Categories
Sny

Biologia na początku roku szkolnego

Był wrzesień i właśnie odbywała się pierwsza biologia w nowym roku szkolnym. Pani jednak nie robiła lekcji organizacyjnej jak to zwykli robić nauczyciele na pierwszych lekcjach roku szkolnego tylko wzięła się ostro za nowy temat, gdyż stwierdziła, że po wakacjach mamy na pewno dużo sił i energii, a także dobry humor, co przyspieszy przyswajanie wiedzy z biologii.
Potem były inne lekcje, które odbywały się całkiem zwyczajnie, ale rzeczywiście po tej biologii nasze umysły skutecznie przebudziły się z wakacyjnego letargu. W czwartek nie odbywały się lekcje, ponieważ było jakieś nowe wrześniowe święto o którym nikt nas nie powiadomił – pewnie zrobiono tak dlatego, żeby dzieci zaraz na początku roku jadąc w środę do domu nie opuściły piątku. Trochę byłam zła, bo pogoda była piękna.
Będąc w domu i nie mając nic do nauki pobawiłabym się z kotami sąsiadów i miałabym na to długi weekend.
Weekendy wrześniowe są bardzo fajne, zwłaszcza te 2 pierwsze kiedy nie ma jeszcze nauki, lub jest jej nie dużo. Można wtedy iść na grzyby i spotkać w lesie małego tygrysa, albo zaprosić do siebie dziadka i oglądać z nim telewizję, słuchać dobrej muzyki, wychodzić z Luisem na podwórko i pieścić go do bólu. Ale koniec tych rozważań trzeba, przejść do sedna.
Następną rzeczą którą chciałabym opisać to kolejna biologia tym razem nie tak miła i przyjemna.
Było łączenie już nie pamiętam za kogo, bo dobrze jeszcze nie znałam planu lekcji. W każdym razie mieliśmy biologię z inną klasą. Na owej lekcji pani dała każdemu jakiś przedmiot związany z biologią.
Każda osoba miała ten przedmiot omówić, co wie na jego temat, a pani miała go potem poprawić lub uzupełnić jego wiedzę przekazując ją całej klasie. Ja dostałam bardzo piękny kwiat podobny do amarylisa mylonego z resztą z hipeastrum.
Postanowiłam o tym klasie opowiedzieć. Nawet jeśli to nie był ten kwiat, to moja wiedza na pewno się pani spodoba.
Bardzo mnie to wszystko cieszyło. Siedziałam w swojej ławce i ze skupieniem oglądałam kwiat nie zwracając zupełnie uwagi na to co się działo w klasie. Mój dobry humor momentalnie wzrastał. Już myślałam, że w tym roku biologia zajmie zaszczytne miejsce mojego ulubionego przedmiotu, kiedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Dostałam totalnej głupawki i zaczęłam zaczepiać siedzącego obok mnie Emila. Na początku pani nic nie mówiła, bo w klasie była ożywiona atmosfera, ale kiedy w klasie zrobiło się cicho, a ja chichotałam i zaczepiałam Emila pani groźnie zwróciła mi uwagę i wyrzuciła mnie za drzwi, a klasa zaczęła oglądać film. Wychodząc z klasy zabrałam ze sobą kwiat, a pani nic na to nie powiedziała, albo też zwyczajnie nie zwróciła na to uwagi wpisując mi zapewne uwagę negatywną do dziennika.
Kiedy stałam tak za drzwiami nie myślałam zupełnie o tej uwadze i o tym co na nią powie wychowawczyni, a także rodzice, ale wkurzało mnie to, że nie mogę oglądać z klasą filmu i uczestniczyć w tej bardzo ciekawej i zajmującej lekcji, za to zdobyłam piękny kwiat, a tak to pewnie bym go nie miała, bo po lekcji, która z resztą dobiegała końca pani zebrałaby wszystkie przedmioty, które rozdała na początku lekcji.
Zastanawiałam się tylko gdzie go chwilowo ukryć, bo przecież plecak został w klasie i będę musiała się znów pokazać z kwiatem, żeby wydostać plecak.
Może zostawić kwiat na parapecie i w ogólnym wesołym przerwowym zamieszaniu szybko porwać plecak i schować kwiat do środka? Tylko co będzie jeśli wejdę do klasy po plecak, a pani zapyta mnie o kwiat? Wtedy będzie mi trochę głupio, że próbowałam go ukraść.
Postanowiłam jednak zaryzykować i zostawiając kwiat na parapecie otworzyłam drzwi do klasy, gdyż właśnie zadzwonił dzwonek i zaczęła się wreszcie przerwa.

Objaśnienie

Tygrys – tak nazwałam kota, którego pewnego wrześniowego dnia znalazłam podczas bardzo udanego grzybobrania. Niestety ani ciocia, ani rodzice, nie zgodzili się przygarnąć pięknego Tygryska nad czym do tej pory szczerze ubolewam.

