Categories
Sny

Zrób zadanie z niemieckiego bez względu na jego konsekwencje

Miałam kiedyś taką nauczycielkę od niemieckiego, której cała klasa bała się jak ognia i ta kobieta śniła mi się po nocach. A oto jeden z wytworów mojej wyobraźni

Zrób zadanie z niemieckiego bez względu na dalsze jego konsekwencje

Niemiecki zbliżał się wielkimi krokami i trzeba było się na niego dobrze przygotować. Pani kazała przygotować dialog o sklepie obojętnie jakim, byleby coś kupować. Mogliśmy się również przemieszać między klasami, co bardzo mnie zastanawiało, bo jak ona sobie wyobraża nas pytać jak każdy ma niemiecki w innym czasie, ale niech się już ona sama o to martwi skoro tak wymyśliła.
Chciałam zrobić dialog z Kasią, ale Andzia tak narzekała, że ona nie ma z kim pracować, iż zdecydowałam skwapliwie, że jej Kasię odstąpię jeśli ona tylko się zgodzi. Później jednak Andzia zajęła się swoimi sprawami więc skorzystałam z okazji i zaczęłam robić dialog z Kasią, ale bardzo opornie nam to szło a zwłaszcza mnie.
Zaczęło się od tego, że ja chciałam kupować coś w empiku, albo chociaż w księgarni a Kasia chciała koniecznie do spożywczaka. W końcu Kasia poszła mi na kompromis i powiedziała, że zrobimy zakupy w supermarkecie, bo tam można kupić wszystko, ale wtedy dialog będzie bardzo trudny, bo sklep jest bardzo duży.
Zdziwiło mnie rozumowanie Kasi, bo przecież to, że sklep jest duży wcale nie musi oznaczać, że przejdziemy go wzdłuż i w szerz i kupimy wszystko, co nam stanie na drodze.
Kiedy tak składałyśmy powoli zdania w dialogu i zapisywałyśmy je skrzętnie stała się rzecz dziwna: nagle znalazłyśmy się w supermarkecie pełnym ludzi w miejscu, które właśnie opisywałyśmy w dialogu. Gdy Kasia to spostrzegła zapytała się mnie po polsku:
– Czy chcesz coś jeszcze kupić?
– Nie, już nie. Możemy iść do kasy. Kiedy wychodziłyśmy już ze sklepu porwał mnie jakiś gościu i zamknął w hotelowym pokoju. Na szczęście potem ktoś mnie uratował, ale nawet nie wiem kto, bo taka byłam oszołomiona. Ten ktoś odprowadził mnie pod supermarket w którym zaczęła się ta przygoda, gdzie przez cały ten czas czekała na mnie Kasia i nawet nie zapytała co się stało tylko w głębokim milczeniu prowadziła mnie z powrotem do internatu. W czasie drogi powrotnej zadzwonił w mej kieszeni telefon, więc go odebrałam. Dzwoniła jakaś kobieta, nie wiem, chyba z policji i pytała o porwanie, ale gdy tylko przypomniałam sobie o tym zajściu na nowo zaczęłam się bać i krzyknęłam z całej siły na całą ulicę a potem usiłowałam odpowiedzieć kobiecie, że może do mnie przyjść i na spokojnie o tym pogadać, ale na razie nie jestem w stanie o tym mówić przynajmniej dopóki nie znajdę się w bezpiecznym, znanym mi budynku jakim jest internat. Po tym moim nieudolnym wyjaśnieniu w słuchawce była tylko cisza a wtedy nie wytrzymałam nerwowo i się rozłączyłam.
Zupełnie nie spodziewałam się takiego telefonu, gdy usłyszałam, że dzwoni telefon pomyślałam, że może to ten gościu, co mnie porwał będzie mnie teraz prześladował i wydzwaniał do mnie i ten kobiecy głos w słuchawce zupełnie zbił mnie z tropu. Po co ten człowiek mnie porwał – zaczęłam się zastanawiać, gdy już ochłonęłam z pierwszego strachu.
Przecież on mnie nawet nie okradł a zwłaszcza nie zabrał mi telefonu, który mógł przecież sprzedać.
Poza tym gdybym nie była taka oszołomiona mogłabym przez niego wezwać pomoc. Po co ja mu byłam potrzebna? A swoją drogą, gdzie są moje zakupy? Jeśli to one były jego celem, to po co mnie porywał? Nie mógł ich od razu zabrać ze sobą i zwiać? Dziwny był ten porywacz, na prawdę dziwny.

Categories
Sny

Zrób zadanie od pana Marka, a nie udawaj się, gdzie cię nie proszą (gówno burza)

W nowo odremontowanym pokoju na naszym piętrze, w nowym internacie zamieszkała jakaś chora umysłowo dziewczyna.
Ciągle ją ktoś odwiedzał i zawsze było u niej głośno.
Pewnego dnia po obiedzie poszłam na zajęcia dodatkowe do pana Marka – naszego informatyka, ale że nauczyciel nie miał dla mnie zbyt wiele czasu, to posiedział ze mną chwilę, po czym zlecił mi jakieś trudne zadanie, które równie dobrze mogłam wykonać w swoim pokoju.
Poszłam więc tam, a tym było dla mnie wygodniej, że nikogo akurat w pokoju nie było. Z początku myślałam, by się zadaniem zająć, ale z pokoju nowej dziewczyny dobiegły znajome hałasy.
Postałam chwilę na środku pokoju z laptopem w ręce nie wiedząc co czynić. W końcu jednak odłożyłam go na łóżko i opuściłam pokój zamykając go na klucz.
Zapukałam cicho, ale nikt mi nie odpowiedział, więc uchyliłam drzwi nieśmiało i wsunęłam się do środka. W pokoju przebywało mnóstwo nieznanych mi ludzi, którzy chichotali z czegoś głośno. Pokój był o wiele większy od przeciętnego pokoju w naszym internacie. Na jednej ze ścian były regały z płytami i kilka książek. Na drugim końcu pokoju stało wielkie łoże. Był też duży, miękki fotel, stół i parę krzeseł, a także małe biureczko zastawione jakimiś bibelotami. Na tym ogromnym fotelu siedziała pani tego pokoju i zachowywała się tak, jakby nie obchodziło ją to, co się dzieje wokół niej. I wtedy dopiero zrozumiałam dlaczego ci wszyscy ludzie tu przychodzą. Oni nie zbierają się tu po to, by z nią porozmawiać, zabawić, pocieszyć, zająć, ale dlatego, że jest tu mnóstwo miejsca. Można tu sobie zrobić świetlicę bez nadzoru wychowawców i jeszcze pożyczyć bez pytania jakąś płytę czy książkę.
Zastanawiałam się co teraz zrobić. W końcu postanowiłam, że z nią porozmawiam. Zapytam, czy odpowiada jej taki stan rzeczy. Nie będę taka jak reszta młodzieży, która zrobiła sobie z tego pokoju lokal. Podeszłam więc do dziewczyny, by do niej zagadnąć i już otwierałam usta, by coś powiedzieć kiedy ona krzyknęła przeraźliwie:
– Zrobiłam kupę!
– I co w związku z tym? Mam zawołać wychowawcę, czy sama sobie poradzisz? A może chcesz, bym nakłoniła twoich przyjaciół, żeby sobie poszli?
Towarzystwo przebywające w pokoju tylko na chwilę się uciszyło, ale nie przejęło się wcale krzykiem dziewczyny.
Przez chwilę stałam jak oniemiała. Dziewczyna nic nie mówiła, ale zaczęła się wiercić na swym fotelu.
Nagle dziewczyna wyciągnęła ku mnie rękę, która o zgrozo była usmarowana kupą i przejechała nią po mej bluzie krzycząc jeszcze głośniej.
Reszta towarzystwa nadal nie reagowała, a ja nie chcąc być jeszcze bardziej usmarowana odsunęłam się od dziewczyny na bezpieczną odległość.
Wtedy ona zaczęła smarować kupą wszystko, co miała pod ręką, a na koniec wstała i zaczęła smarować nią swych towarzyszy. Wtedy dopiero towarzystwo zareagowało i zaczęło w popłochu uciekać.
Próbowałam dostać się do drzwi, ale uczynił się straszny ścisk, bo każdy próbował się do nich dostać, a jednocześnie uniknąć ręki dziewczyny. Gdy tak stałam w największym ścisku i uchylałam się od brudnych razów do pokoju nie wiedzieć jak wszedł pan Marek krzycząc:
– Dość tego, zarządzam spokój!
Wtedy dziewczyna opuściła brudną rękę i usiadła spokojnie na fotelu.
Zrobiło mi się okropnie głupio, bo pan Marek na pewno mnie zauważył, a przecież ja miałam wykonywać jego zadanie.
Teraz wszyscy wychodzili już spokojnie. Zostałam z dziewczyną i z panem Markiem.
– Będę to teraz musiał posprzątać – szepnął nauczyciel.
Chciałam zapytać dziewczynę dlaczego tak zrobiła, ale po tym niemiłym incydencie nie miałam już odwagi. W końcu dziewczyna sama się odezwała.
– Jestem chora, to mogę sobie na taki incydent pozwolić, a przynajmniej teraz będą do mnie przychodzić tylko ci, którym na prawdę na mnie zależy i lubią mnie taką, jaka jestem. Twoje otwarcie się do mnie tylko mnie w mym planie utwierdziło.
– Acha, fajnie. Czyli rozpętałam gównianą burzę – pomyślałam z goryczą i przeprosiwszy pana Marka wróciłam skruszona do swego pokoju i wzięłam się za zadanie.

