Categories
Sny

Same nieporozumienia

Był miły, ciepły, wiosenny weekend. Wyszłam z rodzicami na podwórko, by pobawić się z psem.
Spacerowaliśmy jak to zwykle po całym ogrodzie i byliśmy bardzo szczęśliwi. Po powrocie do domu tata zrobił mamie kawę i tymże gorącym napojem poszli się delektować do salonu a ja udałam się do swego pokoju, by zająć się swoimi sprawami.
Kiedy usiadłam przed komputerem usłyszałam, że rodzice się kłócą. Na początku prawie w ogóle mnie to nie obeszło, bo przecież życie to nie bajka i często zdarzają się nieporozumienia, nawet wśród najbliższych. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę, że ta kłótnia nie była zwykłym sobie nieporozumieniem, ponieważ trwała dłużej niż zwykle. Później wszystko ucichło i miły, wiosenny weekend spokojnie dobiegł końca. Z żalem pojechałam do szkoły, bo taka piękna była pogoda i tyle fajnego działo się na podwórku: kwitło mnóstwo pięknych kwiatów, lęgły się pisklęta, czarna kotka sąsiadów urodziła młode a i jedna z suczek w sąsiedztwie spodziewała się przychówku i kto wie czy Frodo nie miał w tym udziału. W szkole mieliśmy wtedy dużo prób przed wielkim koncertem wiosennym.
Prawie cały nasz ośrodek brał udział w tym przedsięwzięciu.
Oczywiście pani Malwina i pani Ludmiła sprawowały nad tym wszystkim pieczę.
Któregoś wieczora, gdy zmęczona wróciłam z wszelakich zajęć i prób przewidzianych na ten dzień w mojej szafce rozdzwonił się telefon, więc go odebrałam i dowiedziałam się od mej mamy, że rodzice właśnie się rozwiedli.
Bardzo mną ta wiadomość wstrząsnęła, ale z nikim się nią nie podzieliłam, bo i po co miałabym to robić, kogo to obchodzi. Następnego dnia miałam bardzo kiepski nastrój zwłaszcza, iż wiedziałam, że ten dzień nie będzie mnie oszczędzał. Po lekcjach udałam się na zaplanowaną już wcześniej próbę do koncertu wiosennego. Na scenie stałam koło Rafałka, który bardzo mnie irytował, bo wiercił się bez przerwy i poszturchiwał wszystkich w około.
Zresztą kogo on nie wkurzał. Z małych instrumentów perkusyjnych, które nam przydzielono mnie dostały się kastaniety, nie marakasy niestety.
Tego dnia wymachiwałam nimi ze złością, bo miałam ich już serdecznie dość tak jak tego całego koncertu wiosennego. Za którymś razem szturchnęłam niechcący Rafałka, który naturalnie oddał mi ze zdwojoną siłą.
– Uważaj co robisz! – zawołał wściekły.
– Co się tu dzieje? – zapytała pani Malwina momentalnie przerywając grę na fortepianie.
– Bo on mnie cały czas szturcha specjalnie a ja nic mu nie mówię a gdy ja go szturchnęłam nieumyślnie to on już z tego aferę robi. To przez te cholerne kastaniety! Nienawidzę ich! – wybuchnęłam. I wolałabym marakasy – dodałam już znacznie ciszej i ostentacyjnie westchnęłam na koniec mej pełnej bulwersacji i żalu wypowiedzi.
– Dobrze – powiedziała pani Malwina, po czym zabrała mi kastaniety, ale nie kontynuowała już dalej próby.
Dobrze, że na tej próbie nie było pani Ludmiły, bo dopiero by było piekło.
– Za karę, że tak brutalnie zakończyliście dzisiejszą próbę pójdziemy wszyscy do kina na najnudniejszy film świata. Proszę natychmiast iść po kurtki, za 5 minut widzę was pod portiernią – ogłosiła pani Malwina.
– I widzisz co narobiłaś – narzekał Rafałek wyprowadzając mnie z klasy. W kinie było bardzo dużo ludzi i były ogromne kolejki po bilety, ale nasza niezawodna nauczycielka muzyki jakoś się wcisnęła i już po dziesięciu minutach siedzieliśmy w sali kinowej z wiadrami pełnymi popcornu.
Każdy miał swoje wiaderko tylko ja dzieliłam mój popcorn z Rafałkiem koło którego zresztą przyszło mi siedzieć. Reklamy trwały chyba z pół godziny a Rafałek zjadł w tym czasie prawie cały popcorn, ja nie miałam na niego ochoty.
Wreszcie film się zaczął. Był on bardzo dziwny, gdyż składał się ze scen z różnych filmów nakręconych przez te lata.
Były tam sceny z horrorów, sceny romantyczne i sceny śmieszne i właśnie kiedy pokazywali scenę z filmu "Maczeta" z Lady Gagą w roli głównej pani kazała nam wyjść z kina.
– Cholera – mruknęłam cicho i wybiegłam z Rafałkiem z sali, który ściskał wiaderko z resztkami popcornu. Na dworze zrobiło się jakoś zimno a my staliśmy przed tym nieszczęsnym kinem nie wiadomo po co.
– No i co, miło wam teraz? – zapytała pani Małgorzata.
– Nie – powiedział Rafałek skruszonym głosem i wróciliśmy do szkoły.
Będąc w pokoju próbowałam sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć.
Bałam się następnych prób, poza tym przypomniał mi się rozwód mych rodziców. I z kim ja teraz będę mieszkać z mamą czy z tatą, w Krasocinie czy gdzie indziej, a czyj będzie pies i gdzie teraz będzie mieszkał?
Następne próby upłynęły już w najlepszym porządku, ale tegoroczny koncert wiosenny był cichszy niż zwykle, gdyż nie było wcale ani dużej perkusji na której zwykle grywał Józek ani też małych instrumentów perkusyjnych na których grywali ochotnicy wyznaczani przez panią Malwinę. No cóż.

Categories
Sny

O nie

W niedzielę wieczorem znów zjawiłam się w Krakowie, by już następnego dnia napisać pierwszą część egzaminu zawodowego. W mym pokoju trwała ożywiona rozmowa i z początku nikt nie zwrócił na mnie uwagi. W końcu udało mi się przebić przez słowotok mych koleżanek i zapytać co się tak właściwie stało.
– Teraz dyrektorka już na prawdę przegięła! – zaczęła Ewelina. – Zaprosiła do naszej szkoły dwóch gejów i oni śpią na nowym internacie na drugim piętrze. To skandal!
– A czy ci geje coś nam robią? – zapytałam spokojnie.
– Tak, robią. Przyłażą do naszego pokoju i nas podrywają – powiedziała Emilka.
– To skąd wiecie, że są gejami?
– Bo całują się przy nas.
– Och – westchnęłam, nie wiedząc co dalej mówić. – Będziemy tu przecież tylko dwa dni, a potem wrócimy do domu i zapomnimy o sprawie – pocieszałam je.
– Niby tak, ale takie coś w ogóle nie powinno mieć miejsca – powiedziała Kaśka.
Przed dziesiątą wieczór rzeczywiście zawitał do nas jakiś mężczyzna imieniem Łukasz i jął zalecać się do Eweliny. W końcu dziewczyna go wygoniła i wreszcie poszłyśmy spać, ale nikt nie pamiętał, by nastawić budzik, więc następnego dnia obudziłyśmy się dopiero o ósmej.
Przerażone dziewczęta zerwały się z łóżek.
Tylko ja byłam spokojna aż do czasu, gdy okazało się, że nie wzięłam z domu ani pieniędzy, ani dowodu osobistego, co oznaczało, że ani nie będę nic jeść, ani też nie przystąpię do egzaminu.