Categories
Sny

Doszczętnie zniszczone słuchowisko

Przygotowywałam słuchowisko radiowe dotyczące Oświęcimia i nagrywałam je na winylu.
Jednak salę w której je nagrywałam zabrano mi bez pytania i resztę słuchowiska musiałam już skończyć u Ady na co ona na szczęście się zgodziła.
Wzięła również małą, epizodyczną rólkę. Bardzo dobrze mi się u niej nagrywało i zostało mi już bardzo niewiele, ale zrobiłyśmy sobie przerwę, bo odwiedził nas Radosław. Rozmawiałyśmy z nim o różnych sprawach, a Radek chodził po całym pokoju.
nagle wyciągnął z kieszeni jakąś małą karteczkę i przyłożył ją do płyty z słuchowiskiem i wtedy winyl zrobił się miękki, a kolega wykorzystał dogodną po temu sytuację i przepołowił ją.
Byłam na niego bardzo wściekła, bo cała moja praca poszła na marne, gdyż posiadałam tylko 1 egzemplarz.
Wygoniłam kolegę z pokoju, wyłączyłam gramofon i opuściłam dom niewzruszonej tą sytuacją Ady.

Categories
Sny

To nie była zwykła przejażdżka

Witajcie drodzy Eltenowicze! Nie wiem jak wy, ale mnie zdarzają się czasem koszmary senne związane z jazdą samochodem. Już kiedyś jeden z nich Wam przedstawiałam i z tego co pamiętam nosił on tytuł „Auto Romana”. Wspominałam Wam również o tym, że najgorszymi koszmarami jakie potrafią mi się śnić są te dotyczące telefonów. A co powiecie na duo? Dziś bowiem zaprezentuję Wam historię spod poduszki z dzisiejszej nocy, która dotyczy właśnie dwóch wymienionych rzeczy. Specjalnie dla Was odłożyłam na chwilę mego licencjata, aby opisać wam tę mrożącą krew w żyłach świeżynkę. A o to i ona, miłej lektury!

To nie była zwykła przejażdżka

Był dość chłodny, marcowy dzień i nic szczególnego się nie działo, więc z tym większą ochotą mama odebrała telefon, nawet nie sprawdziwszy uprzednio kto do niej dzwoni.
Była to ciocia Ewa i zapraszała nas na jazdę próbną samochodem Mercedes Bentz.
Zgodziłyśmy się na to bez wahania. Zostawiłyśmy tacie karteczkę gdzie ma szukać obiadu i wyruszyłyśmy na przejażdżkę drogim i zapewne wygodnym wozem. Do salonu Mercedesa poszłyśmy piechotą. Tam już czekała na nas ciocia.
Chcę sobie sprawić nowe autko a znajomy mojego męża powiedział, że możemy sobie jeden wozik wypróbować, a więc wsiadajcie prędko i ruszamy w drogę. – Rozsiadłam się wygodnie w drogim wozie.
Szkoda, że nie było w nim radia, albo też ciocia go nie włączyła. Wyjechałyśmy z miasta i upajałyśmy się jazdą. W końcu jednak mamie znudziła się podróż i poprosiła ciocię o powrót:
Może już wracajmy? Mąż niedługo wróci z pracy i miło by mu było zjeść obiad w naszym towarzystwie.
Przecież nie jeden jeszcze posiłek przyjdzie mu z wami zjeść – zaoponowała ciocia, ale zgodziła się na powrót. Ale… czy aby napewno się zgodziła? Dlaczego więc nie wracamy do Kielc tylko jedziemy w dalszą drogę? Już wkrótce okazało się, że ciotka całkowicie straciła kontrolę nad wozem, więc wpadłyśmy w panikę. Po niedługim czasie samochód uderzył w jakąś ciężarówkę, a my cudem uszłyśmy z życiem. Ciocia nie myślała o kierowcy ciężarówki, ani nawet o nas, a jedynie o rozbitym aucie i o tym, jak się wytłumaczy znajomemu męża z tego zdarzenia, bo przecież nikt jej nie uwierzy, że to była wina auta a nie jej.
Uciekajcie! – wrzasnęła z całych sił i pognała poboczem w stronę widniejącego w oddali lasu. My pognałyśmy w tę samą stronę, ale nie dogoniłyśmy cioci.
Nagle mama zauważyła zaparkowany samochód ciotki Zdzisławy.
Wrócimy nim do Kielc – powiedziała uradowana. – Wsiadaj szybciutko, nie ma czasu do namysłu.
Ale.. Trzeba przecież poinformować ciocię! Ona chętnie pożycza swój stary wóz, ale zawsze to z nią konsultowaliśmy.
Dobrze Karola, zadzwoń więc prędko do cioci i poproś o pożyczkę, naturalnie starając się nie wdawać w szczegóły.
Wyciągnęłam z kieszeni mego Iphone i próbowałam odszukać kontaktu cioci, ale jakież było moje zdziwienie kiedy znajdowałam w nim nieswoje numery o dziwnych nazwach takich jak: blebleble, Ululaj, Prostytutka, Dzidziadzi i inne dziwne zakrętasy słowne.
Spróbowałam połączyć się z numerem o nazwie Dziodziadzi, bo nazwa kojarzyła mi się trochę z tą nadaną przeze mnie – ciocia Dzidzia, ale telefon przywiesił się, a kiedy wreszcie voiceover znów do mnie przemówił okazało się, że to nie numer kochanej ciotki, ale jakaś nieznana mi infolinia na 800.
Wreszcie poddałam się i powiedziałam:
Mamo, nie stety nie dam rady zadzwonić do cioci, bo coś mi się stało z telefonem. Zadzwoń ty proszę, bo ja mam naprawdę spore problemy z moim Iphonem. – Mama niechętnie wyjmuje telefon ze swojej torebki, ale chyba ma podobne problemy co ja, bo nie słyszę, aby do kogokolwiek dzwoniła.
Wreszcie z jej gardła wyrywa się ciche przekleństwo a potem rodzicielka mówi:
Nic z tego nie będzie, jedziemy. Potem się cioci wytłumaczę. – Mama przekręca kluczyk w stacyjce, który swoją drogą nie wiadomo po co był zostawiony. Samochód jest stary, ale bez przesady, żeby go tak otwartego zostawiać i jeszcze z kluczykiem w stacyjce. Wóz rusza z piskiem opon i w tym momencie słyszę, że dzwoni mój telefon. To ciocia Zdzisława, poznaję po dzwonku. Z wielkim trudem odbieram połączenie.
Witaj ciociuniu kochana. Chciałam tylko zapytać, czy nie pożyczyłabyś nam swego wozu, który zostawiłaś pod lasem?
Ale… jakiego samochodu? Ja jestem w Kielcach z moim przyjacielem Markiem, a samochód stoi w garażu. Nie dostaniecie się do niego. – Na te słowa rozłączam się szybko, by powiedzieć mamie, że to nie jest samochód ciotki i lepiej z niego wysiąść, ale już jest na to za późno, bo samochód jedzie we własnym tempie, w sobie tylko znane miejsce, a mama zaciska zęby i płacze rzewnie za kierownicą.
Próbuję więc zadzwonić do ojca, by mu powiedzieć w jakim jesteśmy położeniu, ale trzęsące się ręce nawiązują połączenie z jednym z numerów na 800 i słyszę w słuchawce mężczyznę mówiącego w obcym języku i jakieś dalekie popiskiwania. No nie, jeszcze tylko tego brakowało, żeby narazić się na zapłacenie jakiejś bajońskiej sumy za połączenie telefoniczne!

