Categories
Sny

No dawaj…

Oto kolejny sen z cyklu hazard i nagrody.

No dawaj, szybko, nie mam czasu, zrób cokolwiek, pospiesz się błagam, please

Sytuacja przedstawia się tak.
Jest zwykły, sierpniowy poranek, na zewnątrz ani ciepło, ani zimno, ptaki poćwierkują od niechcenia, samochody jeżdżą, naprawdę nic nadzwyczajnego.
Siedzę z monitorem brajlowskim na kolanach i… trochę nie chce mi się zabrać za hiszpański, ale w końcu powoli sięgam po telefon. W tym momencie rozdzwania się on w mojej dłoni, więc odbieram. W słuchawce głos Witolda:
– Słuchaj, dzwoniła do mnie jedna z uczących nas dziennikarek. Powiedziała, że jesteśmy najmniej aktywnymi, wakacyjnymi studentami z całego roku, więc ośmieli nam się uszczknąć nieco naszego błogiego nic nierobienia i poprosiła nas o przysługę.
Jaką? – zapytałam zaskoczona.
Mamy w dniu dzisiejszym napisać artykuł, jaką rolę odgrywają grzyby w mieście Kielce.
I co jej odpowiedziałeś?
Że możemy spróbować, bo rzeczywiście cóż my mamy do roboty, oprócz czekania na koniec dręczących upałów?
A nie mówiła może jakie będą z tego korzyści?
A wiesz, że nie, ale myślę, że może już w roku akademickim jakoś się odwdzięczy.
No mam nadzieję – mruknęłam. To co? Wpadniesz po mnie i robimy grzybowy research w mieście Kielce?
Tak, jasne. Będę u ciebie do dwudziestu minut. Witold zjawił się nawet szybciej.
Udaliśmy się do centrum miasta, do pierwszej napotkanej restauracji, by zamówić jakieś danie z grzybami i ogólnie zasięgnąć języka. Kiedy zajęliśmy miejsce przy stoliku a Witek wziął do ręki menu, by się w nie zagłębić w poszukiwaniu grzybowych dań, zadzwonił do niego telefon. Kolega odebrał niechętnie. Dzwonił do niego Gustaw z informacją, że w Kielcach, w dniu dzisiejszym, można wziąć udział w prawdziwych milionerach, ale trzeba się pospieszyć, bo będą zaledwie trzy rozgrywki, a chętnych w bród.
Chciałam bardzo spróbować swoich sił w teleturnieju, ale Witold przecież obiecał naszej dziennikarce z uczelni ten artykuł o grzybach. I co tu teraz zrobić? Jak to pogodzić? Witek zawołał kelnerkę i powiedział, że potrzebuje zamówić dwie porcje jakiegoś dania z grzybami.
Wtedy kobieta zaczęła się rozwodzić, doradzać itd…
Zaczęliśmy się denerwować. Witold nawet lekko podniósł głos:
– To musi być szybko, zaraz, teraz, w tej chwili, now, cokolwiek, byle z grzybami, błagam, prędziudko, please.
Zaskoczona naszym nietypowym zachowaniem kelnerka, poszła przekazać nasze błagania dalej.
Przyniesiono nam zupę pieczarkową i drugie danie z sosem grzybowym. Zjedliśmy jak najszybciej się dało i pognaliśmy na miejsce, gdzie miał się odbyć teleturniej milionerzy. Ku naszemu zaskoczeniu można było grać w dwie osoby.
Udało nam się przejść eliminacje i rozpoczęliśmy grę o milion złotych. Gra była nieco zmodyfikowana, ponieważ było więcej pytań i dodatkowe koło ratunkowe – zupełnie jak w internetowej aplikacji milionerzy. Pytania też się z tej apki powtarzały, więc wygraliśmy milion bez większego problemu.
Otrzymaliśmy kupon, który w ciągu trzech najbliższych dni mieliśmy dostarczyć… już nie pamiętam nawet gdzie.
Wszystko układało się po naszej myśli i byłoby tak zapewne do końca przygody, gdyby Witold nie uparł się iść do jakiegoś warzywniaka. Coś mi mówiło, żeby tam się nie pchać, ale kolega był nieustępliwy.
Przyjacielu, nie chcę chodzić z milionem po Kielcach, wracajmy lepiej do domu.
Weź, tylko na chwilkę jedną.
No dobra, na twoją odpowiedzialność. No i stało się.
Wieści szybko się rozchodzą.
Stałam w kolejce trzęsąc portkami, aż w końcu to się stało.
Jakiś facet zabrał mi kupon z dużej kieszeni przeciwdeszczowego płaszcza, a ja nawet się nie broniłam, bo i jak? Gdy Witold skończył zakupy, poinformowałam go, że nasz milion jest już w rękach innej osoby.
Wróciliśmy do domu i skleciliśmy parę zdań o tych grzybach.
Kolejne dni sierpnia znów były zwykłe i nikt nie wracał do sprawy z milionem. Jednak od tego czasu memu koledze Radosławowi zaczęło się świetnie powodzić: kupił sobie bardzo drogą papugę – szkarłatkę królewską, pojechał na Chorwację…
Któregoś dnia spotkałam się z nim w Krakowie i wtedy się wygadał, że dostał od swego przyjaciela pół miliona złotych.
Wtedy opowiedziałam mu mój nietypowy sierpniowy dzień z grzybami i teleturniejem. Radek powiedział, że zostało mu jeszcze 125 tys, więc się ze mną podzieli. Za te pieniądze pojadę do Hiszpanii, kupię sobie rasową świnkę morską i sprzęt do nagrywania dźwięku, ale Witoldowi słowa nie powiem, ani się z nim nie podzielę, bo to on pozbawił nas tego miliona.

