To był bardzo ciężki dzień i chyba najcięższy w tym roku szkolnym.
Zaczęło się niewinnie od małego smuteczku jakim było nieprzywiezienie płyt przez Alicję, ale potem było już tylko gorzej.
Lekcje dłużyły się nieznośnie, a na polskim pani przypomniała o konkursie na najlepszą pracę pisemną na temat informatyki i dodała, że w nas wieży i to od naszej klasy spodziewa się najciekawszych prac. Problem w tym, że pani nic nam wcześniej o tym konkursie nie mówiła, a dziś powiedziała, że prace będzie zbierać jutro rano, a praca, która wygra ma zostać wygłoszona z pamięci przez jego właściciela.
bardzo mnie ta sytuacja wkurzyła, bo cała klasa we mnie pokładała nadzieje, że napiszę jakiś piękny wiersz o informatyce i cała niemal odpowiedzialność wygrania w tym piekielnym konkursie spadła na mnie. Przecież ja tego nie zdążę napisać, zwłaszcza, że nie mam dziś weny w ogóle do jakiegokolwiek pisania. Z tego wszystkiego dostałam wielkiej chandry i poprosiłam, by wszyscy dali mi święty spokój, to może coś sklecę, ale nie obiecuję.
Kiedy tak siedziałam schandrowana na swym łóżku nie odrabiając dziś lekcji z powodu mego polonistyczno-informatycznego zadania wena zaczęła stopniowo do mnie wracać.
Wkręciłam więc kartkę do maszyny, bo nie chciało mi się włączać komputera obawiając się, że wena mi ucieknie i zaczęłam pisać.
Jednak moja radość nie trwała zbyt długo, bo właśnie z jakichś zajęć wróciła do pokoju Emilia i zaczęła mi przeszkadzać. Z początku tylko mnie zagadywała, ale potem przeszła do rękoczynów i zaczęła mnie łaskotać i bić tak, że już nie mogłam się na niczym skupić i wielka chandra powróciła ze zdwojoną siłą.
Zaczęłam na Emilię krzyczeć, ale to nie pomagało i wena uciekła bezpowrotnie, co jeszcze utwierdziło mnie w chandrze. Po kolacji niespodziewanie przyszła Alicja z wypchaną płytami i kasetami torebką i wysypała jej zawartość na moje łóżko oznajmiając, że żartowała z tym niewzięciem płyt i zaraz mi je da tylko je znajdzie w tym bałaganie.
Część płyt pospadało na podłogę, a ja w dalszym ciągu siedziałam z maszyną na kolanach i przeżywałam utraconą bezpowrotnie wenę. W końcu moje beznadziejne samopoczucie i wielka irytacja spowodowana wydarzeniami dzisiejszego dnia osiągnęła punkt kulminacyjny i moją wielką złość okazałam zrzucając maszynę na podłogę.
Wtedy to Emilia podeszła do mnie i maszyny i zauważyła ze stoickim spokojem, że pod maszyną leży płyta Michaela Jacksona po czym wyciągnęła ją spod maszyny, ale zostawiła ją na podłodze.
Teraz w naszym pokoju przebywały już dwie schandrowane dziewczyny ja i Ada. Ja w dalszym ciągu z tych samych powodów co przedtem, a przyjaciółka naturalnie z powodu okropnego losu jej płyty. Po tym incydencie nie przeprosiwszy nawet przyjaciółki odłożyłam maszynę na miejsce nie wykręcając zapisanej już trochę kartki po czym zadzwoniłam do cioci Dzidzi i opowiedziałam jej o moich problemach. Ciocia doradziła mi, bym zaczekała aż wszyscy pójdą spać w tym również nieznośna Emilia i dokończyła wiersz.
Natomiast co do jego wyrecytowania, to po prostu i najzwyczajniej w świecie go przeczytasz i nie będziesz się tym przejmować. Ja jutro przyjadę po południu, by dodać ci otuchy – powiedziała ciocia na koniec tej rzeczowej rozmowy.
Muszę przyznać, że ciocia bardzo mnie podniosła na duchu tymi kilkoma rzeczowymi zdaniami i może rzeczywiście coś z tego będzie, bowiem bardzo nie chciałabym zawieść klasy i w ogóle wszystkich tych, co oczekują ode mnie wygrania tego konkursu. Najważniejsze jest dla mnie to, że się nie poddałam i mimo przeciwności doprowadziłam sprawę do końca. Ciekawe jak się to wszystko skończy.
Category: Sny
Nad morzem w szczęściu i w smutku
Bardzo uwielbiam morze i bywa, iż śni mi się ono w niezwykle wyidealizowany sposób.
Nad morzem w szczęściu i smutku
Morze szumiało cicho i spokojnie jakby śpiewało komuś kołysankę, a my siedzieliśmy na czystej plaży i byliśmy bardzo szczęśliwi, że znów jesteśmy razem. Siedziałam koło Kingi i wsadzałam ręce głębiej do piasku, by wyciągnąć piękny gładziutki kamyczek i dodać go do kolekcji skarbów przyrody. Po jakimś czasie przyjaciele się rozeszli i przyjechała mama z ciocią Dzidzią, zajęła pokój w hotelu i przyszła do mnie na piękną plażę. Kiedy wszyscy kategorycznie się już rozeszli poinformowałam mamę, że nie zdałam egzaminu, a następnie mama zaproponowała mi, żebyśmy poszły do hotelu.
Kiedy wracałyśmy z plaży pięknie śpiewały ptaki, jakby przyroda chciała mi wynagrodzić smutek związany z oblanym egzaminem. Idąc tak z mamą w stronę hotelu powiedziałam jej, że jestem w połowie szczęśliwa i że szkoda, iż w tej okolicy nie słyszałam jeszcze mew, ale dobrze, że są inne ptaki. Przyroda potrafi wiele zdziałać w szczęściu człowieka.
My mamy inne zajęcia
Była przyjemna letnia sobota, a ja mimo iż spałam całą noc czułam się jeszcze bardzo zmęczona. Ten tydzień był tak wyczerpujący, że jedna noc nie wystarczy, by to wszystko nadrobić i poukładać w swej głowie, jednak mama bardzo dobrze to rozumiała i troszczyła się o mnie jak nigdy.
Zaplanowałyśmy sobie, że najpierw obejrzymy odcinek z serialu "miodowe lata”, w którym gościnnie wzięłam udział, wyprowadzimy psa na spacer, zrobimy oponki, a potem mama zrobi obiadokolację.
Kiedy po obfitym śniadaniu zasiadłyśmy do komputera, by przez internet obejrzeć serial do mamy zadzwonił telefon, więc ta niechętnie wstała i odebrała go a ja zastopowałam oglądanie. Po niedługiej chwili mama zaserwowała mi wieść następującą: wójt naszej gminy zaprasza nas na piknik, na którym to wystąpi wspaniały zespół ludowy.
– Ale my tam przecież nie pójdziemy, bo mamy zaplanowane na dziś inne zajęcia – oburzyłam się od razu.
– Musimy iść chociaż na chwilkę, bo jesteśmy bardzo pożądanymi gośćmi na tym koncercie. Po słowach mamy już nie oglądałyśmy dalej serialu tylko wyszykowałyśmy się na koncert.
Wychodząc z podwórka pomachałyśmy smutnemu psu i z niechęcią udałyśmy się na piknik. Ludzi nie było dużo, ale wójt już na nas czekał.
