Categories
Sny

Baskijska poduszka

Macie czasem tak, że śni Wam się coś tak fajnego, iż chcielibyście zabrać to do rzeczywistości?

Baskijska poduszka

Babcia miała jechać z nami do Włoszczowy, więc musiałam niestety usiąść z tyłu, czego szczerze nienawidzę, bo lubi mi się wtedy robić niedobrze. Mama już wsiadła do samochodu, już ruszyłyśmy w drogę. Babcia zabrała głos żaląc się nam, że zgubiła jakąś bardzo ważną dla niej poduszkę baskijkę i że szuka jej już od kilku dni. W naszym aucie, z tyłu lubią być poduszki, bo często ktoś drzemie w samochodzie, więc zajrzałam tam.
Była moja poduszka samochodowa z Niemiec, jakiś stary jasiek w kształcie serca i… Jakaś śliczna podusia z mnóstwem falbanek. Ten słodki jasieczek o dziwnym, półksiężycowym kształcie bardzo mi się spodobał.
– Czy to ta? – zapytałam podając znalezisko babci.
– Tak, to ta – odparła ona i zaczęła się rozwodzić nad właściwościami zdrowotnymi tej poduszki i podłożyła ją sobie pod głowę, a mnie było strasznie przykro, że nie należy ona do mnie.
Skąd w ogóle babcia wytrzasnęła tę poduszkę.
Może ciocia Hania jej skombinowała, albo od kogoś dostała? We Włoszczowie nie mogłam się na niczym skupić, bo myślałam tylko o tej poduszce.
Innego dnia, będąc u babci znalazłam tę poduszkę na krześle w kuchni.
Żeby jej tylko babcia czym nie pobrudziła – myślałam z przestrachem. Przez kilka długich dni nie widziałam poduszki, aż któregoś razu znów miałyśmy gdzieś razem jechać. Babcia wsiadłszy do samochodu poprosiła o poduszkę, więc niechętnie sięgnęłam po nią i wtedy odkryłam, że są dwie, tylko ta druga nieco brzydsza. Babcia jakby wiedząc co zastałam z tyłu auta powiedziała:
– Możesz sobie wziąć jedną, jeśli chcesz. – Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Z ochotą wzięłam lepszą poduszkę, a podałam babci tę gorszą.
Skoro babcia nie mówiła, którą chce zatrzymać, to zrobię po swojemu.
Teraz miałam dylemat, czy osobliwego jaśka uczynić samochodową poduszką, bo świetnie się do tego nadawała, czy zrobić z niej inny użytek. Po dłuższym namyśle jednak zdecydowałam, iż absolutnie nie zostawię jej w samochodzie, ponieważ ktoś mógłby jej używać, a co za tym idzie pobrudzić, zniszczyć, wymałaździć.
Wezmę ją do szkoły. Tam będzie bezpieczna i nie będę za nią tęskniła. Byłam uradowana z posiadania tej poduszki. Nie wiem co w niej takiego jest. Nie wiem co takiego ma w sobie, ten śmieszny, przejaskrawiony jasiek, ale czułam, że nie mogę się wprost bez niego obejść. A ciekawe swoją drogą, jakie bym miała na nim sny. Muszę koniecznie to sprawdzić! (I się obudziłam :(()

Categories
Sny

Pierze zmartwień

Był sylwester. Bawiliśmy się w dziwnym składzie: ciocia Ola, mama, tata, babcia, ja i dziadek.
Impreza była przynudzająca. Piłam dobry, słodki likier i nie liczyłam kieliszków.
Nagle przyszedł do nas wujek i przyniósł ptaka podobnego do kury, ale o pięknych barwach.
Wzięłam go na ręce i chodziłam z nim po całym domu, jakbym chciała go po nim oprowadzić. W końcu znudziłam się zabawą z ptakiem i oddałam go wujkowi, a ten poszedł go schować. Dziadek udał się razem z nim.
Jakoś zeszło do północy o tym likierze. Tata wyciągnął szampana i zaczęliśmy odliczać, ale dziadek się nie pojawił, więc piliśmy bez niego.
Potem wszyscy się rozeszli. Babcia poszła na swoje piętro spać, mama do jakiejś sąsiadki, ciocia pojechała do domu, tata poszedł szukać dziadka, a ja udałam się do swojego pokoju. Już miałam pościelić sobie łóżko i pójść w ślady babci, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
Była to Katarzyna.
Wpadła do mnie z życzeniami, a ja tym chętniej przyjęłam ją do siebie, bo czułam się jakoś nieswojo.
Chyba martwiłam się o dziadka.
Włączyłam jakąś spokojną płytę nie zważając na karnawał i zajęłyśmy się rozmową. Na chwilę zapomniałam o dziadku.
Około drugiej Kasia chciała już iść spać, więc pożyczyłam jej piżamę i rozebrałam łóżko.
Właśnie zaczęłam się przebierać, kiedy usłyszałam kroki w korytarzu. W pośpiechu ubrałam jakieś nieswoje za duże spodnie. Do pokoju wszedł tata i oznajmił radośnie:
– Przyniosłem ci płytę Seala. – I włożył ją do odtwarzacza. Płyta bardzo mi się spodobała, bo były tam piosenki, których nie ma na albumach, ale szybko okazało się, że płyta jest do niczego, bo znalazły się tam również piosenki Britney Spears.
Chciałam się pozbyć tych spodni, więc odwróciłam się do taty tyłem i ściągnęłam je.
Wtedy on zaczął się do mnie dobierać. Był bardzo pijany.
Zawołałam na pomoc Kaśkę, ale ona się tym nie przejęła. Po chwili film mi się urwał.