Categories
Sny

Pobyt opłacony muzyką

Tak dobrze się zaczęło, a skończyło jak zwykle.
Wracam sobie z uczelni późnym popołudniem. Nie spieszę się na przystanek, bo autobus dopiero za pół godziny.
Idąc zastanawiam się jak spożytkuję ten wieczór ? ile czasu poświęcę śwince a ile na hiszpański itd.
Nagle słyszę swoje imię. A kto co chce ode mnie? ? myślę zgryźliwie.
Okazało się, że to jedna z uczących mnie dziennikarek mnie woła.
Słucham pani doktor.
Podchodzę do dziennikarki. W jej pobliżu kręci się pinczerek miniaturowy. Głaszcze go po gęstym, lśniącym, gładkim futerku. Piękny psiak ? zauważam z nieudawaną szczerością.
Znajoma dała mi jednego, bo jej się sunia oszczeniła.
Będzie pani doktor mieć wspaniałe życie z tym cudownym, pięknym psem.
Nie wątpię. Tobie też chce trochę uprzyjemnić życie. Co byś powiedziała na króciutki pobyt w Hiszpanii?
Dlaczego nie, ale studia…
To akurat najmniejszy problem. Przyjdź jutro do mojej sali to obgadamy szczegóły.
Popędziłam na przystanek. Nie spóźniłam się na autobus.
Następnego dnia rzeczywiście ustaliłyśmy szczegóły i w najbliższy weekend wybrałam się z rodzicami do Hiszpanii, do jakiejś małej, zapadłej miejscowości o trudnej do zapamiętania, długiej, zawiłej nazwie z dwoma r w środku. Spacerowaliśmy po jakimś młodym zagajniku. Ptaki śpiewały jak oszalałe i była piękna pogoda. W poniedziałek rano, pani Jolanta zakłóciła błogi spokój swym telefonem.
Dziś wieczorem odbędzie się program Jaka to Melodia w pobliskim miasteczku i któreś z was musi wziąć w nim udział i naturalnie wygrać, aby nadal przebywać w Hiszpanii.
Dobrze, w porządku.
Wieczorem przyjedzie człowiek, który was tam zabierze. W drodze do owego miasteczka, które było równie zapadłe jak ta miejscowość, tata upierał się, że to on wystartuje w programie.
Nie, lepiej niech Karolina weźmie udział! ? perswadowała mama, ale tata był nieugięty.
Zagadki muzyczne były bardzo łatwe ? dużo hiszpańskich kawałków oraz znanych zagranicznych klasyków.
Niestety tata nie podołał wyzwaniu i musieliśmy spakować manatki i wracać do Polski.
Byłam wściekła na ojca. Jak mógł tak się upierać, gdy chodziło o tak ważną sprawę. To fakt, że zawsze chciał wziąć udział w jakimś szanującym się teleturnieju, no ale bez przesady, nie moim kosztem!
Pożegnaliśmy głuchą, zapadłą mieścinę i opuściliśmy Hiszpanię. Z podkulonym ogonem wróciłam na uczelnię i nie przyznałam się nikomu, że w ogóle gdzieś byłam.
Tylko pani Jolanta o tym wiedziała. Któregoś dnia, wracając z uczelni na przystanek, spotkałam dziennikarkę i jej pięknego psa.
I jak było w Hiszpanii? ? zapytała ona.
Wspaniale, tyle że za krótko. ? Kobieta nic na to nie odpowiedziała a ja poszłam w swoją stronę, nawet nie pogłaskawszy psa. Następnego dnia, po zajęciach w radiu Fraszka, jeden z dziennikarzy kazał mi zostać na chwilę. O nie ? pomyślałam. Znowu jakieś wyróżnienie, czy jak to tam nazwać i pewnie skończy się jak zwykle (szybko i boleśnie).

Categories
Sny

Ocieplenie klimatu oraz anomalia z tym związane

Kolejny sen z cyklu dziwne, filozoficzne, nie wiadomo skąd wzięte.

Ocieplenie klimatu oraz anomalia z tym związane

Tak teraz u nas w Polsce wygląda, że nawet w święta Bożego Narodzenia jest dwadzieścia parę stopni na plusie. Przyjechaliśmy do babci ze dwa dni przed wigilią. Mama zamiast robić świąteczne potrawy, pracowała w ogrodzie.
Zamiast choinki tata przyniósł do domu piękny, kwitnący krzew a u babci, zamiast świątecznego drzewka stanęła palma. Naszymi świątecznymi gośćmi mieli być jak zwykle Ciocia Ewa z wujkiem i dziećmi, jednak kiedy nadeszła pora kolacji, rodzina się nie zjawiła.
Odłożyliśmy więc świętowanie na dzień następny.
Było to już nie w formie kolacji, ale taki świąteczny obiad, jaki jedzą na zachodzie. Po obiedzie pojechaliśmy do kościoła dwoma samochodami mimo pięknej pogody. Po mszy jakaś kobieta w średnim wieku poprosiła mojego tatę o podwózkę.
Ustąpiłam jej miejsca z przodu.
Gdzieś pod koniec przejażdżki kobieta powiedziała:
– Przez to wasze ciągłe słuchanie radia Fama to mnie się robią wielkie plamy na chodniku.
– Każdy słucha takiego radia, jakie mu odpowiada – odezwałam się grzecznie. Kobieta już nic nie powiedziała, ale kiedy tata ją wysadzał, sprawdził ukradkiem czy na tym jej chodniku są rzeczywiście jakieś plany. Nie mógł się ich dopatrzyć. Do naszego domu było rzut beretem.
– Przecież my teraz nie słuchamy radia Fama, tylko radia Kielce.
Wprawdzie ja często słucham wieczorami, ale co ją to obchodzi.
Teraz w samochodzie było radio Kielce i już!
– No było – potwierdził tata.
Zaraz gdy wróciliśmy do domu, z ciekawości włączyłam radio Fama i… nie działało, tzn. Nie było muzyki ani rozmów, tylko jakieś buczenie, gdzieś w okolicach 60, może 50 hz.
Bądź co bądź takie coś nie może powodować plam na chodniku na niczyjej posesji.
Następnego dnia nikt już nie świętował. Mama wróciła do ogrodu, babcia do narzekania, wujek do picia itd.
Gdzieś około godziny jedenastej zadzwoniła do mamy ta kobieta, którą podwoziliśmy wczoraj do domu.
Poprosiła, aby do niej zajrzeć i usunąć te plamy z chodnika. Pojechałam tam z mamą.
Plamy rzeczywiście jakieś były i w sumie to nie przypominały plam, ale były to jakieś rysunki. Kobieta biadoliła, że jej ukochany niedźwiadek źle się czuje w ich towarzystwie, że kiepsko na niego wpływają, a ona nie może patrzeć na cierpienie zwierzęcia.
– A czy można zobaczyć misia? – zapytałam zaciekawiona.
– Tak, można, ale proszę go nie drażnić, bo on naprawdę jest roztrzęsiony i… – Kobieta wprowadziła nas do małej piwniczki, gdzie bawił się średniej wielkości psiak o sierści łudząco podobnej do futra niedźwiedzia. Był czarny, gruby, puszysty, niezwykle przyjazny. Na mój widok położył się na plecach. Głaskałam go po brzuchu i gdzie się jeszcze dało. Właścicielka psa była fryzjerką i mama poprosiła, by kobieta przycięła jej grzywkę.
Wtedy ona się udobruchała i przestała poruszać trudny temat chodnika.
Miałam wielką ochotę zapytać tę panią, czy nadal nie możemy słuchać radia fama i poprosić ją, by pokazała zachowanie Niedźwiadka na tym poplamionym rysunkami chodniku, ale się powstrzymałam, gdyż nie chciałam, by wydzwaniała do mamy i zawracała jej głowę. Pogłaskałam Misia na pożegnanie i odjechałyśmy.
Zanim wsiadłyśmy do samochodu,, mama ostatni raz rzuciła okiem na chodnik. Rysunki czy plamy – jak zwał tak zwał, jakby zblakły, prawie nie było ich widać. Dziwna ta kobieta, dziwne zjawisko, nawet pies jakiś taki… niezwykle do niedźwiedzia podobny.
Moim zdaniem wszystkiemu winna jest ta ogromna zmiana klimatu, bo jak się trzyma jakiegoś ukwieconego krzaka zamiast choinki i bagatelizuje się wigilijną wieczerzę, to rzeczywiście z człowiekiem jest coś nie tak.
Ciekawe do czego jeszcze dojdzie? Radio Fama już nie buczało, babcia zrobiła obiad, tata pokosił trawę, wszystko wróciło do względnej normalności.

