– Pojedziemy do cioci Ewy, bo dawno nas tam nie było – powiedziała mama krzątając się po sypialni, a ja wiedziałam, że nie ma się co z tym kłócić.
Następnego dnia już tam byliśmy. Ciocia przygotowała wystawną kolację na nasze powitanie. Posiłek był pyszny, ale atmosfera sztywna. Pod koniec posiłku coś otarło się o moją nogę.
Schyliłam się pod stół i znalazłam tam niedużego kota.
Miał on zwykły wygląd, ale było w nim coś osobliwego.
Wzięłam zwierzę na kolana i powiedziałam do cioci:
– Nigdy mi nie mówiłaś, że macie kota.
– Bo ten kot był niezapowiedziany – powiedziała niedbale ona. – To jest kotka.
– A jak ma na imię?
– Eeee, nie wiem. Wiktoria miała ją nazwać, ale coś nie wyszło.
– Co nie wyszło? – zapytałam zaskoczona.
– No nie wiem. Ona nie chciała tego imienia czy coś takiego.
– Może ja spróbuję ją nazwać – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego. Idąc spać zapragnęłam, by kotka przyszła do mnie do łóżka, ale nic takiego się nie stało. Może ciocia zamyka kotkę gdzieś w piwnicy, albo zwierzę po prostu nie ma do mnie zaufania.
Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie.
Chwilę leżałam na łóżku i wsłuchiwałam się w otoczenie. Usłyszałam gdzieś w oddali muzykę, jakby z radia.
Wstałam więc, by poszukać źródła dźwięku. Jak się niebawem okazało muzyka dobiegała z kuchni, z małego radyjka. Piosenka bardzo mi się podobała i coś mi przypominała.
Myślałam, że to jakaś stacja radiowa, ale była to płyta i zapragnęłam ją mieć. Słuchając albumu zamyśliłam się i wyrwała mnie z niego dopiero tajemnicza kotka cioci. Wzięłam ją na kolana i podrapałam pod brodą. Nią też chętnie bym się zaopiekowała.
Zaraz potem przyszła ciocia i kotka straciła dobry nastrój. Już po śniadaniu mieliśmy wracać do domu.
Kiedy się zbieraliśmy ciocia zapytała, czy chcę płytę, która leży w kuchni. Już miałam powiedzieć, że bardzo chętnie i w ogóle, kiedy z drugiego pomieszczenia odezwała się mama:
– Nie Ewa, po co. Ona ma już tyle płyt, że półki się pod nimi uginają. Byłam wściekła na matkę, ale zacisnęłam zęby i nic nie powiedziałam.
Trudno, będę musiała jeszcze kiedyś tu zawitać.
Nawet nie zapytałam o wykonawcę tej płyty.
Zrobiło mi się smutno i zbierało mi się na płacz.
Chciałam pożegnać się z kotką, ale ona była gdzieś ukryta, zapewne przed ciocią.
Przysiadłam więc na jakimś krześle czekając, aż rodzice wszystko spakują. Było mi zupełnie wszystko jedno, czy coś zostawię czy nie.
Myślałam o kotce i płycie.
Miałam niejasne wrażenie, że te dwie rzeczy mają ze sobą coś wspólnego. Kiedy już wyszliśmy na zewnątrz, do ogrodu, kotka nagle się pojawiła i zaczęła wrzaskliwie miauczeć, plącząc mi się pod nogami, jakby nie dając mi odejść.
Zrobiło mi się żal zwierzęcia, bo pewnie rodzina Skórów z jakiegoś powodu jej nie lubi.
Nawet nie próbowałam prosić mamę o zabranie ze sobą kota. Z wielkim trudem hamowałam łzy.
– Do widzenia Kiziu – powiedziałam i odjechaliśmy.
W garderobie u Lady Gagi
Zostawiliśmy w domu śpiące niemowlę, którym aktualnie się opiekowaliśmy i udaliśmy się na wieczorny festiwal w Krasocinie. Prowadzącym był jakiś starszy pan. Na scenie pojawiały się najczęściej zespoły discopolowe, albo ludowe. Muzyka wcale mi się nie podobała, ale trudno, jakoś się przeżyje. Na koniec prowadzący zapowiedział niespodziankę i na scenę weszła Lady Gaga, ale zaśpiewała tylko dwie piosenki.
Późno wróciliśmy do domu i chciało nam się spać. Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Zeszłam z mamą otworzyć.
Przed drzwiami stał prowadzący dzisiejszego festiwalu i prosił nas o nocleg, co nas bardzo zaskoczyło, ale mama się zgodziła. Pościeliwszy mężczyźnie w gościnnym pokoju mama miała zamiar położyć się wreszcie do łóżka, gdy usłyszała ciche kwilenie niemowlęcia.
Zajrzała do jego becika i stwierdziła, że dziecko ma gorączkę i jakąś wysypkę. Zmartwiła się tym bardzo, dała niemowlęciu jakieś lekarstwo, przewinęła go i wreszcie położyła się do łóżka.
Następnego dnia mężczyzna opuścił nasz dom zaprosiwszy nas uprzednio na dzisiejsze, niedzielne występy i obiecał niespodziankę. Mama podziękowała za zaproszenie, ale powiedziała, że nie obiecuje, że przyjdziemy, bo niemowlę zachorowało. Nadszedł wieczór a niemowlęciu spadła gorączka, więc znów udaliśmy się na festiwal. Rodzice nauczeni doświadczeniem, że festiwal ten mnie nudzi posadzili mnie przy stoliku z jakąś młodzieżą, bym zawarła nowe znajomości i nieco lepiej się bawiła mimo dennej muzyki. Po chwili do stolika dołączyła jakaś kobieta z ochrypłym głosem i z początku jej nie poznałam.
Proponowała mi przechadzkę.
Była to Lady Gaga.
Naturalnie zgodziłam się na propozycję i wstałam od stolika.
Najpierw rzeczywiście chwilę się przeszłyśmy, ale potem Gaga musiała już iść do garderoby, żeby przygotować się do finalnego występu na tym festiwalu. Opowiedziałam jej o niemowlęciu, którym rodzice aktualnie się opiekują i o tym, że zachorowało.
– To nie dziwne. – odpowiedziała na to Gaga. – Nasz wspaniały prowadzący na pewno maczał w tym palce. W garderobie Gagi było dość ciasno a ona sama szykowała się i szykowała.
Zdziwiło mnie nawet, że nie ma żadnej pomocnicy, ale już jej o to nie pytałam, żeby nie przeszkadzać w przygotowaniach. W końcu piosenkarka była gotowa, ale zamiast siedzieć grzecznie za kulisami poszła na widownie tyle, że może bardziej wipowską i czekała tam na swoją kolej. Do występu artystki zostało już bardzo niewiele czasu, ponieważ na scenie słychać już było zapowiadające ją intro i ktoś do niego tańczył jakiś dziwny taniec.