Następnego dnia obudziłam się późno. Katarzyny już nie było w moim pokoju. W ogóle oprócz babci nikogo nie było w domu. Wstałam niechętnie i poczekałam na tatę, aż wróci z dyżuru. Tata wróciwszy jakby nigdy nic zaczął ze mną rozmawiać.
– Dlaczego nie mogę się do ciebie dodzwonić? Masz zablokowany numer.
– Przecież rachunki regularnie są płacone – burknęłam.
– Tym bardziej mnie to dziwi.
Trzeba by dowiedzieć się o co chodzi. – Tata jednak zajął się telewizorem, a potem oboje zapomnieliśmy o sprawie.
Następnego dnia znów zeszło się trochę ludzi i wujek znów chwalił się ptakiem. Bardzo chciałam pokazać go Dorotce, więc skierowałam się do babci, gdzie chwilowo przebywała, bo babcia coś chciała jej dać.
– Nie idź tam, bo Doroty może już nie być. Lepiej zadzwoń – powiedziała mama, więc z ptakiem na rękach chwyciłam za telefon. Jednak czekała mnie niemiła niespodzianka, bo włączył się automat.
– Twój numer jest aktualnie zablokowany. Jeśli chcesz z niego zadzwonić, musisz wcisnąć trzy wybrane przeze mnie cyfry, które zawierają się w twym numerze. W przypadku naciśnięcia złych cyfr, twój numer zostanie zablokowany jeszcze bardziej. Zniecierpliwiona nie poczekałam na pierwszą z cyfr, tylko wbijałam cały numer, żeby im udowodnić, że go znam i takie tam, ale wtedy usłyszałam dziwny dźwięk i pani w automacie powiedziała:
– Twoja kolejność jest błędna, podaję pierwszą cyfrę.
Dziwne było to podawanie, bo kobieta zniekształcała cyfry, chyba po to, by ich nie zrozumieć.
Nagle ptak zaczął mi się wyrywać i palec omsknął mi się na złą cyfrę. Usłyszałam znów ten nieprzyjemny zgrzyt, ale już nie słuchałam dalszych konsekwencji, tylko rozłączyłam się i wypuściłam ptaka z rąk.
Niech idzie w cholerę i przynosi problemy komu innemu.

Categories
Sny

Niespokojny sen

Macie może czasem tak, że śni wam się sen, w którym śnicie? Ja mam rzadko, ale się zdarza.

Niespokojny sen

Zostałam na weekend z Wiką i Anielą. Do obiadu jakoś przeczłapałam się przez pokój, ale po obiedzie poczułam się gorzej i zapragnęłam zmrużyć na chwilę oko. Wyciągnęłam kołdrę i poduszkę i zległam na łóżko. W sypialni było cicho, bo Wika coś pisała a Aniela serfowała po internecie. Bardzo szybko udało mi się zasnąć..

Zimny wiatr, z oddali słychać samochody, mnóstwo grobów w pobliżu. Co ja robię na cmentarzu? – pytam głośno.
– A co ja tu robię? – słyszę obok siebie miły, kobiecy głos. – Pochowałam tu kota, który był jedynym moim przyjacielem i teraz nie mam po co wracać do domu.
– Ale kotów nie zakopuje się przecież na cmentarzu?
– Ale on był jedyny! – krzyknęła kobieta i rozpłakała się. Przytuliłam ją do siebie.
Cała aż drżała od płaczu.
– Biedactwo – myślałam głaszcząc ją po głowie.
Nagle dał się słyszeć wielki rumor i podbiegł do nas mężczyzna o potężnej budowie ciała.
– Kto tu zakopał kocura?! – wrzasnął. Żadnych sierściuchów na cmentarzu! – krzyczał dalej on. Kobieta aż się skuliła. Przytuliłam ją jeszcze mocniej. Mężczyzna odkopał zwłoki nieszczęsnego kota i zaczął nimi rzucać. Zerwał się wiatr, jakby jeszcze miał mu pomagać w tym okropnym procederze. Gdy otworzyłam oczy zaskoczyłam się zauważając obok siebie własnego maca i Radosława pochylającego się nad łóżkiem.
– Acha, śpisz – powiedział kolega. Nie wyprowadziłam go z błędu.
Chciałam na spokojnie się rozbudzić. Aniela mówiła coś o wieczornym wyjściu do kościoła, ale w końcu stanęło na tym, że jednak jutro.
Włączyłam radio. Nie mogłam znaleźć żadnej ciekawej stacji. Aniela i Wika opuściły pokój. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Myślałam, że to znowu Radek i z ociąganiem wpuściłam pukającego do środka. Był to obcy mężczyzna.
– Nie wiesz jakiej stacji słuchać? Nie możesz znaleźć nic ciekawego? Ja ci pomogę. Człowiek bez mojej zgody podszedł do radia i zaczął przy nim grzebać. Włączył jakąś stację religijną, prawdopodobnie Radio Maryja i chwilę jeszcze stał przy odbiorniku.
Właśnie zaczęło się jakieś słuchowisko. A może to nie głupi pomysł, by go wysłuchać? – pomyślałam. Gdy ułożyłam się wygodnie na łóżku, mężczyzna opuścił sypialnię. Słuchowisko opowiadało o dwójce dzieci, które głosiły słowo Boże mimo wszelkich przeciwności losu.
Nagle zza okna usłyszałam jakieś okropne wulgaryzmy wykrzykiwane męskim głosem i głośny stukot.
Przestraszyłam się tego, ale słuchałam audycji dalej.
Wkrótce potem mężczyzna wybił szybę i jakimś cudem wszedł do środka.
Wtedy na prawdę się przestraszyłam.
– Dlaczego słuchasz tych bredni? Wyłącz to natychmiast! – podszedł i ściszył odbiornik.
Wtedy znów się obudziłam. Uff. Aniela w pokoju, jest dobrze. To jednak nie był koniec przygód na ten dzień, bo zjawiła się mama i zaczęła się denerwować, że mam bałagan w szafce i w okół siebie.
Przywiozła mi wielkie, czekoladowe serca. Nie miałam wcale ochoty na jej towarzystwo.
Chciałam zobaczyć się jeszcze z Martyną, bo od piątku się do mnie nie odzywała. Nie miałam zamiaru opowiadać jej o moich snach, żeby jej nie niepokoić.
– Mamo, ja nie mam czasu! Później posprzątam – burknęłam do mamy, złapałam jedno serce i wyszłam z pokoju.
Miałam już serdecznie dość przebywania w tej sypialni.
Zastałam Martynę w łóżku.
– Co się stało? – pytam z troską.
– Nic. Mam ospę i możesz się zarazić – mruczy koleżanka, ale po chwili, może dzięki smakołykowi w mej ręce zmienia ton i zaprasza mnie na brzeg łóżka, przytula się. Jej koleżanki popatrują ze strachem, zaskoczone, że nie boję się kontaktu z chorą, ale ja mam to wszystko w dupie.
Chcę z kimś poprzebywać, nie w swoim pokoju i broń Boże nie zamknąć oczu. Martyna chyba zauważa moje zaniepokojenie i próbuje odciągnąć moją uwagę, zagadując o swoich sprawach, zasypując wieściami z jej latynoskiego świata.
Znów ogarnia mnie senność, ale opieram się jej.
Potem idziemy na kolację. Po posiłku boję się wracać do swojej sypialni, ale nie chcę już przeszkadzać chorej Martynie. Z ociąganiem wchodzę do naszej sypialni. Na szczęście zastaję w niej Anielę.
Zastanawiam się co by tu robić, by znów nie zasnąć. Dzwonię do mamy.
Przepraszam ją za moje zachowanie i przyznaję się do mojego dziwnego stanu psychicznego. Rodzicielka niepokoi się i radzi, bym napiła się melisy, albo chociaż mleka. Nie mam ochoty się rozłączać, ale nie będę przecież mamy na linii wiecznie trzymać. Gdy kończę rozmowę pisze do mnie Martyna. Pyta, czy wpadnę jeszcze na chwilę. Z ulgą odpisuję, że chętnie.
Chyba jej coś wspomnę o tych snach, bo nie wytrzymam. One były takie realne. Mam wrażenie, jakby podczas snu przenosiło mnie w te miejsca. Nie chcę, by to znów się powtórzyło. Idę do Martyny.
Może wspólnymi siłami zaradzimy temu niecodziennemu problemowi.