Categories
Sny

Zwariowany, męczący dzień

Był upalny, czerwcowy dzień. Już prawie wakacje, ale w szkole jeszcze każą coś robić.
Dziś totalnie nic mi się nie chciało, a jeszcze kazali pisać jakiś bardzo trudny test z polskiego, który na pewno mi nie poszedł. Po obiedzie opadłam wyczerpana na łóżko zabałaganione płytami, ale nie długo trwał mój wypoczynek, bo do pokoju wszedł Radosław i przypomniał mi o próbie oraz dzisiejszej mszy na której śpiewamy. Ja miałam solówkę więc podźwignęłam się z łóżka i przeczytałam sobie tekst mojej zwrotki, która była dość łatwa. Do pokoju naszego przyszło jeszcze parę innych osób. Wszystkie zachowywały się głośno, a ja miałam ich serdecznie dość.
Nagle poczułam, że zamykają mi się oczy i zdecydowałam, że może pozwolę im się zamknąć i chwilkę się prześpię, gdy Radek zawołał:
-Choć na próbę, już czas! – poczym zostawiając na łóżku jedną z płyt, którą aktualnie się bawił wstał z łóżka i skierował się do drzwi. Z niechęcią poszłam w jego ślady i udałam się na próbę zapominając wziąć ze sobą tekstu.
Dopiero Emil mi o nim przypomniał, gdy staliśmy już pod salą i czekaliśmy na panią Malwinkę.
Powiedziałam chłopakom, że idę wrócić się po tekst, ale wtedy właśnie przyszła nauczycielka i rozpoczęła próbę.
Solówka wyszła mi jako tako, ale pani pocieszyła mnie, że przed występem będzie jeszcze jedna próba, a na mszy na pewno będzie znakomicie. Po próbie znów się położyłam, a mój kiepski nastrój wzmagał się coraz bardziej więc postanowiłam to zmienić. Wstałam z łóżka, wyciągnęłam strój kąpielowy i udałam się na basen, żeby się trochę w nim ochłodzić i nabrać werwy przed występem.
Bardzo fajnie bawiłam się w basenie z jakimiś studentkami i malutkimi dziećmi – chyba nawet nie z naszej szkoły, bo u nas takie maluchy się nie uczą.
Kiedy wyszłam z basenu było już bardzo późno więc zaczęłam się śpieszyć. Pod czepkiem zmokły mi włosy, co bardzo mi się nie spodobało.
Ubrałam się szybko, ale nie wysuszyłam włosów, ponieważ studentki, które były szybsze ode mnie odradziły mi to mówiąc, że spalę sobie włosy, bo dziś jest taki upał, że nawet prąd się nagrzał i lepiej nie korzystać z suszarek.
Zrezygnowana udałam się znów do pokoju i szybko przebrałam w eleganckie ciuchy w których miałam występować na mszy, a Milena pospieszała mnie, że zaraz będzie kolacja.
Byłabym nawet nie poszła na tą kolację, gdyby nie to, że dziś dawali parówki, których smakowity zapach roznosił się po całej szkole.
Zdając sobie sprawę, że spóźnię się na próbę, albo nawet w ogóle na nią nie zdążę weszłam do jadalni i stanęłam w kolejce po moją porcję kiełbasek. W kolejce spotkałam Emila, który dał mi nadgryziony kawałek kiełbasy.
– Po co mi to dajesz? – spytałam go.
– Bo ona jest zatruta. Zrób z nią, co będziesz uważała za stosowne.
– Co ja mogę zrobić z zatrutą kiełbasą. Chyba ją zjeść – myślałam z ironią. Wreszcie nadeszła moja kolej.
Zaczęłam jeść kiełbaski w pośpiechu myśląc o mokrych, brzydkich włosach po basenie i mojej solówce, która i tak na pewno mi nie wyjdzie.

