała mi ją.
Wszystko się wyjaśniło – sąsiedzi ją wydali.

Categories
Sny

Ruscy wkraczają do Polski, a my głodujemy

Sen, który dziś przedstawiam też jest świeżutki. Podejrzewam, iż zrodził się on pod wpływem książki, którą obecnie czytam.

Ruscy wkraczają do Polski, a my głodujemy

Zbliżała się III wojna światowa i wszyscy o tym mówili.
Oczywiście głównym winowajcą całego zamieszania była Rosja. Ruscy powoli wkraczali do naszego kraju, ale nie z bronią, jak to kiedyś było, ale włamywali się do naszych komputerów i powoli paraliżowali wszystko.
Efektem tego była wielka głodówka. Moja mama postanowiła, że mam wrócić do Krakowa, bo tam przynajmniej dostanę podstawową rację żywności.
A co z wami? – pytałam zatrwożona. Jakoś sobie poradzimy. – mówiła rodzicielka.
Wybrałam się więc do Krakowa, na stare śmieci, do internatu. Przyjechałam tam w niedzielę, późnym wieczorem, jak za starych czasów. Przyjęto mnie chłodno, ale bez narzekań.
Było już dobrze po kolacji (w weekendy ostatni posiłek podawany jest bardzo wcześnie, bo o 17:30), więc nie miałam co liczyć na jakikolwiek posiłek.
Postanowiłam iść wcześnie spać, aby zabić głód, a przede wszystkim się wyspać, bo kompletnie nie wiedziałam, co czeka mnie dnia następnego. Czy poślą mnie z młodzieżą do jakiejś szkoły, czy będę pomagać wychowawcom? Na razie wolałam o tym nie myśleć. Sypialnia, w której mnie zakwaterowano była cała do mojej dyspozycji.
Wybrałam więc jeden z tapczanów przy oknie i zaścieliłam je.
Kiedy już byłam umyta i leżałam skulona pod kołdrą czekając na sen, przyszła jedna z dyżurujących wychowawczyń.
Nie jesteś głodna? – zapytała z nutą troski w głosie.
Trochę jestem, ale dam radę wytrzymać do rana.
W porządku. W takim razie na śniadanie zejdziesz jutro na ósmą, bo na razie nie wiemy do jakiej szkoły cię zapisać, więc żadne zajęcia cię nie obowiązują.
Rozumiem, dziękuję za informację – odparłam sucho.
Wciągu najbliższych trzech dni, ktoś poinformuje cię gdzie będziesz się uczyć – dodała jeszcze wychowawczyni i opuściła moją sypialnie. Jakoś odechciało mi się spać.
Leżałam na wznak na tapczanie z szeroko otwartymi oczami i ze zniecierpliwieniem czekałam na sen, który wcale nie chciał przychodzić. Gdzieś koło dziesiątej w nocy ktoś cicho wszedł do mojej sypialni.
Była to dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, o dość niskim, nosowym głosie. Jesteś głodna? – zapytała cicho.
– Tak jestem – odparłam spokojnie. Wtedy dziewczyna nie przedstawiwszy się nawet umieściła sporej wielkości pudło na podłodze i przysiadła na brzegu jednego z tapczanów. Po chwili do pomieszczenia weszła jeszcze jedna dziewczyna i pomogła tamtej rozpakowywać pudło. W środku było… jedzenie i to jakie! Wykwintne hiszpańskie dania, krewetki, inne owoce morza. Dziewczyny zaprosiły mnie do prowizorycznego stołu. Z początku myślałam, że jedzenia nie jest dużo, więc jadłam bardzo wolniutko, wsmakowując się w każdy kęsik.
Zaraz jednak okazało się, że jest jeszcze jedno pudło przyniesione przez drugą dziewczynę. Gdy się o tym dowiedziałam, poprosiłam nieśmiało, czy mogę zaprosić na ucztę przyjaciółkę, bo ona interesuje się Hiszpanią i chętnie spróbowałaby ich kuchni.
Nie, absolutnie! Chcesz, żeby ktoś się dowiedział o naszym jedzeniu?! Ciesz się, że cię w ogóle nim częstujemy! – krzyczały moje chlebodawczynie, a ja w obliczu takich protestów nie śmiałam już odezwać się słowem, bo obawiałam się, że odpędzą mnie od przysłowiowego koryta. Na szczęście nie zrobiły tego, więc jadłam dalej, a w mej głowie z każdą chwilą rosły wyrzuty sumienia.
Moi biedni rodzice zostali tam na wsi i głodują.
Rozmyślałam też, jak potoczy się ta wojna. Czy będziemy w stanie się obronić? Czy kiedy zablokują całą naszą informatykę, czy dziennikarze będą nadal usiłowali przekazywać nam informacje, czy może zdezerterują? Od tych myśli aż odechciało mi się jeść. Pokarm stawał mi gulą w gardle tak jak wtedy, gdy czymś bardzo się martwiłam.
Podziękowałam więc dziewczynom za wspaniały, a przede wszystkim bardzo obfity posiłek i nie czekając na ich odejście położyłam się na swym tapczanie bez umycia zębów.
– Tylko nie mów nikomu – mamrotały one z pełnymi ustami, a ja w tym czasie podjęłam decyzję: jutro wracam do rodziców, bo nie pozwolę, aby wojna nas rozdzieliła, a przynajmniej nie dobrowolnie.

EltenLink