Nagle podszedł do nas jakiś podpity mężczyzna i pogłaskał Gagę po plecach. Wtedy ona odwróciła się do niego i syknęła coś przez zęby, poczym jak pantera skoczyła na scenę.
Tańczący skłonił się i zszedł ze sceny a Gaga zaczęła śpiewać jakąś dziwną, nieznaną mi piosenkę. Mężczyzna, który ją zaczepił przysiadł się teraz do mnie i zaczął mnie łaskotać, co wcale mi się nie podobało. Na początku ściągałam jego ręce z mego ciała, potem spróbowałam go ignorować, pomachałam Gadze, ale wiedziałam, że nie zepsuje sobie występu, by mi pomóc. Zastanawiałam się gdzie są rodzice, ale nawet, gdyby chcieli mi pomóc będzie im bardzo trudno, bo na wipowską widownie ich nie wpuszczą chyba, że się im słono za to zapłaci.
Co potrafią wirusy
Pani Monika poprosiła mnie o przechowanie pewnego bardzo dużego folderu z muzyką.
Niechętnie się na to zgodziłam, bo nie chciałam zapychać swego dysku cudzymi plikami, ani też złapać jakiegoś wira.
Niestety moje obawy się sprawdziły. Folder był bardzo duży, a w nim całe mnóstwo wirusów, których mój avg nie wykrywał. Gdy ten folder kopiowałam był piątek po południu. Na dworze siąpił deszcz, a w radio leciała jakaś smętna, brzydka muzyka, której się trochę bałam.
Zajrzałam do tego folderu i był tam straszny bałagan. Na końcu jednego z podfolderów znalazłam wira, którego usunęłam własnoręcznie.
Potem zachciało mi się trochę spać, a mój komputer zaczął wyświetlać jakieś błędy. Na którymś z tych błędów dałam ok, ale to chyba nie był błąd tylko wirus, bo mój komputer zaczął się bardzo dziwnie zachowywać, między innymi puszczał piosenki z tego nieszczęsnego folderu, który usiłowałam skopiować i w dodatku była to muzyka w tym samym stylu, co ta puszczana w radio. Siedząc tak i martwiąc się co robić dalej nagle ze zdziwieniem zauważyłam, że nie siedzę już w swoim pokoju, na łóżku, przed laptopem, ale na jakimś twardym krześle w pobliżu sali w której właśnie miano pisać test z niemieckiego. Pani Jagoda wprowadziła wszystkich do środka życząc im powodzenia, a jakaś inna pani kazała reszcie wejść do innej sali i grać w filmie o jakiejś gosposi. Tą gosposią miała być Alanis, ale, że się nie stawiła, to zastąpiła ją pani Jagoda.
Wpuszczono nas do sali-mieszkania i pani Jaga kazała mnie i mej kuzynce Dorotce zrobić rosół, bo ona teraz wychodzi, by załatwić ważne sprawy. W rzeczywistości chciała tylko iść do drugiej sali i sprawdzić jak się pisze jej uczniom test. Nie mogłyśmy sobie w ogóle poradzić z tym rosołem, dlatego zaprzestałyśmy jego gotowania i zaczęłyśmy robić porządek w mnóstwie płyt, które znajdowały się w tym pomieszczeniu. Gdy już wszystko uporządkowałyśmy Dorotka rozglądała się za jakimś sprzętem, by którąś z nich odtworzyć, gdy nagle do pokoju wtargnął wiatr, a wraz z nim jakiś nieprzyjemny swąd jakby od pożaru.
– Musimy uciekać – powiedziała Dorotka zbliżając się do drzwi, a ja poszłam w ślad za nią myśląc o wszystkich płytach, które trzeba tu będzie zostawić na pastwę tego nadchodzącego czegoś. Za drzwiami na jednym z twardych krzeseł siedziała Danusia, więc zagaiłam ją rozmową. Danka zwierzała nam się, że ona nie pisze żadnego testu i zupełnie nie wie co tu właściwie robi i ma straszliwą chandrę.
Powiedziałam jej, że ze mną jest całkiem podobnie i że za tymi drzwiami dzieje się coś niedobrego. W tym momencie w sali obok zakończono pisanie testu z niemieckiego i zapowiedziano angielski.
Zrobiło się niemałe zamieszanie, a ja znów pomyślałam o płytach w sali-mieszkaniu. Postanowiłam wejść do tego dziwnego pomieszczenia jeszcze raz i wziąć sobie parę płyt. Gdy otworzyłam drzwi i wsunęłam się do środka stwierdziłam, że wieje o wiele bardziej niż przedtem, ale już tak nie śmierdzi. W sali był jeszcze jakiś chłopak i pani Jagoda, ale płyt na półkach już nie było. Co się z nimi stało? Czy wiatr w sali był aż tak duży, że je z niej wywiało? Zapytałam o to panią Jagodę, ale ona zamiast odpowiedzieć mi jakoś konkretnie, to tylko wydarła się na mnie.
– Płyt nie ma i nie będzie, a ty leć pisać angielski!
Bardzo poirytowana na nauczycielkę niemieckiego wyszłam z wietrznej sali i poskarżyłam się Danucie nie zważając wcale na to, że pani Jagoda mogłaby coś z tego usłyszeć. Nie poszłam też pisać testu z angielskiego, bo znów znalazłam się na swoim łóżku, w pokoju, przed laptopem, a przy nim pan Marek, który ratował go właśnie przed dalszą inwazją wirusów.
Komunikatory i Chipsy
Z teczki o Marcinie Wojciechowskim
Komunikatory i Chipsy
Miałam być u Alicji do niedzieli po południu a był już czwartek. Nic konkretnego się nie działo, bo nacieszyłyśmy się już sobą, jej płyty już nie robiły na mnie takiego wrażenia.
Siedziałyśmy więc to na dole, to na gurze i rozmawiałyśmy, albo bawiłyśmy się z Lilką, jednym słowem wiodłyśmy beztroskie życie przyjaciółek. I właśnie w ten czwartek, kiedy kompletnie nic się nie działo i może nawet było trochę nudno rodzice Ali poinformowali nas:
– Mamy nowy pokój w którym będzie się dla was coś dziać, możecie tam zapraszać gości i robić to, na co macie ochotę.
Zaraz poszłyśmy do owego pokoju, gdzie szybko się rozgościłyśmy.