Categories
Sny

No dawaj…

Oto kolejny sen z cyklu hazard i nagrody.

No dawaj, szybko, nie mam czasu, zrób cokolwiek, pospiesz się błagam, please

Sytuacja przedstawia się tak.
Jest zwykły, sierpniowy poranek, na zewnątrz ani ciepło, ani zimno, ptaki poćwierkują od niechcenia, samochody jeżdżą, naprawdę nic nadzwyczajnego.
Siedzę z monitorem brajlowskim na kolanach i… trochę nie chce mi się zabrać za hiszpański, ale w końcu powoli sięgam po telefon. W tym momencie rozdzwania się on w mojej dłoni, więc odbieram. W słuchawce głos Witolda:
– Słuchaj, dzwoniła do mnie jedna z uczących nas dziennikarek. Powiedziała, że jesteśmy najmniej aktywnymi, wakacyjnymi studentami z całego roku, więc ośmieli nam się uszczknąć nieco naszego błogiego nic nierobienia i poprosiła nas o przysługę.
Jaką? – zapytałam zaskoczona.
Mamy w dniu dzisiejszym napisać artykuł, jaką rolę odgrywają grzyby w mieście Kielce.
I co jej odpowiedziałeś?
Że możemy spróbować, bo rzeczywiście cóż my mamy do roboty, oprócz czekania na koniec dręczących upałów?
A nie mówiła może jakie będą z tego korzyści?
A wiesz, że nie, ale myślę, że może już w roku akademickim jakoś się odwdzięczy.
No mam nadzieję – mruknęłam. To co? Wpadniesz po mnie i robimy grzybowy research w mieście Kielce?
Tak, jasne. Będę u ciebie do dwudziestu minut. Witold zjawił się nawet szybciej.
Udaliśmy się do centrum miasta, do pierwszej napotkanej restauracji, by zamówić jakieś danie z grzybami i ogólnie zasięgnąć języka. Kiedy zajęliśmy miejsce przy stoliku a Witek wziął do ręki menu, by się w nie zagłębić w poszukiwaniu grzybowych dań, zadzwonił do niego telefon. Kolega odebrał niechętnie. Dzwonił do niego Gustaw z informacją, że w Kielcach, w dniu dzisiejszym, można wziąć udział w prawdziwych milionerach, ale trzeba się pospieszyć, bo będą zaledwie trzy rozgrywki, a chętnych w bród.
Chciałam bardzo spróbować swoich sił w teleturnieju, ale Witold przecież obiecał naszej dziennikarce z uczelni ten artykuł o grzybach. I co tu teraz zrobić? Jak to pogodzić? Witek zawołał kelnerkę i powiedział, że potrzebuje zamówić dwie porcje jakiegoś dania z grzybami.
Wtedy kobieta zaczęła się rozwodzić, doradzać itd…
Zaczęliśmy się denerwować. Witold nawet lekko podniósł głos:
– To musi być szybko, zaraz, teraz, w tej chwili, now, cokolwiek, byle z grzybami, błagam, prędziudko, please.
Zaskoczona naszym nietypowym zachowaniem kelnerka, poszła przekazać nasze błagania dalej.
Przyniesiono nam zupę pieczarkową i drugie danie z sosem grzybowym. Zjedliśmy jak najszybciej się dało i pognaliśmy na miejsce, gdzie miał się odbyć teleturniej milionerzy. Ku naszemu zaskoczeniu można było grać w dwie osoby.
Udało nam się przejść eliminacje i rozpoczęliśmy grę o milion złotych. Gra była nieco zmodyfikowana, ponieważ było więcej pytań i dodatkowe koło ratunkowe – zupełnie jak w internetowej aplikacji milionerzy. Pytania też się z tej apki powtarzały, więc wygraliśmy milion bez większego problemu.
Otrzymaliśmy kupon, który w ciągu trzech najbliższych dni mieliśmy dostarczyć… już nie pamiętam nawet gdzie.
Wszystko układało się po naszej myśli i byłoby tak zapewne do końca przygody, gdyby Witold nie uparł się iść do jakiegoś warzywniaka. Coś mi mówiło, żeby tam się nie pchać, ale kolega był nieustępliwy.
Przyjacielu, nie chcę chodzić z milionem po Kielcach, wracajmy lepiej do domu.
Weź, tylko na chwilkę jedną.
No dobra, na twoją odpowiedzialność. No i stało się.
Wieści szybko się rozchodzą.
Stałam w kolejce trzęsąc portkami, aż w końcu to się stało.
Jakiś facet zabrał mi kupon z dużej kieszeni przeciwdeszczowego płaszcza, a ja nawet się nie broniłam, bo i jak? Gdy Witold skończył zakupy, poinformowałam go, że nasz milion jest już w rękach innej osoby.
Wróciliśmy do domu i skleciliśmy parę zdań o tych grzybach.
Kolejne dni sierpnia znów były zwykłe i nikt nie wracał do sprawy z milionem. Jednak od tego czasu memu koledze Radosławowi zaczęło się świetnie powodzić: kupił sobie bardzo drogą papugę – szkarłatkę królewską, pojechał na Chorwację…
Któregoś dnia spotkałam się z nim w Krakowie i wtedy się wygadał, że dostał od swego przyjaciela pół miliona złotych.
Wtedy opowiedziałam mu mój nietypowy sierpniowy dzień z grzybami i teleturniejem. Radek powiedział, że zostało mu jeszcze 125 tys, więc się ze mną podzieli. Za te pieniądze pojadę do Hiszpanii, kupię sobie rasową świnkę morską i sprzęt do nagrywania dźwięku, ale Witoldowi słowa nie powiem, ani się z nim nie podzielę, bo to on pozbawił nas tego miliona.