Chcę cię przelecieć

Z egzaminem jakoś się udało, przynajmniej pierwszego dnia, a na jedzenie pożyczył mi Radosław.
Moje poważne problemy zaczęły się dopiero po południu.
Siedziałam w swym pokoju z włączonym komputerem i właśnie zaczęłam się zastanawiać, jakiej przyjemności się oddać, gdy do pokoju wkroczyli nasi "nowi znajomi".
Jeden z nich właśnie mówił coś o prąciu.
Czar miłego popołudnia spędzonego w gronie przyjaciół na starych śmieciach minął bezpowrotnie. Łukasz zagaił Ewelinę rozmową, która zresztą wcale jej się nie podobała, a do mnie przysiadł się Rafał. To byli chyba bliźniacy, bo mieli bardzo podobne do siebie głosy. Z początku Rafał rozmawiał ze mną o byle czym, a następnie przeszedł do sedna sprawy:
– Wiesz, zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia i z tego tytułu pragnąłbym cię przelecieć.
– Nie, nie zgadzam się – odpowiedziałam stanowczo. Ewelina miała chyba ten sam problem, a Emilka i Kasia gdzieś sobie poszły, żeby na to nie patrzeć. Mężczyzna próbował posadzić mnie sobie na kolanach, ale wyrywałam mu się bardzo. W końcu wbił mi strzykawkę w rękę i wtedy zasnęłam.
Wcale nie wiem, czy mnie przeleciał, czy nie, dość, że obudziłam się bardzo późno, bo dopiero przed kolacją.
Byłam wściekła, że gościu zmarnował mi całe popołudnie.
Zapytałam Eweliny, która w najlepsze oglądała brazylijski serial, czy jej Łukasz też ją uśpił, ale ona nie chciała do tego wracać. Kasia i Emilka już wróciły i oddawały się oglądaniu wraz z Eweliną.
Następnego dnia mężczyźni przyszli wcześnie rano, ale o dziwo szybko zrozumieli, że zaraz mamy ważny, ciężki egzamin i poszli sobie.
Niestety po południu znów się zjawili, a mój tata, jak na złość miał przyjechać po mnie później. Tym razem mężczyzna nie tak od razu mnie uśpił i dłużej musiałam mu się wyrywać.
Widocznie bardziej zależało mu na świadomym seksie ze mną. W końcu jednak dał za wygraną i uśpił mnie, ale przed wbiciem strzykawki powiedział:
– I tak cię dopadnę i to nie będzie w szkole i wtedy nikt nie usłyszy twojego krzyku, więc zrobisz to świadomie. – Tata zastał mnie jeszcze osowiałą po zastrzyku.
Najpierw powiedziałam mu, że to zmęczenie po egzaminie, ale już w domu wszystko rodzicom opowiedziałam. Na szczęście nie zaszłam w ciążę po tych gwałtach, ale bałam się, że Rafał mnie znajdzie. Chłopak skądś poznał mój numer telefonu oraz adres mailowy. Wydzwaniał do mnie i pisał listy miłosne.
Któregoś dnia zjawił się nawet w Krasocinie, więc mama zawiozła mnie do Częstochowy i załatwiła mi ochronę.
Bardzo mi się tam nudziło, ale przynajmniej byłam bezpieczne.
Często prowadziłam długie rozmowy z ochroniarzami, albo bawiłam się z psami i kotami, które mi przyprowadzano, lub same do mnie przychodziły.
Któregoś dnia miałam iść do kościoła. Nie wiedziałam, czy będę tam mieć ochronę czy nie, ale już doszły mnie słuchy, że Rafał przyjechał za mną do Częstochowy. Do kościoła przyszłam długo przed mszą i mało było jeszcze ludzi, a ja bałam się okropnie.
Obok mnie usiadł pan Marcin Wojciechowski i wtedy na chwilę zapomniałam o moim strachu.
Opowiedziałam mu o Rafale i o moim przymusowym pobycie w tym zwykłym, szarym mieście.
Potem pan Marcin zapytał mnie, czy jestem za Komorowskim, czy za Dudą.
Odpowiedziałam, że za Dudą i wtedy zapadła cisza. Po chwili rozpoczęła się msza. Z panem Marcinem czułam się trochę bezpieczniej, ale gdy wracałam do ławki po przyjęciu komunii nie mogłam znaleźć swojego miejsca i w końcu zrezygnowana usiadłam obok kogoś innego.
Wtedy strach powrócił do mnie ze zdwojoną siłą. Nie mogłam się doczekać końca mszy, żeby jak najszybciej zwiać z kościoła do moich ochroniarzy i małych piesków, które chętnie się ze mną bawiły, ale z drugiej strony bałam się, że wtedy właśnie Rafałsko mnie złapie i będzie koniec. Gdy wreszcie msza się skończyła wstałam z ławki i udałam się w stronę wyjścia.
Wtedy mężczyzna siedzący najbliżej złapał mnie i poprowadził do wyjścia, ale nie chciał puścić.
Wiedziałam, że to Rafał.
– Gdzie ty poszłaś! – usłyszałam jescze głos Wojciechowskiego. – Teraz on cię złapie i będzie po wszystkim!
Miałam jeszcze resztki nadziei, że ochroniarze czekają w pobliżu i zaraz mnie uratują.
Wrzasnęłam więc na całe gardło: Nieeeeeee! i wyrywałam się Rafałowi z całych sił.
– Ale ja jestem Łukasz. Nie musisz się mnie obawiać.
– Ty jesteś taki sam jak ten twój braciszek! – wrzeszczałam.
– A dlaczego nie ma Rafała?
– A co, tęsknisz za nim? On już nie miał siły cię ścigać, więc poprosił mnie o pomoc. Zgodziłem się, pod warunkiem, że będę mógł cię przelecieć.
– A gdzie twoja Ewelinka?
– Zwiała mi. Ale to nic. Ty jesteś ładniejsza. Nie oddam cię Rafo łowi. Powiem mu, że cię nie znalazłem.
Wykorzystując, że Łukasz nieco zwolnił uścisk wyswobodziłam jedną rękę i uderzyłam mężczyznę w twarz. Chłopak wrzasnął i chciał coś powiedzieć na mój temat, ale wtedy ktoś mi wreszcie pomógł i rozprawił się z tym drabem.
Zaraz potem zrobiło się cicho. W pobliżu nie było ani ochroniarzy, ani nikogo innego.
Wróciłam więc do mojego częstochowskiego domu, a stamtąd zadzwoniłam do mamy.
– Ja chcę do domu! – wrzasnęłam w słuchawkę i prawie się rozpłakałam jak dzieciak. – Nie mam już ochroniarzy. Nawet psy gdzieś pouciekały. Jestem sama jak palec. Mam już serdecznie dość siedzenia w tej nudnej częstochowinie.
– To pojedź gdzie indziej. Nie mogę cię teraz przyjąć, ponieważ w naszym domu czeka na ciebie spragniony miłości Rafał, który nie zaufał bratu twierdząc, że on na pewno źle załatwi sprawę. Stwierdził, że kiedyś musisz w końcu wrócić do domu.
– O nieeeee! – wrzasnęłam znowu w słuchawkę i rozpłakałam się. Co ja mam teraz robić?!