Pokój ten był brzydki i w ogóle nie pasował do wnętrza domu przyjaciółki, ale było tam kilka płyt, których Alicja wcześniej w tym domu nie widziała dlatego też przyjaciółka przyniosła swego niezawodnego Blaupunkta i zaczęła płyty przeglądać. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi domu Ali i rodzice wpuścili kogoś do środka, a już w następnje chwili ten ktoś zapukał do naszego pokoju i Alicja wpuściła go do środka. Był to pan Marcin Wojciechowski, który w drodze do domu postanowił nas odwiedzić. Pan Marcin proponował mi zarejestrowanie się na jakiś nieznany nam komunikator, a że nie byłam tą propozycją zachwycona wylogował się i poczęstował ciastkami, które zostawili rodzice Ali. Zapytałam go czy często wydaje swoje płyty skoro ma ich tak dużo i wtedy pan Marcin puścił jakieś nagranie, na którym było w tle słycać posenkę, któej szukam od jakiegoś czasu i głośne rozmowy.
Potem zostawił nam jakąś małą karteczkę z liczbami, pożegnał się i poszedł.
– To rzeczywiście działa – powiedziałam do Alicji nadal przeglądającej płyty.
– Moi rodzice rzadko coś dają, ale jak już dadzą to porządnie.
Już po beztroskim pobycie
Była środa wieczorem.
Usiłowałam słuchać zet na punkcie muzyki, bo wielki hałas był w pokoju. Trochę chciało mi się spać, ale musiałam się jeszcze uczyć.
Zdziwiło mnie, że w radiu lecą tylko piosenki i nikt nic nie mówi.
Nagle zapukała do naszego pokoju pani Ilona.
– Karolinko, czas iść na orientację.
– Och, zupełnie o tym zapomniałam, jestem dziś niedzisiejsza.
Otworzyłam szafkę, by wyjąć z niej dokumenty i znalazłam tam chipsy. Z wrażenia zabrałam je ze sobą na zajęcia.
Idąc przez Kraków otworzyłam paczkę, a pani Ilona jadła razem ze mną.
Nagle, gdy byłyśmy blisko przystanku poczułam ogromny niepokój i jakoś wiedziałam, że to wszystko wina tych nieszczęsnych chipsów, które potkusiło mnie wziąć.
– Musimy nawiewać! – krzyknęłam z całych sił, złapałam się pani kurczowo za rękę, w drugiej trzymając laskę i napoczętą paczkę chipsów gnałam ile sił w płucach do autobusu.
Wsiadłyśmy do jakiegoś, ale ja nadal się bałam. W autobusie grało radio, ale nie wiedziałam jakie, bo leciała jakaś piosenka.
Zostawiłam chipsy na krześle a potem wysiadłyśmy z autobusu, a pani Ilona robiła mi wyrzuty, że narobiłam zamieszania na zajęciach.
Przecież ona sama też się wystraszyła – pomyślałam, ale już nie chciałam się z nią kłócić. Wiedziałam, że coś złego się dzisiaj stało, że coś tu jest nie tak.
Jeszcze raz
Oto sen, który przyśnił mi się w okolicach mojej studniówki.
Jeszcze raz
Przeprowadziliśmy naradę, a na niej głosowanie.
Wyniki przedstawiały się tak, że studniówka odbędzie się jeszcze raz, ponieważ większość uważa, że była nieudana.
Zdecydowaliśmy jednogłośnie, że trzeba jak najwięcej zmienić, aby była większa szansa, że tym razem studniówka się spodoba. Presja była ogromna, bo każdy chciał, żeby nie trzeba było znowu powtarzać imprezy. Jedną z poważnych zmian wprowadzonych do naszych przygotowań była zmiana programu artystycznego oraz jego organizatorów. Tym razem mieli się zająć programem nauczyciele rytmiki z Owińsk. Dostaliśmy od nich zarządzenie, że wszystkie dziewczęta na próby oraz na występ mają przyjść w balerinkach, żadnych szpilek ni obcasów. Dla mnie nie stanowiło to żadnego problemu, bo miałam przecież nowiutkie baleriny, ale niektóre dziewczyny bardzo się buntowały.
Program artystyczny był bardzo dziwny i trudny, ale czego nie robi się dla udanej studniówki. W naszym pokoju również panowało niemałe zamieszanie, bo Kasia nie pojechała do domu i trochę nam przeszkadzała jak to ona.
Zginęły mi gdzieś słuchawki, więc zapytałam jej czy by mi jakichś nie pożyczyła.
– Na razie pożyczę ci słuchawki zapasowe, a za jakiś czas dam ci słuchawki dla głuchych, bo i tak dostałam je z dofinansowania – powiedziała rzeczowo koleżanka. Od tej pory codziennie, gdy wracałam z próby dostawałam od niej zapasowe słuchawki. Ten stan rzeczy zaczął mnie w końcu denerwować.
– Czy nie mogłabyś mi już dać te słuchawki dla głuchych? – zapytałam któregoś dnia.
– Nie mogę ci ich jednak dać, bo kontrola mogłaby się przyczepić i źle by się to dla mnie skończyło – powiedziała ona.
– To jest bardzo uciążliwe tak ciągle prosić się o coś.
– W takim razie niech słuchawki leżą na stoliku – znalazła rozwiązanie Kasia.
– Niech już będzie – pomyślałam i obiecałam koleżance solennie, że zawsze będę je odkładać na stolik.
Jeden problem jak na razie był rozwiązany, ale zaraz pojawił się następny.
Ktoś przywiózł do naszej szkoły Froda i umieścił go w wielkiej skrzynce w naszym pokoju. Z początku pies siedział tam cichutko i grzecznie do czasu, aż Kasia chciała go na chwilę wypuścić, by się mu przyjrzeć, nakarmić go, wysprzątać skrzynię po jego odchodach itd.
Wtedy pies rozszalał się na dobre. W czasie jego szaleństwa zawitała do nas pani Bogusia.
– Proszę zobaczyć mojego psa. Ma pani jedyną, niepowtarzalną okazję – mówiłam rozgorączkowana. Pani Bogusia nie podzielała mojego entuzjazmu. W końcu pogłaskała go na odczepnego i poszła sobie. Dziewczyny zadzwoniły do jednego z naszych studniówkowych pomocników posiadających samochód i pies został wywieziony w bezpieczne miejsce.
Jednak problem psów w internacie wcale się nie skończył, bo teraz dali nam pod opiekę skrzyżowanie teriera z pekińczykiem i wielkiego pitbulla czy amstaffa. na szczęście były to pies i suka. Ja mimo to bałam się o suczkę.
Któregoś dnia psisko bardzo postraszyło małą i baliśmy się, że ją zagryzie.
– Nie martwcie się, to przecież pies i suka – uspokajała nas Kinga.
– Nigdy nic nie wiadomo – powiedziałam załamującym się już głosem.
– W takim razie trzeba wywieźć psy – powiedziała Ewelina.
– Nie róbcie tego – odezwała się Kasia. – Ta suczka jest tak podobna do mojego pekińczyka.
– W takim razie zostawmy sukę. Ona należy do naszego nowego didżeja, więc nie możemy dawać jej w niepowołane ręce – powiedziała Ewelina.