Categories
Sny

Zyski i straty

Nie mogłam się zebrać do tej szkoły. Najpierw zabawa z psem, potem wróciłam się jeszcze po płytę, a później ciocia przywiozła jakieś rzeczy dla Asi. W końcu jednak wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy w drogę.
– Na pewno chcesz jechać do tej szkoły? – zapytał tata.
– No pewnie, że tak. A dlaczego miałabym nie chcieć?
– No nie wiem. Może ci się nie chce. Młodzież często narzeka na szkołę.
– Może trochę, bo taka piękna pogoda. Chętnie pobawiłabym się z psem i posłuchała śpiewu ptaków, ale w szkole też są ptaki, a bez psa jakoś wytrzymam. – tata zakończył temat szkoły i resztę podróży odbyliśmy w całkowitym milczeniu. W szkole szybko załatwił co trzeba i odjechał, jakby go ktoś gonił. Nie spotkałam nigdzie swojej klasy, ale dowiedziałam się, że mam iść do sali biurowej.
Pewnie łączenie za pana Fryderyka. Tata miał rację.
Trzeba było siedzieć w domu i tulić psa, a nie włóczyć się po jakichś biurach.
Kiedy znalazłam się w sali zastałam klasę administracji i poczułam się jak w pułapce.
Wygonili mnie z kierunku i bez mojej zgody przepisali na administrację. Zrezygnowana usiadłam przy pierwszym napotkanym stanowisku.
Podszedł do mnie jakiś nauczyciel i otworzył wielkie tabelisko w excelu. Każda komórka wypełniona była mnóstwem danych, formuł, obliczeń.
– Proszę mi obliczyć zyski i straty tej firmy – zażądał nauczyciel.
Westchnęłam ciężko, a siedząca obok mnie Antonina prychnęła z pogardą, jakby chciała powiedzieć:
– Widzisz jak mamy trudno na tym kierunku?
Skoro ona taka, to ja nie mogę poprosić jej o pomoc.
Przesiedziałam nad tabelą całą lekcję i nic nie udało mi się zrobić. W końcu wyszłam na przerwę.
Wpadłam na pomysł, żeby iść z tym do pana Ogrodowczyka.
Żeby chociaż dał jakąś wskazówkę, żeby coś podpowiedział.
Idąc w stronę sabu nagle poczułam coś dziwnego, a po chwili znalazłam się w jakimś innym budynku pełnym pomieszczeń biurowych. Wybrałam to na końcu korytarza i zapukałam do jego drzwi, ale nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do środka. Usiadłam przy komputerze, a na akranie ta sama tabelka co w szkole. No, może nie taka sama, bo dotyczyła coverów i oryginałów.
Trzeba było wykazać co się lepiej opłaca i który zespół lepiej na czym wyszedł. Coś tam zaczęłam przy tabeli majstrować i chyba to miało ręce i nogi. W czasie pracy usłyszałam zza ściany przyjemną muzykę.
Pójdę zobaczyć kto tam jest.
Może jakaś paniusia z biura pomoże mi do końca uporać się z tabelą i poprawi, jeśli coś będzie źle.
Zapisałam plik, zgrałam na leżącego na biurku pendrive'a i poszłam do sąsiedniego pokoju.
Paniusia z biura była do mnie przyjaźnie nastawiona. Z chęcią dokończyła pracę nad tabelą i poprawiła kilka błędów.
Podziękowałam dobrej kobiecie i opuściłam jej pomieszczenie.
Kiedy znalazłam się na korytarzu znów coś dziwnie zawirowało i znalazłam się w szkole pod salą biurową.
Cała szczęśliwa pokazałam nauczycielowi moją tabelę. Tym razem to Antonina westchnęła ciężko, bo dostałam szóstkę z zadania. Nauczyciel pochwalił mnie przed całą klasą i już miał wyznaczyć kolejne zadanie kiedy nagle znalazłam się w studiu ze swoją klasą. Pan Patryk właśnie tłumaczył co mamy robić dalej. Z rozmowy wywnioskowałam, że dalej robimy "hałasy świata" tyle, że w rozszerzonej wersji.
– Ryczące zwierzęta nie byłyby głupim pomysłem – mówiła Witoria. – Przecież nie muszą być z bliskiego ujęcia. Ludzie nie będą się tego bali, a nagranie zyska na jakości.
– W sumie masz racje – mruknął nie do końca przekonany Marcin.
– Ale nie musimy przecież dawać dorosłych dzikich zwierząt. Małe lewki na przykład potrafią wydawać całkiem przyjemne pomiaukiwania – wtrąciłam się do rozmowy.
– O, Karolina! Dobrze, że jesteś. Mamy dla ciebie specjalne zadanie. Nagrasz nam trochę tekstu.
– Znowu specjalne zadanie. Czy ja zawsze muszę być wykorzystywana do celów wyższych? – Pan Patryk wręczył mi gęsto zapisaną kartkę papieru i zaprowadził do kabinki. Przeczytałam tekst kilka razy i ogłosiłam gotowość do pracy.
Wtedy nauczyciel kazał założyć mi słuchawki na uszy i zacząć czytać. Z słuchawek dobiegał szum morza i cichutka muzyka.
Zaczęłam czytać delikatnym głosem, by nie rozproszyć panującej na nagraniu atmosfery i by każdy słuchacz mógł się porządnie zrelaksować.
Kiedy byłam już w połowie swojej kwestii usłyszałam ryk dzikich zwierząt, a morze zaczęło się stopniowo oddalać. Muzyka natomiast zanikała dziwnie.
Zaczęłam się bać.
Jąkałam się i myliłam, aż w końcu przestałam czytać i zaczęłam krzyczeć, ale nikt mnie nie usłyszał. W końcu udało mi się jakoś zdjąć słuchawki.
– A, przepraszam. To nie ten plik – powiedział spokojnie nauczyciel. – Miały być małe lewki. Ale pierwszą część możemy zostawić. Świetnie ci poszło.
– Ale ja nie mam już ochoty na żadne zadania specjalne – pomyślałam i znów zadzwonił dzwonek na przerwę.