Prowadzącym był ten pan z brzydkim głosem, który prowadził ostatni piknik w Krakowie, co mnie trochę zbiło stropu.
Kazali mi usiąść na trawie, więc to uczyniłam, a mama jęła się tłumaczyć wójtowi, że my tylko na 10 minut, bo ja wróciłam bardzo zmęczona i muszę odpocząć w zaciszu domowym a także dobrze się pożywić, by być silną na kolejny tydzień ciężkiej, wyczerpującej pracy uczennicy i artystki.
Zespół ludowy już wszedł na scenę i śpiewał jakąś brzydką piosenkę, gdy nagle poczułam, że nie siedzę już na miękkiej trawie, ale w wygodnym fotelu w sali koncertowej, a na scenie występuje Lady Gaga.
Byłam bardzo zaskoczona i ucieszona, gdy ją tylko zobaczyłam i bałam się, że zaraz miły czar pryśnie. I rzeczywiście, po niedługiej chwili tak się stało, ponieważ mama chcąc wybawić mnie od przebywania na nudnym pikniku zawołała mnie mówiąc:
– Możemy już iść. Odsiedziałyśmy swoje. Wójt gdzieś sobie poszedł. Wstałam niechętnie z trawy myśląc o koncercie z Lady Gagą w roli głównej a wróciwszy do domu zapytałam mamę kiedy ten piknik się kończy.
– Będzie trwał do niedzieli – odpowiedziała mi ona.
– A pójdziemy tam jeszcze?
– Nie wiem, ale dziś się pewnie nie wyrobimy. Gdy mama poszła pichcić do kuchni, bo na spacer z psem nie starczyło już czasu myślałam o tym, czy gdybym jeszcze raz tam poszła, to znów, by się tak stało i czy zobaczyłabym Gagę bądź Alanis na koncercie.
Potem zdenerwowałam się jeszcze bardziej, bo mama zamiast oponek zrobiła faworki. Zjadłam więc parę skwapliwie i wróciłyśmy do oglądania zastopowanego odcinka serialu "Miodowe lata”, jednak teraz już mnie to nie cieszyło.
Myślałam tylko: żebyśmy jutro poszły jeszcze raz na ten piknik, żebyśmy poszły…
Marzenia senne
Z teczki o moim ulubionym dziennikarzu
U mnie
Był piątek. Przyjechałam do domu bardzo zmęczona, więc zjadłam kolacje i wykąpawszy się wskoczyłam do łóżka. Mama pojechała do Strawczynka, bo musiała załatwić coś u babci. Zet na punkcie muzyki było dziś później, co nawet mnie ucieszyło, bo późno przyjechałam do domu. Tata usiadł do komputera w drugim pokoju.
Zrobiło się cicho, błogo i przyjemnie. Wojciechowski wpasował się w nastrój i puścił jakąś spokojną piosenkę i zadał na jej temat pytanie. Przymknęłam oczy.
U niego
Wysiedliśmy z samochodu.
Było już bardzo późno.
Zaparkowaliśmy daleko od szkoły, bo nie było miejsca na parkingu.
Powietrze było rześkie, przyjemnie chłodne.
Wędrowaliśmy przez wielki, pachnący ogród, który szalenie mi się podobał. Podszedł do nas mały szczeniak, ale nie wyglądał na bezpańskiego, bo był grubiutki i miał gęstą, błyszczącą sierść.
Wzięłam go na ręce i przytuliłam do siebie.
– Słodki jesteś – szepnęłam mu do ucha i postawiłam z powrotem na ziemi. Czułam się niezwykle szczęśliwa.
Szliśmy bardzo długo aż zaczęło świtać. Wtedy podszedł do nas Wojciechowski i zaprosił do siebie. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu i pan Marcin takie wielkie zrobił zakupy, że każdy musiał wziąć jakąś torbę. Na miejscu zastaliśmy panią po pięćdziesiątce, która siedziała przy wielkim biurku zawalonym papierami.
– To moja sekretarka – przedstawił ją pan Marcin i zaczął rozpakowywać zakupy.
Nagle moja babcia, która przyjechała ze mną do szkoły wdawszy się w rozmowę z sekretarką pokłóciła się z nią i chciała zająć jej miejsce. W końcu sekretarka ustąpiła i opuściła dom, a babcia cała szczęśliwa zajęła miejsce przy biurku i zaczęła coś przeliczać.
U mnie
Na chwilę otworzyłam oczy.
Znów był jakiś trudny konkurs, więc zamknęłam je znowu.
U mnie i u niego
Tym razem nie było już rodziców, ani babci. Pan Marcin dał mi jakąś płytę, więc schowałam ją do plecaka.
– Muszę iść do szkoły -powiedziałam do pana Marcina.
– Zaraz pójdziemy, tylko coś skończę. Nagle ktoś zapukał do drzwi. To była sekretarka i przyniosła szczeniaka, którego wczoraj miałam na rękach. Pan Marcin dał mi go na chwilę na ręce, a potem wsadził go do jakiegoś koszyka i wtedy otworzyłam oczy. Na moim łóżku siedziała mama, która właśnie wróciła od babci.
– W niedzielę wcześniej pojedziemy do szkoły, dobrze? – powiedziała spokojnie. Ciekawe, co się na prawdę stanie w niedzielę – pomyślałam. Mama opuściła mój pokój, a zamiast radia Zet leciała płyta Alanis. Zajrzałam do mojego szkolno-internatowego plecaka i znalazłam w nim płytę. Ciekawe, co na niej jest?
Z teczki o Oriolu
Mokre sprawy
Poszłam do niego, a on stwierdził, że pójdziemy na spacer, ale nad wodę.
– My mamy tylko brudną Wisłę – zmartwiłam się.
– To nic – powiedział on i wyszliśmy na zewnątrz.
Było cieplutko. Na wałach było pełno ludzi.
Chciałam usiąść na trawie, ale on koniecznie chciał do wody.
– No coś ty! Nawet nie mam stroju kąpielowego. Chcesz się kąpać w tej brudnej Wiśle? To już nasz szkolny basen byłby lepszy.
– Choć! – nalegał.
– No Kuźwa dobrze, ale jak się nabawię jakiegoś choróbska, to ty mnie będziesz leczyć.
Weszłam z nim do rzeki. Z początku było przyjemnie.
Woda ciepła, niezbyt głęboka, brak fal. Długo to jednak nie trwało, bo zaraz coś nas zaczęło pchać na głęboką wodę.
Zaczęłam się bać, bo woda robiła się coraz bardziej nieustępliwa, a Oriol wcale się tym nie przejmował. W końcu woda mnie ogarnęła całą i straciłam świadomość. Obudziłam się dopiero w internacie. Był wieczór. Wika przyniosła mi kolację i przypomniała o jakieś próbie. Nie mogłam sobie przypomnieć na co ta próba i nie miałam też ochoty na nią iść. W końcu jednak zwlokłam się z łóżka. Próba trwała bardzo długo i dotyczyła jasełek.
Dlaczego jasełek? Czyżby to był grudzień? Wtedy nad rzeką było tak ciepło jak latem, albo późną wiosną. W trakcie próby zadzwoniła do mnie Alicja i powiadomiła, że Oriol na mnie czeka.
– Jestem na próbie. Za chwilę przyjdę – powiedziałam.
Miałam już dość tego próbiska, a ono nie miało zamiaru się kończyć i jeszcze przyszedł jakiś profesjonalny aktor, by nas poprawiać.