– Skoro nie masz nic do roboty, to się suką zajmij – wtrąciła się Emilia i przekazała puchatą kulkę Kaśce, co mnie trochę wkurzyło, ale może się z nią jakoś dogadam co do opieki nad psem.
Przerwa w przygotowaniach
Dziewczyny wymyśliły, że co najgorliwsi uczestnicy studniówki powinny zrobić sobie przerwę i pojechać do domu, albo w inne zaciszne miejsce, by tam wypocząć. Ja należałam do tych gorliwych, bo często poddawałam dobre pomysły nauczycielom od rytmiki i robiłam dużo dekoracji, więc dane mi było pojechać do domu. Na wsi wszyscy przywitali mnie z wielką radością i nie dali mi wcale odpocząć, a ukoronowaniem braku odpoczynku w mym domu był sms od Pauliny:
Spotkanie nasze z królową nauk odbędzie się w niedzielę o godzinie 9:26. Proszę się nie spóźnić! U cioci wzięłam na ręce Nelly, która była bardzo podobna do teriero-pekińczyka, którym opiekowaliśmy się w szkole tylko że nieco większa.
Ostatnio zastanawialiśmy się ile suczka waży, bo trzeba ją będzie odrobaczyć. Wzięłam ją więc na ręce i po długiej chwili namysłu orzekłam:
– Ona nie będzie mieć dziesięciu kilo.
– Oj, to nie dobrze – zmartwiła się Paulina.
– Na pewno coś się wymyśli – pocieszyła ją ciocia. Już miałyśmy siąść do matmy, kiedy zadzwonił do mnie telefon. Dzwoniła Kinga.
– Karola wracaj szybko do szkoły, bo znowu są problemy.
Co oni ode mnie chcą
Zostałam na weekend w internacie, ale nie był on zbyt przyjemny przez pewne wydarzenia.
Mianowicie przyszła do naszego pokoju Paulina, zebrała grupkę chętnych i chciała przygotować jakieś przedstawienie ze strojami i muzyką. Te stroje to nawet już ze sobą przyniosła.
Kiedy Paula rozdała już wszystkim chętnym role zaczęła rozdawać stroje, by je poprzymierzano.
Wtedy to Paulina bardzo mnie wkurzyła, bo zdjęła mi spódnicę i wpychała na mnie jakąś brzydką fartuchowatą sukienkę.
Wtedy powiedziałam jej ze złością, że ja przecież nie zgłosiłam chęci do udziału w jej przedstawieniu. Kuzynka zdjęła więc ze mnie okropną sukienkę a reszta grupy była bardzo rozczarowana, że nie chcę się z nimi bawić.
– My będziemy robić próby w tym pokoju, a ty co? – mówiła Ewel, ale mnie to nie wzruszało. Mam już wystarczająco dużo swoich zajęć.
Poza tym Ewel i cała reszta częściej zostają na weekend niż ja więc mogą się w takie rzeczy bawić. Ja już kategorycznie zdecydowałam: nie dam się w to wciągnąć.
Powrót do dzieciństwa
Przyjechałam do domu na parę dni, ale wszyscy domownicy mieli plany spędzenia tych paru dni poza domem. Mama załatwiła mi więc opiekę i toważystwo w postaci pani Ani, która opiekowała się mną, gdy byłam mała i spędziłam z nią kilka dobrych chwil słodkiego dzieciństwa.
Bardzo mnie ucieszył fakt, że się z nią zobaczę. Gdy wreszcie zawitała w progi naszego domu zaprosiłam ją do swego pokoju, by puścić jej moją ulubioną płytę Phila Collinsa z dzieciństwa i żeby było jak za dawnych czasów.
Niestety mój cudowny plan nie powiódł się zupełnie, bo kiedy nastawiłam płytę, to po chwili włączyło się radio.
Nawet nie zdążyłam zapytać mej dawnej opiekunki, czy pamięta ten czas jak się mną opiekowała i jak przyniosła mi kasetę. Chciałam sobie powspominać miłe czasy dziecięce i opowiedzieć jej jak mi potem ta kaseta zginęła i jak o niej marzyłam i w ogóle o wszystkim, co się wydarzyło w mym życiu od czasu, gdy przestała się mną opiekować. Dla pogłębienia dzisiejszej porażki do domu przyszła jakaś znajoma pani Ani z małym dzieckiem, które w dodatku broiło bardzo i zagadała ją na amen.
Potem płyta zaczęła chodzić normalnie, ale moja dawna opiekunka już nie zwracała na mnie uwagi, tylko gadała z tą kobietą i pilnowała jej nieznośnego bachora. Byłam na nią wściekła. Na nią, na ten wadliwy sprzęt i w ogóle na wszystko. Tak bardzo chciałam powrócić na chwilę do miłych czasów dzieciństwa i nie było mi to dane, bo dosłownie przeszło mi koło nosa. Czy tak wiele chciałam od życia? Tylko pogadać z dawną znajomą.
Inni mają większe pragnienia i im się spełniają a mnie nie.
Jestem do głębi rozczarowana.
Mogła pani Ania tutaj w ogóle nie przychodzić.
Poszłabym najwyżej do sąsiadki i też by było, albo siedziałabym sama w domu. Muszę to jakoś przełknąć. W końcu nic takiego się nie stało, tylko te głupie wspomnienia się obudziły i namieszały mi w głowie.
Pocieszające jest jednak to, że ja przynajmniej mam co wspominać nie to co np. Emilka.
Trzy sny o Marcinie Wojciechowskim
Senne źródło informacji
Mieliśmy przeprowadzić się do Warszawy i większość rzeczy było już spakowanych. Na dworze był upał, a rodzice nie robili nic konkretnego. Mama koniecznie chciała posłuchać wiadomości w radiu zet. W wiadomościach odczytany był mój ostatni sen z bombą. Bardzo się tego przestraszyłam.
Rzeczywiście ostatnio wysyłałam komuś moje wypociny wraz z osobistym pamiętnikiem, ale do głowy mi nie przyszło, że trafi to do radia zet.
– Co to za dziwne, niestworzone wiadomości? – narzekała mama.
Chwilę się zastanowiłam poczym oznajmiłam:
– To jest mój osobisty sen, który przyśnił mi się wczoraj. – Gdy to powiedziałam zrobiło mi się jeszcze bardziej strasznie.
Następnego dnia nie pojechaliśmy do Warszawy, bo tata miał jakieś problemy w pracy, a mama pojechała do Niemiec, więc rozpakowałam na nowo manatki i rozgościłam się znowu w swym ukochanym pokoju.
Któregoś dnia przyjechała do mnie Ala, ale ja musiałam się dużo uczyć, więc ona cierpliwie czekała aż skończę a wieczory spędzałyśmy już razem.