Categories
Sny

Wszystko przez Kim

Była wigilia, a my jak zwykle w niedużym gronie spożywaliśmy świąteczną kolację.
Nagle zadzwonił dzwonek.
Wszyscy zamarli. Bo niby się mówi o przyjmowaniu niespodziewanego, potrzebującego gościa, ale rzadko ktokolwiek przychodzi. W końcu jednak zdecydowano, że trzeba dopomóc w potrzebie i otwarto drzwi. Było to małżeństwo z może rocznym dzieckiem.
Poprosili o gościnę, ale nie tłumaczyli się dlaczego nie spędzają tej wigilii w domu rodzinnym.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że dostałam od nich prezent.
– Szukając miejsca, gdzie moglibyśmy spocząć spotkaliśmy na swojej drodze Mikołaja, który kazał przekazać ci ten oto podarunek – powiedziała kobieta uroczyście i wręczyła mi paczkę z namalowaną na niej gęsią i z dużym napisem: Kim. W paczce siedział przycupnięty mały piesek, zapewne szczeniak.
– Mieliśmy wam podarować gęś, ale nie byliśmy pewni, czy macie dla niej odpowiednie warunki. – odezwała się znów kobieta.
– Mielibyśmy, ponieważ posiadamy kury, ale myślę, że piesek bardziej córkę ucieszy – powiedziała rzeczowo mama i przygotowała 3 nakrycia.
Niespodziewani goście nie zabawili u nas długo. Zjedli pośpiesznie, zaśpiewali z nami jedną kolędę i opuścili nasz dom dziękując za gościnę. Dopiero następnego dnia zaczęły się kłopoty.
Kiedy wyszłam z psem na spacer on prowadzał mnie po jakichś nieznanych mi uliczkach, gdzie spotykałam bardzo biednych ludzi, często używających wulgaryzmów.
Pewnego dnia suczka zostawiła mnie dłużej niż zwykle wśród ulicznej biedoty. Tam natomiast znalazła mnie policja i oskarżyła mnie o prostytucję.
Następnego dnia próbowałam się nie dać psu, ale ten jak zwykle ciągał mnie w swoje strony. Tym razem spotkałam biedną kobietę z dziećmi, która namawiała mnie, bym z nią zatańczyła na ulicy w celach zarobkowych. Z początku nie chciałam się zgodzić, ale kobieta nie ustępowała, więc zatańczyłam jedno kółeczko dla świętego spokoju. Od tego tańca zakręciło mi się w głowie i znów nie mogłam znaleźć psa, lecz najgorsze miało dopiero nastąpić.
Kiedy wreszcie mała powsinoga do mnie wróciła poszłam z nią do domu. Rodziców jeszcze nie było, ale czekała na mnie ciocia Dzidzia z jakimś dużym psem zapewniając mnie jednak, że on na pewno nie ugryzie, ani nie zrobi nic złego mej małej suczce. Usiadłam więc koło niej wyczerpana i włączyłam muzykę.
Wtedy ciocia zaczęła grzebać w torebce jak gdyby coś jej się przypomniało.
– To są dwie płyty od Norberta. Kazał mi pokazać ci 2 utwory – powiedziała ciocia.
Wzięłam jedną z płyt i wsadziłam ją do odtwarzacza.
Pierwszą piosenką jakiej miałam wysłuchać był utwór pod tytułem "Mechanik samochodowy" (po angielsku). Był to utwór metalowy o ostrym, nieprzyjemnym brzmieniu, którego się bałam. Po wysłuchaniu fragmentu wzięłam od cioci drugą płytę i puściłam z niej utwór pod tytułem "zapowiadacz pogody" (również po angielsku). Ten był jeszcze gorszy. Z początku był jeszcze znośny, stylem nie przypominający metalu, ale z czasem się rozkręcił, a ja bałam się go okropnie. Psom również się ta muzyka nie spodobała, bo robiły się coraz bardziej agresywne, aż w końcu oba rzuciły się na ciocię z wielką furią i zaczęły ją gryźć.
Stałam jak sparaliżowana. Nie miałam siły, by unieść rękę i wyłączyć sprzęt, lub też zadzwonić po pomoc, albo próbować odciągnąć psy. W końcu ktoś wrócił do domu i zakończył całą sprawę, ale nawet nie wiem jak, bo ze strachu straciłam przytomność i obudziłam się dużo później, a jedną z pierwszych myśli była ta, że wszystkie te nieprzyjemne wydarzenia dzieją się przez psa i mimo iż jestem humanitarna wobec zwierząt postanowiłam psa wyrzucić. W tym celu kazałam wywieźć się do lasu, a potem szłam jeszcze przez jakiś czas ze zdezorientowaną Kim na smyczy.
Nagle usłyszałam jakąś przyjemną radiową muzykę.
Spuściłam więc psa i udałam się w stronę dźwięku.
Była to mała budka stojąca między drzewami.
Zapukawszy cicho weszłam do środka. Było tam dosyć ciasno. W środku przebywało trzech mężczyzn: Marek Starybrat, Marcin Sońta i Marcin Wojciechowski. Usiadłam między Sońtą a Wojciechowskim. Mężczyźni powiedzieli mi, że pozwolono im tu prowadzić audycję, by odpoczęli od zgiełku Warszawy i przekazali ich spokój duszy słuchaczom. Wojciechowski miał też ze sobą zooma i grzebał coś przy nim namiętnie. Był milczący, zajęty swoimi sprawami. Na małym stoliku leżało w dużej misie mnóstwo cukierków, ale mężczyźni mnie nie poczęstowali.
Nagle usłyszałam pod drzwiami skomlenie i drapanie w drzwi.
– O nie – pomyślałam – nie będzie mi to wstrętne psisko psuło zabawy z ludźmi z radia. Już dość się przez nią wycierpiałam i nie tylko ja.
– To twój pies? – zapytał Starybrat.
– Nie – odpowiedziałam twardo. Po chwili skomlenie ustało.
Dobrze mi się siedziało w budce słuchając komercyjnej muzyczki, ale nie będę się przecież panom narzucać, a to wstrętne psisko pewnie już sobie poszło szukać znów jakichś meneli i innych marginesów społeczeństwa. Po dłuższej chwili z żalem opuściłam przyjemną budkę i pożegnawszy się z mężczyznami udałam się w stronę samochodu. Na szczęście psa nie było już w pobliżu.
Żeby tylko któryś z radiowców się na niego nie natknął i litościwie go nie przygarnął, bo będzie miał potem problemy, oj będzie.