Teraz, to ta próba się na pewno nie skończy. Ziewnęłam ostentacyjnie.
Nagle zza ściany usłyszałam trzecią piosenkę z ostatniej płyty Enyi. Przypomniał mi się grudzień, w którym mieszkałam z Wiką w pokoju tymczasowym, słuchałam tego albumu i było nam jak w raju.
Zaczęłam płakać i nikt nie był w stanie mnie uspokoić, więc zaniesiono mnie do pokoju. Wika urwała się z tej próby, by się mną zaopiekować i poradziła mi, bym pojechała wcześniej do domu i nie przejmowała się jasełkami. Nie wpuściła też Oriola ani Alicji, tylko kazała mi iść do łóżka. W domu prawie bez przerwy spałam i nie miałam na nic siły.
Któregoś popołudnia zachciało mi się zadzwonić do Kingi. Koleżanka odebrała, ale była chyba pijana, bo tak dziwnie się śmiała i bełkotała bez ładu i składu, a w tle szumiała woda.
– Skąd u ciebie ta woda? – zapytałam z przestrachem.
– Nie wiem, he he, nie wiem! Przyjedź do mnie, to się do wiesz.
– Weź przestań – burknęłam i rozłączyłam się.
Chciałam rozmówić się z Alicją, ale ta nie odebrała. Za to dodzwoniłam się do Wiki i ona powiedziała, że Marcin też jej tak zrobił.
– Co ci zrobił? Zabrał cię nad Wisłę?
– Tak.
– I co?
– To samo.
– Ale ty przynajmniej nie obudziłaś się w grudniu.
– No tak, ale i tak jestem na niego wściekła. Przez tych chłopaków całe jasełka poszły.
– Może właśnie chcieli żeby poszły?
– No może. Ale dziwny sposób sobie obrali. Zresztą jasełka jak jasełka. Nic w nich zdrożnego nie było, więc o co chodzi.
– Jesteś w szkole? – zapytałam.
– Tak. Ja to lepiej od ciebie zniosłam – powiedziała z dumą Wika.
– A co u Alicji? Bo nie odbiera.
– Pewno z Oriolem przebywa i ratują kompa małej Karolinki. A co ma robić innego.
– Ja muszę też wrócić! – powiedziałam, ale jakoś licho to zabrzmiało.
– Najpierw musisz stanąć na nogi – powiedziała Wika.
– Ale ja chcę już wrócić! – buntowałam się.
– Żeby znowu wpaść do rzeki?
– Nie. Żeby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
– Ja się mogę dowiedzieć.
– Nie. Ja też chcę! Nie spędzę przecież reszty życia w łóżku.
– Ej ty! Śpij lepiej, bo sen to zdrowie.
Nagle przypomniała mi się przed chwilą odbyta rozmowa z Kingą.
Chciałam przekazać ją Wice, bo to na pewno naprowadziłoby nas na ślad jakiś, ale ona już się rozłączyła.
Jeszcze nie odłożyłam komórki, a już telefon na nowo się rozdzwonił. To przyjaciółka.
Paplała coś o grach Oriola i o studiu. Miała głupawkę i była szczęśliwa. Nie chciało mi się jej słuchać. Nie powiedziałam jej o Kindze, tylko zapytałam, czy była może nad Wisłą.
– Jeszcze nie. Muszę znaleźć odpowiednią osobę.
– Nie spiesz się za bardzo – mruknęłam i przerwałam połączenie.
Wstałam z łóżka. Już postanowiłam. Jutro jadę do szkoły. Nie pozwolę toczyć się dziwnym, mokrym sprawom swoim własnym, mokrym rytmem.
Ta lekcja organów odbyła się w domu, w naszym salonie a na dodatek w niedzielę, bo długi czas przyszło mi spędzić w domu z powodu jakiejś ciężkiej choroby. Mama nie chciała mnie jeszcze puścić do szkoły, ale dla rozruszania mnie i poprawienia mego nastroju zaprosiła nauczycielkę muzyki do nas.
Niestety lekcja trwała bardzo krótko, bo przeszkodził nam wujek, który poprosił panią Agatę, by zajrzała do jego mieszkania i coś zobaczyła. Ja pognałam za nimi i w pośpiechu przewróciłam krzesło od pianina. Tajemniczą sprawą na jaką zaprosił nauczycielkę wujek okazał się mały, kilkudniowy kotek, który nie miał jeszcze nawet dobrze rozwiniętej sierści i był bardzo słabiutki.
– Jak pani myśli, czy jest sens się nim opiekować, czy z tego kociaka coś będzie?
– Myślę, że powinien pan spróbować – powiedziała pani Agatka, ale do lekcji już nie wróciła tylko zabrała się do swojego domu pożegnawszy się prędko.
Chciałam jeszcze chwilę z kociakiem poprzebywać, ale już zawołała mnie mama mówiąc, że przecież jedziemy do Strawczynka. Bardzo mnie ten fakt wkurzył, bo ja nie lubię jeździć do Strawczynka, ani też zostawiać małych kociaków, ale cóż było robić, ubrałam się i pojechałam wraz z rodzicami do tego cholernego Strawczynka.
Oprócz naszej rodziny byli tam jeszcze jacyś inni obcy ludzie.
Wszyscy jak jeden mąż wypytywali mnie o moje zdrowie, a ja na domiar złego jakoś źle się poczułam na tym sztywniackim spotkaniu w Strawczynku.
Kiedy mama zapytała mnie co mi jest ja odpowiedziałam jej z przekonaniem:
– Chcę wrócić do kociaka.
– Ale to nie jest nasz kotek, spróbuj o nim zapomnieć – odpowiedziała na to mama, ale na szczęście już po chwili rodzice zdecydowali, że będziemy się już zbierać.
Następnego dnia rodzice pojechali załatwiać jakieś sprawy a mnie kazali zostać w domu.
– Nie wolno ci iść nawet do wujka – powiedziała mama.
Pójdziesz tam jak wrócimy z miasta. Zresztą wspominałam wujkowi, że może ci przynieść kociaka na godzinę, ale żeby cię nigdzie stąd nie zabierał.
Jesteś jeszcze zbyt słaba na takie wybryki. Po tych słowach mama zatrzasnęła drzwi i słychać było już tylko oddalające się kroki rodziców.
Zrezygnowana włączyłam radio, by ukoić się muzyką i umilić sobie nią oczekiwanie na rodziców lub na wujka, ale na każdej stacji coś gadali a w programie I Iii były nawet jakieś słuchowiska, które napawały mnie grozą. Jedno było o jakimś flecie ze szkoły muzycznej, który był pożyczany różnym uczniom i tymże uczniom działy się jakieś nieprzyjemne rzeczy kiedy byli w posiadaniu tego fletu. Drugie słuchowisko mówiło o jakichś starych rupieciach, które mnożyły się w domu jakiegoś staruszka. Oba słuchowiska mówiły jakby o sytuacji bez wyjścia i muszę przyznać, że okropnie się tego słuchało. W końcu zdecydowałam, że włączę sobie jakąś płytę i nie będę się tymi strasznymi rzeczami katować, ale przez chwilę nie mogłam się ruszyć jakby nie sparaliżowało, potem nie mogłam znaleźć pilota a następnie tenże pilot nie chciał wcale działać. W końcu udało mi się wyłączyć radio, ale tylko na chwilę, bo już po paru sekundach znowu się włączyło. Na szczęście w chwilę później przyszedł wujek zostawić mi pod opieką kota a sam miał wyjść na godzinę z domu. Z kociakiem na pewno będzie mi raźniej nawet, gdybym miała dosłuchać tych okropnych słuchowisk do końca.