Categories
Sny

Dziwne wydarzenia ze środy i z czwartku

Pani od fortepianu zapytała mnie na lekcji jakiej muzyki słucham a potem zaczęła ni z tego ni z owego opowiadać o zakupach do naszej szkoły.
Zupełnie nie mam pojęcia co mają jej zakupy wspólnego z moją ulubioną muzyką. Moja nauczycielka fortepianu zaoferowała się, że zabierze mnie na te zakupy i zapewniała, że będzie mi tam bardzo przyjemnie.
Miałam wielką ochotę z nią pojechać, ale dziś miałam jeszcze jedne zajęcia a poza tym muszę się jeszcze po uczyć a pani Drzewieckiej zejdzie długo na tych zakupach.
Kolejnym powodem, by nie jechać z nauczycielką było to, że dziś miałam jechać z rodzicami do Kielc na jakieś badania a jak wrócimy późno a mama przyjedzie wcześniej to jak ja się wyrobię. Z wielkim żalem powiadomiłam panią Melanię, że dziś nie mogę się z nią wybrać z wielu poważnych powodów mimo, że mam na to wielką ochotę. Po lekcji i rozmowie z panią Drzewiecką udałam się na lekcję chóru do pani Malwiny i pani Ireny. Na chórze śpiewaliśmy utwory przygotowane przez moją nauczycielkę fortepianu. Pani Irena jak zwykle poprawiała nas i dawała cenne rady dotyczące śpiewu. Po lekcji chóru pouczyłam się nieco na jutro następnie zadzwoniła mama i powiadomiła mnie, że przyjadą po mnie wcześniej. Po rozmowie z nią nie miałam już najmniejszej ochoty na naukę za to zrobiłam się okropnie głodna. Wyciągnęłam więc chrupki z szafki i zaczęłam łapczywie jeść mimo, że zbliżała się pora kolacji. Po chwili do drzwi zapukali moi rodzice.
– Czy jadłaś już kolację – zapytała mama.
– Nie, ale byłam bardzo głodna, dlatego zaczęłam jeść te chrupki.
– Trzeba ci pościelić łóżko, bo wrócimy bardzo późno z tych Kielc – powiedziała mama.
– A propos łóżka, to mam duże problemy z pościelą, coś mi się ona pogmatwała.
– Dobrze, zaradzimy temu – odparła na to mama i zaczęła walczyć z niesforną kołdrą. Mama jednak nie mogła poradzić sobie z pościelą, więc tata zaproponował, by się na nią zalogować po adresie ip jak na zwykły router. Mama zgodziła się i podała tacie adres umieszczony na metce.
Kiedy tata się zalogował na moją kołdrę kliknął napraw problemy z kołdrą, ale wyskoczyły jakieś błędy i tata powiedział, że mogę mieć jeszcze problemy z tą kołdrą jutro lub za tydzień.
Bardzo mnie ten fakt zmartwił, więc tata mnie pocieszył, że jak nie będę miała połączenia z Internetem, gdy kołdra będzie leżała na wierzchu, to nie powinno się nic wydarzyć. Uspokoiłam się tym trochę i bez kolacji wyjechałam z rodzicami do Kielc na te badania. W czwartek rano spotkała mnie pani Luiza i oznajmiła mi swym wesoły, podnieconym głosem, że dziś jedziemy do wspaniałej cukierni podziemnej, w której będziemy mogli skosztować dosłownie wszystko na co będziemy mieli ochotę oczywiście z zakresu słodyczy. Bardzo mnie to ucieszyło, bo po wczorajszym smutku związanym z brakiem uczestnictwa w muzycznych zakupach pani Drzewieckiej oraz wielkich problemach z kołdrą i wyczerpującej podróży do Kielc miałam ochotę się rozerwać. W cukierni rzeczywiście było bardzo przyjemnie. Pogłaskałam tam kota, który był bardzo podobny do kotki sąsiadów przynajmniej z wielkości i sierści. Z żalem go jednak zostawiłam, bo przecież potem trzeba po nim umyć ręce a ja nie wiedziałam, gdzie tu jest łazienka. W cukierni było dużo miejsca i byli oni w posiadaniu dwóch piłek jednej sflaczałej a drugiej dobrej. Tą dobrą grałam z Dudą w toczoną, bo reszta uczestników będących w cukierni nie miała ochoty na grę, woleli sobie pogadać przy stolikach czekając na swój smakołyk.
Wreszcie gra w toczoną zupełnie mi się znudziła zwłaszcza, że syn pani Luizy zaczął wprowadzać jakieś nowe, dziwne zasady gry.
Odmówiłam mu stanowczo dalszej gry a on zapytał mnie, czy chcę iść do swego stolika, czy może pogłaskać kota.
Wybrałam to pierwsze, bo też sobie chciałam z kimś pogadać jak to w cukierni.
Muszę przyznać, że ten lokal był wyjątkowy, taki jakiś magiczny.
Bardzo miło spędziłam w nim czas wraz z kolegami z projektu oraz innymi jeszcze uczniami naszej szkoły.
Podawane smakołyki były rzeczywiście wyśmienite a czas tam spędzony zakorzenił się głęboko w mojej pamięci.

Categories
Sny

W galerii i w filmie, w pośpiechu i w rozterce

Wróciliśmy z druhem z jakiejś podróży i od razu bez wypoczynku wybieraliśmy się w następną.
Mieliśmy tylko króciutką przerwę, aby iść do galerii, a potem znowu do pociągu.
Wynikło jakieś dziwne zamieszanie i już myślałam, że nie pójdziemy do tej galerii. Na szczęście udało mi się tam wpaść na małą chwileczkę i powąchać perfum Celine Dione tak jak obiecałam Kindze.
Rozczarowałam się jednak bardzo, bo perfumy te prawie w ogóle nie pachniały, więc Kinga by ich nie poczuła, a miałam cichą nadzieję, że będą bardzo mocne, żeby spełniły oczekiwania słabego węchu koleżanki, zwłaszcza, że ta piosenkarka jest jej ulubioną.
Potem zaczęłam szukać jeszcze innych perfum dla siebie, ale stwierdziłam, że już sobie chyba dam z nimi spokój, bo jest na to za mało czasu i w końcu nie zdążymy na ten pociąg, albo mnie tu zostawią.