Categories
Sny

Pobyt opłacony muzyką

Tak dobrze się zaczęło, a skończyło jak zwykle.
Wracam sobie z uczelni późnym popołudniem. Nie spieszę się na przystanek, bo autobus dopiero za pół godziny.
Idąc zastanawiam się jak spożytkuję ten wieczór ? ile czasu poświęcę śwince a ile na hiszpański itd.
Nagle słyszę swoje imię. A kto co chce ode mnie? ? myślę zgryźliwie.
Okazało się, że to jedna z uczących mnie dziennikarek mnie woła.
Słucham pani doktor.
Podchodzę do dziennikarki. W jej pobliżu kręci się pinczerek miniaturowy. Głaszcze go po gęstym, lśniącym, gładkim futerku. Piękny psiak ? zauważam z nieudawaną szczerością.
Znajoma dała mi jednego, bo jej się sunia oszczeniła.
Będzie pani doktor mieć wspaniałe życie z tym cudownym, pięknym psem.
Nie wątpię. Tobie też chce trochę uprzyjemnić życie. Co byś powiedziała na króciutki pobyt w Hiszpanii?
Dlaczego nie, ale studia…
To akurat najmniejszy problem. Przyjdź jutro do mojej sali to obgadamy szczegóły.
Popędziłam na przystanek. Nie spóźniłam się na autobus.
Następnego dnia rzeczywiście ustaliłyśmy szczegóły i w najbliższy weekend wybrałam się z rodzicami do Hiszpanii, do jakiejś małej, zapadłej miejscowości o trudnej do zapamiętania, długiej, zawiłej nazwie z dwoma r w środku. Spacerowaliśmy po jakimś młodym zagajniku. Ptaki śpiewały jak oszalałe i była piękna pogoda. W poniedziałek rano, pani Jolanta zakłóciła błogi spokój swym telefonem.
Dziś wieczorem odbędzie się program Jaka to Melodia w pobliskim miasteczku i któreś z was musi wziąć w nim udział i naturalnie wygrać, aby nadal przebywać w Hiszpanii.
Dobrze, w porządku.
Wieczorem przyjedzie człowiek, który was tam zabierze. W drodze do owego miasteczka, które było równie zapadłe jak ta miejscowość, tata upierał się, że to on wystartuje w programie.
Nie, lepiej niech Karolina weźmie udział! ? perswadowała mama, ale tata był nieugięty.
Zagadki muzyczne były bardzo łatwe ? dużo hiszpańskich kawałków oraz znanych zagranicznych klasyków.
Niestety tata nie podołał wyzwaniu i musieliśmy spakować manatki i wracać do Polski.
Byłam wściekła na ojca. Jak mógł tak się upierać, gdy chodziło o tak ważną sprawę. To fakt, że zawsze chciał wziąć udział w jakimś szanującym się teleturnieju, no ale bez przesady, nie moim kosztem!
Pożegnaliśmy głuchą, zapadłą mieścinę i opuściliśmy Hiszpanię. Z podkulonym ogonem wróciłam na uczelnię i nie przyznałam się nikomu, że w ogóle gdzieś byłam.
Tylko pani Jolanta o tym wiedziała. Któregoś dnia, wracając z uczelni na przystanek, spotkałam dziennikarkę i jej pięknego psa.
I jak było w Hiszpanii? ? zapytała ona.
Wspaniale, tyle że za krótko. ? Kobieta nic na to nie odpowiedziała a ja poszłam w swoją stronę, nawet nie pogłaskawszy psa. Następnego dnia, po zajęciach w radiu Fraszka, jeden z dziennikarzy kazał mi zostać na chwilę. O nie ? pomyślałam. Znowu jakieś wyróżnienie, czy jak to tam nazwać i pewnie skończy się jak zwykle (szybko i boleśnie).

Categories
Sny

Ocieplenie klimatu oraz anomalia z tym związane

Kolejny sen z cyklu dziwne, filozoficzne, nie wiadomo skąd wzięte.