Zanim wujek wyszedł dałam mu jeszcze płytę, którą akurat trzymałam w ręce, bo chciałam ją puścić zamiast słuchowisk. Gdy wujek zabrał płytę zamykając za sobą drzwi zaraz tego czynu pożałowałam. Po jakiejś pół godzinie przebywania z kotem mimo zakazu mamy poszłam do domu wujka Pawła, by odebrać swoją własność nieopatrznie wujkowi oddaną. Tam również było włączone radio i leciały jakieś okropne słuchowiska. W końcu jednak udało mi się odnaleźć album i uciec z nim do domu.
Zdążyłam akurat na styk przed przyjazdem mamy.
Gorzej tylko, bo kiedy poszłam po płytę zostawiłam kociaka na kanapie w mym pokoju a teraz nigdzie go nie było. I co ja najlepszego zrobiłam?
Kociaki z Włoch
Wujek Grzesiek będąc akurat we Włoszech spełnił moją prośbę i przywiózł 3 kociaki, które spotkałam będąc w pensjonacie. Wszystkie miały trafić do pani Agaty, żeby ich nasz pies nie dręczył, poza tym mama nie chce w domu kota a pani Agata właśnie się za jakimiś rozglądała, bo jej kocica jakoś nie miała młodych.
Trochę mnie to smuciło, ale pocieszałam się, że będą bardzo blisko mnie a dzieci sąsiadki już wyrosły z dokuczania zwierzętom. Sąsiadom najbardziej podobał się najmniejszy, czarny, więc wzięli go do domu a 2 pozostałe trzymali w piwnicy ze swoją dawną kotką, ale ona na szczęście ich nie goniła, zresztą większość czasu spędzała na łowach. Po jakimś czasie oba koty: mój ulubiony – biało czarny i neutralny trójkolorowy przeniosły się do nas i zamieszkały w kurniku, żeby być z dala od psa, ale mieć dach nad głową i mama na to przystała, sąsiedzi również, a czarny kot zamieszkał w piwnicy pani Agaty wraz z ich kocicą.
Bardzo mnie taki stan rzeczy ucieszył. Któregoś dnia do naszego domu przyjechało wiele gości fajnych i mniej fajnych: Alicja, Dorota, Emilia, Radosław, ciocia Ewa z kuzynami i jeszcze jacyś dawni znajomi babci. Zrobiło się wielkie zamieszanie, bo każdy chciał się pobawić z psem i z kotami i powstawały nieporozumienia. W końcu ciocia Ewa zarządziła, że ustalimy godziny zabaw ze zwierzętami, by ich nie zagłaskać na śmierć, ale by każdy mógł na spokojnie się z nimi zobaczyć. Ustaliliśmy, że ja z Alicją możemy razem chodzić do kotów, bo są 2 a każda lubi innego. W tym czasie Dorota miała bawić się z psem. Po mnie i Ali do kotów miał przychodzić Radek. Nasza kolej przypadała późnym popołudniem, co nawet mi odpowiadało, bo koty były już zmęczone i nie uciekały zanadto. Siedząc w kurniku ze swoim kotem na kolanach myślałam jaki on musi być biedny jak tak wszyscy do niego przychodzą i zwierzak prawie nie ma spokoju. Gdy nasza kolej się skończyła do kurnika wszedł Radosław, ale był jakiś wycofany, jakby nigdy kotów nie widział. Zaczął nam opowiadać, że jak był mały, to kotom różnych rzeczy zabraniał, bo go kiedyś jeden kot zdenerwował i że on go potem zamęczył na śmierć. Alicja puściła już swego kota, a ja stałam jeszcze niezdecydowana ze swoim na rękach. Po chwili też go puściłam i wybiegłam za Alą z kurnika. Nie miałam wcale zamiaru słuchać jak Radek męczy koty jeśli wpadnie mu do głowy taki pomysł. Alicja powiedziała, że wyjedzie stąd jak najszybciej, mimo zażyłej ze mną przyjaźni, bo nie będzie patrzeć na to jak zwierzęta się męczą i zaproponowała mi, bym odtransportowała koty z powrotem do Włoch puki nie jest jeszcze za późno. Zaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać. Z jednej strony chciałam je mieć przy sobie, bo druga taka okazja się może nie przytrafić, ale z drugiej rozumiałam też, że w obecnej sytuacji jaka nastała w naszym domu zwierzęta bardzo się męczą.
Postanowiłam porozmawiać o tym z mamą. Mama jednak zbagatelizowała problem mówiąc, że goście nie będą tu przecież wiecznie. Potem sytuacja zaczęła się poprawiać: Dorotka i znajomi babci pojechali, a dzieci cioci Ewy znudziły się już kotami. Mikołaj rzadko kiedy do nich zaglądał, więcej czasu przebywał z psem, ale on jest duży, więc nie można go tak wytłamsić, poza tym Mikołaj nie robił mu nic złego. W dodatku od sąsiadów przychodził czarny kot z ich starą kocicą i z nimi można się było bawić bez kolejki, co z kolei wykorzystywał Radek.
Powiedziałam mamie, że jak Alicja pojedzie, to może wydać komuś tego trójkolorowego kota jeśli chce, bo mnie i tak bardziej zależy na tym drugim. Mama powiedziała, że rzeczywiście po co nam 2 koty i może da go którejś z swoich sióstr, albo dziadek go weźmie i znajdzie mu dom.
Teraz chyba moim kotom jest lepiej, ale chyba jednak wolałabym, żeby goście już sobie pojechali, bo co za długo to niezdrowo.
Kilka króciutkich snów dotyczących Lady Gagi
Odjechany sen związany z moją dawną idolką.
Gaga była u mnie
Edward załatwił mi spotkanie z Lady Gagą w naszej szkole a nawet w moim internatowym pokoju. Porozmawiałam z nią czas niedługi po czym ona opuściła moje lokum i obie wróciłyśmy do swoich stałych zajęć. Po chwili dowiedziałam się od kolegi, że fragment pobytu Gagi w naszej szkole był nagrywany i będzie on transmitowany na wielu stacjach radiowych, a także w telewizji i Edward podejmuje się nagrać tę że transmisję, co niezmiernie mnie ucieszyło.
Mimo tych jakże miłych i przyjemnych dla mnie wydarzeń poczułam się nieco osłabiona, więc pojechałam do domu, gdzie w ulubionym ogródku warzywnym mojej babci Edek pozostawił jakieś urządzonko, które miało nagrywać transmisję. Gdy zapytałam mamę, co jest na ekranie odpowiedziała mi:
– Jeden z pięć. – To zupełnie jak przy aktualizacjach systemu – pomyślałam, ale pominęłam ten fakt milczeniem.
Kiedy poszłam wreszcie do domu spotkałam tam czekającą już na mnie i zatroskaną o mnie bardzo ciocię Dzidzię.
Wszyscy byli dla mnie troskliwi i pocieszali mnie w mej niedoli jaką była owa osobliwa choroba, która mnie tak znienacka i niespodziewanie napadła. Po chwili z niewiadomych powodów wyłączyli prąd a ja przestraszyłam się bardzo, czy nie przeszkodziło to czasem w nagrywaniu owej transmisji.
Poprosiłam mamę, by poszła to sprawdzić, choć ona opierała się trochę. Okazało się, że nic nie ucierpiało na tym krótkim braku prądu.