Categories
Sny

Ptak w moim pokoju, problemy w moim życiu

Nie zapomnij o taksówce!

Jedyne co musiałam zrobić w najbliższym czasie i co powtarzałam w głowie jak mantrę, to zamówienie taksówki Dorocie.
Wciąż jednak coś stało na przeszkodzie. Wreszcie koło ósmej wieczorem kuzynka powiedziała, że już to uczyniła, ale ja wolałam się upewnić. Zadzwoniłam do koleżanki.
Słabo było ją słychać.
Pewnie jakieś problemy z zasięgiem, ale udało mi się dowiedzieć, że już wszystko załatwione.

Złowieszcza sowa

Było już dobrze po południu, a ja miałam jechać do szkoły po długiej przerwie.
Pakowałam się niespiesznie, z rozwagą. Chodziłam po pokoju słuchając radia i czułam się jakoś dziwnie.
Nagle do moich skołatanych myśli wtargnęła mama wchodząc do pokoju i każąc mi coś przymierzać. Z początku były to zwykłe, lekkie ciuchy na lato.
Bardzo mi się spodobała jedna bluzka, ale potem mama zaproponowała mi przymierzenie pewnej brzydkiej, zimowej kurtki i wtedy się zdenerwowałam. Krzyknęłam do mamy coś obraźliwego i ze złością ściągnęłam kurtkę.
Zrobiło mi się głupio, ale już słowa zostały wypowiedziane. Mama zabrała rzeczy i wyszła.
Teraz grało radio zet, a przecież ja nic nie przełączałam.
Zapowiedzieli jakąś nową piosenkę, ale brzmiała ona jak jedna ze starszych piosenek Anity Lipnickiej. W następnej godzinie miał pojawić się Marcin Wojciechowski i żałowałam, że nie będzie mógł puścić tej piosenki. Zaczęłam się znów pakować.
Nagle na mej półce zauważyłam płytę. Nie wiedziałam co to może być, więc spakowałam ją do plecaka. W szkole zobaczę, jak mi będzie smutno.
Spacerowałam z płytą po pokoju, gdy nagle zauważyłam, że na podłodze leży jakieś ziarno.
Zdziwiło mnie to bardzo, ale nie powiedziałam o tym mamie, by jej bardziej nie zezłościć. Tata bardzo się tym osobliwym brudem nie przejął i to mnie trochę wkurzyło, ale już nie chciałam się rzucać.
Nagle usłyszałam jakby trzepot skrzydeł, więc znów zawołałam tatę.
– To chyba sowa – powiedziałam.
– Może sowa – odparł tata tajemniczo i wyszedł. Gdy wrócił po chwili sowa była już całkiem widoczna, ale nie zrobiło to na tacie żadnego wrażenia.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Jak się okazało była to policja. Mama zaprosiła ich do kuchni i wtedy sowa zamieniła się w kobietę o zachrypniętym głosie. Oskarżyła nas ona o kradzież biżuterii i drogiego sprzętu. Wiedziałam, że to ona, bo śmierdziała ptakiem. Dlaczego wpędza nas w kłopoty skoro nic jej złego nie zrobiliśmy?