Categories
Sny

Pęknie balon, będzie spokój

Dostałam od kogoś świnkę morską i bardzo mi się spodobała.
Była spokojna, przyjazna i miała miękką jedwabistą sierść.
Chciałam ją kiedyś zapoznać ze świnką Dorotki, ale jak na razie nie nadarzała się po temu okazja. Po dłuższej przerwie od nauki musiałam pojechać do szkoły i zostawić świnkę w domu. W szkole powitało mnie wielkie zamieszanie, ponieważ wymyślono nową dyscyplinę sportu – rzut balonem i teraz zbierano chętnych na pierwsze zawody.
Naturalnie się zgłosiłam, bo bardzo lubię rzucać wszelkiego rodzaju piłkami.
Przedwieczorem spotkaliśmy się w ogrodzie i każdy z uczestników dostał po dwa balony. Radosław skarżył się, że z jego balonem jest coś nie tak, ale nikt na to nie zważał.
Jeden balon dostałam z nadrukiem, a drugi bez. Ten z nadrukiem zostawiłam sobie na drugi rzut.
Zdobyłam drugie miejsce w rzucie balonem, a pierwsze ten mężczyzna, który przyjechał do nas specjalnie, by ową dziwną dyscyplinę sportu wypromować.
Trochę byłam zła, że sam brał udział w konkursie, bo przecież to oczywiste, że jak sam taki rodzaj sportu wymyślił to i się w tym wyspecjalizował.
Jednak mimo wszystko podchodziłam do tej zabawy z dystansem.
Zaraz po zawodach udałam się do pokoju.
Potem przyszła do mnie pani Maria, by mi pogratulować i powiedziała, że kilka najlepszych osób jest proszona na jutrzejszy trening przed zawodami światowymi.
Miałam mieszane uczucia co do tej wiadomości. Bo niby jestem dobra w tym rzucaniu i mogłabym coś ugrać, ale to też wymaga czasu i poświęcenia, a ja nie chcę się zajmować sportem w życiu tak na poważnie tylko dla hobby.
Następnego dnia po obiedzie rozejrzałam się za dresem, by go ubrać na trening. Gdy już włożyłam spodnie i przyszedł czas na górę od stroju, ktoś zapukał do drzwi.
Zrezygnowałam z rozbierania się niezadowolona, że mi ktoś przeszkadza, ale mruknęłam: Proszę. – Do pokoju wszedł mężczyzna, który wygrał wczorajsze zawody i miał teraz być naszym trenerem.
Przez chwilę rozmawiał ze mną zwyczajnie.
Pytał o zainteresowania, kondycję fizyczną i takie tam różne.
Potem zagadał do Wiki, która siedziała przy swoim komputerze.
Następnie rozejrzał się po pokoju, jakby w obawie, czy coś lub ktoś na niego nie czyha i powiedział:
– No, Karola. Czas już na nas.
– Muszę się jeszcze przebrać. Proszę na chwilę wyjść, a ja zaraz będę gotowa.
– To nie jest potrzebne. Nawet lepiej, gdy ujrzę twoje ciało w pełnej krasie – powiedział mężczyzna i przysunął się do mnie bliżej. Nie zaczęłam ściągać bluzki, tylko czekałam, aż trener zmieni zdanie i opuści nasz pokój. Ale on najwyraźniej nie miał na to najmniejszej ochoty i jeszcze na domiar złego zaczął mnie dotykać.
Wtedy nie wiadomo dlaczego, może dla rozładowania nieprzyjemnej atmosfery odchyliłam się lekko i włączyłam radio.
Właśnie leciała piosenka Seala "Crazy". Mężczyzna usłyszawszy muzykę nagle się odsunął a zaraz potem wyszedł. Na treningu wszystko było normalnie, jakby w naszym pokoju nic nie zaszło. W parę dni później w naszej szkole zjawił się również pan Marcin, więc poprosiłam go o pożyczenie pierwszego albumu Seala, by mieć ją na wszelki wypadek, gdyby trener znów wpadł na pomysł molestowania mnie. Nie powiedziałam nikomu o niefortunnej przygodzie z trenerem. Z czasem przestałam się tym przejmować zwłaszcza, że na treningach szło mi coraz lepiej.
Któregoś dnia gdy znów odpoczywałam po obiedzie czekając na trening usłyszałam na korytarzu podenerwowany głos trenera:
– Jakby oni tylko chcieli, to roznieśliby ten Microsoft w proch i w pył!
– Nie byłabym tego taka pewna – odezwała się Monika wchodząc do swego pokoju.
Teraz wiedziałam co się stanie. Usłyszałam jego kroki i sparaliżował mnie strach.
Zaraz potem trener wszedł bez pukania do pokoju. Gdy koło mnie usiadł i brał się do swoich niecnych planów przypomniałam sobie o płycie i chciałam ją włączyć, ale nie była włożona do radia, bo nie spodziewałam się dziś wizyty trenera, a ręce trzęsły mi się jak w gorączce.
Teraz jednak mężczyzna był przygotowany na mój manewr.
Wyrwał mi płytę z ręki i rzucił na sąsiednie łóżko.
Chciałam prosić Wiktorię, by ją włączyła, ale ona jakby w ogóle nie słyszała co się wokół niej dzieje.
Dłuższą chwilę szamotałam się z trenerem i kiedy już straciłam nadzieje pewna, że gostek mnie zgwałci ktoś wszedł do pokoju z balonem w ręce.
Zaraz potem usłyszałam głos pana Marcina:
– Czy mam pęknąć ten balon?
Trener nagle rozluźnił uścisk i powiedział:
– Nie. Od tego balonu wszystko się zaczęło i dzięki niemu i tej dziewczynie zostanę sławny.
– Nie zostaniesz – powiedział pan Marcin i pęknął balon.
– Co wy robicie. Nie mogę skupić się na robocie! – oburzała się Wika.
– Usuwamy z mojego życia niepożądanych ludzi – odpowiedziałam. Mężczyzna jakby osłabły, ale wściekły bardzo wstał z łóżka zostawiając mnie w spokoju i udał się w stronę tapczanu z płytą.
– Co ty kurwa zrobiłeś! – wymamrotał przez zęby i jeszcze bardziej zbliżył się do tapczanu. Na szczęście pan Marcin był szybszy i zabrał płytę. Mężczyźnie natomiast wręczył nowy, nienapompowany balon oraz szczątki starego.
– Masz jeszcze jedną szansę, ale jeśli znowu będziesz broić to wiesz jak się to skończy?
– Na przyszły raz będę ostrożniejszy – powiedział trener śmiejąc się szyderczo.
– Nie byłbym tego taki pewny – powiedział pan Marcin i mężczyźni opuścili pokój.
Idąc do łazienki, by przemyć twarz i skorzystać z toalety natknęłam się na jeszcze jeden, nienapompowany balon.
Nadmuchałam go. Był z nadrukiem. To chyba ten sam, którym rzuciłam na moich pierwszych zawodach. Ten, dzięki któremu byłam najlepsza.