Przed snem włączyłam na chwilę radio, by sprawdzić, czy przypadkiem nie mówią powtórnie o tym wielkim wydarzeniu jakim był przyjazd Lady Gagi do Krakowa, ale niestety nie wiadomo z jakich powodów włączono zagłuszarkę, więc niczego się nie dowiedziałam.
Następnego dnia byłam już całkiem zdrowa i pojechałam do szkoły. Tam z jakiegoś radia internetowego słuchałam nowej piosenki mej idolki czekając z niecierpliwością na Edwarda, który miał mi przynieść nagraną transmisję. Niestety się go nie doczekałam.
Jestem chora na
Sen związany z osobliwymi chorobami, które pojawiają się czasem w mojej głowie oraz z moją dawną idolką na pierwszym planie.
Jestem chora na…
Mieszkałam w pokoju z jakąś dziewczyną za którą nie przepadałam, bo zbytnio się rządziła i była nie w moim typie, dlatego rzadko z nią rozmawiałam.
Pewnego dnia dziewczyna zaproponowała, bym zmieniła pościel, a ona nawet mi ją przyniesie i powlecze.
Zdziwiło mnie to nieco, ale przystałam na tę propozycję, bo rzeczywiście – będę miała z głowy tą czynność na najbliższy miesiąc. Pościel była pomarszczona i brzydka ze zniekształconymi guzikami, ale trudno. Jakoś to przeżyję. W jakiś czas później zachorowałam na dziwną, nieznaną dotąt chorobę, która objawiała się nagłymi atakami wściekłości.
Podczas takiego ataku mogłam nawet zrobić komuś krzywdę.
Starałam się opanowywać, żeby jak najrzadziej dochodziło do takich ataków i nawet mi się to udawało.
Pewnego razu moja współlokatorka wpadła na pomysł, by zaprosić do szkoły Lady Gagę.
Odpowiedziałam jej wtedy, że to nie ma sensu, bo jak przy jej obecności dostanę takiego ataku, to ona będzie mnie uważać za czuba. Dziewczyna jednak zrobiła po swojemu i zaprosiła do naszego ośrodka piosenkarkę.
Razu jednego przyszła ona do naszego pokoju, a ja w tym czasie używałam songra i wtedy to właśnie długo już tłumione nerwy pod wpływem jakiegoś głupiego impulsu związanego z brakiem piosenki w serwisie puściły i dostałam ataku. Na całe szczęście nie zrobiłam idolce krzywdy, a jedynie zrzuciłam laptopa z łóżka, a kiedy moja pseudo przyjaciółka ucieszyła się z całego obrotu sprawy, a ja chciałam w nią czymś rzucić Gaga mnie uspokoiła i zajęła się moją pościelą, która leżała na łóżku, bo był to już późny wieczór.
Za niedługo wyzdrowiejesz – powiedziała gwiazda i z pościelą na rękach wyszła z pokoju. Oh, jak dobrze, że tej głupiej anty fance się tym razem nie udało!
Jestem Ci bardzo wdzięczna, że mnie uratowałeś, ale teraz możesz już sobie iść!
Weszłam do miłego, przyjaznego jeziorka, w którym jak się okazało kąpała się również Lady Gaga. Z radości podskoczyłam tak wysoko w górę, że znalazłam się na siatce otaczającej kąpielisko.
Zrobiło mi się z tego powodu bardzo smutno, ponieważ po pierwsze:
– nie mogłam się już kąpać z Lady Gagą, bo bałam się zeskoczyć z siatki wprost do wody;
– po drugie zaraz mi się zrobi zimno i nie będę miała żadnej przyjemności z tej niefortunnej kąpieli.
Nagle w moim pobliżu pojawiła się małpa o baraniej sierści, niekształtnych palcach i zabawnej czuprynie na czubku głowy. Poprosiłam ją, by wywindowała mnie z powrotem na brzeg.
Usłużna małpa zrobiła to, ale nie dała mi spokoju tak jak to sobie wyobrażałam. Wyciągnęła z zanadrza dyktafon i jakiś mały woreczek, w którym były ścinki papieru z dziurkacza, albo niszczarki.
Następnie otworzyła kieszeń na kasetę w dyktafonie i wsypała zawartość woreczka do niej śpiewając: W czasie deszczu dzieci się nudzą itd…
– Nie wsypuj tam tych śmieci! – zawołałam na niego. Nie będzie ci działać dyktafon.
-To najwyżej mi wciągnie taśmę – zawołała wesoło małpa.
Bardzo chciałam, żeby to dobre, ale dość natrętne stworzenie o sercu psotnego dziecka już sobie poszło, ale wcale się na to nie zanosiło.
Kiedy małpa wreszcie sobie poszła, Gaga też gdzieś zniknęła i znowu zostałam sama, tym razem na brzegu przyjemnego jeziorka, a nie na siatce go okalającej.
Loteria i inne przygody
Byłam z grupą przyjaciół na wycieczce i w jej trakcie zahaczyliśmy o loterię pieniężną.
Wygrałam 500 złotych i pieniądze nie mieściły mi się do portfela, ale jakoś zdołałam je upchnąć.
Potem wróciłam z wycieczki i poszłam na basen.
Stojąc w ręczniku i stroju kąpielowym czekałam na resztę grupy.
Wtedy przyszła pani Drzewiecka i zaprosiła mnie do swojej sali. Na początku trochę się opierałam, ale w końcu się zgodziłam. Bardzo zezłościło mnie to, że w sali pani Drzewieckiej ktoś już siedział i grał. Kiedy pani zauważyła moje zdenerwowanie przeprosiła tę osobę i zajęła się mną. W nagrodę za cierpliwość pani postanowiła zrobić mi niespodziankę.
Kazała mi się przebrać z resztą grupy w suche ciuchy i zaprowadziła mnie do wielkiej sali w której Lady Gaga śpiewała jedną z moich ulubionych piosenek "hair" i byłoby wprost cudownie gdyby nie to, że wszyscy przeszkadzali mojej idolce śpiewać krzycząc ile sił mieli w gardłach, jakby byli na jakimś meczu i dopingowali swej drużynie.
Bardzo mnie to wkurzało więc wyszłam z sali, bo żal mi się zrobiło biednej Gagi której nikt nie słuchał, chociaż śpiewała tak pięknie.
Przez to jedno wydarzenie dostałam chandry i byłam poirytowana.
Chciałam się zwierzyć pani Drzewieckiej i zapytać czy ona wiedziała, że tak się stanie, ale jej już nigdzie nie było.
Przebywałam w jakimś małym przytulnym domku wśród wielu różnych osób.
Kiedy miałam już z niego wychodzić i szykowałam się do wyjścia w przedsionku usłyszałam panią Ludwikę nadającą na ubiór i zachowanie Lady Gagi. Nie zdziwiło mnie to wcale, bo wiedziałam, że katechetka nie lubi mojej idolki, jednak dalsze jej słowa wprawiły mnie w zupełne osłupienie.
Mianowicie nauczycielka zaczęła ze szczegółami opowiadać przebieg jednego z jej koncertów nieprzestając równocześnie jej krytykować. Nie rozumiałam, jak można tak krytykować piosenkarkę, a jednocześnie znać takie szczeguły z przebiegającego koncertu. W ogóle tego nie umiałam pojąć.
Gdzie oni są, czekam na nich!