Wtedy jednak byłam tak zmęczona, że nie potrafiłam z siebie wykrzesać żadnej głupawki i słuchałam spokojnej muzyki. Alicja przywiozła płytę Seala, ale pokazała mi ją tylko na chwilę, bo należała do jej taty a on nie chciał mi jej oddać, bo była oryginalna.
Zbliżał się dzień naszego rozstania i wtedy pomyślałam, że dobrze by było pobyt Ali u mnie przedłużyć i ten ostatni dzień wolny od szkoły spędzić na przyjaciółkowym bleblingu i głupawce.
Powiedziałam o tym tacie, a on się zgodził, więc, gdy przyjechał jakiś gościu z firmy rodziców Alicji powiedzieliśmy mu, by dziewczyny nie brał. Mężczyzna poprosił nas, byśmy dali mu liść z lipy.
Potem okazało się, że i tak musimy jechać do Alicji, bo tata ma tam coś do załatwienia. U koleżanki było więcej płyt i mała, puchata suczka o imieniu Myszka. Mama Alibardzo się nią zachwycała. Piesek bardzo mi się spodobał, chyba miał coś z koker spaniela.
Miałam zamiar zostać u Alicji, ale nie wzięłam rzeczy, potem stwierdziłam, że lepiej by było, żeby Ala już została, bo i tak nie długo trzeba jechać do szkoły więc zapytałam przyjaciółkę
– czy zabrałaś ode mnie wszystkie płyty?
Chyba tak. – Tata Alicji wspomniał coś o płycie Seala, której tak ostro bronił a mój tata rozmawiał z mamą Alki i Myszka im przeszkadzała.
Dla wszystkich
Nasi rodzice mieli załatwić coś w Warszawie, a my mieliśmy to spokojnie przeczekać. Tata załatwił nam pobyt u Marcina Wojciechowskiego.
Ucieszyło mnie to bardzo, ale wolałabym pojechać do niego bez mojej klasy zwłaszcza, że dołączyła się jeszcze do nas Anka, bo ona musi być z Piotrusiem. Rodzice wstali o czwartej nad ranem i ja też się wtedy obudziłam, ale dla rozbudzenia włączyłam radio i tak mnie zaciekawiła audycja, że trochę na łóżku jeszcze poleżałam. W końcu tata bardzo się na mnie zezłościł, więc wstałam niechętnie i zjadłam śniadanie. Do Warszawy jechaliśmy bardzo długo, ale na szczęście okazało się, że Piotrek i Anka znaleźli sobie inne miejsce na przeczekanie i wysiedli po drodze. Gdy wreszcie dojechaliśmy na miejsce był już późny wieczór. Pan Marcin przywitał nas szeptem jakby ktoś u niego w domu spał. Edward z Emilią jęli się rozpakowywać, Grzesiek usiadł przed komputerem, Szymon pisał smsa na swojej komórce – pewnie do rodziców, że szczęśliwie dojechał do celu, Łukasz jak zwykle obojętny na wszystko z słuchawkami na uszach usiadł gdzieś w kącie, Hubert poszedł się czegoś napić do kuchni, Radek grzebał w bogatych zbiorach płytowych, a ja… ja po prostu stałam na środku pokoju i nie wiedziałam, czy jest fajnie, czy nie. Moja klasa jest tutaj zbędna, ale może powinnam się w ogóle cieszyć, że tu jestem i nie zważać na szczegóły?
Dla dziennikarzy
W naszej szkole miała się odbyć wielka impreza.
Mieli się do nas zjechać wszyscy dziennikarze z całej Polski. Z tej to okazji pani Zagórska poprosiła mnie, bym przemówiła na temat dwóch rzeczy: naszego kierunku oraz jabłek.
Miałam to zapisane na kartkach i wydawało mi się, że umiem, ale im bliżej było do wystąpienia, tym bardziej wszystko mieszało mi się w głowie i zapominało. W końcu przerażona podeszłam do pani Zagórskiej i zapytałam, czy mogę mówić swoimi słowami, a nie tymi, które były na kartce. Nauczycielka zgodziła się, co pokrzepiło mnie nieco. Na nasze szkolne wydarzenie przyjechała też moja mama, która zresztą dodawała mi otuchy.
– Od wczoraj opiekujemy się psem mojej znajomej – powiedziała mama. – Za to, że się nim zajmujemy kobieta pożyczyła nam swojej limuzyny, więc szpanujemy wśród dziennikarzy.
Byłam bardzo ciekawa jak wyglądał ten pies.
Nadszedł wreszcie czas występu.
Miałam przemawiać jako pierwsza. Z początku bardzo się stresowałam, ale już po chwili weszłam w trans i prawie zupełnie zapomniałam o tremie.
Doszło nawet do tego, że pani Zagórska sugerowała mi zakończenie przemówienia. Nie opowiadałam więc o jabłkach.
Zaraz po mnie na scenę weszła mała dziewczynka i przedstawiła wyniki badań dotyczących doświadczeń jabłek z trutkami. Dziewczynka wykazywała ile trutka musi przebywać w jabłku, żeby po je wyjęciu trucizna spełniała swoją funkcję. Po jej wystąpieniu była przerwa.
Przy samych drzwiach od sali usłyszałam Wojciechowskiego i chciałam do niego podejść, ale był za duży tłum i niestety nie zdążyłam. Nie miałam już żadnych zadań do wykonania na tej imprezie, więc mama zabrała mnie do domu. W samochodzie spotkałam się z psem znajomej mamy. Był wielki i miał gęstą sierść.
– Jak długo będzie tu u nas przebywać? – zapytałam mamę.
– Myślę, że około tygodnia.
– A co z Frodem?
– Jakoś się dogadują.
Więcej nie zadawałam już pytań, wróciłyśmy spokojnie do domu.
Co tu się właściwie stało
Sen związany z Lady Gagą
Co tu się właściwie stało?
Przyjechałam w niedzielę do szkoły i z niecierpliwością czekałam na Kasię, której to miałam dać parę przedmiotów.
Wśród nich były m.in. takie rzeczy jak: książka pt. "Robot", figurka kotka w koszyczku i jakieś lekarstwa. Kasia ucieszyła się z przywiezionych dla niej rzeczy, ale długo nie przebywała w naszym pokoju, bo było już późno a poza tym Kaśka nie chciała mi przeszkadzać.
Kolejnym wydarzeniem, które chcę Ci opowiedzieć jest przyjęcie wieczorne zorganizowane przez panią Ludwikę.
Bardzo podobały mi się utwory, które ona puszczała, gdyż była dj'ką na tej imprezie. Na początku puszczała głównie piosenki zespołu Queen oraz solowe kawałki Freddiego, ale potem zaczęła przynudzać puszczając jakiś jazz albo smętnego bluesa.