Categories
Sny

Za niepływanie

Ktoś poszedł nam na rękę i załatwił praktyki w radiu i w telewizji, ale tylko dla dwóch osób z klasy. Nie mogliśmy się dogadać, kto przyjmie praktyki, dlatego zdecydowano, że zostaną zorganizowane zawody pływackie, które rozstrzygną wszystko.
Wszyscy chcieli oglądać nasze pływackie poczynania i trzeba było zrobić wejściówki, bo nasze pomieszczenie z basenem nie jest zbyt duże.
Jeszcze kilka dni przed zawodami na naszą lekcję instrumentoznawstwa przyszło dwóch mężczyzn, by z nami porozmawiać i zrobić rekonesans.
Jednemu z nich spodobał się bardzo mój głos, ale nic mi nie obiecał, a narobił jedynie nadziei. W dzień zawodów w naszej szkole było już tyle ludzi, że trudno było się poruszać. Pani dyrektor ośrodka była szczęśliwa, że jej szkoła jest teraz tak oblegana i przez to będzie bardziej znana. W drodze do szatni spotkałam pana Marcina Wojciechowskiego, który życzył mi powodzenia. To źle, że wybrano akurat taki typ rywalizacji, bo ja nienawidzę basenów i pływam byle jak. Na pewno więc nie wygram, a co za tym idzie nie dostanę tych praktyk, ani w radiu, ani w telewizji.
Zrezygnowana weszłam do szatni i położyłam torbę z laptopem na ławce. Otworzyłam torbę od laptopa, by wyciągnąć z niej nieszczęsny strój kąpielowy, gdy nagle znalazłam w torbie niedawno kupioną płytę Roxette. Co ona tu w ogóle robi? Usiadłam na ławce z płytą w rękach i zaczęłam się zastanawiać, że jestem tutaj całkiem zbędna, zupełnie tak, jak ta płyta w mojej torbie od laptopa. Nagle usłyszałam dobiegające z głośnika zdanie:
– I właśnie do zawodów przygotowuje się nieoceniona pływaczka Karolina Malicka! Teraz właśnie odstresowuje się płytą Roxette, by z dźwiękiem ich równie wspaniałych piosenek przepłynąć jak najszybciej cały nasz basen!
– Boże, skąd oni wiedzą, co ja teraz robię? Czy ja mam monitoring w szatni, czy co? I dlaczego okrzyknięto mnie wspaniałą pływaczką. Teraz, to ja na prawdę się skompromituję.
Schowałam płytę do torby od laptopa i pośpiesznie wybiegłam z szatni. Nie będę pływała! I tak nic nie ugram, a jedynie zawiodę ich wszystkich i przyniosę wstyd całemu ośrodkowi. Po południu miało się odbyć uroczyste wręczenie medali i uczestnictwa w praktykach. Nie byłam pewna, czy mam tam iść, czy nie, ale chciałam się dowiedzieć, kto zgarnął nagrody, więc poszłam. Na sali gimnastycznej było mnóstwo ludzi.
Stanęłam sobie w kąciku, by nikt mnie przypadkiem nie zauważył.
Drugie miejsce zdobył Bartek, a pierwsze… ja.
Dlaczego ja? Przecież ja w ogóle nie pływałam. Jak to możliwe? Za to, że dostałam pierwszą nagrodę, mogłam sobie wybrać, czy chcę do radia, czy do telewizji, a Bartkowi zostanie to drugie.
Oczywiście wybrałam radio.
Wręczono mi medal i świstek uprawniający mnie do odbycia tam praktyk. Pan Marcin pogratulował mi, a potem zostaliśmy zaproszeni na uroczysty posiłek. Gdy tylko dobiegł on końca pobiegłam do Alicji, by opowiedzieć jej wszystko. Przyjaciółka wiedziała o mojej nagrodzie, ale nie była zadowolona.
– Obiecali mi wejście na basen, gdy będziesz pływała, a potem były z tego nici. Wpuszczono tylko komisję! – nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale zdecydowałam, że powiem prawdę.
– Bo ja w ogóle nie pływałam.
– Co? Jakaś wychowawczyni mi to mówiła, ale nie chciałam jej wierzyć. Podobno pływali nauczyciele, żeby z sali dobiegał szum wody. Bartka dali na drugie miejsce, bo wiedzieli, że on dobrze pływa.
– A co powiedziała na to reszta uczestników i co robiła w tym czasie komisja? – zapytałam.
– Pan Marcin chciał cię wziąć do radia, dlatego musiałaś wygrać, a tym z telewizji spodobał się twój głos. Nie mogli się dogadać, kto cię weźmie, więc zdecydowano, że sama sobie wybierzesz. Nie można było jednak oficjalnie odwołać zawodów, bo tyle ludzi zjechało się do naszego ośrodka. Pan Mateusz nawet proponował takie rozwiązanie, ale pani dyrektor się nie zgodziła.
– Macie ich wszystkich przekonać, że Karolina jest najlepsza! Wydałam tyle kasy na tych gości. To mi się musi teraz zwrócić. Nie mogę ich teraz rozczarować – mówiła pani Florewicz.
Biedny pan Mateusz nie miał innego wyjścia.
Dlaczego ty w ogóle wzięłaś tę nagrodę! Ona ci się nie należała!
– Chciałam być dłużej z panem Marcinem – tłumaczyłam się.
– I tak by coś zrobił, żeby cię przyjąć, skoro mu tak na tobie zależało. A teraz ty okryłaś się fałszywą sławą świetnej pływaczki.
– Bałam się, że się nie uda. Nie mogłam przecież tego wiedzieć. A swoją drogą co oni by zrobili, gdybym nie przyjęła tej nagrody? Pani dyrektor nie mogła przecież wiedzieć, jak bardzo mi na niej zależało więc nie miała pewności, jak się zachowam w tej absurdalnej sytuacji.
– Pani dyrektor była u twoich dawnych wychowawców, którzy cię dobrze znają, a wiem, że zwłaszcza pod koniec czwartej klasy, kiedy już nie wyrabiałaś z maturą i miałaś wszystkiego dość, trochę im się zwierzałaś. U mnie też była, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, co ta kobieta zamierza zrobić, więc też jej powiedziałam.
– Ale nie mogę przecież wszystkiego odkręcić, bo wtedy rzeczywiście ośrodek będzie miał przechlapane, a medal i tak miałam zamiar oddać na cele charytatywne.
– I uważasz, że tym zatuszujesz swoją hańbę?
– Nie, ale…
– Liczy się dla ciebie honor ośrodka, czy twój własny?
– Dobrze. W takim razie pójdę do pana Mateusza i oddam mu medal, ale zobaczysz, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
– Teraz to nic nie da. Lepiej pomyśl kto oprócz Bartka dobrze pływa w twojej klasie. Weź obie te osoby i porozmawiaj z nimi. Bartkowi oddaj medal i praktyki i niech oni zdecydują która osoba pójdzie do radia, a która do telewizji. Mam nadzieję, że nie będą się o to kłócić. Przeproś ich naturalnie gorąco i poproś o dyskrecję z wiadomych powodów.
Alicja miała rację. Należało tak zrobić. Muszę zacząć od rozmowy z naszą wuefistką, bo ona obserwowała ostatnio nasze poczynania w basenie i wie dobrze, kto oprócz Bartka pływa w tej klasie dobrze.
Rozstałam się z Alą obiecując załatwić sprawę.
Cholernie chciało mi się płakać. Trzeba było przynajmniej iść wtedy na ten basen. Już od samego początku byłam cholernym, nieuczciwym tchórzem i muszę to teraz naprawić.