Categories
Sny

Najlepiej być sobą oraz u siebie a nie gdzie indziej

Dziś przy niedzieli przedstawię Wam jedną z moich ulubionych historyjek spod poduszki. Miłej lektury! 🙂
##Najlepiej być sobą oraz u siebie a nie gdzie indziej
Idę z Marcinem na dworzec po Wiktorię.
Pogoda jest do tego odpowiednia – nie za zimno, nie za ciepło.
Ruch uliczny też jest umiarkowany.
– Marcin, potrzebuję zmian – zakomunikowałam koledze.
– Zmian jakich? – zapytał on rzeczowo.
– No, np. fajnie by było znaleźć się gdzie indziej.
– A to jest takie konkretne gdzie indziej, czy jakie bądź? – drąży kolega.
– No… – nie zdążyłam się wysłowić, gdyż nadjechał właśnie nasz autobus.
– No, więc jak to jest z tym twoim gdzie indziej? – zapytał mnie Marcin, gdy już zajęliśmy wygodne miejsce w autobusie.
– No, najlepiej Hiszpania, albo Waldkirch, gdzie byłam w roku 2010, bo ciekawa jestem co się zmieniło przez te siedem lat.
– I taki rodzaj gdzie indziej by ci wystarczył? – upewnia się Marcin.
– No tak, raczej tak.
– Ale wiesz, że nie ma nic za darmo?
– Pewnie, że wiem. – Na tym nasza rozmowa się kończy, bo wysiadamy z autobusu, a w obecności Wiktorii nie wracamy już do tej sprawy.
Jeszcze przed samym snem rozmyślam sobie o moim gdzie indziej i rozmowie przeprowadzonej na ten temat z Marcinem.

– Choć, idziemy na spacerek. Ja wiem, że ty lubisz spacerki. No ubieraj się, prędziutko, bo zaraz będzie padało a tatuś twój musi załatwić coś na poczcie. Mama troskliwie otula mnie płaszczykiem przeciwdeszczowym i wychodzimy z domu. Tata również przemawia do mnie jak do dziecka.
Idziemy bardzo wolniutko, jakbym zaraz miała się zmęczyć. Ojciec kupuje mi w sklepie lizaka a na poczcie jakaś pani o wysokim głosie głaszcze mnie po głowie.
Kiedy wracamy do domu zaczyna kropić i tata przytula mnie do siebie, jakbym była z cukru. W domu mama woła już od progu:
– Mateuszku, wchoć szybko, bo się zaziębisz.
– Mateuszku???
Szybko zrywam z siebie płaszcz i biegnę do swego pokoju.
Zamiast swego maca, na biurku odnajduję jakieś dziwne, wielkie urządzenie o grubym ekranie.
– Och – wzdycham i łapię się za głowę.
– Co się stało kochanie? – pyta mama zatroskanym głosem wpadając za mną do pokoju. – Nie martw się. Już w przyszłym miesiącu pojedziesz na południe Niemiec, gdzie na pewno znajdą sposób na twoje problemy. Tam się na pewno choć trochę wyleczysz, naprawdę. – Mama przytula mnie do siebie. I cóż z tego, że wyjadę do Niemiec, jak będę jakimś biednym, chorym na coś poważnego Mateuszkiem, który nie ma prywatnego życia?

– Kobieto, wstawaj! Zapomniałaś już, że dziś twoja kuzynka Natalia świętuje zdanie matury oraz zaręczyny? Musisz się przygotować: ubrać, uczesać, umalować umyć, u…
– No rozumiem. Już wstaję. Ciocia tak bezlitośnie wprowadziła mnie w nowe miejsce w jakim się znalazłam tym razem. To był wielki pałac z mnóstwem komnat oraz starych przedmiotów i strojów. Jak widać już od rana wszyscy szykują się na tę bibę, tylko ja sobie śpię w najlepsze. No, ale oni nie mają zielonego pojęcia, że ja wczoraj byłam małym, chorym na coś poważnego Mateuszkiem, który lada chwila miał pojechać do Niemiec, by tam usiłować się z tego wyleczyć. Poddawałam się biernie wszelakim zabiegom upiększającym i czekałam co się jeszcze wydarzy.
Uroczystość odbyła się w największej sali tegoż pałacu i rozpoczęła się bardzo wykwintnym posiłkiem.
Nagłośnieniem, światłem i tego typu sprawami zajmował się pan Marek wraz z dwoma pomocnikami a jednym z nich był Antek. Prawie nie było czasu na zwykły, swobodny taniec, bo bez przerwy ktoś wchodził na scenę i grał, śpiewał, recytował, bądź tańczył, albo były jakieś dziwne zadania czy konkursy np. liczenie swojego bmi, przebieranie się w dziwne stroje, albo mówienie krótkich zdań w obcych nam językach.
Ponieważ rzecz działa się w Hiszpanii, to dużo było ichniejszej muzyki wygrywanej przez sprowadzoną z Madrytu orkiestrę. Pan Marek nie posiadał się z radości, że może poprzebywać z tak sławnymi muzykami i nagłaśniać w tak świetnie przystosowanej do tego sali.
Gdzieś koło godziny pierwszej nareszcie był czas wolny na taniec czy jedzenie, ale byłam już tak przemęczona tymi osobliwościami, że poszłam spać. Budząc się w internacie, jeszcze dobrze nie otworzywszy oczu, przyznałam Marcinowi rację, iż zdecydowanie lepiej być sobą i u siebie, aniżeli kimś innym i gdzie indziej.

Categories
Sny

Na obrzeżach Mielca

Oczywiście w realu nie mam nic do tego Podkarpackiego miasta.
Kolejnym motywem, który pojawia się dość często w moich snach są wirusy komputerowe. Pojawiają się one w bardzo wyolbrzymionej formie i w absurdalny sposób. Dziś podrzucam Wam jedną z takich właśnie historyjek.

Na obrzeżach Mielca

Pan Bogumił chciał wynagrodzić mi spaloną dziś na zajęciach z gotowania pizzę i przyniósł mi na pendrivie piosenkę jakiegoś fajnego w jego mniemaniu rockowego zespołu.
Bardzo mnie ten fakt ucieszył, bo po pierwsze lubię dostawać od kogoś fajne piosenki, a nie tylko sama ich szukać; po drugie zawsze ciekawiło mnie nieco jakiej muzyki nasz wychowawca słucha.
Jednak jakież było moje rozczarowanie kiedy okazało się, że na pendrivie nie było żadnej piosenki, a na dodatek złapałam z tegoż nośnika jakiegoś wstrętnego wirusa, który bardzo dobrze wpasował się w mój komputer i zagościł się tam na dobre. Wirus objawiał się tym, że sam puszczał piosenki i tworzył jakieś dziwne pliczki o nazwie Saaaaaaaa, czasami również zmieniał nieco nazwę moich ulubionych plików.
Powiedziałam panu Bogumiłowi, że złapałam wira z jego pendrive'a, ale on wcale się tym nie przejął.
Potem Emilia – moja koleżanka z pokoju zaczęła się chwalić jakim to cudownym miastem jest jej ukochany Mielec, w którym się wychowała i w którym obecnie mieszka.
Potem pan Bogusław powiedział, że domyśla się skąd ma tego wirusa, po czym wyszedł.