Gwiazda filmowa

Dostałam główną rolę w bardzo świetnym filmie i jestem z tego powodu przeszczęśliwa! Mam zakochać się w pięknym, przystojnym chłopcu i przeżywać z nim różne ciekawe przygody. Na razie to tylko wstęp do całej zabawy.
Jakaś celebrytka zaprosiła mnie do swojej ulubionej, drogiej restauracji. Restauracja znajdowała się w jakiejś piwnicy i w ogóle mi się nie podobała. Na stołach stało tylko drogie wino i jakieś leczo, które swoim wyglądem wcale nie zachęcało do zjedzenia go. W dodatku celebrytka, która z resztą była matką mojego przyszłego chłopaka była upita i naćpana.
Siedziała przy największym stole i nie wyglądała bynajmniej na kobietę z którą można by się zaprzyjaźnić. Mam nadzieję, że chociaż ten chłopak będzie fajny. Chłopak rzeczywiście był super i cieszyłam się, że spotkałam go na swej drodze.
Zapomniałam jeszcze dodać, że jedynym warunkiem brania udziału w tym filmie było niekorzystanie z songra podczas przygotowywania go, ponieważ od tej pory będę bardzo często filmowana, nawet, gdy nie będę się tego spodziewać, więc nie mogę używać tego programu, gdyż nie ma go w scenariuszu. Jednak, gdy przyjechałam do swego domu po tej dziwnej kolacji, by odpocząć przed nowymi przygodami jakie miały mnie czekać włączyłam songra, bo pomyślałam sobie, że komu by się chciało instalować kamery w takim małym, zwykłym, niepozornym domku jak nasz. Gdy włączyłam przez ów program pierwszą piosenkę, która pojawiła się na liście mama zapytała podejrzliwie z drugiego pokoju:
– Co tam robisz?
– Używam songra – odparłam jej na to ze spokojem.
Wtedy to mama się rozpłakała i zaczęła mi wyrzucać:
– Nie możesz się do jasnej cholery powstrzymać?! Lepiej chyba brać udział w filmie, przeżyć wiele ciekawych przygód, dostać za to kasiorę i może zostać sławną niż siedzieć tylko w domu i ściągać głupie piosenki! Rzeczywiście, mama miała rację zwłaszcza, że nie wiem czemu, ale nic nie mogę znaleźć w tym internecie.
Może rzeczywiście mnie ktoś śledzi a nawet jeśli mnie nie nagrywa śledzi moje poczynania? Czyli wszystko przepadło – dotarło do mnie.
Użyłam songra, złamałam umowę! W desperacji ubrałam się jak najładniej i wyszłam na dwór w nadziei, że spotkam mojego chłopca z filmu.
Jakąś chwilę spacerowałam samotnie po ogrodzie.
Wreszcie chłopiec się zjawił, ale był bardzo smutny i nic nie chciał mówić. Pewnie już się wszystko wydało, a chłopak zdążył mnie polubić, a może tak się wczuł w rolę, że się już we mnie zakochał i teraz nie wie jak mi powiedzieć o nieuniknionym końcu naszej przygody, która z resztą dobrze się jeszcze nie zaczęła.
Kiedy wróciłam do domu zdając sobie dobrze sprawę, że może ostatni raz widziałam tego chłopca mama najspokojniej w świecie oznajmiła mi:
– Jak już będziemy pewne, że nam podziękowali, to polecę im Emilkę i Kamila, żeby oni grali zakochaną parę w tym filmie. Ten twój chłopiec i tak jest już sławny przez swoją matkę i nie jedną rolę w filmie w życiu dostanie, więc można by dać szansę twoim kolegom skoro ty ją zmarnowałaś.
Zabolały mnie bardzo słowa matki. Zamiast mnie pocieszyć, albo zakończyć ten temat milczeniem, bo przecież ona mnie już trochę zna i wie jak ja to ciężko przeżyje, to ona tak spokojnie szuka tym ludziom innej pary do filmu.
Poza tym ten chłopiec na pewno przestanie mnie lubić jak się dowie, że stracił tak poważną rolę w tak ciekawym filmie. Gorzej być nie może!

Categories
Sny

Same nieporozumienia

Był miły, ciepły, wiosenny weekend. Wyszłam z rodzicami na podwórko, by pobawić się z psem.
Spacerowaliśmy jak to zwykle po całym ogrodzie i byliśmy bardzo szczęśliwi. Po powrocie do domu tata zrobił mamie kawę i tymże gorącym napojem poszli się delektować do salonu a ja udałam się do swego pokoju, by zająć się swoimi sprawami.
Kiedy usiadłam przed komputerem usłyszałam, że rodzice się kłócą. Na początku prawie w ogóle mnie to nie obeszło, bo przecież życie to nie bajka i często zdarzają się nieporozumienia, nawet wśród najbliższych. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę, że ta kłótnia nie była zwykłym sobie nieporozumieniem, ponieważ trwała dłużej niż zwykle. Później wszystko ucichło i miły, wiosenny weekend spokojnie dobiegł końca. Z żalem pojechałam do szkoły, bo taka piękna była pogoda i tyle fajnego działo się na podwórku: kwitło mnóstwo pięknych kwiatów, lęgły się pisklęta, czarna kotka sąsiadów urodziła młode a i jedna z suczek w sąsiedztwie spodziewała się przychówku i kto wie czy Frodo nie miał w tym udziału. W szkole mieliśmy wtedy dużo prób przed wielkim koncertem wiosennym.
Prawie cały nasz ośrodek brał udział w tym przedsięwzięciu.
Oczywiście pani Malwina i pani Ludmiła sprawowały nad tym wszystkim pieczę.
Któregoś wieczora, gdy zmęczona wróciłam z wszelakich zajęć i prób przewidzianych na ten dzień w mojej szafce rozdzwonił się telefon, więc go odebrałam i dowiedziałam się od mej mamy, że rodzice właśnie się rozwiedli.
Bardzo mną ta wiadomość wstrząsnęła, ale z nikim się nią nie podzieliłam, bo i po co miałabym to robić, kogo to obchodzi. Następnego dnia miałam bardzo kiepski nastrój zwłaszcza, iż wiedziałam, że ten dzień nie będzie mnie oszczędzał. Po lekcjach udałam się na zaplanowaną już wcześniej próbę do koncertu wiosennego. Na scenie stałam koło Rafałka, który bardzo mnie irytował, bo wiercił się bez przerwy i poszturchiwał wszystkich w około.
Zresztą kogo on nie wkurzał. Z małych instrumentów perkusyjnych, które nam przydzielono mnie dostały się kastaniety, nie marakasy niestety.
Tego dnia wymachiwałam nimi ze złością, bo miałam ich już serdecznie dość tak jak tego całego koncertu wiosennego. Za którymś razem szturchnęłam niechcący Rafałka, który naturalnie oddał mi ze zdwojoną siłą.
– Uważaj co robisz! – zawołał wściekły.
– Co się tu dzieje? – zapytała pani Malwina momentalnie przerywając grę na fortepianie.
– Bo on mnie cały czas szturcha specjalnie a ja nic mu nie mówię a gdy ja go szturchnęłam nieumyślnie to on już z tego aferę robi. To przez te cholerne kastaniety! Nienawidzę ich! – wybuchnęłam. I wolałabym marakasy – dodałam już znacznie ciszej i ostentacyjnie westchnęłam na koniec mej pełnej bulwersacji i żalu wypowiedzi.
– Dobrze – powiedziała pani Malwina, po czym zabrała mi kastaniety, ale nie kontynuowała już dalej próby.
Dobrze, że na tej próbie nie było pani Ludmiły, bo dopiero by było piekło.
– Za karę, że tak brutalnie zakończyliście dzisiejszą próbę pójdziemy wszyscy do kina na najnudniejszy film świata. Proszę natychmiast iść po kurtki, za 5 minut widzę was pod portiernią – ogłosiła pani Malwina.
– I widzisz co narobiłaś – narzekał Rafałek wyprowadzając mnie z klasy. W kinie było bardzo dużo ludzi i były ogromne kolejki po bilety, ale nasza niezawodna nauczycielka muzyki jakoś się wcisnęła i już po dziesięciu minutach siedzieliśmy w sali kinowej z wiadrami pełnymi popcornu.
Każdy miał swoje wiaderko tylko ja dzieliłam mój popcorn z Rafałkiem koło którego zresztą przyszło mi siedzieć. Reklamy trwały chyba z pół godziny a Rafałek zjadł w tym czasie prawie cały popcorn, ja nie miałam na niego ochoty.
Wreszcie film się zaczął. Był on bardzo dziwny, gdyż składał się ze scen z różnych filmów nakręconych przez te lata.
Były tam sceny z horrorów, sceny romantyczne i sceny śmieszne i właśnie kiedy pokazywali scenę z filmu "Maczeta" z Lady Gagą w roli głównej pani kazała nam wyjść z kina.
– Cholera – mruknęłam cicho i wybiegłam z Rafałkiem z sali, który ściskał wiaderko z resztkami popcornu. Na dworze zrobiło się jakoś zimno a my staliśmy przed tym nieszczęsnym kinem nie wiadomo po co.
– No i co, miło wam teraz? – zapytała pani Małgorzata.
– Nie – powiedział Rafałek skruszonym głosem i wróciliśmy do szkoły.
Będąc w pokoju próbowałam sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć.
Bałam się następnych prób, poza tym przypomniał mi się rozwód mych rodziców. I z kim ja teraz będę mieszkać z mamą czy z tatą, w Krasocinie czy gdzie indziej, a czyj będzie pies i gdzie teraz będzie mieszkał?
Następne próby upłynęły już w najlepszym porządku, ale tegoroczny koncert wiosenny był cichszy niż zwykle, gdyż nie było wcale ani dużej perkusji na której zwykle grywał Józek ani też małych instrumentów perkusyjnych na których grywali ochotnicy wyznaczani przez panią Malwinę. No cóż.