Ktoś zapytał nauczycielkę dlaczego nie puszcza już piosenek Queenu a ona na to, że też chce puścić coś dla siebie a nie tylko słuchać tej tłuszczy.
Ponieważ muzyka zrobiła się nudna na dobre opuściłam salę pełną ludzi, którzy nie chcąc tańczyć do smętnej muzyki zaczęli jeść to, co podawano na stołach.
Przeszłam do mniejszego pomieszczenia, gdzie na dużych skrzyniach, takich jak w naszej harcówce siedziało ok. 10 skupionych osób.
Wśród nich była m.in. Lady Gaga. Usiadłam sobie w jej pobliżu i z miłą chęcią włączyłam się do osobliwej rozmowy która dotyczyła kosmosu a dokładniej życia na marsie. Najstarszy z uczestników rozmowy pytał po kolei każdego z nas czy wierzy w życie na marsie.
Odpowiedzi były krótkie i zdawkowe. Zazwyczaj ludzie odpowiadali dosłownie jednym słowem: tak lub nie.
Kiedy przyszła kolej na Gagę ona się rozgadała, co było do przewidzenia, bo po jej niektórych zachowaniach na scenie i w teledyskach można zaobserwować, że kosmos lubi.
Kiedy ona opowiadała o swojej wizji życia na marsie i o jej domniemanych mieszkańcach zaczęła mi się tworzyć w głowie bardzo ciekawa historia z Gagą w roli głównej, która wyruszyła z paroma innymi ludźmi na marsa. Ona oczywiście miała reprezentować muzykę. Z najważniejszych działów ludzkiego życia tych praktycznych typu biuro czy oświata i tych rozrywkowych sport czy muzyka wybrano po jednej osobie, które wyruszyły w tę osobliwą podróż. Lady Gaga wraz z tymi ludźmi przeżyła tam wiele niezwykłych przygód godnych pozazdroszczenia.
Były jednak i takie które mroziły krew w żyłach.
Jedną z takich przygód była przygoda z pianinem.
Czułam, że ta historia nadawałaby się na świetny film, który obejrzałoby wiele osób lubujących się w science fiction, a także łowców przygód.
Muszę tą historię zapisać – pomyślałam po czym wyśliznęłam się cichutko z sali, by nie przeszkadzać piosenkarce w rozważaniach. Niestety, by dotrzeć do mego pokoju, gdzie miałam laptopa musiałam przejść przez salę, gdzie odbywało się przyjęcie, co nie służyło napisaniu historii, bo rozpraszało moją uwagę zwłaszcza, że pani Ludwika przestała już przynudzać tą muzyką i ludzie zaczęli się bawić.
Teraz nauczycielka puszczała kawałki takich zespołów jak: Ace of base, Fun faktory czy La Bouche.
Kiedy wreszcie udało mi się wydostać z sali pełnej rozbawionej młodzieży okazało się, że w pokoju wychowawców nie ma kompletnie żadnego wychowawcy, co oznaczało tylko jedno: jeżeli obecnie nie ma nikogo w pokoju a pewnie tak jest, bo wszyscy bawią się na przyjęciu, to nie wezmę laptopa i nie zapiszę ciekawej historii o Marsie. Poszłam więc na trzecie piętro, by sprawdzić czy mój pokój jest zamknięty czy nie. Ku mojemu zdziwieniu pokój był otwarty, ale nikogo w nim nie było, co zadziwiło mnie jeszcze bardziej, bo moje współlokatorki nie mają zwyczaju zostawiania pokoju otwartego, gdy gdzieś wychodzą. Co to się dzisiaj dzieje? – zaczęłam się zastanawiać wyciągając mego laptopa zza łóżka.
Kiedy wróciłam do sali, gdzie odbywało się przyjęcie muzyka już nie grała i nie było słychać żadnych rozmów.
Postanowiłam jednak na razie się tym nie przejmować i korzystając z braku wesołego zamieszania przedostałam się do mniejszej sali, gdzie zostawiłam ludzi rozmawiających o kosmosie.
Kiedy po cichu uchyliłam drzwi okazało się, że w sali nie ma już nikogo. Bardzo mnie ten fakt wkurzył, bo dotarło do mnie, że bezpowrotnie utraciłam szansę na napisanie tej historii.
Tylko przy mej idolce, gdy ona snuła swą opowieść wyobrażały mi się te wszystkie szczegóły mojego scenariusza.
Chciałam jej zrobić niespodziankę i napisać historię, która stałaby się ciekawym filmem w którym to ona grałaby główną rolę a teraz co. Jej już nie ma w sali a jeszcze do tego ta okropna cisza w sali z przyjęciem. Co się przez te 5 minut stało, gdy ja byłam po tego cholernego laptopa?
Mogłam po niego nie iść, to bym przynajmniej wiedziała o co w tym wszystkim chodzi.
Może by mi się jakoś udało zapamiętać tą historię a jak nie to umówiłabym się z Lady Gagą, by mi jeszcze raz na spokojnie wszystko opowiedziała, gdy będzie już po imprezie i nikt nam nie będzie przeszkadzał. Cholera po co ja szłam po ten komputer? Wszystko zrobiłam źle i teraz to już po moich dalekosiężnych planach. Nie udało mi się ich zrealizować, bo już na początku wszystko się posypało.
Wróciłam do dużej sali z przyjęciem, gdzie pani Ludwika właśnie kończyła swoją przemowę słowami: "Nie przejmujcie się, ona sama tego chciała”. Nic z tego nie rozumiem i muszę się kogoś zapytać co tu się właściwie stało, bo zaraz nie wytrzymam.
Kiedy ruszyłam w poszukiwaniu jakiejś osoby kompetentnej pani Ludwika najspokojniej w świecie puściła jakąś ładną piosenkę Kylie Minogue do której wszyscy zaczęli tańczyć jakby w ogóle nic się nie stało.
Usiadłam przy jakimś stole, napiłam się soku i czekałam aż ktoś do mnie podejdzie i zacznie rozmowę, to się go zapytam co się stało.
Byłam już zbyt zmęczona, by wplątywać się w tańczących i wyrywać ich z zabawy. Przecież w końcu ktoś się zmęczy albo pani Ludwika znów zacznie przynudzać swoimi kawałkami i ludzie zasiądą do stołów to się czegoś dowiem. Po chwili przyjęcie dobiegło końca i wszyscy zaczęli się rozchodzić.
Wtedy to usłyszałam jak pan Wiesław mówił do kogoś:
– A ja jednak uważam, że nie można tak tego zostawić i uważać, że nic się nie stało, tak nie można!
Długa, dobrze przemyślana, przynajmniej w moim mniemaniu playlista wylądowała na nowiutkiej, dawno przygotowanej na tę okazję płycie.