Na obrzeżach Mielca

Było to nędzne mieleckie zadupie, gdzie przysłowiowy diabeł mówi dobranoc. Gęsty, groźny bór, a w nim nieduży domek, w którym mieszkała bardzo surowa i oschła starsza kobieta i jakiś mężczyzna – może jej mąż lub syn, nie mam pojęcia kto. W jednym z obskurnych pokoi tego domu stał zdezelowany komputer i jak się później okazało, to w tym domu powstał wirus, który dostał się nieopatrznie do mego komputera. Poprosiłam tę panią, by usunęła mi tego wirusa, ale ona na to, że musiałabym jej dać całą swą muzykę na zawsze i bezpowrotnie, a także przysłać jej wszystkie moje płyty i kasety jakie mam w domu zwłaszcza te, które leżą na mej półce z płytami.
Skąd ona to wszystko wie? Czy ona do cholery jest jakimś szpiegiem czy co? Kiedy kobieta wyszła z obskurnego pomieszczenia zdesperowana i wkurzona niewiadomo dlaczego zaczęłam ją przedrzeźniać i wtedy przyszedł ten okropny mężczyzna, bynajmniej nie z dobrymi zamiarami wobec mnie.
Przestraszyłam się go okropnie i wybiegłam ze strasznego domu, a on mnie gonił po lesie. W końcu jednak znienacka pojawił się młody chłopak, który mnie uratował przed tym okropnym mężczyzną i poradził mi, bym już więcej tej kobiety nie przedrzeźniała i nie stawiała się tym ludziom.
Potem okazało się, że mężczyzna, który mnie uratował był głównym członkiem owego zespołu, który chciał mi pokazać wtedy pan Bogumił.

Categories
Sny

JAWS jest drogi, ale trzeba iść z duchem czasu

Informatyczne sny też się czasem pojawiają i bywają naprawdę zabawne.

JAWs jest drogi, ale trzeba iść z duchem czasu

Pojechałam na wycieczkę ze szkołą muzyczną oraz innymi uczniami naszej szkoły.
Najpierw zepsuł mi się but, więc zawitałam do klubu zepsute balerinki, który założyła Ewel.
Potem znów wsiedliśmy do autobusu, by następnie zatrzymać się na postoju w pobliżu spożywczaka. Kamil, jeden z uczestników wycieczki, przez całą drogę rozmawiał z niewidomymi uczniami o JAWS’ie i innych takich rzeczach potrzebnych niewidomemu do pracy. Kamil stwierdził, że mimo drogiej ceny tegoż wyposażenia, musi iść z duchem czasu i postanowił na dobry początek kupić sobie JAWS’a. W tym celu Kamil udał się na postoju do spożywczaka i powiedział:
– Poproszę jawsa.
– Tak oczywiście – odparła na to ekspedientka i wystawiła fakturę poczym wyszliśmy ze sklepu, bo każdy, kto chciał, już coś w tym sklepie kupił i ruszyliśmy w dalszą drogę.
– Jejku – pomyślałam, ileż ten Kamil musiał mieć przy sobie pieniędzy, że go było stać na taki drogi program, a co powie jego mama na tak drogi zakup bez jej wiedzy i bez nawet wstępnej konsultacji z nią? No nic, w końcu to jego pieniądze i jego sprawa.