Categories
Sny

Dlaczego nam nie powiedziałeś

Z teczki Oriola

Dlaczego nam nie powiedziałeś

Uczę się przy komputerze. Emilia też usiłuje, ale jak zwykle wychodzi jej to marnie. Z głośników sączy się smętny chillout. Podobno jej to pomaga się skupić. No niech tam. W końcu każdy ma inne przyzwyczajenia. Nagle koleżanka przerywa względną ciszę i mówi:
– Słyszałaś o nowej grze Oriola?
– Nie. Coś ty. Ja się uczę, w przeciwieństwie do ciebie.
– To sprawdź. Damian zauważył w niej coś dziwnego. – To mnie ruszyło. Przerwałam czytanie obszernej notatki od pani Klementyny i pobrałam grę.
Była mieszanką wszystkich znanych mi gier Oriola i nawet mi się podobała. Kiedy pomyślnie przeszłam jedno z zadań usłyszałam coś, co wprawiło mnie w niemałe zdumienie. Oriol powiedział krótkie zdanie po polsku. Pewnie o to chodziło Damianowi. I skubaniec nic nam o tym nie wspominał. Ja mu tu dam. W innym zadaniu też trafiło się jakieś polskie zdanko wypowiedziane przez Oriola. O nie. Uduszę go zaraz.
Weszłam na fb. Był dostępny, więc przywitałam się z nim po angielsku i napisałam po polsku kilka zdań.
Odpisał mi po polsku, coś tam po oriolowemu.
Jakieś droczenie w jego stylu.
Potem pisaliśmy już po angielsku i nie poruszałam już tematu języka.
Niedługo później spotkałam się z Martyną i przekazałam jej językową wieść.
– Na prawdę, serio? – nie chciała uwierzyć dziewczyna. – Nie opowiadaj głupot. Mam dobry nastrój, więc mi go nie psuj – burzyła się koleżanka.
– Nie wierzysz, to nie. Ja sobie będę z nim pisać po polsku – po mych słowach Martyna wybiegła z pokoju. Nie wiadomo, czy dlatego, że się obraziła za gadanie do niej według niej niestworzonych rzeczy, czy też dlatego, że sama chciała się przekonać o prawdziwości tego, co jej przed chwilą powiedziałam. Chciałam znowu powrócić do notatki, ale wtedy do pokoju wróciła Emilia, więc zagadnęłam:
– Martyna nie uwierzyła mi, że Oriol mówi po polsku.
– A po coś ty jej o tym mówiła? Mądra ty jesteś w ogóle? Przecież teraz to ona wcale mu spokoju nie da. Babo, myślże trochę!
– Ojej. A co? Miałam to ukrywać? I tak by się pewnie dowiedziała.
– Niekoniecznie. Ona nie gra we wszystkie jego gry.
– A, przesadzasz – obruszyłam się. Powiedziałam i tyle. Musisz przyjąć to do wiadomości. Zaraz jeszcze Kindze powiem – dodałam już z czystej przekory.
– Mogłam ci nie mówić o nowej grze i damianowych spostrzeżeniach.
– I tak bym zauważyła – chciałam dodać, ale zamiast tego zagłębiłam się w notatkę.
Wtedy znów przeszkodziła mi Martyna wpadając z hukiem do naszej sypialni.
– Rzeczywiście, miałaś rację. Ale on na razie zaczyna. Ale ja go mogę uczyć. Chociaż raz będzie odwrotnie, bo zawsze wszyscy mnie uczą hiszpańskiego. Tego się nie spodziewałam. Tylko nie chce mi powiedzieć dlaczego zaczął się uczyć. Może wreszcie pogadam z nim na skypie… – trajkotała Martyna. Złapałam się za głowę. Kobieto, zaraz cię uduszę – mruknęłam, ale ona nie słuchała. – Ja się uczę – powiedziałam już głośniej. – A nie mówiłam – powiedziała Emilka i przygłosiła nieco swój chillout, zatapiając się w swoje sprawy. No, przynajmniej usiłowała to robić. Oj, będzie ciekawie.

Categories
Sny

O wirusie, który sprawił że jestem chora i nieszczęśliwa a także stracę dokładnie wszystkich swoich przyjaciół

To jeden z moich ulubionych snów dotyczących moich wyimaginowanych chorób, a na dodatek dotyczący mojej dawnej idolki oraz niezastąpionej jak zawsze przyjaciółki. Miłej lektury!

O wirusie, który sprawił, że jestem chora i nieszczęśliwa, a także stracę dokładnie wszystkich swoich przyjaciół

Mieliśmy lekcję z panem Markiem dotyczącą internetu i pan pozwolił nam wejść na swoją ulubioną stronę, po czym podchodził od jednego do drugiego i wykładał mu zagatkowy temat lekcji.
Nagle strona mi się przywiesiła, równocześnie ze stroną Edwarda.
Jednak nauczyciel pomógł tylko jemu. Po chwili strona się odwiesiła, więc zaczęłam szukać piosenki dla Alicji.
Skopiowawszy jej tekst do pliku worda puściłam teledysk przy pomocy jawsa i jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to zupełnie inna piosenka, całkiem podobna do "Crazy for you" Madonny.
Potem zaczęły się dziać niezwykle okropne rzeczy.
Mianowicie wszystko, co pisałam na tej stronie, a zwłaszcza na zakładce poświęconej mojej idolce obracało się przeciwko mnie.
Bardzo mnie to zmartwiło, bo teraz uchodziłam za jakiegoś dwulicowego antyfana, który najpierw był słodziudki i chwalił wszystkie poczynania Gagi, a teraz ją krytykuje i parodiuje.
Ktoś zawirusował moją ulubioną stronę! – pomyślałam wkurzona.
Niedługo po tym zdarzeniu zachorowałam ciężko na jakąś nowo odkrytą chorobę serca, której towarzyszyły wielkie bule głowy i ogromne osłabienie całego organizmu. Z tego powodu mama wypisała mnie ze szkoły i resztę życia miałam spędzić w domu wyjeżdżając jedynie co jakiś czas w miejsca wybrane przez mamę.
Podczas pobytu w domu dużo słuchałam książek, bo na czytanie nie miałam siły. Jedna z książek była prawdopodobnie o mnie, ale nic się z niej nie dowiedziałam o mojej przyszłości, bo tak bardzo bolała mnie głowa i nie mogłam się skupić.
Wiedziałam jednak, że nigdy już tej książki więcej do rąk nie dostanę. Och, jaka wielka szkoda, że przeczytanie jej przypadło mi na okres mojej największej choroby. Po jakimś czasie nam też zawirusował się komputer i mama zachorowała i stała się zupełnie niemożliwa w obyciu.
Kiedy pojechaliśmy do miasta i byliśmy w sklepie mięsnym, to mama kradła twierdząc, że zapas jej się przyda.
Bardzo mnie irytowało zachowanie mamy. Alicja dowiedziawszy się, że jestem chora i nieszczęśliwa, a w dodatku tracę powoli najleprzych przyjaciół przyjechała do mnie bez zapowiedzi, by mnie pocieszyć i uświadomić mnie, że Gaga wcale się na mnie nie obraziła i nie uważa mnie za żadnego z tych anty fanów, co się panoszą w internecie. Bardzo mnie to ucieszyło.
Chociaż tyle dobrego w tym moim ciężkim pełnym problemów życiu.
Chciałam opowiedzieć przyjaciółce jak ta okropna przygoda się zaczęła, ale nie mogłam tego uczynić, bo ciągle nam coś przeszkadzało. W mym pokoju cicho grało radio i wkrótce usłyszałam piosenkę, która była podstawiona za tę piosenkę Alicji, co jej tekst ściągałam. Nie powiadomiłam jej jednak o tym, gdyż bałam się, że znowu nam ktoś przeszkodzi.
Wreszcie Ala stwierdziła, że musi już iść, ale kiedyś jeszcze mnie odwiedzi i powiedziała, żebym się nie martwiła, a zwłaszcza o Gagę, bo ona zainteresowała się bardzo tym komputerowo-ludzkim wirusem i chce pomóc fanom, których to dotknęło.
Kiedy Alicja wyszła do pokoju wkroczyła Lady Gaga i coś do mnie powiedziała, ale wtedy dostałam ataku bólu głowy i nie mogłam jej zrozumieć. Po chwili mama wygoniła piosenkarkę mówiąc jej, że jestem ciężko chora i tylko ona, moja rodzicielka, może ustalać częstotliwość odwiedzających mnie przyjaciół i innych gości.
Byłam wściekła na matkę. Czy ona do cholery chce, żebym wyzdrowiała czy nie? Bo skoro pozbawia mnie największej z możliwych radości i największego szczęścia to chyba jednak nie chce i woli całe życie się mną opiekować i zachować mnie dla siebie.