Ocieplenie klimatu oraz anomalia z tym związane

Tak teraz u nas w Polsce wygląda, że nawet w święta Bożego Narodzenia jest dwadzieścia parę stopni na plusie. Przyjechaliśmy do babci ze dwa dni przed wigilią. Mama zamiast robić świąteczne potrawy, pracowała w ogrodzie.
Zamiast choinki tata przyniósł do domu piękny, kwitnący krzew a u babci, zamiast świątecznego drzewka stanęła palma. Naszymi świątecznymi gośćmi mieli być jak zwykle Ciocia Ewa z wujkiem i dziećmi, jednak kiedy nadeszła pora kolacji, rodzina się nie zjawiła.
Odłożyliśmy więc świętowanie na dzień następny.
Było to już nie w formie kolacji, ale taki świąteczny obiad, jaki jedzą na zachodzie. Po obiedzie pojechaliśmy do kościoła dwoma samochodami mimo pięknej pogody. Po mszy jakaś kobieta w średnim wieku poprosiła mojego tatę o podwózkę.
Ustąpiłam jej miejsca z przodu.
Gdzieś pod koniec przejażdżki kobieta powiedziała:
– Przez to wasze ciągłe słuchanie radia Fama to mnie się robią wielkie plamy na chodniku.
– Każdy słucha takiego radia, jakie mu odpowiada – odezwałam się grzecznie. Kobieta już nic nie powiedziała, ale kiedy tata ją wysadzał, sprawdził ukradkiem czy na tym jej chodniku są rzeczywiście jakieś plany. Nie mógł się ich dopatrzyć. Do naszego domu było rzut beretem.
– Przecież my teraz nie słuchamy radia Fama, tylko radia Kielce.
Wprawdzie ja często słucham wieczorami, ale co ją to obchodzi.
Teraz w samochodzie było radio Kielce i już!
– No było – potwierdził tata.
Zaraz gdy wróciliśmy do domu, z ciekawości włączyłam radio Fama i… nie działało, tzn. Nie było muzyki ani rozmów, tylko jakieś buczenie, gdzieś w okolicach 60, może 50 hz.
Bądź co bądź takie coś nie może powodować plam na chodniku na niczyjej posesji.
Następnego dnia nikt już nie świętował. Mama wróciła do ogrodu, babcia do narzekania, wujek do picia itd.
Gdzieś około godziny jedenastej zadzwoniła do mamy ta kobieta, którą podwoziliśmy wczoraj do domu.
Poprosiła, aby do niej zajrzeć i usunąć te plamy z chodnika. Pojechałam tam z mamą.
Plamy rzeczywiście jakieś były i w sumie to nie przypominały plam, ale były to jakieś rysunki. Kobieta biadoliła, że jej ukochany niedźwiadek źle się czuje w ich towarzystwie, że kiepsko na niego wpływają, a ona nie może patrzeć na cierpienie zwierzęcia.
– A czy można zobaczyć misia? – zapytałam zaciekawiona.
– Tak, można, ale proszę go nie drażnić, bo on naprawdę jest roztrzęsiony i… – Kobieta wprowadziła nas do małej piwniczki, gdzie bawił się średniej wielkości psiak o sierści łudząco podobnej do futra niedźwiedzia. Był czarny, gruby, puszysty, niezwykle przyjazny. Na mój widok położył się na plecach. Głaskałam go po brzuchu i gdzie się jeszcze dało. Właścicielka psa była fryzjerką i mama poprosiła, by kobieta przycięła jej grzywkę.
Wtedy ona się udobruchała i przestała poruszać trudny temat chodnika.
Miałam wielką ochotę zapytać tę panią, czy nadal nie możemy słuchać radia fama i poprosić ją, by pokazała zachowanie Niedźwiadka na tym poplamionym rysunkami chodniku, ale się powstrzymałam, gdyż nie chciałam, by wydzwaniała do mamy i zawracała jej głowę. Pogłaskałam Misia na pożegnanie i odjechałyśmy.
Zanim wsiadłyśmy do samochodu,, mama ostatni raz rzuciła okiem na chodnik. Rysunki czy plamy – jak zwał tak zwał, jakby zblakły, prawie nie było ich widać. Dziwna ta kobieta, dziwne zjawisko, nawet pies jakiś taki… niezwykle do niedźwiedzia podobny.
Moim zdaniem wszystkiemu winna jest ta ogromna zmiana klimatu, bo jak się trzyma jakiegoś ukwieconego krzaka zamiast choinki i bagatelizuje się wigilijną wieczerzę, to rzeczywiście z człowiekiem jest coś nie tak.
Ciekawe do czego jeszcze dojdzie? Radio Fama już nie buczało, babcia zrobiła obiad, tata pokosił trawę, wszystko wróciło do względnej normalności.

Categories
Sny

Najlepiej być sobą oraz u siebie a nie gdzie indziej

Dziś przy niedzieli przedstawię Wam jedną z moich ulubionych historyjek spod poduszki. Miłej lektury! 🙂
##Najlepiej być sobą oraz u siebie a nie gdzie indziej
Idę z Marcinem na dworzec po Wiktorię.
Pogoda jest do tego odpowiednia – nie za zimno, nie za ciepło.
Ruch uliczny też jest umiarkowany.
– Marcin, potrzebuję zmian – zakomunikowałam koledze.
– Zmian jakich? – zapytał on rzeczowo.
– No, np. fajnie by było znaleźć się gdzie indziej.
– A to jest takie konkretne gdzie indziej, czy jakie bądź? – drąży kolega.
– No… – nie zdążyłam się wysłowić, gdyż nadjechał właśnie nasz autobus.
– No, więc jak to jest z tym twoim gdzie indziej? – zapytał mnie Marcin, gdy już zajęliśmy wygodne miejsce w autobusie.
– No, najlepiej Hiszpania, albo Waldkirch, gdzie byłam w roku 2010, bo ciekawa jestem co się zmieniło przez te siedem lat.
– I taki rodzaj gdzie indziej by ci wystarczył? – upewnia się Marcin.
– No tak, raczej tak.
– Ale wiesz, że nie ma nic za darmo?
– Pewnie, że wiem. – Na tym nasza rozmowa się kończy, bo wysiadamy z autobusu, a w obecności Wiktorii nie wracamy już do tej sprawy.
Jeszcze przed samym snem rozmyślam sobie o moim gdzie indziej i rozmowie przeprowadzonej na ten temat z Marcinem.

– Choć, idziemy na spacerek. Ja wiem, że ty lubisz spacerki. No ubieraj się, prędziutko, bo zaraz będzie padało a tatuś twój musi załatwić coś na poczcie. Mama troskliwie otula mnie płaszczykiem przeciwdeszczowym i wychodzimy z domu. Tata również przemawia do mnie jak do dziecka.
Idziemy bardzo wolniutko, jakbym zaraz miała się zmęczyć. Ojciec kupuje mi w sklepie lizaka a na poczcie jakaś pani o wysokim głosie głaszcze mnie po głowie.
Kiedy wracamy do domu zaczyna kropić i tata przytula mnie do siebie, jakbym była z cukru. W domu mama woła już od progu:
– Mateuszku, wchoć szybko, bo się zaziębisz.
– Mateuszku???
Szybko zrywam z siebie płaszcz i biegnę do swego pokoju.
Zamiast swego maca, na biurku odnajduję jakieś dziwne, wielkie urządzenie o grubym ekranie.
– Och – wzdycham i łapię się za głowę.
– Co się stało kochanie? – pyta mama zatroskanym głosem wpadając za mną do pokoju. – Nie martw się. Już w przyszłym miesiącu pojedziesz na południe Niemiec, gdzie na pewno znajdą sposób na twoje problemy. Tam się na pewno choć trochę wyleczysz, naprawdę. – Mama przytula mnie do siebie. I cóż z tego, że wyjadę do Niemiec, jak będę jakimś biednym, chorym na coś poważnego Mateuszkiem, który nie ma prywatnego życia?