Byłam już w domu i zjadłszy kolację umyłam się i w łużku czytałam książkę napisaną przez Alicję. Przyjaciółka miała przyjechać do nas na noc i zostać u nas parę dni. Również i ciocia Lodzia miała zamiar tego wieczoru się u nas zjawić wraz z Dorotką.
Skończyłam już książkę od Alicji, której drugą część miałam od niej dostać kiedy zobaczymy się w najbliższym czasie czyli dziś.
Zachciało mi się spać, więc postanowiłam, że nie będę już na nich czekać, tylko pujdę spać, a oni jakoś sami się ułożą.
Jedna przyjdzie spać do mnie a druga do sypialni. O ciocię nie martwiłam się w ogóle, bo nie wiedziałam nawet czy czasem nie zostawi Doroty u nas i sobie stąd nie pojedzie.
Na komisję z orężem w dłoni
Miałam jechać na komisję, a przedtem dowiedziałam się, że w owym urzędzie są duże kolejki, więc pracownicy tegoż urzędu wpadli na pomysł, by oczekujących czymś zająć, coby się nie denerwowali i zbędnego zamieszania nie robili.
Pomysł ten mianowicie polegał na tym, że oczekujący mieli dostać oręż do ręki od jakiejś sławnej osoby i walczyć nim w wyimaginowanej wojnie z Rosją do czasu, w którym przyjdzie jego kolej. W tym czasie, w którym to moja komisja miała się odbyć, oręż miała wręczać Lady Gaga.
Jednak kiedy zajechałam do owego urzędu piosenkarki jeszcze tam nie było, a kolejka nie była zbyt duża. W tej dziwnej zaistniałej sytuacji w ramach oczekiwania na broń zaprowadzono mnie do poszkodowanych w wojnie rusków.
Siedzieli oni w szczątkach czegoś, jakby jakichś małych plastikowych elemencików i płakali gorzko i rzewnie jak to ich źle potraktowano.
Usiłowałam pocieszyć jednego z nich, ale on wtedy płakał jeszcze bardziej i zachowywał się tak, jakby w ogóle do niego nie docierało co mówiłam.
Wreszcie kiedy Gaga wróciła skądś i zaczęła pracować przy swoim stanowisku przyszła moja kolej na rozmowę z urzędnikami i nie potrzebowałam już żadnej broni, co bardzo mnie zirytowało, bo chciałam się przecież zobaczyć z moją ulubioną gwiazdą muzyki pop. Z początku trochę się opierałam, jednak tata był nieustępliwy i kazał mi wejść do gabinetu i załatwić sprawę z urzędnikami.
Kiedy już wyszłam z gabinetu załatwiwszy krótko i zwięźle moją sprawę postałam jeszcze chwilę w urzędzie słuchając jak Lady Gaga opsługuje właśnie jakiegoś klienta, a ruscy dalej płakali.
Nie uratowałam Gagi i nie pouczyłam się angielskiego
Poprosiłam Kingę, żeby zadawała mi takie pytania jakie miała na egzaminie. Bardzo się zdziwiłam, kiedy okazało się, że pytania brzmiały dość nietypowo np.: Gdzie są łóżka, albo kto wziął kurtki?
A propos łóżek, to odpowiedź dotyczyła jakiegoś czynnego hotelu, a o kurtkach to już nie wiem co tam odpowiedziałam.
Potem oglądałam jakiś nowy teledysk Lady Gagi w którym śpiewała jakaś inna dziewczyna, co niezbyt mi się podobało. W szkole mieliśmy jakieś spotkanie, w którym uczestniczyła Lady Gaga, ale nic się nie odzywała. Po niedługim czasie dowiedziałam się, że Lady Gaga została porwana przez członka zespołu Queen Rogera Taylora i jeszcze jakiegoś innego gościa.
Postanowiłyśmy z mamą i jeszcze innymi członkami rodziny, że spróbujemy uratować Gagę. Mama chciała, bym została z Kingą u cioci w Czostkowie i pouczyła się nieco angielskiego, ale ja się na to nie zgodziłam i wybrałam się z nimi.
Droga była nudna i męcząca, a gdy byliśmy już prawie u celu i mieliśmy ostatnią część drogi przebyć autobusem spotkała nas bardzo przykra niespodzianka.
Mianowicie autobus jadąc wpadł w jakąś głęboką przepaść i spadaliśmy do niej bardzo szybko, co było okropne i niebezpieczne. Kiedy wreszcie wysiadłam z tego autobusu bardzo kręciło mi się w głowie i wtedy postanowiłam, że wracam do domu i że w drodze powrotnej nie wsiądę w absolutnie żaden autobus.
Drogę powrotną przebyłam bardzo spokojnie wraz z Dorotką.
Szłyśmy jakimś zawiłym labiryntem z dziwnymi przejściami przypominającymi klatki schodowe. Rodzice z babcią wrócili później, ale chyba nie uratowali Gagi. Przynajmniej nic o tym nie wspomnieli. W domu oglądałam z mamą ponownie ten teledysk, co na początku przygody i zaczęłam się zastanawiać jak potoczy się dalszy los piosenkarki.
Nie mogę odebrać tej nagrody
Dzisiaj wracam z tej okropnej, nudnej wycieczki, dzisiaj również odbędzie się rozdanie nagród dla uczestników konkursu kompozytorskiego w którym wzięłam udział.
Wróciłam bardzo zmęczona z tej wycieczki, ale cieszyłam się ogromnie z tego rozdania nagród, bo poszły jakieś ploty, że udało mi się coś wygrać i że jedną z osób wręczających nagrody ma być m.in. Lady Gaga. Wreszcie ją zobaczę i to w takich wspaniałych okolicznościach! – pomyślałam z radością.
Niestety na rozdaniu nagród się nie pojawiłam, gdyż zrobiło mi się słabo, a potem zwymiotowałam i zbladłam bardzo.
Surowa wychowawczyni nie pozwoliła mi iść na imprezę i powiedziała, że nagrodę ktoś mi przecież przekaże.
Ale nie dostanę jej od Lady Gagi i jej nie zobaczę! – powiedziałam, a wkrótce potem rozpłakałam się rzewnie i zostałam na siłę wepchnięta do łóżka. Przeleżałam całe rozdanie nagród w pieleszach i ze łzami, ale w przyszłości nigdy nie dowiedziałam się o swojej nagrodzie, mimo, że pytałam się wiele razy osób, które sprawowały pieczę nad tym nieszczęsnym konkursem.
Co się stało z Queenem i gdzie są te cholerne puzle?
Kiedy przebywałam poza szkołą poznałam dwie przepiękne piosenki zespołu Queen i dowiedziałam się, że istnieją jakieś duże puzzle ich przedstawiające, co mnie bardzo zainteresowało.
Kiedy wróciłam do szkoły postanowiłam sobie zająć się to sprawą.
Najpierw w dyskografii Queenu, którą dostałam od Moniki postanowiłam poszukać tych dwóch piosenek, które mi się podobały. Okazało się jednak, że ktoś chyba grzebał mi w moim ulubionym folderze, bo były tam jakieś inne pliki, a niektórych brakowało, co mnie bardzo wkurzyło.
Chciałam zrobić porządek w folderze, ale najpierw musiałam jeszcze iść na rehabilitację. To, że nie mogłam sobie poradzić ze sprawami dotyczącymi Queenu tak mnie załamało, że się rozpłakałam.
Podeszła do mnie pani Lucynka i próbowała mnie pocieszyć, ale powiedziałam jej tylko, że mam wielki problem, na który ona nie może zaradzić.