Categories
Sny

O wakacjach nad morzem

Mieszkałyśmy z mamą i z Dorotką w małej nadmorskiej miejscowości, nie była to jednak miejscowość wczasowa.
Wynajęliśmy sobie domek od pewnej rodziny, której znudziło się już morze i wyjechała na drugi koniec Polski. W domu została tylko pewna żywotna starsza pani, która nam gotowała, sprzątała i towarzyszyła. Pokój, który przypadł mi w udziale był bardzo podobny do mojego, tylko że miał trochę inne biurko i wytapetowane ściany o innym kolorze niż w moim.
Bardzo mi się ten pokój podobał, bo był troszeczkę większy od mojego. Rozłożyłam się tu jak u siebie.
Położyłam laptopa na biurku, włączyłam go i zaczęłam używać songra ściągając densowe piosenki w stylu Ace of Base.
Jeszcze nie skończyłam robić folderu jakiegoś wykonawcy kiedy mama zawołała:
– Karolinko, Dorotko, chodźcie na plażę! – Z malutkim żalem, że nie skończyłam tego co zaczęłam zostawiłam komputer i poszłam z mamą i Doris na plażę.
Dzisiaj morze było bardzo spokojne a nawet za bardzo, bo w ogóle nie było go słychać, co mnie trochę rozczarowało, bo ja lubię słuchać szumu morza.
– Mamo, czy my aby na pewno jesteśmy nad morzem? – zapytałam.
– Tak kochanie, zaraz wejdziemy do wody to się przekonasz.
Rzeczywiście było to morze, bo woda była słona i były tam muszelki i bardzo gładkie kamyczki, tyle że nie było fal.
Kiedy się wykąpałyśmy mama kazała wracać do mieszkanka.
– Dlaczego? – zapytałam oburzona. Przecież jeszcze się nie opalałyśmy.
– To nic, poopalamy się kiedy indziej. Dzisiaj nie ma takiego słońca, dziś jest pogoda na spacer.
Zgodziłam się z mamą niechętnie. W sumie rzeczywiście nie ma takiego upału a spacery są zdrowsze.
Kiedy wróciłyśmy do naszego tymczasowego domku zaciekawiły mnie dźwięki na parterze.
Wydawało mi się bowiem, że usłyszałam oklaski. Dźwięk dobiegał z pokoju w którym zwykle mieszka mąż tej starszej pani, ale on też gdzieś wyjechał. Nie zapukałam do tego pomieszczenia, ale wśliznęłam się do niego cicho. Pomieszczenie było zabałaganione i widać było, że ktoś tu wcześniej mieszkał. Łóżko przesunięte było pod samą ścianę, koło łóżka stała jakaś szafeczka. Na drugim końcu pokoju stało parę wygodnych, miękkich foteli i krzeseł a na nich siedzieli ludzie. Ja przysiadłam na jakiejś półeczce. Środek pokoju był wolny a tam… występowała Lady Gaga. Przez chwilę siedziałam cichutko jak trusia i słuchałam jakiejś nieznanej mi piosenki śpiewanej przez nią mając cichą nadzieję, że nikt mnie tu nie zauważy i stąd nie wyrzuci. Kiedy Gaga skończyła śpiewać i usiadła na drugim końcu pułki przysunęłam się do niej bliżej, ale koło niej leżał jakiś zwitek materiału. Po chwili ona wzięła go do rąk, wstała i odłożyła gdzie indziej, po czym usiadła po mojej drugiej stronie rozwalając się ze swoją brzydką rozkloszowaną sukienką.
Potem wzięła mnie za rękę i trzymała długo.
Następnie wstała, powiedziała coś do reszty widzów po czym wyszła. Ja również wyszłam z tego pomieszczenia wraz z innymi. W pokoju została tylko jedna osoba, mąż tej starszej pani, który wrócił dziś rano a my będąc na plaży nie wiedziałyśmy o tym.
Poszłam najpierw do Doroty, by podzielić się z nią tym, co się przed chwilą mi przydarzyło, bo mama była zajęta rozmową z naszą gosposią. Kuzynka niestety też była zajęta, bo oglądała jakąś nudną bajkę o księżniczkach, która jej zdaniem była super i trzymała w napięciu.
Widocznie kategorycznie wyrosłam z bajek.
Trochę zasmucona, że nie mam się z kim podzielić radością z dzisiejszego przeżycia udałam się do swego pokoju, ale nie kończyłam już densowego folderu, tylko wyłączyłam kompa i zaczęłam się zastanawiać nad tą sprawą. Co ona tu robiła na tym nadmorskim zadupiu? Dla kogo tak naprawdę występowała i z czyjego polecenia tu przybyła, no i ostatnie, najważniejsze pytanie: Czy za mojego pobytu ona jeszcze tu wróci?