Categories
Sny

Dbaj o to na czym śpisz, bo od tego zależy twoje szczęście

I jak zwykle nie wiem od czego zacząć, ale chyba najlepiej od początku. W takim razie przedstawię krótko i węzłowato obraz całej sytuacji.
Mama jest w Niemczech a my z tatą kupujemy samochód (rodzicielka wie o naszym procederze).
Mam sporo dni wolnego i nie wiem co z nimi zrobić, żeby jak najlepiej je spożytkować. Samochód, który kupuję z tatą to Honda Jazz.
Sprzedawczyni pyta czy nie chcemy w gratisie średniej wielkości poduszki. Tata nie jest zachwycony tym prezentem, ale nakłaniam go, by zgodził się przyjąć nietypowy podarunek. Poduszka od razu przypadła mi do gustu. Była wielkości mojego ukochanego jaśka w kształcie kury.
Miała idealną miękkość i została wykonana z pięknego, kolorowego materiału.
Miała kilka falbanek ku ozdobie. Wróciliśmy nowym samochodem do domu.
– A teraz pora zająć się twoimi dniami wolnymi – powiedział tata, gdy siedzieliśmy w kuchni przy obiedzie po udanym zakupie.
Mówisz, że nie wiesz, jak wykorzystać długie, studenckie ferie. No cóż, do Hiszpanii Cię nie wyślę. Wydaliśmy przecież mnóstwo pieniędzy na ten samochód, ale napewno jest jakiś inny sposób, żebyś się rozerwała.
W domu też się można rozerwać. Jak jest samochód to nie ma wyjazdów – odparłam sucho.
Nie bądź taką pesymistką! Zaraz coś wymyślę. Po obiedzie poszłam do swojego pokoju nacieszyć się poduszką.
Włączyłam radio i położyłam się na kanapie, by zadzwonić do mamy i zdać jej relację z kupna wozu. W tym czasie tata też do kogoś zadzwonił. Po rozmowie z mamą poszłam do salonu. Tata oglądał telewizję, ale na mój widok zaraz się ożywił.
Zorganizowałem ci ferie – powiedział uszczęśliwiony.
Niby jak? – zapytałam bez przekonania.
Spędzisz je w swojej dawnej szkole. Pakuj się prędko, bo jutro rano chcę cię tam zawieźć.
– A co ja tam będę robić? – zapytałam z obawą w głosie.
Będzie ci dobrze – powiedział tata zagadkowo i już nic nie dało się z niego wydusić. Nie pozostało mi więc nic innego jak iść się spakować.
Wyjęłam z szafy walizkę i włożyłam w nią dużo rzeczy. Nie zapomniałam też o nowej poduszce. Położyłam ją na wierzchu obok piżamy i ręcznika i zasunęłam walizkę. Następnego dnia wyjechaliśmy wczesnym rankiem. Odmeldowałam się w pokoju wychowawców. Zostałam powitana niezwykle serdecznie i ciepło.
Niestety nie możemy zapewnić ci osobnego pokoju, ale będziesz mieszkać w naprawdę spokojnym towarzystwie.
Moją sypialnią miał być pokój 205. Mieszkała w nim młodsza ode mnie dziewczyna, która chodziła do studium, na realizację dźwięku. Rzeczywiście była niezwykle cicha i spokojna, zupełnie jak moja dawna koleżanka Eliza. Jak się wkrótce okazało, rzadko kiedy przebywała w pokoju, a jeśli już to robiła coś na komputerze, bądź też słuchała muzyki na słuchawkach. Wcześnie też chodziła spać i wcześnie wstawała, ale ubierała się zawsze w łazience.
Szybko odrkyłam, że będę tu mieć niezłe wczasy. Po śniadaniu chodziłam na rehabilitację, gdzie korzystałam z wirówki albo masaży czy przyrządów do ćwiczeń.
Następnie chodziłam na przerwę śniadaniową, gdzie zajadałam pyszne pączki ze sklepiku i rozmawiałam z osobami, które znałam a jeszcze uczyły się w tej szkole, a gdy nikogo znajomego nie było w pobliżu, oddawałam się rozmyślaniom lub słuchałam, co dzieje się wokół.
Czasem też zagadywali mnie dawni nauczyciele i pytali co teraz robię w życiu, jak sobie radzę i tak dalej. Po obiedzie wychodziłam na krótki spacer, zaglądałam do biblioteki albo odbywałam pogaduszki z wychowawcami, których lubiłam.
Najlepsze jednak były wieczory, kiedy to prowadziłam audycję muzyczną dla radia Fraszka – studio znajdowało się w miejscu dawnej radioli. Marek chwalił mnie publicznie poprzez nasz radiowy czat, że moja audycja ma największą ilość słuchaczy i że zwiększa się ona z każdym jej odcinkiem. Po audycji oddawałam się jakiejś książce albo zamieniłam słów kilka ze współlokatorką, jeżeli nie poszła jeszcze spać.
Któregoś dnia, gdy oddawałam się poobiedniej sjeście, zadzwonił do mnie tata i z przykrością poinformował, że dni mojego wypoczynku dobiegają końca, ale ja zbyłam jego słowa mówiąc:
Daj mi narazie spokój. Jest wspaniale i nie psuj tego. Pomyślę o końcu wakacji, gdy rzeczywiście on nastąpi.
Następnego dnia po tej rozmowie, gdy siedziałam na przerwie z pączkiem w ręce usłyszałam w pobliżu znajomy głos.
Czyżby to była…? Emilia? Tak, to była ona.
Włożyłam do ust ostatni kęs pączka i podeszłam do niej. Rozmawiała z jakąś nauczycielką.
Cześć Emilio – wtrąciłam się do rozmowy. Dziewczyna nie od razu przerwała, ale nauczycielka widząc mnie sama zakończyła rozmowę i ulotniła się szybko.
Cześć Karola. Co ty tu robisz? – A ty co tu robisz?
Odwiedzam szkołę, znajomych, stare kąty.
Ja w sumie też i przy okazji dobrze się bawię, a przede wszystkim wypoczywam. To mi jest teraz potrzebne.
Ile tu jesteś?
5 dni.
Ja dopiero co przyjechałam, jeszcze nie jestem zakwaterowana. A ty gdzie mieszkasz?
W 205, nie w izolatce, ale mam niezwykle niekonfliktową współlokatorkę, normalnie jak nasza Elizka.
No dobra, to jak się ogarnę, to możemy się zobaczyć. Słyszałam, że Radosław też ma wpaść tutaj.
A nie wiem, nic mi o tym nie wiadomo. Ma blisko, więc całkiem możliwe, że się zjawi. Po tej wymianie zdań rozeszłyśmy się w swoją stronę. Ja do biblioteki, by oddać przeczytaną książkę, a Emilia do pokoju wychowawców, by się zameldować.
Ledwo wróciłam do swego pokoju a już ktoś zapukał do jego drzwi. Od razu pomyślałam, że to Emilka tak się pospieszyła, ale pomyliłam się. Był to Radosław.
Cześć Karola! Nie mówiłaś, że jesteś w szkole. Co cię tu sprowadziło? Zrobisz mi jakiejś kawy? – Tak, zrobię. Zapytam tylko, czy mogę pożyczyć od koleżanki, bo ja kawy nie pijam. Współlokatorka przebywała akurat w łazience, bo dziś miała na później do szkoły. Z chęcią udzieliła mi inforamcji, gdzie trzyma kawę, bo sama nie miała czasu mi jej podać, była już spóźniona na zajęcia a bardzo je lubiła. Kiedy wyszłam na korytarz po czajnik, Radosław usiadł na moim łóżku. Gdy wróciłam z gorącą wodą kolega odezwał się:
Ładną masz poduszkę.
Dostałam ją w nietypowych okolicznościach, zaraz ci opowiem jak było.
Zalałam kawę i usiadłam obok Radka. Wspomniałam coś o kupnie samochodu. Potem Radek zaczął się ze mną droczyć, tak jak dawniej, gdy mieszkaliśmy jeszcze w internacie i gdy miałam tego jaśka w kstałcie kury. Lubił go wtedy tłamsić i gnieść a ja się złościłam i zabierałam poduszkę z jego rąk.
Kiedy wreszcie Radosław zostawił w spokoju kolorową poduszkę i przeniósł się na krzesło przy stole, by wypić kawę, która właśnie ostygła, zauważyłam, że poduszka jest dość poważnie pokiereszowana.
Byłam wściekła na Radka.
Chłopie, nic się nie zmieniłeś! – zawołałam opłakując w duchu stan mojego nowego jaśka. I na tym właśnie zakończyła się historia mojego wypoczywania w dawnej szkole, bo nagle wszystko zaczęło się psuć. Wychowawcy nagle krzywym okiem patrzeć zaczęli na mój nietypowy plan dnia, studio radia Fraszka znów stało się zwykłą radiolą a pani Mirosława powiedziała mi w twarz, że dziwi się, iż pozwoliła na taki wybryk byłej wychowanki. Tam gdzie odbywała się rehabilitacja nagle wszystkie przyrządy do ćwiczeń okazały się być zajęte a masażyści wzięli akurat urlop. W sklepiku nie było już pączków a moja współlokatorka rozchorowała się i pojechała do domu a na jej miejsce umieszczono jakąś pannicę, która wstawała o piątej rano, by się wypindrzyć do szkoły. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak wracać do domu a pozostałe kilka dni wolnego spędzić u siebie w mieszkaniu.
Nawet nie zobaczyłam się z Emilką, bo nie wiedziałam, gdzie dostała pokój. Poza tym pewnie też by na mnie furczała jak za dawnych czasów.
Zdewastowaną poduszkę szczęścia zawiozłam do domu, ale nie dałam jej nikomu do pozszywania tylko schowałam w najgłębszym kącie łóżka i zapisałam historię, którą Ci teraz opowiadam. Nie wiem jak skończyłaby się ona, gdyby Radosław nie zniszczył mojej poduszki i pewnie żal by mi było wracać do domu. Nie lubię jednak gdy ktoś burzy mój spokój i harmonię, więc czuję niesmak po tym pobycie oraz ogromny żal do Radka.
Zapytasz pewnie jeszcze co z samochodem. Czy po utracie poduszki i jego nie trafił szlag?
Otóż nie, wszystko z nim było w porządku, choć przez kilkla pierwszych dni po moim powrocie ze szkoły bardzo się o niego martwiłam. Długo też nosiłam się z zamiarem, by udać się do salonu skąd go kupiliśmy i zapytać sprzedawców, gdzie można nabyć taką poduszkę szczęścia, jaką dostałam w gratisie do samochodu.
Nigdy jednak tego nie zrobiłam, bo jeszcze by mnie wyśmiali?.

Categories
Sny

Morderstwo w barze “Pod Piosenką”