Categories
Sny

O nie

W niedzielę wieczorem znów zjawiłam się w Krakowie, by już następnego dnia napisać pierwszą część egzaminu zawodowego. W mym pokoju trwała ożywiona rozmowa i z początku nikt nie zwrócił na mnie uwagi. W końcu udało mi się przebić przez słowotok mych koleżanek i zapytać co się tak właściwie stało.
– Teraz dyrektorka już na prawdę przegięła! – zaczęła Ewelina. – Zaprosiła do naszej szkoły dwóch gejów i oni śpią na nowym internacie na drugim piętrze. To skandal!
– A czy ci geje coś nam robią? – zapytałam spokojnie.
– Tak, robią. Przyłażą do naszego pokoju i nas podrywają – powiedziała Emilka.
– To skąd wiecie, że są gejami?
– Bo całują się przy nas.
– Och – westchnęłam, nie wiedząc co dalej mówić. – Będziemy tu przecież tylko dwa dni, a potem wrócimy do domu i zapomnimy o sprawie – pocieszałam je.
– Niby tak, ale takie coś w ogóle nie powinno mieć miejsca – powiedziała Kaśka.
Przed dziesiątą wieczór rzeczywiście zawitał do nas jakiś mężczyzna imieniem Łukasz i jął zalecać się do Eweliny. W końcu dziewczyna go wygoniła i wreszcie poszłyśmy spać, ale nikt nie pamiętał, by nastawić budzik, więc następnego dnia obudziłyśmy się dopiero o ósmej.
Przerażone dziewczęta zerwały się z łóżek.
Tylko ja byłam spokojna aż do czasu, gdy okazało się, że nie wzięłam z domu ani pieniędzy, ani dowodu osobistego, co oznaczało, że ani nie będę nic jeść, ani też nie przystąpię do egzaminu.