– Kobieto, wstawaj! Zapomniałaś już, że dziś twoja kuzynka Natalia świętuje zdanie matury oraz zaręczyny? Musisz się przygotować: ubrać, uczesać, umalować umyć, u…
– No rozumiem. Już wstaję. Ciocia tak bezlitośnie wprowadziła mnie w nowe miejsce w jakim się znalazłam tym razem. To był wielki pałac z mnóstwem komnat oraz starych przedmiotów i strojów. Jak widać już od rana wszyscy szykują się na tę bibę, tylko ja sobie śpię w najlepsze. No, ale oni nie mają zielonego pojęcia, że ja wczoraj byłam małym, chorym na coś poważnego Mateuszkiem, który lada chwila miał pojechać do Niemiec, by tam usiłować się z tego wyleczyć. Poddawałam się biernie wszelakim zabiegom upiększającym i czekałam co się jeszcze wydarzy.
Uroczystość odbyła się w największej sali tegoż pałacu i rozpoczęła się bardzo wykwintnym posiłkiem.
Nagłośnieniem, światłem i tego typu sprawami zajmował się pan Marek wraz z dwoma pomocnikami a jednym z nich był Antek. Prawie nie było czasu na zwykły, swobodny taniec, bo bez przerwy ktoś wchodził na scenę i grał, śpiewał, recytował, bądź tańczył, albo były jakieś dziwne zadania czy konkursy np. liczenie swojego bmi, przebieranie się w dziwne stroje, albo mówienie krótkich zdań w obcych nam językach.
Ponieważ rzecz działa się w Hiszpanii, to dużo było ichniejszej muzyki wygrywanej przez sprowadzoną z Madrytu orkiestrę. Pan Marek nie posiadał się z radości, że może poprzebywać z tak sławnymi muzykami i nagłaśniać w tak świetnie przystosowanej do tego sali.
Gdzieś koło godziny pierwszej nareszcie był czas wolny na taniec czy jedzenie, ale byłam już tak przemęczona tymi osobliwościami, że poszłam spać. Budząc się w internacie, jeszcze dobrze nie otworzywszy oczu, przyznałam Marcinowi rację, iż zdecydowanie lepiej być sobą i u siebie, aniżeli kimś innym i gdzie indziej.

Categories
Sny

Na obrzeżach Mielca

Oczywiście w realu nie mam nic do tego Podkarpackiego miasta.
Kolejnym motywem, który pojawia się dość często w moich snach są wirusy komputerowe. Pojawiają się one w bardzo wyolbrzymionej formie i w absurdalny sposób. Dziś podrzucam Wam jedną z takich właśnie historyjek.

Na obrzeżach Mielca

Pan Bogumił chciał wynagrodzić mi spaloną dziś na zajęciach z gotowania pizzę i przyniósł mi na pendrivie piosenkę jakiegoś fajnego w jego mniemaniu rockowego zespołu.
Bardzo mnie ten fakt ucieszył, bo po pierwsze lubię dostawać od kogoś fajne piosenki, a nie tylko sama ich szukać; po drugie zawsze ciekawiło mnie nieco jakiej muzyki nasz wychowawca słucha.
Jednak jakież było moje rozczarowanie kiedy okazało się, że na pendrivie nie było żadnej piosenki, a na dodatek złapałam z tegoż nośnika jakiegoś wstrętnego wirusa, który bardzo dobrze wpasował się w mój komputer i zagościł się tam na dobre. Wirus objawiał się tym, że sam puszczał piosenki i tworzył jakieś dziwne pliczki o nazwie Saaaaaaaa, czasami również zmieniał nieco nazwę moich ulubionych plików.
Powiedziałam panu Bogumiłowi, że złapałam wira z jego pendrive'a, ale on wcale się tym nie przejął.
Potem Emilia – moja koleżanka z pokoju zaczęła się chwalić jakim to cudownym miastem jest jej ukochany Mielec, w którym się wychowała i w którym obecnie mieszka.
Potem pan Bogusław powiedział, że domyśla się skąd ma tego wirusa, po czym wyszedł.

Na obrzeżach Mielca

Było to nędzne mieleckie zadupie, gdzie przysłowiowy diabeł mówi dobranoc. Gęsty, groźny bór, a w nim nieduży domek, w którym mieszkała bardzo surowa i oschła starsza kobieta i jakiś mężczyzna – może jej mąż lub syn, nie mam pojęcia kto. W jednym z obskurnych pokoi tego domu stał zdezelowany komputer i jak się później okazało, to w tym domu powstał wirus, który dostał się nieopatrznie do mego komputera. Poprosiłam tę panią, by usunęła mi tego wirusa, ale ona na to, że musiałabym jej dać całą swą muzykę na zawsze i bezpowrotnie, a także przysłać jej wszystkie moje płyty i kasety jakie mam w domu zwłaszcza te, które leżą na mej półce z płytami.
Skąd ona to wszystko wie? Czy ona do cholery jest jakimś szpiegiem czy co? Kiedy kobieta wyszła z obskurnego pomieszczenia zdesperowana i wkurzona niewiadomo dlaczego zaczęłam ją przedrzeźniać i wtedy przyszedł ten okropny mężczyzna, bynajmniej nie z dobrymi zamiarami wobec mnie.
Przestraszyłam się go okropnie i wybiegłam ze strasznego domu, a on mnie gonił po lesie. W końcu jednak znienacka pojawił się młody chłopak, który mnie uratował przed tym okropnym mężczyzną i poradził mi, bym już więcej tej kobiety nie przedrzeźniała i nie stawiała się tym ludziom.
Potem okazało się, że mężczyzna, który mnie uratował był głównym członkiem owego zespołu, który chciał mi pokazać wtedy pan Bogumił.