Nauczycielka doprowadziła mnie do sali rehabilitacyjnej ocierając mi łzy. W sali do ćwiczeń oprócz pani Moniki przebywała również pani Zagórska, która również usiłowała mnie pocieszyć. W końcu przestałam płakać, co jednak nie zmieniło faktu, że byłam nieszczęśliwa. Po zajęciach z rehabilitacji wróciłam do pokoju, by dalej zmagać się ze zniszczonym folderem Queenu. Po chwili do pokoju weszła Lady Gaga z puzzlami w rękach i powiedziała, że to są na pewno te, o których mówili spotkani przeze mnie ludzie. Nie uwierzyłam jej wcale i porozrzucałam puzzle po całym pokoju i wtedy ona sobie poszła. Dziewczyny z pokoju pytały mnie czy zdążę napisać 2 zadane nam wypracowania, jeśli będę się zajmować twórczością Queenu. Odburknęłam im coś, bo moja wściekłość sięgała już zenitu.
Nie mogę odebrać tej nagrody
Dzisiaj wracam z tej okropnej, nudnej wycieczki, dzisiaj również odbędzie się rozdanie nagród dla uczestników konkursu kompozytorskiego w którym wzięłam udział.
Wróciłam bardzo zmęczona z tej wycieczki, ale cieszyłam się ogromnie z tego rozdania nagród, bo poszły jakieś ploty, że udało mi się coś wygrać i że jedną z osób wręczających nagrody ma być m.in. Lady Gaga. Wreszcie ją zobaczę i to w takich wspaniałych okolicznościach! – pomyślałam z radością.
Niestety na rozdaniu nagród się nie pojawiłam, gdyż zrobiło mi się słabo, a potem zwymiotowałam i zbladłam bardzo.
Surowa wychowawczyni nie pozwoliła mi iść na imprezę i powiedziała, że nagrodę ktoś mi przecież przekaże.
Ale nie dostanę jej od Lady Gagi i jej nie zobaczę! – powiedziałam, a wkrótce potem rozpłakałam się rzewnie i zostałam na siłę wepchnięta do łóżka. Przeleżałam całe rozdanie nagród w pieleszach i ze łzami, ale w przyszłości nigdy nie dowiedziałam się o swojej nagrodzie, mimo, że pytałam się wiele razy osób, które sprawowały pieczę nad tym nieszczęsnym konkursem.
Nieporozumienie
Tylko nie matma!
Był weekend, a ja przebywałam w domu i w najlepsze się nie uczyłam, a zwłaszcza matematyki, której w dalszym ciągu nienawidzę. Pan nic nie zadał na święta – to dobrze.
Dopiero pod koniec weekendu zdałam sobie sprawę, że nie było mnie na ostatniej lekcji matematyki, a ja nawet nie wiem co oni tam robili na tej lekcji, jakie zadania, czy łatwe, czy trudne, czy może zupełnie nowy temat? I co teraz? Nikt mi przecież nie będzie tych zadań dyktował przez telefon. Oj, chyba będę musiała zgłosić np. W drodze do szkoły spotkałyśmy z mamą w autobusie Marcina Wojciechowskiego, ale miał on bardzo brzydki, zmieniony głos. Nie gadałam z nim prawie w ogóle. W szkole Emilia w pośpiechu dyktowała mi długie, skomplikowane wyliczenia geometryczne, z którymi to zmagała się moja klasa podczas gdy mnie nie było na lekcji. I tak zgłoszę np., bo nic z tego nie rozumiem.
Koncert
Mama wyjeżdża do Niemiec. Gdy mama wyjeżdża do Niemiec, to jest cholernie smutno. Już mnie jej wyjazdy tak dziecinnie nie cieszą jak kiedyś, ale dawniej mama wyjeżdżała tylko raz w roku, więc to było wielkie wydarzenie, a teraz… W niemczech miała się wybrać na jakąś imprezę "po meczu", ale wydarzenie to zostało przesunięte z jakiegoś powodu na sam koniec jej pobytu i zmieniono jego przebieg. Na imprezie miała bowiem śpiewać Lady Gaga czego wcześniej organizatorzy nie mieli w ogóle w planach. Mama chcąc mnie zabrać na koncert chciała dogadać się w tej sprawie z ciocią, jakby to można było rozwiązać, ale ciocia powiedziała, że ona sama wybiera sie na ten koncert, a ilość miejsc jest ograniczona, a co za tym idzie nie będzie nam wcale pomagać i schodzić mamie na ustępstwa. Mamie było bardzo przykro, gdy to jej ciocia powiedziała, a ja byłam na ciotkę wściekła. Jak ona w ogóle tak mogła?! Po tym okropnym zajściu obraziłam się na ciocię i jak na razie nie ma zamiaru mi przejść.
Podróż z muzyką
Podróżowałam z mamą i z ciocią Dzidzią po świecie.
Celem tej podróży miało być obcowanie z dobrą muzyką.
Niestety był 1 warunek: podróż miała być krótka, najlepiej dwudniowa.
Podczas tej podróży znalazłyśmy się gdzieś, ale nie wiem gdzie.
Miałyśmy iść na koncert Lady Gagi. Zdziwiłam się trochę, że ciocia chciała ze mną iść, bo ona mówi na Gagę roztopierzeniec. W sali w której miał się odbyć koncert były bardzo wygodne fotele i było cicho jak na jakimś koncercie muzyki poważnej w filharmonii. Ja siedziałam z przodu, a ciocia z mamą za mną. Lady Gaga śpiewała tylko swoje starsze piosenki i jak zwykle była ubrana wymyślnie.
Kiedy wychodziłam z koncertu w budynku było już bardzo głośno i nie wiadomo czemu wszyscy jak jeden mąż pili colę. Ciocia bardzo się zdenerwowała, że nie dostałyśmy coli i nie pozwoliła nam zostać ani chwili dłużej i poczekać aż się przeludni tylko gnała do wyjścia.
Kiedy ciocia miała właśnie otworzyć główne drzwi wyjściowe sen brutalnie się urwał.
Źle się dzieje na świecie
Chciałam wysłuchać jakiejś wielkiej nowości muzycznej, której premiera miała się odbyć w jakimś radiu. W poszukiwaniu owego radia na którym miała odbyć się premiera ze zdenerwowania nacisnęłam jakiś zły przycisk (a nawet bardzo zły). Na świecie pojawiły się stworzenia, które opanowały świat i niszczyły ludzi. Ja ukryłam się w wielkim kwadratowym pojemniku umieszczonym na wielkim, starym drzewie.
Kwadratową beczkę dzieliłam z Lady Gagą i było nam bardzo ciasno.
Kiedy na świecie zrobiło się cicho i myślałam, że zostałyśmy same na świecie i jesteśmy już w miarę bezpieczne z pomocą przyszedł nam mój tata i zabrał nas do jakiejś cichej nadmorskiej miejscowości.
Przebywali tu bardzo cisi i spokojni ludzie.
Prawdopodobnie było tak dlatego, że ludzie nie czuli się jeszcze całkiem bezpieczni i przyjechali tutaj na wypoczynek, by udawać, że wszystko już jest w porządku, a w gruncie rzeczy, to ludzie bali się okropnie. Nawet morze zdawało się być ciche i zatrworzone.