Categories
Sny

Kto będzie gościem w naszym domu i kiedy pójdziemy spać

Ruski alkohol i dylematy związane z gośćmi

Nie mogłam się już doczekać przyjazdu Ady do nas. Mamy nie było w domu, a tata codziennie sporządzał jakąś ruską wódkę o nazwie Apseut, która była bardzo śmierdząca.
Któregoś popołudnia zadzwoniła do nas mama Ady i zaproponowała, żeby zamiast Ady przywieźć nam Lenkę. Tata zaproponował mi wtedy kompromis, żeby Lenka przyjechała do nas na 3 dni a Ada na resztę. Ja się na to nie zgodziłam, więc tata powiedział, że zadzwoni jeszcze później, gdy się zastanowimy. Zaraz potem zadzwoniłam do mamy, ale nie powiedziałam jej nic o ruskim alkoholu tylko opowiedziałam o propozycji mamy Ady. Mama kategorycznie zdecydowała, że żadna Lenka ma do nas nie przyjeżdżać – albo Ada, albo nikt.
Powiedziałam o tym tacie, ale on nie oddzwonił, bo znów robił alkohol.

Nie pożyczę ci płyt

Radosław przyszedł do naszego pokoju późnym wieczorem, a ja dopiero co się umyłam i siedziałam na łóżku w piżamie trzymając płyty Kim Wilde, które przywiozłam ze sobą do szkoły, bo nie mogłam się z nimi rozstać. Radek zaraz to zauważył i zaproponował mi, bym je mu pożyczyła:
– Nie pożyczę ci płyt – powiedziałam stanowczo wchodząc pod kołdrę i kładąc płyty na innym łóżku.
Usiadł na nim Radosław i zagadał coś do Mileny. Ona siedziała przy komputerze i chyba robiła jakieś porządki. Radek wziąwszy jedną płytę do ręki zapytał o coś Milenę poczym ona zastanowiwszy się chwilę puściła przez internet jakąś nudną debatę czy coś w tym rodzaju. Wychowawcy wcale do nas nie zaglądali, ale i bez tego wiedziałam, że jest bardzo późno. Nie chcąc im jednak przeszkadzać sprawdziłam godzinę pod poduszką na zegarku mówiącym a raczej chciałam sprawdzić, bo zamiast tego w zegarku usłyszałam głos Kingi:
– Która godzina? No, nie wiem, czy ci mówić, bo jest tak późno, że na pewno taka pora by ci się nie spodobała.
-Ale powiedz, już się z tym pogodziłam – powiedziałam zdumiona i nacisnęłam guzik zegarka jeszcze raz:
– Godzina, godzina jest w pół do drugiej – zawołała podnieconym głosem i jakby z satysfakcją Kinga.
Wyciągnęłam zegarek z pod poduszki i odłożyłam go na stałe miejsce na szafce.
– Może byście kończyli już to słuchanie co? – zagadnęłam do Mileny i Radka.
– Dobra, kończymy – mruknęła Milena i wyłączyłam komputer a Radosław opuścił pokój, ale z małym niedosytem jeśli chodzi o tak ciekawe dla nich słuchowisko.

Categories
Sny

krótkie spotkanie

Wyjechałam z rodzicami na wakacje nad jakieś jezioro, ale, że oczekiwana przeze mnie płyta jeszcze do mnie nie dotarła, więc zmieniliśmy z tatą adres przesyłki na miejsce tymczasowego pobytu nad jeziorem. Na miejscu okazało się, że mieszka też w pobliżu ciocia Ewa a że ma dużo wspólnego z Allegro, więc podjęła się przypilnować paczki.
Miała ją dostać od jakiegoś pośrednika z Rosji.
Któregoś dnia pobytu obudziłam się bardzo słaba i rozdrażniona, więc rodzice sami udali się do cioci, by zapytać o płytę. Po jakiejś godzinie zadzwonili po mnie więc przywlekłam się do cioci niechętnie.
Okazało się, że płyta już jest, ale ciocia miała jakieś problemy z tym pośrednikiem, ponieważ on przetrzymywał paczkę licząc na to, że o niej zapomnimy i miał zamiar ją później sprzedać.
Wzburzyła mnie ta wieść i zdziwił mnie fakt, że ciocia nie zadzwoniła do nas sama w sprawie płyty, gdy wszystko skończyło się pomyślnie. Płyta leżała w reklamówce z jakimś jeszcze innym pudełeczkiem, ale nie ciekawiło mnie prawie wcale co w nim jest. W przyległym pomieszczeniu do tego w którym obecnie ciocia nas gościła była kuchnia i stamtąd dochodziły jakieś głosy. Już wkrótce dowiedzieliśmy się, że ciocia ma gości zagranicznych i że pragnie przedstawić nam kilku z nich. Już po chwili ciocia udała się do kuchni i przyprowadziła ze sobą kilka osób między innymi Kim Wilde, która podszedłszy do mnie uścisnęła mi rękę i rzekła do mnie coś po angielsku, ale jej nie zrozumiałam.
Byłam tak oszołomiona tym krótkim acz wspaniałym spotkaniem, że zapomniałam poprosić ją o autograf zwłaszcza, że miałam przecież przed sobą jej album.
Wracając z rodzicami od cioci miałam wielką głupawkę i sama nie wiedziałam dlaczego. W domu rozpakowałam płytę i położyłam ją obok "Close", którą wzięłam ze sobą na wakacje i nawet nie posłuchałam nowego albumu, bo znów ogarnęła mnie wielka senność. Przez sen usłyszałam, że ktoś wchodzi do mojego pokoju i kręci się przy mym biurku. Była to Kim, która za prośbą cioci przyszła podpisać moje płyty.
Chciałam się za wszelką cenę obudzić, ale zdołałam podnieść swe ciężkie, zmęczone powieki dopiero, gdy Kim zamknęła za sobą drzwi, a ja nie byłam już w domku nad jeziorem, tylko we własnym łóżku.