Categories
Sny

JAWS jest drogi, ale trzeba iść z duchem czasu

Informatyczne sny też się czasem pojawiają i bywają naprawdę zabawne.

JAWs jest drogi, ale trzeba iść z duchem czasu

Pojechałam na wycieczkę ze szkołą muzyczną oraz innymi uczniami naszej szkoły.
Najpierw zepsuł mi się but, więc zawitałam do klubu zepsute balerinki, który założyła Ewel.
Potem znów wsiedliśmy do autobusu, by następnie zatrzymać się na postoju w pobliżu spożywczaka. Kamil, jeden z uczestników wycieczki, przez całą drogę rozmawiał z niewidomymi uczniami o JAWS’ie i innych takich rzeczach potrzebnych niewidomemu do pracy. Kamil stwierdził, że mimo drogiej ceny tegoż wyposażenia, musi iść z duchem czasu i postanowił na dobry początek kupić sobie JAWS’a. W tym celu Kamil udał się na postoju do spożywczaka i powiedział:
– Poproszę jawsa.
– Tak oczywiście – odparła na to ekspedientka i wystawiła fakturę poczym wyszliśmy ze sklepu, bo każdy, kto chciał, już coś w tym sklepie kupił i ruszyliśmy w dalszą drogę.
– Jejku – pomyślałam, ileż ten Kamil musiał mieć przy sobie pieniędzy, że go było stać na taki drogi program, a co powie jego mama na tak drogi zakup bez jej wiedzy i bez nawet wstępnej konsultacji z nią? No nic, w końcu to jego pieniądze i jego sprawa.