Czy w podręczniku do angielskiego można znaleźć odpowiedź kto właściwie był mordercą? To Bartek odkrył to miejsce.
Było tanio, smacznie i przyjemnie. Gdy tylko obiad na stołówce był nie do przyjęcia, tam właśnie kierowaliśmy swe kroki. Któregoś dnia było nam wyjątkowo dobrze, bo z głośników nie płynęła muzyka z płyt czy ichniejszego radia, lecz na żywo śpiewała młoda dziewczyna w stylu Avril Lavigne. Bartek patrzył na nią jak urzeczony, Marcin nagrał fragment jednego z jej utworów a reszta słuchała w skupieniu. Nie mogliśmy się zdecydować jakie danie zamówić tym razem, więc podzieliliśmy się na dwie grupy.
Jedna z nich wzięła pierogi, a druga kotleciki z serem.
Dość długo czekaliśmy na posiłek, ale wcale nam to nie przeszkadzało, bo dziewczyna śpiewała niezmordowanie.
Tylko Mirosław bąknął coś, że o szesnastej ma zajęcia, ale nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi.
Wreszcie podano do stołu.
Byłam wybitnie głodna i zaraz wzięłam się za jedzenie. Kotleciki były wyśmienite: mięciutkie, dobrze doprawione, z dużą ilością ciągnącego się sera. Mniammm. Wszyscy zjedli swoje porcje bardzo szybko, ale nikomu nie spieszyło się do internatu. Każdy chciał posłuchać młodziutkiej piosenkarki, a z pełnym brzuchem jeszcze przyjemnie było oddawać się muzyce.
Nagle usłyszeliśmy jakiś dziwny huk, nieco podobny do wystrzału, ale jakby przekształcony przez rozliczne efekty z programu do obróbki dźwięku.
Zaraz potem dziewczyna osunęła się na podłogę i naturalnie przestała śpiewać. Wiktoria słysząc to też prawie zemdlała.
– O Boże – jęknął Mirek. Marcin złapał nasze tace z resztkami jedzenia i pobiegł zanieść je prędko do okienka.
Ktoś krzyknął: Policja, policja! Kiedy tylko kolega wrócił z wolnymi rękoma, prędko powstaliśmy z miejsc i opuściliśmy "Bar pod piosenką”. Na lekcji angielskiego nikt nie miał nastroju na wygłupy, jak to zwykle u nas bywa. Nauczycielka wraz z Kate przyniosły dla nas jakiś trudny tekst.
Każdy bez marudzenia pobrał potrzebny dokument i wtedy pani Amelia zaproponowała:
Może przeczytajcie najpierw pytania, tak jak zwykliście robić przy tekstach maturalnych, bo to trudny reading i będzie wam łatwiej w ten sposób go ogarnąć. Odszukałam więc pierwsze pytanie i przeczytałam je, a brzmiało ono następująco:
"1. Jak nazywała się dziewczyna występująca w barze pod piosenką?" – zamarłam. To nie możliwe! Czy to na prawdę tekst o naszym nowoodkrytym barze oraz zaszłej w nim tragedii? Czy w tekście jest coś więcej? Coś, czego nie wiemy, bo szybko opuściliśmy lokal, a policja to odkryła? Czy z trudnego readingu z angielskiego można dowiedzieć się kto jest mordercą piosenkarki?
– Mam powiedzieć nauczycielce, że nam się coś takiego przytrafiło? – szepnęłam do Wiki.
– Na razie może nie. Zobaczymy najpierw co jest w tym tekście.
– Ale jak jakiś Barteczek czy Eustachy zaczną coś opowiadać?
– Może nie. Cicho na razie. – Kate zaczęła czytać a wszyscy zasłuchali się w skupieniu śledząc tekst.

Categories
Sny

Historia pewnego człowieka

Czasami miewam również sny… No jakby tu je określić… filozoficzne. Oto jeden z nich:
Jest wtorkowe popołudnie a ja siedzę przy komputerze i robię to co zwykle. Ktoś puka do drzwi a zaraz potem do mej sypialni wchodzi Alicja.
? O co chodzi? ? pytam biurowo.
? No, chciałam tak pogadać.
? No więc słucham ? marudzę i odkładam laptopa. No, o co chodzi? ? mówię już łagodniej.
? Chciałabym z tobą czymś się podzielić, coś ci opowiedzieć.
? No, słucham?
? Dzisiaj przeczytałam taki dziwny tekst z angielskiego. Nie wiem, czy wolałabyś wysłuchać go z mych ust, czy może chcesz go przeczytać sama.
? Chyba wolę sama ? wymruczałam i przyjęłam od koleżanki pendrive’a z dokumentem.

Historia pewnego człowieka

Mieszkał na odludziu, a jego jedyną towarzyszką była krowa.
Dbał o nią i pił jej mleko.
Zapisywał też codziennie w swym wielkim kajecie swoje poczynania, choćby były one najbardziej zwyczajne i przyziemne. Nikt temu człowiekowi nie przeszkadzał, nikt nie wtrącał się w jego skromne życie. Któregoś dnia jego sielanka się skończyła, ponieważ okolice, w których on mieszkał opanowali turyści.
Miejscowa ludność miała do niego wieczne pretensje, że nie przyjmuje turystów do swego domu, że nie pracuje tak jak oni wszyscy, że się wyłamuje, że wiecznie hołubi tę starą krowę, że… Bardzo wiele było tych że. Od tej pory człowiek ten stał się bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mógł sobie poradzić z turystami oraz miejscową ludnością, a wyprowadzić się nie chciał za nic w świecie.
Żalił się więc swej krowinie jakie to czasy dla nich nastały.
? Poprosiłam mego dziadka, by tam pojechał i mu jakoś pomógł, bo on zawsze znajdzie wyjście z trudnej sytuacji.
? Ale przecież to daleko ? mówię do koleżanki. Poza tym, myślisz, że ten człowiek naprawdę istnieje?
? Tak i dziadek mi obiecał, że on pojedzie! ? zapewnia mnie ona gorąco.
? No dobrze, dobrze. W takim razie przekaż mi wieści z tej wyprawy, gdy już wróci.
? Pewnie, że przekażę. A mogę mieć małą prośbę?
? No. A jaką? ? zapytałam trochę niepewnie, bo przeczuwałam, że może ona dotyczyć tego człowieka.
? Czy mogłabyś przetłumaczyć dalsze losy tego mężczyzny, gdy je dziadek przywiezie? Wtedy mogłyby się one ukazać w jakimś podręczniku, albo choćby w internecie.
? Dobrze. Może nawet poproszę Kaśkę, by go potem przejrzała. Nie martw się. Czekaj na dziadka i na dalsze wieści. A teraz muszę cię przeprosić, bo mam coś jeszcze do zrobienia. Gdy koleżanka wyszła, zadzwoniłam do Katarzyny i opowiedziałam jej historię człowieka z krową. Ona też była ciekawa dalszych losów tego nietypowego pana, ale uważała, że ów samotny mężczyzna to tylko wytwór wyobraźni autora podręcznika od angielskiego.

Categories
Przemyślenia i inne takie

Imiona i głosy

Jakiś czas temu, przy okazji jednego z moich wpisów, poprosiliście mnie o definicję paulinowego głosu, czyli inaczej mówiąc głosu, który kojarzy się z imieniem Paulina. Postanowiłam więc jeden z mych wpisów poświęcić na moje skojarzenia z niektórymi imionami jeśli chodzi o głos czy zachowanie osób noszących dane imię. Nie mam pojęcia skąd biorą się owe skojarzenia. Przypuszczam, że powstają one, gdy pierwszy raz usłyszymy osobę o jakimś imieniu. W takim razie rozpoczynam alfabetyczną listę imion i skojarzeń z nimi związanych. Podzielę ją na kilka odcinków, bo imion jest przecież sporo. Ps. Nie wszystkie skojarzenia są pozytywne, więc proszę nie brać ich do siebie, jeśli ktoś znajdzie tu swoje imię.

A

Kobiety

Adela – to imię kojarzy mi się z otyłą osobą o niskim, zachrypniętym głosie. To pewnie dlatego, że piosenkarka Adele jest przy tuszy i ma chrypkę w głosie, a innej Adeli nie znam. Wydaje mi się też, że Adele mimo swej otyłości potrafią się ładnie ubrać, uczesać i zrobić makijaż. Są dość leniwe, palą papierosy i mają skłonności do alkoholu. Są śmiałe i uparte.
Agnieszka – to jedno z moich ulubionych imion polskich. Kojarzy mi się z kobietą spokojną, rozważną, delikatną, cichą, nieśmiałą. Jeśli chodzi o wygląd to raczej grubsze, ale nie otyłe. An wysokie, ani niskie. Głos typowa Agnieszka powinna mieć ciepły, dość niski, może nawet lekko nosowy.
Agata kojarzy mi się z osobą śmiałą, odważną, pewną siebie, wybuchową holeryczką mającą humory i fochy. Głos typowej Agaty powinien być lekko zachrypnięty, piskliwy, może z lekką wadą wymowy.
Adrianna – powinna być wysoka i postawna. Powinno wszędzie jej być pełno. Powinna być szczera, otwarta na ludzi, zawsze wesoła, niepoprawna optymistka raczej lekko stąpająca po ziemi. Powinna mieć zachrypnięty, w miarę niski głos i donośny śmiech.