Chcę cię przelecieć

Z egzaminem jakoś się udało, przynajmniej pierwszego dnia, a na jedzenie pożyczył mi Radosław.
Moje poważne problemy zaczęły się dopiero po południu.
Siedziałam w swym pokoju z włączonym komputerem i właśnie zaczęłam się zastanawiać, jakiej przyjemności się oddać, gdy do pokoju wkroczyli nasi "nowi znajomi".
Jeden z nich właśnie mówił coś o prąciu.
Czar miłego popołudnia spędzonego w gronie przyjaciół na starych śmieciach minął bezpowrotnie. Łukasz zagaił Ewelinę rozmową, która zresztą wcale jej się nie podobała, a do mnie przysiadł się Rafał. To byli chyba bliźniacy, bo mieli bardzo podobne do siebie głosy. Z początku Rafał rozmawiał ze mną o byle czym, a następnie przeszedł do sedna sprawy:
– Wiesz, zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia i z tego tytułu pragnąłbym cię przelecieć.
– Nie, nie zgadzam się – odpowiedziałam stanowczo. Ewelina miała chyba ten sam problem, a Emilka i Kasia gdzieś sobie poszły, żeby na to nie patrzeć. Mężczyzna próbował posadzić mnie sobie na kolanach, ale wyrywałam mu się bardzo. W końcu wbił mi strzykawkę w rękę i wtedy zasnęłam.
Wcale nie wiem, czy mnie przeleciał, czy nie, dość, że obudziłam się bardzo późno, bo dopiero przed kolacją.
Byłam wściekła, że gościu zmarnował mi całe popołudnie.
Zapytałam Eweliny, która w najlepsze oglądała brazylijski serial, czy jej Łukasz też ją uśpił, ale ona nie chciała do tego wracać. Kasia i Emilka już wróciły i oddawały się oglądaniu wraz z Eweliną.
Następnego dnia mężczyźni przyszli wcześnie rano, ale o dziwo szybko zrozumieli, że zaraz mamy ważny, ciężki egzamin i poszli sobie.
Niestety po południu znów się zjawili, a mój tata, jak na złość miał przyjechać po mnie później. Tym razem mężczyzna nie tak od razu mnie uśpił i dłużej musiałam mu się wyrywać.
Widocznie bardziej zależało mu na świadomym seksie ze mną. W końcu jednak dał za wygraną i uśpił mnie, ale przed wbiciem strzykawki powiedział:
– I tak cię dopadnę i to nie będzie w szkole i wtedy nikt nie usłyszy twojego krzyku, więc zrobisz to świadomie. – Tata zastał mnie jeszcze osowiałą po zastrzyku.
Najpierw powiedziałam mu, że to zmęczenie po egzaminie, ale już w domu wszystko rodzicom opowiedziałam. Na szczęście nie zaszłam w ciążę po tych gwałtach, ale bałam się, że Rafał mnie znajdzie. Chłopak skądś poznał mój numer telefonu oraz adres mailowy. Wydzwaniał do mnie i pisał listy miłosne.
Któregoś dnia zjawił się nawet w Krasocinie, więc mama zawiozła mnie do Częstochowy i załatwiła mi ochronę.
Bardzo mi się tam nudziło, ale przynajmniej byłam bezpieczne.
Często prowadziłam długie rozmowy z ochroniarzami, albo bawiłam się z psami i kotami, które mi przyprowadzano, lub same do mnie przychodziły.
Któregoś dnia miałam iść do kościoła. Nie wiedziałam, czy będę tam mieć ochronę czy nie, ale już doszły mnie słuchy, że Rafał przyjechał za mną do Częstochowy. Do kościoła przyszłam długo przed mszą i mało było jeszcze ludzi, a ja bałam się okropnie.
Obok mnie usiadł pan Marcin Wojciechowski i wtedy na chwilę zapomniałam o moim strachu.
Opowiedziałam mu o Rafale i o moim przymusowym pobycie w tym zwykłym, szarym mieście.
Potem pan Marcin zapytał mnie, czy jestem za Komorowskim, czy za Dudą.
Odpowiedziałam, że za Dudą i wtedy zapadła cisza. Po chwili rozpoczęła się msza. Z panem Marcinem czułam się trochę bezpieczniej, ale gdy wracałam do ławki po przyjęciu komunii nie mogłam znaleźć swojego miejsca i w końcu zrezygnowana usiadłam obok kogoś innego.
Wtedy strach powrócił do mnie ze zdwojoną siłą. Nie mogłam się doczekać końca mszy, żeby jak najszybciej zwiać z kościoła do moich ochroniarzy i małych piesków, które chętnie się ze mną bawiły, ale z drugiej strony bałam się, że wtedy właśnie Rafałsko mnie złapie i będzie koniec. Gdy wreszcie msza się skończyła wstałam z ławki i udałam się w stronę wyjścia.
Wtedy mężczyzna siedzący najbliżej złapał mnie i poprowadził do wyjścia, ale nie chciał puścić.
Wiedziałam, że to Rafał.
– Gdzie ty poszłaś! – usłyszałam jescze głos Wojciechowskiego. – Teraz on cię złapie i będzie po wszystkim!
Miałam jeszcze resztki nadziei, że ochroniarze czekają w pobliżu i zaraz mnie uratują.
Wrzasnęłam więc na całe gardło: Nieeeeeee! i wyrywałam się Rafałowi z całych sił.
– Ale ja jestem Łukasz. Nie musisz się mnie obawiać.
– Ty jesteś taki sam jak ten twój braciszek! – wrzeszczałam.
– A dlaczego nie ma Rafała?
– A co, tęsknisz za nim? On już nie miał siły cię ścigać, więc poprosił mnie o pomoc. Zgodziłem się, pod warunkiem, że będę mógł cię przelecieć.
– A gdzie twoja Ewelinka?
– Zwiała mi. Ale to nic. Ty jesteś ładniejsza. Nie oddam cię Rafo łowi. Powiem mu, że cię nie znalazłem.
Wykorzystując, że Łukasz nieco zwolnił uścisk wyswobodziłam jedną rękę i uderzyłam mężczyznę w twarz. Chłopak wrzasnął i chciał coś powiedzieć na mój temat, ale wtedy ktoś mi wreszcie pomógł i rozprawił się z tym drabem.
Zaraz potem zrobiło się cicho. W pobliżu nie było ani ochroniarzy, ani nikogo innego.
Wróciłam więc do mojego częstochowskiego domu, a stamtąd zadzwoniłam do mamy.
– Ja chcę do domu! – wrzasnęłam w słuchawkę i prawie się rozpłakałam jak dzieciak. – Nie mam już ochroniarzy. Nawet psy gdzieś pouciekały. Jestem sama jak palec. Mam już serdecznie dość siedzenia w tej nudnej częstochowinie.
– To pojedź gdzie indziej. Nie mogę cię teraz przyjąć, ponieważ w naszym domu czeka na ciebie spragniony miłości Rafał, który nie zaufał bratu twierdząc, że on na pewno źle załatwi sprawę. Stwierdził, że kiedyś musisz w końcu wrócić do domu.
– O nieeeee! – wrzasnęłam znowu w słuchawkę i rozpłakałam się. Co ja mam teraz robić?!

Categories
Sny

Pęknie balon, będzie spokój

Dostałam od kogoś świnkę morską i bardzo mi się spodobała.
Była spokojna, przyjazna i miała miękką jedwabistą sierść.
Chciałam ją kiedyś zapoznać ze świnką Dorotki, ale jak na razie nie nadarzała się po temu okazja. Po dłuższej przerwie od nauki musiałam pojechać do szkoły i zostawić świnkę w domu. W szkole powitało mnie wielkie zamieszanie, ponieważ wymyślono nową dyscyplinę sportu – rzut balonem i teraz zbierano chętnych na pierwsze zawody.
Naturalnie się zgłosiłam, bo bardzo lubię rzucać wszelkiego rodzaju piłkami.
Przedwieczorem spotkaliśmy się w ogrodzie i każdy z uczestników dostał po dwa balony. Radosław skarżył się, że z jego balonem jest coś nie tak, ale nikt na to nie zważał.
Jeden balon dostałam z nadrukiem, a drugi bez. Ten z nadrukiem zostawiłam sobie na drugi rzut.
Zdobyłam drugie miejsce w rzucie balonem, a pierwsze ten mężczyzna, który przyjechał do nas specjalnie, by ową dziwną dyscyplinę sportu wypromować.
Trochę byłam zła, że sam brał udział w konkursie, bo przecież to oczywiste, że jak sam taki rodzaj sportu wymyślił to i się w tym wyspecjalizował.
Jednak mimo wszystko podchodziłam do tej zabawy z dystansem.
Zaraz po zawodach udałam się do pokoju.
Potem przyszła do mnie pani Maria, by mi pogratulować i powiedziała, że kilka najlepszych osób jest proszona na jutrzejszy trening przed zawodami światowymi.
Miałam mieszane uczucia co do tej wiadomości. Bo niby jestem dobra w tym rzucaniu i mogłabym coś ugrać, ale to też wymaga czasu i poświęcenia, a ja nie chcę się zajmować sportem w życiu tak na poważnie tylko dla hobby.
Następnego dnia po obiedzie rozejrzałam się za dresem, by go ubrać na trening. Gdy już włożyłam spodnie i przyszedł czas na górę od stroju, ktoś zapukał do drzwi.
Zrezygnowałam z rozbierania się niezadowolona, że mi ktoś przeszkadza, ale mruknęłam: Proszę. – Do pokoju wszedł mężczyzna, który wygrał wczorajsze zawody i miał teraz być naszym trenerem.
Przez chwilę rozmawiał ze mną zwyczajnie.
Pytał o zainteresowania, kondycję fizyczną i takie tam różne.
Potem zagadał do Wiki, która siedziała przy swoim komputerze.
Następnie rozejrzał się po pokoju, jakby w obawie, czy coś lub ktoś na niego nie czyha i powiedział:
– No, Karola. Czas już na nas.
– Muszę się jeszcze przebrać. Proszę na chwilę wyjść, a ja zaraz będę gotowa.
– To nie jest potrzebne. Nawet lepiej, gdy ujrzę twoje ciało w pełnej krasie – powiedział mężczyzna i przysunął się do mnie bliżej. Nie zaczęłam ściągać bluzki, tylko czekałam, aż trener zmieni zdanie i opuści nasz pokój. Ale on najwyraźniej nie miał na to najmniejszej ochoty i jeszcze na domiar złego zaczął mnie dotykać.
Wtedy nie wiadomo dlaczego, może dla rozładowania nieprzyjemnej atmosfery odchyliłam się lekko i włączyłam radio.
Właśnie leciała piosenka Seala "Crazy". Mężczyzna usłyszawszy muzykę nagle się odsunął a zaraz potem wyszedł. Na treningu wszystko było normalnie, jakby w naszym pokoju nic nie zaszło. W parę dni później w naszej szkole zjawił się również pan Marcin, więc poprosiłam go o pożyczenie pierwszego albumu Seala, by mieć ją na wszelki wypadek, gdyby trener znów wpadł na pomysł molestowania mnie. Nie powiedziałam nikomu o niefortunnej przygodzie z trenerem. Z czasem przestałam się tym przejmować zwłaszcza, że na treningach szło mi coraz lepiej.
Któregoś dnia gdy znów odpoczywałam po obiedzie czekając na trening usłyszałam na korytarzu podenerwowany głos trenera:
– Jakby oni tylko chcieli, to roznieśliby ten Microsoft w proch i w pył!
– Nie byłabym tego taka pewna – odezwała się Monika wchodząc do swego pokoju.
Teraz wiedziałam co się stanie. Usłyszałam jego kroki i sparaliżował mnie strach.
Zaraz potem trener wszedł bez pukania do pokoju. Gdy koło mnie usiadł i brał się do swoich niecnych planów przypomniałam sobie o płycie i chciałam ją włączyć, ale nie była włożona do radia, bo nie spodziewałam się dziś wizyty trenera, a ręce trzęsły mi się jak w gorączce.
Teraz jednak mężczyzna był przygotowany na mój manewr.
Wyrwał mi płytę z ręki i rzucił na sąsiednie łóżko.
Chciałam prosić Wiktorię, by ją włączyła, ale ona jakby w ogóle nie słyszała co się wokół niej dzieje.
Dłuższą chwilę szamotałam się z trenerem i kiedy już straciłam nadzieje pewna, że gostek mnie zgwałci ktoś wszedł do pokoju z balonem w ręce.
Zaraz potem usłyszałam głos pana Marcina:
– Czy mam pęknąć ten balon?
Trener nagle rozluźnił uścisk i powiedział:
– Nie. Od tego balonu wszystko się zaczęło i dzięki niemu i tej dziewczynie zostanę sławny.
– Nie zostaniesz – powiedział pan Marcin i pęknął balon.
– Co wy robicie. Nie mogę skupić się na robocie! – oburzała się Wika.
– Usuwamy z mojego życia niepożądanych ludzi – odpowiedziałam. Mężczyzna jakby osłabły, ale wściekły bardzo wstał z łóżka zostawiając mnie w spokoju i udał się w stronę tapczanu z płytą.
– Co ty kurwa zrobiłeś! – wymamrotał przez zęby i jeszcze bardziej zbliżył się do tapczanu. Na szczęście pan Marcin był szybszy i zabrał płytę. Mężczyźnie natomiast wręczył nowy, nienapompowany balon oraz szczątki starego.
– Masz jeszcze jedną szansę, ale jeśli znowu będziesz broić to wiesz jak się to skończy?
– Na przyszły raz będę ostrożniejszy – powiedział trener śmiejąc się szyderczo.
– Nie byłbym tego taki pewny – powiedział pan Marcin i mężczyźni opuścili pokój.
Idąc do łazienki, by przemyć twarz i skorzystać z toalety natknęłam się na jeszcze jeden, nienapompowany balon.
Nadmuchałam go. Był z nadrukiem. To chyba ten sam, którym rzuciłam na moich pierwszych zawodach. Ten, dzięki któremu byłam najlepsza.