Categories
Sny

Smutne melodie z Allegro (z dedykacją dla Rafałko

Tajemnicza kaseta

Kiedyś pani Zarzycka przedstawiła nam pewnego wykonawcę w stylu Grzegorza Turnaua i zaleciła, by każdy z nas kupił choć jedną płytę tego artysty.
Twórczość tego człowieka wcale mi się nie podobała, ale cóż, trzeba się poświęcić dla dobra nauki.
Weszłam więc z tatą na allegro i wybraliśmy najlepszy zdaniem nauczycielki album.
Można było go też kupić w formie kasetowej, ale używany.
Taka forma była najtańsza.
Szkoda mi było pieniędzy na twórczość tego pana, więc kupiłam kasetę. Przesyłka przyszła bardzo szybko i już w następnym tygodniu mogłam pochwalić się pani Zarzyckiej moim zakupem. Nauczycielka bardzo się ucieszyła na widok albumu i nawet nie przejęło ją to, że jest to kaseta.
– No, to teraz czas słuchać – powiedziała do mnie i przeszła do lekcji. W szkole nie miałam na czym słuchać albumu, więc dopiero w piątek wieczorem wsadziłam kasetę do mej wieży. Na pierwszej stronie leciały piosenki o których wspominała nauczycielka polskiego.
Druga strona jakoś nie chciała się odtworzyć. Z początku wcale się tym nie przejęłam, bo spać mi się chciało okropnie, więc to nawet lepiej, zajmę się tym jutro. Przez cały następny dzień byłam zajęta więc kasetę włączyłam dopiero wieczorem, po kąpieli przed snem. Wysłuchałam jeszcze raz pierwszej strony kasety, a potem zmusiłam niesforny odtwarzacz, by zajął się także drugą stroną. Ku mojemu zdziwieniu nie było na niej ani jednej piosenki nudnego wykonawcy. Najpierw słychać było jakieś szumy, jakby ktoś się na tej kasecie nagrywał, potem przez chwilę słychać było głośne rozmowy, a następnie popłynęła jakaś smutna piosenka w stylu "Voyage Voyage".
Trochę się tej piosenki bałam, ale wysłuchałam jej cierpliwie do końca. Potem na jakąś sekundę włączył się ulubieniec pani Zarzyckiej i znów lata osiemdziesiąte. Już nie słuchałam dalej kasety. Pobiegłam do taty zmartwiona.
Wczoraj pytał się mnie czy z kasetą wszystko w porządku, a ja odpowiedziałam, że tak i pewnie tata wystawił już dobrą ocenę temu sprzedawcy. I co teraz? Nie dość, że zmarnowałam trochę kasy na takiego nudziarza, jak ten pan, to jeszcze muszę wysłuchiwać czyichś nagrywek!
– Jutro zadzwonię do tego gościa – uspokajał mnie tata. Nie wiem jak ta historia się skończyła.
Wiem tylko, że tata z gościem rozmawiał, i że on nie chciał już tej kasety. Czy jednak zwrócono nam pieniądze, tego nie wiem i wolałam nie wiedzieć, by się zanadto nie wkurzyć. Pani Zarzyckiej nic nie powiedziałam o feralnej kasecie, bo uważałam, że temat jej idola już się zakończył.

Przedwczesne spotkanie

Jeszcze nie skończył się jeden rok szkolny, a już trzeba było myśleć o następnym, bo właśnie na nieszczęsnej lekcji polskiego przyszła jakaś dziewczyna i prosiła, by przyszły osoby zainteresowane studium realizacji dźwięku. Dziewczyna zaprowadziła mnie do jakiejś dziwnej, małej salki z keybordem.
Siedział tam jakiś nieznany mi mężczyzna i jeszcze kilka osób.
– Ile was będzie na tym kierunku – zapytał oschle mężczyzna.
– Oprócz nas jeszcze Mirosław i Radosław – odpowiedziałam.
Teraz pan dał nam chwilę czasu, byśmy się ze sobą zapoznali.
Oprócz mnie były tam jeszcze dwie dziewczyny: Iza i Enna oraz dwóch chłopców, w tym jeden o bardzo ładnym głosie.
Każdy miał powiedzieć coś o sobie. Dziewczyny powiedziały ze dwa zdania, ja rozgadałam się jak zwykle, a chłopak o ładnym głosie po prostu zaśpiewał.
Była to piosenka o miłości do naszego przyszłego kierunku.
Podczas gdy on śpiewał pomyślałam, że gdy się bliżej poznamy opowiem mu o przygodzie z kasetą i może ją mu pokażę.