Categories
Sny

Niebezpieczna droga do Lady Gagi

Rodzice robili jakieś wielkie porządki w domu i na podwórku przez co nie zauważyli nawet, że ktoś nam podmienił psa na spokojniejszego, ale o wiele brzydszego. Bardzo mnie ten fakt zirytował i postanowiłam załatwić sobie psa marzeń.
Jedną z mych ulubionych ras jest pinczer. Już kiedyś czytałam o nim w Internecie.
Teraz zrobiłam to ponownie i oprócz ogólnych informacji o rasie znalazłam jeszcze miejsca, gdzie można takiego pieska kupić.
Oprócz informacji o pinczerach przewinęła mi się jeszcze wiadomość o ankiecie robionej przez Lady Gagę, w której mogą wziąć udział wyłącznie niewidomi.
Zapomniałam więc na razie o pinczerze i w szkole powiadomiłam o ankiecie wszystkich wychowawców, nauczycieli, panią i pana kierownika, a także samych niewidomych uczniów.
Niewidomi uczniowie i nauczyciele bardzo chętnie zgodzili się brać udział w Gagowym przedsięwzięciu, ale widzący mieli niestety o wiele mniej entuzjazmu, z czym wiązała się niedostateczna ilość opiekunów biorących udział w długiej, męczącej podróży do Warszawy, gdzie miano przeprowadzić ankietę. Po długich obradach zdecydowano, że grupą niewidomych jadących do Warszawy zajmie się pani Kasia Borkowska. Jednak niewidomych było tak dużo, że w krótkim czasie wychowawczyni straciła rachubę i pogubiła nas wszystkich. Z początku w mej niedoli pomagała mi jakaś młoda kobieta, a że nie miałyśmy pieniędzy podróż była niezwykle nużąca i niebezpieczna. Pod wieczór, kiedy byłyśmy już bardzo zmęczone dziewczyna zaprowadziła nas do jakiegoś domu, w którym owszem, poczęstowano nas kolacją, ale byli w posiadaniu małego, puchatego, złośliwego pieska, który bez przerwy mnie gryzł i nie dawał wcale spokoju, a jego właściciele nie chcieli go nigdzie zamknąć mówiąc, że przecież to takie kochane stworzenie. Moja tymczasowa opiekunka zdradziła cel naszej podróży, a gospodarze uradowani, że przekazujemy takie ciekawe wieści zawołali ochoczo: -To my się do was dołączymy.
Nasza sąsiadka jeszcze do nas dołączy i chętnie zobaczymy Gagę! – Ale to jest zorganizowane tylko dla niewidomych! – próbowałyśmy im przetłumaczyć, ale oni jakby nie słuchali naszych słów tylko planowali kiedy wyruszą na spotkanie z piosenkarką.
Wcale nie wypoczęta po krótkim i męczącym pobycie u ludzi z pieskiem kobieta oświadczyła, że nie może mi już dalej pomagać i towarzyszyć w podróży i że ostatni kawałek drogi muszę pokonać sama.
Wcale mi się taki stan rzeczy nie podobał, ale co miałam robić.
Inni niewidomi może nie mieli tyle szczęścia co ja.
Ostatnia prosta podróży była więc najgorszym jej fragmentem, bo nikt mi już nie pomagał.
Wielokrotnie zdarzało się, że ktoś wskazał mi niewłaściwy autobus czy inny środek lokomocji i zamiast przybliżać się do Warszawy, to jeszcze się od niej oddalałam.
Któregoś razu o mało nie przejechałby mnie samochód, bo nie miałam nawet laski i szłam tylko z wyciągniętymi desperacko rękami i byłam bardzo bezbronna. W końcu wieść o zagubionych niewidomych błąkających się w pobliżu Warszawy rozniosła się na całą Polskę i mój tata przyjechał do stolicy, by nam w kłopotach pomóc.
Odnalazł mnie w jednej z dzielnic Warszawy i zaprowadził do dużego bloku, gdzie miała zostać przeprowadzona ankieta.
Najpierw tata zaprowadził mnie do przytulnego pomieszczenia, gdzie dostałam posiłek i miałam spotkanie z przemiłym pieskiem podobnym do Froda, ale nieco od niego mniejszym.
Długo jednak tam nie posiedziałam, bo chciałam już iść na wypełnianie ankiety. W sali było już dużo ludzi, a atmoswera w niej panująca była niczym w czytelni, bo tak było cicho, a jedynym dźwiękiem było przekładanie kartek.
Zbliżyłam się do pierwszego lepszego stanowiska, które było wolne. Był to nie duży stolik nakryty obrusem, obok krzesło, a na stoliku kartki, które jak się okazało były zapisane czarnym drukiem a nie brajlem. Podchodziłam do kolejnych stanowisk i wszędzie były kartki zapisane czarnym drukiem. Rozczarowana i oburzona chciałam wyjść z sali, by zawołać tatę, aby on pomógł mi wypełnić ankietę, ale wtedy zatrzymał mnie jakiś mężczyzna tymi słowami:
– Jeśli wyjdziesz z tej sali już nie będziesz mogła tutaj wrócić.
Wtedy jeszcze bardziej oburzona zbliżyłam się do drzwi i otworzywszy je na oścież zawołałam głośno tatę nie przejmując się zupełnie zasadami dobrego wychowania. Tata przyszedł z Frodowym pieskiem na ręku i powiedział spokojnie:
To jest mieszanka pinczera z pekińczykiem i chyba to jest pies Gagi. Widziałem ją dzisiaj 2 razy.
Tato, co tu się właściwie dzieje? Dlaczego nie ma ankiety w brajlu?
Bo tutaj są sami widzący – odparł na to tata. Owszem, było jedno stanowisko w brajlu, ale ktoś je chyba sprzątnął.
Właśnie miałam poprosić tatę, by w takim razie pomógł mi wypełnić ankietę, gdy do pomieszczenia weszła Lady Gaga, tyle że z drugiej strony, więc, żeby do niej podejść musiałabym przejść całą salę na drugą stronę.
Zdezorientowana nie wiedziałam co mam w końcu robić: czy iść do niej i zapytać o co jej właściwie chodziło z tymi niewidomymi skoro są tu sami widzący i nie ma w ogóle stanowisk w brajlu, czy nie przejmować się nią wcale i wpuściwszy tatę do pomieszczenia spokojnie wypełnić ankietę.
Zanim się jednak zdecydowałam przybyła reszta niewidomych z mojej szkoły i wpadła do sali jak burza naturalnie wpychając i mnie do środka. Tata został na zewnątrz nadal trzymając na rękach pinczero-pekińczyka, a ja szybko – na ile to możliwe podeszłam do Gagi i zapytałam:
– Czy oddasz mi swojego psa?
– Naturalnie – odparła, a niewidoma młodzież zasiadła przy stołach wypełnionych zapisanymi czarnym drukiem kartkami.
(…)

Categories
Sny

Nie ma miejsca, nie ma czasu

Niezwykle męcząca podróż do Niemca

Mieliśmy pojechać do jakiegoś odległego miasta w Niemczech i podziękować komuś za jego pomoc. W tym celu zabraliśmy z sobą: kwiaty, bombonierki i własne bagaże. Pani Kasia i Madzia jechały z nami również. Podróż była bardzo ciężka.
Najpierw lecieliśmy samolotem, potem jechaliśmy pociągiem, a na końcu autobusem. W czasie tej okropnej podróży więdły nam kwiaty, rozpuszczały się bombonierki i ginęły bagaże.
Wreszcie wymiętoszeni podróżą dotarliśmy do celu. Był środek nocy. Wprowadzono nas do wielkiego biurowca.
Poprosiliśmy o nocleg, gdyż wiedzieliśmy, że nie ma teraz co liczyć na naszego pomocnika, któremu należały się te zmarnowane teraz prezenty.
Byliśmy tak zmęczeni, że nawet nie mieliśmy siły o nich myśleć.
– Czy możemy prosić o nocleg? – zapytała pani Katarzyna mężczyznę, który nas tu przyprowadził.
– Tak, prześpicie się w biurze – powiedział on spokojnie i wprowadził nas do jednej z sal i zamknął za nami drzwi. Jak się zapewne domyślasz nie było tam ani pół łóżka, ani pół poduszki. Mama wyciągnęła ze swej przepastnej torebki jaśka i wsadziła mi go pod głowę, ale już po chwili podeszła do mnie jakaś obca kobieta, która weszła razem z nami do sali i wyrwała mi poduszkę z pod głowy. Mama nie zareagowała na to, bo już drzemała na swej torebce, a tata przycupnął w drugim kącie sali i też już spał. Pani Katarzyna nakarmiwszy Madzię poszła rozejrzeć się w sprawie i opieprzyć człowieka, który nas tak zostawił. Gdy wróciła z rekonesansu miała dla mnie propozycję.
– W pokoju obok przebywa Alicja z Lilką i mają jedno łóżko. Czy chcesz się do nich udać?
– Tak chętnie – odpowiedziałam i raźno podniosłam się z krzesła. Przyjaciółka przyjęła mnie do siebie chętnie. Łóżko było bardzo wąskie, ale było łóżkiem. Lilka miała spać w nogach. Dziewczynka była już bardzo zmęczona, bo nic nie mówiła, nie ruszała się, nie broiła, tylko cichutko oddychała.
– Ty też przyjechałaś dziękować temu gościowi? – zapytałam przyjaciółkę.
– Nie wiem, chyba tak. Mnie nie interesują sprawy moich rodziców.
– A czy Lili nas w nocy nie obudzi?
– Nie powinna, bo jest okropnie wyczerpana – powiedziała Alicja i skuliła się na naszym posłaniu.