Mężczyźni

Adam – to mężczyzna o niskim głosie, dużych silnych dłoniach i umięśnionym ciele. Sprawia wrażenie dobrego człowieka, ale bywa z nim różnie. Na głowie ma bujną czuprynę, a w głowie bujną wyobraźnię. Wg mnie Adamy, to raczej osoby spełnione zawodowo na wysokich stanowiskach, mający zdolności przywódcze. Potrafią uwodzić kobiety, ale nie są zbyt stali.
Andrzej – mężczyzna cichy i spokojny o niewyróżniającym się wyglądzie. Głos pozbawiony niskiego basu, może być z lekką chrypką. Drzemie w nim tłumiona złość, która może wybuchnąć w każdej chwili.
Aleksander – wysoki, umięśniony mężczyzna o miłym, aksamitnym głosie z nutką basu. Człowiek aktywny zawodowo, zawsze pełen energii i wrodzonego optymizmu. Powziętej raz decyzji nie zmienia nigdy. Chętnie pomaga innym, ale jeżeli ktoś zajdzie mu za skórę, nie potrafi mu wybaczyć.

B

Kobiety

Barbara – moja mama ma tak na imię. Nie znam innych kobiet o tym imieniu. Wg mnie barbara powinna być stateczna, rozważna, pełna energii, nie marnująca nigdy czasu. Osoba miła, chętna do pomocy innym, mająca skłonności do dyrygowania innymi. Głos barbary powinien być średniej wysokości, ale raczej niższy niż wysoki i raczej nie należy do najładniejszych. Barbary często się czymś martwią, ale nie pokazują tego po sobie.
Beata, no cóż, trochę kojarzy mi się z prostytutką. Typowa Beata, to kobieta zaglądająca do kieliszka, często chodząca na imprezy, nie dbająca o swoje dzieci. Oczywiście pali też papierosy, więc ma zachrypnięty głos, ale nie jest on zbyt niski.

Mężczyźni

Bartłomiej – osoba bujająca w obłokach, często zmieniająca swoje decyzje, niestała w uczuciach, porywcza, wybuchowa. Głos pozbawiony niskiego basu, lekko zachrypnięty, nie należy do najładniejszych.
Bogusław – mężczyzna dobry, uczciwy, spokojny, miły chętny do współpracy, nie mający zdolności przywódczych. Wysoki, silny, delikatny, stały w uczuciach. Pracy się nie boi, ale nie zarabia zbyt wiele. Głos ma niski, przyjemny, lekko nosowy.

C

Mężczyźni

Czesław kojarzy mi się z hydraulikiem. Wesoły, przyjazny mężczyzna o dość wysokim głosie. Ma skłonności do oszukiwania innych. Chętnie pomaga innym, ale liczy na to, że ktoś prędko mu się odwdzięczy.

Kobiety

Czesława z kolei kojarzy mi się z opiekunką do osób starszych. Ma wysoki, donośny głos. Jest radosna, pełna energii, bywa fałszywa i lubi poplotkować.
Celina – kobieta ponura, mająca skłonności do depresji, wiecznie niezadowolona. Większość czasu spędza w swoim domu. Głos ma wysoki, delikatny, ale niezwykle rzadko go używa.

D

Kobiety

Daria, to wg mnie kobieta, której życie nie rozpieszcza. Jest melancholijna, cicha, spokojna, raczej nieśmiała, ale jeśli chodzi o dobro najbliższych, potrafi stanąć w ich obronie. Ma niski, matowy głos, może z wadą wymowy.
Danuta – ponura, wiecznie niezadowolona kobieta. Nie dogaduje się z innymi ludźmi, a z rodziną i znajomymi często się kłuci. Głos ma wysoki, matowy, niezbyt ładny. Bywają Danuty, które osiągnęły coś w życiu, ale raczej nie chcą się tym dzielić z innymi.
Dorota – bardzo skryta osoba. O swoich problemach a nawet radościach rzadko kiedy opowiada, nawet tym najbliższym. Lubi spełniać się zawodowo, ale raczej w zawodach artystyczny. Jest pochłonięta bez reszty temu co robi. Zawsze doprowadza do końca to, co zaczęła. Jej głos jest bardzo piękny: aksamitny, lekko nosowy, kojący.

Mężczyźni

Dariusz – osoba dość spokojna, ale może czasem wybuchnąć. Ma skłonności do krętactwa. Jest osobą wrażliwą i nie potrafi pogodzić się z porażką, nie umie przegrywać, nie ma zbyt wielu przyjaciół, choć usiłuje sprawiać wrażenie, że ich ma. Głos typowego Dariusza powinien być zachrypnięty, ostry, zimny niczym szczęk oręża.

E

Kobiety

Elżbieta – kobieta wesoła, odważna, otwarta, jednak nie zawsze szczera. Otacza się wianuszkiem rozchichotanych przyjaciółeczek. Lubi wychodzić z nimi tu i tam, ale na ich pomoc nie zawsze może liczyć. Lubi nosić długie włosy i upinać je w różne fryzury. Często też zmienia ich kolor. Głos typowej Elżbiety powinien być zachrypnięty, piskliwy, wysoki, donośny. Elki potrafią dać innym w kość!
Eliza – wysoka, dość otyła kobieta. Ma czarne krótkie włosy. Jest bardzo powolna, flegmatyczna. Ma dość niski, metaliczny głos. Mało przebywa z ludźmi, tylko wtedy, kiedy naprawdę musi. Większość czasu spędza z książką, albo przed telewizorem.
Ewa – wysoka kobieta lubiąca nosić sukienki, zwłaszcza te długie i rozkloszowane. Nie stroni od imprez. Na każdej wygląda nienagannie. Głos ma zimny, dość wysoki, może być z wadą wymowy. Do życia podchodzi lekko. Nie przejmuje się niczym, bezstresowo wychowuje dzieci.

Mężczyźni

Emil – mężczyzna cichy i nieśmiały. Głos delikatny, z małą ilością męskiego basu, może z wadą wymowy. Wygląd typowego Emila niczym wielkim się nie wyróżnia. Sprawia wrażenie bardzo niedostępnego człowieka. Trzyma się raczej na uboczu. Ma niewielką garstkę przyjaciół, na których zawsze może liczyć, ponieważ dobiera ich z wielką rozwagą. Jest przesadnie dokładny, pedantyczny. Zawsze myśli trzeźwo. Potrafi znaleźć rozwiązanie niemal każdego problemu.

F

Kobiety

Felicja – kojarzy mi się ze starszą kobietą będącą w posiadaniu całkiem sporego mieszkania pełnego kwiatów i rasowych kotów. Ma niski, zachrypnięty głos. Jest oczytana. Lubi wiedzieć na bierząco, co dzieje się na świecie. Jest raczej samotna, ale nie zgryźliwa. Ma kilku przyjaciół, ale spotyka się z nimi stosunkowo rzadko. Nie lubi plotek, ale suche fakty. Ma bogatą kolekcję pięknych ubrań, w których od dawna już nie chodzi.