Categories
Sny

Dbaj o to na czym śpisz, bo od tego zależy twoje szczęście

I jak zwykle nie wiem od czego zacząć, ale chyba najlepiej od początku. W takim razie przedstawię krótko i węzłowato obraz całej sytuacji.
Mama jest w Niemczech a my z tatą kupujemy samochód (rodzicielka wie o naszym procederze).
Mam sporo dni wolnego i nie wiem co z nimi zrobić, żeby jak najlepiej je spożytkować. Samochód, który kupuję z tatą to Honda Jazz.
Sprzedawczyni pyta czy nie chcemy w gratisie średniej wielkości poduszki. Tata nie jest zachwycony tym prezentem, ale nakłaniam go, by zgodził się przyjąć nietypowy podarunek. Poduszka od razu przypadła mi do gustu. Była wielkości mojego ukochanego jaśka w kształcie kury.
Miała idealną miękkość i została wykonana z pięknego, kolorowego materiału.
Miała kilka falbanek ku ozdobie. Wróciliśmy nowym samochodem do domu.
– A teraz pora zająć się twoimi dniami wolnymi – powiedział tata, gdy siedzieliśmy w kuchni przy obiedzie po udanym zakupie.
Mówisz, że nie wiesz, jak wykorzystać długie, studenckie ferie. No cóż, do Hiszpanii Cię nie wyślę. Wydaliśmy przecież mnóstwo pieniędzy na ten samochód, ale napewno jest jakiś inny sposób, żebyś się rozerwała.
W domu też się można rozerwać. Jak jest samochód to nie ma wyjazdów – odparłam sucho.
Nie bądź taką pesymistką! Zaraz coś wymyślę. Po obiedzie poszłam do swojego pokoju nacieszyć się poduszką.
Włączyłam radio i położyłam się na kanapie, by zadzwonić do mamy i zdać jej relację z kupna wozu. W tym czasie tata też do kogoś zadzwonił. Po rozmowie z mamą poszłam do salonu. Tata oglądał telewizję, ale na mój widok zaraz się ożywił.
Zorganizowałem ci ferie – powiedział uszczęśliwiony.
Niby jak? – zapytałam bez przekonania.
Spędzisz je w swojej dawnej szkole. Pakuj się prędko, bo jutro rano chcę cię tam zawieźć.
– A co ja tam będę robić? – zapytałam z obawą w głosie.
Będzie ci dobrze – powiedział tata zagadkowo i już nic nie dało się z niego wydusić. Nie pozostało mi więc nic innego jak iść się spakować.
Wyjęłam z szafy walizkę i włożyłam w nią dużo rzeczy. Nie zapomniałam też o nowej poduszce. Położyłam ją na wierzchu obok piżamy i ręcznika i zasunęłam walizkę. Następnego dnia wyjechaliśmy wczesnym rankiem. Odmeldowałam się w pokoju wychowawców. Zostałam powitana niezwykle serdecznie i ciepło.
Niestety nie możemy zapewnić ci osobnego pokoju, ale będziesz mieszkać w naprawdę spokojnym towarzystwie.
Moją sypialnią miał być pokój 205. Mieszkała w nim młodsza ode mnie dziewczyna, która chodziła do studium, na realizację dźwięku. Rzeczywiście była niezwykle cicha i spokojna, zupełnie jak moja dawna koleżanka Eliza. Jak się wkrótce okazało, rzadko kiedy przebywała w pokoju, a jeśli już to robiła coś na komputerze, bądź też słuchała muzyki na słuchawkach. Wcześnie też chodziła spać i wcześnie wstawała, ale ubierała się zawsze w łazience.
Szybko odrkyłam, że będę tu mieć niezłe wczasy. Po śniadaniu chodziłam na rehabilitację, gdzie korzystałam z wirówki albo masaży czy przyrządów do ćwiczeń.
Następnie chodziłam na przerwę śniadaniową, gdzie zajadałam pyszne pączki ze sklepiku i rozmawiałam z osobami, które znałam a jeszcze uczyły się w tej szkole, a gdy nikogo znajomego nie było w pobliżu, oddawałam się rozmyślaniom lub słuchałam, co dzieje się wokół.
Czasem też zagadywali mnie dawni nauczyciele i pytali co teraz robię w życiu, jak sobie radzę i tak dalej. Po obiedzie wychodziłam na krótki spacer, zaglądałam do biblioteki albo odbywałam pogaduszki z wychowawcami, których lubiłam.
Najlepsze jednak były wieczory, kiedy to prowadziłam audycję muzyczną dla radia Fraszka – studio znajdowało się w miejscu dawnej radioli. Marek chwalił mnie publicznie poprzez nasz radiowy czat, że moja audycja ma największą ilość słuchaczy i że zwiększa się ona z każdym jej odcinkiem. Po audycji oddawałam się jakiejś książce albo zamieniłam słów kilka ze współlokatorką, jeżeli nie poszła jeszcze spać.
Któregoś dnia, gdy oddawałam się poobiedniej sjeście, zadzwonił do mnie tata i z przykrością poinformował, że dni mojego wypoczynku dobiegają końca, ale ja zbyłam jego słowa mówiąc:
Daj mi narazie spokój. Jest wspaniale i nie psuj tego. Pomyślę o końcu wakacji, gdy rzeczywiście on nastąpi.
Następnego dnia po tej rozmowie, gdy siedziałam na przerwie z pączkiem w ręce usłyszałam w pobliżu znajomy głos.
Czyżby to była…? Emilia? Tak, to była ona.
Włożyłam do ust ostatni kęs pączka i podeszłam do niej. Rozmawiała z jakąś nauczycielką.
Cześć Emilio – wtrąciłam się do rozmowy. Dziewczyna nie od razu przerwała, ale nauczycielka widząc mnie sama zakończyła rozmowę i ulotniła się szybko.
Cześć Karola. Co ty tu robisz? – A ty co tu robisz?
Odwiedzam szkołę, znajomych, stare kąty.
Ja w sumie też i przy okazji dobrze się bawię, a przede wszystkim wypoczywam. To mi jest teraz potrzebne.
Ile tu jesteś?
5 dni.
Ja dopiero co przyjechałam, jeszcze nie jestem zakwaterowana. A ty gdzie mieszkasz?
W 205, nie w izolatce, ale mam niezwykle niekonfliktową współlokatorkę, normalnie jak nasza Elizka.
No dobra, to jak się ogarnę, to możemy się zobaczyć. Słyszałam, że Radosław też ma wpaść tutaj.
A nie wiem, nic mi o tym nie wiadomo. Ma blisko, więc całkiem możliwe, że się zjawi. Po tej wymianie zdań rozeszłyśmy się w swoją stronę. Ja do biblioteki, by oddać przeczytaną książkę, a Emilia do pokoju wychowawców, by się zameldować.
Ledwo wróciłam do swego pokoju a już ktoś zapukał do jego drzwi. Od razu pomyślałam, że to Emilka tak się pospieszyła, ale pomyliłam się. Był to Radosław.
Cześć Karola! Nie mówiłaś, że jesteś w szkole. Co cię tu sprowadziło? Zrobisz mi jakiejś kawy? – Tak, zrobię. Zapytam tylko, czy mogę pożyczyć od koleżanki, bo ja kawy nie pijam. Współlokatorka przebywała akurat w łazience, bo dziś miała na później do szkoły. Z chęcią udzieliła mi inforamcji, gdzie trzyma kawę, bo sama nie miała czasu mi jej podać, była już spóźniona na zajęcia a bardzo je lubiła. Kiedy wyszłam na korytarz po czajnik, Radosław usiadł na moim łóżku. Gdy wróciłam z gorącą wodą kolega odezwał się:
Ładną masz poduszkę.
Dostałam ją w nietypowych okolicznościach, zaraz ci opowiem jak było.
Zalałam kawę i usiadłam obok Radka. Wspomniałam coś o kupnie samochodu. Potem Radek zaczął się ze mną droczyć, tak jak dawniej, gdy mieszkaliśmy jeszcze w internacie i gdy miałam tego jaśka w kstałcie kury. Lubił go wtedy tłamsić i gnieść a ja się złościłam i zabierałam poduszkę z jego rąk.
Kiedy wreszcie Radosław zostawił w spokoju kolorową poduszkę i przeniósł się na krzesło przy stole, by wypić kawę, która właśnie ostygła, zauważyłam, że poduszka jest dość poważnie pokiereszowana.
Byłam wściekła na Radka.
Chłopie, nic się nie zmieniłeś! – zawołałam opłakując w duchu stan mojego nowego jaśka. I na tym właśnie zakończyła się historia mojego wypoczywania w dawnej szkole, bo nagle wszystko zaczęło się psuć. Wychowawcy nagle krzywym okiem patrzeć zaczęli na mój nietypowy plan dnia, studio radia Fraszka znów stało się zwykłą radiolą a pani Mirosława powiedziała mi w twarz, że dziwi się, iż pozwoliła na taki wybryk byłej wychowanki. Tam gdzie odbywała się rehabilitacja nagle wszystkie przyrządy do ćwiczeń okazały się być zajęte a masażyści wzięli akurat urlop. W sklepiku nie było już pączków a moja współlokatorka rozchorowała się i pojechała do domu a na jej miejsce umieszczono jakąś pannicę, która wstawała o piątej rano, by się wypindrzyć do szkoły. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak wracać do domu a pozostałe kilka dni wolnego spędzić u siebie w mieszkaniu.
Nawet nie zobaczyłam się z Emilką, bo nie wiedziałam, gdzie dostała pokój. Poza tym pewnie też by na mnie furczała jak za dawnych czasów.
Zdewastowaną poduszkę szczęścia zawiozłam do domu, ale nie dałam jej nikomu do pozszywania tylko schowałam w najgłębszym kącie łóżka i zapisałam historię, którą Ci teraz opowiadam. Nie wiem jak skończyłaby się ona, gdyby Radosław nie zniszczył mojej poduszki i pewnie żal by mi było wracać do domu. Nie lubię jednak gdy ktoś burzy mój spokój i harmonię, więc czuję niesmak po tym pobycie oraz ogromny żal do Radka.
Zapytasz pewnie jeszcze co z samochodem. Czy po utracie poduszki i jego nie trafił szlag?
Otóż nie, wszystko z nim było w porządku, choć przez kilkla pierwszych dni po moim powrocie ze szkoły bardzo się o niego martwiłam. Długo też nosiłam się z zamiarem, by udać się do salonu skąd go kupiliśmy i zapytać sprzedawców, gdzie można nabyć taką poduszkę szczęścia, jaką dostałam w gratisie do samochodu.
Nigdy jednak tego nie zrobiłam, bo jeszcze by mnie wyśmiali?.

EltenLink