Categories
Sny

Francuskie problemy

Weszła taka zasada, że pod koniec danego roku szkolnego polonista uczący daną klasę wybiera dla niej odpowiednią lekturę spoza programu – zwykle wg upodobań większości, ale nie zawsze. W tym roku pani Zarzycka wybrała dla nas jakąś trudną książkę nieznanego, francuskiego pisarza. Niestety o tym wyborze dowiedziałam się stosunkowo niedawno i byłam wtedy w domu, co utrudniało przeczytanie książki. Tak więc po długiej przerwie przyjechałam do szkoły kompletnie nieprzygotowana – przynajmniej jeśli chodzi o język polski. Pod koniec drugiej lekcji z naszym informatykiem Milenie przypomniało się, że mam sporządzić jakiś dokument, który ma nam być potrzebny do omawiania lektury. Wzór znajduje się na dysku T (od nauczyciela).
Miałam też udać się do pani Marty i wziąć od dwóch Francuzek, które przyjechały do nas jakieś potrzebne na lekcje teksty. Skopiowałam szybko dokument i zaczęłam go wypełniać, bo pan Marek był czymś zajęty i nie pilnował nas wcale tylko patrzył w ekran swego komputera i klikał zawzięcie.
Nagle zadzwonił dzwonek i wszyscy opuścili salę. Tylko ja zostałam przy swoim stanowisku:
– Czy mogę jeszcze chwilę posiedzieć? – zapytałam nauczyciela.
– Nie bardzo. Muszę zaraz wyjść.
– Dobrze, w takim razie tylko coś dopiszę. – zrobiłam to poczym spakowałam swoje manatki i również opuściłam salę. To był koniec lekcji na dziś.
Teraz zostało mi tylko udać się do pani Marty.
Najpierw jednak zjadłam obiad i zostawiłam laptopa w pokoju. U nauczycielki od angielskiego rzeczywiście siedziały jakieś dwie dziewczyny.
– Proszę, wybierz sobie który chcesz – powiedziała pani Marta. – Zostały jeszcze trzy.
Zupełnie nie wiedziałam który wybrać. Jeden był bardzo gruby i źle pozszywany, jeden był chyba cały po francusku, a jeden stanowiła tylko jedna kartka i zaczynał się od słowa "polowanie". W końcu nie wiem dlaczego, ale wybrałam ten najgrubszy.
Skoro nie przeczytałam lektury, to przynajmniej poczytam coś na lekcji – pomyślałam i opuściłam salę.
Nawet nie zauważyłam, że jedna z Francuzek wyszła za mną po cichu, a po chwili, tuż przed nowym internatem złapała mnie i wyrwała tekst z ręki.
Było to grube, wysokie babsko i w dodatku śwargotało do mnie po francusku, więc nawet nie protestowałam. Z tego wszystkiego zapomniałam języka w buzi i nawet nie wydusiłam choćby kilku słów po angielsku. Dziewczyna uciekła z kartkami, a ja stałam oniemiała koło schodów prowadzących do nowego internatu.
Mogłam wziąć ten krótki tekst z napisem polowanie, to może by się na niego nie połaszczyła. I co ja teraz powiem pani Zarzyckiej? Milena poradziła mi, bym poszła do pani Eli z tym dokumentem, bo mogłam go źle wypełnić.
Byłam trochę zmęczona tymi francuskimi przygodami, ale jak się długo siedzi w domu, a nie w szkole, to potem się za to płaci. Poszłam więc do pani zarzyckiej, która akurat przebywała w Pk i poprosiłam o sprawdzenie dokumentu. Polonistka rzeczywiście wciąż się czegoś czepiała. Raz nawet interweniował pan Marek, bo chodziło o jakieś skomplikowane formatowanie i kłóciłyśmy się jak to lepiej zrobić. Po jakiejś godzinie wszystko było gotowe. Pan Marek wydrukował dokument i pani Elżbieta dokładnie go obejrzała.
– Weź to teraz do siebie i przynoś na najbliższe lekcje polskiego, bo może się przydać.
– Dobrze – powiedziałam i opuściłam salę.
Następnego dnia idąc na lekcje nawet nie myślałam o francuskich przygodach z tekstami i trudnymi dokumenciskami. Milena też nie brała żadnych kartek brajlowskich ani czarnodrukowych. Może zapomniała po nie pójść, albo przytrafiło jej się to samo co mnie? Przynajmniej nie będę sama z tym problemem. Na polskim pani Zarzycka nie zrobiła testu z lektury, ani też nie pytała kto przeczytał, a kto nie, tylko zrobiła mały wstęp do lektury, opowiedziała trochę o nieznanym, francuskim pisarzu i powiedziała:
– A teraz przeczytam wam fragment rozdziału "Polowanie", a potem go sobie omówimy. Odetchnęłam z ulgą, a pani zaczęła czytać:
– Pan Mors poszedł na długo oczekiwane przez niego polowanie, ale niestety w jego trakcie z niewiadomych przyczyn ciupnął. – usłyszawszy słowo ciupnął ogarnęła mnie zwyczajowa śmiechawka, co nie było już dla nikogo dziwne.
– Czy nigdy nie słyszałaś słowa ciupnąć? – zapytała spokojnie nauczycielka.
– Nigdy – próbowałam powiedzieć przez śmiech. Gdy wreszcie skończyłam się śmiać pani zaczęła czytać dalej, ale wtedy do sali wszedł pan Marek z panią Grosik i poprosili mnie na zewnątrz i zrobiło się groźnie.
Mimo powagi sytuacji poprosiłam nieśmiało:
– Tylko nie czytajcie beze mnie, co?

EltenLink