Categories
Sny

Za niepływanie

Ktoś poszedł nam na rękę i załatwił praktyki w radiu i w telewizji, ale tylko dla dwóch osób z klasy. Nie mogliśmy się dogadać, kto przyjmie praktyki, dlatego zdecydowano, że zostaną zorganizowane zawody pływackie, które rozstrzygną wszystko.
Wszyscy chcieli oglądać nasze pływackie poczynania i trzeba było zrobić wejściówki, bo nasze pomieszczenie z basenem nie jest zbyt duże.
Jeszcze kilka dni przed zawodami na naszą lekcję instrumentoznawstwa przyszło dwóch mężczyzn, by z nami porozmawiać i zrobić rekonesans.
Jednemu z nich spodobał się bardzo mój głos, ale nic mi nie obiecał, a narobił jedynie nadziei. W dzień zawodów w naszej szkole było już tyle ludzi, że trudno było się poruszać. Pani dyrektor ośrodka była szczęśliwa, że jej szkoła jest teraz tak oblegana i przez to będzie bardziej znana. W drodze do szatni spotkałam pana Marcina Wojciechowskiego, który życzył mi powodzenia. To źle, że wybrano akurat taki typ rywalizacji, bo ja nienawidzę basenów i pływam byle jak. Na pewno więc nie wygram, a co za tym idzie nie dostanę tych praktyk, ani w radiu, ani w telewizji.
Zrezygnowana weszłam do szatni i położyłam torbę z laptopem na ławce. Otworzyłam torbę od laptopa, by wyciągnąć z niej nieszczęsny strój kąpielowy, gdy nagle znalazłam w torbie niedawno kupioną płytę Roxette. Co ona tu w ogóle robi? Usiadłam na ławce z płytą w rękach i zaczęłam się zastanawiać, że jestem tutaj całkiem zbędna, zupełnie tak, jak ta płyta w mojej torbie od laptopa. Nagle usłyszałam dobiegające z głośnika zdanie:
– I właśnie do zawodów przygotowuje się nieoceniona pływaczka Karolina Malicka! Teraz właśnie odstresowuje się płytą Roxette, by z dźwiękiem ich równie wspaniałych piosenek przepłynąć jak najszybciej cały nasz basen!
– Boże, skąd oni wiedzą, co ja teraz robię? Czy ja mam monitoring w szatni, czy co? I dlaczego okrzyknięto mnie wspaniałą pływaczką. Teraz, to ja na prawdę się skompromituję.
Schowałam płytę do torby od laptopa i pośpiesznie wybiegłam z szatni. Nie będę pływała! I tak nic nie ugram, a jedynie zawiodę ich wszystkich i przyniosę wstyd całemu ośrodkowi. Po południu miało się odbyć uroczyste wręczenie medali i uczestnictwa w praktykach. Nie byłam pewna, czy mam tam iść, czy nie, ale chciałam się dowiedzieć, kto zgarnął nagrody, więc poszłam. Na sali gimnastycznej było mnóstwo ludzi.
Stanęłam sobie w kąciku, by nikt mnie przypadkiem nie zauważył.
Drugie miejsce zdobył Bartek, a pierwsze… ja.
Dlaczego ja? Przecież ja w ogóle nie pływałam. Jak to możliwe? Za to, że dostałam pierwszą nagrodę, mogłam sobie wybrać, czy chcę do radia, czy do telewizji, a Bartkowi zostanie to drugie.
Oczywiście wybrałam radio.
Wręczono mi medal i świstek uprawniający mnie do odbycia tam praktyk. Pan Marcin pogratulował mi, a potem zostaliśmy zaproszeni na uroczysty posiłek. Gdy tylko dobiegł on końca pobiegłam do Alicji, by opowiedzieć jej wszystko. Przyjaciółka wiedziała o mojej nagrodzie, ale nie była zadowolona.
– Obiecali mi wejście na basen, gdy będziesz pływała, a potem były z tego nici. Wpuszczono tylko komisję! – nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale zdecydowałam, że powiem prawdę.
– Bo ja w ogóle nie pływałam.
– Co? Jakaś wychowawczyni mi to mówiła, ale nie chciałam jej wierzyć. Podobno pływali nauczyciele, żeby z sali dobiegał szum wody. Bartka dali na drugie miejsce, bo wiedzieli, że on dobrze pływa.
– A co powiedziała na to reszta uczestników i co robiła w tym czasie komisja? – zapytałam.
– Pan Marcin chciał cię wziąć do radia, dlatego musiałaś wygrać, a tym z telewizji spodobał się twój głos. Nie mogli się dogadać, kto cię weźmie, więc zdecydowano, że sama sobie wybierzesz. Nie można było jednak oficjalnie odwołać zawodów, bo tyle ludzi zjechało się do naszego ośrodka. Pan Mateusz nawet proponował takie rozwiązanie, ale pani dyrektor się nie zgodziła.
– Macie ich wszystkich przekonać, że Karolina jest najlepsza! Wydałam tyle kasy na tych gości. To mi się musi teraz zwrócić. Nie mogę ich teraz rozczarować – mówiła pani Florewicz.
Biedny pan Mateusz nie miał innego wyjścia.
Dlaczego ty w ogóle wzięłaś tę nagrodę! Ona ci się nie należała!
– Chciałam być dłużej z panem Marcinem – tłumaczyłam się.
– I tak by coś zrobił, żeby cię przyjąć, skoro mu tak na tobie zależało. A teraz ty okryłaś się fałszywą sławą świetnej pływaczki.
– Bałam się, że się nie uda. Nie mogłam przecież tego wiedzieć. A swoją drogą co oni by zrobili, gdybym nie przyjęła tej nagrody? Pani dyrektor nie mogła przecież wiedzieć, jak bardzo mi na niej zależało więc nie miała pewności, jak się zachowam w tej absurdalnej sytuacji.
– Pani dyrektor była u twoich dawnych wychowawców, którzy cię dobrze znają, a wiem, że zwłaszcza pod koniec czwartej klasy, kiedy już nie wyrabiałaś z maturą i miałaś wszystkiego dość, trochę im się zwierzałaś. U mnie też była, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, co ta kobieta zamierza zrobić, więc też jej powiedziałam.
– Ale nie mogę przecież wszystkiego odkręcić, bo wtedy rzeczywiście ośrodek będzie miał przechlapane, a medal i tak miałam zamiar oddać na cele charytatywne.
– I uważasz, że tym zatuszujesz swoją hańbę?
– Nie, ale…
– Liczy się dla ciebie honor ośrodka, czy twój własny?
– Dobrze. W takim razie pójdę do pana Mateusza i oddam mu medal, ale zobaczysz, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
– Teraz to nic nie da. Lepiej pomyśl kto oprócz Bartka dobrze pływa w twojej klasie. Weź obie te osoby i porozmawiaj z nimi. Bartkowi oddaj medal i praktyki i niech oni zdecydują która osoba pójdzie do radia, a która do telewizji. Mam nadzieję, że nie będą się o to kłócić. Przeproś ich naturalnie gorąco i poproś o dyskrecję z wiadomych powodów.
Alicja miała rację. Należało tak zrobić. Muszę zacząć od rozmowy z naszą wuefistką, bo ona obserwowała ostatnio nasze poczynania w basenie i wie dobrze, kto oprócz Bartka pływa w tej klasie dobrze.
Rozstałam się z Alą obiecując załatwić sprawę.
Cholernie chciało mi się płakać. Trzeba było przynajmniej iść wtedy na ten basen. Już od samego początku byłam cholernym, nieuczciwym tchórzem i muszę to teraz naprawić.