Kiedy spacerowaliśmy po okolicy Gaga poszła w swoją stronę i nie wiem co się z nią później stało. Tata powiedział mi, że tutaj spędzimy tylko parę dni, bo tacie kończy się urlop, a poza tym musi jeszcze załatwić kilka ważnych spraw, a ja resztę wakacji mam spędzić we wsi bardzo podobnej do Czostkowa. Zapytałam tatę dlaczego nie pojadę do prawdziwego Czostkowa pod skrzydła cioci, ale tata nie chciał mi nic więcej powiedzieć na ten temat.
Zrobiło mi się smutno, bo przyszło mi do głowy, że ta katastrofa mogła zdziesiątkować naszą rodzinę i zniszczyć nasze domostwa, a tata nie wie jak mi o tym powiedzieć.
Postanowiłam jednak, że na razie nie będę zadawać tacie "trudnych pytań" tylko poczekam aż wszystko samo stopniowo się wyjaśni.
Konflikt własności (z dedykacją dla Mimi)
To jest dziwny perfumowy sen z dedykacją dla Mimi
Konflikt własności
Przyjechałam do domu zmęczona jak zwykle. Rozpakowałam się szybko i opadłam na sofę. Po chwili przyszły mama i babcia.
– Kochanie babcia zapomniała już jak pachną perfumy Rihanny. Czy możesz jej ów zapach przybliżyć? – zapytała mama.
Niechętnie podniosłam się z kanapy i wyciągnęłam perfumy, a babcia bez mojej zgody wypsikała się nimi sowicie.
Byłam na nią zła, bo to nie są perfumy na jakieś piątkowe popsikiwania, ale zapach na specjalne okazje.
Poza tym są one małe i drogie. Po niemiłym incydencie babcia opuściła mój pokój. Mama powiedziała, że babcia pewnie nie ma swoich perfum, dlatego wymyśliła ten numer.
Zdziwiło mnie to trochę, bo często rozmawiałam z babcią o perfumach i ona wiele mi swoich pachnideł pokazywała, które zresztą średnio mi się podobały. Następnego dnia przyjechało do nas mnóstwo gości, ale ja nie popsikałam się Rihanną, bo byłam dalej zła na babcię.
Powiedziałam przy gościach mamie, że nie życzę sobie, by tak brutalnie używano moich perfum i że przez te perfumy nie mogłam dostać płyty Seala na mikołaja i potem długo musiałam na nią czekać i że tyle tych perfum było w butelce, że starczyłoby na jeszcze jedną płytę. Po moim haniebnym wystąpieniu udałam się do sypialni rodziców i tam skuliłam się na łóżku.
Czekałam, że zaraz przyjdzie mama i mnie ochrzani, co ja właściwie narobiłam, ale nic takiego nie nastąpiło. Po dłuższym czasie usłyszałam, że parę obcych osób kręci się po moim pokoju i przegląda moje płyty. Goście długo przebywali w moim pokoju, chyba pili kawę czy herbatę. Nie wyszłam do nich, by ich stamtąd przeprosić, ani też grzecznie porozmawiać z nimi.
Postanowiłam przeczekać ten niespodziewany nawał gości i dopiero wyjść z kryjówki.
Jakiś czas leżałam jeszcze wściekła na wersalce rodziców, tym bardziej wściekła, że ktoś obcy panoszył się po moim pokoju.
Wreszcie wszystko ucichło. Po dłuższej chwili nasłuchiwania tej ciszy zdecydowałam się wyjść z sypialni. W moim pokoju pachniało kawą i nikogo już nie było. Nie było chyba nawet gości w całym naszym domu. Podeszłam do biurka. Nie było zalane kawą.
Usiadłam na mym łóżku i zauważyłam tam jakąś płytę.
– Pewnie to któraś z moich płyt, które oglądali ci obcy – pomyślałam irytując się na nowo.
Podeszłam do regału, ale nie zauważyłam tam żadnych niekorzystnych zmian. Zaraz jak mama wróci, bo jej chyba też chwilowo nie ma zapytam się jej co to za płyć. Albo nie, włożę ją do wieży i się przekonam. Przez chwilę przeszedł po mej głowie cień smutku.
Skoro ktoś ją tu zostawił, to trzeba będzie mu ją oddać.
Niedługo jednak się martwiłam.
Nikt raczej nawet swych najulubieńszych płyt nie bierze ze sobą, gdy idzie w gości, więc skoro tu leży, to została zostawiona umyślnie.
Może ktoś ją od kogoś dostał i nosił niedbale w torebce nie wiedząc co z nią zrobić, a gdy usłyszał rozjuszoną nastolatkę mówiącą o płytach stwierdził, że jej ją da, a może przyczyni się do ukojenia jej skołatanych nerwów? Gdy tak stałam przy regale z płytą w rękach do pokoju mego niespodzianie weszła mama.
– Dostałaś płytę – rzekła oschle. – Mam nadzieję, że po twoim wystąpieniu babcia nie posunie się nigdy do takiego czynu jak wczoraj – to powiedziawszy wyszła.
– I tylko tyle? Nie będzie opr?
Niechciany sprawdzian
Kiedy chodziłam do szkoły stresy związane ze sprawdzianami były u mnie normą, zresztą i na studiach jest podobnie tyle że trochę mniej. Na parę dni przed jakimś większym egzaminem pojawiały się tego typu historie.
Niehciany sprawdzian
Był już prawie koniec roku i oceny wystawione już były, ale pan Marek sprawdzian zrobić nam chciał i nieugięty w tej kwestii był.
Sprawdzian okazał się bardzo trudny i długo trwało jego pisanie, bo zmagaliśmy się z nim jeszcze po południu.
Podczas pracy naszej ciężkiej przyszła do nas inna nauczycielka i użaliła się nad nami, że taki trudny sprawdzian piszemy. Wreszcie mogłam komuś się pożalić w jakim trudnym jestem położeniu.
Wyrzuciłam więc wszystko z siebie i powiedziałam nauczycielce, że sprawdzian taki trudny a my przecież już oceny mamy wystawione. Kiedy pan Marek podszedł do mego biurka, by mnie uciszyć powiedziałam mu w twarz, że nie lubię komputera a wtedy pan zapytał mnie jakie mam jeszcze zainteresowania. Wiedział już, że ptaki lubię, bo prezentację o nich ostatnio robiłam, ale innych moich zainteresowań nie znał, więc powiedziałam mu, że interesuję się muzyką oraz pisarstwem i że tak a propos mam dziś wenę, by coś fajnego napisać a nie zmagać się z jakimś sprawdzianem.
Wtedy nauczycielka doradziła mi: To napisz coś na marginesie. No tak, pani sobie żartuje a ja na prawdę mam już serdecznie dość tego sprawdzianu i miałam wrażenie, że nigdy się on nie skończy i pytania się mnożą. Resztę pytań postanowiłam zaznaczyć byle jak. Pan i tak nie zdąży sprawdzić wszystkim tak długiego sprawdzianu, to ocen nam nie obniży a jak obniży to przecież też od tego nie umrę. Z takim założeniem skończyłam test pisać i opuściwszy klasę w stronę jadalni się udałam, bo przez to pisanie okropne obiadu nawet nie dostałam i głodna byłam okrutnie. Po chwili reszta klasy też sprawdzian skończyła i w moje ślady poszła pożywiając się obiadokolacją podaną na jadalni. Po tejże kolacji postanowiłam sobie, że mimo zmęczenia wielkiego uśpioną przez sprawdzian wenę na powrót obudzę i dzieło jakieś napiszę, żeby dnia tego całkiem nie zaprzepaścić i klęską go nie okupić.