Mężczyźni

Franciszek – mężczyzna o zasadniczych poglądach. Planuje wszystko z dużym wyprzedzeniem. Obiady je tylko wg jadłospisu, chyba, że jest poza domem. Nie ma przyjaciół. Z rodziną rzadko się widuje. Jest dość chorowity, bo i dużo w życiu przeszedł. Pomaga bezdomnym zwierzętom (jak św. Franciszek), ale nie ma swojego pupila. Głos ma przyjemny, dość niski, ale przeciętnej urody.

G

Kobiety

Grażyna – głośna, energiczna kobieta o wysokim, piskliwym głosie. Jest pielęgniarką, nianią, bądź opiekunką do osób starszych. Bywa fałszywa. Lubi poplotkować. Prowadzi długie rozmowy przez telefon. Uwielbia podróżować, ale nie ma na to czasu. Raz na jakiś czas przeczyta jakieś płytkie romansidło, ale ogólnie za literaturą nie przepada. Dość dobrze gotuje, ale zazwyczaj nie chce jej się tego robić. Jest zakupocholiczką. Miesiąc bez nowego ciucha czy kosmetyku to miesiąc stracony!

Mężczyźni

Grzegorz – wysoki mężczyzna o pięknym radiowym głosie, lubiący muzykę jazzową. Nie spełnia się zawodowo, ale już się z tym dawno pogodził. Ma kochającą żonę i wspaniałe dzieci. W zasadzie jest szczęśliwy. Byleby tylko zdrowie nie dokuczało, to byłoby naprawdę świetnie.
Gustaw – człowiek lekkoduch. Co rusz zmienia szkołę, uczelnię, pracę. W stosunku do kobiet jest bardziej stały, ale też bez przesady. Swoją drogą kobiety za nim przepadają, bo jest przystojny i ma ciepły, męski głos z odpowiednią ilością jego ubasowienia.

H

Kobiety

Helena – kojarzy mi się z brzydką, starą panną. Kiedyś, gdy była młoda kochała tańczyć, ale teraz wszystko ją boli, więc siedzi przed telewizorem i całymi dniami narzeka. Głos ma zachrypnięty, trochę przepalony, bo kobieta nie stroniła od papierosów. Rodzina rzadko ją odwiedza. Helena ma jedyną przyjaciółkę, też starą panną, z którą razem wspólnie narzekają. Czasem wybiorą się wspólnie do jakiegoś sanatorium. Helka ma jeszcze starego psa w typie jamnika o sztywnej sierści, który kiedyś szczekał na wszystko, co się ruszało, a teraz ogranicza się tylko do listonosza.

Mężczyźni

Henryk – człowiek bardzo irytujący, upierdliwy – mógłby spokojnie pracować w urzędzie, np. W Zusie. Ma brzydki, zimny głos. Spędza czas samotnie, bo nikt go nie lubi. Słucha spokojnego popu a czasem jazzu.

I

Kobiety

Ilona – postawna kobieta o niskim głosie. Jest rozważna, stateczna, rozsądna aż do bólu. 100 razy się zastanowi, zanim coś zrobi. Nie ma u niej miejsce na przypadkowe decyzje czy jakikolwiek spontan. Pracuje jako nauczycielka i dzieci raczej za nią nie przepadają, bo trzyma żelazną dyscyplinę w klasie. Swego męża też trzyma w szachu, ale on nie protestuje. Ilona pomaga chętnie innym i nie oczekuje za to zapłaty. Jest niezwykle lojalna wobec innych i warto się z nią zaprzyjaźnić.
Irena – kobieta o bardzo zachrypniętym głosie. Jest przedszkolanką, bądź nauczycielką w najmłodszych klasach podstawówki. Jest nerwowa, krzykliwa, zrzędliwa, ale ma wiele dobrych pomysłów jak zająć czymś dzieci, nawet te najbardziej niegrzeczne. Sama też ma dzieci i wychowuje je twardą ręką w przeciwieństwie do męża, który nadrabia zaległości w ich rozpieszczaniu. Typowa Irena ubiera się raczej zwyczajnie i nie przywiązuje większej wagi do ciuchów. Lubi mieć za to wysprzątane w domu. Gotuje słabo, ale rodzina już do tego przywykła. Dużo czasu spędza na świeżym powietrzu z dzieciakami. Czasami wyjeżdża gdzieś z rodziną, ale zwykle ogranicza się tylko do Polski. Irena nie przepada za zwierzętami, ale jakimś cudem uchował się rudy kot, którego mąż przyniósł z pracy. Irena go toleruje i ciągle komuś każe po nim sprzątać.
Irmina – piękna, dość wysoka kobieta o długich żęsach, które maluje na ciemny kolor. Uwielbia kupować wciąż nowe i nowe ciuchy. Nie jest stała w uczuciach. Kocha zwierzęta zwłaszcza koty. Posiada w swym mieszkaniu kilka persów. Lubi podróżować, ale nigdy nie ma na to pieniędzy, bo wydaje je na ciuchy i na koty. Często chodzi do kina, czasem nawet do teatru, ale tylko, gdy znajomi ją na to namówią. Irmina ładnie śpiewa, ale nie chce jej się należeć do jakiegoś chóru. Zresztą ona wolałaby śpiewać solo i być gwiazdą ekranu a nie jakiś tam zbiorowy chór.

Mężczyźni

Igor: Spędzaj czas z Igorem, bo po facet z wigorem. Typowy Igor powinien mieć średniej wysokości zachrypnięty głos. Jako dziecko powinien dawać popalić w rodzinie, w szkole i wśród najbliższych. Porywczy, wybuchowy, wszędzie go pełno. Wszystko pali mu się w rękach. Przepada za muzyką i tylko przy niej się uspokaja zwłaszcza kiedy gra. Jest dobrym człowiekiem, ale często płaci za to, że zanim pomyśli, to już to robi.
Ignacy – spokojny filozof. Ma delikatną dziewczęcą urodę i jasne włosy. Ma niski, basowy głos. Uwielbia podróże i często wyjeżdża gdzieś ze znajomymi. Najbardziej kocha Grecję i tam spędza najwięcej czasu. Kocha literaturę i muzykę. Sztuką też nie pogardzi, ale raczej taką, która cechuje się prostotą. Typowy Ignacy ma bujną wyobraźnię i romantyczny charakter. Mimo to kobiety jakoś za nim nie przepadają.
Ireneusz – mężczyzna o niskim donośnym głosem. Ma rubaszny śmiech, głośno słucha muzyki, najczęściej rockowej i metalu. Jest typowym cholerykiem. Rządzi w domu wszystkimi. Jedynie psu pozwala na odrobinę samowoli. Dużo czasu spędza na świeżym powietrzu – głównie na rowerze. Rzadko czyta książki, a gazety od czasu do czasu. Lubi czasem pograć w grę, najczęściej w jakąś odmóżdżającą strzelankę. Kocha sport, ale najbardziej piłkę nożną i tenis. Brawurowo jeździ samochodem i lubi chwalić się nim przed innymi. Jest bardzo zazdrosny o żonę i robi jej sceny o byle co. Przepada z a podróżami, ale tylko w niektóre miejsca, np. Włochy, Hiszpania, Portugalia czy Słowacja. Ma sporo znajomych, nawet z zagranicy, ponieważ musi mieć kogoś, komu będzie mógł opowiadać o swych dokonaniach i przygodach.
Na dziś wystarczy. Następnym razem przedstawię kolejną porcję imion i moich skojarzeń z nimi związanych.

EltenLink