Wsadzam krążek do odtwarzacza i delektuję się efektem swojej pracy. Jest już ósma. Do mego pokoju przychodzą pierwsi goście. Witam ich z radością, bo jestem pewna, że będą się świetnie bawić przy mojej muzyce. Na razie rozmawiamy o głupotach, ale mam nadzieję, że impreza zaraz się rozkręci. Do pokoju wchodzi tata, chwilę stoi w drzwiach, po czym pyta niepewnie:
– Dobrze się bawicie?
– Dobrze – odpowiadam cicho i zostawiam gości, bo przeczuwam, że tata ma mi coś do przekazania, nie koniecznie przeznaczonego dla ich uszu.
– Wiesz, że mama miała dziś wrócić z Niemiec?
– No jasne – odpowiadam.
– I miała spędzić sylwestra w Kielcach, z ciocią Lidią, nie wiem dokładnie gdzie, ale w jakimś małym gronie – kontynuuje tata.
– I co? – pytam głupio.
– I mamy nie ma – odpowiada równie nieskładnie tata.
– Może jest już w tych Kielcach?
– I ty w to wierzysz, że ona tak wprost po podróży, w zwykłych ciuchach, bez uczesania i makijażu wybrała się na sylwestra?
– Ale przecież mówiłeś, że w małym gronie, więc o co chodzi?
– No w małym, ale bez przesady. Mama by tak nie zrobiła.
Zajrzałaby najpierw do domu, by się nieco odświeżyć a skoro w małym gronie, to nie ubierze sukni balowej, tylko jakąś skromniejszą spódnicę, czy spodnie nawet., ale zajrzeć do domu musi
– Ok, masz rację. W takim razie co teraz?
– Trzeba mamy poszukać. Nie wiadomo co się stało, że do nas nie zawitała i my musimy koniecznie to zbadać.
– Nawet nie zajrzałam do gości, by im oznajmić, że będą zmuszeni bawić się sami, tylko ubrałam kurtkę i wybrałam się z tatą na poszukiwanie mamy. W Czostkowie nic o jej przyjeździe nie było wiadomo, co nas bardzo zmartwiło.
Gdzie tu teraz szukać? Co tu teraz robić? Pojechaliśmy do Strawczynka i tam odbywały się poszukiwania, ale spełzły one na niczym.
Wróciliśmy do domu wściekli i zawiedzeni. W mym pokoju drętwa atmosfera, upłynęła już połowa playlisty.
Została zaledwie godzina do nowego roku.
Usiadłam na sofie zrezygnowana, nawet nie siląc się na przeprosiny dla gości.
– Może puścić playlistę od początku i zaczniemy się wreszcie bawić? – pytam w desperacji.
– Nie nie. To nie jest dobry pomysł. Już pół playlisty za nami i zaraz nowy rok zawita – powiedział chłopiec, który przyszedł do mnie na sylwestra jako pierwszy. Nie dotykałam więc pilota, tylko czekałam aż stary rok się skończy.
Gdzieś tak dziesięć minut przed północą ktoś zadzwonił do drzwi. Tata poszedł otworzyć.
Była to mama, we własnej osobie.
– Witajcie kochani! Byłam na sylwestrze, ale pomyślałam sobie, że wróciwszy zza granicy nawet się z wami nie przywitałam, a przecież to wy jesteście dla mnie najważniejsi, więc postanowiłam, że to właśnie z wami przywitam nowy rok. – Po tej radosnej przemowie rodzicielki aż się we mnie zagotowało. To my jej szukamy po całym województwie a ona się w Kielcach bawi i jeszcze sobie w ostatniej chwili do domu przyjeżdża? Zacisnęłam zęby, nic nie powiedziałam, bo przecież nie będę się kłócić w tak ważnej chwili jak przywitanie nowego roku. Tata też tak uczynił, ale oboje musieliśmy na prawdę włożyć wiele wysiłku, by się nie odezwać. Następnego dnia wszyscy wstaliśmy późno.
– Mamo, dlaczego tak zrobiłaś? – zapytałam przy śniadaniu.
– Przebrałam się już u cioci. Nie chciałam marnować czasu, bo już i tak byłam spóźniona. W ogóle jestem ostatnio jakaś roztargniona.
– Wiesz może co jest tego powodem? – zapytał tata. – My się tak o ciebie martwiliśmy – dodałam.
– Myślę, że to wina tej piosenki. Miałam ją na telefonie i zupełnie nie mam pojęcia co się z nią mogło stać. – Mamie spłynęła wielka łza po policzku.
– Będziemy jej szukać – pocieszał tata.
Zaraz po śniadaniu ojciec zabrał się za przeglądanie komórki mamy. Nie znalazł tam jednak owego ważnego dla niej utworu. Kiedy ja byłam w łazience, wziął mojego Iphone’a i również zaczął go przeglądać. Ku zaskoczeniu wszystkich znalazł tam cenny dla mamy kawałek. Mamie kamień spadł z serca, ale dla mnie zaczęły się ciężkie czasy, ponieważ tata wściekł się na mnie, że przetrzymywałam piosenkę mamy i narażałam na szwank jej zdrowie.
– Za karę, jeszcze dziś trafisz na pół godziny do komory bezechowej! – wrzasnął tata i przytulił mamę mocno, która płakała, tym razem ze szczęścia. Nic się nie odezwałam, że przecież jednym z moich marzeń jest poprzebywać choć chwilkę w tym osobliwym pomieszczeniu, więc rodzice byli absolutnie pewni, że to będzie dla mnie niezwykle surowa kara. Po południu rodzice zabrali mnie do miejsca, gdzie komora się znajdowała.
Wpuszczono mnie tam i zaraz zasnęłam. Sen nie był jednak spokojny, przyjemny, ale pełen zakłóceń, szumów i jakiś bliżej niezartykułowanych dźwięków.
Kiedy zaczęłam krzyczeć przez sen, mama słysząc to kazała mnie wypuścić. Otworzono na chwilę drzwi komory, ale tata upierał się, bym jeszcze trochę tam posiedziała.
– To jest kara w końcu! – krzyczał tata.
– Nie Robert! Słyszałam w niemieckiej telewizji, że długie przebywanie w czymś takim może prowadzić do zaburzeń psychicznych.
– Ok, w takim razie wymyślimy ci jeszcze karę dodatkową. Wyłaź! – zarządził tata i wróciliśmy do domu. Po drodze mama wyjaśniła mi jak to się stało, że usłyszała mój krzyk.
Miała bowiem na głowie słuchawki i to dzięki nim słyszała, co działo się w pomieszczeniu. Tata zdecydował, że zabierze mi telefon na jakiś czas, skoro to on był narzędziem do wykonania tego niecnego czynu wobec mamy.
Byłam wściekła, że nie mogę udowodnić rodzicom swej niewinności.