Co wpływa na nasze zdrowie

Przygotowywaliśmy się do kolejnego występu. Pani Malwina nie dawała nam spokoju.
Ciągle tylko próby i próby.
Nasz występ miał być na powitanie wiosny i mieli go oglądać jacyś ważni goście z zagranicy.
Tematyka spektaklu to ptaki i pogoda. Któregoś dnia zauważyłam, że łapie mnie chrypa i powiedziałam o tym pani nauczycielce.
– Ty nie jesteś przeziębiona, tylko kurz z sali gimnastycznej i puder tak na ciebie działają. Nie przejmuj się, to minie jak organizm się przyzwyczai. Na Wosie pani Krystyna poruszyła temat zdrowia, więc zabrałam głos.
– Zdrowie nie zawsze zależy od czynników, które zwykle działają na człowieka. Często tracimy zdrowie w całkiem nietypowych okolicznościach. Nie, żebym potępiała poczynania pani Malwiny, ale chcę na przykładzie jej przedsięwzięcia pokazać jak trudno jest czasem ustalić co tak naprawdę wpływa na nasze zdrowie i często nawet, gdy o nie dbamy możemy je w jednej chwili utracić… – Po mojej gorącej przemowie zapadła ciężka cisza.
– W takim razie życzę ci zdrowia – powiedziała pani Krysia i zaczęła swój zwykły, monotonny wykład już nie dopuszczając nikogo do głosu na tej lekcji. Po obiedzie kolejna próba. Tym razem nie było na niej wszystkich, ale to było zamierzone, bo pani Malwina chciała się dziś widzieć tylko z solistami. Nauczycielka zaproponowała mi, bym zaśpiewała jakąś brzydką piosenkę o ptaku, który mókł na deszczu.
– Nie chcę tego śpiewać! W ogóle nie chcę brać w tym udziału! – buntowałam się.
– To posłuchaj sobie twórczości Doroty Avi a na pewno ci przejdzie. Jej też wiele piosenek się nie podobało. Chciała słuchać jak najlepszej muzyki, ale nic nie spełniało jej oczekiwań. W końcu zaczęła tworzyć swoją muzykę i co? Nikt jej prawie nie słucha. Emiolio, teraz z tobą chcę rozmawiać – powiedziała pani Małgosia kończąc tym rozmowę ze mną.
Opuściłam salę gimnastyczną i udałam się do swego pokoju. Tam czekała już na mnie Alicja. Po chwili do pokoju przyszła Emilka, bo pani z nią nie ćwiczyła a jedynie coś uzgadniała.
Włączyłam komputer i wpisałam w songra Dorota Avi.
Uruchomiłam pierwszy plik.
Była to nudna, spokojna muzyczka przypominająca szum strumyka.
– Kto to jest? – zapytała Emilka.
– Dorota Avi. Znasz kogoś takiego Alicjo?
– Nie, ale trzeba pokazać to Julce, bo to jej klimaty.
Kolejne utwory były już nieco żywsze i rzeczywiście w julkowym stylu – trochę dance, trochę trance.
Kiedy chciałam ściągnąć pierwszy utwór songr mi się zawiesił i Emilia wzięła mój komputer w swoje ręce.
Odwiesiła dziada, ale coś tam poprzestawiała w songrze i teraz, gdy najechało się kursorem na jakiś utwór, to on sam się odtwarzał. Z jednej strony było to fajne, ale z drugiej nie, bo nie słychać było nazwy odtwarzanego utworu, a nie wszystkie utwory chce się przecież wysłuchiwać.
Była jednak jeszcze jedna zaleta, że songr znacznie przyspieszył i poprawił wyszukiwanie. Zaczęłam ściągać utwory Doroty Avi. Jej płyta nazywała się powietrze, a tytuły piosenek, to: oskrzela, płuca, tchawica, tlen… Alicja opowiedziała mi, że jest taka jedna strona, której właściciele namierzają użytkowników i dają im potem lizaki i inne drobne gadżety a potem każą za nie płacić, albo wykonywać dla nich jakieś przysługi.
– Mam nadzieję, że ten nowy, odwieszony songr nie będzie korzystać z takich stron – powiedziałam. Nie przyznałam się Ali, w jakich okolicznościach poznałam piosenkarkę, ani też nie powiedziałam o niej Julce. Postanowiłam też, że nie zaśpiewam tej piosenki o moknącym ptaku.

Categories
Sny

Nie dla mnie, lecz dla Eweliny (z dedykacją dla Mimi)

Oczywiście w rzeczywistości perfumy Lady Gaga Fame nie mają tak brzydkiego zapachu! To była tylko fikcja spod poduszki.

Nie dla mnie, lecz dla Eweliny

Był weekend na który zostałam w Krakowie i poszłam z wychowawczynią do perfumerii, żeby zobaczyć perfumy Lady Gaga fame. Miały one brzydki, kręcący w nosie zapach i bardzo mnie rozczarowały.
Pomyślałam, że perfumy te mogłyby spodobać się Ewelinie, bo ona lubi mocne zapachy i chciałam do niej zadzwonić w tej sprawie, ale niestety nie miałam przy sobie telefonu, więc dałam sobie z tym spokój.
Chciałam dowiedzieć się coś więcej na temat tych perfum np. czy są jeszcze inne zapachy. Nie dostałam jednak konkretnej odpowiedzi.
Dowiedziałam się tylko że w sklepie były 3 wersje tych perfum: za 8 zł, za ileś i za trzecią trzecich początkowej ceny.
Wkurzyła mnie bardzo ta dziwna miara, bo nie mogłam ustalić, czy byłabym w stanie kupić je z własnej kieszeni, czy nie! W końcu nie załatwiwszy nic zawiedziona opuściłam perfumerię, by spotkać się z innymi kłopotami jakimi była olimpiada z biologii.
Kiedy ją pisałam na swym komputerze, to połowa odpowiedzi mi się straciła, a kiedy próbowałam to naprawić, to straciłam wszystko, ale nie przyznałam się do tego komisji. W jakiś czas później pani od organów po cichutku i potajemnie załatwiła mi bym jeszcze raz podeszła do testu, ale i wtedy mi się nie udało, bo kiedy była przerwa, to Radosław usiadł przy moim komputerze, zmienił sobie ustawienia w NVDA wg własnych potrzeb i zaczął pisać na mojej pracy. No cóż! Widocznie nie dane mi było uczciwie i z sukcesem podejść do olimpiady z mojego ulubionego przedmiotu jakim jest biologia!

EltenLink