Categories
Sny

Dlaczego nam nie powiedziałeś

Z teczki Oriola

Dlaczego nam nie powiedziałeś

Uczę się przy komputerze. Emilia też usiłuje, ale jak zwykle wychodzi jej to marnie. Z głośników sączy się smętny chillout. Podobno jej to pomaga się skupić. No niech tam. W końcu każdy ma inne przyzwyczajenia. Nagle koleżanka przerywa względną ciszę i mówi:
– Słyszałaś o nowej grze Oriola?
– Nie. Coś ty. Ja się uczę, w przeciwieństwie do ciebie.
– To sprawdź. Damian zauważył w niej coś dziwnego. – To mnie ruszyło. Przerwałam czytanie obszernej notatki od pani Klementyny i pobrałam grę.
Była mieszanką wszystkich znanych mi gier Oriola i nawet mi się podobała. Kiedy pomyślnie przeszłam jedno z zadań usłyszałam coś, co wprawiło mnie w niemałe zdumienie. Oriol powiedział krótkie zdanie po polsku. Pewnie o to chodziło Damianowi. I skubaniec nic nam o tym nie wspominał. Ja mu tu dam. W innym zadaniu też trafiło się jakieś polskie zdanko wypowiedziane przez Oriola. O nie. Uduszę go zaraz.
Weszłam na fb. Był dostępny, więc przywitałam się z nim po angielsku i napisałam po polsku kilka zdań.
Odpisał mi po polsku, coś tam po oriolowemu.
Jakieś droczenie w jego stylu.
Potem pisaliśmy już po angielsku i nie poruszałam już tematu języka.
Niedługo później spotkałam się z Martyną i przekazałam jej językową wieść.
– Na prawdę, serio? – nie chciała uwierzyć dziewczyna. – Nie opowiadaj głupot. Mam dobry nastrój, więc mi go nie psuj – burzyła się koleżanka.
– Nie wierzysz, to nie. Ja sobie będę z nim pisać po polsku – po mych słowach Martyna wybiegła z pokoju. Nie wiadomo, czy dlatego, że się obraziła za gadanie do niej według niej niestworzonych rzeczy, czy też dlatego, że sama chciała się przekonać o prawdziwości tego, co jej przed chwilą powiedziałam. Chciałam znowu powrócić do notatki, ale wtedy do pokoju wróciła Emilia, więc zagadnęłam:
– Martyna nie uwierzyła mi, że Oriol mówi po polsku.
– A po coś ty jej o tym mówiła? Mądra ty jesteś w ogóle? Przecież teraz to ona wcale mu spokoju nie da. Babo, myślże trochę!
– Ojej. A co? Miałam to ukrywać? I tak by się pewnie dowiedziała.
– Niekoniecznie. Ona nie gra we wszystkie jego gry.
– A, przesadzasz – obruszyłam się. Powiedziałam i tyle. Musisz przyjąć to do wiadomości. Zaraz jeszcze Kindze powiem – dodałam już z czystej przekory.
– Mogłam ci nie mówić o nowej grze i damianowych spostrzeżeniach.
– I tak bym zauważyła – chciałam dodać, ale zamiast tego zagłębiłam się w notatkę.
Wtedy znów przeszkodziła mi Martyna wpadając z hukiem do naszej sypialni.
– Rzeczywiście, miałaś rację. Ale on na razie zaczyna. Ale ja go mogę uczyć. Chociaż raz będzie odwrotnie, bo zawsze wszyscy mnie uczą hiszpańskiego. Tego się nie spodziewałam. Tylko nie chce mi powiedzieć dlaczego zaczął się uczyć. Może wreszcie pogadam z nim na skypie… – trajkotała Martyna. Złapałam się za głowę. Kobieto, zaraz cię uduszę – mruknęłam, ale ona nie słuchała. – Ja się uczę – powiedziałam już głośniej. – A nie mówiłam – powiedziała Emilka i przygłosiła nieco swój chillout, zatapiając się w swoje sprawy. No, przynajmniej usiłowała to robić. Oj, będzie ciekawie.

EltenLink