Ściągnęłam jeszcze kilka piosenek artystki, która wykonywała poszukiwany przez mamę utwór, ale to nie załagodziło gniewu taty. Mama była wyczerpana taką ilością wydarzeń i prawie bez przerwy spała, a tata wracając z pracy darł się na mnie nieustannie, że to przeze mnie mama jest w takim stanie i naturalnie nie chciał oddać telefonu. Gdybym tak źle nie zniosła tej komory, to byłoby może już po wszystkim.
Odbyłabym swoją karę i goiłyby się rany zadane rodzicom.
Nawet nie zadane, ale o tym jeden pan Bóg tylko wie.
Jest Misia, nie ma Lusi
W ogrodzie Asi
Był upalny dzień i nikomu nie chciało się nic robić, więc nikt też nic nie robił.
Tylko Nela nieznacznie jeszcze nakłaniała do zabawy.
Nagle przestała nas zaczepiać i podbiegła do płotu.
Następnie dało się słyszeć ciche skomlenie i skrobanie w deski.
– Wpuść Miśkę – powiedziałam do Asi, a ona niechętnie to uczyniła. Nela zaczęła ją zaczepiać, ale suce również nic się nie chciało, więc położyła się przy mnie a obok znudzona Nela. Pogłaskałam psiaka i przymknęłam oczy.
Przyjazd przyjaciółki
W domu było bardzo smutno. Tata chodził do pracy.
Wracał późno i zazwyczaj był zmęczony i zły. Mama była w Niemczech, a babcia chorowała i narzekała na swoim piętrze.
Jednego z takich ponurych dni zadzwoniła przyjaciółka i spytała, czy może do mnie przyjechać.
– Jeszcze nie wiem. Muszę uzgodnić to z Ojcem, bo on jest teraz bardzo zajęty i zmęczony.
Wieczorem, przy kolacji przedstawiłam tacie propozycję Alicji.
– Jak chce, niech przyjeżdża, ale ja nie będę się wami zajmował. Przyjechała więc przyjaciółka następnego dnia po południu.
Nastrój w tym domu był jednak tak ponury, że nawet ona nic nie dała, a jeszcze tylko posmutniała.
Któregoś dnia zadzwoniła ciocia Ula z pytaniem, czy nie wpadłabym do niej na parę dni, bo słyszała, że babcia choruje, a ona ma teraz mnóstwo czasu, bo wujek jest w Niemczech.
– Ale ze mną jest przyjaciółka.
– To nic. Zabierz ją ze sobą.
– Dobrze, dziękuje za zaproszenie. Dam ci znać wieczorem, jak porozmawiam z Tatą i z przyjaciółką. Alicja przyjęła propozycję cioci z wielkim entuzjazmem, tata również nie miał obiekcji, więc następnego dnia pojechałyśmy do niej, ale ku naszemu rozczarowaniu nie spotkałyśmy tam Lusi.
– Gdzie jest twój pies? – zapytałam ciocię.
– Gdzieś na Śląsku, w okolicach Piekar.
– O, to możemy po nią pojechać, a przy okazji Ada odwiedzi swoją babcię. My chcemy się nią opiekować, mamy na to mnóstwo czasu.
– Nie możemy jechać do Piekar, bo rodzice mogliby mnie tam zobaczyć, byliby wściekli i może nigdy nigdzie nie puścili – zaprotestowała przyjaciółka.
– To szkoda, bo ja chciałam pozajmować się Lusią i porównać jej wygląd do wyglądu Miśki i zdecydować, który pies jest ładniejszy.
– No, naturalnie, że Lusia. Ona jest przecież rasowa.
– Kłóciłabym się – szepnęłam cicho do Alicji, a ciocia nakryła do stołu i puściła jakąś płytę.
Bardzo mi się ona podobała, ale ciocia nie chciała mi podać jej nazwy, ani wykonawcy, ani też pożyczyć mi jej na trochę, gdyż powiedziała, że to płyta dla schandrowanych, a ja jestem przecież szczęśliwa.
– Ale całe życie przed nią. Nie myśli pani chyba, że będzie ono usłane różami – wzięła mnie w obronę przyjaciółka.
– Poza tym nie jestem do końca szczęśliwa, bo tęsknie za Misią i za Lusią i nie mogę ich sobie porównać, a taką miałam nadzieję, że to zrobię. Alicja mogłaby pobawić się z twoim terierem bez zbędnej adoracji Macieja i w ogóle byłoby cudownie.
– Dlatego właśnie puściłam tę płytę, bo nie jest do końca tak jak trzeba – powiedziała ciocia lekko oschłym głosem.
Wszystkie zatopiłyśmy się w muzyce i w swoich rozmyślaniach, nawet Alicja, która nie lubi takiej muzyki, bo uważa, że to nudne kołysanki.
Pomyślałam sobie, że może coś się psu stało, tylko ciocia nie chce nam powiedzieć i zajmuje nas fajną płytą myśląc, że dzięki niej o nim zapomnimy.
– Ciociu, kiedy pies wróci do domu?
– Pewnie jak wróci wujek, albo jak Dawid się dowie, że go tu nie ma – odpowiedziała lakonicznie ciocia wyrwana z zamyślenia.
– Może więc nie jest aż tak źle – pomyślałam i również oddałam się muzyce. Myślę, że Alicja była bardzo smutna i martwiło mnie to, bo przecież wyjazdem do cioci chciałam ją rozweselić, a nie jeszcze bardziej zmelancholizować. Jak będziemy już w pokoju Dawida przed snem, gdy ciocia nas zostawi zapytam przyjaciółkę o czym tak myślała podczas słuchania płyty. Muzyka płynęła niezmordowanie z głośnika, a ja zamknęłam na chwilę oczy.
I znowu w ogrodzie Asi
– No co ty śpisz? – zapytała Asia i potarmosiła Nelę za ucho. Jest leniwa pogoda, ale bez przesady. Wstawaj, pogadamy trochę! Powoli usiadłam na kocu, przetarłam oczy i pogładziłam Misię, która jeszcze drzemał w najlepsze po jej gładkiej sierści.
Nieopodal grało radio.
Skąd ono się tu wzięło. Przecież Asia nie ma żadnego małego radyjka i jeśli chcą posłuchać muzyki na dworze, to puszczają ją głośno z wieży w salonie.
– Co taka zamyślona? Coś ci się śniło? – drążyła dalej kuzynka.
– Tak, żebyś wiedziała i to było takie realne. Jak pogadamy, to zaraz zadzwonię do przyjaciółki. Muszę z nią poważnie porozmawiać. Do cioci Uli też zresztą zatelefonuję.
– To gadaj sobie. Ja pójdę pomóc Paulinie przy obiedzie.
– Podaj mi tylko telefon, dobrze? Kuzynka uczyniła to i poszła sobie, a za nią Nela. Misia poruszyła się lekko, ale pogłaskana znów ułożył głowę na kocu, a ja wybrałam numer do przyjaciółki.
(…)